Znowu w życiu mi nie wyszło…

 
Rozważanie na Niedzielę Męki Pańskiej, C1
 

Idziesz drogą, a tuż obok ciebie wali tłum. Wykrzykują : Hosanna. Witają, cieszą się, tańczą, wołają głośno:

„Błogosławiony Król,

który przychodzi w imię Pańskie.

Pokój w niebie

i chwała na wysokościach”.

Nie masz odwagi podejść bliżej i rozejrzeć się. Znów ktoś cię popchnie, zgani, wyśmieje. Zastanawiasz się, o co w tym wszystkim chodzi. Przypatrujesz się z daleka. Jakiś Człowiek jedzie na osiołku. Dziwisz się, że aż tyle krzyku z tego powodu, że ludzie zdejmują swoje płaszcze i ścielą nimi drogę. Kim jest ten Człowiek? – zastanawiasz się. Czyżby jakiś król? Może się przebrał. A może to jakieś przedstawienie? Jakiś teatr uliczny? Kim są ci wszyscy ludzie? Ile im zapłacili, aby grali w takim przedstawieniu? Ta twoja nieufność i podejrzliwość… Pogubiłeś się w tym wszystkim. Czy twoje życie to też tylko gra i kolejne akty sztuki teatralnej? Tak bardzo chciałbyś, aby zapanował w nim ład i porządek. Żeby zawsze było tak samo, żeby można było wszystko przewidzieć.

Nieśmiało pociągasz za rękaw rozentuzjazmowanego sąsiada. Ten nie reaguje. Patrzysz w drugą stronę. Idzie matka z podskakującym z radości dzieckiem. Chcesz zapytać, co się tu dzieje. Ale masz wrażenie, że lepiej tego nie robić, bo kobieta zupełnie cię nie zauważa. I skąd może zauważać, skoro ty sam dla siebie nie jesteś ważny i zauważalny? O… w twoją stronę zbliża się jakiś mężczyzna. Może jego zapytać, o co chodzi. Eee… może lepiej nie… Ledwie zerknął na ciebie, a na jego twarzy pojawił się jakiś grymas. Ale to nie nowina… Jak myślisz o sobie, też robisz strasznie krzywe miny…

Znowu w życiu ci nie wyszło. Ktoś taki jak ty nie powinien chodzić po tym świecie. Nic ci się nie udaje, wszystko robisz źle. Przez sekundę wydaje ci się, że patrzył na ciebie ten Człowiek, który jechał na osiołku… wzrokiem takim ciepłym i życzliwym… Masz nawet wrażenie, że cię rozumie… Ale znów musisz uciekać, bo na twoją głowę sypią się zniewagi i obelgi. Znów ktoś ocenił: włóczęga, łachudra… Szydzą z ciebie wszyscy. A poza tym kto by tam zwracał uwagę na takiego jak ty?

Dziś znów idziesz sobie drogą. Znów tłum. Znów krzyki i wrzaski. Prowadzą kogoś… Starsi ludu, arcykapłani i uczeni w Piśmie… Pamiętasz ich… Prosiłeś kiedyś ich o pomoc. Usłyszałeś, że trzeba się wziąć do roboty, że takim jak ty nic się nie należy… Dziś oskarżają tego tam… pewnie niewinnego… No cóż… kogoś trzeba… Na kogoś trzeba złożyć winę… Zaprowadzili go przed sąd i oskarżają, że podburza lud, że podaje siebie za Mesjasza, że jest Królem. Tak usłyszałeś, gdy próbowałeś przecisnąć się przez tłum na drugą stronę ulicy. To Żyd. A Żydzi podlegają władzy Heroda, więc do niego trzeba skierować oskarżonego.

Znów krzyki. Coraz większy tłum. Wszyscy idą, chcąc wiedzieć, co dalej z tym Człowiekiem. Ale… Czyż to nie ten, co jechał na osiołku? Tak, chyba to On… Znów masz wrażenie, że Jego wzrok dotknął ciebie. Jakiś taki niby dobry, życzliwy… A jednak niepokojący. Schowałeś się za plecy staruszka… na chwilkę…, bo ten już wrzeszczy na ciebie, żebyś trzymał się od niego z daleka. Oddalasz się i szukasz bezpieczniejszego schronienia w kamiennych murach domów. Ale idziesz dalej. Chcesz wiedzieć, co będzie dalej.

Po co prowadzą tego Człowieka do Heroda? To wielki pan i władca. Słyszysz, jak ludzie powtarzają oskarżenia. Słyszysz, jak mówią, że ten Człowiek ani nie zaprzecza, ani nie potwierdza tych oskarżeń. Po prostu nie mówi nic. I nagle prawie przed tobą wyłania się On, odziany w lśniący purpurowy płaszcz. No, teraz to jest dopiero jazda. Ludzie się śmieją i szydzą z tego Człowieka. I znów go prowadzą. Chciałbyś już odejść, nie patrzeć. Jednak nie możesz. Czujesz się tak, jakby to z ciebie się znów śmiali, znów szydzili. Czujesz, że Jemu też w życiu "nie wyszło" , że jest sam w tym wszystkim. Coś mówi ci, aby nie oddalać się od Niego, aby trwać przy Nim. Może go wspierać?

Zatem idziesz dalej. Pytasz sam siebie: dokąd? Rozglądasz się. Słyszysz coraz częściej wśród tłumu o ukrzyżowaniu. Kogo? Tymczasem tłum się zatrzymuje. Znów ów Człowiek staje przed sądem. Tym razem do Piłata dołączają arcykapłani i członkowie Wysokiej Rady. Stawiają zarzuty. Podburza lud. Król Żydowski. Piłat nie znajduje winy. Mówi o uwolnieniu więźnia. Nie widzi, aby ten Człowiek zrobił coś, za co miałby ponieść śmierć. Ty zgadzasz się z takim wyrokiem. Ale nie masz odwagi tego powiedzieć. Już słyszysz, jak lud szemrze…. A za chwilę krzyczą: "Ukrzyżuj Go". Wszędzie panuje wielki wrzask i harmider. Sam już nie wiesz, co o tym masz myśleć.

Znów ścisk, tłum ruszył. Czyjeś twarde ręce łapią za twój kark, popychają i zmuszają, abyś szedł obok krzyża przygotowanego dla Niego, dla tego Człowieka, który jechał na osiołku, któremu jeszcze chwilkę wcześniej śpiewano hymn chwały. Widzisz, jak Szymon z Cyreny pomaga nieść ten krzyż. Z początku robi to niechętnie. Krzyż mu bardzo ciąży. Mało co się nie przewraca. Ale… nadal patrzysz… Masz wrażenie, że Szymon się podniósł, wyprostował się. Słyszysz płaczące niewiasty. Płaczą nad tym Człowiekiem? Nad Jego losem? A może nad swoim? To ich łona wydały na świat ludzi, którzy krzywdzą, którzy osądzają, którzy szydzą, którzy nienawidzą… Rozglądasz się wokół… Ale nie masz odwagi spojrzeć na tego Człowieka. Zbili Go, skatowali, kopali, wyśmiewali, zdarli z niego płaszcz… Czujesz każdy raz na swoim ciele… Teraz Go ukrzyżują.

Tak. Ukrzyżowali Go. Wisi na krzyżu między dwoma złoczyńcami. A lud stoi i patrzy. Członkowie Rady szydzą z Niego: "Innych wybawiał, niech i sam siebie wybawi, jeśli jest Mesjaszem i Wybrańcem Bożym". No tak… teraz do Ciebie dotarło… To Syn Boży… Pamiętasz… Kiedyś nauczał nad jeziorem o miłości, jak tamtędy przechodziłeś. Słyszałeś, że uzdrawiał. Mówił o swoim Ojcu w Niebie, że będzie karmił swoim Ciałem, że odbuduje swoją Świątynię w trzy dni… Ale… kto by to tam słuchał takich rzeczy i do tego brał je na poważnie? Teraz to do Ciebie zaczyna docierać. Szukasz Jego wzroku i słyszysz: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią".

Znów ten Jego wzrok… Taki ciepły i czuły… jakby troszczył się o ciebie, jakby to i za twoje winy błagał Ojca, jakby ciebie rozumiał… Teraz już wiesz… On wierzy, że ci się uda… On otacza cię czułą troską, wlewa w twoje serce nadzieję i wypełnia je miłością, pokojem i radością. Czujesz się kochany, akceptowany, rozumiany. Od teraz nie musisz szukać już innej akceptacji, masz Jego. Możesz zaufać Jemu i sobie. Z Jego pomocą twoje życie nabierze barw. Nie musisz już się ciągle obwiniać, że znowu w życiu ci nie wyszło, że jesteś sam. Nie musisz uciekać przed krytyką innych ludzi, przed ich ocenianiem, skazywaniem i potępianiem.

Nie musisz sam się potępiać i oskarżać. On, Człowiek i Bóg wziął na siebie twoje winy, oskarżenia i potępienie. Teraz On chce uczyć ciebie, co to znaczy kochać, co to znaczy być kochanym. To On przez swoje posłuszeństwo aż do śmierci zgładził twoje nieposłuszeństwo. To On przywrócił twoją wolną wole wybierania drogi błogosławieństwa, przybijając do krzyża szeroko rozumianą wolność, wiodącą cię na drogę przekleństwa. Ten Człowiek stał się dla ciebie bratem, ale to Jego imię Bóg wywyższył i uczynił Go Panem wszystkiego stworzenia.

To właśnie przez Niego dokonuje się twoje zbawienie, twoje uwolnienie i uzdrowienie z grzechu, który do tej pory nosiłeś w sobie i się za niego obwiniałeś. A skoro nikt cię nie potępia… nawet On… to czy możesz potępiać siebie sam?

Znowu w życiu mi nie wyszło… Teraz chcę się podnieść i zacząć kroczyć z Tobą.

niedziela-palmowa__1_.jpg

Rekolekcje Wielkopostne 2013

Rozważania Niedzielne

 

Komentarz

  1. iqwe

    Wspaniałe rozważanie –

    Wspaniałe rozważanie – pierwszy raz od  trzech miesięcy  przeczytałem coś co sprawiło, ze zrobiło mi się trochę lepiej na duszy. Szczerze mówiąc od jakiegoś czasu czuję się w Kościele jak ten człowiek w rozentuzjazmowanym tłumie, który go ignoruje lub osądza.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code