Wychowanie – tresura, formacja, inspiracja…?

Wstęp do bloku tematycznego na stronie startowej

 

Niesamodzielni, niezdolni do abstrakcyjnego myślenia, nierozumiejący bardziej złożonych tekstów i zadań, a w dodatku przemęczeni, mający kłopoty z koncentracją uwagi i z nawiązywaniem interpersonalnych kontaktów, cierpiący na szkolne lęki i nerwice… Przypominamy sobie o tym kolejny raz z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. Warto na przykład zapoznać się z następującymi artykułami:

Polska szkoła do poprawki 

Uczeń radzi sobie, jeśli nie musi myśleć 

Tymczasem proces wychowania trwa nieustannie. Zwłaszcza w rodzinie nie ma przerw gwarantowanych Kodeksem Pracy ani żadnym innym dokumentem. Nawet gdy rodzic jest nieobecny i zajęty swoimi poważnymi sprawami, wychowuje – niekiedy ucząc w ten sposób młodego człowieka samodzielności, a innym razem po prostu nieodpowiedzialności za bliskich lub stawiania pieniędzy i kariery ponad osobistymi więziami. Nigdy nie jest za wiele powtarzać, że rodzina to podstawowe środowisko wychowawcze. Każdy nauczyciel zna przecież z własnej praktyki tłumy sfrustrowanych rodziców, którzy obwiniają szkołę o najrozmaitsze porażki.

Ankieta_ID=200909#

A jakie jest nasze współczesne wychowanie? Jak wiele innych społecznych procesów coraz bardziej odpersonalizowane, schematyczne, zuniformizowane. Gdy życie nabiera coraz większego tempa, chciałoby się, aby każdy, a zwłaszcza niesamodzielny dzieciak działał z precyzją dobrego telefonu komórkowego: naciskasz odpowiedni przycisk i działa. Przygotowujesz do wystandaryzowanych testów, to nie dziw się, że uczeń nie potrafi samodzielnie myśleć. Ograniczasz wolność, naciągasz strunę rygoru i dyscypliny, starasz się wyeliminować naturalny młodzieńczy bunt, to przygotowujesz pedagogiczną bombę, którą może zdetonować niewielka, zupełnie przypadkowa iskra.

Komu jest potrzebny twórczy, samodzielny, oryginalny uczeń czy wychowanek? Grzeczny, przystosowany, dopasowujący się do wzorów, które proponują dorośli – owszem. Ale też tyle wystarczy. Niech nie sprawia kłopotu i nie zadaje trudnych pytań, bo wtedy mogłoby się okazać, że wychowawca musi od siebie więcej wymagać. Rzadko można spotkać się z przekonaniem, że inspiracja powinna iść w dwóch kierunkach i również uczeń dla nauczyciela czy dziecko dla rodzica może stać się zachętą do wspaniałego osobistego rozwoju.

Bardzo bliskie jest mi myślenie o wychowaniu, odwołujące się do ogrodniczych metafor. Siejesz i z grubsza przewidujesz, co wyrośnie, ale tak naprawdę nic nie wiadomo, bo można czegoś zaniedbać w procesie pielęgnacji albo nie dostrzec zagrożeń. Raz trzeba długo czekać, aż coś wreszcie wykiełkuje i zacznie wzrastać leniwie mimo obfitego nawożenia i podlewania, a innym razem perspektywa przyszłego owocowania każe brutalnie przycinać zbyt wybujałe pędy. Poza tym trzeba pamiętać, że są pewne prawidłowości, ale nie ma dwóch takich samych roślin. Praca wychowawcy, podobnie jak praca ogrodnika, wymaga bardzo uważnej obserwacji, indywidualnego podejścia, cierpliwości i pokory.

Kiedyś przeczytałam krótki przepis na – ponadwyznaniowy zresztą – codzienny rachunek sumienia: „Zastanów się, które spośród twoich dzisiejszych zachowań nie spodobałyby ci się u twoich wychowanków”. Z okazji rozpoczęcia roku szkolnego bardzo polecam. Warto wypróbować, zanim zobaczy się własne błędy w krzywym zwierciadle dziecka czy ucznia.

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code