Zabijamy siebie pogardą

Rozważanie na VI Niedzielę Zwykłą, rok A1
 
 

Słyszeliście, że powiedziano przodkom: «Nie zabijaj»; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu «Raka», podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł «Bezbożniku», podlega karze pieklą ognistego.

                                                                                                                                         Mt 5,21-22

W dzisiejszej Ewangelii, stanowiącej fragment Jego wielkiego „Kazania na Górze”, Magna Charta chrześcijańskiej moralności, Jezus mówi o kilku fundamentalnych kwestiach: szacunku do bliźniego, pożądliwości, miłości małżeńskiej i znaczenia przysiąg. Jezus dokonuje uwewnętrznienia żydowskiej moralności Dekalogu i wskazuje na kluczowe znaczenie ludzkiej intencjonalności. Z tego wielkiego bogactwa nauk, z których każda zasługuje na osobną refleksję, chciałbym rozważyć fragment poświęcony pogłębionemu rozumieniu przykazania „Nie zabijaj”. Ten wybór wynika z dostrzeganego przeze mnie niezwykle bolesnego faktu we współczesnym życiu naszej chrześcijańskiej i katolickiej Ojczyzny: poziom wzajemnej nienawiści i pogardy Polaków, zwłaszcza w sferze publicznej i medialnej stał się już zabójczy. Sobie i innym dajemy tragiczne antyświadectwo jakiejś radykalnej jałowości inspiracji chrześcijańskiej i zupełnie niepoważnego traktowania Ewangelii, a nawet samego Boga.

Na pewno nie jest to jedynie nasza polska przywara i dotyczy w mniejszym lub większym stopniu innych społeczeństw, ale to, co się dzieje z nami jako ludźmi, którzy są jednocześnie swoimi bliźnimi rodakami, a więc taką najbliższą poszerzoną rodziną, szczególnie boli i doświadczamy tego na co dzień.

Ważne jest zdanie Jezusa poprzedzające rozważany fragment: „Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt, 5,20). Oznacza to, że moralność konwencjonalna i religijność rytualna nie tylko nie otwiera nas na „królestwo niebieskie”, czyli bliskość z Jezusem, ale wprost może zamykać i uniemożliwiać żywą więź z Bogiem w życiu doczesnym i wiecznym. Konkretnie: można nie zabić drugiego człowieka fizycznie, ale to absolutnie nie wystarcza, bo można go zabić choćby pogardą, nienawiścią, obmową, zabić w swoim sercu. Według Jezusa to też jest zabójstwo i podlega karze „ognia wiecznego”.

Samo żywienie gniewu wobec bliźniego jest przez Jezusa uważane za zło, które „podlega sądowi”. O jaki gniew tutaj chodzi? Na pewno nie jest to tzw. słuszny gniew, czyli nasza reakcja oburzenia na jakieś konkretne zło, reakcja, która jednak pozwala nam zachować szacunek dla drugiego człowieka i nie przekreśla go zupełnie, choćby w naszym sercu. Gniew, o którym mówi Jezus, jest złą agresją wobec bliźniego, odmową szacunku i miłości. W gniewie chcemy, aby ktoś inny nie istniał, aby stała mu się jakaś krzywda. Można powiedzieć, że w gniewie nie potrafimy, a nawet nie chcemy „znieść” drugiego człowieka.

Samo jego istnienie nas boli i uwiera. I ten ból z powodu istnienia drugiego, przekształcamy w negatywną energię projektowaną na niego.

Sam gniew jako silna negatywna emocja jest neutralny etycznie, natomiast staje się moralnie zły, gdy zagniewany człowiek potwierdza i podtrzymuje tę emocję aktem swojej woli, czyli zaczyna pozwalać sobie na gniew. Taki podtrzymany wolą gniew to pierwszy stopień i niejako wstęp do nienawiści, która jest już wyraźnym życzeniem komuś krzywdy, a nawet aktywnym jej czynieniem. Gniew nie tylko niszczy w nas drugiego człowieka, ale jest też formą autodestrukcji i autodegradacji nas jako istot ludzkich. Odmowa uznania w drugim człowieku brata w człowieczeństwie sprawia, że upada też nasze człowieczeństwo. Zła energia gniewu dotyka zagniewanego – być może w większym stopniu niż tego, na którego on się gniewa. Spojrzenie na gniew w kontekście przykazania „Nie zabijaj” sprawia, że to dość powszednie uczucie i postawa okazuje się być dla wielu z nas codzienną formą zabijania drugiego człowieka.

Gniew uzewnętrznia się zwykle najpierw w słowach. Jezus sięga do przykładów z żydowskiej ulicy. Zagniewany człowiek mówi do swojego brata: Raka, czyli dosłownie „pusta głowo”, „człowieku godny pogardy”, a spolszczonej wersji „głupcze”. Zwróćmy uwagę: dla Jezusa drugi człowiek jest moim bratem i siostrą, czyli członkiem wielkiej ludzkiej rodziny „dzieci Bożych”, których Ojcem i Matką jest Bóg. Polskie tłumaczenie nie oddaje dostatecznie dobrze znaczenia słowa raka: w języku polskim ktoś głupi to ktoś mało inteligentny, mało sprytny, nie rozumiejący dobrze sytuacji. Owszem, to słowo, bywa też używane, gdy chcemy nie tylko komuś pokazać, że jest mało inteligentny, ale gdy chcemy upokorzyć kogoś odmową uznania jego/jej inteligencji. Intuicja językowa oryginału aramejskiego idzie w nieco inną stronę: raka, czyli człowiek, który „nie ma nic w głowie”, jest pozbawiony rozumności, stanowiącej podstawę bycia człowiekiem.

Mówiąc raka, w istocie stwierdzamy, że ktoś nie jest istotą ludzką i dlatego jest godzien naszej pogardy, czyli aktywnej odmowy szacunku z tej racji, że jest po prostu człowiekiem. Nie mówimy, że ktoś zrobił coś głupiego itd., ale personalizujemy nasza pogardę tak, aby dotykała całego człowieka w sposób fundamentalny. Ponadto gniew, który wyraża się zewnętrznie poprzez publicznie głoszone słowa pogardy wobec drugiego człowieka, staje się też zachętą dla innych, aby niejako przyłączyli się do aktywnej odmowy szacunku. Pogarda pełni też inną rolę: jako odmowa szacunku wobec drugiego zabija go symbolicznie, a jednocześnie przygotowuje grunt do zabicia faktycznie. Dla Jezusa pogarda jest formą zabójstwa.

Warto zauważyć, że Jezus nie wspomina nic o źródle gniewu, a w jego konsekwencji niezgody między ludźmi. W potocznym rozumieniu wydaje się, że mamy prawo do gniewu i braku szacunku wobec osób, które nas skrzywdziły albo przekroczyły jakieś ważne uniwersalne normy moralne i skrzywdziły innych ludzi. Jezusa jednak nie interesuje nasze potencjalne „prawo” do gniewu czy braku szacunku. Mówi: „Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar twój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj”.

Obowiązek pojednania spoczywa zarówno na winowajcach jak i ofiarach. Jedynie przebaczenie i pojednanie przerywa zabójczy ciąg gniewu i pogardy, uzdrawia nasze relacje z innymi, i nasze serce. Jezus wyraźnie mówi, że nasza relacja z Bogiem, bez uprzedniego przebaczenia czy przeprosin i woli pojednania byłaby martwa. Przywrócenie relacji braterstwa z naszymi bliźnimy, z którymi jesteśmy w konflikcie, umożliwia przywrócenie relacji synowskiej z Bogiem jako naszym Ojcem. Dar wobec Boga staje się darem chcianym przez Niego, jeśli my po-darujemy innym nasze przebaczenie lub prośbę o przebaczenie nam.

Dzięki refleksji nad przebaczeniem i pojednaniem możemy głębiej zrozumieć, czym jest gniew i pogarda, zwłaszcza w ich funkcji wykluczania innych z kręgu człowieczeństwa. Gdy proszę kogoś o przebaczenie wyrządzonej mu przeze mnie krzywdy albo przebaczam komuś wyrządzoną mi krzywdę, dokonuję jednocześnie aktu afirmacji mojego bliźniego i siebie samego w człowieczeństwie. Gniew i pogarda jako odmowa szacunku i afirmacji drugiego człowieka okazuje się być jednocześnie odmową przebaczenia lub uznania własnej winy. Radykalnie mówiąc: w rozumieniu Jezusa nie bycie ofiarą czy katem czyni fundamentalną różnicę, ale zdolność ofiary i kata do przebaczenia i pojednania. Można być ofiarą-skrzywdzoną, która tak bardzo zapiekła się w swoim bólu, że nie chce przebaczyć i nie chce przyjąć czyjejś prośby o przebaczenie. A można być katem-krzywdzicielem, zdolnym do uznania własnej winy, prośby o przebaczenie i wyjścia ku pojednaniu.

Przebaczenie i pojednanie jest tlenem duchowego życia chrześcijan. Złotą bramą spotkania nie tylko z drugim człowiekiem, ale też z samym Bogiem. Co to oznacza dla nas, słuchających Słowa Bożego? Żyjemy w klimacie przyzwolenia na gniew, upokarzanie i pogardy wobec drugiego człowieka. W sferze politycznej elektoraty mobilizowane są głównie poprzez akty pogardy i nienawiści swoich liderów wobec przeciwników politycznych i ideowych. Pogarda, nienawiść i konflikt są głównym pokarmem mediów, które potęgują, a niekiedy wręcz kreują konflikt, ponieważ „to się najlepiej sprzedaje”, w przenośni i faktycznie. Spragniona krwi polityka i media nie są czymś zupełnie autonomicznym, ale żerują na najniższych i silnych złych emocjach nas jako ludzi. Jeśli media „lubią konflikt”, to dlatego, że ich konsumenci, czyli my lubimy to, choćbyśmy publicznie deklarowali coś wręcz przeciwnego.

Pierwszą rzeczą, do jakiej zachęca nas dziś Jezus, jest dostrzeżenie w swoich silnych negatywnych emocjach wobec innych tego złowrogiego i zabójczego potencjału: tak jest naprawdę – złym słowem, pogardą, obrazą, pielęgnowaniem gniewu i uraz, trwaniem w niezgodzie zabijamy siebie nawzajem. Każdy akt pogardy i nienawiści, choćby wydawał nam się uzasadniony, jest jakąś formą odmowy uznania w naszym bracie i siostrze człowieka. A jednocześnie zamyka nas na bliskość z Bogiem w życiu doczesnym, a nawet w życiu wiecznym. Niepojednany grzech pogardy i braku przebaczenia może na wieki zamknąć nas na Bożą miłość. Jezus o tym związku i ryzyku mówi dziś w bardzo mocnych, przerażających słowach.

Konieczna jest codzienna refleksja sumienia nad naszymi negatywnymi emocjami wobec innych ludzi, zwłaszcza jeśli przybierają one charakter trwały, choćby nie przejawiały się na zewnątrz. Tej refleksji powinien też towarzyszyć namysł nad naszym językiem, jakim mówimy do innych i o innych: pogarda może wyrażać się nie tylko poprzez słowa, ale też przed decyzje, mowę ciała itp. Nie pozwalajmy sobie tak łatwo na mocne słowa o naszych bliźnich, zwłaszcza gdy jesteśmy uniesieni „świętym oburzeniem”. Nie zawsze jest ono święte, a nawet gdyby u swych źródeł było tzw. słusznym gniewem, często ulegamy pokusie, by w słusznej sprawie kogoś upokorzyć i poniżyć. Ta sama czujność moralna powinna towarzyszyć nam w reakcjach wobec wypowiedzi innych osób: czy reagujemy poprawnie, czyli niezgodą, gdy ktoś mówi z pogardą o innych? Jak reagujemy na „seanse pogardy i nienawiści”, których codziennie dostarczają nam niektórzy politycy i media?

Osobiście uważam, że politycy – i szerzej ludzie opiniotwórczy – których głównym sposobem i treścią komunikowania społecznego oraz mobilizowania elektoratów jest podsycanie pogardy i nienawiści wobec swoich oponentów politycznych i ideowych, czynią wielkie zło i nie zasługują na społeczne zaufanie. Fakt, że polityka jest dziedziną brutalną, nie jest żadnym etycznym usprawiedliwieniem dla takich postaw. Ponadto, jeśli takim postawom wrogości i pogardy towarzyszy jakiś rodzaj deklaracji religijnych, w polskim kontekście zwykle katolickich, to mamy do czynienia z jeszcze większym złem. Polityk, który nie potrafi i nie chce pojednać się ze swoimi oponentami, czyni jako człowiek i chrześcijanin większe zło, niż całe dobro, jakie czyni w sferze publicznej poprzez swoją działalność. Takie postacie publiczne dają też wielkie i druzgocące antyświadectwo przeżywania chrześcijaństwa i Ewangelii. Można utracić wiarę w Boga i chrześcijaństwo – a na pewno się do Niego zniechęcić – jeśli ma się do czynienia z takim przeżywaniem katolicyzmu. Chrześcijanin, który z powagą traktuje dzisiejsze słowa Ewangelii Jezusa, może być jedynie człowiekiem przebaczenia, szukania zgody i pojednania.

Jezus pragnie naszego szczęścia, zarówno tutaj, jak i na całe życie wieczne. Naszym szczęściem jest On sam i życie z Nim w bliskości. Przepustką do Życia jest przebaczenie i pojednanie, a żelazną nieforsowaną bramą – gniew, pogarda i niezgoda. Wybierajmy.

Rozważania Niedzielne

kazanie_na_gorze.jpg

 

Komentarze

  1. elik

    Rywalizacja, czy inne przyczyny?…..

    Panie Andrzeju!

    Rzecz w tym, że to w większości przypadków absolutnie nie jest "wzajemna " postawa i zachowanie, w tym pogarda, wrogość, agresja, ani zawiść, czy nienawiść. Wg. mnie podstawową przyczyną, takich postaw i zachowań podłych i nikczemnych nie jest rywalizacja, lecz jednostronne bezpodstawne uprzedzenia, czy podejrzenia, a nawet zazdrość wobec tych, którzy z różnym skutkiem usiłują naśladować człowieczeństwo Jezusa albo mimo wszystkich pokus władcy tego świata, tylko starają się więcej być, niż mieć i posiadać.

    Ośmielam się przypomnieć Panu i innym publicystom, tak samo lub podobnie ukazującym naszą rzeczywistość, że w RP nadal jest zdecydowana większość katolików i chrześcijan, a zatem ludzi prawych i sprawiedliwych, czy choćby właściwie wychowanych, przyzwoitych i dobrej woli, którym jeszcze są obce w/w postawy, zachowania, usposobienia, uczucia, czy niskie instynkty.

    W obecnej sytuacji trudno wybaczać, kiedy złoczyńcy tego nie pragną, ani nie potrzebują, bo mają władzę i czują się bezkarni,  a słuszny gniew oszukiwanych, wykorzystywanych i  krzywdzonych jest kontrolowany i reglamentowany albo tylko wielce pożądany. Jednak aby pojednać się i razem właściwie oceniać, wybierać i decydować. Najpierw u tych, co uporczywie trwają w błędzie (grzechu) i są coraz bardziej wrogo usposobieni, do innych, trzeba przemieniać zatwardziałe serca i zmieniać ich umysły (świadomość), a nawet mentalność.

    A to zadanie wydaje się horendalnie trudne, co nie znaczy, dla światłych i zdeterminowanych z pomocą Boga Trójjedynego niemożliwe do wykonania.

    Ps. Byłbym zobowiązany i usatysfakcjonowany nie mniej, choć inaczej, niż pan Kazimierz, gdyby Pan spowodował odblokowanie mojego pierwotnego konta.

    Z poważaniem Z.R.Kamiński

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  2. jadwiga

    popieram Elika

    W obecnej sytuacji trudno wybaczać, kiedy złoczyńcy tego nie pragną, ani nie potrzebują, bo mają władzę i czują się bezkarni,  a słuszny gniew oszukiwanych, wykorzystywanych i  krzywdzonych jest kontrolowany i reglamentowany albo tylko wielce pożądany. Jednak aby pojednać się i razem właściwie oceniać, wybierać i decydować. Najpierw u tych, co uporczywie trwają w błędzie (grzechu) i są coraz bardziej wrogo usposobieni, do innych, trzeba przemieniać zatwardziałe serca i zmieniać ich umysły (świadomość), a nawet mentalność.

    Popieram jak najbardziej te słowa. Pragnę jeszcze cos dodac.

    Nasz gniew czy pogarda nie dotyczy danego CZŁOWIEKA ale tego co UCZYNIŁ złego. To jest diametralna różnica.Nie gniewamy się na XY dlatego, ze jest XY ale gniewa nas jego UCZYNEK. Jezeli XY uzna swoj uczynek za zły i juz wiecej danego zła nie uczyni wszystko jest w najwiekszym porządku.

    Ale najczęściej tak nie bywa. XY nie uznaje zła i czyni dalej zło w nieskonczonosć. Wtedy jego UCZYNKI są utożsamiane Z NIM SAMYM. Wtedy od niego płynie całe zło.

    I wtedy z tym trzeba coś zrobic.Bo ani hamowanie gniewu ( doprowadzi jedynie do naszej nerwicy i nic poza tym) ani przebaczenie czy tym bardziej pojednanie niczego nie zmieni. Moze tylko i wyłącznie powodowac dalszy hamowany gniew i skończyć się psychozą.

    Kilka cytatów

    "Świat jest niebezpiecznym miejscem nie z powodu tych, którzy czynią zło, tylko tych, którzy patrzą na to i nic nie robią"[A. Einstein]

    "Jedyną rzeczą potrzebną złu do zwycięstwa jest bierność dobrych ludzi".[ Edmund Burke ]

    Zatem nalezy calym naszym wysiłkiem walczyc ze złem. Nie potępiac człowieka ale jego czyny.AQ gdy człowiek notorycznie zło czyni? Chyba nie należy przejść nad tym do porządku dziennego.

     

     
    Odpowiedz
  3. elik

    Zgodność przekonań i miłowanie bliźnich, oraz wrogów.

    Jadziu dziękuję za Twoje uczestnictwo w dyskusji, w tym uzupełnienie mojego wpisu i wyznaję, że mam mieszane odczucia :  z jednej strony cieszę się, że  jesteś aktywna i popierasz, oraz szczerze akceptujesz to, co myślę, czuję i napisałem, a jednocześnie martwię się, że razem zniechęciliśmy autora i innych, do uczestnictwa w dyskusji.

    Tekst wiodący, jak słusznie i pierwszy zauważył Pan Kazimierz zasługuje na uważne przeczytanie, właściwe uznanie i wyróżnienie, choćby w formie wyrażania własnych opinii, a nawet innych, niż nasze odniesień.

    Nie wszyscy chcą  poznać, czy dostrzec istotną różnicę w miłowaniu bliźnich, w tym przeciwników, oponentów, od naszych wrogów. Bliźnim, także przeciwnikom, oponentom wg. mnie jeśli ich szczerze miłujemy, przede wszystkim pomagamy być coraz lepszymi, np: uwolnić się, od złych nawyków, nałogów, bezpodstawnych uprzedzeń, a nawet uwolnić się, od uporczywego trwania w błędzie i grzechu. 

    Natomiast wrogom przede wszystkim pomagamy uwolnić się, od ich wrogości – wrogiego usposobienia, w tym pogardy, złości, agresywności, zawiści, także cynizmu, wyrafinowania, podłości i nikczemności – nie tylko wobec nas, ale szczególnie tych, którzy mają cywilną odwagę ukazywać i demaskować ich zło.

    Ps. Czy zgodność przekonań tylko dwóch osób na forum "Tezeusza" może być powodem, do ostracyzmu,  lęku, obawy, czy wystarczającym pretekstem, do milczenia autora i zaniechania  dalszej dyskusji?…..

     Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code