Katarzyna Pająk, Polska tolerancja jest smutna

Katarzyna Pająk

Ale czy Polacy są tolerancyjni…? Z pewnością tolerancyjni są dla osób z grubsza podobnych do siebie samych. Polak, będąc katolikiem, nieufnie spogląda na protestantów, buddystów czy ateistów. Toleruje żałobę narodową po śmierci Papieża- Polaka, ale nie toleruje ludzi, którzy obok krzyża domagają się w szkolnych klasach obecności znaków innych religii.  
Tolerancja stała się ostatnio takim modnym słowem, nad którym raczej nie podejmuje się głębszej refleksji. Upraszczając maksymalnie: „tolerancja to tolerancja”, mogę robić co chcę, a ty mnie za to nie możesz ganić. Mówiąc o „polskiej tolerancji” warto zastanowić się chwilę, co tak na dobrą sprawę chcemy mieć na myśli.
Znaczenie pojęcia „tolerancja”.
Czy pojęcie „tolerancja” poddaje się ograniczeniu do pewnych geograficznych współrzędnych? A może „polska”, czyli dotycząca Polaków? A jeśli dotyczy Polaków, jednego wybranego z pobudek egoistycznych narodu, to czy ciągle zamyka się w ograniczeniu geograficznym, czy może dostosowuje się do panujących lokalnie standardów? A może jako pewnego rodzaju „specjalność narodowa”, zupełnie jak ruskie pierogi czy bigos, przekazywana jest z pokolenia na pokolenie i stanowi o wyjątkowości statystycznego Polaka na tle innych narodów? Czym jest ta „polska tolerancja”?
Wyjaśniając pojęcie w potocznym znaczeniu należałoby sięgnąć do źródeł, które w najprostszy, sprzyjający przeciętnym ludziom sposób wyjaśnia niesprecyzowane do końca pojęcie. A zatem „tolerancja” w Słowniku Języka Polskiego PWN została wyjaśniona jako:
1. „poszanowanie czyichś poglądów, wierzeń, upodobań, różniących się od własnych”
2. „zdolność żywego organizmu do znoszenia bez szkody dla niego niektórych bodźców chemicznych, fizycznych i biologicznych”
3. „liczba określająca dopuszczalne odchylenie danej wielkości technicznej od jej wartości nominalnej”[1].
Bez zbędnych wątpliwości interesujące w tym wywodzie będzie znaczenie pierwsze, a więc poszanowanie czyichś poglądów, itd. Jednakże, nie zgadzając się na dopuszczenie jakichkolwiek wątpliwości, dopuszczając definiowanie nieznanego przez nieznane (lub nieznanego przez nie do końca znane), należy jeszcze sprawdzić znaczenie słowa „poszanowanie”. To samo źródło podaje, że „poszanowanie” to szacunek dla kogoś lub czegoś[2], zaś sam „szacunek” określa jako stosunek do osób lub rzeczy uważanych za wartościowe i godne uznania[3].
Tolerancja zatem, w myśl nieco uproszczonego, słownikowego dedukowania, to stosunek do czyichś poglądów, wierzeń, upodobań, które różnią się od własnych, ale jednocześnie są uznawane za wartościowe i godne uznania. Tym samym tolerancja to nic innego, niż pozwolenie drugiej osobie na posiadanie alternatywnego sądu o rzeczywistości, pod warunkiem, że ów alternatywny sąd będzie uznany za wartościowy i godny uznania.
Pojawia się problem, kiedy sąd niezgodny z własnym jest wartościowy i godny uznania? Czy wtedy, kiedy mieści się w wyznawanej hierarchii wartości, w swoistych ramach moralnych wyznawanych wartości? Czy może każdy inny od własnego sąd jest godny poszanowania tylko dlatego, że został stworzony i jest wyznawany przez istotę ludzką, posiadającą niezbywalne prawo do godności osobistej, wolności o życiu nie wspominając? Ale czy w takiej sytuacji gotowi jesteśmy przyjąć za wartościowy światopogląd wyznawany przez Adolfa Hitlera, tylko dlatego, że był on człowiekiem? A może powinniśmy uznać wartość jego podglądów, spychając na karb własnej, nomen omen, nietolerancyjności brak akceptacji dla jego poglądów?
Więc jak to jest, tolerujemy tylko to, z czym się zgadzamy, czy może właśnie istotą tolerancji jest zezwolenie na posiadanie przez bliźniego odmiennego zdania, nawet jeśli jest to odmienne zdanie w kwestiach fundamentalnych, takich jak prawo do życia? Do kwestii granic wrócę w dalszej części tekstu, teraz skupię się na dalszym dookreślaniu pojęć „tolerancja” oraz „polska tolerancja”.
Zdecydowanie jaśniej pojęcie „tolerancja” przedstawia Encyklopedia PWN. Zgodnie z jej zapisem:
„tolerancja [łac. tolerantia ‘cierpliwość’, ‘wytrwałość’], socjol. postawa zgody na wyznawanie i głoszenie poglądów, z którymi się nie zgadzamy, oraz na praktykowanie sposobu życia, którego zdecydowanie nie aprobujemy, a więc zgody na to, aby zbiorowość, której jesteśmy członkami, była wewnętrznie zróżnicowana pod istotnymi dla nas względami.
Tolerancja oznacza rezygnację z przymusu jako środka wpływania na postawy innych ludzi. Wyjątkami są jedynie sytuacje, w których owe postawy zagrażają bezpieczeństwu osób oraz ich mienia (tolerancja nie rozciąga się więc np. na zabójców, gwałcicieli czy złodziei, choć obejmuje takie zachowania dewiacyjne, które można potraktować jako sprawę prywatną), nie dotyczy także ludzi, którym odmawia się zdolności pełnego rozpoznawania znaczenia swoich czynów.
Zakres tolerancji jest historycznie zmienny. W większości społeczeństw albo nie było jej wcale, albo była bardzo ograniczona na skutek tego, że jednemu systemowi moralnemu przysługiwało uprzywilejowane stanowisko bądź monopol. Tolerancja objęła najwcześniej innowiercze wierzenia i praktyki religijne, stopniowo rozszerzono ją na inne dziedziny, np. sferę obyczajów. Jakkolwiek zasada tolerancji jest współcześnie stosunkowo szeroko uznana i prawnie zagwarantowana niemal na całym świecie, bywa nierzadko kwestionowana i naruszana. Tam gdzie jest w pełni przestrzegana istotnego znaczenia nabrał problem granic tolerancji”[4].
Dzięki tej definicji mamy już trochę większą jasność. Tolerancja, w tym znaczeniu, dopuszcza pluralizm postaw, nawet jeśli cudze postawy stoją w wyraźniej opozycji do własnych. Rozwiązuje się poniekąd postawione wcześniej pytanie – uznajemy za wartościowe postawy, ponieważ wyznaje je inny człowiek, a więc postawy są rzeczą wtórną, gdy chodzi o człowieka – szanujemy człowieka za to, że jest człowiekiem. Z jego przyrodzonego człowieczeństwa wywodzą się jego postawy, których nie musimy podzielać, jednakże ze względu na ich pochodzenie, to jest od jednostki ludzkiej, powinniśmy uznawać je za wartościowe.
Jednocześnie to pochodzenie od wolnego człowieka wyklucza możliwość stosowania przymusu w celu zmiany postawy. Można by wspomnieć tylko o tym, że przymus nie zamyka się jedynie w literze prawa, definiując granice dozwolonego zachowania i nakreślając normy, których przekroczenie sankcjonowane jest władztwem państwa. Przymus to nie tylko orzekanie o niepełnosprawności umysłowej, a tym samym niemożności podjęcia określonych działań, to nie tylko izolowanie sprawców przestępstw. Przymus to także pozostawienie „jedynie słusznej” drogi wyboru, poza którą nie ma innej. Stąd przymusem obwarowane jest w polskim prawie chociażby małżeństwo, które ustanowione zostało jako zarezerwowane dla związku mężczyzny i kobiety.
Osoby tej samej płci z powodu przymusu stosowanego nie wprost takiego związku zawrzeć nie mogą. Nie wspominam tego przykładu, aby pokazać jak niesprawiedliwie traktuje się w polskim ustawodawstwie osoby homoseksualne. Przeciwnie, jest to bardzo wygodny przykład do pokazania przymusu państwowego „nie-wprost”. Tolerancja rozumiana dosłownie i rozszerzająco, dopuszczająca każde działanie (poza tymi, które zostały wcześniej zabronione), może w prostej linii przerodzić się w dążenie do anarchii, do całkowitego zburzenia racjonalnego systemu praw i zakazów ustanowionego przez prawodawcę, jako przejaw nietolerancyjnego działania aparatu państwa.
Ponownie uparcie wtrąca się pytanie o granice tolerancji. Czy granicą jest jakaś arbitralnie postawiona norma, czy może dla każdego granica przebiega w innym miejscu? Oceniając racjonalnie – granicę stanowić powinno prawo, ale prawo, biorąc swoje korzenie z systemu norm aksjologicznych, nie pozostaje całkowicie bezstronne i wolne od aktualnie i powszechnie w danym kraju panujących przekonań czy wierzeń religijnych.
Być może szersze byłyby granice tolerancji wytyczone wzdłuż powszechnie akceptowanych praw człowieka, uznanych przez społeczność międzynarodową, jako wspólne i przyrodzone każdej osobie. Jeżeli co do tego przyjętego kanonu poszczególne jednostki, czy nawet szersze zbiorowości, żywią uzasadnione (np. panującą kulturą czy wyznaniem) wątpliwości, to czy nie jest kwestią tolerancji pozwolenie drugiemu, aby trwał przy swoich przekonaniach, nawet jeśli są sprzeczne z moimi własnymi?
Niezwykle ważne jest tutaj zaznaczenie, że są to wartości powszechnie uznane za dobre i słuszne z punktu widzenia każdego człowieka, a więc są to wartości uniwersalne, które wyłączają szeroko pojęte czynienie krzywdy bliźniemu. Granica tolerancji istnieje – jest nią dobro drugiego człowieka, które w konsekwencji służy budowaniu pięknego i nieco utopijnego projektu dobra wspólnego, opartego na życzliwości, sprawiedliwości i zaufaniu. A więc godne tolerowania jest wszystko to, co służy dobru uniwersalnemu, które wymyka się kategoryzowaniu na dobro katolickie, muzułmańskie, itd.
„Polska” tolerancja.
Właściwym w tym miejscu pytaniem jest to o pochodzenie i kondycję tolerancji w kontekście przymiotnika „polska”. Zadając tego typu pytanie, niemal natychmiast zakładam, że coś takiego jak „tolerancja”, którego znaczenie przedstawiłam wcześniej, na gruncie polskim istnieje. Ale czy na pewno? Tolerancja, przynajmniej w mniemaniu współczesnych, kwitła w I Rzeczypospolitej, w dobie wolności religijnej i złotych przywilejów szlachty. Był pluralizm poglądów, narodowości, zachowań.
Tolerancja działań wiązała się bezpośrednio z wolnością, a tą konstytuowały przywileje. Dodając do całej tej sytuacji kilka czynników zewnętrznych, raz-dwa upadło nam państwo, a naród pogrążył się w romantycznej tęsknocie za wolnością, która przecież wiązała się z tolerancją, z przywilejami… Przekornie można postawić pytanie, czy gdyby nie owa tolerancja, gdyby nie wszechobecna wolność wynikające z niej przywileje państwo polskie by przetrwało… ?
Ucinając tego typu dywagacje wspomnę myśl Melville’a, którą przytoczył Peter Winch: „w czterdzieści lat po bitwie łatwo jest ludziom rezonować na temat tego, jak należało ją stoczyć. Zupełnie odmienną sprawą jest osobiście pod ogniem kierować własną walką, w tumanach jej dymu”[5]. Jaka jest więc teraz „polska tolerancja”?
Założyłam, że „tolerancja” oznacza przyjmowanie i nie reagowanie przemocą na przejawy odmiennych od własnych postaw bliźnich, w ramach wyłączających przestępstwo i niemożność rozpoznania własnych czynów. Warto zaznaczyć, że nie mogą rozpoznać swoich czynów zarówno osoby działające w afekcie, jak i osoby chore psychiczne. Swoją drogą, interesujące jest wyłącznie osób chorych psychicznie spod „tolerancyjnego” parasola. Czy marginalizowanie takich osób i odsuwanie ich potrzeb poprzez piętnowanie ich chorobą, a tym samym nieuwzględnianie ich potrzeb w „społecznie dzielonym torcie dóbr osobistych” nie jest przykładem braku społecznej solidarności?
Wiele można o polskim społeczeństwie powiedzieć, ale z pewnością nie to, że nie jest solidarne. Łączą je przede wszystkim wielkie tragedie narodowe, śmierć ludzi ważnych. Ale czy Polacy są tolerancyjni…? Z pewnością tolerancyjni są dla osób z grubsza podobnych do siebie samych. Polak, będąc katolikiem, nieufnie spogląda na protestantów, buddystów czy ateistów. Toleruje żałobę narodową po śmierci Papieża- Polaka, ale nie toleruje ludzi, którzy obok krzyża domagają się w szkolnych klasach obecności znaków innych religii. Toleruje to, co zgodne jest z ogólną linią programową osobistych wyobrażeń o świecie. Toleruje, czyli pozwala temu funkcjonować, nie wchodząc zbyt głęboko ani w uzasadnienie, ani w źródła takiego zachowania. Toleruje, „bo wszyscy tak robią”.
Czy można mówić o „polskiej tolerancji”? Można. Ale w zasadzie jedynie w kontekście polskiej rzeczywistości. Toleruje się, to jest zgadza się na okradanie firmy (bo przecież kapitalista „byznesmen” to zarabia, jemu nie ubędzie na spinaczach), oszukiwanie nauczycieli (ściąganie), unikanie płacenia podatków (bo państwo okrada). Toleruje się w Polsce takie zachowania, tak tak – toleruje, to znaczy uważa się za wartościowe, co więcej – takie postawy są chwalone i przekazywane dalej. Polska tolerancja jest smutna. Pozwala się na alkoholizm i przemoc w rodzinie, ale piętnuje się człowieka, który zawiadomi służby publiczne o tym, że w danym domu źle się dzieje. Toleruje się ucznia, który ściąga na maturze, albo studenta na egzaminie, co więcej – coraz bardziej bezczelne formy ściągania są powodem do dumy i niemałej sławy w kręgu koleżeńskim, a osoba, która doniesie na ściągającego, z miejsca zostaje w najlepszym wypadku opuszczona przez krąg towarzyski.
Polska tolerancja przyzwala na wiele, bardzo często negatywnych zachowań. Te, które dążą do przestrzegania prawa i w zasadzie do poprawienia sytuacji społeczeństwa poprzez przestrzeganie przepisów i norm, traktowane są jak kolaboracja z wrogiem, chociaż państwo polskie ma za zadanie służyć jak najlepiej pojętemu interesowi społecznemu, w tym także stając na straży prawa. Polska tolerancja jest wybiórcza. Polak jedzie do RPA/Chin/Holandii zobaczyć świat, a w rodzinnej wsi opowiada przy grillu o wszędobylskich „murzynach”, „żółtkach” czy „pedałach”.
Polska tolerancja czerpie siłę z tłumu, bardzo często bezmyślnego. Kupą mości panowie! Czy więc Polska jest tolerancyjna? Jak najbardziej, zwłaszcza dla siebie samej. Jest dla siebie tak bardzo tolerancyjna, że nie dostrzega własnej klaustrofobiczności, strachu przed innym (oraz Innym), nie korzysta z możliwości, jakie daje dostęp do informacji, aby uczyć się na cudzych błędach. Polska tolerancja daje szansę innowiercy – nawróć się, arabie, mośku, brudasie, pedale.
Z drugiej strony polska tolerancja posługuje się językiem przemocy, chociażby „pieszczotliwym” moherowym beretem. Polska tolerancja ma wiele twarzy. Wojujących. Zapiekłych. Od prawa do lewa, każdy próbuje na siłę przeforsować jedynie słuszny pogląd. Niedominująca opcja (nie mylić z polityczną!) domaga się tolerancji dla siebie i uciśnionych, a kiedy sama zaczyna dominować – o tolerancji szeroko pojętej zapomina. Koło się zamyka. Smutna refleksja – tolerancyjne bywają mniejszości, bo muszą. Większość na ten wysiłek nie musi się porywać. Wyzwaniem dla polskiej tolerancji, jest to, żeby wreszcie powstała – szczera i bez podtekstów. Nie „polska tolerancja”. Po prostu „tolerancja”. Szacunek do innych.
Tolerancja w polskim katolicyźmie.
Na koniec warto zastanowić się nad jeszcze jedną kwestią – w jaki sposób dominacja katolicyzmu w polskiej rzeczywistości społeczno-kulturalnej wpływa na tolerancję. Tak jak pisałam już wyżej, wielkie formacje nie sprzyjają tolerancji. Masowość określonych ruchów, nie tylko katolicyzmu, sprzyja zapadnięciu się w wygodną pozycję demokratycznego lidera – ten, kto ma więcej zwolenników/wyznawców, dzieli i rządzi, najczęściej niepodzielnie. Stąd zdecydowany sprzeciw środowisk katolickich co do dostępności do środków antykoncepcyjnych czy przerywania ciąży.
Tylko dlaczego te same środowiska katolickie zakrywają oczy, kiedy mówi się o podziemiu aborcyjnym, czy o tym jak wiele kobiet, katoliczek, stosuje antykoncepcję. Przekonanie o własnej masowości daje przedstawicielom, czy też liderom takich ruchów błędne przekonanie o słuszności swoich działań, niezależnie od tego, co dzieje się wśród jego szeregowych członków. Poczucie masowości, czy też wielkości, a przez to demokratycznie osiągnięta władza, demoralizuje.
 Jednak władza absolutna, sprawowana niepodzielnie, jakkolwiek przejęta – bardziej lub mniej demokratycznie – nie wymaga tolerancji. Wystarczy wyjść z gabinetu krzywych luster i przejrzeć się w pobliskiej kałuży, żeby dostrzec jak wiele z tego, co wcześniej się widziało, jest fałszywe. Polski ruch katolicki powinien wyjść z przekonania o własnej wartości, powinien zdjąć pyszne i kolorowe szaty, a wejść w codzienność i zapytać dlaczego kobieta, która uczęszcza do kościoła używa tego, czego instytucja zakazuje. Należy zejść niżej, do jednostki, aby dostrzec zwykłe problemy szarej ludzkiej codzienności. Nie można oczywiście generalizować, nie wszyscy duchowi przywódcy są źli i bezmyślni. Jednakże jedno złe zdecydowanie przyćmiewa tysiące tego, co dobre, piękne i szlachetne.

 

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

MicrosoftInternetExplorer4


/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;}

Zobacz też teksty ekspertów:

Jan Hartman, Od ustroju wolności nie ma odwrotu

 

o.Jan Andrzej Kłoczowski, Nie ma solidarności bez poszanowania godności

Tomasz Terlikowski, Tolerancja Jako lekko zakamuflowany totalitaryzm

Magdalena Środa, Tolerancja oczywista jak powietrze


[1] sjp.pwn.pl/slowniki/tolerancja Definicja tolerancji

[2] sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2506017 Definicja poszanowania

[3] http://sjp.pwn.pl/szukaj/szacunek Definicja szacunku

[4] https://pl.wikipedia.org/wiki/Szacunek Szacunek w encyklopedii

[5] https://pl.wikipedia.org/wiki/Peter_Winch P. Winch, Uogólnialność sądów moralnych, w: Etyka a działanie, wyd. PIW, Warszawa 1990, s.255.

Katarzyna Pająkjest doktorantką Uniwersytetu Opolskiego w zakresie filozofii.

 

Komentarz

  1. Malgorzata

    tolerancja dla przeciętności?

     Katarzyno!

    Po przeczytaniu Twojego tekstu mam wrażenie, że oburzasz się przeciwko wizji tolerancji jako akceptacji przeciętności. Tolerancja w Twoim opisie to zachowanie stadne. To nie jest moim zdaniem żadna polska specyfika. Wszyscy ludzie najchętniej akceptują podobnych do siebie, tyle że wzorce kulturowe bywają różne.

    Nawiążę do przykładu z Twojego tekstu. Choćby w Szwajcarii czy w Niemczech uznaje się za rzecz naturalną, że ktoś zgłasza policji o niezgodnych z prawem zachowaniach współobywateli niezależnie od tego, czy chodzi o spalanie plastikowych butelek w ogródku czy o przygotowywanie dużego włamania. Bardzo surowo ocenia się natomiast takie akceptowane, a nawet lubiane w Polsce zachowania, gdy ktoś absorbuje innych (szefa, współpracowników, sąsiadów itp.) swoimi problemami osobistymi.

    A czy tolerancja powinna rzeczywiście polegać na akceptacji przeciętności? Trochę na pewno tak, bo właśnie w przeciętności, w codzienności, we wzajemnym podobieństwie (również podobieństwie wad) tworzy się poczucie wspólnoty. Z drugiej strony jednak pozostaje jakieś odniesienie do hierarchii wartości. Nie tylko rodzice, nauczyciele czy szefowie stają przed dylematem, że trzeba akceptować, a jednocześnie stawiać wymagania.

    Twój tekst skłonił mnie więc do rozmyślań o dynamicznym napięciu między tolerancją i doskonaleniem indywidualnego bądź zbiorowego życia. Dziękuję.

    M. F. 

     

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj Malgorzata Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code