Wieczór Biblijny w nowym domowym oratorium

Nasz kolejny Wieczór Biblijny odbył się tym razem w szczególnej atmosferze. Po raz pierwszy spotkaliśmy się w domowym oratorium. Przygotowanie tego pomieszczenia, przeznaczonego specjalnie do modlitwy, stanowi zakończenie pionierskiego dla nas oraz dla Domu „Tezeusza” okresu przeprowadzek i remontów. To ważne miejsce – duży, jasny centralnie położony pokój – nadaje zarazem całemu Domowi odpowiedni charakter, zgodny z misją Fundacji i Redakcji „Tezeusza”, które mają tutaj działać.

Poniżej znajduje się fragment Ewangelii, do którego odwoływaliśmy się tym razem w naszych wypowiedziach.
 
W tym czasie przyszli niektórzy faryzeusze i rzekli Mu: Wyjdź i uchodź stąd, bo Herod chce Cię zabić. Lecz On im odpowiedział: Idźcie i powiedzcie temu lisowi: Oto wyrzucam złe duchy i dokonuję uzdrowień dziś i jutro, a trzeciego dnia będę u kresu. Jednak dziś, jutro i pojutrze muszę być w drodze, bo rzecz niemożliwa, żeby prorok zginął poza Jerozolimą. Jeruzalem, Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie są posłani. Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swoje pisklęta pod skrzydła, a nie chcieliście. Oto dom wasz [tylko] dla was pozostanie. Albowiem powiadam wam, nie ujrzycie Mnie, aż <nadejdzie czas, gdy> powiecie: Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie. (Łk 13, 31 – 35)
 
Małgorzata: Faryzeusze grożą Jezusowi, a On, znając swoją wartość, swoją wizję, swoje posłannictwo i wiedząc, czym Mu to posłannictwo grozi, nie przeraża się zastraszaniem. Jak to się brzydko mówi, idzie po swoje. Myślę, że taka postawa może być wzorem dla każdego, kto wyznaje pewne wartości, zarówno ewangeliczne, religijne, jak i w szerokim sensie moralne czy estetyczne. Jeżeli ktoś potrafi konsekwentnie realizować bliskie mu wartości, nie poddając się rozmaitym naciskom ze strony innych ludzi, to o takiej postawie można mówić: pójść za Jezusem.
 
Tutaj są też dwie inne postawy, które mogą być pokusami dla ludzi, a Jezus je na pewno dobrze diagnozował. Najpierw powiem o postawie Heroda, którego Jezus nazwał lisem. Chodzi tu o to, że Herod nie występował otwarcie przeciwko Jezusowi, a uciekał się jedynie do szantażu, manipulacji, gróźb poprzez inne osoby. Wszystko to miało na celu raczej usunięcie Jezusa z własnego podwórka, niż faktycznie zabicie, jak zapowiadali faryzeusze. Chodziło o usunięcie w imię konkurencji, w imię wartości, które nie odpowiadały Herodowi, w imię tego, że Jezus czynił dobre rzeczy, a Herod nie chciał się z tym pogodzić. Faryzeusze natomiast przychodzą zakomunikować Jezusowi wolę Heroda, służą jako narzędzia Herodowi – może trochę bezwiednie, z przyzwyczajenia, z chęci robienia kariery na dworze lub wokół dworu Heroda.
 
Jak postawa Jezusa jest postawą trudną, piękną i godną naśladowania, tak te dwie postawy grożą każdemu człowiekowi jako grzech. Każdy ma przecież takie chwile, że chciałby pozbyć się kogoś ze swojego otoczenia, nie doceniając tego człowieka, jak Herod nie docenił Jezusa. To może się dokonywać subtelnie, gdy nie potrafimy się kimś ucieszyć, gdy lekceważymy czyjeś starania o codzienne sprawy, gdy dostrzegamy rzecz, a nie człowieka w drugim człowieku. Ale może się też dokonywać na bardziej drastycznym poziomie, gdy jak Herod straszy się kogoś śmiercią lub innymi potwornościami. Druga postawa, której należy unikać, to postawa faryzejska, gdy człowiek bezwiednie staje się częścią jakiejś maszyny zła, jakiejś manipulacji, gdy szkodzi innym, podporządkowując się pozorom wartości.
 
Druga część tekstu to biadanie Jezusa nad Jerozolimą, która zabija swoich proroków i chcących jej dobra. Jest tu też mowa o podejmowanej przez Boga próbie zgromadzenia i zjednoczenia wszystkich ludzi wokół siebie: „Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swoje pisklęta pod skrzydła, a nie chcieliście”. Te słowa przypomniały mi, że 31 października jest obchodzone Święto Reformacji – bardzo ekumeniczne święto głównie luteran, ale także ewangelików reformowanych, metodystów i niektórych neoprotestantów. Myślę więc, że przy tej okazji warto się pomodlić o jedność chrześcijan, która bywa często naruszana przez swary wynikające z historycznych zaszłości czy nieistotnych różnic obrzędowych, organizacyjnych itp. Jezus chciałby na pewno, aby któregoś dnia wszyscy zgromadzeni wokół niego mogli powiedzieć jednym głosem: „Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie”.
 
Andrzej: Dzisiejsza Ewangelia budzi we mnie silne sprzeczne uczucia. Jestem bardzo wrażliwy na wymiar osaczania Jezusa przez zabójców, przez tych, którzy Go nienawidzą, chcą Go sprowokować. Można powiedzieć, że zwłaszcza końcówki Ewangelii Łukasza i Jana pokazują narastającą grozę nagonki na Jezusa, szantażowania Go.
 
Druga rzecz to współczucie dla Jezusa jako Boga i człowieka. Przyszedł i czym bardziej objawiał swoją boskość, swoją miłość, swoje człowieczeństwo, tym bardziej był nienawidzony, a pragnienie Jego zabijania było większe, nagonka robiła się coraz okrutniejsza i ostatecznie skuteczna.
 
Trzecim uczuciem jest mój dyskomfort jako chrześcijanina, jako głosiciela Dobrej Nowiny, jako opowiadacza historii Jezusa z Nazaretu. Bardzo trudno mówić ludziom, przypominać im, że Ewangelia to historia człowieka, Boga, którego większość rodaków wyparła się, a establishment religijny i polityczny wespół z ówczesną władzą Imperium Rzymskiego po prostu Go zabił. To jest opowieść o człowieku, który mógł tak krótko publicznie działać, ponieważ szybko Jego historia stała się historią osaczania, nienawiści, zabijania. Myślę, że nawet wierzącemu człowiekowi trudno pojąć grozę Ewangelii, pojąć, że każdy gest Boga budzi z jednej strony aprobatę, oddanie, miłość, wiarę, świętość, a z drugiej strony zapoczątkowuje również reakcję zła, otwiera mordercze skłonności w ludziach. To jest jakiś fatalizm. Bóg wysyła starotestamentowych proroków, których większość zostaje zabita i dopiero po śmierci uznana za proroków. Tak jest w całej historii chrześcijaństwa i ludzkości.
 
Trudne jest dla mnie jako chrześcijanina, jako duchownego głosić taką Ewangelię, takiego Boga – i takiego człowieka. Pojawia się pokusa, żeby to uatrakcyjnić. Nieraz w postawie chrześcijańskiej może się pojawić redukowanie historii Jezusa do elementów mało kontrowersyjnych, mało groźnych, mało dramatycznych. To się ujawnia też w moim dyskomforcie. To, że Ewangelia jest historią coraz większej miłości Boga do człowieka i coraz większej nienawiści człowieka do Boga, jest dla mnie oczywiste, a zarazem trudne do zakomunikowania jako przekaz Dobrej Nowiny, Radosnej Nowiny. Nie chodzi o całą Dobrą Nowinę, ale o wiejący grozą wymiar morderczych skłonności człowieka w stosunku do Boga.
 
I drugi moment – płacz nad Jerozolimą, wyrażający się szczególnie w słowach: „Oto dom wasz tylko dla was pozostanie”. To jest ostrzeżenie wobec tych faryzeuszów i tych Żydów, którzy odrzucili Jezusa, Mesjasza. Ci wszyscy, którzy nie uwierzyli i nie otworzyli swojego domu dla Boga, pozostaną sami. To jest proroctwo samotności narodu wybranego, który w swej większości odrzuca Jezusa. Można sobie wyobrazić smutek Boga, który wcielił się w Żyda, wybrał jeden naród, nie bał się skorzystać z człowieczeństwa konkretnego narodu. Tenże Żyd mówi: „Wyście mnie nie przyjęli”. To dramat Boga, którego chce się zabić i w końcu się zabija. To dramat świętego człowieka, który przychodzi z miłością, z przebaczeniem, z miłosierdziem i jest z tego powodu nienawidzony. To także dramat człowieka pewnej narodowości, którego bracia, rodacy odrzucają.
 
Chciałbym, żebyśmy się pomodlili się w dwóch sprawach. Po pierwsze, żebyśmy gdy nam się nie podoba, nie próbowali postępować jak faryzeusze, czyli nie próbowali uspokajać sytuacji poprzez hipokryzję straszenia kogoś, kto psuje nam status quo, konsekwencjami mogącymi go spotkać ze strony złych ludzi. Owszem, po przyjacielsku można czasem ostrzegać, ale w ten sposób przyłączamy się jakby do morderców, chcemy pewne szkodliwe osoby wykorzystać i ich rękoma załatwić sobie spokój. Trzeba prosić Boga o ochronę przed taką – bardzo wyrafinowaną niekiedy – pokusą.
 
Po drugie, chciałbym się modlić o odwagę głoszenia prawdziwej historii Jezusa z Nazaretu. Jest to historia miłości, dobroci Boga, świętości i przebaczenia, zbawienia. Ale jest to też historia narastającej nagonki, polowania na tego świętego człowieka. Obyśmy mieli odwagę głoszenia Ewangelii Jezusa z tym dyskomfortem, że taki jest również człowiek, tacy również my jesteśmy, że w człowieku znajduje się taki morderczy wymiar wobec Boga i wobec bliźniego.
 
I trzecia rzecz, o której Jezus mówi: abyśmy otwierali swój dom dla innych, to znaczy, abyśmy czynili z Ewangelii, z własnego życia drogę dla każdego człowieka. Z naszego życia, z Kościoła, z chrześcijaństwa, z człowieczeństwa. Abyśmy nie zamykali się w sztywnych, zredukowanych tożsamościach, w których nie ma miejsca dla Boga.

Wieczory Biblijne w Kasince Małej

 

Komentarze

  1. Kazimierz

    To piękny temat

    Tyle czułości ze strony Boga – "..jak kokosz pisklęta…" kiedyś moi rodzice mieszkali na wsi i mama chodowała kurczaczki z kwoką i widziałem jak ona reagowała na zagrożenia, czy to ze strony kota, czy jakiegoś drapieżnego ptaka. Gdakała tak głośno i wszystkie kurczęta biegły ile sił w nogach i chowąły się pod piórami kwoki. To piękne, to pokazuje pragnienie Boga aby nas chronić, ale aby nas chronić my musimy być czujni na Jego głos, kiedy nas ostrzega, kiedy woła nas, kiedy chce nas obronić. Pod Jego skrzydłami jest bezpiecznie, ciepło, sucho (bo i przed deszczem kwoka chroni pisklęta sama moknąc), i można wyjżeć bezpiecznie spod skrzydeł. Podobne porównanie spotykamy  w

    V Mojż. 32. 11- 12 – tam Bóg przyrównuje Izraela do piskląt orła – "..jak orzeł pobudza do lotu swoje młode, unosi się nad swymi pisklętami, rozpościera swoje skrzydła, bierze na nie młode i niesie je na lotkach swoich. Tak Pan sam jeden prowadził go, nie było przy nim obcego boga…"  

    Orzeł mama w okresie dorastania piskląt rozbiera gniazdo tak, aby pisklęta były zmuszone do lotów, pewnie się nieźle denerwują, ale ona czuwa nad nimi i jest w pobliżu. Ten życiodajny dziób, który przynosił jedzonko, teraz demoluje przytulne schronienie, to oburzające. Ale tak orzeł pobudza do lotu, to swojej misji, do dorosłości, do samodzielności – czuwa nad nimi i gdy spadają bierze je na skrzydła w górę i znów lot w dół, aż młody orzeł pojmnie i pokochach sztukę latania. Tak i nas Pan ćwiczy i uczy, czasami jest to przerażające, czasami niebezpieczne ale zawsze On jest w pobliżu , aby nas ratować – Iz. 43.4  bo Jego własnością jesteśmy i jego cennymi dziećmi, umiłowanymi, niepowtarzalnymi, jeśliśmy tylko zrodzili się z Niego – Jan. 1.12-13.

    Dziękuję Małgorzato za wspomnienie o Reformacji, tak mieliśmy koncert chóry Gospel Joy z Poznania i zwiastowanie o głównych prawdach wiary w Domu Kultury w Świeciu, razem kilka społeczności zielonoświątkowych.

    Pozdrawiam serdecznie Kazik J

     
    Odpowiedz
  2. zibik

    @Kazik J

    Proszę nie wstydzić się własnego pochodzenia, przecież nie tylko Pana rodzice mieszkali (żyli) na wsi, ale również chyba Sz. Pan ze wsi (prowincji) pochodzi ?……, o czym świadczą te wielce sympatyczne i pouczające skojarzenia.

    "Orzeł mama" to chyba orlica ?……..

    Nasz Pan – Jezus Chrystus najlepszy  nauczyciel nie tylko "ćwiczy i uczy", ale przede wszystkim doświadcza, a zatem wychowuje, także kształtuje i formuje nasze charaktery i sumienia.

    Pozdrawiam Z.R. Kamiński

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code