Wielkie Toronto

 

 

Trudno napisać o wizycie w Toronto bo zawiera ona kilka wątków i nie jest podyktowana jakimś tematem przewodnim. Gdybym miał jednak je uporządkować – w czym akurat bardzo się lubuję to zacząłbym od tego że wizyta podyktowana była odwiedzinami Jakuba. Sama historia znajomości z Jakubem jest uga i zawiła i zasługuje na osobny wpis. Samym słowem wprowadzenia napiszę tylko, że znamy się ponad 10 lat i widywaliśmy się w tak przeróżnych okolicznościach, że akurat wizyta u niego w Toronto nie jest tutaj niczym wielce szczególnym. Jakub pewnie uzna podobnie – choć z drugiej strony zawsze z Jakubem mamy udane długie weekendy. O ich szczegółach nie powinienem się rozpisywać na Tezeuszu. Nasze weekendowe rozrywki nie znajdą raczej uznania wśród Tezeuszowego czytelnika.

 

Drugim punktem wyjściowym był sam świąteczny weekend. Tylko że jego świąteczność podyktowana była raczej datą w kalendarzu niż rzeczywistym świątecznym klimatem. Co prawda mieliśmy ze sobą pisanki zrobione tydzień wcześniej przy wódeczce z przyjaciółmi. I na tym świąteczne akcenty się skończyły. Jako osoba wychowana w Polsce czułem się z tym nawet dosyć dziwnie, ale nie znaczy że źle. Zdążyłem się przyzwyczaić do laickich Świąt Wielkanocnych. Od czterech lat nie spędzałem ich tradycyjnie. Wiele osób pewnie uzna, że dużo tracę. Kulturę, więzi, tradycje. W pewnym sensie pewnie mógłbym się nawet z tym zgodzić. Z drugiej strony mam wiele powodów, które powodowały, że święta były dla mnie dużym obciążeniem. Nie rozumiem postawy Kościoła Katolickiego w wielu kwestiach i uczestnictwo w jego świątecznych wydarzeniach stała się dla mnie obłudna. Wręcz nieuczciwa w stosunku do jego współwyznawców. Chyba to nie jest tak że dałem sobie po prostu z tym spokój. Raczej zdecydowałem się już od jakiegoś czasu przestać udawać że te wydarzenia są dla mnie ważne. Że napełniają mnie jakimś specjalnym uczuciem. Życie tutaj to bardzo ułatwia. Chociaż zdarzyła się ciekawa historia podczas wizyty na dzielnicy polskiej w Toronto, gdy piliśmy z Jakubem i Sergio polskie piwko w jednym z ogródków. Kręcił się tam starszy Pan, który zauważył, że czytamy migracyjną gazetkę i rozmawiamy po Polsku. W sumie delikatnie zganił nas za to ze pijemy piwko zamiast iść na mszę, która rozpoczynała się właśnie w Kościele na rogu, skoro jesteśmy z Polski. Milutko i bez obrazy uśmiechnęliśmy się i staraliśmy się dać mu znać, że temat nas w sumie nie interesuje. Pan zaczął nas wypytywać o nasze wyznanie i nawet zasugerował, że chyba nie jesteśmy muzułmanami – chociaż co ciekawe dodał za chwilę, że w końcu to też religia. Jego narzucanie się zaczęło mnie frustrować i znowu poczułem tą trudność sytuacji, kiedy oczekuje się ode mnie jedynego dobrego wyboru. Tylko, że moja rzeczywistość jest taka różna – siedzę sobie w knajpie – ja dorosły facet – z przyszłym mężem oraz przyjacielem gejem i naprawdę nie wiem jak wyjść z sytuacji, bo nie chcę męcić spokojnego życia polskiego staruszka z pięknym góralskim akcentem. Udało się przez przypadek – w końcu Sergio jest wychowany w kulturze prawosławnej i to on wpadł na pomysł, aby to zaznaczyć. Powiedzieliśmy, że na mszę pójdziemy, ale za dwa tygodnie. 

 

Trzecia kwestia to przyjrzenie się społeczności w Toronto. Co prawda bylem tam już ponad rok temu, ale było to wciąż pod wpływem szoku kulturowego. Teraz jestem bogatszy w mini doświadczenie życia w Quebecu, a moim miastem jest Montreal. Toronto to taka jakby Warszawa w Polsce. Strasznie zabiegane i zatłoczone miasto, którego jak się nie zna to się zazwyczaj nie lubi. Kanadyjczycy w Montrealu wydają się bardzo nastawieni na własny interes i indywidualizm, ale mam wrażenie, że w porównaniu z Toronto, są nawet empatyczni. Toronto ma tramwaje i to jest piękne. Metro za to jest dziwaczne. Dopiero zaczęła się wymiana trzeszczących i zgrzytających wagonów. Obsługa metra jest wiecznie nadąsana. System biletów jest nie do pojęcia. My jeździliśmy na bilet zdrapka, który trzeba okazać kierowcy przy wejściu do tramwaju. Oczywiście wszystko jest kwestią przyzwyczajenia. Pierwszy raz jak zobaczyłem metro w Montrealu pomyślałem, że jestem w Matrixie. Trzy miesiące zajęło mi zrozumienie wypowiadanych stacji metra przez lektorkę. W Toronto lektorka jest wyraźna i czytelna, ale ze względu, że samo miasto ma taki chłodny charakter, a i lektorka jest tak po kanadyjsku jednopoziomowa, dla mnie osobiście zapowiedzi następnych stacji brzmiały – następna stacja mam cie w d…., stacja mam cie w d…. 

 

Dosyć ciekawa była wizyta w muzeum. Pierwszy raz oglądałem szkielety dinozaurów. Zrobiłem sobie przegląd pokoi z wszystkich epok europejskich w amerykańskim wydaniu. Każdy z pokoi był schowany za szybą. W Europie po prostu się po nich spaceruje. Wystawy ze sztuka starożytna zorganizowane były z pomysłem, był ogromny dział edukacyjny o zwierzętach, głównie dla dzieci oraz sztuka i architektura kanadyjska. Kanada to młodziutki kraj który dopiero buduje swoja historię. Sprzęty, meble i elementy architektury wystawione w muzeum nie wzbudzą w europejskim turyście szczególnego zachwytu. 

 

Dobrze wracało się do domu. Pociąg przypominał expres z Krakowa do Warszawy, tylko kawa porównywalnie była tańsza. Troszkę sentymantalna była ta podróż. Pan serwisujący wagon wybrał Sergia do obsługi tylnego wyjścia bezpieczeństwa na wypadek kolizji i przeprowadził z nim mini szkolenie. Mi udało się dostrzec w kanadyjskim polu dwa dzikie indyki. Były ogromne – wyglądały jak czarne strusie na krótkich nogach. 

 

Komentarz

  1. elik

    Wiara, pewność i radość zbawienia.

    Wielce wymowne są na wstępie zamieszczone Pana osobiste przeświadczenia i wynurzenia nie całkiem dot. Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa i Świąt Wielkanocnych.

    Proszę jednak nie dawać się oszukiwać, zwodzić, ani okradać z wiary, pewności i radości zbawienia, jakie możemy odkrywać i mieć w Zmartwychwstałym Jezusie Chrystusie. A tym bardziej nie współuczestniczyć w przeinaczaniu, czy deprecjonowaniu roli i znaczenia doniosłego faktu historycznego tj. Zmartwychwstania Jezusa Chrytusa.

    A sens, wartość i szczęśliwość, radość bytowania, czy współ- życia proponuję coraz bardziej poznawać i doświadczać nie byle z kim i gdzie, lecz przede wszystkim z Panem Bogiem i w rodzinie, Ojczyźnie, oraz wspólnocie Jego Kościoła.

    Pana lub podobny tekst to klasyczny przykład, że zamęt powstaje w umyśle człowieka za sprawą ludzkiej demagogii, ideologii, frazeologii, czy pseudofilozofii, które nie oferują niczego poza wątpliwościami, hipotezami, czy zwątpieniem, rozterką, także melancholią, a nawet depresją i permanentną ułudą, czy dokuczliwą lękliwością i niepewnością.

    Zmartwychwstały Jezus Chrystus ma dla nas zawsze coś wartościowego, pewniejszego i bardziej wiarygodnego, do zaoferowania, bo własną męką, śmiercią i zmartwychwstaniem zbawił i odkupił Pana, mnie i całą ludzkość — czy o tym ona wie, czy nie wie nigdy dość mocno to podkreślać, a wybranym osobom przypominać.

    Szczęść Boże

    Ps. Pozdrawiam Pana serdecznie i życzę zdecydowanie więcej wiary w Zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa, także pewności, odwagi i radości z życia – Zbigniew

     

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code