Wyjść z pudełka

Kiedy miewałem problemy, które trudno było rozwiązać, wtedy jeden z moich znajomych powtarzał mi uparcie: najpierw musisz wyjść z pudełka. Wyjdź i zobacz, że po pierwsze: świat nie kończy się na twoim problemie i wykracza daleko poza twój mały światek, a po drugie: spójrz na swój problem z boku, wtedy łatwiej będzie ci go rozwiązać.

Ostatnio odnoszę nieodparte wrażenie, że ta rada byłaby bezcenna dla Kościoła. W obu jego postaciach – i dla Kościoła hierarchicznego i dla Kościoła powszechnego. Mamy w Kościele brzydką manierę zamykania się we własnym kręgu i debatowania nad swoją trudną sytuacją. A to chcą nam rzekomo wyrzucić religię ze szkół, środowiska lesbijskie i gejowskie chcą nam zdemoralizować dzieci, liberalizm ogłupia nasze katolickie społeczeństwo, że nie wspomnę o ciągłych ateistycznych i masońskich atakach na nasz Kościół. Przeżywamy syndrom oblężonej twierdzy, a im bardziej nas oblegają, tym bardziej zamykamy się w sobie. Tworzy się swego rodzaju wspólnotowy egoizm – nasze wydumane problemy są najważniejsze na świecie. Bo czy może być coś ważniejszego niż dobro Kościoła?

Ano może i jest – zbawienie człowieka. Każdego człowieka bez wyjątku. Także tego, którego my wyrzucamy poza obręb "naszego" Kościoła. Człowieka, który poszukuje, wątpi, upada, błądzi. Tak samo jak każdy z nas. Chrystus przyszedł zbawić wszystkich ludzi, cały świat. Słuchaliśmy tego we wczorajszym czytaniu z Ewangelii (J 3,14-21). Nie jesteśmy wcale lepsi od tych, co jeszcze nie uwierzyli. Tak samo, jak niewierzący, zasłużyliśmy na śmierć. Łaską Boga bowiem jesteśmy zbawieni (por. Ef 2,5), a nie przez swoje zasługi. Winniśmy wszystkim ludziom jednaki szacunek, albowiem oni bez względu na swoje tymczasowe położenie, zostali obdarzeni przez naszego Pana miłością, która zaprowadziła Go na krzyż. Ta Miłość, która jest źródłem godności każdego człowieka. Cóż może usprawiedliwić nasze zadufane osądzenie wiary innych? Kto nas upoważnił do decydowania czyja/jaka wiara jest wystarczająca, aby uznać kogoś za członka Kościoła?

Otóż drodzy państwo, to zostało roztrzygnięte już dawno temu i nie mamy na to rozstrzygnięcie żadnego wpływu. Bóg w Chrystusie pojednał tych "co są blisko" i "tych co są daleko" i przez Jezusa jedni i drudzy mają jednakowy dostęp do Ojca (por. Ef 2, 11-22) i wszyscy razem jesteśmy "współobywatelami świętych i domownikami Boga, zbudowani na fundamencie apostołów i proroków", jesteśmy jednym Kościołem.

Chciejmy w końcu wyjść z naszego pudełka i zobaczyć, że świat jest o wiele większy niż nam się wydaje, że nasze problemy nie są jego osią. Kościół to coś więcej niż poszczególne wyznania, to zgromadzenie wszystkich ludzi dobrej woli. Niech natchnieniem dla nas będzie myśl ks. Tomasa Halika z jego książki "Cierpliwość wobec Boga":

Trzeba jednak od razu zaznaczyć, że także "nasza prawda", prawda wiary, jest tu, na ziemi, w pewnym sensie "niedopowiedziana", ponieważ w swej najgłębszej istocie pozostaje otwarta na Tajemnicę, która w całej pełni objawi się dopiero na końcu wieków. Dlatego musimy przezwyciężyć pokusę zadufanego triumfalizmu, ponieważ mamy sobie, zarówno z "niewierzącymi", jak i z wierzącymi, wiele do powiedzenia, i my także powinniśmy słuchać i uczyć się. (…)
Również ateizm może być pomocny w "przygotowaniu dróg Pańskich", może nam pomóc oczyścić naszą wiarę z "religijnych iluzji". Nie można mu jednak pozostawiać ostatniego słowa, jak czynią to ludzie niecierpliwi. Także w chwilach wielkiego zmęczenia powinniśmy być przygotowani na poselstwo podobne do tego, które prorokowi Eliaszowi przyniósł anioł podczas jego wędrówki na górę Horeb: Wstań, masz jeszcze długą drogę przed sobą! (por. 1 Krl 19,7).

 

Komentarze

  1. elik

    Czy wszyscy jesteśmy jednym Kościołem?…..

    Panie Tomaszu owszem przez Jezusa Chrystusa jedni i drudzy mają jednakowy dostęp do Ojca, lecz to absolutnie nie rozstrzyga, ani definitywnie nie przesądza jeszcze o tym, że wszyscy jesteśmy jednym Kościołem.

    Ponieważ mamy rozum i wolną wolę to bywa i tak, że jesteśmy małej wiary i świadomie oddalamy się, od Pana Boga. Wówczas łatwo ulegamy różnym pokusom złego ducha, oraz nie zawsze staramy się korzystać z pomocy (natchnienia) Ducha Świętego, a tym bardziej dobrowolnie i sumiennie wypełniać Jego wolę.

    Ponadto zbyt często podporządkujemy się ludziom złej woli, czy rozpowszechnianym ideologiom, falszywym nurtom, złudnym tendencjom i usiłujemy więcej mieć, niż być tj. nie dążymy, do świętości i zbawienia duszy, ani życia wiecznego, bo nie staramy się urzeczywistniać człowieczeństwo Jezusa Chrystusa  albo nie chcemy świadomie i dobrowolnie poznawać biografie prawdziwych autorytetów Kościoła – osób wielkich, błogosławionych i świętych, aby zachwycać się ich dokonaniami i uznać, oraz naśladować ich człowieczeństwo.

    W ten sposób sprzeciwiamy się woli Boga Trójjedynego zamiast porozumiewać się, dialogować, jednoczyć i razem stanowić jeden Kościół powszechny i apostolski na świecie.

    Szczęść Boże!

     

     
    Odpowiedz
  2. tomasz.zmuda

    @ Elik

    Ależ właśnie to jest sedno Dobrej Nowiny, że wszyscy, którzy tylko tego zapragną i uznają że Jezus jest ich Panem mogą być i są członkami Kościoła powszechnego. Przez swoją ofiarę Jezus przyciągnał nas wszytkich do siebie i "ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani potęgi, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym" (Rz 8, 38-39)

    Ale owszem zdarza się nam wszystkim upadać i grzeszyć, przede wszystkim grzeszyć przeciwko miłości wzajemnej. Myślę jednak, że nie są temu winne "rozpowszechnione ideologie, fałszywe nurty i złudne tendencje", lecz nasz przeklęty egoizm, zbyt wybujała miłość własna, na którą niestety choruje także nasz Kościół.

     
    Odpowiedz

Skomentuj tomasz.zmuda Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code