Po pierwsze nie demonizować

[play=debata_9_biedron.mp3]

 

Uważam, że ciężko jest pogodzić orientację homoseksualną z dzisiejszym stanowiskiem Kościoła katolickiego. Jest ono bowiem pełne niezrozumienia dla gejów i lesbijek i wymaga od nich okrutnych i nieludzkich poświęceń. Jestem jednak głęboko przekonany, że jeśli Bóg istnieje, w co osobiście wątpię, kocha gejów i lesbijki tak samo mocno jak osoby heteroseksualne. Wierzę, że nigdy nie potępiłby miłości homoseksualnej, podobnie jak nie potępiłby miłości heteroseksualnej. Dla Boga miłosiernego miłość to miłość. Gdy mężczyzna kocha mężczyznę, kobieta kobietę lub mężczyzna kobietę, Bóg jest szczęśliwy.
 
 
 
Geje i lesbijki stanowią integralną część każdego społeczeństwa. Zawsze zresztą byli jego częścią i zapewne zawsze nią będą. Jest ich tyle samo w każdym kraju – bez względu na to, czy jest bardziej, czy mniej tolerancyjny. Nie zmienią tego żadne zakazy i nakazy. Warto może zastanowić się, jak sprawić, by gejom i lesbijkom w Polsce żyło się lepiej?
 
Jestem głęboko przekonany, że nasz brak szacunku, a czasem nawet tolerancji dla osób homoseksualnych wynika przede wszystkim z niewiedzy. Żyjemy bowiem w kraju, w którym mimo że homoseksualność nie jest kryminalizowana od 1932 roku, nadal jest tematem wstydliwym, pełnym uprzedzeń i niezdrowych emocji. Zapraszam więc Państwa do merytorycznej dyskusji na argumenty, nasze fobie i niechęci pozostawiając z boku.
 
Kwestią fundamentalną w procesie zrozumienia homoseksualności i tego, dlaczego należy traktować ją neutralnie etycznie, jest pojęcie orientacji seksualnej. Jest ona bowiem trwałym, głębokim, erotycznym, miłosnym i uczuciowym zainteresowaniem osobami określonej płci. Medycyna i psychologia wymieniają trzy orientacje seksualne: heteroseksualna – zainteresowanie osobami odmiennej płci, biseksualna – zainteresowanie osobami obojga płci oraz homoseksualna – zainteresowanie osobami tej samej płci. Współczesna wiedza medyczna podkreśla, że orientacja seksualna jest pewnym płynnym wymiarem: od orientacji ściśle homoseksualnej, poprzez różne poziomy biseksualności, aż do orientacji heteroseksualnej. Każdy z nas inaczej sytuuje się na tym wymiarze, indywidualnie określając swoją orientację seksualną.
 
Homoseksualność nie jest chorobą, zboczeniem czy dewiacją. Jest tak samo naturalna jak nasz kolor oczu, skóry lub lewo- czy praworęczność. Orientacja seksualna – czy to homo-, bi- czy heteroseksualna – nie poddaje się dobrowolnym modyfikacjom i nie jest efektem naszego wyboru. Są jednak ludzie, którzy wierzą, a co gorsza promują możliwość „leczenia homoseksualności”. Sam fakt, że namawiają oni do leczenia tylko jednej z trzech orientacji seksualnych, świadczy o braku jakichkolwiek kwalifikacji. Jeśli bowiem można by leczyć homoseksualność, dlaczego nie moglibyśmy leczyć biseksualności czy nawet heteroseksualności?
 
Psychologia, seksuologia i psychiatria nie znają ani jednego naukowo potwierdzonego przypadku, w którym doszłoby do zmiany orientacji seksualnej w toku jakiejkolwiek terapii. A te bywają naprawdę drastyczne – wielu moich przyjaciół było poddawanych terapiom hormonalnym, elektrowstrząsom czy faszerowanych lekami. Niektórym przeszczepiano nawet sutki wierząc, że tak radykalna zmiana „przywróci ich na jedynie słuszną drogę”. Wszelkie próby przeprowadzenia tzw. terapii reparatywnej (naprawczej), mającej na celu zmianę orientacji seksualnej, okazały się bowiem nieskuteczne. Rozumiem, że radykałom religijnym ciężko pogodzić się z doniesieniami badań naukowych. Jeśli jednak powszechnie przyjęta jest już dzisiaj wiedza o tym, że to Ziemia krąży wokół Słońca (wbrew temu, co twierdził przez wieki Kościół katolicki), może warto przyjąć dowody naukowe i porzucić zabobony. Promotorzy takich terapii chcieliby zapewne zapomnieć też o wielu spektakularnych oświadczeniach osób „leczonych z homoseksualności”, które negowały cudotwórczą moc polecanych przez nie wcześniej terapii. Wśród nich byli Gary Cooper i Michael Burkee, założyciele największego i najbardziej znanego na świecie ruchu „leczenia homoseksualności” – amerykańskiego Exodusu, którzy publicznie zanegowali jego sens i zamieszkali ponownie z partnerami homoseksualnymi.
 
Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne, zrzeszające autorytety naukowe z całego świata, w 1997 roku wydało specjalne oświadczenie, w którym wezwało wszystkich profesjonalistów do zaniechania stosowania terapii mających leczyć z homoseksualności. Podobne oświadczenia znajdziemy wśród polskich organizacji zrzeszających seksuologów, psychologów i psychiatrów. Wśród psychologów panuje dzisiaj powszechna opinia, że wszelkie oddziaływania terapeutyczne powinny zmierzać raczej w kierunku akceptacji przez daną osobę swojej orientacji seksualnej, wzmocnienia poczucia własnej wartości i ułatwienia jej funkcjonowania w świecie. Wsparcia w orientacji seksualnej, a nie jej odrzucenia.
 
Przeraża mnie dyskusja o leczeniu homoseksualności. Przypomina mi próby udowodnienia wyższości rasy aryjskiej nad innymi. W końcu nikt nie pyta o pochodzenie heteroseksualności. Nikt nie prowadzi badań nad tym, skąd się bierze heteroseksualność i czy aby heteroseksualność nie powinna być korygowana i nakierowana na „jedynie słuszną” – homoseksualną.
 
Gdyby orientację seksualną można było wybierać lub nabywać w toku socjalizacji, gejów i lesbijek już dawno pewnie nie byłoby na świecie. Po pierwsze dlatego, że my, geje i lesbijki, wychowujemy się wśród homofobicznego społeczeństwa. Nasza homoseksualność jest często niezrozumiana i piętnowana. W ponad 80krajach homoseksualność jest karana, także karą śmierci. Kto żyjąc w takim społeczeństwie, chce być gejem? Warto też pamiętać, że geje i lesbijki najczęściej wychowują się w rodzinach heteroseksualnych. Gdyby można było przekazywać orientację seksualną w toku socjalizacji, geje i lesbijki wymarliby. Rodziny heteroseksualne wychowywałyby bowiem tylko potomstwo heteroseksualne. Sam wyrastałem w takiej heteroseksualnej rodzinie, a mimo to, w przeciwieństwie do mojego rodzeństwa, jestem homoseksualny. Nikt mnie nie uwodził, nie przekonywał do homoseksualności, nie miałem też dominującej matki czy dominującego ojca, jak chcieliby to widzieć niektórzy.
 
Jak już wyżej wspomniałem, nadal znajdują się ludzie, którzy poddają się terapiom „leczenia”. Osoby te z własnej woli próbują „leczyć się z homoseksualności”, ponieważ nie potrafią odnaleźć się w świecie, który ich nie akceptuje. Ich problemem nie jest orientacja seksualna, ale opresyjne środowisko, które nie akceptuje ich jako gejów i lesbijek. Może więc zamiast leczyć z homoseksualności, powinniśmy leczyć nienawiść? Może to nietolerancyjna część społeczeństwa powinna się „zreperować”, a nie osoby homoseksualne? To najczęściej nie geje i lesbijki mają problem ze swoją orientacją, ale nietolerancyjne grupy religijne, polityczne czy społeczne. Gdyby żyli w otwartym, tolerancyjnym społeczeństwie, z pewnością nie chcieliby zmieniać swojej orientacji.
 
Inną kwestią używaną przez przeciwników emancypacji gejów i lesbijek jest rzekoma „nienaturalność homoseksualności”, a tym samym sprzeczna z prawem naturalnym. Homoseksualność, podobnie jak heteroseksualność i biseksualność, występuje zarówno wśród ludzi, jak i zwierząt, jest bowiem integralną częścią natury.
 
Termin „prawo naturalne” (zamiennie mówi się też „prawo moralne lub „prawo Boże”) jest terminem filozoficznym, a więc ściśle związanym z pewnym światopoglądem, nie nauką. Na świecie wśród różnych religii i szkół filozoficznych występuje całe spektrum definicji prawa naturalnego. Często są one ze sobą sprzeczne. Filozofowie posługiwali się bowiem tym wyrażeniem w sposób jawnie niejednorodny i niekonsekwentny, na ogół unikając jego szczegółowego wyjaśnienia. Ci zaś, którzy podjęli takie próby, nie zdołali sprostać temu zadaniu. Wykorzystywanie więc terminu „prawo naturalne” jest związane z naszymi subiektywnymi odczuciami lub poglądami, które mogą się różnić w zależności od wyznawanej religii czy kręgu kulturowego, do którego należymy.
 
Prawo naturalne jako termin filozoficzno-religijny, a nie naukowy jest silnie związane z represjami przeciwko ludzkiej seksualności. Wykorzystywane było i bywa w walce z antykoncepcją, seksem przedmałżeńskim, seksem nieprowadzącym bezpośrednio do zapłodnienia itp. Nienaturalne bywa nazywane np. korzystanie z prezerwatyw czy stosowanie zapłodnienia in vitro. Nienaturalny jest również seks analny czy oralny – nie prowadzą bowiem do zapłodnienia. Podobnie jak zwykłe całowanie się.
 
Prawo naturalne to zatem termin czysto wartościujący i bezwartościowy poznawczo. Ma jednak sporą siłę perswazyjną. Nazywając pewną normę prawem naturalnym, można mieć nadzieję, że uda się przekonać ludzi do uznania tej normy. Wypowiedź taka może bowiem wywoływać złudne wrażenie zrozumiałej i przekonującej. Wrażenie zrozumienia budzą bowiem słowa „prawo” i „naturalne”, które wzięte z osobna wydają się sensowne. Konstrukcja taka kojarzy się również z prawem natury, rozumianym powszechnie jako nazwa prawidłowości przyrodniczych, które są domeną nauki. Ponieważ zaś o tych ostatnich wiadomo, że nie zależą one od naszej woli, a przy tym są odkrywane i opisywane przez kompetentnych, godnych zaufania specjalistów, więc i dla norm nazwanych publicznie prawami naturalnymi udaje się często pozyskać – dzięki czysto językowemu skojarzeniu – bezkrytyczne uznanie laika.
 
Co ciekawe, Kościół katolicki ciągle ewoluuje, jeśli chodzi o rozumienie prawa naturalnego. Do niedawna silnie potępiał stosowanie prezerwatyw. Zmienił jednak zdanie, dopuszczając możliwość korzystania z prezerwatyw przez mężczyzn w krajach afrykańskich, w których istnieje duże ryzyko zakażenia wirusem HIV. Jestem przekonany, że pewnego dnia Kościół zmieni również zdanie na temat osób homoseksualnych i ich związków. Za jakiś czas któryś z przyszłych papieży przeprosi za prześladowanie gejów i lesbijek przez Kościół. Ubolewam jednak, że do tego czasu tak wiele osób homoseksualnych oraz ich rodzin i przyjaciół żyć będzie w poczuciu winy.
 
Podobnie rzecz wygląda z grzechem, którego jakoby dopuszczają się osoby homoseksualne uprawiające seks. Kategoria grzechu nacechowana jest jednak religijnie i powinna być stosowana wyłącznie wobec wyznawców danej religii i narzucana tylko im. Niektórzy uważają, że homoseksualność jest grzechem. Doktryna Kościoła katolickiego ma jednak inne zdanie na ten temat i wbrew obiegowej opinii nie uznaje homoseksualności za grzech. Katechizm Kościoła Katolickiego, który powinien być podręcznikiem każdego katolika, poświęca homoseksualności aż trzy paragrafy. Warto je przytoczyć, bo w sposób bardzo szczegółowy opisują oficjalny stosunek Kościoła rzymskokatolickiego do homoseksualności i osób homoseksualnych.
 
„Homoseksualność oznacza relacje między mężczyznami lub kobietami odczuwającymi pociąg płciowy, wyłączny lub dominujący, do osób tej samej płci. Przybierał on bardzo zróżnicowane formy na przestrzeni wieków i w różnych kulturach. Jego psychiczna geneza pozostaje w dużej części niewyjaśniona. […] Pewna liczba mężczyzn i kobiet przejawia głęboko osadzone skłonności homoseksualne. Skłonność taka, obiektywnie nieuporządkowana, dla większości z nich stanowi trudne doświadczenie. Powinno się traktować te osoby z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji. […] Osoby homoseksualne są wezwane do czystości. Dzięki cnotom panowania nad sobą, które uczą wolności wewnętrznej, niekiedy dzięki wsparciu bezinteresownej przyjaźni, przez modlitwę i łaskę sakramentalną, mogą i powinny przybliżać się one – stopniowo i zdecydowanie – do doskonałości chrześcijańskiej”.
 
To oficjalna doktryna Kościoła katolickiego. Praktyka wygląda niestety inaczej. Kościół katolicki wielokrotnie podkreślał swoją nietolerancję w stosunku do osób homoseksualnych poprzez np. zakaz wyświęcania osób homoseksualnych, odmowę duszpasterstwa dla takich osób czy wypowiedzi nawołujące do izolacji gejów i lesbijek. Niestety, obecna polityka papieża Benedykta XVI kontynuuje tę praktykę i nie zanosi się, by w najbliższym czasie Kościół katolicki wybrał drogę miłości bliźniego i poszanowania godności drugiego człowieka, którym również jest gej i lesbijka.
 
Kościół katolicki jest różnorodny. Panują w nim różnorodne opinie na różne tematy, chociaż hierarchiczna struktura sprawia, że opinie liberalne i reformatorskie często nie są tak widoczne jak te konserwatywne. Podobnie jest z podejściem do osób homoseksualnych i ich związków. W Polsce jest już kilku księży, którzy domagają się debaty wewnątrz Kościoła na temat akceptacji osób homoseksualnych. Niektórzy z nich opiekują się grupami gejów i lesbijek chrześcijan, które działają w Krakowie i Warszawie, niosąc im na co dzień pomoc duchową. Niestety, księża ci współpracują z osobami homoseksualnymi bez oficjalnego przyzwolenia hierarchii kościelnej. Ta pozostaje nadal głucha na problemy gejów i lesbijek, oferując im jedynie leczenie i modlitwę.
 
Trzeba też podkreślić, że w Polsce, w kraju, w którym zdecydowana większość społeczeństwa deklaruje się jako katolicka, większość gejów i lesbijek to również katolicy. Niestety, ich orientacja seksualna nie znajduje akceptacji wśród hierarchii kościelnej, co przejawia się codzienną dyskryminacją i mową nienawiści ze strony Kościoła.
 
Uważam, że ciężko jest pogodzić orientację homoseksualną z dzisiejszym stanowiskiem Kościoła katolickiego. Jest ono bowiem pełne niezrozumienia dla gejów i lesbijek i wymaga od nich okrutnych i nieludzkich poświęceń. Jestem jednak głęboko przekonany, że jeśli Bóg istnieje, w co osobiście wątpię, kocha gejów i lesbijki tak samo mocno jak osoby heteroseksualne. Wierzę, że nigdy nie potępiłby miłości homoseksualnej, podobnie jak nie potępiłby miłości heteroseksualnej. Dla Boga miłosiernego miłość to miłość. Gdy mężczyzna kocha mężczyznę, kobieta kobietę lub mężczyzna kobietę, Bóg jest szczęśliwy.
 
***
 
W polskim dyskursie o homoseksualności mamy też często do czynienia z demonizowaniem głosu gejów i lesbijek, częstym sugerowaniem istnienia „lobby homoseksualnego”, które czyha tylko, żeby zniszczyć zdrową, tradycyjną polską rodzinę. Gdy organizacje gejowsko-lesbijskie mówią o równych prawach, ich przeciwnicy grzmią o „przywilejach”, a obecny wicemarszałek sejmu, Stefan Niesiołowski kilka lat temu publicznie stwierdził, że „dawanie przywilejów pederastom jest wynaturzeniem i dziwactwem”. Cytatów podobnych do myśli wypowiedzianej przez Stefana Niesiołowskiego można przytaczać wiele – życie publiczne w naszym kraju pełne jest bowiem homofobicznych deklaracji. Do tych głosów dochodzą często oskarżenia o tzw. promocję homoseksualności. Warto wiedzieć, że to stosunkowo nowe, niezwykle ideologiczne pojęcie zostało przejęte od amerykańskich fundamentalistów, wśród których mniejszość gejowsko-lesbijską przedstawia się jako źródło wszelkiego zła. Takie ruchy powstają także w Polsce – podobną działalność prowadzi np. Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi z Krakowa. Jak zauważyła jednak Kinga Dunin, propaganda ma się do gejów i lesbijek tak samo jak syjonista miał się do Żyda podczas antysemickiej nagonki w 1968 r. „Eufemizm uruchamia pokłady nietolerancji, a zarazem daje moralne alibi – nie atakujemy ludzi, tylko narzucane nam przez nich poglądy. Ten zabieg sprawia, że można już pogardzać i wykluczać bezkarnie i mieć przy tym poczucie moralnej wyższości wynikającej z poczucia zagrożenia. Ciekawe, że «promocja» ma też walor nieodparcie komiczny, bo kojarzy się z reklamą, przeceną. I tak jak za komuny powstaje pole do absurdalnych żartów. Za komuny mówiliśmy do siebie «ty elemencie». Dzisiaj można pytać: kupisz homoseksualizm?” – napisała znana polska publicystka, dr Agnieszka Graff.
 
***
 
Reformy wymaga także dzisiejszy system edukacji, który zamiast promować tolerancję i różnorodność, powiela stereotypy i uprzedzenia wobec osób homoseksualnych. W podręcznikach szkolnych przeczytać możemy, że homoseksualność jest „zboczeniem”, a „pozostawanie w związku partnerskim może powodować zaburzenia psychiczne”. Warto byłoby przyjąć takie rozwiązania edukacyjne, które uczyć będą akceptacji dla różnorodności, a przede wszystkim przekazywać rzetelną i obiektywną wiedzę. Nie chodzi tutaj o zachęcanie do bycia gejem czy lesbijką – bo „promować homoseksualności” nie można – ale o dyskusję. Szkoła nie powinna unikać tej tematyki, bo po pierwsze statystycznie w każdej klasie szkolnej jest przynajmniej jeden gej albo lesbijka, po drugie uczniowie takiej wiedzy często poszukują. Dobrze, aby otrzymali ją od nauczyciela. Trzeba też pamiętać, że gejami i lesbijkami są często sami nauczyciele – oni uczą i będą uczyli nasze dzieci, czy tego chcemy, czy nie.
 
Przemoc psychiczna wobec osób homoseksualnych lub – co chyba ma miejsce najczęściej – podejrzewanych o bycie homoseksualnymi jest zjawiskiem tak powszechnym w polskich szkołach, że można zaryzykować tezę, iż przestało się ją zauważać. Gdy w 2006 roku na ulicach Warszawy pojawiły się plakaty „Co się gapisz, pedale?!” publicysta Rzeczpospolitej żądał ich ukrycia, bo jego dzieci na nie patrzą. Ciekawe, czy z taką samą energią angażuje się w walkę z homofobicznym językiem powszechnym w szkole, do której uczęszczają jego dzieci. Ponad połowa gejów i lesbijek doświadczyła jakiejś formy przemocy psychicznej, z czego aż w 29 proc. przypadków sprawcami byli koledzy lub koleżanki szkolni. 26 proc. aktów przemocy miało miejsce w szkołach. Nauczyciele często udają, że problemu nie widzą.
 
Warto więc zastanowić się, czy zamiast tracić energię na zwalczanie tzw. promocji homoseksualności, nie zacząć promować wiedzy o osobach homoseksualnych. Promocja ta obnażyłaby mit spopularyzowany przez Giertycha o tym, że do bycia gejem albo lesbijką można kogoś namówić. Namawiać co najwyżej można do tolerancji i szacunku dla drugiego człowieka. Zarówno nienawiść, jak i tolerancja nie są bowiem cechami wrodzonymi – można je nabywać lub odrzucać w drodze socjalizacji. Unikanie dyskusji o homoseksualności sprawi, że szkoła produkować będzie kolejnych ksenofobów, którzy swoją nietolerancję przenosić będą nie tylko na gejów i lesbijki, ale także na inne grupy społeczne. Warto przytoczyć wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 2007 roku: „Państwo, wykonując funkcje przyjęte na siebie w sferze oświaty i wychowania, musi zapewnić, aby informacje i wiedza zawarte w programie były przekazywane obiektywnie, krytycznie i w sposób pluralistyczny”.
 
Politykom udało się w ostatnich latach wykreować atmosferę strachu wśród nauczycieli i dyrekcji szkół przed poruszaniem pewnych kontrowersyjnych dla niektórych tematów, więc o gejach i lesbijkach w polskich szkołach się nie mówi. Strach przed dyskusją o homoseksualności pogłębił się, gdy były minister edukacji narodowej, Roman Giertych latem 2006 roku odwołał dyrektora Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli, ponieważ ten zaakceptował do dystrybucji wśród nauczycieli podręcznik Rady Europy „Kompas” mówiący o prawach człowieka, w tym dyskryminacji gejów i lesbijek. „Kompas” wykorzystywany jest we wszystkich krajach Europy, a także np. w muzułmańskim Maroku. Kulminacją tej swoistej ministerialnej kampanii przeciwko osobom homoseksualnym był projekt ustawy zakazującej tzw. promocji homoseksualności. Propozycje Giertycha, które na szczęście nigdy nie ujrzały światła dziennego w formie ustawy, miały w istocie sprawić jedno – zastraszyć tych, którzy chcieliby o homoseksualności rozmawiać bez uprzedzeń i stygmatyzujących stereotypów. Zwrócił na to uwagę komisarz Praw Człowieka Rady Europy, który w swoim memorandum do rządu polskiego napisał, że „w świetle wydarzeń politycznych ostatnich lat, a także wypowiedzi polityków można mówić o klimacie nieżyczliwym osobom o odmiennej orientacji seksualnej. Zakaz propagowania homoseksualności przenosi tę atmosferę do szkół”.
 
Jeszcze kilkanaście lat temu publiczne nawoływanie do nienawiści wobec osób homoseksualnych było czymś niewyobrażalnym. Gdy w maju 1991 roku ówczesny wiceminister zdrowia, Kazimierz Kapera nazwał homoseksualność zboczeniem i oskarżył osoby homoseksualne jako winne rozprzestrzeniania wirusa HIV, premier Bielecki zdymisjonował go następnego dnia – telefonicznie. Początki III RP wydawały się nie dawać przyzwolenia na tego typu retorykę. Stwierdzenie Kapery byłoby niestosownym, głupim żartem u cioci na imieninach, ale w przestrzeni publicznej nie było tolerowane. Dzisiaj dwie piąte Polaków przyznaje, że co najmniej raz zetknęło się z przemocą werbalną, czyli wypowiedziami, które obrażały innych np. ze względu na orientację seksualną – wynika z sondażu CBOS. Jako grupę, która najczęściej posługuje się mową nienawiści, ankietowani w przeważającej mierze wskazywali polityków. Jako najbardziej obraźliwe wskazywane są słowa, które dotyczą homoseksualnych mężczyzn: „pedał” (83 proc.) i „ciota” (80 proc.). „Lesba” zajęła w tym rankingu nienawiści czwarte miejsce. Pokazuje to nie tylko, jak bardzo jesteśmy nietolerancyjni wobec osób homoseksualnych, ale także jak dużą moc mają słowa, które wypowiadamy. Potrafią stygmatyzować, ranić, a czasami nawet zabijać. Bo od mowy nienawiści do zbrodni z nienawiści jest krótka droga. W ciągu ostatnich dwóch lat, według ostatniego raportu organizacji Kampania Przeciw Homofobii i Lambda Warszawa, prawie 18 proc. gejów i lesbijek doświadczyło przemocy fizycznej – było potrącanych, szarpanych, uderzanych albo kopanych – tylko dlatego, że byli homoseksualni. Przez lata mojej działalności nie słyszałem, aby ktokolwiek heteroseksualny został pobity dlatego, że jest heteroseksualny. Nie znam też ani jednego słowa obraźliwego wobec osób heteroseksualnych.
 
Polski kodeks karny nie przewiduje jednak szczególnych przepisów sankcjonujących dyskryminację ze względu na orientację seksualną lub wypowiedzi o charakterze homofobicznym. Jak słusznie zauważa w swych publikacjach wybitna karnistka z Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Eleonora Zielińska, obecnie obowiązujące artykuły kodeksu karnego (art. 256 oraz 257), chroniąc inne grupy społeczne – mniejszości etniczne, narodowe, rasowe, wyznaniowe – kompletnie ignorują najbardziej napiętnowaną dzisiaj społecznie mniejszość – gejów i lesbijki.
 
Homofobia jest w Polsce powszechna. Od wulgaryzmów przytaczanych wyżej, a wypowiadanych przez pana spod budki z piwem, dzieci w szkole i ich rodziców, poprzez nawoływanie do nienawiści (wypowiedź biskupa Pieronka o izolacji gejów i lesbijek, posła Wierzejskiego o „pałowaniu” manifestujących czy okrzyki „Pedały do gazu!”), aż po konkretne działania związane z przemocą fizyczną (pobicia osób homoseksualnych, ataki na manifestacje). Gdyby ktokolwiek użył podobnych słów w stosunku do Żydów lub mniejszości niemieckiej zamieszkującej nasz kraj, spotkałby się nie tylko z powszechnym oburzeniem opinii publicznej i ostracyzmem mediów, ale także z konsekwencjami prawnymi. Gdy jednak obrażani są geje i lesbijki – prawo milczy.
 
Co ciekawe, w powszechnym dyskursie o homoseksualności w Polsce dominuje kwestia gejowska. Kobiety homo- i biseksualne są z niej wykluczone werbalnie i praktycznie. To rodzaj dyskryminacji bardzo ściśle związanej z homofobią i seksizmem oraz systemem patriarchalnym. Kobiety homoseksualne są bowiem zagrożone podwójną dyskryminacją. Po pierwsze jako kobiety, które w patriarchalnym społeczeństwie mają nierówną pozycję w stosunku do mężczyzn, po drugie jako lesbijki. Mimo że są publicznie mniej napiętnowane niż mężczyźni homoseksualni, są przemilczane przez historię i niewidzialne w społeczeństwie.
 
Bycie lesbijką nie jest więc podobne do bycia gejem. Kobiety homoseksualne naruszają bowiem podwójnie patriarchalną normę: po pierwsze jako kobiety, po drugie jako lesbijki. Homoseksualność kobiet rzadko była represjonowana prawnie, w przeciwieństwie do homoseksualności męskiej. Do dziś w wielu krajach muzułmańskich karane są homoseksualne związki męskie (np. poprzez publiczne egzekucje, chłostę, kamieniowanie), a relacje między kobietami okryte są kulturowym tabu. Lesbijstwo traktowane było i jest nadal w niektórych rejonach świata pobłażliwe – jako niewinna zabawa, okres przejściowy, któremu małżeństwo położy kres. Często też jako erotyczny bodziec dla mężczyzn. Dlatego też lesbijki często podnoszą problem zmowy milczenia, która wyklucza ich obecność w historii. Zmowa ta sprawiła bowiem, że wszelkie dowody na istnienie homoseksualności kobiet były skrupulatnie niszczone. Intymne zapiski kobiet, ich pamiętniki i korespondencja w niewielkiej części zachowały się do dzisiaj, dając przykłady miłości lesbijskiej. Ponieważ kobiety homoseksualne rzadziej niż mężczyźni homoseksualni bywały celem represji karnych, mniej można znaleźć w archiwach sądowych śladów ich prześladowań. Sytuację dodatkowo utrudnia trudny los kobiet w ogóle – w przeciwieństwie do mężczyzn były one i nadal są mniej widoczne w życiu społecznym.
 
Cytowany już wcześniej przeze mnie raport pokazuje, że 60 proc. ankietowanych żyje w związkach homoseksualnych. Prawo, na szczęście, nie zabrania dwóm dorosłym, kochającym się mężczyznom lub kobietom wspólnego prowadzenia gospodarstwa domowego, ale pozostawia ich związek bez jakichkolwiek uregulowań prawnych. Warto zastanowić się nad wprowadzeniem do polskiego systemu prawnego instytucji związków partnerskich. Celowo nie piszę o związkach homoseksualnych, bo wiem, że także wiele par heteroseksualnych jest zainteresowanych tego typu instytucją, z różnych względów nie chcąc zawierać małżeństw.
W parlamencie IV kadencji powstał taki projekt – przeszedł nawet przez senat i należałoby do niego wrócić. Zawierał on bowiem głównie rozwiązania natury ekonomicznej – prawo do dziedziczenia po zmarłym partnerze, prawo do korzystania z ubezpieczenia zdrowotnego dla członków rodziny, prawo do wspólnego opodatkowania się, prawo do świadczeń po zmarłym partnerze (np. emerytury). Dotyczy to także prawa do zasięgania informacji o partnerze przebywającym w szpitalu, do odwiedzin i możliwości podejmowania decyzji o sposobie leczenia, prawa do odbierania korespondencji partnera, a także prawa do odmowy składania zeznań w charakterze świadka na zasadach dotyczących małżonków. Wbrew temu, co mówią niektórzy – wielu z tych kwestii nie można rozwiązać inaczej niż przez ustawę. Gdyby mój partner uległ wypadkowi, nie mógłbym decydować o sposobie jego leczenia, bo w świetle prawa jestem dla niego obcą osobą. Żadna deklaracja, testament czy umowa tutaj nie działają. Potrzebne są rozwiązania kompleksowe – takie, jakie istnieją w większości krajów Unii Europejskiej. Ustawa o związkach partnerskich jest nie tylko w interesie samego środowiska gejowsko-lesbijskiego i nieformalnych związków heteroseksualnych, ale również społeczeństwa jako całości. Daje stabilizację ekonomiczną, gwarantuje opiekę partnerów, pomnaża dochody państwa.
 
I wbrew temu, co mówią przeciwnicy, nie chodzi tutaj o atak na instytucję małżeństwa (ta jest już wystarczająco dobrze chroniona przez Konstytucję RP) albo adopcję dzieci. Chodzi o uregulowanie partnerstwa dwóch dorosłych osób prowadzących razem, często przez wiele lat, wspólne gospodarstwo domowe.
 
Kolejne kraje w Europie i na świecie instytucjonalizują związki osób tej samej płci. Wymienianie krajów, które wprowadziły takie regulacje, nie ma już sensu – w Unii Europejskich jesteśmy już w mniejszości. Kraje o dominacji wyznawców katolicyzmu, takie jak Hiszpania czy Irlandia, wprowadziły związki partnerskie kilka lat temu, a kilka miesięcy temu, jako jeden z ostatnich krajów „starej” Unii, zrobiła to także katolicka Portugalia. „To bardzo dobry krok w kierunku budowy społeczeństwa sprawiedliwszego i bardziej tolerancyjnego” – oświadczył portugalski premier Jose Socrates. Wyprzedziło nas również kilka krajów, które razem z nami wchodziły do Wspólnoty – Słowenia, Węgry czy sąsiednie Czechy.
 
W wyniku zmian społecznych zapoczątkowanych pod koniec lat 60. XX wieku tradycyjna forma małżeństwa ulega głębokim przemianom. W jego ramach nie mieszczą się nie tylko geje i lesbijki – z powodów prawnych, ale także pary heteroseksualne, z różnych powodów niechcące zawierać małżeństw, a oczekujące od państwa wprowadzenia jakiejś alternatywy. Być może więc warto zastanowić się nad legalizacją związków partnerskich w formule obejmującej pary zarówno hetero-, jaki i homoseksualne.
 
Legalizacja związków partnerskich ma też swój wymiar społeczno-edukacyjny. W krajach, gdzie je zalegalizowano, tolerancja wobec osób homoseksualnych wzrosła, a poziom mowy nienawiści ze strony polityków i osób publicznych zmalał. To idealny przykład na to, że nasze stereotypy i uprzedzenia wobec gejów i lesbijek wynikają przede wszystkim z lęku przed nieznanym. Jestem głęboko przekonany, że w Polsce, gdzie według badań Eurobarometru tylko co dziesiąty Polak zna osobę homoseksualną, gdyby zalegalizowano związki homoseksualne, tendencja byłaby podobna. Warto więc, aby politycy w końcu pochylili się nad problemem kilkuset tysięcy par, które przez państwo polskie nadal zmuszane są żyć nielegalnie.
 
***
 
Przeciwnicy równych praw dla gejów i lesbijek jak mantrę powtarzają kwestię adopcji dzieci przez osoby homoseksualne. Zapominają jednak, że już dzisiaj w Polsce dzieci są wychowywane w homorodzinach. Według szacunków takich dzieci jest kilkadziesiąt tysięcy. Pochodzą one najczęściej z wcześniejszych, heteroseksualnych związków, sztucznego zapłodnienia lub adopcji. Znam wiele takich rodzin. Jeśli osoba homoseksualna chce wychowywać dziecko, może to zrobić legalnie.
 
Badania prowadzone w związkach hetero- i homoseksualnych pokazują, że nie ma różnic w rozwoju psychofizycznym dzieci w nich wychowywanych. Po latach badań Amerykańskie Towarzystwo Psychoanalityczne podkreśliło w 2002 roku, że „podstawą rozważań o szeroko rozumianym wychowywaniu dzieci powinno być dobro dziecka. Zgromadzone dowody potwierdzają tezę, że w interesie dziecka leży przede wszystkim zapewnienie mu odpowiedniej opieki ze strony zaangażowanych i kompetentnie wypełniających swą rolę rodziców. […] Zarówno osoby, jak i pary homoseksualne mogą wypełniać swe zadania rodzicielskie tak samo dobrze jak heteroseksualne. A Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne dodaje, że nie ma naukowych podstaw do wnioskowania, że lesbijki i geje są niezdolni do pełnienia obowiązków rodzicielskich. Przeciwnie, wyniki badań wskazują, że rodzice homoseksualni tak samo jak heteroseksualni dążą do zapewnienia swoim dzieciom przyjaznej i zdrowej atmosfery”. I właśnie dlatego, na podstawie doświadczeń życiowych, badań naukowych oraz w celu zapewnienia dzieciom bezpieczeństwa, coraz większa ilość krajów na świecie reguluje kwestie rodzicielstwa osób homoseksualnych. W Belgii postulat adopcji dzieci przez pary homoseksualne wsparty został przez krajowy UNICEF, ONZ-owską agendę ds. dzieci. W wielu innych krajach trwają prace nad odpowiednimi regulacjami.
 
Instynkt rodzicielski nie jest w żadnej mierze zależny od naszej orientacji. Geje i lesbijki mają takie same potrzeby i prawo do posiadania dzieci jak osoby heteroseksualne. W przeciwieństwie do wielu par heteroseksualnych pary homoseksualne nie mają dzieci przypadkowo. Decyzja o wychowywaniu dziecka w takim związku jest podejmowana świadomie i odpowiedzialnie, nie ma mowy o wpadce. Jest odpowiedzialność i determinacja. Bo wychowanie dziecka w homoseksualnej rodzinie w naszym społeczeństwie wymaga wyjątkowej dojrzałości.
 
Tworzą też rodziny, które w Polsce stanowią znaczny odsetek gospodarstw domowych. Tradycyjna rodzina heteroseksualna złożona z kobiety i mężczyzny oraz dzieci wcale nie jest tak powszechna, jak nam się wydaje. Według Narodowego Spisu Powszechnego takich rodzin jest w naszym kraju tylko 55 proc. Czy pozostałe 45 proc., a wśród nich rodziny homoseksualne, to patologia? Wyznacznikiem zdrowej rodziny nie jest jej kompozycja płciowa, ale miłość, opieka, partnerstwo… Wartości te są uniwersalne – wynikają głównie z naszej osobowości, mniej z faktu bycia kobietą czy mężczyzną, osobą hetero- czy homoseksualną.
 
***
 
Jestem głęboko przekonany, że wszystkie przedstawione przeze mnie problemy z tolerancją wobec osób homoseksualnych mogą zostać rozwiązane tylko dzięki dobrej woli całego społeczeństwa. Politycy mogą za pomocą przycisków w parlamencie decydować o tym, czy porzucimy nieludzki język pogardy dla gejów i lesbijek, pozwolimy na cywilizowane życie parze kochających się dorosłych ludzi, wprowadzimy rzetelną edukację o homoseksualności, ale nie zmienią naszej mentalności i myślenia. Ta część pracy nad naszą osobistą tolerancją należy już do nas samych. Homofobia jest ważnym problemem społecznym, a dwa miliony gejów i lesbijek żyjących w Polsce nie są tematem zastępczym. Żyją wśród nas – są naszymi nauczycielami, uczniami, sprzedawcami, braćmi i siostrami. Warto spróbować ich zrozumieć i pomóc im w niełatwym życiu.
 
Szczycimy się naszą tradycyjną tolerancją. Mityczna, wręcz dogmatyczna, polska tolerancja wymaga od nas tej deklaracji, by zaraz potem przejść do ataku. „Jestem tolerancyjny, ale…” – i tutaj pada cała litania ksenofobicznych, rasistowskich, homofobicznych argumentów. Jestem przekonany, że tylko dzięki edukacji połączonej z dialogiem jesteśmy w stanie porzucić to fałszywe „ale” i stać się prawdziwie tolerancyjnym i otwartym społeczeństwem. 

 

 

Zobacz też teksty pozostałych autorów:

Zbigniew Izdebski, Nie leczenie, lecz tolerancja

Artur Sporniak, Niezdany test Turinga

 

Gérard Laverdure, W sercu Boga jest miejsce dla homoseksualistów

Barbara Kapturkiewicz, Od edukacji do akceptacji

POL_TOLERANCJA_debata09.jpg

 

 

18 Comments

  1. Malgorzata

    Coming out – zdecydowanie tak!

    Zacznę od tego, że jestem pełna uznania dla ludzi, którzy są świadom i swojej homoseksualnej orientacji seksualnej, mają odwagę przyznać się do niej i w dodatku sensownie mówić o sprawach osób w tego rodzaju sytuacji.

    Zdaję sobie sprawę, że coming out osoby homoseksualnej nie jest na ogół łatwy, choć dzisiaj jest on naprawdę o wiele łatwiejszy niż 20, 30 lat temu. W każdym razie jest na pewno społecznie bardziej opłacalny, korzystniejszy, bezpieczniejszy. I nie oznacza demoralizacji czy szerzenia złego przykładu, jak niektórzy usiłują to przedstawiać. Owszem, ważna jest kwestia formy – ale to dotyczy przecież wszelkich życiowych sytuacji.

    O tym, że prawda wyzwala, wszyscy wiemy i na ogół akceptujemy to przynajmniej teoretycznie. Ja natomiast chcę tutaj napisać o złych praktykach, do których niestety wciąż dochodzi, gdy homoseksualizm jest ukrywany, gdy próbuje się go jakoś oswoić, zawoalować, zatuszować, ujarzmić "domowymi" sposobami.Pierwsza praktyka to małżeństwa gejów z lesbijkami – czyste układy tworzone po to, aby służyć sobie wzajemnie za parawan, często błogosławione sakramentalnie przez Kościół. Takie śluby może bywają wzruszające, jak każda tego typu uroczystość, ale to jest dopiero demoralizacja, gdy prawda przypadkiem wyjdzie na jaw…

    Druga praktyka to małżeństwa zawierane przez gejów z heteroseksualnymi dziewczynami – bo tak wypada, bo tak jest wygodnie, bo rodzina coś podejrzewa i trzeba im zamknąć usta, bo jest jakaś nadzieja na społeczną akceptację dla "przyzwoitego" człowieka z żoną, samochodem i psem… Najgorsze, że w taką sytuację dają się wciągać na ogól dziewczyny wychowane w duchu dość ścisłych moralnych zasad. Dziewczyna bez życiowego doświadczenia cieszy się, że chłopak szanuje ją i nie proponuje przedmałżeńskiego seksu – a w kilka tygodni po ślubie tragedia…

    I to nie są opowieści z czasów pani Dulskiej. Kilka lat temu pewien ksiądz, znany i ceniony publicysta napisał w krakowskim "Dzienniku Polskim" artykuł o homoseksualizmie i o tym, jak sobie radzić z tym problemem. Rozwiązanie było, krótko mówiąc, takie, aby młodemu człowiekowi, który wykazuje zainteresowanie osobami tej samej płci, znaleźć ładną i miłą dziewczynę, a sprawa szybko "ureguluje się" sama. Ów ksiądz nie wziął pod uwagę co najmniej jednego istotnego faktu, ze dziewczyna nie jest rzeczą. O szansach na skuteczność zalecanej przez niego terapii behawioralnej nie warto nawet mówić.

    Opisane tutaj złe praktyki chciałabym dać pod rozwagę wszystkim, którzy bronią tradycyjnego modelu rodziny za wszelką cenę, nawet gdyby owa rodzina miała być fikcją czy jakąś dziwaczną i skomplikowaną konstrukcją, nawet gdyby miała być okupiona zakłamaniem i tragedią przynajmniej jednej ze stron. Otóż, moi drodzy, homoseksualista jako taki nie jest zagrożeniem dla zdrowia rodziny. Może nim być natomiast homoseksualista nieujawniony, którego homoseksualizm (niekiedy także biseksualizm) działa jak bomba z opóźnionym zapłonem. 

     
    Odpowiedz
  2. p.radzynski

    Nietolerancyjny Biedroń?

    Prawdę powiedziawszy rozczarował mnie stosunkowo niski poziom merytoryczny tego tekstu (może z wyjątkiem kilku kwestii prawnych, które Pan Biedroń porusza). Liczyłem na więcej. Wynoszę z niego przekonanie, że Autor jest wyznawcą religii zwanej NAUKĄ. W swoim wyznawaniu jej dogmatów wydaje się bardziej konserwatywny niż niektórzy członkowie Kościoła, do których się odnosi.

    "Psychologia, seksuologia i psychiatria nie znają ani jednego naukowo potwierdzonego przypadku, w którym doszłoby do zmiany orientacji seksualnej w toku jakiejkolwiek terapii."

    "Wszelkie próby przeprowadzenia tzw. terapii reparatywnej (naprawczej), mającej na celu zmianę orientacji seksualnej okazały się bowiem nieskuteczne. Rozumiem, że radykałom religijnym ciężko pogodzić się z doniesieniami badań naukowych. Jeśli jednak powszechnie przyjęta jest już dzisiaj wiedza o tym, że to Ziemia krąży wokół Słońca (wbrew temu co twierdził przez wieki Kościół katolicki) – może warto przyjąć dowody naukowe i porzucić zabobony."

    Nie wiem czy szydzić, że psychologia nie zna, bo niby jak mogła poznać? Czy skrytykować przyszłego naukowca, że używa kwantyfikatorów ogólnych? Czy poprosić o konkretne nazwiska, które reprezentują psychologię, socjologię i psychiatrię? Pewnie o wiele łatwiej byłoby zweryfikować prawdziwość tych tez, gdybyśmy tu mieli jakiś konkret – wyniki badań, dodatkowo firmowane nazwiskiem profesora i z opisem zastosowanej metodologii.

    Wymienia Pan nazwiska osób, u których terapia reparatywna była nieskuteczna. Dlaczego nie wspomina Pan o tych, którym się udało. Dlaczego nie wskazuje na ośrodki typu Odwaga czy Pascha? Dlaczego nie wymienia nazwisk takich jak: Cohen czy Aardweg.
     
    Powołuje się Pan na opinię Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego. Dlaczego nie poda Pan nazwisk konkretnych badaczy? Dlaczego nie mówi Pan o wynikach badań LeVay’a czy Hamera? Których wyniki obala autor "Walki o normalność" przywołująć badania innych profesorów. Ci wymienieni panowie prowadzili swoje badania niezgodnie z metodologiami naukowymi. Dobierali nieprawidłowo próby badawcze. A czasopisma naukowe, które oznajmiały światu o ich odkryciach uogólniały ich wnioski, nie pisząc, że są to tylko sugestie badaczy.

    Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne to tysiące ludzi – byli jednomyślni? Decyzja zapadła na drodze głosowania? Kto tworzy to Towarzystwo? Czy ja też mógłbym być jego członkiem? Np. Statut Polskiego Towarzystwa Stomatologicznego pozwoliłby studentowi teologii wstąpić w jego szeregi. No i cóż, wystąpiłbym wtedy w reklamie ubrany w biały kitel z plakietką "Przemysław Radzyński – członek PTS" i uchodziłbym za autorytet w dziedzinie i mógłbym polecać bastę do zębów.

    "Przeraża mnie dyskusja o leczeniu homoseksualności. Przypomina mi próby udowodnienia wyższości rasy aryjskiej nad innymi."

    Nie przyjmuję i nie rozumiem tego typu argumentacji. Zwłaszcza, że w innym miejscu podkreśla Pan wagę dyskusji w szkole. Dlaczego o homoseksualizmie można dyskutować a o jego leczeniu już nie? No i tego typu porównanie zastanawia mnie czy Pan wymagający od innych tolerancji sam jest tolerancyjny?

    "Co ciekawe, Kościół katolicki ciągle ewoluuje, jeśli chodzi o rozumienie prawa naturalnego. Do niedawna, silnie potępiał stosowanie prezerwatyw. Zmienił jednak zdanie, dopuszczając możliwość korzystania z prezerwatyw przez mężczyzn w krajach afrykańskich, w których istnieje duże ryzyko zakażenia wirusem HIV."
    Nie wiem skąd ta informacja. Benedykt XVI w czasie swojej pielgrzymki do Afryki w marcu 2009 r. powiedział: „To jest tragedia, której nie można przezwyciężyć tylko pieniędzmi, nie można pokonać dystrybucją prezerwatyw, które wręcz zwiększają problemy”.

    Pan Biedroń pisze również, że "Kategoria grzechu nacechowana jest jednak religijnie i powinna być wyłącznie stosowana i narzucana wyznawcom danej religii." W chwilę później pokazuje swoją niekonsekwencję, bo uważa Kościół za nietolerancyjny m.in. za to, że nie pozwala wyświęcać homoseksualistów. Skoro grzech jest kategorią religijną, dlaczego święcienia kapłańskie traktować inaczej? Zaznaczyć tu trzeba, że Kościół w kwestii święceń "dyskryminuje" też np. kobiety i niepełnosprawnych.

    Nie rozumiem w jaki sposób z faktu hierarchiczności Kościoła można wywnioskować jego większy konserwatyzm niż liberalizm.

    "Uważam, że ciężko jest pogodzić orientację homoseksualną z dzisiejszym stanowiskiem Kościoła katolickiego." Otóż orientacja seksualna taka czy inna samemu Kościołowi nie przeszkadza; Kościół tylko negatywnie odnosi się do aktów homoseksualnych.

    Super, że osoba wątpiąca w istnienie Boga powołuje się na Niego: "Dla Boga miłosiernego miłość to miłość". Dla Boga miłość to miłość, bo Bóg wie czym jest miłość. Człowiek często nazywa miłością to, co z miłością niewiele ma wspólnego.

    Skoro autor jakiegoś podręcznika pisze, że "pozostawanie w związku partnerskim może powodować zaburzenia psychiczne" znaczy to, że opiera się na jakimś źródle, pewnie nie mniej naukowym, na które częstokroś powołuje się Pan Biedroń.

    "Szkoła nie powinna unikać tej tematyki, bo po pierwsze – statystycznie w każdej klasie szkolnej jest przynajmniej jeden gej albo lesbijka, po drugie uczniowie takie wiedzy często poszukują." Ciekawe czy zgodziłby się Pan z argumentem ze statystyki, gdybym próbował dowodzić sensowności obecności religii w szkole. Pańskie środowisko polityczne jest przeciwne katechezie w szkole, a przecież ludzie wierzący to na ogół większość uczniów w poszczególnych klasach.

    "Politycy mogą za pomocą przycisków w parlamencie decydować o tym czy porzucimy nieludzki język pogardy dla gejów i lesbijek." Chyba się Pan zapędził. O zmianach w edukacji czy legalizacji związków partnerskich mogą zdecydować politycy. Ale czy mogą narzucić mi jężyk?

     
    Odpowiedz
  3. bonusek

    tolerancja

    Musze dołączyć się skarg Przemysława. Nie mogę się zgodzić z takimi sugestiami o decyzjach Papieża, o dywagacjach na temat prawa naturalnego – które, dlatego określane jest naturalnym, że nie wywodzi się z żadnego powstałego z myśli człowieka systemu.

    Zgodze się, że Kościół ewoluuje, ale nie zmienia dogmatów i tego, co pochodzi z dekalogu. Bo jeśli o dekalogu mowa, to między innymi dlatego potępiane są stosunki homoseksualne, gdyż są one pozamałżeńskie. A wracając do prawa naturalnego, małżeństwem może być tylko związek kobiety z mężczyzną. Nie chcę tu infantylnie tłumaczyć, ale o budowie ciała kobiety i mężczyzny, tak do siebie dopasowanych, uczy się już w czwartej klasie szkoly podstawowej.

    Czy homofobia jest powszechna? Nie wiem. Ale czyż nie równie bardzo manifestują się teraz ruchy pro-homoseksualne? Akcje coraz bardziej natarczywe czy obrażające tych, którzy faktycznie z takim stylem życia sie nie zgadzają. Bo nie rozumiem, co ma dac akcja, kiedy na oczach papieża mają całowac sie pary tej samej płci?

    Chyba sama jeszcze musze o tym pomyśleć. Licze na rozwój dyskusji.

     
    Odpowiedz
  4. quqzar

    Dekalog

    Kościół zmienił w swojej historii bardzo wiele rzeczy, w tym nawet Dekalog – obecna postać katolicka została zredagowana dopiero przez świętego Augustyna w V w. Poprzednia wersja podziału przykazań na dziesięć (używana w starożytnym chrześcijaństwie, a także do dzisiaj w prawosławiu i anglikaniźmie) zdaniem świętego zbyt mało eksponowała  wątek walki z pożądaniem cielesnym. Aby naprawić ten "błąd", Augustyn rozbił ostatnie, zabraniające zazdrości, przykazanie na dwie części (w dodatku uczynił to w innej kolejności niż w tekście biblijnym) i równocześnie dla równego rachunku podczepił drugie przykazanie pod pierwsze, stapiając je w jedno. Z czasem zaczęto pomijać dołączoną część, i w efekcie dzisiaj już mało który katolik zna treść drugiego (pierwotnie) przykazania : Nie uczynisz sobie rzeźby ani podobizny wszystkich rzeczy, które są na niebie w górze i które na ziemi nisko, i które są w wodach pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał i służył. (Pwt 5,8-9).

    Tyle dygresji historycznej. Ale przecież dla chrześcijanina Dekalog nie jest centralnym punktem moralności. Zapytany o najważniejsze przykazanie Jezus wskazał na coś zupełnie innego – zalecenie miłości Boga i bliźniego. Powinniśmy mieć na uwadze najpierw miłość, a potem ewentualnie przykazania. Co więcej – prawdziwa miłość teoretycznie nigdy nie powinna stać w konflikcie z przykazaniami. Skoro więc naszym zdaniem miłość homoseksualna jest sprzeczna z Dekalogiem, to może nie do końca ten Dekalog zrozumieliśmy ? Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  5. miguel1

    W tej dyskusji zastanawia

    W tej dyskusji zastanawia mnie przede wszystkim jeden fakt – co rozumiemy przez pojęcie „miłość homoseksualna”? Myślę, że trochę będę się jeszcze nad tym zastanawiał…
    Bardzo często w tekstach debaty pojawia się właśnie to hasło: „miłość homoseksualna”. Pierwsze z jego słów nie budzi żadnych zastrzeżeń. Drugie bardzo często przywodzi skojarzenia pejoratywne. Wydaje mi się, że jedno ma na celu złagodzenie tego drugiego, ukazania go w lepszym świetle. Przecież Bóg jest miłością, jak więc miałby On przeczyć sobie samemu i negować jeden z rodzajów miłości, którego sam jest Źródłem? Piękna teza, na którą jak widać godzą powoływać się osoby nawet nie przyjmujące istnienia Boga. Dlaczego? Myślę, że każdy z czytających jest w stanie sformułować przynajmniej kilka hipotez na ten temat.
    Nie chciałbym rozwodzić się w tym momencie nad fundamentalnym założeniem wypowiedzi głównych dyskutantów, iż homoseksualizm jest czymś naturalnym, być może nawet chcianym przez Boga, a tym samym powtarzać argumenty, które pojawiły się w innym miejscu tych dyskusji. Pragnę raczej zwrócić uwagę na przykazania, o których była mowa powyżej. W sposób szczególny pragnę zaś odwołać się do przykazania miłości, które Chrystus określił największym przykazaniem. Z niego to bowiem można wyprowadzić wszystkie inne. Na nie zdają się też niejako powoływać niektórzy debatujący. Jak najbardziej podpisuję się pod zdaniem mojego przedmówcy: „prawdziwa miłość teoretycznie nigdy nie powinna stać w konflikcie z przykazaniami”. Chociaż może wykreśliłbym słowo „teoretycznie”. Moim zdaniem jeśli miłość rzeczywiście jest prawdziwa, jeśli rzeczywiście pochodzi od Boga, to nie tylko teoretycznie, ale i praktycznie nie może być sprzeczna z Dekalogiem. Jednak pytanie: „Skoro więc naszym zdaniem miłość homoseksualna jest sprzeczna z Dekalogiem, to może nie do końca ten Dekalog zrozumieliśmy?” wydaje mi się tu jednak problematyczne. Można w nim bowiem zauważyć pojawiający się w przestrzeni tej debaty paradygmat o miłości homoseksualnej jako czymś dobrym. Tu z kolei wracam do pierwszego akapitu mojej wypowiedzi.
    Miłość jest czymś pięknym. Na jej temat można pisać wspaniałe elaboraty, poematy itp. W tym miejscu natomiast chciałbym się skoncentrować na jednym z niezwykle ważnych przejawów miłości, którym niewątpliwie jest ludzka seksualność. Minęły czasy dualistycznych poglądów w chrześcijaństwie i manichejskiego podejścia do ciała ludzkiego. Kościół na nowo przypomina nam o jego świętości, a także o wartości samego stosunku seksualnego, które jest zjednoczeniem nie tylko cielesnym, ale i duchowym. Jako taki akt seksualny jest czymś dobrym i chcianym przez Stwórcę. Każdy człowiek jest istotą seksualną i odkrywa w sobie pragnienie wyrażenia owej seksualności. Jej szczytem i najpiękniejszym wypełnieniem jest całkowite oddanie się drugiej osobie. (Także i na ten temat można pisać i pisać.) W tej sferze jednak, tak intymnej i delikatnej, łatwo o pewne nadużycia i zaprzeczenie owej świętości. Kiedy do nich dochodzi? Kiedy wbrew przykazaniu miłości, dzieje się krzywda drugiemu człowiekowi. Każde takie krzywdzące zachowanie w tej właśnie sferze odważę się nazwać patologicznym. Można wymieniać wiele przykładów wynaturzeń seksualnych u osób heteroseksualnych. A czy takie wynaturzenia pojawiają się w aktach homoseksualnych? Moim zdaniem sam akt homoseksualny jest wynaturzeniem. Dlaczego? Bo jest krzywdzący dla drugiego człowieka. Technicznie mówiąc, „zjednoczenie”, dokonujące się najczęściej w sposób analny czy też oralno-analny jest wielce ryzykowne (http://www.homoseksualizm.edu.pl/index.php/co-mowi-nauka/35-medycyna/271-zagroenia-zdrowotne-zwizane-z-seksem-homoseksualnym). Gdy mowa jest o miłości względem drugiego człowieka, przede wszystkim powinna kierować nami troska o jego dobro. Czy mogę otwarcie powiedzieć, że kocham drugiego człowieka, jednocześnie wystawiając go na niebezpieczeństwo utraty zdrowia? Czy w takim wypadku można mówić, że ten sposób okazywania sobie „miłości” jest rzeczywiście miłością? Czy możemy posunąć się do stwierdzenia, że jest on chciany przez Boga?
    Zdaję sobie sprawę, że zająłem się tylko jednym elementem „miłości homoseksualnej”, ale wydaje mi się on wielce istotny.
    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  6. quqzar

    Za co potępienie ?

    Rzeczywiście, obrońcom par jednopłciowych wygodniej jest używać pojęcia "miłość homoseksualna", które budzi w czytającym pozytywne odczucia. Pozostała część wywodu mojego przedmówcy nie wydaje się jednak być tak przekonująca. Prawdziwa miłość  nie może ranić drugiej osoby – z tym jestem skłonny się zgodzić. Ale za co właściwie potępiać akty homoseksualne ? Za ewentualne zagrożenie zdrowia jednej ze stron, czy za homoseksualizm sam w sobie ? W pierwszym przypadku problemu dyskryminacji w ogóle nie ma, bo wszystkie orientacje seksualne są traktowane tak samo. W tym drugim natomiast wszystko zostaje po staremu i nie widać żadnego uzasadnienia dla odrzucania homoseksualizmu przez wielu chrześcijan, poza naszym własnym widzimisię dotyczącym tego, co jest "zgodne z naturą".

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  7. senacinimod

    Dekalog, @quqzar

    Czytając, że Kościół zmienił Dekalog, można odnieść wrażenie, iż dosłownie zostały pozmieniane jakieś przykazania. Oczywiście coś takiego nie miało miejsca, co może Pan sprawdzić zaglądając do Katechizmu Kościoła Katolickiego (dostępny w Internecie, polecam zawsze zajrzeć, zanim sformułuje Pan podobne zarzuty).

    Co do Miłości – "Miłość zaś polega na tym, abyśmy postępowali według Jego [Ojca] przykazań" (2J 4). Jak widać – Jezus nie wskazał na nic innego. On nie zniósł prawa. Czym jest miłość Boga i bliźniego jak nie wypełnianiem dekalogu? Więcej – Jezus znacznie zaostrzył moralne wymagania, o czym się często zapomina… 

    Ciekawie skonstruowane ostatnie pytanie. Żadna miłość nie jest sprzeczna z dekalogiem. Co ma Pan na myśli, pisząc "miłość homoseksualna"? 

     
    Odpowiedz
  8. bonusek

    <

    <<Ale za co właściwie potępiać akty homoseksualne ? Za ewentualne zagrożenie zdrowia jednej ze stron, czy za homoseksualizm sam w sobie ?>>

    Sądzę ze za fakt, że stosunek sprowadzany jest do wymiary tylko fizycznego, jego celem jest zaspokojenie porządania etc.

    Podczas gdy stosunek płciowy kobiety i mężczyzny zawsze otwarty jest na prokreacje, zradzanie potomstwa.

     

    Gdy ta dyskucja przeniosła się "ne real" wśród moich znajomych, zauważylismy, że odeszliśmy tu od głównego tematu, jaki ma być zjawisko tolerancji bądź dyskryminacji osób homoseksualnych, a nie homoseksualizm sam w sobie.

     
    Odpowiedz
  9. quqzar

    Dekalog i homoseksualiści

    @senacinimod

    1. Napisałem wyraźnie, na czym polegała zmiana dokonana w Dekalogu. Chodziło o inny podział oraz numerację, czego konsekwencją jest fakt, że większość katolików nie zna drugiego (wg pierwotnej redakcji) przykazania. Sam Kościół przyznaje to otwarcie właśnie w swoim Katechiźmie:

    Podział i numeracja przykazań ulegały zmianom w ciągu wieków. Niniejszy Katechizm przyjmuje podział przykazań ustalony przez św. Augustyna, tradycyjnie stosowany w Kościele katolickim. Jest to także podział przyjęty przez luterańskie wyznania wiary. Ojcowie greccy dokonali nieco innego podziału, który zachował się w Kościołach prawosławnych i we wspólnotach reformowanych.

    (KKK 2066)

    Tak więc nie napisałem tutaj niczego niezgodnego z treścią oficjalnego nauczania Kościoła, wyrażonego w KKK.

    2. Jezus niektóre przykazania zaostrzył, inne, dotyczące np. spożywania nieczystych potraw, złagodził. Co do listu do świętego Jana:

    A teraz proszę cię, Pani, abyśmy się wzajemnie miłowali. A pisząc to – nie głoszę nowego przykazania, lecz to, które mieliśmy od początku. Miłość zaś polega na tym, abyśmy postępowali według Jego przykazań. Jest to przykazanie, o jakim słyszeliście od początku, że według niego macie postępować.

    (2J, 5-6)

    Nie mamy tu odniesienia bezpośrednio do Dekalogu, tylko ogólnie do przykazań – z Przykazaniem Miłości na czele. To wydaje się potwierdzać moją hipotezę, że właśnie Przykazanie Miłości jest centralnym punktem odniesienia dla postępowania chrześcijanina. Zatem to Dekalog powinien ewentualnie wynikać z niego, a nie odwrotnie.

    3. Nie jestem homoseksualistą i nie wiem, jak wygląda miłość homoseksualna. Ale nie mam powodów sądzić, żeby różniła się jakoś istotnie od heteroseksualnej – prowadzącej nas do spotkania z drugim człowiekiem i zjednoczenia się z nim. Ani w Dekalogu, ani w Przykazaniu Miłości nie widzę nic, co mogłoby prowadzić do potępienia takiego zjednoczenia.

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  10. quqzar

    Nie wiadomo

    @Ewa Korbut

    "stosunek sprowadzany jest do wymiary tylko fizycznego, jego celem jest zaspokojenie porządania etc."

    Skąd Pani to wie ? Bo sami homoseksualiści twierdzą inaczej. A to chyba akurat oni są bardziej zorientowani w tym temacie.

    "Podczas gdy stosunek płciowy kobiety i mężczyzny zawsze otwarty jest na prokreacje, zradzanie potomstwa."

    Ciekawe, że Kościół nie potępia jakoś naturalnych metod planowania rodziny, a nawet do nich zachęca. A przecież są one zamknięciem się na prokreację ?

     

    Niewykluczone, że faktycznie trochę odchodzimy od głównego tematu. Ale, jak sama Pani widzi, nie ma pomiędzy nami zgody co do natury homoseksualizmu (niektórzy tutaj uważają go za chorobę) i wydaje się to być istotnym czynnikiem utrudniającym porozumienie. W końcu inaczej wygląda kwestia tolerancji wobec czegoś, co kwalifikujemy jako schorzenie oraz wobec czegoś, co uważamy (taka jest np moja opinia) za niewyjaśniony dar Boży.

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  11. p.radzynski

    NPR to nie antykoncepcja

    Podobnie jak wielu przeciwników nauczania Kościoła na temat antykoncepcji wydaje się Pan twierdzić, że naturalne planowanie rodziny jest po prostu "katolicką antykoncepcją". Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, ale jest Pan w błędzie. NPR nie wyklucza otwartości na życie, nawet w czasie współżycia w dni niepłodne. To tylko uwaga na marginesie, bo nie dotyczy głównego tematu, o którym dyskutujemy. 

     
    Odpowiedz
  12. quqzar

    W każdym razie NPR nie jest otwarte

    Ja również nie jestem specjalistą, ale nie przekonuje mnie to. W ramach NPR człowiek stara się w miarę swoich możliwości żeby do powstania nowego życia nie doszło – to jak dla mnie wystarcza, żeby mówić o braku otwartości. Możemy to nazywać antykoncepcją lub nie, to w niczym nie zmieni sedna sprawy. Ale zamknijmy ten wątek, bo jak Pan słusznie napisał nie o tym jest ta dyskusja. Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  13. barbakap

    Miłość sobie poradzi

    Wracając do aktu homoseksualnego (temat ważny, jest nawet w tutejszym sondażu). Pomijając, że wszystkim oponentom sprawia dyskomfort psychiczny seks gejowski, o lesbijskim nie piszą nic…

    Miquel uważa, że jeśli się kogoś kocha, to nie chce się szkodzić mu na zdrowiu – i słusznie!  Jeśli para jednopłciowa kocha się naprawdę, to seks zajmuje tam właściwe miejsce – nie jest najważniejszy, ale jest obecny jako istotny element wyrażania uczuć. Osoby w takiej parze znajdują sposoby, aby sobie nawzajem nie szkodzić i o "szczegóły techniczne" nie musimy się za nich martwić.

    Ważne, aby te właśnie pary ujawniały się, pisały świadectwa i były wzorem życia dla innych osób LGBT. Dopóki nie będzie tolerancji/akceptacji, nie ujawnią się za nic. To właśnie wśród nich lęk o pobicie i znieważenie kochanej osoby jest największy.

    Seks pozamałżeński? Jestem przeciw, ale oni nie mają innej możliwości. Chyba, że sami udzielą sobie ślubu, w obecnym czasie  bez potwierdzenia autorytetem Kościoła (jak wiemy, każdego ślubu udzielają sobie sami małżonkowie)

    No  i jeszcze raz kardynał Carlo Maria Marini – przeczytajcie fragment"Biskup krytykuje kardynała"  http://tygodnik.onet.pl/0,75,18313,5008,artykul.html

    pozdrawiam, BK

     
    Odpowiedz
  14. senacinimod

    @quqzar

    1. Jeśli chodzi o skróconą wersję przykazań – to są przecież tylko  formy katechetyczne, żeby łatwiej się ich uczyć. Co w tym złego? Katolicy mają dostęp do pełnych przykazań (zaglądając do Biblii lub KKK, gdzie są one przecież wypisane), poza tym katecheza stojąca za każdym z nich chyba w pełni obejmuje cały dekalog? Nie rozumiem więc czepiania się tego.

    2. Piszesz o złagodzeniu niektórych – np. dotyczących potraw. Oczywiście. Ale zauważ, że te zaostrzone można przydzielić do kategorii czystości / seksualności, więc jak najbardziej dotyczą homoseksualizmu.
     

    3. nie mam powodów sądzić, żeby różniła się jakoś istotnie od heteroseksualnej – prowadzącej nas do spotkania z drugim człowiekiem i zjednoczenia się z nim.

    Jeśli to jest miłość homoseksualna, i jeśli pod "zjednoczeniem" nie mamy na myśli seksu, to też nie widzę tu nic godnego potępienia.

     
    Odpowiedz
  15. quqzar

    @senacinimod

    1. Jasne, że nikt nie zabrania katolikom zaglądać do Biblii czy do KKK. Ale ilu z nich to robi ? Nie staram się tutaj "czepiać", tylko pokazać pewien paradoks – Kościół chętnie odwołuje się do Dekalogu, a nawet nie potrafi rozpowszechnić jego pełnej znajomości wśród wiernych.

    2. Gdyby te zaostrzenia miały dotyczyć homoseksualizmu, to Jezus by o tym powiedział. A mówił tylko, jeśli sobie dobrze przypominam, o nierozerwalności małżeństwa i o cudzołóstwie w sercu.

    3. Nie wiem. Ja staram się w miarę możliwości w ogóle nie potępiać, jak to jest napisane: Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni (Łk 6,37)

    Pozdrawiam

     

     
    Odpowiedz
  16. senacinimod

    @quqzar

    1. Jak to nie potrafi rozpowszechnić? Dekalog jest w KKK, w wielu katolickich publikacjach i w masie katolickich przekładów biblijnych. Dodatkowo do zagłębiania się w te prawdy Kościół zachęca od oficjalnych dokumentów, przez kazania, po przeróżne popularyzacje. Czego jeszcze by Pan oczekiwał? Wierny dostaje możliwość, to czy z niej korzysta to już jego sprawa. 

    2. Dlaczego miałby o tym mówić? Nie wspominał też o wielu innych dewiacjach i wynaturzeniach – ich grzeszność można wyciągnąć bez problemu z tego, co Jezus zostawił, z tego, co przekazali Apostołowie i z tego, o czym Duch Święty poucza Kościół. Tak, mówił o nierozerwalności małżeństwa i cudzołóstwie w sercu – czy to według Pana dotyczy tylko heteroseksualistów?
     

    3. Jednocześnie kwestia grzechu i upominania równie jaskrawie w Biblii została wyłożona…

     

     
    Odpowiedz
  17. quqzar

    @senacinimod

    Sam Pan widzi – dla Pana to "jaskrawe wyłożenia" oraz wyciąganie wniosków "bez problemu", a mnóstwo chrześcijan jakoś nie widzi tej oczywistości. Ja też nie. O konkretnych cytatach z Biblii możemy podyskutować, o mgliście określonych naukach pochodzących rzekomo z Pisma w sprawie tego czy owego nie za bardzo.

    Nierozerwalność małżeństwa, zakaz cudzołóstwa – nic prostszego. Pozwólmy homoseksualistom zawierać małżeństwa i po kłopocie. Czy o to Panu chodziło ?

    Co do upominania – cytat, który przytoczyłem, wydaje mi się jasnym przykładem nauczania Biblii w tej sprawie.

    Pozdrawiam

     

     
    Odpowiedz
  18. senacinimod

    @quqzar

    Moim zdaniem problem jest w tym, że to "mnóstwo chrześcijan" nie chce widzieć tej oczywistości. Bo prawda jest trudna. Bo ciężko przyznać się przed sobą do grzechu. Bo łatwiej jest dawać zmieniać się światu niż zmieniać świat…

    Czy w Biblii znajdziemy wyraźne potępienie homoseksualizmu? Wersety na ten temat są często przytaczane. Jednak oczywiście ich interpretacja może być skrajnie różna (co pokazał np. ks. Helminiak w książce "Co Biblia naprawdę uczy o homoseksualności?) Moim zdaniem, nawet gdyby nie było w Biblii wyraźnych tekstów potępiających homoseksualizm, i tak z biblijnej antropologii łatwo wyciągnąć nienaturalność i grzeszność homoseksualnych aktów.

    Pozwolenie na homoseksualne "małżeństwa" jest odwróceniem się od biblijnej nauki.

    Jeśli zakaz sądzenia miałby zamykać usta, Jezus nie nakazałby upominać braci.

     

    Pozdrawiam

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code