Czy faktycznie czuwasz?

Rozważanie na I Niedzielę Adwentu, rok B2
 
 

Ktoś, kto chociaż raz czuwał, wie, jak jest to trudne, zwłaszcza gdy kleją się oczy, a głowa usypiająco się kiwa. Czuwanie nie jest łatwym zadaniem, bo zawsze wiąże się z odpowiedzialnością. Czuwamy przy chorych, by pomóc im, gdy będą tego potrzebować, czuwamy na warcie, by uchronić innych od niebezpieczeństwa. Nocni strażnicy czuwają, strzegąc czyjegoś mienia. Czasami czuwamy przy dzieciach, gdy niespokojnie śpią. Każdy zna to poczucie misji, które z czuwaniem się wiąże, ale też ciężar – bo czuwanie wymaga nie tylko dyscypliny, ale także hartu ducha. Nigdy bowiem nie wiemy, co przyniesie nam ranek…

Dzisiejsza ewangelia mówi o tym, by czuwać. Często przyjmujemy to gładko, bezrefleksyjnie, powtarzamy jak slogan. Tymczasem każdy z nas miał taki moment w życiu, że nie czuwał. Gdyby wtedy przyszedł Gospodarz, to by nas nie zastał. Mógłby nas za to zobaczyć w łóżku u zamężnej sąsiadki, w firmie, w której robimy nieczyste interesy, kłócących się z żoną (albo mężem), spędzających godziny przed telewizorem. Mógłby nas zobaczyć przejadających, przesypiających kolejne dni swojego życia, marnujących dany nam czas i oddających się konsumpcji.

Czuwanie chrześcijanina wymaga samodyscypliny. Współczesny świat temu nie sprzyja, bo większość z naszych znajomych nie idzie w niedzielę do kościoła, tylko na kręgle, wiele osób wybiera piątek na huczne imprezy, standardem są wolne związki. Bywa, że przychodzi nam do głowy pytanie, czy warto się starać i mieć jasno określone wartości, skoro mnóstwo osób tego nie robi i świetnie im się wiedzie. Miewamy więc pokusy, by porzucić ów stan czuwania i rzucić się w wir zabawy, uciech i swoistego „róbta co chceta”.

Czuwanie to systematyczna modlitwa. Bez niej nie ma relacji z Bogiem. Związki najczęściej rozpadają się przez brak porozumienia, dialogu, długich rozmów. Nie inaczej jest ze Stwórcą. Jeśli nie zwracamy się do Niego, nie powierzamy Mu swoich spraw, kłopotów, codzienności, staje się On dla nas Bogiem dalekim i odrealnionym. Systematyczna modlitwa pozwala nam poczuć bliskość Stwórcy i jest źródłem siły, ale przede wszystkim przynosi ogromne owoce w postaci pokoju serca i pokory.

Czuwanie to czytanie Pisma Świętego i rozwój duchowy – poprzez zapoznawanie się z odpowiednimi lekturami, rozmowy z duchownymi, osobiste pielgrzymki. O Mszy Świętej jako o oczywistości nie wspominam. Jeśli chcemy być gotowi na spotkanie z Gospodarzem, musimy w naszym doczesnym życiu znaleźć czas na wzrost duchowy. Zapewne trudno będzie „wpaść” do nieba wprost z rozgardiaszu, hałasu i pędu, jaki funduje nam współczesny świat.

Czuwanie to w końcu trzymanie się zasad, czyli przestrzeganie przykazań. I to jest wielce problematyczne, bo te przykazania często nas uwierają. Tworzymy więc własny kodeks postępowania, zwyczajnie kombinujemy. To jest łatwiejsze niż radykalizm, ponieważ radykalizm nie jest obecnie modny i źle się kojarzy – radykalne są przecież „moherowe berety” i dewoty. Nowoczesny człowiek powinien być wyzwolony i otwarty – powtarzają nam media i jeśli chcemy iść na skróty, odpuścić sobie, to w ten sposób się usprawiedliwiamy.

Czuwanie to pielęgnowanie w sobie dobra oraz dorastanie do prawdy, że naszym podstawowym powołaniem jest powołanie do świętości, niezależnie od tego, kim jesteśmy na co dzień.

Na początku Adwentu możemy się zastanowić, czy faktycznie czuwamy, czy jednak trochę przysypiamy, tylko od czasu do czasu wyglądając na drogę. A może śpimy kamiennym snem? Jeśli tak jest, to przeczytałeś ten tekst właśnie po to, by to zmienić.

uwaga.jpg

Rozważania Niedzielne

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code