, , ,

Zła nowina dla bezbożnych: Będzie Sąd!

 Rozważanie na Uroczystość Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata 

Dzisiejsze czytania

„Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie.” (Mateusz, 25, 35-36). 

Kościół stawia dziś przed nami Jezusa Chrystusa jako Króla Wszechświata. Tego, który „stamtąd przyjdzie sądzić żywych i umarłych”. Kiedyś zbyt często duchowni straszyli Bogiem i piekłem wiernych i niewiernych, dziś żyjemy w epoce wiary w Boga – w wersji permisywnej – bezwolnego, albo – w wersji pozytywnej – miłosiernego, który wszystko i wszystkim przebaczy. I myślę, że, z dwojga złego, tak jest lepiej, nawet jeśli mamy skłonność do nadużywania Bożego miłosierdzia. Ale, abyśmy nie utracili życiowego i religijnego realizmu, napiszę dziś – dla równowagi – o Bogu jako Królu i Sędzim, i o nas jako sądzonych ostatecznie i na wieki. 

W Ewangeliach – również dzisiejszej – Jezus wielokrotnie zapowiada swoje powtórne przyjście i sąd. Chrześcijanie w każdej Eucharystii modlą się o rychłe przyjście Pana. Królowanie Chrystusa, rozpoczęte Jego zmartwychwstaniem, jest czymś całkowicie realnym: Chrystus jest Panem całego wszechświata i dziejów. „W Nim historia człowieka, a nawet całe stworzenie osiąga swoją ‘rekapitulacje’, swoje transcendentne wypełnienie” (KKK, 668). Obecnie królowanie Chrystusa urzeczywistnia się poprzez Kościół, Jego mistyczne Ciało, którego jest Głową. Właśnie poprzez Kościół, jego znaki, sakramenty, naukę, świętych i władzę Chrystus króluje, czyli udziela się ludziom i światu. Wierzymy, że w czasie zaplanowanym przez Ojca nastanie pełnia Królestwa Chrystusa. To, co nazywamy popularnie „końcem świata” będzie datą Sądu Ostatecznego i początkiem pełni Królestwa. Przyjście Chrystusa zostanie poprzedzone wielką próbą wiary. „Prześladowanie, które towarzyszy pielgrzymce Kościoła przez ziemię, odsłoni ‘tajemnicę bezbożności’ pod postacią oszukańczej religii, dającej ludziom pozorne rozwiązanie ich problemów za cenę odstępstwa od prawdy. Największym oszustwem religijnym jest oszustwo Antychrysta, czyli oszustwo psudomesjanizmu, w którym człowiek uwielbia samego siebie zamiast Boga i Jego Mesjasza, który przyszedł w ciele” (KKK, 675).  (Ciekawe, czy już żyjemy w czasie końcowej próby? Wiele znaków – zwłaszcza rosnące bałwochwalstwo człowieka Zachodu – zdaje się zapowiadać rychłe nadejście Pana. Ale to temat na inny tekst.)

Jezus Chrystus będzie nas sądził z dwóch rzeczy: z wiary w Boga i miłości bliźniego. W przypadku chrześcijan i tych, którzy zetknęli się z chrześcijaństwem ten sąd będzie bardziej wymagający niż sąd nad tymi, którzy nie mieli szansy poznać Jezusa i Ewangelii. Będziemy sądzeni z naszego bycia uczestnikami Kościoła, wierności przyrzeczeniom chrztu, Ewangelii, posłuszeństwu Magisterium i prawowitym władzom Kościoła. Będziemy sądzeni z tego, czy dokonaliśmy wysiłku rozpoznania Boga i właściwego Kościoła, który najpełniej Go pokazuje. Ten Sąd, o którym wielu z nas woli nie myśleć, a jego znaczenie przeinaczać i osłabiać, będzie przynajmniej tak samo ważny, jak sąd nad nami jako ludźmi i naszym człowieczeństwem. W tym kontekście wielkim błędem mogą okazać się wszelkie akty apostazji, opuszczania czy lekceważenia Kościoła i Jego nauczania. Wynika to z prostego faktu: Jezus Chrystus pozostawił nam prawdę o sobie i samego siebie – sakramenty – właśnie w Kościele. Dlatego wybór Kościoła, jako wspólnoty, poprzez której wiarę, zycie, doktrynę, modlitwy, sakramenty, władzę, itd poznajemy Boga i uczestniczymy w Jego życiu, jest pośrednio wyborem Boga i prawdy o Nim. Ponadto, jeśli ktoś mówi: Bóg tak – Kościół nie, to nie rozumie natury Boga i istoty chrześcijaństwa, a jeśli ktoś idzie jeszcze dalej i mówi: religia tak – Bóg nie, to nie rozumie niczego i tkwi w regresie człowieka, jako istoty duchowej. 

Sądzeni będziemy również jako chrześcijanie i ludzie Kościoła, za to w jaki sposób urzeczywistnialiśmy Ewangelię i dawaliśmy świadectwo Jezusowi innym. Ten sąd może być dla wielu z nas trudny, bo wiele grzechów i błędów mamy na sumieniu. Wydaje się, że dla Jezusa obok grzechu wobec Ducha Świętego, czyli świadomego odrzucenia Boga i dobra, właśnie grzechy Jego uczniów, tak jak Judasza, o którym mówi, że lepiej byłoby, gdyby się nie narodził, są najtragiczniejsze. Być może nie ma większego grzechu i zła, jak nadużyć imienia Boga i pozycji bycia Jego uczniem dla złych celów: władzy, pieniędzy, przyjemności, prestiżu. Według wizji św. Faustyny ludzie Kościoła obok bezbożnych i innych grzeszników licznie zapełniają piekło. 

W dzisiejszej Ewangelii Mateusza Jezus zapowiada bardzo wymowną scenę Sądu Ostatecznego: kryterium dobrego życia i pozytywnej weryfikacji na wieczność jest nasz stosunek do drugiego człowieka, w którym obecny jest Bóg, Jezus Chrystus. Na uwagę zasługuje fakt prostoty i uniwersalizmu etycznego Jezusa. Nie mówi On o naszych etycznych obowiązkach wobec rodziny, najbliższych, członków tego samego narodu czy religijnej wspólnoty, czyli tego, co na codzień wydaje nam się najważniejsze, a niekiedy jedyne. Jezus będzie nas sądził z naszej relacji wobec bliźniego, który poniekąd jest nam obcy, i jego bycie bliźnim to nie tyle sprawa więzi rodzinnych, narodowych, kościelnych i religijnych, ale po prostu bycie w naglącej potrzebie pomocy. To jest etyka Samarytanina, a nie rodzinnych czy religijnych egoistów.

„Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie.” (Mateusz, 25, 35-36).

Myślę, że ten moment „obcości” bliźniego jest wart podkreślenia. Jezus jest maksymalistą etycznym, dla którego akt prawdziwie moralny zaczyna się jakby dopiero tam, gdzie kończy się konieczność wynikająca z więzi naturalnych, choć oczywiście nie przekreśla to wagi moralnych zobowiązań wobec bliskich, ale ją relatywizuje i przekracza. Można wręcz powiedzieć, że uniwersalistyczna etyka Jezusa rodzi się wręcz w sprzeciwie wobec etyk partykularnych, czyli „rodzinnych”, narodowych” i wspólnotowo-religijnych. (Warto tutaj przypomnieć sobie, co Jezus odpowiedział wysłannikom Jego rodziny, gdy przyszli go namawiać do powrotu do domu: „Moją matką, siostrą i bratem jest ten, kto pełni wolę Ojca”.) Dopiero, gdy stajemy się etyczni jakby ekstra: wobec sieroty, głodnego, opuszczonego, więzionego, chorego, czyli kogoś, od kogo nie możemy specjalnie oczekiwać rewanżu, objawia nam się Jezus. I jeszcze jedno: nasza intencja ma być zupełnie bezinteresowna: mamy czynić dobro wobec innych, najlepiej obcych nam ludzi i nie pamiętać o tym, że „zasłużymy” w ten sposób na życie wieczne. Kluczowy zresztą dla Jezusa nie jest moment moralny, ale religijny owoc aktu etycznego. I jest ważne: moralność, choć zachowuje swoją autonomię w służbie dobra człowieka, ostatecznie służy rozpoznaniu i uznaniu w bliźnim Boga, Jezusa Chrystusa, i poprzez taką postawę dostęp do Królestwa wieczności.

Niestety, i to jest zła nowina dla bezbożnych i niemiłosiernych: Chrystus i za Nim Kościół wyraźnie mówi o potępieniu wiecznym wobec tych, którzy odrzucają wiarę w Boga i w swym życiu zamykają się w egoizmie. W dniu Sądu „zostanie ujawnione postępowanie każdego człowieka i wyjdą na jaw tajemnice serc. Nastąpi wtedy potępienie zawinionej niewiary, która lekceważyła łaskę ofiarowaną przez Boga. Postawa wobec bliźniego objawi przyjęcie lub odrzucenie łaski i miłości Bożej. Jezus powie w dniu ostatecznym: ‘Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. (KKK, 678)

Słowa Jezusa przerażają swą surową bezwględnością: „I pójdą ci na mękę, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego” (Mt, 25, 46). Trzeba jednak wyraźnie powiedzieć, że w rozumieniu Kościoła potępienie wieczne w swej istocie jest samopotępieniem, czyli ostatecznie aktem wolności człowieka, który zasklepiony w swej niewierze i egoizmie odrzuca wiarę w Boga, miłość bliźniego i nadzieję życia wiecznego. Piekło, czyli życie na wieki poza miłością Boga i człowieka, jest jakimś ostatecznym tragicznym zaprzepaszczeniem wolności człowieka.

Myślę, że zwłaszcza dziś, w czasie narastającej obojętności religijnej, lekceważenia Boga, zgorszenia Kościołem, ale też nie rozumienia go,  bezwstydnej pysze i wręcz bałwochwalstwie człowieka i jego idoli, przemożnej skłonności do zamykania się w konsumenckim egoizmie i partykularnych, indywidualistycznych czy rodzinnych etykach, trzeba z mocą przypominać Jezusa Chrystusa jako Króla i Sędziego. Ta prosta prawda, że czekamy na przyjście Chrystusa – oby jak najszybciej – a wraz z Nim na Sąd Ostateczny i pełne urzeczywistnienie się Królestwa Bożego winna przenikać serca chrześcijan i być dla nas zarzewiem religijnej gorliwości i moralnej pokory. Dla poszukujących i niewierzących niech nasze odważne świadectwo wiary w Jezusa Chrystusa wzbudza w nich nadzieję Królestwa, ale też niech będzie przestrogą przed życiem zbyt lekkomyślnym i zadufanym w sobie oraz przypomina o najwyższej stawce ludzkiego życia, którą można utracić na zawsze: Miłości. 

 Moje blogi na wideo w YouTube

 

[video:http://www.youtube.com/watch?v=e629zWlRovo]

Zła nowina dla bezbożnych: Będzie Sąd! – cz. I – nagranie wideo

[video:http://www.youtube.com/watch?v=HsbMJihgHw0]

Zła nowina dla bezbożnych: Będzie Sąd! – cz. II – nagranie wideo

 

Komentarze

  1. jadwiga

    cos mi nie pasuje

    Jezus umarł na Krzyzu za nasze grzechy. Jest wiec Zbawicielem. Wierzymy ze po smierci idziemy – jak np Jan Paweł II do Domu Ojca – do Nieba, albo do piekła czy czyscca. A tutaj nagle – Sad Ostateczny. Wiec jak to? Ci co sa w Niebie jeszcze raz na ten Sad pojda, a moze ta instancja zadecyduje inaczej?Czyzby była pomylka zaraz po smierci? A ci z piekła? Czyzby sie odwołali i dla nich ten Sad jako wyzsza instancja? O znow zrewiduje orzeczenie z okresu zaraz po smierci? Bog przeciez nie jest niekonsekwentny. Jezeli juz po smierci jest wiadome to po co Sad?

     
    Odpowiedz
  2. Kazimierz

    Coś raczej trudno się z tym zgodzić.

    "Jezus Chrystus będzie nas sądził z dwóch rzeczy: z wiary w Boga i miłości bliźniego. W przypadku chrześcijan i tych, którzy zetknęli się z chrześcijaństwem ten sąd będzie bardziej wymagający niż sąd nad tymi, którzy nie mieli szansy poznać Jezusa i Ewangelii. Będziemy sądzeni z naszego bycia uczestnikami Kościoła, wierności przyrzeczeniom chrztu, Ewangelii, posłuszeństwu Magisterium i prawowitym władzom Kościoła. Będziemy sądzeni z tego, czy dokonaliśmy wysiłku rozpoznania Boga i właściwego Kościoła, który najpełniej Go pokazuje. "

    Jeśli chodzi o ludzi odrodzonychz Ducha Świętego, nie będą oni sądzeni ze światem. Sąd czy osąd ich uczynków nie będzie sądem roztrzygającym kwestię piekła, czy niebo, gdyż oni są zbawieni. Wrócili do domu Ojca.

    A jeśli chodzi o Magisterium KK, czy wyboru odpowiedniego Kościoła to już raczej wolne tłumaczenie, nigdzie nie można tego wyczytać z Bibli.

    Poza tym tekst bardzo ciekawy i pokazujący potrzebę Boga w życiu człowieka.

    Pozdrawiam KJ

     

     
    Odpowiedz
  3. Andrzej

    Kształt naszej wieczności wykuwamy w doczesności

    Drodzy Bartoszu, Dominiku i Jacobie! 

    Rozumiem Wasze oburzenie wobec tekstu o Jezusie Chrystusie jako Królu i Sędzim i nie zdziwiło mnie ono. Przedstawiam w nim zwyczajne nauczanie Kościoła katolickiego o Sądzie Ostatecznym oparte na Ewangelii i Magisterium, które w swoim sumieniu i wierze całkowicie podzielam. Rozumiem też, że taka wizja Sądu Ostatecznego dla osób nie podzielających chrześcijańskiej i katolickiej wiary może budzić sprzeciw, a nawet głęboki, choć tłumiony, lęk.  Ale taka jest prawda o Końcu i Nowym Początku. Wybaczcie, że wywołałem u Was pewien dyskomfort, ale jest on ceną, jaką płacicie za swoje religijne wybory. 

    Chciałbym jednak, żebyście wiedzieli, że z mojej strony przedstawiony powyżej namysł jest nie tylko aktem wiary w Chrystusa, ale też aktem miłości wobec człowieka, zwłaszcza tych, którzy Boga odrzucają. Nie mogę i nie chcę przed nikim ukrywać, że zatwardziała bezbożność lub konsekwentny egoizm jest drogą ryzykowaną i może prowadzić do wiecznego potępienia, jeśli śmierć skrystalizuje taką postawę na wieki. Taka jest cena, ale też wielka powaga ludzkiej wolności i życia. Zostaliśmy stworzeni, by żyć wiecznie, i tutaj w doczesności decyduje się ostatecznie ta wieczność. Lekceważenie prawdy o Sądzie Ostatecznym i złośliwości wobec tych, którzy ją przypominają nie zmieniają faktu jego istnienia i najbardziej osobistych konsekwencji, również tragicznych i wieczystych, naszych życiowych wyborów. Owocniejsza w takim przypadku wydaje się refleksja nad tą trudną prawdą wiary, czy szerzej wiecznym przeznaczeniem człowieka. Jeśli ktoś myśli, że można igrać z wiarą, Bogiem i śmiercią bez żadnych konsekwencji na wieczność, to jest to po prostu naiwność. 

    Pozdrawiam Was serdecznie 

     
    Odpowiedz
  4. Andrzej

    Skąd ta pewność zbawienia u odrodzonych w Duchu Świętym?

     Kazimierzu! 

    Czy mógłbyś rozwinąć swoją myśl o zbawieniu i Sądzie?

    Jeśli chodzi o ludzi odrodzonychz Ducha Świętego, nie będą oni sądzeni ze światem. Sąd czy osąd ich uczynków nie będzie sądem roztrzygającym kwestię piekła, czy niebo, gdyż oni są zbawieni. Wrócili do domu Ojca.

    Jak pewnie wiesz, katolickie rozumienie zbawienia i Sądu Ostatecznego jest nieco inne: bycie zbawionym (odkupionym) przez Chrystusa oznacza, że ochrzczeni mają dostateczną łaskę, by żyć Duchem i dzięki temu w wolności wybrać („zasłużyć”) na życie wieczne po śmierci. Natomiast nikt nie może być pewien za życia swego ostatecznego losu, czy to „nieba” czy „piekła”.  I właśnie Sąd Ostateczny jest rozstrzygnięciem przez Boga ostatecznego przeznaczenia człowieka, jako konsekwencji wcześniejszych życiowych wyborów. (Do Jadwigi: Sąd Ostateczny wobec wcześniej umarłych jest czasowo jednoczesny z sądem jednostkowym następującym w chwili śmierci. W wieczności nie ma bowiem czasu.)

    Ciekaw więc jestem teologicznego i biblijnego uzasadnienia dla zasygnalizowanych przez Ciebie koncepcji.

    Pozdrawiam Cię serdecznie

     

     

     
    Odpowiedz
  5. ahasver

    Ja tam myślę, że Bóg jest jajcarzem 🙂

    Szanuję Twoją wiarę, Andrzeju i uważam, że jest bardzo głęboka i odpowiednio uargumentowana. Niemniej uważam za niesprawiedliwość przedstawianie sceptycyzmu wobec jednej z form wyznawania wiary jako igrania z Bogiem i z wiecznością oraz naiwności. Dlaczego mam wierzyć w nauczanie instytucji Kościoła, skoro jest to instytucja ludzka i pełna grzechu, a więc taka jak każda inna instytucja religijna? Ba! – dlaczego miałbym wierzyć Pismu Świętemu, skoro jest wiele innych Świętych Ksiąg, mowiących dokładnie to samo – że jeśli nie przyjmiemy ich Boga, tylko bożków wszelkich innych religii, to zostaniemy przez boga sadystę wrzuceni do garnka z ostrymi przyprawami wrzącymi w wysokiej temperaturze. Nie rozumiem również często używanego przez ludzi wierzących określenia "zatwardziałości serca" w niewierze: To nie jest, Andrzeju, zatwardziałość. Dusza część ludzi niewierzących to poszukiwacze, którzy też chcieliby doznać tego, co nazywacie "łaską wiary", tylko najwyraźniej nie wiedzą w jaki sposób to uczynić, dlatego zwracają się o pomoc do ludzi, którym ich Bóg powiedział, aby szerzyli "Słowo", tzn. nawracali innych.

    Przynajmniej w moim przypadku mój ateizm nie wynika z jakiejś zatwardziałej, ideologicznej postawy obrażonej na Boga i na ludzi wierzących. Szukam, oczekuję, rozglądam się, pytam, jestem ciekawy i nie zaniedbuję absolutnie metafizycznych kwestii zwiazanych z ludzką "duchowością". "Duchowa" głębia, etyczna dzielność, odwaga w poszukiwaniu są dla mnie najistotniejszymi sprawami w życiu. Brzydzę się zatwardziałym, ideologicznym i apriorycznym, wściekłym i szczekającym ateizmem tak samo jak straszeniem piekłem i potępieniem. Dobrze o tym wiesz, Andrzeju, że monologiczność wiary, monoeschatologia i monoteologia miały jakąś siłę argumentacji daleko przed dobą nowoczesności. Uważam, że dogmatyka nie ma żadnej siły argumentacji po tym jak wzrosła powszechność dostępu do innych pism religijnych i możliwość ich poznania przez każdego przeciętnego człowieka. Człowiek jest zdecydowanie usprawiedliwiony w swoim religijnym zagubieniu, a takze wahaniu się pomiędzy wiarą i rozumem, Jerozolimą i Rzymem, pomiędzy religią i nauką. Żyjemy w czasach "płynnej nowoczesności" i mówienie zagubionemu człowiekowi – takiemu jak ja – o tym, że pójdzie smażyć się w piekle, jeśli na siłę (sztucznie) nie pokocha swego wodza, stając w szeregu z innymi posłusznymi owieczkami, uważam za wysoce niestosowne i sprzeczne z misją ekumenizmu; w każdym bądź razie zniechęcające do takiego Boga. No, Andrzeju, dobrej reklamy Bogu tutaj nie zrobiłeś, sam przyznaj  Każdemu się zdarza 

     Serdecznie pozdrawiam.

    P.S. Jeździsz, Andrzeju, na nartach? Ja przeskakuję na narty biegowe, bo wzrastająca masowość narciarstwa i zagłuszanie dźwięku milczącej, zimowej przyrody przez megafony z jakimiś Britney Spearsami, rozpięte na każdym słupie doprowadza mnie do złości. Nie no, gdyby jeszcze Deep Purple puszczali… 

    W każdym bądź razie na nartach i w ogóle w górach mam kontakt z "czymś więcej".  I tak bardzo chciałbym wiedzieć, czy to nie jest ten Twój Bóg. Oj, bardzo chciałbym…  

     
    Odpowiedz
  6. ddn

    Nie oburzam się, lecz

    Nie oburzam się, lecz odnotowuję regres intelektualny u autora.  Nie ma też czego się bać, bo nic nigdzie nie istnieje trwale i niezmiennie. Nie ma też już nigdzie tych, którzy wymyslili te bajdy na kiju. Są tylko tacy, którzy w nie wierzą i podtrzymują wymysły analfabetów sprzed tysięcy lat.

    Poza tym arbitralne orzekanie w rodzaju: "prawda o końcu i początku", że "zosatliśmy stworzeni",że jest jakaś  "prawda o sądzie ostatecznym", czy wręcz "fakt jego istnienia", są bezpodstawnymi twierdzeniami, których nie można udowodnić. Straszenie konsekwencjami odrzucenia tych idei jest już dramatycznie śmieszne.

    Kto lub co ma się bać?

     

     
    Odpowiedz
  7. Andrzej

    Ryzyko poszukiwań i powaga wiary

     Bartoszu! 

    Nigdzie nie stwierdziłem, że jesteś „zatwardziały” w swej niewierze: to jest Twoja interpretacja, która ma doprowadzić nieakceptowane przez Ciebie rozumowanie do absurdu. Przeciwnie: uważam Cię za człowieka szczerze poszukującego Boga, choć ryzykownie zagubionego, stawiającego wyżej swą wolność i autonomię niż posłuszeństwo wiary i miłości Boga oraz przeceniającego możliwości nie oświeconego wiarą rozumu człowieka. Niekiedy taka osobowa synteza może z czasem stworzyć nieusuwalną barierę wobec łaski wiary, a tym samym rzeczywistą zatwardziałość. Żaden jednak człowiek nie może i nie powinien zastępować Boga w osądzie człowieka, zwłaszcza ostatecznym, i ja tego nie czynię. Po prostu przedstawiam katolickie kryteria tegoż osądu i jego biblijno-magisterialne rozumienie. 

    Ponadto, przeciwnie niż Ty, nie uważam, by sprawie Boga i chrześcijaństwa dobrze robiło selektywne i redukcyjonistyczne głoszenie wiary – np. nie głosząc prawdy o Sądzie Ostatecznym i możliwości wiecznego potępienia  – po to, by ludzi tacy jak Ty mogli zadowolić swoje postmodernistyczne smaczki lub moralny permisywyizm i poklepać mnie po plecach, bo mówię Ci o Bogu, o jakim chcesz słyszeć, by w rzeczywistości móc dalej swobodnie uchylać się od powagi wiary. Przeciwnie: właśnie z uwagi na Twój sprzeciw i krytykę, uważam ten tekst za bardziej Tobie duchowo służący i w tym sensie donioślejszy, niż inne moje teksty, które pochwaliłeś. 

    Właśnie na tym polega nieredukowalna różnica między nami: Ty szukasz Boga – wierzę, że uczciwie – ale niewiele o Nim jeszcze wiesz, dlatego możesz z dezynwolturą oczytanego dyletanta wybrzydzać: to mi smakuje, a tamto nie, itp. Prawdziwa wiara jest czymś radykalnie innym: przyjmuje się z powagą prawdę o Bogu i człowieku czytaną od kilku tysięcy lat we wspólnocie Kościoła, i nie można dowolnie tą prawdą manipulować, choć jest możliwy pluralizm w jej odczytywaniach. 

    Pozdrawiam Cię serdecznie. Na nartach nie jeżdżę. Może mieszkanie w górach będzie dobrą okazją, by się nauczyć. 

     
    Odpowiedz
  8. ahasver

    Zmęczony…

    Mniejsza o mnie i moją autonomię… Wystarczajaco się ich wyrzekam, poszukując prawdziwości. Gdybym kierował się smaczkami i własnym widzi mi się, przyjąłbym sobie a’priori Boga, niebo, życie wieczne i jasny, z góry określony, chrześcijański kodeks postępowania. Przecież to takie miłe: Bóg, zbawienie, życie pośmierci w Niebieskim Ogrójcu… Łatwiej bowiem stosować różne nakazy i zakazy, łatwiej podporządkować się niż myśleć, pytać, wątpić, błądzić i wyrzekać się własnych intelektualnych wygód w imię poszukiwania intelektualnej słuszności. Gdybym wiedział, które z Pism prawi prawie, byłbym wniebowzięty i oddałbym swoją wolność bez problemu… A tak? Co mam zrobić? Jak ludzie wierzący mogą domagać się ( – czy tam po prostu proponować – ) nawrócenia od ludzi, którzy nie wiedzą, co to znaczy "nawrócić sie"?

    Co, jak, gdzie, kiedy?

    Nic już z tego nie rozumiem, jestem skołowany i mam w głowie jeden, wielki bałagan.

    Jak to – żyć wiecznie? 

    Gdyby przynajmniej ludzie inteligentni, mądrzy i wierzący potrafili potraktować każdą religię jako alegoryczne przedstawienie aspektów ludzkiej psychiki, a Boga wszystkich religii jako symboliczną alegorię człowieczej immanencji… Och, wtedy byłbym już dawno "nawrócony". A tak? Mam się rozpuścić w Nirvanie czy zasiąść po prawicy – czy tam lewicy – Ojca, skoro to nie jest wszystko jedno? Dla mnie to wszystko jedno, ale naprawdę, doprawdy wrzeszczę i wciąż w kółko powtarzam jak Nietzsche, że Mniejsza o mnie!. A tak? 

    No co ja mam, do jasnego groma, zrobić? Gdzie mam iść? Co ja, kretynem jestem, że mam posłusznie jak małe dziecko uwierzyć w jakąś świętą książkę, być święcie przekonany, że reszta świętych książek jesto o tyłek roztrzasnąć i że reszta to w ogóle jakieś złe pogany?

    Przepraszam najmocniej za ton wypowiedzi, ale przyznaję – poniosły mnie teraz emocje. Wkurza mnie już to poszukiwanie Boga, męczy mnie to… Jestem wyczerpany. Idę pojeździć samochodem. Lubię trenować poślizgi, zwłaszcza, że mam 4×4 z odłączanym przednim. Tak, poślizgam się na śniegu z napędem na tył

       

     
    Odpowiedz
  9. ddn

    Gdybym wiedział, które z

    Gdybym wiedział, które z Pism prawi prawie, byłbym wniebowzięty i oddałbym swoją wolność bez problemu

    Nawet w takim przypadku, radzę, zachowaj ją. Jest znacznie cenniejsza od wszystkiego co napisano.

    Jak to – żyć wiecznie?

    W samym pojęciu wieczny zawarty jest czas, a on nie istnieje. Jest złudzeniem. Życie, również to nie-wieczne, czyli bieżące i chwilowe, też jest złudzeniem i w naturze nie przejawia się bez unicestwienia, bez śmierci. Każda chwila jest permanentnym umieraniem i zmartwychwstawaniem.  Śmierć i życie są jednym zjawiskiem.

    Można więc pomyśleć, że wieczne życie jest równocześnie wieczną śmiercią.

    Wkurza mnie już to poszukiwanie Boga, męczy mnie to…

    Nie poszukuj niczego, bo nie ma niczego do znalezienia.

     
    Odpowiedz
  10. zibik

    @Autor

    Panie Andrzeju szczególnie dziękuję za ostrzeżenie i pouczenie, także ukazanie, wyeksponowanie, przypomnienie nam "uniwersaizmu etycznego" w postępowaniu i nauczaniu Jezusa Chrystusa, oraz Jego uczniów, naśladowców i wyznawców.

    Rzeczywiście nazbyt często wzbraniamy się, unikamy lub uchylamy, przed trudnymi wyzwaniami m.in. miłością osób obcych, ale będących w biedzie i potrzebie. Wzorem współczesnym w bezinteresownym i żarliwym miłowaniu Boga, oraz obcych ludzi może być, dla nas Matka Teresa, a wcześniej wiele osób świętych i błogosławionych.

    Też tak uważam że : "dzisiaj żyjemy w epoce wiary w Boga i miłości bliźniego", ale miłości, nadzieji i wiary wynikających z właściwego poznania Ewangelii. Zrozumienia, przyjęcia i uznania z dobrej woli prawdziwości Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego.

    Najlepszym źródłem prawdy, wiary, nadzieji i miłosci jest nauczanie Syna Człowieczego –Jezusa Chrystusa, także KK-AiP, a nie jakichś tam ideologów, czy nawet teologów, którzy nie są Jego uczniami, ani wiarygodnymi  świadkami.

    Wiara, nauczanie i wychowywanie katolickie uznają mądrość i bojaźń Bożą, ale są wyzwolone z bezpodstawnego lęku, a tym bardziej z kłamstwa, obłudy, fałszu, bałwochwalstwa etc. – ludzkiej głupoty tzn. jakiejkolwiek ideologii, czy manipulacji, bądź błyskotliwej lub czczej frazeologii.

    Niezmiernie istotnym w życiu codziennym chrześcijanina , także w necie wydaje się roztropne i odważne ujawnianie, demaskowanie pseudomesjaństwa, oszukańczych praktyk fałszywych, bądź nawiedzonych proroków, także wszelkiej maści ideologów, antychrystów, bądź bezbożników, innowierców, heretyków, czy bałwochwalców.

    Myśli, uczynki (teksty) i zaniedbania, także postawy, wybory i decyzje ukazują nasze rzeczywiste intencjepotwierdzają lub negują wiarygodność składanego świadectwa.

    Należy mieć nadzieję, że oprócz Bożego Miłosierdzia, głównie one będą podstawą sprawiedliwego i ostatecznego werdyktu Boga, który ma ostatnie słowo w sprawie – naszego zbawienia, bądź zatracenia.

    Ps. Staram się zrozumieć tych, którzy bardzo nonszalancko i krytycznie odnoszą się do Pana tekstu, ale mam wrażenie, że są to osoby bytujące z własnej woli poza zasięgiem miłości Boga. A być może z powodów nam bliżej nieznanych są również obojętne na przyjaźń i miłość innych ludzi ?……………..

    Szczęść Boże – nam wszystkim.

    Pozdrawiam

     

     

     
    Odpowiedz
  11. zibik

    To że:
    Poszukiwanie

    To że:

    Poszukiwanie czegokolwiek – nie koniecznie Boga, kogoś "wkurza i męczy" to doskonale rozumiem.

    Ale zamiast wypoczynku, zastanowienia, mobilizacji, medytacji, modlitwy, akurat zniechęcenierezygnacja to chyba typowy objaw lenistwa i głupoty ?….

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  12. zibik

    Sugestia !

    Panie Bartoszu, a może zamiast zbyt często "wkurzać się", czy w stanie zwiększonych emocji ryzykownie ślizgać autem albo co chyba mało prawdopodobne w Pana przypadku ?……….., wówczas korzystać z bylejakich dróg publicznych.

    Wystarczy zrelaksować się, porządnie wypocząć, wreszcie zatrzymać, kolejny raz przemyśleć, a może nawet skorzystać z profesjonalnej pomocy, bądź życzliwej porady i definitywnie zawrócić.

    A potem świadomie i dobrowolnie, także z pokorą zaufać Temu, który jest m.in. Wspaniałomyślny i Wielkoduszny, bo powierzył akurat Panu, aż tak wiele talentów.

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  13. Kazimierz

    Andrzeju

    Piszesz – Jak pewnie wiesz, katolickie rozumienie zbawienia i Sądu Ostatecznego jest nieco inne: bycie zbawionym (odkupionym) przez Chrystusa oznacza, że ochrzczeni mają dostateczną łaskę, by żyć Duchem i dzięki temu w wolności wybrać („zasłużyć”) na życie wieczne po śmierci. Natomiast nikt nie może być pewien za życia swego ostatecznego losu, czy to „nieba” czy „piekła”.  I właśnie Sąd Ostateczny jest rozstrzygnięciem przez Boga ostatecznego przeznaczenia człowieka, jako konsekwencji wcześniejszych życiowych wyborów.

    Przedstawię zatem co daje mi pewność zbawienia. Zbawienie dla mnie jest tożsame z życiem wiecznym, odkupieniem, nowonarodzeniem. Oczywiście istnieje grzech przeciw Duchowi Świętemu, który dyskwalifikuje człowieka.

    1 J.5:11-12 – Jan mówi jasno – "żywot wieczny dał nam Bóg, a jest on w Synu Jego, kto ma syna, ma żywot wieczny; kto nie ma Syna nie ma żywota"

    Rz. 5.8 – Bóg daje dowód swej miłości, że gdy bylismy grzesznikami Jezus za nas umarł. J.20.31 – księgi te zostały spisane, abyśmy wierzyli, że Jezus jest Chrystusem (Mesjaszem), Synem Boga i abyśmy wierząc mieli życie wieczne; EF. 2.8-9 Łaską zbawieni jesteście przez wiarę i to nie z was, Boży to dar, nie z uczynków, aby się kto nie chlubił; 1Piotr 3.18 – Gdyż i Chrystus raz za grzechy cierpiał, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby was (nas) przywieść do Boga, w ciele wprawdzie poniósł śmierć, lecz w duchu został przywrócony życiu.

    J. 5.24 podaje jasne wytłumaczenie przeszłości, teraźniejszości i przyszłości – Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, kto słucha Słowa mego i wierzy temu, który mnie posłał, ma życie wieczne i nie stanie na sądzie, lecz przeszedł z śmierci do życia – kwestia przeszłości – przeszedł z śmierci do życia, teraźniejszości – ma życie wieczne, przyszłości – nie stanie przed sądem.

    Jak przyjąć dar zbawienia – J. 1.12 – Tym zaś, którzy go przyjeli dał prawo stać się dziećmi Bozymi, tym, którzy wierzą w Jego imię. Rozmowa z Nikodemem pokazuje potrzebę narodzenia z wody i Ducha do Królestwa Bożego J. 3.1-21. Woda jest symbolem Słowa Bożego, a więc potrzeba zrodzenia ze Słowa Bożego i Ducha Świętego – odwiecznego LOGOS, Jezusa Chrystusa. Z nieskazitelnego Słowa Boga 1 Piotr 1.23.

    W końcu Jezus obiecuje – J. 10.27-29 – Owce moje głosu mojego słuchają i nie giną na wieki, i nikt nie wydrze ich z ręki mojej. Ojciec mój, który mi je  dał, jest większy nad wszystkich i nikt nie może wydrzeć ich z ręki Ojca.

    A co do sądów – Paweł ogłasza tajemnicę – 1 Tes. 4.16-18 – mówi o paruzji, czyli porwaniu Kościoła (ludzi odrodzonych) , podobnie pisze do Koryntian 1 Kor. 15.51-52, 1 Tes. 5.1-11 – mówi o tym dniu – mamy czuwać i być gotowi na przyjście Pana, gdzie pójdą wybawieni – przed oblicze Pana – i co będzie się działo, tzw, sąd bema, czyli oceniane będą uczynki świętych dokonane w ciele na ziemi – 1Kor. 3.10-16, są to ci, którzy budowali na fundamencie "tym" czyli Jezusie, i okaże się jak, kto budował, jedne uczynki spłoną inne się ostaną. werset 15 mówi, że jeśli spłonie jego dzieło, to szkodę poniesie, ale sam zbawiony będzie, chociaż jak przez ogień. Następnie w Objawieniu po listach do wspólnot, następuje wizja nieba, gdzie już są święci, a więc Kosciół, osoby odrodzone z Boga, w 2Tes. 2.7 czytamy, że antychryst już działa, ale powstrzymuje go, można domniemać Duch Święty, a przecież, Duch Święty nie odejdzie bez Kościoła z ziemi. Stąd też teoria o pochwyceniu przed wielkim uciskiem. Wiele można by tu pisać, o różnych sądach, Królestwach itp. ale lepiej poczytać dobre książki na ten temat.

    Co do chrztu, o którym piszesz, Marek wyraźnie mówi, kto uwierzy i ochrzczony zostanie zbawiony będzie. A więc warunkiem chrztu jest wiara człowieka, tego człowieka nie ma zastępstwa. A kto nie uwierzy nie będzie zbawiony, a więc człowiek może być zbawiony pomimo, że nie był ochrzczony, jest to naturalne.

    Gdyby człowiek odrodzony nie był pewien swojego zbawienia, to byłby ciągłym niemowlakiem w wierze, walczącym o zbawienie, zamiast być uczestnikiem Bożego powołania. 1 Piotra –  2.2-3 musiałby ciągle pić duchowe mleko, tak się też dzieje, kiedy człowiek grzeszy, lub postępuje według ciała – 1 Kor. 3.1-9, również w to popadamy , np.  rozróżniania ja jestem katolikiem i jestem lepszy, a ja protestantem i jestem jeszcze lepszy itp. Paweł zaś mówi, współpracownikami Bożymi jesteśmy, wy rolą Bożą, budowlą Bożą jesteście. A fundamentem i Głową jest Chrystus.

    To może na tyle, jak masz jeszcze jakieś pytania proszę bardzo.

    Pozdrawiam KJ

     

     
    Odpowiedz
  14. zibik

    Zbawienie duszy w rozumieniu

    Zbawienie duszy w rozumieniu katolika jest dziełem łaski Boga, ale napewno nie bez udziału otrzymanego rozumu i wolnej woli. Urzeczywistniania poznanego w życiu doczesnym wzoru człowieczeństwa Syna Człowieczego-Jezusa Chrystusa, czy osobistego angażowania się i wiarygodnego świadectwa.

    Kto z nas dochodzi do wieku, w którym wie co czyni i jest za swe myśli (intencje), wybory, decyzje, czyny i zaniedbania w pełni odpowiedzialny.

    Ten nie może być zbawiony, bez osobistego, świadomego i dobrowolnego współdziałania z Bogiem, czyli pomnażania powierzonych jemu (słudze) talentów Pana, tzn. współtworzenia dobra (dobrobytu), sumiennego i rzetelnego wykonywania pracy, dobrych uczynków i jednocześnie wytrwałej, oraz żarliwej modlitwy.

    Z poważaniem Z.R.Kamiński

     
    Odpowiedz
  15. Kazimierz

    Panie Zbigniewie

    Pisze Pan –

    Zbawienie duszy w rozumieniu katolika jest dziełem łaski Boga, ale napewno nie bez udziału otrzymanego rozumu i wolnej woli. Urzeczywistniania poznanego w życiu doczesnym wzoru człowieczeństwa Syna Człowieczego-Jezusa Chrystusa, czy osobistego angażowania się i wiarygodnego świadectwa.

    Oczywiście i ja tak uważam, ale to nie człowiek wybiera, kiedy Bóg się nad nim zlituje, ale Bóg. Zrodził nas, kiedy zechciał . Oczywiście, Bóg odpowiada na pragnienie człowieka, wręcz rozpaczliwe wołanie o ratunek dla swej duszy, nie zbawia On kogoś, kto się Nim nie interesuje.

    Akt nowonarodzenia można porównać do narodzin dziecka, zresztą ta analogia jest uzywana przez ewangelistów i zadam pytanie, czy dziecko musi całe życie stawać na głowie, aby rodzic go akceptował i uznawał za dziecko? Jeśli więc w naszych ludzkich niesprawiedliwych działaniach, dziecko zawsze jest dzieckiem, to czy myslimy, że Bóg jest jakimś tyranem i chce abyśmy ciągle zasługiwali sobie na to aby być Jego dziećmi?

    W jednym z wersetów (teraz go nie znajdę, bo spieszę się) ale Paweł tak pisze, -jeśli my nie dochowujemy wiary, On dochowuje, bo sam siebie zaprzeć się nie może – nie w tym rzecz, aby być niewiernym, ale kiedy nawet szarpią nami wątpliwości, wówczas Bóg, przez swego Ducha nas prowadzi ku upamiętaniu.

    Oczywiście do wzrostu chrześcijanina potrzebna jest modlitwa (żarliwa jak najbardziej) nieustanna, karmienie się Jego odwiecznym Słowem (Logosem), świadczenie o Jego miłości i łasce oraz potrzebujemy wspólnoty, Kościoła, w którym będziemy wzrastać, gdzie ludzie są odrodzeni z Ducha Świętego.

    Pozdrawiam KJ

     
    Odpowiedz
  16. Andrzej

    Czy upadek odrodzonego nie niwieczy ostateczności jego zbawienia

     

     Kazimierzu!

    Proszę, napisz, co się dzieje, gdy ktoś odrodzony w Duchu Świętym, a tym samym zbawiony ostatecznie, upadnie, czyli zgrzeszy śmiertelnie, wyrzeknie się wiary a Boga, wyśmieje wcześniejsze nawrócenie, itd? W tym punkcie widzę istotną słabość przedstawionej przez Ciebie koncepcji zbawienia. Po prostu albo wierzymy w predystynację, czyli nasze zbawienie lub potępienie zależy jedynie od Boga, który w swej tajemniczej wolności Stworcy jednych stwarza ku zbawieniu i niebu, a innych ku potępieniu i piekłu, albo nasze zbawienie zależy też od nas, naszej wolności. Tyle, że wiara w predestynację unieważnia ludzką wolność i jej udział w osobistym zbawieniu.

    Jeśli natomiast wolność coś znaczy, to znaczy do końca, czyli do naszej jednostkowej śmierci, i dopóki żyjemy może wybrać Boga lub odrzucić Go.  W tym sensie katolicka koncepcja zbawienia, którego ostateczność decyduje się w chwili śmierci, wydaje się bardziej realistyczna i doceniająca rolę wolności człowieka we współpracy ze zbawczą łaską Boga. Spróbuj odnieść się do moich wątpliwości. 

    Pozdrawiam Cię serdecznie

     

     
    Odpowiedz
  17. Kazimierz

    Andrzeju

    Tak, masz rację widziałem kilka przypadków, kiedy ludzie w moim przekonaniu odrodzeni odchodzili od Boga. Powócili do grzesznych dróg tym samym zapierając się Boga (w mojej ocenie).

    Widzę to w taki sposób, otóż spojrzałbym na ten problem od strony przypowieści o siewcy. Jedno ziarno pada na drogę i diabeł zabiera, Słowo i człowiek słyszał lub nie nic sobie z tego nie robi. Drugie na glebę skalistą (zatwardziałe serce), gdzie szybko wzrasta, puszcza liść nawet, ale szybko usycha, bo nie ma korzenia. Myslę, że ta sytuacja dotyczy osób, które usłyszały ewangelię, emocjonalnie zaangażowły się , nawet doświadczyły Bożych cudów (Hebr. 6) i łaski, ale, gdy przyszło pokuszenie, próba odeszli, nie puścili korzenia i odpadli.

    Kolejna rola, to chwasty, grzech, troski tego świata zadławiają Słowo, rosną tzw. karły duchowe, które ciągle zmagają się z "pierwszymi rzeczami", nauka o chrztach, obmywaniach, itp. i nie dochodzą do dojrzałości, przez to, że nie wzrastają, ale karłowacieją. No i ostatnia żyzna gleba, oby takich osób byuło jak najwięcej, gdzie serce człowieka jest przygotowane na Słowo i rozrasta się i przynosi owoce.

    Nie wierzę za bardzo, aby osoba reprezentująca tą 4 glebę odwróciła się od Boga, zaparła się Go. Grzech śmiertelny czyli zaparcie się działania Ducha Świętego, odrzucenie łaski jest możliwe w dwóch pierwszych przypadkach, ale nie bardzo wierzę aby dotyczyło to 4 gleby. Kościół w którym służę, nie uznaje predystynacji, i ja uważam, że nad każdym Bóg może się zlitować i dać mu łaskę zbawienia, dlatego też niesiemy ewangelię, dokąd tylko można w nadziei , że ludzkie serca się na nią otworzą.

    Oczywiście w przypowieści o siewcy, jest również inny aspekt, Jezus przy grobie Łazarza mówi, wy odsuńcie ten kamień i werzę, że nawrócony człowiek może przez swoją modlitwę, przez świadectwo, przez ewangelizcję i miłość pozyskiwać ludzi dla Chrystusa i usuwać kamienie niewiary.

    Oczywiście człowiek może odrzucić ewangelię, nie odrodzony i nie skorzystać z łaski i jest to jego wolność, ale dziecko Boga kiedy skosztowało Jego miłości sądzę, że nigdy się od Ojca nie odwróci, bo jak Paweł pisze – "któż nas odłączy od miłości Bożej??…" poza tym przecież Duch Święty za nami wstawia się w niewysłowionych westchnieniach, Jezus odkupił nas a aniołowie Jego nas strzegą.

    Pozdrawiam Kazik

     
    Odpowiedz
  18. zibik

    Panie Kazimierzu, przecież

    Panie Kazimierzu, przecież nikt z nas nie twierdzi, że "człowiek wybiera, kiedy Bóg nad nim zlituje się", a nawet nie pisze, tak : "nie zbawia On kogoś, kto się Nim nie interesuje".

    Trudno z perspektywy ludzkiej jednoznacznie rozstrzygać – jaka jest ostatecznie wola Boga ?……… lub co Bóg myśli, bądź uczyni ?…….ostatnie słowo zawsze do Boga należy !

    Według mnie ani dziecko, ani dorosły nic nie musi, a tym bardziej "stawać na głowie", jedynie możemy świadomie i dobrowolnie pragnąć doświadczać Miłość Boga, Jego obecność i bliskość.

    Możemy modlić się, adorować i wielbić Boga, także błagać o przebaczenie, prosić o nowe błogosławieństwa, dobrodziejstwa, ale trudno akurat to czynić, nie uczyniwszy nic, aby zadośćuczynić Jego sprawiedliwości.

    Bodaj wypada z pokorą wyznać winy i przeprosić za to wszystko, czym się Jego majestatowi uchybiło, czy co się zrobiło przeciw Jego chwale na ziemi.

    Niezmiernie istotne jest to, jaką drogą podążamy – zbawienia, czy potępienia ?………, w jaki sposób przyczyniamy się do święcenia Imienia Bożego ?……

    Dziećmi wobec Boga jesteśmy i  będziemy, tylko nie zawsze już wiadomo jakimi?……, czy tymi co pomnażają lub marnotrawią powierzone im talenty.

    Owszem Bóg bardzo chętnie nas prowadzi, a nawet ostrzega lub podaje pomocną dłoń, kiedy upadamy i usiłujemy się podnieść. Chętnie wiernych obdarowuje i nagradza, wychodzi nam na spotkanie, wybacza nasze winy, jednocześnie nakazuje poprawę, aby więcej nie grzeszyć

    Ale nigdy nas nie oskarża i chyba nie czyni nic wbrew naszej woli – może wówczas, kiedy lituje się nad naszą głupotą, widząc naszą bezradność, naiwność, biedę i krzywdę.

    Zawsze postępuje tak, jak najlepszy Ojciec, nasz Pan !

     

     
    Odpowiedz
  19. Kazimierz

    Ma Pan rację

    Pisze Pan -"Bodaj wypada z pokorą wyznać winy i przeprosić za to wszystko, czym się Jego majestatowi uchybiło, czy co się zrobiło przeciw Jego chwale na ziemi. "

    Oczywiście – "Jesli wyznajemy grzechy swoje wierny jest Bóg i odpuści nam i oczyści z wszelkiego grzechu"  1J. 1.9, tak jest jak uczniowie musieli mieć obmyte nogi przez Jezusa, aby rozumieli, że żyjąc w tym świecie brudzą się i p otrzebują oczyszczenie przez Pana, tak i my żyjąc w tym świecie zabrudzamy się, i Pan jest zawsze gotów aby nam wybaczyc, ale jak Pan pisze, do Niego przychodzi się w pokucie i pokorze.

    "Ale nigdy nas nie oskarża i chyba nie czyni nic wbrew naszej woli – może wówczas, kiedy lituje się nad naszą głupotą, widząc naszą bezradność, naiwność, biedę i krzywdę." – zgadza się oskarżycielem jest diabeł.

    "Dziećmi wobec Boga jesteśmy i  będziemy, tylko nie zawsze już wiadomo jakimi?……, czy tymi co pomnażają lub marnotrawią powierzone im talenty." jesli zrodziliśmy się z Ducha Świętego, to zapewne J.1.12-13

    Pozdrawiam serdecznie KJ

     
    Odpowiedz
  20. ddn

    Zaiste, strach jest

    Zaiste, strach jest najlepszą plombą dla prymitywnego umysłu. A im bardziej nieuchwytny jest potwór, tym straszniejszy. Najsilniejszy zaś strach wzbudza monstrum  urojone. A powszechnie wiadomo, że jeśli się owego odrzuci, to mściwy jest i już tylko ostatecznie zatracenie w bezdennych czeluściach piekieł  takiego śmiałka czeka. Na wieki wieków amen! A niech ma za swoje bezbożnik jeden!

    Dawniej, w dobrych dla wiary czasdach, o wszystko Śwęte Oficjum dbało i ktoby Duchowi zniewagę jaką sprawił, to takiemu biada, oj biada! Boga chwalił gdy szybko ducha wyzionął. Było się czego bać i wiara kwitła jak łąka w maju. Ale co dobre to już było.

     
    Odpowiedz
  21. gal

    zerwać łańcuszek

    Pamiętacie: jakaś treść w liście a na końcu informacja, że jak nie dostosujesz się do polecenia autora listu (nie podasz go dalej 5 osobom, nie pomodlisz się itp itd) no to umrzesz lub złamiesz nogę. Nie wiem jak Wy, ja czułem się po otrzymaniu takich przesyłek fatalnie. Nawet jak modlitwa była ciekawa, cel szlachetny, ten przymus i groźby powodowały, że odrzucałem takie ,,propozycje” natychmiast. Mam wrażenie, że tego typu łańcuszki nie łączą a duszą, ograniczają. Niektóre religie, rozbudowały swój przekaz, wychodzą poza krótki list  z pogróżkami, istota jednak pozostaje ta sama. 

     

     

     

     
    Odpowiedz
  22. zibik

    Mam wrażenie, że w naszym

    Mam wrażenie, że w naszym dyskursie nie o osobiste racje chodzi, ale bardziej o ustalenie, kto z nas dąży właściwą drogą lub zbacza, a może nawet błądzi – jest bliżej lub dalej od Boga, który jest Prawdą.

    Ranga omawianych spraw inspiruje, a nawet zmusza, do rzetelnych poszukiwań, wysiłku intelektualnego i duchowego, oraz czerpania z wielu wiarygodnych źródeł.

    Proszę uprzejmie ewentualnie odnieść się do :

    "Kształt naszej wieczności wykuwamy (najczęściej w bólu, cierpieniu, trudzie, znoju i mozole) w doczesności" – TAK, czy NIE ?……

    Chrystus proponuje z miłością zbawienie, wszystkim ludziom bytującym pod niebem, od ponad 2 tys. lat. Otwiera i wskazuje nam jego możliwości, do nas należy je dokładnie poznać, uznać i przyjąć, choć istnieje też smutna, a nawet tragiczna sposobność odrzucenia ich.  Wybór świadomy i dobrowolna decyzja, w tej sprawie dotyczy chyba również osób "odrodzonych w Duchu Świętym" ?………

    KK-PiA uznał, jako przeciwne naszej wierze, wszystkie te propozycje rozwiązań, które uznają i rozpowszechniają możliwość zbawczego działania Boga, poza obrębem jedynego pośrednictwa Chrystusa.

    A zatem – czy osoby "odrodzone w Duchu Świętym", według Pana przekonania są tożsame z tymi, którzy mają możliwość otrzymać łaskę wiary, świętości i zbawienia, przez chrzest in Christo ?…….

    Z poważaniem Z.R.Kamiński

     
    Odpowiedz
  23. Halina

    Biblia ukazuje innego Boga

    niż ten, który znajduje zadowolenie w mękach wiecznie cierpiących potępieńców. Kara w ten sposób wymierzana jest daleka od sprawiedliwości ludzkiej, a cóż dopiero boskiej. To raczej jakaś  postać odwetu czy rewanżu?. Zniszczenie zła i powszechna odpowiedzialność przed Bogiem, nie jest równoznaczna  z  wiecznym męczeniem ludzi, których to zło " uwiodło". Takie poglądy odwodzą od fideizmu i pchają w objęcia niewiary, brutalnie odzierają Boga z najświętszych przymiotów dobra i piękna. Pojęcie kary Pismo Św. przedstawia jako ostateczność, uzasadnioną porządkiem moralnym wszechświata. Nauka o wiecznych mękach jest sprzeczna z ideą wiecznego szczęścia. Należy wątpić, czy zbawieni, zażywający chwały niebios, mogliby radować się wiedząc, że ich bliźni jęczą w krainie wiecznych mąk. Pojęcie piekła jest mieszaniną kilku biblijnych terminów, posiadających odrębne znaczenie: szeol, hades, gehenna i tartaros. Połaczenie tych pojęć stworzyło dogmat o piekle jako miejsca i stanu wiecznych mąk potępieńców i szatanów. Szeol, hades itp-oznacza po prostu grób-miejsce milczenia i wiecznego spoczynku. Ogień gehenny można tłumaczyć jako Bożą karę w Dniu Ostatecznym . Tym terminem często posługiwał się Jezus.

     
    Odpowiedz
  24. ddn

    Co tu jeszcze ustalać? Już

    Co tu jeszcze ustalać? Już wszystko zostało ustalone, a pobożny człek ma się słuchać księdza dobrodzieja, który mu wszystko objaśni i o zbawienie duszy zadba. Boć po to go Wszechmocny ustanowił by nas nie do zguby w dół ślepców prowadził, ale do światłości owej, której rajskie firmamenta jasnością nie dorównują.

    Gdyby zaś nas okłamał, na zatracenie złą radą prowadził, sam nie wiedząc czego uczy, w błąd słabe dusze wprowadzał, niechże przeklęty będzie po wieki i niech z piekła już na świat nie wychynie, amen. Jesliby tylko wierzył, a mówił, że najprawdziwszą prawdę powiada, to w razie omyłki za wszystkich odpowiadać winien i przekleństwo z wszytkich na niego niech spadnie, amen amen.

     
    Odpowiedz
  25. Kazimierz

    Panie Zbigniewie

    Zdaje się, że do mnie Pan kieruje swoją wypowiedź, ale nie bardzo rozumiem tak naprawdę o co Panu chodzi?

    "Kształt naszej wieczności wykuwamy (najczęściej w bólu, cierpieniu, trudzie, znoju i mozole) w doczesności" – TAK, czy NIE ?…… nie rozumiem tego, Biblia uczy mnie, że wieczność uzyskałem w chwili odrodzenia, przez Świętą i jedyną ofiarę Chrystusa. Po nowozrodzeniu mam zyć, życiem poddanym woli Boga, będąc prowadzonym przez Ducha Świętego. Moje ja ma maleć, a Chrystus we mnie wzrastać – "żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus" mogę powiedzieć za Pawłem.  Czsami to boli, bo umiera mój stary człowiek, który był według Adama, a wzrasta Chrystus. Ale życie z Bogiem, jest życiem błogosławionym, pełnym radości, pokoju (pokój zostawiam wam, mój pokój daję wam…") miłości i wolności. To co będzie po pochwyceniu Kościoła, to już Boża sprawa, czytamy o uczcie Baranka w niebie o 7 latach ucisku, o milenium (1000 lat królowania z Chrystusem na ziemi) oraz o nowej ziemi i nowym niebie, ale zawsze z Nim, w Jego miłości, łasce i biskości. Gdzie nie będzie łez, ani mozołu, ani chorób itp. A to wszystko z łaski, dzięki Chrystusowi, dzięki Jego ofierze na krzyżu Golgoty i dzięki Jego zmiłowaniu nade mną.

    KK-PiA uznał, jako przeciwne naszej wierze, wszystkie te propozycje rozwiązań, które uznają i rozpowszechniają możliwość zbawczego działania Boga, poza obrębem jedynego pośrednictwa Chrystusa. —- Nie tylko KK tak uznaje, tak uczy Biblia, nie bardzo wiem co to jest PiA??

    A zatem – czy osoby "odrodzone w Duchu Świętym", według Pana przekonania są tożsame z tymi, którzy mają możliwość otrzymać łaskę wiary, świętości i zbawienia, przez chrzest in Christo ?……. nie rozumiem tego pytania, już cytowałem werset Marek 16.16 – "Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, będzie potępiony" – jasno on mówi o wierze, chrzest nikogo zbawić nie może.

    Chrystus proponuje z miłością zbawienie, wszystkim ludziom bytującym pod niebem, od ponad 2 tys. lat. Otwiera i wskazuje nam jego możliwości, do nas należy je dokładnie poznać, uznać i przyjąć, choć istnieje też smutna, a nawet tragiczna sposobność odrzucenia ich.  Wybór świadomy i dobrowolna decyzja, w tej sprawie dotyczy chyba również osób "odrodzonych w Duchu Świętym" ?………

    Bóg w Chrystusie nie tylko od 2 tyś lat proponuje ludziom zbawienia, ale od zarania dziejów, bo Chrysus jest odwiecznym Bogiem i ludzie starego przymierza zbawieni byli z powodu nadziei w przyszłego Zbawiciela, a my z powodu wiary w Zbawiciela. Tak do nas należy zgłębianie Boga, poprzez Jego Słowo, poprzez Jego działanie, poprzez prowadzenie Ducha Świętego, poprzez proroctwa itp. Jeśli chodzi o dobrowolny wybór, należy on do człowieka, ale nie zawsze jest poprzedzony gruntowną analizą, często bywa, że ludzie nawracają się do Chrystusa spontanicznie, wszak to Duch  Święty przekonuje o grzechu i sprawiedliwości i sądzie i kiedy On zaczyna działać, to człowiek szybko rozumie swoją grzeszność i potrzebę nawrócenia do Chrystusa.

    Pozdrawiam KJ

     
    Odpowiedz
  26. zibik

    Odpowiedź !

    Panie Kazimierzu !

    Przepraszam za dwuznaczność poprzedniego adresu, mam zwyczaj odpowiadać na teksty jednoznacznie adresowane do mnie, ponadto zwykle jestem ciekaw, jakie przekonania, poglądy, przemyślenia, komentarze, odczucia, czy uwagi, wątpliwości, zapytania – stanowisko w danej sprawie mają pozostali uczestnicy dyskusji – inne osoby.

    Czy rzeczywiście osobie wyjątkowo inteligentnej, tak trudno zrozumieć, czym jest możliwość wyboru – choćby między dobrem, a złem, czy zbawieniem, a zatraceniem ?……albo to, jaka jest różnica między możliwością, a pewnością ?…………….A może to jest zwykły wybieg, zamiast napisać TAK lub NIE

    O reperkusjach, następstwach, czy konsekwencjach owych diametralnie różnych postaw, wyborów i decyzji nie wspomnę.

    Czy Sz. Pana uczy tylko Biblia, a życie codzienne nie, o tym, że większość osób najczęściej używa w ograniczonym zakresie rozumu, a nagminnie nadużywa emocji i wolnej woli ?…………tzn. "wykuwa kształt wieczności w doczesności" w sposób wołający o pomstę do nieba, czyli w bólu, cierpieniu i ……., zamiast w pogodzie ducha, radości, szczęśliwości i………

    Z poważaniem Z.R.Kamiński

     
    Odpowiedz
  27. ddn

    A wielu się rozgrzesza tym,

    A wielu się rozgrzesza tym, że powtarza nauki innych, zasłyszane z ich ust, albo odczytane w ksiegach, których wymowa niejasną  jest, zagadek i pomieszanych proroctw pełna. Wydawa się im, że jeśli tylko przekazują cudze mysli i z cudzej wiary własną czynią, to ich to od odpowiedzialności uwalnia. Jakże się mylą. Jeśli więc bliźnich, ufnych i poczciwych w błąd wprowadzają tą drogą, to lepiej by im było kamień młyński do szyi swej przytroczyć a w morze głębokie z tym obciążnikiem precz się wrzucić. Biada im , powiadam, po stokroć biada!

     
    Odpowiedz
  28. zibik

    Słuszna uwaga i przestroga !

    Akurat może nie koniecznie się rozgrzeszają, czy usprawiedliwiają, ale rzeczywiście postępują nagannie, czy niezbyt roztropnie, kiedy uprawiają sekciarstwo, przekazują innym kłamliwe i wątpliwe nauki, czy piszą wyłącznie to, co im lub innym wydaje się.

    Oczywiście ponoszą osobiście odpowiedzialność nie tylko za to, że świadomie lub nie w pełni świadomie wywołują zamęt w umysłach i sercach wielu osób.

    Rozpowszechniając wieści, ideologie, informacje kłamliwe, pokrętne, tendencyjne, zasłyszane, bądź pseudonaukowe – najczęściej wielce subiektywne i kontrowersyjne. Prowokują innych jedynie do jałowej dyskusji, bo argumenty merytoryczne zwykle omijają lub zbywają byle czym.

    Pozdrawiam

     

     
    Odpowiedz
  29. Halina

    Słuszna uwaga panie Kamiński

    Oprócz  osobistych ocen i epitetów typu: sekciarstwo, herezja, bałwochwalstwo, innowiercy, bezbożnicy , głupota, kłamstwo, krętactwo itp. itd. umie pan delikatnie mówiąc dość niezręcznie przekazywać  nauki innych czyli KK i AiP. Ja osobiście uważam, że pokazuje pan obraz katolicyzmu , który jednak  dominuje w naszym kraju.I w tym faktycznie widzę   pański sukces-duży sukces -nic nie pseudo-autentyczny!

     

     
    Odpowiedz
  30. ddn

    Syn człowieczy, potomek

    Syn człowieczy, potomek ludzki na to się był narodził, by dać innym darmo zbawienie. Nie powołuje się na żaden autorytet, ani na kościół, ani na papieża, ani na nic, jeno na siebie. Mówię więc, kto chce iść za mną niech zaprze własne ego-ja, niech nie szuka niczego, ani boskiego ani świętego i niechże mnie naśladuje. Powiadam tym tylko co uszy ku słuchaniu mają – kto chce iść za nmną, a odwagi mu staje i sam za to odpowiedzialność gotów wziąć tego nie zawidę. Zbawienie nie jest dla tchórzów i niewolników, ale dla wonych i śmiałych, do Drogi zdatnych. Jam bowiem jest Droga i Prawda i Życie.

     
    Odpowiedz
  31. zibik

    Sz. Pani Halino ! Czy

    Sz. Pani Halino !

    Czy według Pani moje sformułowania to epitety stałe, czy metaforyczne lub barokowe, a może raczej tantologiczne, czy oksymorony (sprzeczne) ?……………..

    Używane sformułowania typu : sekciarstwo, krętactwo etc., według mnie jednak bardziej kwalifikują się do wyrażeń, pojęć ogólnych, niż epitetów  tzn. przezwisk, bądź personalnych ocen, czy określeń  np: "brzydkie kaczątko"

    Z pokorą wyznaję, że przekazywanie nauki KK-PiA czynię bardzo nieudolnie. Najczęściej staram się jedynie uważnie czytać, a potem ewentualnie naśladować, brać przykład  z innych, choćby z Pana Andrzeja, który posiada stosowne kwalifikacje i przygotowanie, aby argumentować, przekonywać, a nawet zjednywać, nawracać innych.

    Jednocześnie wyjaśniam, że moje aspiracje, w tym portalu są zdecydowanie skromniejsze, narazie ograniczają się, do uważnego czytania udostępnianych tekstów i ewentualnego współuczestniczenia w dyskusji.

    Absolutnie nie zamierzam ksztaltować, bądź kreować obraz katolicyzmu w Polsce, a tym bardziej epatować, czy kogokolwiek oceniać, oskarżać albo obrażać przezwiskami.

    Również konkurować z kimkolwiek w ewangelizowaniu użytkowników tego portalu tzn. wiernych, poszukujących, zagubionych, bądź innowierców lub bezbożników, czy ich pouczać, przekonywać i nawracać ze złej drogi.

    Oczywiście byłbym wielce usatysfakcjonowany i b. szczęśliwy, gdybym był zdolny, potrafił mieć, w tym poważnym, doniosłym, odpowiedzialnym i trudnym przedsięwzięciu – skromny, niewielki swój udział.

    Szczęść Boże !

    Z poważaniem Z.R.Kamiński

     
    Odpowiedz
  32. Halina

    megalomania religijna lub narodowa…albo jeszcze inna..

    niech pan jeszcze poszuka sobie w wyszukiwarce wyjaśnienia tych znaczeń. Jestem osoba dosc zajętą i nie mam w tej chwili czasu na  tłumaczenie panu " oczywistych oczywistości". ( jakby pan K. powiedział). Rozmowa musi mieć jakiś cel, a nie być " sztuką dla sztuki:-to była tylko moja uwaga-jak pan prześledzi swoje wypowiedzi i pozbiera te " twarde argumenty", to może sam dojdzie pan bez mojego udziału do właściwych wniosków.

    Liczę na to i pozdrawiam.

     

     
    Odpowiedz
  33. Andrzej

    Katolicka koncepcja piekła

    Zauważyłem, że wielu z rozmówców nie zna katolickiej koncepcji piekła i dlatego nie potrafi właściwie zintepretować tych wątków mojego rozważania, które odnoszą się do Sądu Ostatecznego i wiecznego potępienia. 

    (Np. Halino, jeśli Twój komentarz pt. "Biblia ukazuje innego Boga" odnosi się do mojego tekstu, to niewiele z niego zrozumiałaś, a to co zrozumiałaś, zrozumiałaś błędnie. Jeśli natomiast komentujesz inną wypowiedź, to napisz do której konkretnie się odnosisz, by uniknąć nieporozumień teraz i w przyszłości.) 

    Pozwolę więc sobie przytoczyć klasyczne współczesne rozumienie piekła, którego autorem jest Karl Rahner. Mam nadzieję, że wyjaśni ono wiele interpretacyjnych nieporozumień i poprowadzi dyskusje na głębsze tory, zwłaszcza rozumienia wolności człowieka w kontekście jego wiecznego przeznaczenia.  Życzę owocnej lektury.

    Piekło – ludowe określenie braku błogosławionej wspólnoty z Bogiem (niebo) i pozytywnych kar, będących następstwem stanu ostatecznego i osobistego odwrócenia się od Boga i ostatecznego i osobistego przeciwstawienia się Bożemu porządkowi rzeczywistości stworzonych. Urząd Nauczycielski Kościoła wypowiadając się na temat piekła stwierdza, że istnieje (DS. 72 76 801 858 151), że kara następuje zaraz po śmierci, a nie dopiero po sądzie (DS. 1002), i że trwa wiecznie (DS. 411). 

    Wypowiedzi zawarte w pismach Nowego Testamentu, w którym raczej dość swobodnie zakłada się wyobrażenie późnożydowskie wyobrażenia o osobnym miejscu kary, niż mówi się o nim w sposób wyraźny, należy interpretować zgodnie z zasadami wykładni apokaliptycznych i eschatologicznych wypowiedzi Pisma Świętego. Znaczy to, że wypowiedzi te nie są jakimiś antycypującymi reportażami w takim sensie, jakby relacje biblijne mówiły niejako o przyszłości, która już się wydarzyła, lecz mają służyć rozjaśnieniu teraźniejszości, obecnej egzystencji człowieka przed Bogiem. 

    Dogmat o piekle mówi zatem: życiu człowieka zagraża realna możliwość wiecznego niespełnienia, które polega na tym, że może on w sposób wolny decydować o samym sobie i dlatego, w wolności wyrzec się również Boga. O tej możliwości człowieka wypowiada się wprost Jezus, gdy wykorzystując wówczas powszechnie znane obrazy ostrzega przed skutkami upartego i samowolnego zamykania się w samym sobie (przed brakiem miłości, z której będziemy sądzeni). Obwieszcza powagę obecnej sytuacji i naucza o znaczeniu ludzkiej historii, której owoce zostają przypisane człowiekowi jako faktycznie jego własne. Tak więc odrzuca wszelką lekkomyślność (apokastasis, czyli koncepcje nieba dla wszystkich) oraz wszelką powierzchowność w ocenie stosunku między człowiekiem a Bogiem i tym samym wyakcentowuje – niejako w sposób negatywny – liczącą się z niezależnością i wolnością, a jednak bezgraniczną miłość Boga. 

    Na temat tego, czy i w jakim zakresie możliwość ta może się naprawdę w człowieku zrealizować (por. demony) nic nie mówi objawienie ani nie wypowiada się Urząd Nauczycielski Kościoła. Sprzeciwiałoby się to zresztą biblijnym wypowiedziom o możliwości piekła; chodzi w nich bowiem nie tyle o podanie informacji i zaspokojenie ciekawości, ile raczej o wezwanie do opamiętania się i nawrócenia. Wprawdzie musimy wyznawać zarówno prawdę o sile powszechnej woli zbawczej Boga, jak i realnej możliwości wiecznego zatracenia, nie wiedząc jak moglibyśmy je ze sobą uzgodnić, ale nie musimy ich uznawać za równoważne. 

    Karl Rahner, Mały Słownik Teologiczny,  s.324-325

     
    Odpowiedz
  34. Andrzej

    @Kazimierz: Ponownie w sprawie ostateczności zbawienia

      Kazimierzu! 

    Dziękuję za odpowiedź, ale nie sądzę, byś odpowiedział na moje pytanie, choć wartościowa była ta precyzacja z odrzuceniem predestynacji. Moje pytanie było i pozostaje proste: jeśli odrodzenie z Ducha Świętego sprawia, że człowiek już tu i teraz (i oczywiście na wieczność) jest zbawiony ostatecznie to, co się dzieje, gdy ten zbawiony człowiek zgrzeszy i odwróci się od Boga? Ponadto, jeśli wykluczyłeś predestynację (to była jedyna sensowna alternatywa uzasadnienia dla koncepcji zbawienia już tu i teraz), to ostateczność tego zbawienia wydaje się być fikcją. Ostateczne bowiem jest to, co nie może ulec zmianie, natomiast to, co potencjalnie lub faktycznie może ulec zmianie (np. odrodzony z DŚ odwraca się od Boga) nie jest ostateczne. Dalej: taka koncepcja zbawienia, a zwłaszcza subiektywna i obiektywna jego pewność, właściwie niweczy sens moralności w jej relacji do wiecznego przeznacznia człowieka, bo przecież cokolwiek dobrego czy – i zwłaszcza – złego uczyni zbawiony, nie anuluje to ostateczności tegoż zbawienia. 

    Jedyną sensowną odpowiedzią na ten problem, jeśli wykluczymy predestynację, byłoby uznanie, że bywają przypadki, gdy zbawiony został uznany za zbawionego w sposób błędny, i ten błąd ujawnił się w jego późniejszym odwróceniu się od Boga. (To byłoby rozwiązanie podobne do katolickiej koncepcji uznania nieważności małżeństwa po jego zawarciu, gdy sądownie stwierdza się, że podczas jego zawierania nie został spełniony przynajmniej jednej warunek kanoniczny, konieczny dla zaistnienia sakramentu.) Ale takie rozwiązanie wprowadzałoby fundamentalną niepewność zbawienia dla osób odrodzonych. (Niepewność ważności sakramentu, pomimo swej rangi, nie jest tak fundamentalna jest najważniejsza sprawa ludzkiego życia, jaką jest kwestia zbawienia.) 

    Kolejna sprawa: człowiek po śmierci i ostatecznym zmartwychwstaniu zmienia się ontologicznie analogicznie do zmiany jaka nastąpiła w zmartwychwstałym Chrystusie, tzn. będziemy mieli inny niż w doczesności status ontologiczny: nasze ciała będą przebóstwione, a zbawieni będą musieli być zupełnie nieskazitelni, by żyć wiecznie w więzi z Bogiem. Wydaje się, że zmianie statusu ontologicznego winna odpowiadać różnica w „zbawienności” człowieka, tj. doskonałości etycznej i duchowej nieskazitelnych już po śmierci i sądzie powinna odpowiadać pełnia zbawienia, natomiast tej pełni nie ma, gdy człowiek jeszcze żyje, i dopóki żyje może przez grzech odwrócić się od Boga. Jak rozumiesz tę sprawę?

    I ostatnia sprawa: jaka jest relacja chrztu św. do odrodzenia w Duchu Świętym? Dlaczego chrzest nie wystarcza?

    Proszę, spróbuj odpowiedzieć na moje pytania i wątpliwości, bo jest to dla mnie ważne i ciekawe.

    Pozdrawiam Cię serdecznie

     

     
    Odpowiedz
  35. zibik

    @Halina

    Dziękuję za dobre słowa i za to, że zechciała Pani napisać akurat do mnie, mimo nadmiaru zajęć i obowiązków. Ponoć, dla przyjaciół, czy dobrych znajomych zawsze znajdujemy czas

    Zapewniam Panią, że narazie nie muszę korzystać z wyszukiwarki, aby wiedzieć, czy upewniać się – co znaczą dość powszechnie używane słowa, czy sformułowania np: megalomania albo epitet

    Pozwolę sobie zauważyć, że :

    To co Sz. Pani lub innym osobom wydaje się zrozumiałe i oczywiste, wcale nie musi być również przynajmniej oczywiste, dla mnie, czy pozostałych blogowiczów. 

    Rozmowa wcale nie musi mieć jakiś cel, dlatego rozmawiać, a tym bardziej rozprawiać, plotkować można prawie z każdym i o niczym istotnym. Natomiast publiczny dialog, czy sensowny dyskurs to i owszem powinien mieć jasno sprecyzowany i określony cel.

    Moje wypowiedzi, odniesienia i komentarze napewno nie są wzorowe, czy doskonałe, ale w niczym nie są gorsze, od wielu innych prezentowanych, w tym portalu. Może za wyjątkiem tego, że wzbudzają u niektórych osób więcej emocji, a nawet napastliwości, czy agresji. Inspirują nieraz czytelników, do pogłębionej refleksji, czy nawet uznania moich racji, także czasami  prowokują do spontanicznych odniesień, bezpodstawnych uwag, złośliwości, uprzedzeń, czy innych zbędnych uczuć i reakcji.

    Bardzo sobie cenię również Pani wypowiedzi i komentarze, kiedy są przemyślane, rozważne i wolne, od w/w odczuć i reakcji.

    Ps. Proszę bardziej liczyć na miłość i dobroć Boga, niż właściwe i pożądane reakcje moje, czy innych ludzi.

    Pozdrawiam :

    Szczęść Boże !

     
    Odpowiedz
  36. Halina

    Do tematu o piekle

    Nie sądzę, abym musiała szczególnie adresować mój wpis, który dotyczył tylko innego zrozumienia miejsca zwanego " piekłem"-nie była to polemika z tekstem. Ze zrozumieniem czytanego tekstu nie miewam zasadniczo kłopotów, chyba któryś z  moich byłych, życzliwych promotorów zapewne poinformowałby mnie o tym. Teksty bywają różne, to fakt, ale radzę sobie. Definicja piekła faktycznie uległa unowocześnieniu, jest bardziej humanitarna jak się ją czyta. Założenia, choć " ubrane "w bardziej cywilizowane słowa są  jednak takie same. Mam przed sobą kilka książek uznanych katolickich teologów. Są nieco starsze, bo są właśnością mojego ojca. W jednej z nich definicja piekła brzmi:

    " Piekło jest stanem i miejscem wiecznej kary szatanów i dusz tych ludzi, którzy umierają w grzechu ciężkim. Jako  miejsce, piekło znajduje się" pod ziemią". Męki piekielne są nad wyraz straszne. Nie jest ich w stanie opisać żadne pióro, ani wyrazić język. Dusze potępione w piekle ponoszą podwójną karę-pisze ks. Ziółkowski-kara pozbawienia oglądania Boga( poena damni) i karę zmysłów( poena sensus)-dz.cyt str,198. W Biblii pojęcie "piekła" jako kary wiecznej nie istnieje. Wprawdzie ów wyraz występuje w polskim przekładzie, podobnie jak w łacińskim: infernus albo inferi, jednakże jest to odpowiednik hebrajskiego wyrazu szeol; ten zaś wyraz niewiele ma wspólnego z pojęciem piekła w katolickim rozumieniu.-A. Dictionary of the Biblie str.234

    Czytamy np. o patriarsze Jakubie, który po stracie syna Józefa oświadczył w głębokiej rozpaczy, że chce zstąpić za nim do szeolu-czyżby patriarcha był przekonany, że uznany przez Boga i rodziców młodzieniec przebywa wśród, grzeszników i szatana. Pismo św. nie potwierdza katolickiej teorii o mękach piekielnych , które stają się udziałem potępieńców bezpośrednio po śmierci. Odbędzie się największy proces wszechświata-Sąd Ostateczny, po tysiącletnim panowaniu Chrystusa. Wówczas to rozegrają się ostatnie, dramatyczne chwile historii grzechu.. Wszystko to przecież opisuje Apokalipsa. Kościół dowodzi, że kary piekielne trwają wiecznie, uważając, że ta nauka wypływa z Pisma Św., ponieważ Słowo Boże wspomina o ogniu "wiecznym, nieugaszonym." Jednakże w myśl zasady hermeneutyki biblijnej nie można rozpatrywać wyrażeń Pisma św. w oderwaniu od bliższego i dalszego kontekstu, lecz należy rozważać je w ich świetle. Przeciwko wiecznemu trwaniu mąk piekielnych przemawia wiele racji, których nie sposób pominąć. Biblia naucza: : Zapłatą za grzech jest śmierć, a grzech popełniony i dopełniony-pisze ap. Jakub-rodzi śmierć;1.5 Czyli nie rodzi wiecznego życia mąk. Określenie wieczny( aionios) , używa się w określeniu sądu, nazwywając go sądem wiecznym. Sodoma i Gomora spłoneła ogniem wiecznym-powinien płonąć po dzień dzisiejszy, Tu nawet nie trzeba być wybitnym teologiem, żeby wiedzieć, iż słowo wieczny w Biblii oznacza ostateczność i nieodwracalność-czyli wieczność roztrzygnięć, mówiąc inaczej, z uwagi na wieczny skutek sądu., Kara i potępienie o skutkach wiecznych,  a nie wiecznego i bezkresnego trwania następstw grzechu w postaci cierpień.

    "i śmierć i piekło zostały wrzucone do jeziora ognIstego; owo jezioro ogniste, to śmierć druga. -Obj.20;14

     

     
    Odpowiedz
  37. zibik

    Podziękowanie i uwaga natury ogólnej !

    Panie Andrzeju !

    Dziękuję za okazywane nam : wiarę (świadectwo), wiedzę i mądrość, także kulturę osobistą, jednocześnie wolę poznania prawdy, w tym dociekliwość i rzetelność prowadzonego dyskursu.

    Proszę uprzejmie pamiętać i uwzględniać, że to, co piszecie, prezentujecie nam. O czym dyskutujecie Panowie lub inni forumowicze zwykle jest również ważne, wartościowe, cenne, ciekawe i interesujące, dla mnie i chyba wielu innych użytkowników tego portalu.

    Szczęść Boże !

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  38. Kazimierz

    Andrzeju

    Zapewne masz rację w kwestii tej, że odrzucenie predystynacji, jakby wyklucza  pewność zbawienia teraz i na zawsze. I Słowo dokładnie o tym mówi, że ze drżeniam mamy swoje zbawienie sprawować. Dlaczego to drżenie, ano dlatego, że można podanym przeze mnie przykładem o siewcy (ziarnie) utracić to co najcenniejsze. Zapewne my ludzie możemy w pewien sposób mylić się co do zbawienia drugiego człowieka, widząc jedynie wycinek jego życia, albo wogóle go nie znając. Ale Jezus uczył, że po owocach poznamy Jego uczniów, a owoce wydaje się w każdym czasie, ucząc się , pracując, przyjaźniąc, irytując się, kochając, mając wzloty i upadki. Często ocenianie człowieka poprzez pryzmat np. chodzenia na społeczności nic nie daje, zwłaszcza w dużych społecznościach, gdzie ludzie się nie znają i tu właśnie jest potrzeba małych grup, intymnych, w których można ludzi prowadzić do Chrystusa.

    Nie mówiłbym o niepewności zbawienia, gdyż ważne jest teraz i dziś, czy jestem pewien , że gdyby teraz Pan przyszedł po swój Kościół, czy zostałbym zabrany? Myślę, że może tak być, że człowiek traci tę pewność w chwili, gdy trwa w grzechu świadomym, zresztą z takimi ludźmi się spotykam i modlę się o nich, aby odwrócili się od grzechu i szli za Jezusem, aby na nowo w ich sercach Duch Święty potwierdzał (raczej chyba był słyszalny) , że są dziećmi Bożymi, wszak kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten nie jest Jego  – Rz. 8.9. Jak już wcześniej wspomniałem, nie spotkałem reprezentanta 4 gleby, żeby odwrócił się od Boga, może jeszcze krótko żyję i nie wiele wiem, ale nawet jak odwróci się od Kościoła, to jego serce i tak pała miłością do Boga, również takie osoby spotkałem w swoim życiu i wcale nie tak mało. W skrajnych wypadkach, myślę, że Bóg odwołuje takiego błądzącego do siebie, aby już więcej głupot nie robił i takich kilka przypadków poznałem.

    Co do drugiego zagadnienia piszesz -"Kolejna sprawa: człowiek po śmierci i ostatecznym zmartwychwstaniu zmienia się ontologicznie analogicznie do zmiany jaka nastąpiła w zmartwychwstałym Chrystusie, tzn. będziemy mieli inny niż w doczesności status ontologiczny: nasze ciała będą przebóstwione, a zbawieni będą musieli być zupełnie nieskazitelni, by żyć wiecznie w więzi z Bogiem. Wydaje się, że zmianie statusu ontologicznego winna odpowiadać różnica w „zbawienności” człowieka, tj. doskonałości etycznej i duchowej nieskazitelnych już po śmierci i sądzie powinna odpowiadać pełnia zbawienia, natomiast tej pełni nie ma, gdy człowiek jeszcze żyje, i dopóki żyje może przez grzech odwrócić się od Boga. Jak rozumiesz tę sprawę?"

    Paweł mówi do Koryntian  (15.51-58) – w odniesieniu do tych, którzy będą żyli w czasie przyjścia Pana, że wszyscy będziemy przemienieni (chodzi o ludzi odrodzonych) w domysle oczywiście w ciała uwielbione, czy jak ty to nazywasz przebóstwione, nie ma tu mowy o częściowym, półprzebóstwieniu ani niczym takim. Ale w całości, człowiek zostanie przemieniony, dalsze wersety tłumaczą tę tajemnicę – nieskażone ciała, nieśmiertelne, w końcu pochłonięta jest śmierć i tryumf Chrystusa dokonuje się na ludziach odrodzonych i wprowadza ich (nas) do swojego Królestwa.

    Ty Andrzeju masz zapewne na mysli proces uświęcania, jak to Biblia mówi, bez którego nie można oglądać Boga, tak ten proces musi trwać, ale zauwasz, że polega on przede wszystkim na wypełnianiu woli Boga w naszym życiu z pomoca Ducha Śwętego. A więc wpierw trzeba mieć z Nim żywą relację, potem nastawienie sługi, które przeradza się w nastawienia przyjaciela Boga, co powoduje współuczestniczenie w tym, co Bóg czyni na ziemi. Nasze uczynki, z nas są jak szata splugawiona, dopiero uczestniczenie w Jego dziele, które czyni nasze uczynki użytecznymi i wówczas na sądzie Chrystusowym (bema), będziemy rozliczani nie z tego, cośmy sami uznali za dobre, ale z tego jak wypełniliśmy wolę Boga. Do tego odnoszą się przypowieści o talentach, minach itp. Sąd przez ogień roznegliżuje wszystkie nasze działania i jak czytamy, jeden dostanie wieniec, inny koronę inny będzie zawstydzony (och nie chciałbym być zawstydzony). Zgodnie ze Słowem, że powołani jesteśmy do dobrych uczynków, do których powołał nas Bóg Ef. 2.10 oraz 1 Kor. 15.19 – Gdybym tylko w tym życiu pokładał nadzieję w Chrystusie, byłbym najbardziej ze wszyskich ludzi pożałowania godny, a przecież naszą ojczyzną nie jest ta ziemia, ale Królestwo Boże, skąd Pana naszego wyczekujemy!

    Pytasz – I ostatnia sprawa: jaka jest relacja chrztu św. do odrodzenia w Duchu Świętym? Dlaczego chrzest nie wystarcza?

    Zgdnie z Mar. 16.16 oraz Rz. 6.4, Kol. 2.12, 1 Ptr 3.21, chrzest wodny jest pieczęcią i wyznaniem człowieka wobec Kościoła i świata duchowego swojej przynależności do Chrystusa. Chrzest winien odbywać się po nawróceniu, odrodzeniu i symbolizuje on jak czytamy w ww. wersetach – pogrzeb starego ja, wskrzeszenie do nowego życia, prosbą o dobre sumienie przez zmartwychwstanie Jezusa. Natomiast wpierw człowiek musi się na nowo narodzić, aby zostać ochrzczony (martwych duchowo nie powinno się chrzcić). Zobacz przykład dworzanina Królowej Etiopskiej i Filipa – pytanie – jeśli wierzysz z całego serca? Odp. Wierzę, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym i to Filipowi wystarczyło, ochrzcił go Dz. 8.38. Podobnie i Saul wel Paweł – Dz. 9.17-18 został ochrzczony. I wielu innych wpierw wiara, nawócenie do Jezusa potem chrzest, uczestnicznie we wspólnocie (oczywiście dziś ludzie trafiają do wspólnot przed chrztem, dopiero później dochodzą do przekonania o potrzebie chrztu), dopiero potem też uczestniczenie w Wieczerzy Pańskiej (Komunii).

    Jest jeszcze chrzest Duchem Świętym ,ale o to nie pytałeś.

    To na razie tyle,  pozdrawiam serdecznie KJ

    Ps. jak masz jeszcze pytania proszę zadawaj śmiało!

     
    Odpowiedz
  39. ddn

    Ślepcy patrzą a nie

    Ślepcy patrzą a nie widzą. Piekła szukają, a ono ich przepełnia – to strach o ich własne ja.

    Zabiegają o zbawienie, które o nic nie zabiega, niczego nie chce, nie potrzebuje i nie pragnie, i nikogo do niczego nie przymusza. Po prostu.

     
    Odpowiedz
  40. zibik

    Piekło to nie jest ani kara Boża, ani mit !

    Według mnie to : sytuacja, okoliczność, w jakiej może znaleźć się lub już znajduje człowiek.

    Realna możliwość, a ściślej stan ostatecznego samowykluczenia z bycia w jedności z Bogiem i świętymi.

    Wyrok Boży jedynie ratyfikuje ten stan samowykluczenia. Taki stan istnieje naprawdę, ale wiele osób stara się nie myśleć, a nawet zapomnieć o tym lub udaje, że nic o nim nie wie.

    Jednocześnie usiłuje negować albo eliminować, umniejszać, bądź usprawiedliwiać swoją, bądź naszą odpowiedzialność za myśli, czyny i zaniedbania. Przy okazji uznaje, stosuje, lansuje i rozpowszechnia kłamliwe, bądź liberalne treści na w/w temat.

    Piekło to nie jest kara Boża, ani mit, lecz konsekwencja decyzji człowieka, szczególnie tej jednej wypowiedzianej w chwili śmierci – Bogu – NIE !

    Krew Chrystusa nie za wszystkich, ale "pro multis" (za wielu) została wylana, takie przeświadczenie wywołuje zgorszenie wśród nowoczesnych wyznawców Jezusa-Chrystusa.

    Szukajmy w naszych tekstach koniecznej i zbawiennej przestrogi, przed utratą możliwości zbawienia, zamiast irracjonalnego lęku, przed sądem sprawiedliwym – ostatecznym wyrokiem Bożym.

    Szczęść Boże !

    Z poważaniem Z.R.Kamiński

     
    Odpowiedz
  41. Halina

    Sąd sprawiedliwy ,to nie tortury

    Skoro już niepoprawnych przestępców, naruszających istniejący we wszechświecie porządek moralny, ma spotkać zasłużona kara, będąca w myśl zasady obiektywnej sprawiedliwości Bożej-zjawiskiem słusznym, to dlaczego karą tą nie może być humanitarna jej postać przez unicestwienie, lecz wieczne tortury i męki? U podstaw planu zbawienia leży  przywrócenie zakłóconego przez grzech porządku do stanu pierwotnego, gdyż zło nie ma racji bytu we wszechświecie, ale nastąpi to zapewne bez tyranii, sadyzmu i okrucieństwa wiekuistych mąk. Bóg nienawidzi grzechu, ale kocha grzesznika w sposób niepojety dla ludzkiego umysłu. O bezgranicznej miłości Bożej świadczy krzyżowa ofiara Chrystusa.

     Nie ma chyba wrażliwego  człowieka, który by nie był poruszony i wzburzony na samo opowiadanie o mękach zadawanych największym nawet złoczyńcom, lecz daremne albo bezpodstawne okrucieństwo oburza jeszcze mocniej. Najbardziej żądni krwi tyrani, tacy jak Kaligula, Neron, mieli powody -była nimi-szaleńcza chęć zemsty, własne bezpieczeństwo, zamiar zastraszania ludzi, okazywanie w ten sposób swej potęgi, zaspokojenie barbarzyńskiej ciekawości. Czyż….Bóg może działać z tych powodów?…kary pozagrobowe nie są pożyteczne dla żywych, którzy nie mogą tego widzieć..nie są również pożyteczne dla potępionych, skoro nie mogą się nawrócić w piekle i skoro mineły czasy litości. Komu miałoby to służyc? Bóg jest idealnym pedagogiem , nie wymyśla czegoś bez sensu. To  tchnie duchem średniowiecza,  aż dziw, że przetrwało do tej pory jako forma pasterzowania….

     
    Odpowiedz
  42. zibik

    Bóg jest nie tylko

    Bóg jest nie tylko "idealnym pedagogiem", ale również najlepszym naszym Ojcem, oraz Sędzią sprawiedliwym – Absolutem we wszystkich sprawach !

    A zatem Bóg – Sędzia sprawiedliwy raczej nie uzna Pani postulatu, aby ulżyć złoczyńcom, a tym samym ograniczać, umniejszać chwały lub zwiększać męki ich ofiarom, gdziekolwiek lub kiedykolwiek, a szczególnie po ich śmierci. 

    Proszę nie zapominać, że dobre czyny, również występki i winy wszystkich ludzi, a szczególnie podłych i nikczemnych, w tym złoczyńców, tyranów, despotów, morderców, bezbożników, faryzeuszy, etc. zawsze skuktkują dwustronnie tzn. dotyczą ofiar i złoczyńców.

    Doznania i uczucia, w tym swoiste tortury, męki, udręki, rozterki, krzywdy, cierpienia, wyrzuty sumienia, stany depresyjne itp. doświadczają już na ziemi nie tylko złoczyńcy, ale również ofiary – czy sprawiedliwie, słusznie i zasłużenie ?…….., zwykle nam ludziom trudno ustalać i rozstrzygać.

    Ufając Bogu mamy nadzieję, a nawet pewność, że to co będzie po naszej śmierci jest słuszne, zasłużone i sprawiedliwe.

    To wszystko co jest następstwem grzechu tu na ziemi – jest jedynie namiastką tego, czego należy spodziewać się, oczekiwać w piekle. Mimo, że dzisiaj nasze wyobrażenie o zbawieni lub zatraceniu – życiu wiecznym, także piekielnych doznaniach jest przeważnie zupełnie inne, niż dawniej w pierwotnych wizjach.

    Mam nadzieję, że nie tylko według mnie, aby była sprawiedliwość na ziemi, kiedy jest wina, zbrodnia to musi być adekwatna kara !

    W Królestwie Bożym możemy liczyć na Sprawiedliwość i Miłosierdzie Boga, a więc kara jest napewno zupełnie inna, niż my ją sobie wyobrażamy.

    Szczęść Boże !

    Z poważaniem Z.R.Kamiński

     
    Odpowiedz
  43. Halina

    Miłosierdzie Boże i wieczne męki człowieka..

    -stoi to we wzajemnej sprzeczności proszę pana. Jakiekolwiek cierpienie wymierzone człowiekowi, które go skazuje na życie wieczne w potępieniu i cierpieniu jest zaprzeczeniem jakiejkolwiek miłości. Ale to katolicka doktryna dzięki Bogu.-niech sobie ludzie wierzą w co chcą i wyobrażają sobie również to, co im fantazja podpowiada.  Bóg jest Miłością, Sprawiedliwością i Doskonałością-nie musi brać pod uwagę moich postulatów, ani  szanownego Pana. Jak również innych postanowień ludzkich. Kto zna nauki Jezusa i apostołów, nie musi tworzyć sobie własnych pomysłów na zbawienie i życie wieczne. Pismo Św. jest wystarczającym drogowskazem dla biblijnego chrześcijanina.

    Znamy podania o Hadesie, o przybytku cieniów, o mękach Tantala, Danaid i Syzyfa. Zawsze  ludy pogańskie jakoś sobie to piekło wyobrażały, ponieważ fantazja ludzka tworzy często nieprawdopodobne rzeczy.

     

    http://danteworlds.laits.utexas.edu/utopia/gallery.html

    szczęść Boże

     
    Odpowiedz
  44. ddn

    To wszystko co jest

    To wszystko co jest następstwem grzechu tu na ziemi – jest jedynie namiastką tego, czego należy spodziewać się, oczekiwać w piekle. Mimo, że dzisiaj nasze wyobrażenie o zbawieni lub zatraceniu – życiu wiecznym, także piekielnych doznaniach jest przeważnie zupełnie inne, niż dawniej w pierwotnych wizjach.

    A jakże. Święte słowa. W 1204 r. zaczeła działać Święta Inkwizycja. Słudzy kościoła zamęczyli lub spalili żywcem setki tysięcy ludzi. Piece służące do palenia ludzi, takie jakie byly budowane w XX wieku przez nazistowskich Niemców, po raz pierwszy stosowane były przez chrzescijańska inkwizycję. Duch Świety działał w kościele od dawna, bo od 381r. Wtedy to do obowiązującej dotychczas konstantynskiej "Dwójcy Świętej" cesarz Teodozjusz dołączył trzecią osobę tzw. "Ducha Swietego". A działo sie to na soborze w Konstantynopolu. 

    Już w 1208 r. Innocenty III zaoferował każdemu, kto chwyci za broń, oprócz prolongaty spłat i boskiego zbawienia, również ziemię i majątek heretyków i ich sprzymierzeńców. Wtedy to rozpoczeła się Krucjata Albigeńska, której celem było wymordowanie Katarów. Szacuje się, że Krucjata Albigezjańska pochłonęła milion istnień ludzkich, nie tylko katarów, ale dotknęła większą cześć populacji południowej Francji. Przeor, dowodzący wojskami krucjaty, gdy mu skarżono, że trudno jest odróżnić wiernych od heretyków, odpowiedział: "Zabijać wszystkich. Bóg ich odrózni". Chyba sam Duch Święty podsunął mu ten genialny pomysł.

    A wszystko to po to, by już tu za życia na Ziemi doświadczyć namiastki kar piekielnych. No!





     

     
    Odpowiedz
  45. Andrzej

    @Dominiku: Nie wykorzystuj dyskusji do szerzenia nienawiści

     Dominiku!

    Proszę Cię, abyś nie wykorzystywał dyskusji teologicznych w Tezeuszu  jako  pretekstu do szerzenia swoich fobii: czyli nienawiści do Boga, chrześcijaństwa, Kościoła katolickiego i pogardy do człowieka.

    Twój komentarz do wypowiedzi Zibika w ogóle nie dotyczy poruszanego przez niego tematu, traktujesz ją jako pretekst do wypowiadania stronniczych wypowiedzi o Kościele katolickim, kłamliwie porównując jego średniowieczne praktyki inkwizycyjne – za które Kościół wielokrotnie przepraszał –  do nazistowskich obozów zagłady.

    Świadomie używasz pretekstów, półprawd i kłamstwa, by wzbudzać nienawiść do Kościoła katolickiego. Są to metody i cele dyskusji, których nie aprobujemy w tym portalu.

    Pozdrawiam Cię serdecznie

     
    Odpowiedz
  46. zibik

    @dominikdano

    No bez przesady, jakie tam święte słowa, raczej prawdziwe.

    A to, co Sz. Pan raczył napisać, o ile jest zgodne z faktami ?………….. (brakuje inf. odnośnie źródła).  Jedynie potwierdza moją tezę, że następstwem grzechu, w tym przypadku dokonywanych zbrodni, życie doczesne złoczyńców, a szczególnie ich ofiar – staje się "piekłem na ziemi" .

    Istoty ludzkie – kiedyś, czy teraz sprawujące najwyższe urzędy w świecie. Najczęściej nie są święte, ani dostatecznie mądre, wielkie, doskonałe, czy wolne od głupoty, a tym bardziej grzeszności.

    Aby mogła ostatecznie nastąpić sprawiedliwość musi być zadośćuczynienie – nagroda, dla pokrzywdzonych i adekwatna kara, dla złoczyńców.

    Nie potrafimy, tego sami uczynić – na świecie nidy nie było i nadal nie ma sprawiedliwości, której pożądamy, dlatego jest konieczna interwencja Boga !

    Pozdrawiam

    Z poważaniem Z.R.Kamiński

     

     
    Odpowiedz
  47. ddn

    Nie potrafimy, tego sami

    Nie potrafimy, tego sami uczynić – na świecie nidy nie było i nadal nie ma sprawiedliwości, której pożądamy, dlatego jest konieczna interwencja Boga !

    Jak najbardziej – konieczna jest interwencja. Wątpię tylko czy Boga, bo z tego co dotyczczas pokazał to raczej jest bardzo nieudolny. Myslę też, że łatwiej to jednak nam zrobić i nie czekać aż Bóg w końcu wpadnie na skuteczniejsze metody interweniowania od tych, którymi dotychczas się pochwalił.

    Też pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  48. ddn

    Księże Andrzeju, czyżbyś

    Księże Andrzeju, czyżbyś zapomniał komu dedykowałeś i jak zatytułowałeś swój własny tekst? Złe widomości są nie tylko dla bezbożników, a sąd nie tylko dla nich będzie. Jest za co sądzić, oj jest. Nie ja zacząłem tutaj straszyć sądami i wypowiadających się tu też nie osądzam. Takie zachowanie jest oglednie mówiąc bardzo nieuprzejme.

    Dlatego stanowczao nie zgadzam się z Twoją oceną mojej osoby i moich intencji. Niczego nie szerzę, lecz wypowiadam poglądy i popieram je argumentami, z którymi można się nie zgadzać i je obalić, jeśli kto potrafi. Zachecam zresztą do tego. A że czasem dyskusja może zataczać szersze kręgi niżby się planowało, to cóż w tym złego? To w wolnym, tolerancyjnym (nietotalitarnym) świecie raczej częste jest zjawisko.

     

     

     
    Odpowiedz
  49. ddn

    Po namyśle, oskarżony

    Po namyśle, oskarżony przez gospodarza portalu o złą wolę, uznałem, że doszło do nieporozumienia i powinienem wyjaśnić. Otóż jestem katolikiem i członkiem kościoła katolickiego, jak większość bez własnej woli. Jestem nim nadal z całą świdomością tego faktu, czyli że jest to społeczność obarczona zbrodniami i winami tak wielkimi, jak mało która. Czuję się za to współodpowiedzialny i współwinny, i nie przepraszam, bo przeproszeniem niczego nie zmienię i nie naprawię. Po prostu nie zapominam o nikczemnościach własnego kościoła. Z małej litery piszę jego nazwę i również mój podpis tutaj też jest z małej litery. Za patrona (imiennika) przyjąłem jednego z najbardziej odpowiedzialnych licznych zbrodni, którego udekorowano niesłusznie świętością. Zapewne niewielu jest w kościele, którzy przy mnie staną kiedyś na sądzie. Ja się tego sądu nie lękam i przyjmę wyrok bez prostestu.

     
    Odpowiedz
  50. zibik

    Panie Dominiku !
    Miałem na

    Panie Dominiku !

    Miałem na myśli interwencję konieczną i ostateczną, kiedy już nie będziemy mogli nadużywać otrzymanej, od Boga wolnej woli.

    Rzeczywiście Bóg Ojciec, a szczególnie Jego Syn Jezus-Chrystus chcąc zachować i uszanować naszą wolną wolę, być może bywa nieraz w kłopocie – podobnie, jak każdy dobry ojciec, wobec swoich niegrzecznych dzieci, czy marnotrawnych synów. Co absolutnie nie należy rozumieć, że jest nieudolny, czy bezradny lub lekkomyślny, a tym bardziej bezlitosny, czy małoduszny lub małostkowy – jak my Jego dzieci.

    To Jezus Chrystus powiedział, na nasze usprawiedliwienie, z trudem i załamujacym się głosem, kiedy już nie mógł nic uczynić : "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią."

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  51. zibik

    @dominikdano

    Wyznam szczerze, że według mnie chyba zbyt imponująco, a może nawet groteskowo prezentują się Pana słowa : "Zapewne niewielu jest w kościele, którzy przy mnie staną kiedyś na sądzie. Ja się tego sądu nie lękam i przyjmę wyrok bez protestu"

    Jestem przekonany, że nawet z tego grona, conajmniej kilka osób stanie razem z Panem na sądzie ostatecznym. Choć mam wątpliwości, czy będą chciały zachowywać się, wobec Pana Boga podobnie, aż tak ostentacyjnie, buńczucznie i hardo, jak Pan aktualnie nie tylko nam to deklaruje.

    Zaintrygował mnie bardziej inny fragment Pana tekstu :

    "Myślę też, że łatwiej to jednak nam zrobić i nie czekać, aż Bóg……………"

    Proszę uprzejmie ewentualnie doprecyzować – jak to według Pana można we współczesnym świecie czynić, urzeczywistniać ?………..

    Szczęść Boże !

    Z poważaniem Z.R.Kamiński

     
    Odpowiedz
  52. ddn

    Zaintrygował mnie bardziej

    Zaintrygował mnie bardziej inny fragment Pana tekstu :

    "Myślę też, że łatwiej to jednak nam zrobić i nie czekać, aż Bóg……………"

    Proszę uprzejmie ewentualnie doprecyzować – jak to według Pana można we współczesnym świecie czynić, urzeczywistniać ?………..

     

    Odpowiem na pytanie, bo ma sens i warto to zrobić.

    Otóż, świat mamy taki jak o nim myślimy. Jeśli uważamy, że kieruje nim jakaś tajemnicza siła i moc, to podążamy za tą myślą nawet wbrew faktom, które temu przeczą. Zaślepieni koncepcją nie dostrzeżemy fałszu.

    Jeśli jednak pomyślimy, że świat podlega całkowicie i wyłącznie zupełnie naturalnym procesom i czynnikom, to zaczniemy ten fakt zauważać i zrozumiemy wiele, a w końcu pojmiemy wszystko. Skoro więc świat jest taki, albo mamy taki, jak o nim myślimy, to w tym drugim przypadku, chcąc być jego kreatywnym elementem zechcemy wpierw odpowiednio zmienić swoje myślenie. W pewnym stopniu utożsamimy się ze światem.

    Warto na początek zapytać się, czy i w jakim zakresie jestem w świecie oraz czy i w jakim zakresie świat jest we mnie? Po pewnym namyśle możemy dojść do wniosku, że granice między mną (nami) a całą rzeczywistością nie są wyraźne. To co z tzw. "zewnątrz" dociera do tzw. "wewnątrz" staje się jednym i niejako własnym indywidualnym. Może wówczas pojawić się uczucie świadomej osobistej odpowiedzialności za wszystko na co możemy mieć jakiś, nawet najdrobniejszy wpływ. Nasze małe indywidualne ja (ego) jakby przygaśnie, osłabnie, bo narodzi się nowe, większe, obszerniejsze, a nieraz wręcz bezkresne JA. Wtedy też obok osobistej odpowiedzialności za całość może  pojawić się współczucie. Zauważymy ogrom cierpienia wypełniającego nas, a nie tylko z "zewnątrz" otaczającego i podejmiemy trud jego łagodzenia. Tu też warto zacząć od siebie, od rozważenia jak postępować, by samemu nie przysparzać cierpień.Zminimalizować własny udział w ogólnej "produkcji" cierpień.

    Jeśli do tego będą pytania, to spróbuję na nie odpowiedzieć.

     

     
    Odpowiedz
  53. zibik

    Dziękuję za dobre słowa i

    Dziękuję za dobre słowa i podjętą próbę rozwinięcia b. trudnego i złożonego tematu.

    "Otóż, świat mamy taki jak o nim myślimy" – co to znaczy "świat mamy" ?………., a może po kolei.

    Najpierw ów świat, raczej jego fragmenty, a potem nawet wszechświat – widzimy, postrzegamy, a ściślej poznajemy wszystkimi zmysłami tzn. odczuwamy  podziwiamy, doświadczamy, ewentualnie wyobrażamy, pojmujemy,  nawet razem z Bogiem przemieniamy, a bez Boga marnotrawimy, niszczymy i dewastujemy, ale czy "mamy" ?……..

    A niby, jakie to fakty mogą przeczyć temu, że całym światem (wszechświatem) dysponuje Bóg – jego Stwórca i Pan ?…..

    Proszę wybaczyć mimo dobrych chęci, z powodu tak wielu nieścisłości – nie podejmę się dalszej analizy Pana tekstu, jedynie ograniczę się do kilku luźnych odniesień :

    Akceptując Pana tezę, że : "świat mamy taki jak o nim myślimy", należałoby stwierdzić, że Boga, też mamy takiego, jak o Nim myślimy. A przecież Bóg jest jeden, mimo, że nie tylko wyobrażamy Go sobie bardzo różnie.

    W dalszych swoich rozważanich skupia się Pan wyłącznie na złu (chyba zbędnym cierpieniu), a przecież w świecie istnieje również dobro.

    Proponuję, abyśmy uwzlędniając również  Pana sugestie minimalizowali własny udział w  powstawaniu zła (owego zbędnego cierpienia), a maksymalizowali swój udział w tworzeniu i pomnażaniu dobra, a nawet dobrobytu.

    Cierpienie dość często pozwala nam reflektować się i zachowywać właściwy kierunek – respektować konieczny azymut w życiu doczesnym.

    "Liczy się tylko takie życie, w którym jest miejsce na cierpienie i na radość" – Antoine de Saint-Exupery

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  54. ddn

    Co to znaczy – mamy

    Co to znaczy – mamy świat?

    Każdy z nas ma osobliwy świat, jest tym światem, jest niepowtarzalnym mikrokosmosem. Nikt inny do tego świata nie ma dostepu.

    Najpierw ów świat, raczej jego fragmenty, a potem nawet wszechświat – widzimy, postrzegamy, a ściślej poznajemy wszystkimi zmysłami tzn. odczuwamy  podziwiamy, doświadczamy, ewentualnie wyobrażamy, pojmujemy,  nawet razem z Bogiem przemieniamy, a bez Boga marnotrawimy, niszczymy i dewastujemy, ale czy "mamy" ?……..

    Zmysły – albo dokładniej oragany zmysłów to bramy, przez które przechodzą bodźce, impulsy – oczy odczuwają światło, uszy doświadczają dżwięków itd, Te impulsy są przetwarzane i interpretowane przez mózg-umysł, który je także zapmietuje i posługuje się nimi zgodnie z naturalnymi procesami umysłowymi.

    W dalszych swoich rozważanich skupia się Pan wyłącznie na złu (chyba zbędnym cierpieniu), a przecież w świecie istnieje również dobro.

    Dobro można w tym zestawieniu zrównać z brakiem cierpienia. Pomnażanie braku cierpienia jest więc redukowaniem cierpienia. Nie twierdzę, że mozna  ostatecznie i bezpowrotnie usunąć cierpienie. Ale jestem przekonany, że świadomie działając można je pokaźnie zredukować. Tu jestem optymistą w przeciwieństwie do Pana.

     
    Odpowiedz
  55. zibik

    Nazbyt często my, także

    Nazbyt często my, także nasz mózg, (umysł, rozum, myśl) skupia się nie na sobie, swoim wnętrzu, ale bardziej zajmuje się tym, co nas otacza, a nie koniecznie jest istotne, wartościowe, czy użyteczne.  Stąd moja skłonność w poprzednim komentarzu, do rozpatrywania spraw mniej osobistych, bardziej ogólnych i trudność zrozumienia Pana sformułowania "świat mamy".

    Rzeczywiście nasz "osobliwy świat" jest swoistą cząsteczką, drobiną stale przemieniającego się wszechświata.

    Istotą, w tym fascynującym procesie jest nasz udział, a raczej współudział, nie tylko w sensie ilościowym, ale również znaczeniowym, jakościowym.

    Absolutnie nie zgadzam się z Pana stwierdzeniem, że nikt nie ma dostępu do naszego świata, nawet najbardziej osobistego, bądź intymnego.

    Rzecz chyba w tym, że jedni ten "nasz świat" miłują, uznają i szanują, a inni odwrotnie. Dlatego staramy się go udostępniać jedynie osobom wybranym, bardzo dobrze poznanym i  zaufanym.

    Odnośnie optymizmu trudno mnie rozstrzygać, wyrokować, kto z nas ma go więcej. Różnica między nami, a raczej prezentowanymi poglądami chyba bardziej dotyczy, pojmowania roli i znaczenia Boga, oraz cierpienia w życiu człowieka.

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  56. ddn

    Rzeczywiście nasz “osobliwy

    Rzeczywiście nasz "osobliwy świat" jest swoistą cząsteczką, drobiną stale przemieniającego się wszechświata.

    Tego rodzaju wgląd nie jest kresem poznania. Napisałem o tak odczuwającym człowieku "mikrokosmos". I rzeczywiście, pomimo przekroczenia zwyczajnego ludzkiego myślenia,  człowiek nadal jest częścią – "drobinką" całości – "wszechświata", bo nadal "istnieje" bardzo wyraźne poczucie JA, lecz na innym, wyższym planie jaźni. 

    Przekroczenie tego poziom wiąże się z całkowitym odrzuceniem koncepcji realności jakiegokolwiek "ja"  oraz "JA". Jednak to już jest bardzo wysoki stan mistyczny zwany czasem oświeceniem. Tu wolność jest prawdziwą wolnością. Wszystko jest samym żywym życiem. Nie ma nigdzie nic martwego.

    Tego właśnie tyczą słowa Jezusa:

    "A oto znów przemówił do nich Jezus tymi słowami: Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia."

    i też "Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata."

     
    Odpowiedz
  57. zibik

    Mistyk i mistycyzm !

    Czytając Pana teksty z uwagą dostrzegam oprócz inspiracji, do zastanowienia i pogłębionej refleksji, szereg niedomówień, czy uproszczeń, będących chyba następstwem obowiązujacej nas formy dyskusji  – stąd rodzą się pytania :

    Stany mistyczne – doświadczenia, przeżycia lub doznania  są Panu bliskie, osobiście znane – czy jedynie stanowią obiekt szczególnego zainteresowania ?……..

    – Co według Pana jest, ewentualnie nie jest mistycyzmem ?…….

    – Czy mistyk ma większą wiedzę (świadomość), od nas choćby nt. sądu ostatecznego

    Pozdrawiam

     

     
    Odpowiedz
  58. ddn

    I jedno i drugie, czyli

    I jedno i drugie, czyli doświadczenie własne, przeżycia i związane z nimi szczególne zainteresowanie.

    Wartościowym mistycyzmem nie są produkty, urojenia umysłu, czyli odczucia fizyczne, wizje, głosy wewnętrzne, marzenia senne itp.  Nie są nim także dociekania filozoficzne i teologiczne.

    Mistyk rozwinął świadomość i pojmuje więcej niż zwykły człowiek,  egzystujący w codziennym świecie.

    Nie wiem  czy jakiś mistyk wie coś o "sądzie ostatecznym", bo jeśli taki rzeczywiście ma szansę zaistnieć, to póki co go nie ma. A mistyk jest całkowicie tu_i_teraz,  w tej oto bieżącej chwili. To jest jego naturalny stan bycia. Jacob w najnowszym swoim blogu "Dobra wiadomość dla wszystkich" właśnie to sugeruje. Warto przeczytać go z uwagą.

    Nic o sądach ostatecznych nie wiem.

    Natomiast ewangeliści nie omieszkali przypisać Jezusowi wypowiedzi o sądzie:

    "Toteż powiadam wam: Tyrowi i Sydonowi lżej będzie w dzień sądu niż wam."

      "Zaprawdę, powiadam wam: Ziemi sodomskiej i gomorejskiej lżej będzie w dzień sądu niż temu miastu."
     

    "Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony."

    Dwa pierwsze cytaty dotyczą być może jakieś wizji sądu ostatecznego, wypływającej z koncepcji judaistycznych, ale trzeci ma raczej inne przesłanie. W Ewangelii Jana jest dalej  –  "A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie. To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć."

    Tu komentarz ewangelisty jest post factum. Wątpię w tę interpretację. W moim przekoaniu Jezus powiedział coś takiego – A ego-Ja, gdy zostanie nad ziemię wywyższone, przyciągnie wszystko do siebie. (totalność świadomości)

    Sąd nad światem się właśnie odbywa – teraz fałsz i ułuda zostają zdemaskowane, nic przyziemnego już nie ma władzy nad mistykiem, bo jego Ja przekroczyło (wywyższyło się ponad) zwykły sposób widzenia rzeczywistości.

    To teraz wskazuje na właściwy moment przemiany. Ona nigdy nie jest przedtem ani potem. Zawsze dzieje się teraz, w bieżącej chwili, której mistyk jest całkowicie świadomy. Jest tą chwilą tą rzeczywistością. I oczywiscie nie ma powodów do jakiegokolwiek lęku czy innych obaw. Nie boi się żadnego sądu.

    Taka może być interpretacja mistyczna.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code