Wyłamać się z tłumu

 
Rozważanie na Piątek V tygodnia Wielkiego Postu, B2
 

I.

Współczesny świat niezbyt sprzyja samodzielnemu myśleniu. Nie dość, że wielu z nas i tak ma z tym problem, to jeszcze ciągle narażani jesteśmy na liczne pokusy oraz nawoływania innych. Często ulegamy i bezmyślnie idziemy za przewodnikami stad, którzy poza donośnym krzykiem tak naprawdę nic więcej nie są w stanie nam zaoferować. Warto pamiętać, że Ci, którzy głośniej krzyczą i są w przewadze, nie zawsze mają rację i niekoniecznie prowadzą nas w prawidłowym kierunku.

Współczesny świat nie sprzyja także naszej pokorze oraz uczciwemu rachunkowi sumienia. Zbyt często oglądamy się na innych, dostosowujemy nasz rachunek do tego, jak postępuje większość i nawet, gdy do naszej świadomości przebija się jakiś promyk informacji, że możemy czynić źle, nie dopuszczamy do siebie tej myśli i bagatelizujemy zagrożenie – przecież wszyscy tak robią…

Oczywiście, nie zawsze tak jest, nie zawsze ta większość nie ma racji i nie zawsze narzuca nam ona nieprawidłowe standardy. Jednak łatwo zaobserwować, że nieraz zdarza się, iż wielu nie idzie za rozsądną wolą większości, a za bezrozumnym tłumem pod przewodnictwem krzykaczy, którzy zazwyczaj albo sami nie są zbyt rozsądni, albo mają do zrealizowania swój nie zawsze pozytywny cel.

II.

Świat się zmienia i krzykacze są coraz bardziej widoczni, mają coraz większą siłę przebicia. Coraz trudniej ich zbagatelizować, wyłamać się z tego tłumu, który nie bardzo wie, w jakim zmierza kierunku. Krzykacze nie są dziś jedynie pojedynczymi liderami, to także liczne, z potężną siłą oddziaływania media, które lubują się coraz bardziej w linczowaniu co niektórych osób ku uciesze gawiedzi i zachęcają do rzucania w nich kamieniami.

Tania rozrywka i emocje to pokarm, którym się żywią, dzięki któremu żyją, a wielu z nas tego pokarmu im dostarcza, nie bacząc na to, że my także, w zależności od zapotrzebowania, bardzo szybko możemy zostać przez te media pożarci i wydaleni, choćby nawet nam się początkowo wydawało, że nam pomagają.

Trochę przypomina to handel ludźmi – najpierw są stopniowo zniewalani, a następnie sprzedawani wraz ze swoją historią innym. Coraz trudniej zaufać dziennikarzowi, nigdy nie wiadomo, czy zamiast pomocy w tragicznych chwilach nie otrzymamy ze strony jego medium bolesnego ciosu i nie poleci na nas inspirowany przez nie grad kamieni. Doskonale to obrazuje przypadek tego, co się działo/dzieje wokół historii zmarłej Madzi, z czego niektóre media postanowiły wycisnąć co się tylko da. Już od pierwszych dni, gdy tylko ogłoszono informację o jej porwaniu, nad jej rodzicami zaczęły zbierać się czarne chmury, a w ich kierunku poleciał niejeden kamień. Dlaczego? Po co? Ale to już historia zasługująca raczej na osobny tekst.

III.

Zastanawiające, z jaką łatwością przychodzi człowiekowi przyłączanie się do podatnego na manipulacje wściekłego tłumu, a z jakim trudem dla odmiany buduje on wspólnotę, stara się żyć w zgodzie i przyjaźni z innymi, otacza opieką, stara się pomagać w dobrych i złych chwilach, także wtedy, gdy ktoś zbacza z prawidłowej ścieżki lub popełnia tragiczny błąd. Zastanawiające, że tak łatwo rezygnujemy z samodzielnego myślenia i jak łatwo ulegamy nie zawsze dobrym wpływom innych.

Gdy czytam słowa dzisiejszej Ewangelii (J 10, 31-42) i obserwuję to, co się dzieje wokół nas, wcale nie mam pewności, że Jezus nie zostałby dziś ukamienowany. Ludzkie emocje stale wzrastają i ciągle są podsycane przez kolejnych, coraz to potężniejszych krzykaczy. W zależności od przedstawienia, każdy czyn może być zły, skazany na potępienie, także ten, który wcale taki nie jest. Wielu celuje w umiejętnej ekwilibrystyce słownej, która prowadzi tylko do tego, by ukazać kogoś w jak najgorszym świetle.

Nawet gdy człowiek nie uważa się za lepszego od innych, może zostać mu to przypisane. Gdy czyni dobrze, nagle może się okazać, że postępuje źle. Wiele nie trzeba. Słowa, słowa, słowa… Słowa, które potrafią zabijać i nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. W świecie roi się od chętnych, by kamieniować, bez względu na nieznajomość prawdy. Zapomina się też, że emocje nigdy nie są dobrym doradcą. Wściekły tłum. A gdzie wspólnota? Gdzie dążenie do prawdy? Gdzie wiara w człowieka i skąd wiara w wiele pustych słów tłumu i przewodzącym mu krzykaczy? Dlaczego prawdziwe czyny mają dziś tak mało istotne dla wielu znaczenie?

„Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie wierzcie. Jeżeli jednak dokonuję, to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu” (J 10, 37-38).

Czy przypadkiem coraz częściej nie bluźnimy po prostu przeciwko Niemu i sobie nawzajem? Może jednak warto wyłamać się z tłumu i chociaż spróbować – nauczyć się dobierać trochę innych przewodników, wierzyć, ufać… Wierzyć i ufać nie tylko Jemu, ale także sobie. Żyć w prawdzie i trosce o siebie, o innych, o wspólnotę. Jakie są te nasze dzieła tworzone pod wpływem tłumu? Czy On jest w nas?

Jezus-tlum.jpg

Rekolekcje Wielkopostne 2012

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code