Kolejny raz dostrzegam ekscytację liczbą chłopaków rozpoczynających formację – tym razem do życia konsekrowanego. Czy słusznie?
Sekretariat Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich zebrał dane dotyczące powołań do męskich instytutów życia konsekrowanego w Polsce (statystyki na dzień 1 października 2013 r.). Z zestawienia wynika, że jesienią rozpoczęło pierwszy rok formacji 245 postulantów (w 2012 r. było ich 166). Do tego należy (chyba?) dodać 49 nowicjuszy w zakonach i zgromadzeniach, które nie mają postulatu i blisko setkę obcokrajowców (79 w postulacie i 5 w nowicjacie, tam gdzie nie ma postulatu).
Z 47-procentowego wzrostu w skali roku cieszy się franciszkanin o. Jan Maria Szewek i upatruje w tym wpływu papieża Franciszka. Radość o. Szewka jest zasadna – brązowi franciszkanie są na pierwszym miejscu liczby kandydatów rozpoczynających pierwszy rok formacji. W tym roku we franciszkańskim postulacie jest 56 mężczyzn, w zeszłym roku było 42, a rok wcześniej – 33. U franciszkanów konwentualnych (zakon o. Szewka) dwukrotny wzrost liczby postulantów – w tym roku 30 kandydatów, w ubiegłym 16, podobnie u dominikanów – analogicznie 33 i 17 chłopaków.
Cieszą też liczby obcokrajowców rozpoczynających formację w polskich zakonach i zgromadzeniach zakonnych, bo to najprawdopodobniej świadectwo pracy polskich zakonników zagranicą. Choć w skali całej Polski liczba kleryków zakonnych obcokrajowców zmniejsza się w ostatnich latach.
Ale co zrobić z tymi liczbami?
Po pierwsze – do seminariów diecezjalnych w tym roku zgłosiło się 55 kandydatów mniej niż w roku ubiegłym; może ten spadek oznacza, że część chłopaków myślących o kapłaństwie w tym roku zdecydowała się zapukać do klasztornej furty, a nie do seminaryjnych drzwi? Tu można myśleć o wspomnianym przez o. Szewka „efekcie Franciszka”. Przypominam, że ks. prof. Roman Pindel, przewodniczący Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Duchownych, też sugerował, że wzrostu liczebnego związanego z nowym Ojcem Świętym należy spodziewać się raczej w seminariach zakonnych niż diecezjalnych.
http://ekai.pl/diecezje/krakowska/x71336/ks-roman-pindel-nie-ma-boomu-w-seminariach/
Po drugie – liczby dopiero wstępujących do seminariów duchownych czy rozpoczynających formację zakonną wydaję się niemiarodajne. Ks. prof. Pindel proponuje patrzeć na liczby globalnie, czyli porównywać liczebność wszystkich roczników w seminarium łącznie. Bo co powiemy za rok czy dwa, kiedy zdarzy się tak, że do danego seminarium przyjdzie akurat połowa mniej kandydatów niż w latach ubiegłych – zapaść?
Krótka dygresja, ale na temat. Wydaje mi się, że ciągle o tych, którzy idą do seminarium, myślimy już jak o księżach czy zakonnikach. To rodzi poważne konsekwencje.
Z jednej strony budzi strach u chłopaków, którzy rozważają myśl o pójściu do seminarium: „Jak tam wejdę, to już będę musiał zostać księdzem? A jak mi się nie spodoba?” Jak wtedy wrócić do rodziny, co powiedzieć znajomym – zwłaszcza, jeśli pochodzi się z małej miejscowości? Z drugiej strony to także problem otoczenia, które musi zareagować na taką decyzję ich syna, brata, znajomego. On rozeznał, że życie kapłańskie albo zakonne nie jest dla niego, a oni są zawiedzeni, bo już wszystkim dookoła się chwalili, że będzie ksiądz w rodzinie, albo przeklinają dziewczynę, z którą taki chłopak zwiąże się chwilę później, bo go „wyciągnęła z seminarium”…
W tym kontekście rozumiem i doceniam słowa bp. Grzegorza Rysia – byłego rektora krakowskiego seminarium, który podkreśla, że sam doświadczył tego, że seminarium pomogło mu rozeznać powołanie. Hierarcha mówi, że powołanie do kapłaństwa otrzymuje się dopiero w momencie święceń kapłańskich.
http://www.mojepowolanie.pl/1526,a,bp-grzegorz-rys-o-swoim-powolaniu-wideo.htm
Dlatego: czy zamiast statystyk nowo przyjętych do postulatów, nowicjatów i seminariów nie lepiej podawać liczby nowo wyświęconych kapłanów w danej diecezji albo neoprofesów wieczystych w zakonach i zgromadzeniach zakonnych? Przecież seminarium to dopiero czas rozeznawania swojego powołania.
W końcu po trzecie – zakonne czy seminaryjne statystyki są ważne, chociażby dla samych przełożonych, którzy muszą zorganizować naukę i duchową formację dla chłopaków. W związku z liczebnością kandydatów podejmowane są przecież decyzje o zamykaniu zakonnych seminariów czy łączeniu diecezjalnych. Ale czy same liczby mogą nam powiedzieć coś o Kościele albo samych kandydatach do święceń czy ślubów? Wydaje mi się, że nie.
Niech puentą będą słowa ks. Leszka Misiarczyka z wywiadu „Diabeł to smutas” dla Marcina Jakimowicza. Kapłan w ten sposób mówi o zapowiadanej przez Jana Pawła II „nowej wiośnie Kościoła”: „Może naiwnie myśleliśmy, że nagle zwiększy się frekwencja w kościołach czy seminariach? Bóg miał inny plan. Wiosna przyszła z innej strony: od strony pogłębienia relacji z Jezusem przez tysiące ludzi w Polsce”.