,

Żyjemy w sekrecie

Najważniejsze sprawy w życiu dzieją się w sekrecie. Pod osłoną milczenia. Z różnych powodów. Złych i dobrych. Nierzadko mieszanych. Chcemy ochronić albo swój wizerunek, albo nie chcemy ujawnić słabości naszych bliźnich. Niekiedy powodem jest grzech i słabość, innym razem intymne doświadczenia świętości i bliskości z innym człowiekiem lub Bogiem. Zauważyłem, że coraz częściej o wielu sprawach wolę milczeć. [teaser] Ktoś bliski przeżywa kłopoty poważne, odbija się to i na mnie i na tym, co robię, chciałbym jakoś o tym innym powiedzieć, wytłumaczyć się. Ale milczę, ukrywam rzeczywiste przyczyny różnych cudzych słabości, pośrednio biorę je na siebie. Żyję z czyimś bólem w sercu i sekrecie. To ciąży, nieraz mocno,  ale jakoś inaczej niż dawniej.

Coraz więcej spraw odbywa się jakoś poza słowami. Aktywność i działanie wciąż są ważne. Ale najwięcej wydarza się w pasywnym przyjmowaniu i wytrzymywaniu. Często też jakbym udawał, że jestem głupszy i bardziej naiwny niż jestem. Inaczej: jakbym zgadzał się na to, że wyjdę na głupszego i naiwnego w oczach innych. I nie używam całej swej siły, wiedzy i inteligencji, tam gdzie mógłbym. Ustępuję. Czekam. Modlę się. Sprawy dzieją się inaczej niż kiedyś. Dynamiczna pasywność staje się największą aktywnością. Paradoks. 

Życie coraz bardziej staje się tajemnicą. I moje i drugiego. Inteligencja i wiedza idą do końca, i tak być musi. Pole jasności wciąż poszerza się. A jednocześnie jakby jeszcze bardziej powiększało się królestwo tajemnicy. Czym jest tajemnica? To nie tyle jest niewiedza, choć też, ile wiedza tajemnicy. Jakaś pokorna intuicja prawdy otulona pieszczotą ciemności i cienia. 

Myślimy, że nam wielu rzeczy potrzeba do życia i szczęścia. I pozornie tak właśnie jest. Ale najważniejsze sprawy, przemiany dzieją się w nas bezszelestnie, jakby w półśnie. Darzą się. Subtelnie. Delikatnie. Do głębi. Różne są kryteria ludzkiego rozwoju. Wydaje się, że narastanie subtelności duchowej – czy bardziej precyzyjnie: wezwanie do niej – która wyraża się coraz większą intensywnością logiki tajemnicy w myślach i czynach, może być jednym z nich. Trzeba to w sobie pielęgnować, choć to trudne, i bywają na tej drodze regresy, a nawet całkowite odrzucenia tej ścieżki rozwoju. 

Życie staje się subtelne, a delikatność staje się największą siłą. Możemy nawet zabić, gdy przyjdzie potrzeba, z największą wewnętrzną delikatnością, choć zewnętrznie taki czyn wymaga zwykle pewnej brutalności. A jednocześnie całej grozie i brutalności świata, którego jesteśmy częścią, trzeba przeciwstawić transformującą pasywną siłę subtelności. Krzyż Chrystusa.

 

 Moje blogi na wideo w YouTube

 

 

[video:http://www.youtube.com/watch?v=zkbIsdlRnEc]

Żyjemy w sekrecie – nagranie wideo

 

6 Comments

  1. jadwiga

    “Najważniejsze sprawy w

    "Najważniejsze sprawy w życiu dzieją się w sekrecie. Pod osłoną milczenia. Z różnych powodów."

     

    Sadze ze m.in. powodem jest tez to , ze w sytuacjach kiedy nie milczelismy – to co zostało powiedziane zostało pozniej wykorzystane przeciwko nam. W najmniej odpowiednim momencie. I tego sie boimy….

     

    "Myślimy, że nam wielu rzeczy potrzeba do życia i szczęścia."

     

    Kiedys w jakims młodziezowym czasopismie nastolatka napisała:

    "od zycia wymagam jedynie zycia"….

     
    Odpowiedz
  2. Andrzej

    O milczeniu

     Bartoszu!

    Intencją mojego wpisu nie było stwierdzenie, że większość spraw należy przemilczać. Przeciwnie, uważam, że rzeczywistość, zwłaszcza ludzką, należy reflektować i wyrażać w maksymalnym zakresie i natężeniu. I sam w praktyce nieudolnie staram się tak czynić, zwłaszcza w obszarach refleksji granicznej i nie oczywistej. Natomiast, tym, czym podzieliłem się, jest osobiste doświadczenie narastającej tajemnicy rzeczywistości, zwłaszcza ludzkiej i boskiej oraz fakt, że najważniejsze ludzkie sprawy są niewymowne i dzieją się w milczeniu. Ten osobisty fakt doświadczenia, powiązany z licznymi podobnymi świadectwami innych osób w dziejach ludzkiej myśli i twórczości, wydaje się też wskazywać na pewien rys obiektywny rzeczywistości. Po prostu, to o czym możemy wiedzieć, jest jedynie niewielkim skrawkiem całej prawdy, a tajemnica nie oznacza jedynie epistemologicznej niepoznawalności, ale mówi coś istotnego o rzeczywistości, do której jednak inteligencja nie ma dostępu. Ta ciemność wielkiego obszaru niewiedzy relatywizuje też poznanie prawdy cząstkowej. Tajemnica bycia potrzebuje odpowiedniego języka poznania i ekspresji. Częściowo jest to język apofatyczny, a częściowo tym językiem jest milczenie, które nie jest pustą niemotą, ale miłosną adoracją czy zgodą na przebywanie w pewnej poznawczej ciemności lub ekspresyjnym zawieszeniu.

    Kolejna sprawa dotczy czegoś, co może nieco trudno zrozumieć komuś kto nie podziela wiary w Boga. W rzeczywistości wiary wolność nie oznacza swobodnej ekspresji jednostkowych chceń, ale skupione wychylenie się ku Łasce, by odczytywać zaproszenie do urzeczywistnień konkretnych wyzwań. W rozwoju wiary człowiek stopniowo coraz bardziej przechodzi z własnego sposobu istnienia i poznawania, zdominowanego przez jakąś formę racjonalności na intuicyjny sposób poznawania zakorzeniony w ciemności wiary. Racjonalność nie zostaje w ten sposób odrzucona, ale jakby zasymilowana i zaczyna spełniać komplementarną i podrzędną rolę w poznaniu. W tym przejściu, jeśli jest ono prawdziwe, to nie my decydujemy o tym, co czynimy, ale spełniamy się w odczytywniu – zwykle bardzo nieudolnym  – boskiego zaproszenia. Czyli konkretnie, dla człowieka wiary nie jest jego pomysłem, by milczeć o tym czy o tamtym, ale czuję się do tego przynaglany nieodpartą wewnętrzną intuicją – choć oczywiście zachowuje wolną wolę i może tę intuicję odrzucić.

    Nie wiem, czy udało mi się dość jasno odpowiedzieć na Twoje pytanie.  Pozdrawiam Cię serdecznie. 

     

     
    Odpowiedz
  3. sagrebe9

     Mysle ze Twoj tekst

     

    Mysle ze Twoj tekst pieknie oddaje istote etyki platonskiej gdzie madrosc staje sie sila sprawcza w osiaganiu szczescia . Ta wiedza tajemnicy nie bierze sie sama z siebie, do tego potrzebne jest przygotowanie umyslowe, pole jasnosci poszerza sie dzieki studiom.

    Czyz owo narastanie subtelnosci duchowej nie jest wznoszeniem sie od zewnetrznych rzeczy zmyslowych do wewnetrznego ogladu idei najwyzszej ?

     
    Odpowiedz
  4. ahasver

    Rozumiem 🙂

    Rozumiem Twoją intencję, Andrzeju. Nie mów, że wyrażasz się niezbyt jasno; filozof zrozumie filozofa, zdając sobie sprawę z tragicznej niejasności "filozoficznego sposobu myślenia" dla "nie-filozofów" (Są takowi? ). Wystarczy trochę cierpliwości, a każda intuicja zostanie zrozumiana, choć jej interpretacja może być jak najbardziej osobista. Nie wierzę w niezrozumiałość jakiejkolwiek mowy. Wystarczą chęci i empatia. Z resztą, Twój język jest obiektywnie rzecz biorąc, bardzo dobrze "skrojony".

    Ostatnio przeczytałem "Rozważania o egzystencji", krótką rozprawę Mikołaja Bierdiajewa. Piękna książka. Zawarł tam intuicję, która przypomina mi nieco Twoją; otóż według Bierdiajewa wiara filozofa skazuje go na samotną wędrówkę,  ponieważ  głęboko intuicyjna genealogia i teleologia  filozoficznego sposobu myślenia wymyka się zinstytucjonalizowanym, intersubiektywnym racjonalizacjom. Filozofia jest szczytem racjonalności, wobec którego wszelkie obiektywizacje innych dziedzin wiedzy wiążą się z jakimś ressentiment. O ile bowiem filozoficzne obiektywizacje są jak najbardziej trafne i wbrew złożoności – przejrzyste, o tyle swoistą ideą regulatywną, czy raczej bodźcem do filozoficznej heurystyki jest dla filozofa właśnie wiara. Wiara, która zagłębia się w ciemności immanencji, (Nawiązując do ostatniego wpisu, można powiedzieć za Platonem, że transcendencja i immanencja to właściwie "to samo"; jest to z resztą intuicja  zgodna z nauczaniem Chrystusa, który chyba raczej nie w królestwie z tego świata, tylko w duszy człowieka proponował szukać Boga.) które następnie próbuje rozjaśnić. I tak, zdaniem Bierdiajewa, filozof jako postać tragiczna jest rozdarty pomiędzy filozofią i teologią, pomiędzy filozofią i nauką, pomiędzy nauką i teologią. Jego wiara jest wiarą -tak wynika z rozumowania Bierdiajewa- apofatyczną, jego teologia – zazwyczaj teologią negatywną. Jest to wiara "ciemna" (w swej ciemności o wiele bardziej jaśniejąca niż wiara zinstytucjonalizowana), bez której jednak postęp w filozoficznej racjonalizacji, jakiekolwiek rozszerzenie horyzontów myślowych nie są możliwe. Tyle z Bierdiajewa, filozofa, który opisał swoją własną egzystencję jak mało który.

    Zgodzę się z nim w wielu kwestiach. Łączył bym nawet wątki Kierkegaardiańskiego sprzeciwu wobec chrześcijanizmu (ale nie wobec Chrześcijaństwa) z antychrześcijaństwem Nietzschego, pojętym raczej jako  próba odzyskania utraconego raju naiwności własnej wiary, co znów porównał bym z intuicjami Bierdiajewa. Odrzucam jednak wiarę w formach przejawów, które były mi dotąd prezentowane przez innych. Wiara chyba jest kwestią osobistą. Jej racjonalizacja polega na próbie opisu własnej egzystencji w wierze przez ich filozoficzne rozjaśnienie. Odrzucam światopogląd teistyczny, a raczej – "teizujący"; wolę kierować się najwybitniejszym dla mnie słowem Chrystusa: "Moje Królestwo jest nie z tego świata". Dlatego powiem Tobie, Andrzeju, że mam świato-pogląd ateistyczny. Tak, jestem ateistą. Teizacja świata nie jest uprawniona z tego względu, że stanowi logiczną sprzeczność pomiędzy wyznawaniem wiary w absolutnosć Boga i jego nieskończoną odległość od człowieka, przełamaną paradoksem niezmiernej bliskości (powiem znów po Heideggerowsku [siadł mi facet na mózg, wiem o tym, ale zarazem sie z tego serdecznie śmieję] – chodzi O "BLIŻĄCĄ DAL", "odległą bliskość", "bliskość tak bliską, że w swej bliskości niezauważalną, a przez to odległą", "odległością tak odległą, że przez swój ontyczny brak ontologicznie najbliższą jestestwu" etc…).  Człowiek od zarania popełnia diametralny błąd PANTEIZACJI świata. Prowadzi ona nieuchronnie do negacji ontycznej transcendencji i przez to – do dezabsolutyzacji absolutu. Umieszczanie Boga w czasie i przestrzeni jest bluźnierstwem. I choć Michał Heller dostał za to nagrodzony, uważam fundament jego filozofii za interpretacyjnie niedopuszczalny. Zaś sam fakt, że jestem zdeklarowanym ateistą, nie świadczy o tym, co noszę w głębi siebie samego, w co sobie wierzę i czy "tego", w co wierzę, nie można – gdyby dojść do jakiegoś consensusu z narzędziową instytucją języka – nazważ Bogiem. "Coś" absolutnego "gdzieś tam" noszę, w innym przypadku nie byłbym w stanie filozofować. Ale wzbraniam się przed nazywaniem i klasyfikowaniem "tego czegoś". Zabiłbym wtedy takiego nazwanego Boga nazwanej wiary tak jak zabili go – zgodzę się z Nietzschem – chrześcijanie.

    I właśnie o to chodziło mi z tym milczeniem.

    Pozdrawiam również!

    http://pl.youtube.com/watch?v=q8c9maWYRNo

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj Andrzej Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code