Przez zaciśnięte zęby

[play=debata_2_Szostkiewicz.mp3]

Pytanie brzmi: czy demokracja powinna tolerować opozycję dążącą do obalenia demokracji? A jeśli tak, to do jakiego momentu? Siły antydemokratyczne dziś rzadko deklarują dążenie do obalenia systemu. Głoszą potrzebę jego radykalnego przebudowania. Cóż, zaciskamy zęby i tolerujemy różne Samoobrony, Ruchy i Ligi, w nadziei, że nigdy nie dojdą do samodzielnej władzy w demokratycznych wyborach. Jak dotąd prawdziwym wyzwaniem stało się z tego punktu widzenia Prawo i Sprawiedliwość.

Ankieta_ID=201756#

 

W Polsce tolerancja nie jest w modzie. Wszystko jedno, czy dyskusja toczy się na uniwersytecie, czy przy piwie. Tolerancja jest wykpiwana tak zaciekle jak poprawność polityczna. I równie prostacko. Akademicy i politycy za często nie mają pojęcia, o czym mówią. Ideę tolerancji zrodziły doświadczenia krwawych konfliktów europejskich. Argumenty za tolerancją wyłożył w XVII wieku John Locke. W słynnym „Liście o tolerancji” zajął się problemem tolerancji w dziedzinie religii. Twierdził, że władcy nie mają prawa uzasadniać swej władzy przez odwołanie się do prawdziwości religii, jaką wyznają. Nie jest bowiem rzeczą władcy orzekać o prawdziwości dogmatów religii. Podobnie jak nie jest rzeczą państwa troszczyć się o zbawienie dusz jego poddanych czy obywateli. Rzeczą państwa jest zapewnić poszanowanie słusznych praw i swobód ludzi. A zatem, rozumował Locke, w sprawach religii powinna obowiązywać zasada tolerancji (ze względu na kontekst historyczny filozof uważał, że nie mogą z niej korzystać katolicy, ponieważ ich lojalność względem korony angielskiej nie była dlań oczywista).

W tym klasycznym ujęciu tolerancja jest postawą wobec tego, co się nam może nie podobać – postawą (często niechętnego) znoszenia czegoś, czego się nie aprobuje w dziedzinie duchowej. Tak rozumiana tolerancja jest po prostu zgodą na niedoskonałość ludzkiego świata. Byłaby niepotrzebna, gdyby ludzie byli aniołami. Ale nie są. A ponieważ żyjemy wśród ludzi, musimy zacisnąć zęby i tolerować to, co nam się u innych nie podoba, oczekując, że i oni zachowają się wobec nas podobnie. Inaczej wkraczamy na permanentną ścieżkę wojenną, czego żadne nowoczesne społeczeństwo nie wytrzyma. Tolerancja nie obejmuje naturalnie łamania sprawiedliwego prawa.

Dziś pojęcie tolerancji przenika wiele dziedzin, nie tylko religię, lecz także kulturę, obyczaje i politykę. W polityce kwestią kluczową jest pytanie, jak daleko powinno sięgać tolerowanie opozycji. W systemach niedemokratycznych granicę wyznacza siła rządząca i kontrolowane przez nią instytucje państwa. W praktyce opozycja polityczna jest w nich albo fasadowa, albo zakazana i zwalczana. W demokracji granicę wyznacza stabilność systemu. Im stabilność głębsza, tym tolerancja szersza. W Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej prawo nie chroni takiej politycznej opozycji, która by dążyła do obalenia konstytucji i zamierzała ją zastąpić ustawą zasadniczą niegwarantującą praw i wolności obywatelskich. Pytanie brzmi: czy demokracja powinna tolerować opozycję dążącą do obalenia demokracji? A jeśli tak, to do jakiego momentu? 

Ten problem mamy i w odrodzonej po 1989 r. Polsce. Siły antydemokratyczne dziś rzadko deklarują dążenie do obalenia systemu. Głoszą potrzebę jego radykalnego przebudowania. Cóż, zaciskamy zęby i tolerujemy różne Samoobrony, Ruchy i Ligi, w nadziei, że nigdy nie dojdą do samodzielnej władzy w demokratycznych wyborach. Jak dotąd prawdziwym wyzwaniem stało się z tego punktu widzenia Prawo i Sprawiedliwość. Pisowski projekt „IV Rzeczpospolitej” w wielu podstawowych sprawach kwestionował kształt polskiej demokracji i polskiego państwa, jaki powstał i rozwinął się po 1989 r. Nie trzeba było być entuzjastą braci Kaczyńskich w polskiej polityce, by dostrzegać potrzebę reform, zmian i korekt funkcjonowania naszej demokracji. Jednak dwulecie rządów PiS pokazało także, że projekt polityczny tej partii realizowany był za cenę dezintegracji struktur państwa i społeczeństwa. Musiało to budzić i budzi nadal – zwłaszcza od czasu przegranych przez Jarosława Kaczyńskiego wyborów prezydenckich – niepokój o stabilność systemu demokratycznego. Podzielam ten niepokój. PiS ma wielki potencjał destrukcji, a minimalną zdolność budowania kapitału zaufania społecznego. Jest de facto partią radykalnej kontestacji obecnego porządku demokratycznego. Jak długo polska demokracja jest w stanie to znosić?

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;}

 

Zobacz też teksty pozostałych autorów:

Jadwiga Staniszkis, Pęknięty świat tolerancji

Jan M. Rokita, Polityka nietolerancji

 

UNESCO Deklaracja Zasad Tolerancji

Vyacheslav Karpov,  Religijność i polityczna tolerancja w Polsce

 

5 Comments

  1. bartekkozlov

    Z tą tolerancją prawną w USA to nie całkiem tak jest

     

    Szanowny Panie Adamie! Jest zupełną nieprawdą, że w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej prawo nie chroni takiej politycznej opozycji, która by dążyła do obalenia konstytucji i zamierzała ją zastąpić ustawą zasadniczą niegwarantującą praw i wolności obywatelskich. Oczywiście, opozycja, która by stosowała przemoc w celu zmiany istniejącego porządku nie byłaby tolerowana, ale już taka opozycja, która by tylko propagowała stosowanie przemocy dla osiągnięcia takiego celu mieściła by się w ramach obowiązującego prawa. Sąd Najwyższy USA w sprawie Brandenburg v. Ohio z 1969 r. (zob. http://www.law.cornell.edu/supct/html/historics/USSC_CR_0395_0444_ZS.html ) nader wyraźnie orzekł, że wypowiedzi, których treścią jest propagowanie działań sprzecznych z prawem mogą być karalne jedynie wówczas, gdy są one podburzeniem do natychmiastowego wszczęcia takowych działań i w sytuacji, w której mają miejsce prawdopodobne jest, że osiągną one taki skutek. O wspomnianym orzeczeniu – jednym z najważniejszych – jakie wydał Sąd Najwyższy USA – pisałem jakiś czas temu w tym artykule – zob. http://bartlomiejkozlowski.eu.interii.pl/brandenburg.pdf . I oczywiste jest również, że współczesne rozumienie I Poprawki do Konstytucji wyklucza zakazy propagowania takich czy innych form ustrojowych – tego np. rodzaju, co zakaz propagowania „faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa” w prawie polskim (art. 256 k.k.). I chciałbym zauważyć, że mimo braku tego rodzaju ograniczeń wolności wypowiedzi (a także zrzeszania się i zgromadzeń) w Stanach Zjednoczonych nie ma więcej problemów z terroryzmem, przemocą na tle politycznym, czy przeradzającymi się w gwałtowne czyny konfliktami między różnymi grupami społecznymi niż w wielu innych krajach (np. tymi w Europie), w których takie ograniczenia obowiązują.
    Co do PiS-u – z tekstów umieszczonych na mojej stronie – zob. http://b.kozlov1.webpark.pl/main.htm łatwo chyba wyciągnąć wniosek, że poglądy tego ugrupowania są mi generalnie rzecz biorąc kompletnie obce. Niestety – poglądy drugiej z głównych partii politycznych w Polsce – i w tej chwili partii rządzącej – nie są mi specjalnie bliższe.
    Prawda jest taka, że politycznie (na szczęście nie osobiście) jestem chyba bardzo samotnym człowiekiem.
    Pozdrawiam
    B.K.
     
     
    Odpowiedz
  2. bartekkozlov

    I może jeszcze jedno o tej

    I może jeszcze jedno o tej granicy tolerancji wobec ekstremistycznej opozycji w USA. Potajemne spiskowanie w celu dokonania aktów terroryzmu lub innych zakazanych prawem czynów nie byłoby w Stanach Zjednoczonych tolerowane – nawet, gdyby nie doprowadziło do popełnienia takich czynów, lub choćby ich usiłowania – publiczne propagowanie takich czynów byłoby tolerowane – chyba, żeby zachodził trudny do spełenieia (i udowdnienia w sądzie) warunek wskazany w moim poprzednim komentarzu.  

     
    Odpowiedz
  3. neosceptycyzm

    Drobne błędy i inne sprawy

    "filozof uważał, że nie mogą z niej korzystać katolicy, ponieważ ich lojalność względem korony angielskiej nie była dlań oczywista)"

    Autor zapomniał wspomnieć o drugiej grupie wykluczonych, czyli ateistach. Locke uważał, że oni identycznie jak katolicy, nie zasługują na tolerancję. Podanie takiej informacji oczywiście  zaburzyłoby wymowę tekstu. Czyżby Locke podejrzewał ateistów o "możliwą nielojalność"? Filozof ten napisał również inne dzieło: "Dwa traktaty o rząedzie". Polemizuje w nim z pewnym teologiem, który uzasadnia słuszność absolutyzmu królewskiego przez odwołanie się do argumentów z genealogii. Tenże teolog dosłownie wywodził monarchię angielską od samego Adama i Ewy (podajcie mi współczesnego ateistę i teologa dyskutującego na taki temat) i na tym opierał autorytet władzy. Locke popierał stronictwo przeciwne Torystom, czyli Wigów., którzy opowiadali sie za liberalizacją monarchii. Oczywiście Locke podawał argumenty świeckie a nie teologiczne – pytanie dlaczego to robił? Mógł przecież równie dobrze użyć argumentów teologicznych obok świeckich. Inaczej mówiąc: jaką funkcję pełniła różnica między teologicznym i świeckim dyskursem uzasadnienia działania politycznego? Do ówczesnych Locke’ a mógł przemówić argument z naukowości ówczesnej wiedzy i filozofii. Ale do nas to już nie przemawia. Oświecenie, w tym ówczesny brytyjski empiryzm) był ostatnim tchnieniem paradygmatu kartezjańskiego. To, co ówczas zwano naukami o człowieku pachnie nam dziś fantazją. Wystarczy wspomniec tylko o Gambattistie Vico, twórcy filozoficznych podwalin nauk antropologii, który swojej epoce w ogóle nie był znany. A jak dowodził I. Berlin znanym być nie mógł ze względu na ówczesną atmosferę intelektualną. Zadam pytanie pomocnicze: czy Locke musiał opowiedzieć się za stronnictwem Wigów? Gdzie tam, świeckość nie determinuje poparcia dla liberalizacji, Hobbes na przykład opowiadał się za monarchią absolutną. Jaka jest zatem odpowiedź? Różnica ta pełni funkcję polityczną, która sprowadza sie do tego, aby członkowie danego stronnictwa nie zatracili swej tożsamości, nawet w przypadku, gdy w danej, konkretnej sprawie dojdzie do jakiegoś pragmatycznego sojuszu między "zwaśnionymi" politykami.

    Jak widać w przypadku Locke’a nie szło wcale o samą religię. Szło o sposób funkcjonowania nowoczesnego społeczeństwa, o celowe tworzenie przepaści, zalążek znanych nam "pozornych" konfliktów medialnych. Szanowny, komentowany tu publicysta niestety przykłada do tego rękę. Świadczą o tym nieścisłości zauważone przez kol. Bartłomieja. Ponadto tekst wygląda trochę tak, jakby szanowny Autor opowiadał się po stronnie PO. Tym czasem wedle mej najlepszej wiedzy jest inaczej. Śwoadczą o tym słowa z jego bloga.

    To nie jest partia liberalno-konserwatywna, lecz konserwatywno-klerykalna, a to różnica. Zyskać na tym mogą tylko Napieralski i Palikot. I dobrze. 

    Szkoda, ze lewicowości tej, dla której PO i PiS to jednakie zmory, tylko inaczej ubrane, w tym tekście nie widać. Ogólnie poziom podobny jak na blogu, na którym jest całkiem spora ilość merytorycznych komentarzy – inna sprawa, że są one pisane w tamtejszym kułku wzajemnej adoracji, użytkownicy o znacząco innych poglądach ideologicznych są "olewani"

    Edycja: Czy wskazana funkcja różnicy w dyskursach, powoduje realne problemy w interpretacji faktów politycznych? Tak.., pozwólcie, że przedstawię dowód w postaci fragmentu z ostatniej wypowiedzi na blogu Pana Adana Szostkiewicza.

    Według wstępnych danych, rząd Erdogana wygrał referendum ustrojowe, dające więcej niezależności trzeciej władzy, a zmniejszające rolę armii w państwie. Mam kłopot, jak interpretować to ważne zdarzenie.

    Bo z jednej strony, wynik powinien cieszyć, gdyż zbliża Turcję do demokracji liberalnych, w których niezależność sędziów i armia w koszarach, pod cywilną kontrolą, to aksjomaty. Ale z drugiej strony, Erdogan jest, tak to nazwijmy, ,,emdekiem”, muzułmańskim demokratą, a jego partia nazywana jest ,,partią chusty” , czyli forpocztą islamizacji laickiej republiki tureckiej.

     (…)

    Kiedy byłem w Turcji w pierwszych latach XXI wieku, pęd do Europy był powszechny – i w elitach, i w szerokim społeczeństwie. ,,Emdecja” była za członkostwem Turcji w UE. Na ulicach Stambułu i Ankary Turcja świecka, liberalna, okcydentalna mieszała się bez większych problemów z Turcją religijną.

     (…)

    Ale w Anatolii, na widok nędzy i nasłuchawszy się opowieści o traktowaniu kobiet na prowincji, tam gdzie reklam bielizny nie uświadczysz, a mijane na drodze dziewczyny nie wyglądają na równie szczęśliwe jak ich rówieśniczki w kawiarniach i dyskotekach metropolii, poczułem, że może się mylę. Bo przecież emdecja ten stan rzeczy nie tylko toleruje, ale wręcz wzmacnia, gdyż ta tradycyjna prowincja to jej wyborczy matecznik.  

    Dziś waham się jeszcze bardziej. Do czego ,,emdekom” posłużą ustrojowe zmiany, na które właśnie dostali przyzwolenie referendalne? Czy aby nie do przyspieszenia odgórnej islamizacji? Pełzająca czy miękka islamizacja państwa zredukuje europejskie szanse Turcji, dziś i tak bardzo słabe.

    Jaka będzie reakcja Turcji świeckiej na taki scenariusz? Wewnętrzne podziały w społeczeństwie są coraz głębsze, armia i stare elity nie będą się biernie przyglądały demontażowi systemu opartego na rozdziale państwa od meczetu. A do tego dochodzi napięta sytuacja w regionie, gdzie prozachodnia Turcja jest jednym z najważniejszych stabilizatorów.

    Niechęć lub niezdolność Europy do poważnego potraktowania europejskich ambicji Turcji ma i ten skutek, że Ankara szuka na Bliskim Wschodzie nowych partnerów strategicznych, z reguły antyzachodnich. Mamy w Europie nowe powody, by martwić się, co będzie z Turcją.

     Problemem Turcji jest więc odmienna laickość niż ta w Europie, zachowując ją nie wejdą do UE, nie zbliżą się całkiem do krajów zachodu. ale rezygnacja z owej wizji świeckości oznacza przynajmniej czasowe zwycięstwo opcji religijnej. Ot, dylematy. Ale miejsca na dialog nie ma, a jak sami sobie nie mogą poradzić z własnymi "fundamentalistami", to niech Ci z zachodu pomogą, choć nie bardzo wiadomo, na czym ta pomoc miałaby polegać.

     

     
    Odpowiedz
  4. smok.eustachy

    Tolerancja w polityce

    Tolerancja w polityce jest zagadnieniem, które można rozważyć w kategoriach praktycznych. Mamy w parlamencie partie: PO, PiS, SLD, PSL. Relacje między nimi są dość dzikie. przy czym być może mamy tu do czynienia z pewnym szoł – PO i PiS zdominowały scenę polityczną na budowaniu opinii o wzajemnej wrogości. Komentarze wskazujące, że to taka gra pod publikę mają sporo słuszności. Nad polityką krajową mamy sferę europejską, o której nie wiemy nic. Coś jak Olimp z którego Zeus zsyła pioruny dyrektyw.
    Najłatwiejszym sposobem okiełznania towarzystwa i podniesienia standardów jest konsekwentne wprowadzanie systemu proporcjonalnego. Wedle procentów uzyskanych w wyborach dzieli się wszystko co się da, nie tylko mandaty poselskie, ale i miejsca w radach nadzorczych, inne kęski i synekury. Zamiast autodestrukcyjnych konfliktów partie raz obsadzają stanowiska rządowe, potem opozycyjne. Niestety do takiego bagna u nas nie dorośli jeszcze przez 20 lat.
    Ważniejszym problemem jest realna zbieżność programowa partii, nie mających pomysłu na rozwiązanie realnych problemów państwowych. Różnicują się zatem przez pyskówki. Nie ma szans na zmianę tego stanu rzeczy bez wprowadzenia realnej demokratyzacji, czyli rozszerzeniu wpływu wyborców.
     

    Co do tytułowego artykułu, to autor powinien dostrzec, że najbardziej antydemokratyczną partią była Unia Demokratyczna/Wolności/demokraci.pl

    I że żeby demokracja miała jakiś sens to ludzie musza wiedzieć, kto jest kto. Czyli konkretnie lustracja niezbędna.

     

     
    Odpowiedz
  5. egon

    Muszę przyznać, że

    Muszę przyznać, że zawiodłem się na tekście pana Szostkiewicza. Nie tylko dlatego, że jest on zdecydowanie najkrótszą wypowiedzą ze wszystkich publikowanych dotąd w debatach, przez co zachwiana jest bardzo równowaga w tegotygodniowej dyskusji. Brak jest w nim niestety jakiejkolwiek pogłębionej analizy. Połowa tekstu to ogólne rozważania na temat tego, czym jest tolerancja sama w sobie, co smao w sobie ciekawe, wydaje się być odbieganiem od przewodniego tematu. Jedyne ciekawe pytanie: czy demokracja powinna tolerować tych, którzy chcą jej obalenia, zostało natomiast sprowadzone do do tezy, że PiS jest siłą antydemokratyczną (co dowiedzione zostało metodą Benedykta Chmielowskiego) i że ogólnie należy się go bać. Trochę szkoda, bo jest to to pytanie o dużym potencjale zarówno w dziedzinie filozofii, jak teorii ustroju.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code