Zapragnąć radości żniw

Rozważanie na XIV Niedzielę Zwykłą, rok C 

Dzisiejsze czytania

W dzisiejszej Ewangelii Łukasza Jezus posyła swoich uczniów z misją głoszenia nowiny o Królestwie Bożym wszystkim ludziom. Jeśli jesteśmy uczniami i uczennicami Jezusa, świadkami Jego życia, śmierci i zmartwychwstania, to dzisiejsza Ewangelia jest Jego słowem do nas osobiście. Zechciejmy więc usłyszeć, co mówi do nas Jezus w kontekście misji ewangelizacyjnej chrześcijan we współczesnym świecie. Z wielkiego bogactwa dzisiejszej Ewangelii jako inspiracją do wspólnego rozważenia wybiorę jej pierwszą część z takimi tematami: jak bycie uczniem Jezusa, metafora owcy i wilka, ubóstwo misyjne oraz pokój.

Wpierw zastanówmy się, co znaczy być jednym z „siedemdziesięciu dwóch”, co znaczy być uczniem Jezusa. Posłanie „siedemdziesięciu dwóch” poprzedzone jest posłaniem „dwunastu”, czyli pierwszych apostołów Jezusa, oznacza to, że są oni Jego uczniami jakby z drugiego kręgu, pomocnikami i kontynuatorami misji Apostołów. Można więc powiedzieć, że misja „siedemdziesięciu dwóch” (odwołująca się do żydowskiej symboliki pełni) dotyczy każdego ochrzczonego, świeckich i duchownych, choć niekoniecznie biskupów, którzy na mocy chrztu i bierzmowania wezwani są do głoszenia Ewangelii innym.

Rozesłanie uczniów odbywa się po okresie ich terminowania w szkole Jezusa: znają już oni Jego naukę, doświadczyli Jego cudów, uzdrowień i osobistego świadectwa miłości oraz bycia wspólnotą. Uczniowie są wyznaczani przez Jezusa, oznacza to, że powołanie bycia Jego uczniem nie jest autonomicznym pomysłem człowieka, ale odpowiedzią na zaproszenie Jezusa, wzbudzane w naszych sercach. Wydaje się, że każdy ochrzczony jest wyznaczany przez Jezusa do misji ewangelizacyjnej, adekwatnie do osobistych możliwości i stanu życia. Chrześcijanin, który nie staje się w swoim życiu aktywnym świadkiem Jezusa i Jego Ewangelii, jest duchowo martwy i jałowy.

Jezus wysyła ich pod dwóch, by ich świadectwo jako świadectwo małej, ale jednak wspólnoty było bardziej wiarygodne. Wysyła ich na cały świat: „do każdego miasta i miejscowości”, aby przygotowali innych na przyjście Pana. Dziś to przyjście Jezusa dokonuje się na dwa uzupełniające się sposoby: z jednej strony Jezus w Duchu Świętym jest już odwiecznie obecny w każdym człowieku i kulturze, we wszystkim, co w nich dobre, prawdziwe i święte, z drugiej zaś strony pozytywnym owocem otwartości innych na Ducha Świętego jest rozpoznanie i przyjęcie Jezusa Chrystusa uobecniającego się w Jego świadkach głoszących Dobrą Nowinę.

Pierwszą rzeczą, jaką mają czynić posłani uczniowie, jest uświadomienie sobie ogromu zadania: „żniwo wprawdzie wielkie”, czyli wszyscy ludzie są objęci zbawczą misją Jezusa, który chce, by wszystkim ludom i narodom była głoszona Dobra Nowina o zbawieniu. A jednocześnie uczniowie posyłani z tą misją mają wpierw modlić się, czyli „prosić Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”. To Bóg Ojciec jest źródłem ewangelizacyjnej misji uczniów i jej owocności pośród ludzi. Bóg budzi w uczniach gorliwość misyjną i jest gwarantem ich wiarygodności, czyli tego, że głoszą rzeczywiście Boga, a nie samych siebie.

Misyjne powołanie ucznia jest powołaniem aktywnym. Jezus nie mówi: „czekajcie, aż przyjdą do was”, ale przeciwnie: „idźcie”, czyli szukajcie innych, znajdujcie ich w ich domach, krajach, miejscach pracy i rozrywki, w ich własny kontekście życia. To jest ważne dla nas, również współcześnie: kraje tradycyjnie chrześcijańskie, takie choćby jak Polska, ulegają często pokusie utraty ducha misyjnego, pewnego zamknięcia się w statycznej działalności parafialnej czy instytucjonalnej, skierowanej wyłącznie lub prawie wyłącznie do aktywnych członków społeczności kościelnej. A działalność misyjna kojarzy się wówczas z wyjazdami zagranicznymi do krajów, gdzie chrześcijaństwo dopiero powstaje lub odbudowuje się po latach ateizmu, jak choćby na terenach byłego Związku Radzieckiego. A przecież nawet w takich krajach jak Polska większość oficjalnie ochrzczonych nie praktykuje wiary chrześcijańskiej, nie uczestniczy w sakramentach i ma luźny lub krytyczny stosunek do Jezusa i Kościoła. W innych częściach Europy zdecydowana większość mieszkańców to owe „miasta i miejscowości”, do których Jezus jeszcze nie przyszedł albo dawno został już zapomniany. Europa jest kontynentem misyjnym, najbardziej chyba poza Chinami zsekularyzowanym i zateizowanym obszarem we współczesnym świecie.

Jezus posyła nas „jak owce pomiędzy wilki”. Co to znaczy? Jest tu pokazana pewna wizja świata, a przynajmniej pewien jego rys, który warto sobie precyzyjniej uświadomić. Chrześcijanie o tyle są owcami, o ile żyją na wzór Chrystusa, Baranka paschalnego. O tyle jesteśmy Jego uczniami, o ile idziemy Jego drogą pokory, czystości, ubóstwa, ofiarnej miłości, przebaczenia, zgody na męczeństwo, dążenia do pokoju i sprawiedliwości, o tyle, o ile jesteśmy kontynuacją Jego zbawczej ofiary na krzyżu i żywimy się Jego krwią i ciałem. Warto o tym wiedzieć, ponieważ zbyt wielu z nas i zbyt często myśli, że samo bycie chrześcijaninem i branie udziału w praktykach wspólnoty kościoła czyni nas „owcami”. Praktyki religijne mają nam pomagać w pójściu za Chrystusem, ale nie stanowią gwarancji, że idziemy Jego drogą. Bycie owcą oznacza też pewną bezbronność ucznia, fakt, że nie każda postawa jest dozwolona dla ucznia Chrystusa. Bycie owcą, w kontekście i w porównaniu z metaforą „wilków”, oznacza gotowość na ofiarę, prześladowanie, a nawet śmierć z powodu Chrystusa.

„Wilkami” nie jest cały świat i wszyscy ludzie, a jedynie ci, którzy nie cieszą się ze spotkania z Jezusem i Jego uczniami, zamykają się na Dobrą Nowiną, a nawet chcą aktywnie pozbyć się uczniów Jezusa. Historycznie i współcześnie „wilkami” są ludzie, którzy żyją trwale w grzechu ciężkim, czynią zło i nie chcą się nawrócić. Przeciwnie, są zainteresowani epidemią grzechu i zła, czyli promują takie style życia i decyzje, które kuszą innych wchodzeniem w grzech, cieszeniem się z niego i odcinaniem się od Boga. Dla ludzi, którzy wybrali zło jako pewną trwałą formę życia, choć nie muszą i zwykle nie są w pełni świadomi pełnej prawdy o swoim wyborze i jego złowrogich konsekwencji, Dobra Nowina o Bogu Miłości i głoszone przez uczniów Jezusa zaproszenie do życia w czystości serca, bezinteresowności, duchowym ubóstwie, przebaczeniu jest po prostu czymś obojętnym, a nierzadko wrogim i nienawistnym.

Uczniowie są posłani, by głosić Ewangelię w radykalnym ubóstwie: „nie nieście ze sobą trzosa, ani torby, ani sandałów” oraz towarzyskiej ascezie: „nikogo w drodze nie pozdrawiajcie”. Uczciwie musimy przyznać, na pewno zdecydowana większość z nas, że te wskazania wydają się nam zupełnie nierealistyczne. Współcześnie trudno jest sobie wyobrazić jakiekolwiek przemieszczanie się, zwłaszcza do oddalonych krajów czy kontynentów, bez jakichkolwiek środków materialnych. Ale jednocześnie jako współcześni uczniowie Jezusa powinniśmy postarać się uczciwie „ocalić” to wskazanie i uczynić je swoim. Na pewno trzeba pochwalić wszystkich tych, którzy słowa Jezusa traktują dosłownie i wyruszają na wyprawą misyjną pozbawieni jakichkolwiek środków materialnych, ufni w to, co dobrzy ludzie natchnieni Bogiem udzielą im po drodze. Natomiast dla wielu z nas ten surowy ideał z różnych powodów wydaje się niemożliwy do realizacji, a jednocześnie czujemy, że mamy prawo nazywać się uczniami Jezusa i uczestniczyć czynnie w Jego misji ewangelizacyjnej.

Osobiście interpretuję te słowa jako wyraźną zachętę do maksymalnej bezinteresowności w głoszeniu Słowa Bożego i korzystania z tzw. środków ubogich w ewangelizacji, tak aby sprawy i korzyści materialne nie przesłaniały duchowego przesłania Ewangelii. Byłoby czymś głęboko sprzecznym w dawaniu świadectwa Jezusowi, gdyby Jego uczniowie przejawiali zbytnią gorliwość w szukaniu materialnych zabezpieczeń w swoim życiu, a podejmując aktywność misyjną, zabezpieczali się od wszelkich niewygód i ryzyka z tym związanego. Błogosławieństwa Jezusa wyraźnie odsłaniają duchowy i moralny priorytet życia chrześcijańskiego wobec materialnych czy naturalnych zabezpieczeń i środków.

Nasze szczęście nie zależy od wielkości dóbr materialnych, ale od tego, czy potrafimy być ubodzy duchem (pokorni), ludźmi czystego serca, miłosierni, czyniący sprawiedliwość i pokój, gotowi do prześladowania za wiarę. Świadectwo ucznia Chrystusa, który ustami wyznaje priorytet Jego błogosławieństw, a w rzeczywistości żyje w ciągłej zapobiegliwości o zabezpieczenia materialne, jest zupełnie niewiarygodne. Oczywiście, kluczowa jest tu intencja: ktoś może być zaradny i zamożny, a jednocześnie duchowo wolny od chciwości i żądzy nadmiernych zabezpieczeń, gotowy do dzielenia się z innymi i przyjmujący perspektywę utraty dóbr z pokojem serca. A kogoś innego, uboższego materialnie, mogą dręczyć silne pożądania chciwości, zawiści, frustracji itd., czyli ktoś ubogi zewnętrznie może być kimś niezwykle „bogatym” wewnętrznie i oddalonym od Jezusa.

Jako uczniowie Jezusa mamy zadawalać się dowolnym miejscem, w którym nas chcą przyjąć, czyli nie być wybredni, nie szukać dla siebie jakiegoś komfortu czy idealnych ludzi, których gościna dostarczy nam osobistych satysfakcji. Pierwszym darem, jaki przynosimy dla innych, jest pokój, mamy mówić: „Pokój temu domowi”. Wydaje mi się to niesłychanie ważne. Chrześcijanin jest zawsze wpierw człowiekiem pokoju. Co to znaczy? Człowiekiem, który żyje w Duchu Świętym, udzielającym mu od wewnątrz pokoju serca jako owocu przyjaznej bliskości Boga.

Pokój serca jako dar Ducha Świętego umożliwia uczniowi Chrystusa czynienie pokoju, gdziekolwiek się znajdzie, to znaczy, szukanie u innych dobra, piękna, prawdy, świętości i inspirowanie do życia i relacji z Bogiem, samym sobą i innymi integralnie. Pokój jest przyjazną akceptacją siebie i drugiego człowieka, fundamentalną zgodą na istnienie, które zawsze jest zasadniczo dobre. To właśnie pokój serca pozwala nam zobaczyć w każdym człowieku i relacji ukryte często pod pokładami grzechu, obojętności, brzydoty pokłady dobra i prace Ducha Świętego w innych. Pokój serca jest pocieszeniem i słodyczą, której udzielamy innym, aby otwierali się na głębokie doświadczenie ludzkiego szczęścia, możliwe jedynie wówczas, gdy przyjmuje się Jezusa. Właśnie pokój serca, z którym przychodzimy do innych, bardziej niż nasz słowa i deklaracje pozwala przemówić do serca innych, często zagubionych, rozdygotanych czy zalęknionych ludzi, spragnionych pokoju. Pokój jest po prostu jednym z imion Boga, Jego błogosławieństwem.

Co ciekawe, Jezus Łukaszowy wyraźnie mówi o pokoju jako o czymś, co może być niejako dawane i odbierane, a więc czymś namacalnym i konkretnym: „Jeśli tam mieszka człowiek pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was.” Czyli człowiek, aby przyjąć nasz dar pokoju, musi mieć w sobie dyspozycję do jego przyjęcia, już w jakimś sensie musi być człowiekiem pokoju. My jedynie jakby otwieramy i umacniamy łaską Ducha Świętego obecność zalążku tego pokoju w czyimś sercu. Brak dyspozycji do przyjęcia pokoju od nas jest znakiem braku łaski otwarcia na Boga. Ten brak otwarcia niekoniecznie wprost dotyczy samego Boga, bo ktoś np. może uważać, że w Niego wierzy, ale w swej praktyce życiowej, zamyka się na Niego.

Brak otwarcia na łaskę pokoju, czyli na obecność samego Boga w czyimś życiu niekiedy łatwiej jest rozpoznać po własnym i cudzym stosunku do rzeczy doczesnych, zwłaszcza bliźnich. Jeśli zamykamy się w egoizmie i niczego nie robimy bezinteresownie, jeśli jesteśmy ślepi na cierpienia i potrzeby innych, jeśli nie potrafimy przebaczyć z  serca wyrządzonej nam krzywdy, jeśli żyjemy w logice naszych pożądań, w moralnym nieuporządkowaniu czy w ciągłej pretensji do innych i świata, to nawet gdybyśmy o Bogu nie wspominali, nie ma w nas gotowości na przyjęcia Jego daru pokoju, z którym przychodzi do nas uczeń Jezusa.

Ważne jest też, aby umieścić rozważany dzisiaj pokój, jako dar Ducha Świętego, w kontekście całej Biblii i nauczania Jezusa, który gdzie indziej mówi przecież: „Myślicie, że przyszedłem przynieść pokój? Nie, wojnę itd.”. Oznacza to, że pokój nie jest powierzchownym stanem dobrego psychicznego samopoczucia oraz braku napięć i konfliktów ze sobą i innymi. Wiemy, również z dzisiejszej Ewangelii, że orędzie Jezusa tworzy też napięcia i konflikty między ludźmi. Jak więc mamy odróżnić autentyczny pokój, zarówno w sercu jak i relacjach między ludźmi, od pokoju pozornego, czyli stanu pewnego wygaszenia konfliktów i napięć, skierowanego na poszukiwania dobrego samopoczucia u siebie i w relacjach z innymi?

Autentyczny pokój, będący łaską Ducha Świętego, jest duchową pewnością wiary i miłości Boga jako fundamentu naszego życia i całej rzeczywistości, a jednocześnie jest gotowością do dawania świadectwa o Jego istnieniu i miłości każdemu człowiekowi, również za ceną odrzucenia, prześladowań i konfliktów. Konflikt, destrukcja i agresja wynikła z odrzucenia Boga, a pośrednio uczniów Jezusa, nie niweczy pokoju serca chrześcijanina, choć może go czynić trudniejszym, a źródłem konfliktu nie jest Bóg, ale nieuporządkowane serce i życie człowieka, niekiedy nas samych, którzy nie chcemy przyjąć Boga do swego życia.

Chrześcijan, głosząc Ewangelię, nie powinien ulegać pokusie zadawalania wszystkich i podtrzymywania ich w przyjemnym stanie psychicznym: to jest fałszywy pokój. Podobnie jak fałszywym pokojem są pozornie spokojne relacje między jednostkami, grupami czy narodami, gdy jedni, silniejsi, wymuszają spokojne zachowania innych albo usypiają ich fałszywymi informacjami czy obietnicami. Konflikt, w którym rzeczywiście idzie o Boga, choć pozornie przykry, w istocie jest szczeliną łaski, w której objawia się prawda o Nim. Dzięki konfliktowi może lepiej objawić się istota miłości Boga obecna w postawach jego autentycznych uczniów, co następnie stanie się inspiracją i mocą przemiany ich serc. Wspomnijmy wielkie wrażanie, jakie chrześcijańscy męczennicy i spokój, z jakim przyjmowali męczeństwo, wywierali na poganach. Pełna pokoju serca postawa Jezusa podczas Jego męki, a więc w ogniu radykalnego konfliktu, stała się bezpośrednim źródłem nawróceń m.in. dobrego łotra czy setnika.

Dzisiejsza Ewangelia jest zachętą dla nas, abyśmy odzyskiwali godność i radość bycia uczniami Chrystusa, wezwanymi do głoszenia Dobrej Nowiny. Gorliwość misyjna, ubóstwo materialnych środków podczas ewangelizacji, żarliwa modlitwa, wiarygodna wspólnota, twórczość inkulturacyjna, postawa naśladowania Jezusa, zgoda na prowokowaną wrogość świata, dzielenie się z innymi doświadczeniem głębokiego pokoju ducha, pewna stanowczość ewangelizacyjna – oto realistyczny obraz Kościoła radosnego, miłującego Boga i ludzi, cieszącego się Ewangelią i udzielającą jej innym.

Pytajmy się dziś siebie, czy jesteśmy radosnymi świadkami Jezusa i Jego Ewangelii? Czy wykorzystujemy każdą okazje w życiu, pracy, działalności społecznej, w przypadkowych zajęciach i kontaktach, aby bezpośrednio i pośrednio głosić innym miłość Jezusa? Czy jesteśmy ludźmi pokoju, z którymi inni czują się dziwnie bezpiecznie, pewnie i ufnie, pragnąc tego samego dla siebie i swoich bliskich, pytając o Źródło tego cichego szczęścia? Czy potrafimy dla Jezusa i Jego Ewangelii zaryzykować naszą wygodę, spokój i komfort, akceptację innych, zabezpieczenie materialne, wierząc, że naszą jedyną nagrodą jest „niebo”, czyli bliskość Boga teraz i po śmierci?

Ponieważ jesteśmy ludźmi, czyli istotami kruchymi, nasze odpowiedzi mogą zasmucić nas. Niech jednak nasze słabości jako uczniów i uczennic Chrystusa nie przygnębiają nas, ale powierzajmy je w ufnej modlitwie „Panu żniwa”, by nas uleczył i umocnił, i posłał na swoje żniwo, żniwo pokoju, radości, dobrze przeżytego konfliktu, ostatecznie żniwo zbierania owocujących kłosów dobra, piękna i prawdy w każdym człowieku i wspólnocie.

 Rozważania niedzielne

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code