Wiara odważnych

Rozważanie na XXIII Niedzielę Zwykłą

Czytania niedzielne

Powiedzcie małodusznym: Odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg, oto – pomsta; przychodzi Boża odpłata; (Iz 35,4)

On wiary dochowuje na wieki (Ps 146, 6)

Czy nie czynicie różnic między sobą i nie stajecie się sędziami przewrotnymi? (Jk 2, 4)

W pewnym domu wybuchła awantura. Kolejna tego dnia. Synek nie chciał wypić kompotu ze śliwek i zaczął robić sobie sam wodę z sokiem. Rodzice zmęczeni ciągłym bałaganem, jaki synek nieustannie generował swoimi nieoczekiwanymi eksperymentami kulinarnymi, zabronili mu samodzielnie nalewać sok i wodę. Padło zdanie: będziesz pić to, co ci daliśmy, a jak nie, to nic nie będziesz pić. Rodzice niestety byli zbyt zmęczeni i zaczęli się kłócić. Rozpoczął się spór: czy w takim razie jak ja zrobię potrawę, której nie lubisz, to będziesz musiał ją zjeść, bo masz jeść to, co ja robię i koniec? Padła odpowiedź: to jest inna sytuacja, dzieciak ma jeść to, co mu daję, a ja mam inne prawo w tym domu. Kolejne zdanie: tylko czy to jest równość, bo chcę żeby w naszym domu była równość i podobne traktowanie się nawzajem?

Prosty i może banalny spór, jakich codziennie mamy wiele w naszych domach, pokazał mi, jak łatwo nam się wplątać w to, przed czym przestrzega nas autor Listu Jakuba: „Czy nie czynicie różnic między sobą i nie stajecie się sędziami przewrotnymi?” Jak łatwo ulec złudzeniu, iż między ludźmi istnieją różnice, które dają im prawo do wywyższania jednych i poniżania innych. Ile razy próbowano mnie sadzać przy stole na jakimś ważniejszym miejscu tylko dlatego, że mam takie, a nie inne wykształcenie. Ile razy dziwiono się, że zamiast pracować w jakimś „ważnym miejscu”, jestem „zwykłym katechetą”. Tak jakby bycie wykształconym chrześcijaninem, aktywnym w pracy Kościoła dawało jakiekolwiek przywileje! Ale z drugiej strony, ile razy ja byłam wściekła, że ktoś mnie pominął na liście zaproszeń na jakąś tam super konferencję, mimo moich zasług dla organizacji? Albo ile razy gdzieś tam w sercu urosła mi bańka próżnej dumy, kiedy uzyskałam pochwałę, ktoś mnie docenił i w choćby w symboliczny sposób „usadził na miejscu honorowym”? Mamy w głowach podziały, rozróżnianie ludzi na lepszych i gorszych. I mamy takie samo mniemanie o sobie – jestem lepszy, bo…., albo gorszy, bo…

A Bóg wybiera uczniów, nie patrząc na ich poziom wykształcenia czy ilość pięter pokonanych w pracy nad własną cnotliwością. Przechadza się pośród nas, wypełnia Swoją obecnością nasze szaro-dzienne sprawy i „ni stąd ni zowąd” stajemy się tymi wybranymi do jakiegoś szczególnego zadania. Tylko czy jesteśmy zdolni do przekroczenia własnej małoduszności? Czy zdolni jesteśmy uwierzyć, że Bóg „wiary dochowuje na wieki” czyli, że jest wierny i zawsze obecny w naszym życiu?

„Słownik języka polskiego” pisze o małoduszności następująco: „małoduszny – niemający odwagi cywilnej, niezdolny do szlachetnych odruchów, nieumiejący wybaczać”. Synonimy tego pojęcia to m.in. bojaźliwość, tchórzliwość, małostkowość, podłość, nikczemność. Oczywiście każdy, kto teraz czyta ten tekst, od razu pomyślał, że żadnego z tych synonimów nie mógłby sobie przypisać. Bo wszyscy, którzy zaglądają na Tezeuszowi strony są przecież wielkoduszni, a więc odważni, podejmujący wielkie dzieła w imię Boga, szlachetni, miłosierni, potrafiący wybaczać. Prawda? My chrześcijanie jesteśmy lepsi od tych innych. Ach, jak nam dobrze, jesteśmy w elicie!

Wiara odważnych – tak mi przyszło do głowy, kiedy zastanawiałam się nad tytułem dla rozmyślań nad niedzielnymi tekstami biblijnymi. Odważnych, bo przecież niełatwo jest dziś zrezygnować z małoduszności. Od kołyski jesteśmy wychowywani do braku poświęceń (wychowanie bezstresowe), do niezajmowania się sprawami innych (asertywność i zimny profesjonalizm czyt. pilnujemy swoich kompetencji wciąż jest w modzie) czy do braku miłosierdzia (kultura materializmu i konsumpcji pozwala nam czasem uśpić sumienie okazyjną jałmużną). Wiara odważnych to właśnie chrześcijaństwo, które powinno zareagować na Jezusowe: „Effata! To znaczy: Otwórz się!” Otwórz się. Nie zamykaj życia na to, co Bóg chce dać, na to, co wymaga odwagi i zaufania.

Otwórz się, bo Bóg jest wierny i wspiera tych, którzy Go kochają i którzy Go szukają. Otwórz się, i nie bój się. „Oto wasz Bóg” – to jak obietnica, że jeśli tylko się odważysz i postąpisz według Jego nauki, będziesz zwycięzcą.

Może boisz się, że jak wybaczysz, to cię okrzykną frajerem? A może nie bój się, może to coś zmieni w twoim życiu? Może lękasz się postąpić szlachetnie, bo zaraz przybiegnie tłum uciśnionych i zacznie żądać więcej? Nie lękaj się, może to szansa na zmianę Twojego samotnego i zimnego życia w ogrody Obecności. A może boisz się sprzeciwić nieuczciwemu pracodawcy albo komuś, kto namawia cię do złego? Odwagi, może to Bóg wzywa cię do wstąpienia na drogę prawdy? A co będzie potem? Jeśli już się odważymy żyć naprawdę po chrześcijańsku?

„Trysną zdroje wód na pustyni i strumienie na stepie; spieczona ziemia zmieni się w pojezierze, spragniony kraj w krynice wód” mówi Izajasz. Może to metafora wielkiej przemiany serca, zapowiedź wielkiej miłości, wspaniałej przyjaźni czy małych i dużych cudów w kręgu naszej rodziny? Albo po prostu pokoju serca, o jakim marzymy od dawna?

„Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić” pisze Ewangelista o rzeczywistości, jakiej doświadczył wyleczony przez Jezusa głuchoniemy człowiek. Może to porównanie do mnie samego – nie mającego odwagi odezwać się i nie słyszącego jak Bóg do mnie codziennie chce powiedzieć coś tylko dla moich uszu przeznaczonego? Może to okazja do wyzdrowienia?

Miejmy odwagę wierzyć i poddać się Jezusowi, który chce do nas mówić: Effata! To znaczy: Otwórz się!

 

Sophie-Vouzelaud-deaf-vicemiss-france2007.jpg

Sophie Vouzelaud, niesłysząca wicemiss Francji z 2007 roku

 

11 Comments

  1. zibik

    Wiara roztropnych, odważnych i…… !

    Czytając Pani opis : " W pewnym domu wybuchła awantura. Kolejna tego dnia." itd, oraz dalej : "Prosty i może banalny spór, jakich codziennie mamy wiele w naszych domach".

    Pani Jolu !

    Proszę wybaczyć za moją skrupulatność, lecz po przeczytaniu tekstu mam wątpliwość odnośnie Pani oceny, wcześniej zaprezentowanej nam czytelnikom sytuacji. Jeśli rzeczywiście "wybuchła kolejna awantura", a potem "kłótnia" w rodzinie – to, jak można dalej napisać, że był to : "prosty i może banalny spór" ?…..

    Według mnie opisana sytuacja bardziej kwalifikuje się, do stwierdzenia, że rodzice wykazali się wyjątkowym brakiem rozsądku, oraz conajmniej apodyktyczną i małoduszną postawą wobec dziecka.

    Ponadto nic nie jest w stanie usprawiedliwić, takiej nagannej postawy rodzicielskiej, a tym bardziej zmęczenie, czy inna wymówka.

    Powszechność (nagminność) opisanego zjawiska może skłaniać, do pogłębionej refleksji, ale tematem omawianym ma być "wiara odważnych" i chyba roztropnych ? …….

    Kolejny cytat : "Jak łatwo ulec złudzeniu, iż między ludźmi istnieją różnice, które dają im prawo do wywyższania jednych i poniżania innych." Owszem łatwo jest "ulec", lecz nie "złudzeniu, iż między ludźmi istnieją różnice", prędzej swoim złym nawykom, przyzwyczajeniom lub ograniczeniom, czy współmałżonkowi lub pokusie złego ducha.

    Przecież między ludźmi istnieją istotne różnice, każdy z nas jest zupełnie inny, unikalny (unikatowy), jedyny w swoim rodzaju – szczególnie mężczyzna, od kobiety, a dorosły i stary, od dziecka.

    "Prawo" owszem mamy Boże, naturalne, stanowione, lecz nie do wywyższania się, bądź poniżania bliźnich, w tym własnych dzieci, ani do domagania się równości.

    Wracając do meritum : Kto zbliża się do siostry lub brata, także zawsze kocha i szanuje własne dzieci – spotyka Boga. Z tej zasadniczej refleksji samoistnie wyłania się wniosek : swą rzeczywistą wielkość, człowieczeństwo, a nawet świętość urzeczywistniamy i odnajdujemy dopiero w służbie (bezinteresownej usłużności) wobec bliźnich.

    Służba – miłowanie swego bliźniego, jak siebie samego (Mt22, 40) pozwala nam przezwyciężać pokusy, ograniczenia, zmęczenie, słabości i lęki w życiu codziennym, a zatem być nie tylko wiernym i odważnym, lecz również wielkodusznym, wspaniałomyślnym, pobożnym, roztropnym, prawym  etc. – katolikiem i chrześcijaninem.

    Szczęść Boże !

     
    Odpowiedz
  2. jorlanda

    Panie Z.

    … zadziwia mnie nieustannie Pana idealizm … jakby to nazwać… polegający na "wtłaczaniu" rzeczywistości w ramki biblijnych nakazów, i stosowanie przez Pana kateogorycznych kryteriów oceny róznych fragmentów prezentowanych tutaj poglądów (tutaj czyt. w labiryncie Tezeuszowych dyskusji).

    Pana słowa po raz kolejny dały mi poczucie, iż wśród chrześcijan panuje brak litości dla siebie nawzajem. Np. dla takich zmęczonych rodziców. Chrześcijan starających się dobrze wychować swoje dzieci. Ten przykład mnie zainspirował do "Effata!" – ta konfliktowa sytuacja pozwoliła dwojgu ludzi dotrzeć do biblijnej prawdy. Nie tylko lektura Biblii daje poczucie odkrycia Prawdy (wiadomo, że pomaga i warto od tego zacząć). Do tego trzeba dodać praktykę życia i wiele wiele wieeeeeeeeeeeeeele prób nauczenia się stosowania tych prawd w życiu codziennym. W domu pełnym bardzo żywiołowych, nauczonych wolności dzieci jest to trudne.

    Dopóki nie miałam kontaktu z rodzinami wielodzietnymi (i z moimi dziećmi też) często ustalałam sobie takie kategoryczne granice, do których można się posunąć, oceniałam bez litości i starałam się pouczać błądzących we mgle. Teraz wiem, że warto wstrzymać się czasem z oceną i poznać lepiej sytuacje i ludzi uczestniczących w nich.

    Zastanowię się jeszcze nad Pana słowami. Inspiruje Pan do myślenia

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  3. zibik

    Pani Jolu !

    Proszę uprzejmie uczynić to, co Pani napisała :"Teraz wiem, że warto wstrzymać się czasem z oceną i poznać lepiej sytuacje i ludzi uczestniczących w nich."- mądre, prawdziwe i święte słowa.

    Pragnę zauważyć, że staram się zwykle odnosić jedynie, do publicznie napisanych fragmentów tekstu, a ściślej do zawartej w nich myśli, bądź treści. Natomiast Pani zdecydowała się ocenić styl, bądź formę moich komentarzy, a nawet zwrócić mi uwagę, że postrzegam rzeczywistość zbyt  idealistycznie, bądź kategorycznie.

    Ma Pani rację wśród katolików i chrześcijan, także chyba wyznawców innych religii brakuje wielu rzeczy. Napewno nie tylko litości, chyba jeszcze bardziej zwykłej życzliwości, wyrozumiałości, trudno nie wspomnieć o miłości i przyjaźni bliźniego.

    Owszem dzieci należy wychowywać dobrze (właściwie), lecz wielu rodziców (opiekunów), także wychowawców, nauczycieli, katechetów – ma, z tym ważnym obowiązkiem prozaiczne trudności i problemy. Zwykle nie dlatego, że są zbyt zajęci sobą, czy zmęczeni, lecz po prostu są leniwi, wygodni, znerwicowani, także nie są należycie przygotowani, do powierzonego im zadania.

    W kwestii poznawania i zbliżania się, do Boga, który jest Prawdą. Według mnie zdecydowanie lepszym i bardziej efektywnym sposobem jest spokojna i rzeczowa rozmowa (dialog) tj. wzajemna wymiana myśli, odczuć, wrażeń i doświadczeń, niż sytuacja konfliktowa, a tym bardziej kogokolwiek monolog, czy tzw. pyskówka, bądź awantura, kłótnia rodziców. 

    Doskonałym, sprawdzonym i zalecanym sposobem jest słuchanie, czytanie, rozważanie Słowa Bożego, oraz codzienna modlitwa, także wypełnianie pierwszego i drugiego przykazania – to naprawdę nie jest idealizowanie. Nikt chyba z nas nie twierdzi, że jest to łatwe, czy proste. Napewno jest łatwiejsze w rodzinnym domu, razem z osobami kochanymi i bliskimi, niż wśród osób obcych, czy apodyktycznych, kłótliwych, bądź  wrogo usposobionych.

    Doceniam Pani osobiste zaangażowanie, doświadczenie życiowe, także szczerość wypowiedzi, a najbardziej otwartość wobec bliźnich. Cieszę się również tym, że moje słowa bywają zastanawiające i nawet Panią inspirują – oby do dobrego.  

    Szczęść Boże !

     

     

     
    Odpowiedz
  4. jadwiga

    nie przesadzajmy w tym wywyzszaniu

    W pewnym domu wybuchła awantura. Kolejna tego dnia. Synek nie chciał wypić kompotu ze śliwek i zaczął robić sobie sam wodę z sokiem.Rodzice zmęczeni ciągłym bałaganem, jaki synek nieustannie generował swoimi nieoczekiwanymi eksperymentami kulinarnymi, zabronili mu samodzielnie nalewać sok i wodę. Padło zdanie: będziesz pić to, co ci daliśmy, a jak nie, to nic nie będziesz pić.(…)

    Prosty i może banalny spór, jakich codziennie mamy wiele w naszych domach, pokazał mi, jak łatwo nam się wplątać w to, przed czym przestrzega nas autor Listu Jakuba: „Czy nie czynicie różnic między sobą i nie stajecie się sędziami przewrotnymi?” Jak łatwo ulec złudzeniu, iż między ludźmi istnieją różnice, które dają im prawo do wywyższania jednych i poniżania innych.

     

    Uwazam, ze sa to zbyt mocne słowa. Dziecko, robiąc sobie samo sok narobiło bałaganu i jak widze z tekstu nie był to pierwszy raz. Synek nic nie robił sobie ze słów rodziców, lekcewazył ich i bałaganił dalej.

    Rodzice byli zmęczeni – to oni muszą sprzatac, oni zresztą zarobili na tenże dom i zarówno na sok jak i kompot ze śliwek. Wiec gdzie tutaj ta niby równośc? Nikt w tym przypadku nikogo nie poniza i sie nie wywyzsza. Gdyby synek był duży zarabiał na swoje utrzymanie, sprzątał po sobie – to takie słowa rodziców rzeczywiscie byłyby nie na miejscu.Ale tak nie jest. Nie może byc tak, że w takim domu rzadzi dziecko i wszystkich sobie podporządkowuje i ci którzy pracuja na jego utrzymanie maja mu służyc, robić co zechce i jeszcze po nim sprzatac. W taki sposób wychowaja tylko małego tyrana, który własnie ich rodziców będzie poniżac. Owszem, matka winna zapytać wczesniej czy synek np nie lubi kompotu ze sliwek i tego kompotu nie robic, jeżeli synek to potwierdzi.Lub ewidentnie stwierdzic, mozesz sam zrobic sok, ale posprzatasz, jezeli nie – musisz jesc to co my.

     
    Odpowiedz
  5. astuz

    Równość wobec Boga a równość w rodzinie

    Dziękuję za to niedzielne rozważanie Słowa Bożego. Z tą równością w rodzinie to rzeczywiście skomplikowana sprawa. Podam swój przykład. Mam dorosłego syna, który niby kończy studia (jakoś nie bardzo idzie mu pisanie pracy), nie pracuje i jest na moim utrzymaniu. Przy jakiejś tam okazji  zaczął robić ze mnie "szyderę" twierdząc, że ja się podobnie zachowuję i bierze przykład ze mnie. Głupio mi się zrobiło, bo zdałam sobie sprawę, że nie powinnam tak robić. Ale z rozpędu powiedziałam, że jeśli chce mnie naśladować to niech idzie do pracy, jakiejkolwiek, i niech przyniesie jakiś grosz do domu a nie ogląda się tylko na matkę. I czy nasze prawa w tym domu są równe? Pozdrawiam.

     
    Odpowiedz
  6. jorlanda

    Odwaga

    Odważny chrześcijanin to wg mnie taki, kóry potrafi zrezygnować z postaw błędnych. Wymaga to odwagi, bo zakłada przyznanie się do błędu (bardzo niepopularne) i zastanowienie się, jak zadośćuczynić poszkodowanym. Przykład "z domu z awanturą" otwierał moją refleksję nad tekstami Pisma. Zaczęłam od opisania postawy, która jest nagminna, ale jednak wymaga korekty. Rodzice i dzieci to pole nieustannej walki, wychowanie to przecież walka o kształt pewnych zachowań. Tak samo jest w relacji Bóg – człowiek, tyle że Bóg jest rodzicem doskonałym… I nie wykorzystuje swojej pozycji do tego, aby wyżyć się na nieznośnym dzieciaku.

    Odwaga chrześcijańska to temat, który możemy podjąć na różne sposoby. Ale mnie zafrapowało to jedno małe zdarzenie, które postawiło przede mną wiele wiele pytań. I mimo, że znam odpowiedzi, to trudno jest wg mnie je wcielać w życie. Teoria swoją drogą, praktyka swoją. Jak to jest z rónością w rodzinie? Chyba trzeba uczyć dzieci odpowiedzialności. Ostatnio wściekłam się na swoje, bo non stop rozwalają ubrania, które powinny składać i chować do szafek. Wielokrotnie powielany obrazek dnia powszedniego: "świeżo wyprasowane rzeczy po jednym użyciu rzucone w kąt i jeszcze podeptane" może doprowadzić do szału. Zarządziłam więc twardą szkołę. Wyprane rzeczy moich dzieci rozdzieliłam na dwie "kupki" i kazałam im poukładać i samodzielnie schować do szafek. Na pytanie mojej córki: dlaczego to takie pogniecione? – odpowiedziałam, że nie będziemy im prasować rzeczy, dopóki będziemy widzieć ich ubrania rzucane w kąt i pod kanapę w nieładzie i nieposzanowaniu. Dzieci się na mnie obraziły i próbowały szantażować wrzaskami oburzenia. Ale w końcu złożyły ubrania i schowały do szafki. To było kilka dni temu. Teraz pilnują swoich rzeczy, składają je i starają się nie wkurzać (przynajmniej tym) "wrednej mamy". Przed momentem moja córka przyszła do mnie na skargę, że jej "brat porozrzucał rzeczy, które ona z trudem ułożyła na krzesełku". Proszę bardzo, zaczęło jej to nareszcie przeszkadzać 🙂

    Czytając niedzielne teksty czytań myślałam też o małoduszności. Bo wydaje mi się, że to typowa cecha współczesnego człowieka. Zwłaszcza żyjącego w wielkim mieście, gdzie łatwo o anonimowość. Łatwo też nam się zasłaniać zmęczeniem, lenistwem, albo zwykłym "bo ja tak uważam" żeby tylko nie pogłębić swojej postawy wobec drugiej osoby. Nie wiem jak czytelnicy Tezeusza, którzy (jak już napisałam) są przecież doskonali ;P, ale ja często jestem podatna na wpływy małoduszności.

    Wierność w rzeczach małych jest ćwiczeniem do wierności w chwili najwyższej próby. I chyba odwagę też trzeba ćwiczyć od podejmowania małych bitew o własne pozytywne postawy. Zacznę od tego, że pójdę poczytać dzieciakom bajki, zamiast pośpieszać ich przygotowania do snu. W końcu jest piątek i jutro wolne.

    Pozdrawiam

     

     
    Odpowiedz
  7. zibik

    Trzeba stanąć w prawdzie !

    Pani Jolu ! – wg. mnie : "kto potrafi przyznać się do błędu i zrezygnować z postaw błędnych" jest nie tyle odważny, co bardziej doświadczony, mądry i roztropny.

    "Wierność w rzeczach małych jest ćwiczeniem do wierności w chwili najwyższej próby. I chyba odwagę też trzeba ćwiczyć od podejmowania małych bitew o własne pozytywne postawy." – Oczywiście systematyczne ćwiczenia w dowolnej dziedzinie, czynią nas coraz bardziej doskonałymi.

    Przyznanie się do błędu (winy), zadośćuczynienie lub naprawienie win, czy  i zwykłe przepraszam, także świadome i dobrowolne zrezygnowanie z dostatku, wygód i przyjemności, a szczególnie złych nawyków, bądź pokus bywa trudne, a nawet bardzo trudne. Co nie znaczy, że z pomocą Boga jest niemożliwe !

    Katolik i chrześcijanin nie powinien często grzeszyć – obrażać, znieważać Pana, czy unikać trudnych wyzwań – stosować uniki. Ostatecznie trzeba stanąć w prawdzie i podjąć walkę ze złem, bo nie można stawać się, doskonalić, dążyć do wielkości i świętości, być lepszym człowiekiem nie wiedząc – kim jestem ?…….

    Natomiast wyrazem najwyższej odwagi, bądź heroizmu jest m.in. ofiarowanie własnego życia za innych, a w życiu codziennym przezwyciężanie naturalnego uczucia strachu lub lęku, które zwykle towarzyszy nam w chwilach ekstremalnych i trudnych.

    Napewno odczuwamy strach lub lęk wówczas, kiedy jesteśmy zdezorientowani, dręczeni, torturowani, zagrożeni, słabi i bezradni, a musimy podjąć trudne wyzwanie, bądź walkę z przeciwnikiem lub wrogiem.

    Wierność Bogu, oraz cnoty i uzdolnienia m.in. roztropność, męstwo, opanowanie, odwaga, waleczność i sprawność w walce zwykle zapewniają zwycięstwo.

    Szczęść Boże !

     

     
    Odpowiedz
  8. jorlanda

    Myślę, że

    … odwaga jest mało praktykowaną cnotą wśród chrześcijan. To, o czym tu rozmawiamy to taka "potoczna wersja odwagi", która przydaje się w budowaniu pewności siebie, w nauce publicznego wyrażania poglądów czy zapełniania przestrzeni wokół siebie szlachetnymi czynami. A ja myślę o odwadze stanięcie w prawdzie o sobie samym w obliczy Boga. Wydaje mi się, że wielu z nas chrześcijan dociera do jakiejś tam granicy odwagi i potem już nie chce robić dalszych kroków na tej drodze. Tak jakby przestrzeń Spotkania z Niepojętym i Nienazwanym przerażała nas bardziej niż cokolwiek. Mam na myśli odwagę egzystencjalną, głębokie nastawienie na skok w głębię, której nie można sobie wyobrazić całą swoją mocą.
    Ma Pan rację pisząc o tych wszystkich uczynkach, o wierze wiernej w szczegółach. Ale czy to samo działa w najgłębszej relacji z Bogiem? Niech Pan sobie wyobrazi, że stoi Pan nad otchłanią ciemności pełną gwiazd. I wie Pan, że trzeba tam wpaść/wejść/wskoczyć (nie wiem jakiego słowa użyć w odniesieniu do nadnaturalnej przestrzeni), żeby otworzyć się i osiągnąć nowy etap czy nową jakość spotkania z Bogiem. Oczywiscie odpowie mi Pan, że Pan skoczy/wejdzie/wstąpi.
    Ale naprawdę to przeżyć i odważyć się porzucić wszystko, co się do tej pory ustaliło na temat wiedzy o Nim. I naprawdę się z Nim spotkać…
    O takiej odwadze myślę.
    Niewyobrażalne, prawda?

    Przeglądam ostatnio dośćuważnie blogi i teksty komentarzy na "Tezeuszu". I znajduję pewną wspólnotę podejmowanych tematów. Wszyscy piszą o strachu i odwadze, jakie nam towarzyszą w drodze duchowych poszukiwań. O problemie niepoznawalności Boga połączonym z wiarą, że można Go spotkać.

    Wszyscy myślimy to samo, wyrażamy to nieco inaczej. Ale przynajmniej mamy odwagę próbować szukać wspólnej drogi. Pytanie, czy chcemy tę odwagę pogłębić do poziomu, o którym staram się nieudolnie pisać?

     
    Odpowiedz
  9. zibik

    Różne rodzaje odwagi !

    Pani Jolu !

    Moją intencją jest zabiegać o w/w odwagę, o której Pani tak pięknie napisała. 

    Serdecznie dziękuję za doprecyzowanie swoich myśli nt. odwagi i życzliwe odniesienie się do mojego komentarza, oraz dedykuję wybraną modlitwę :

    Boże Ty wiesz jak duża jest moja zdolność do okłamywania samego siebie. Ty wiesz również że umiem przesadzać i dramatyzować swoje upadki. Daj mi proszę trzeźwy umysł, realizm i uczciwość w ocenie samego siebie. Pozwól, żebym wciąż pamiętał o Twojej cierpliwej miłości wobec mnie. Ty nie zniechęcisz się ani nie załamiesz na mój widok. Daj mi odwagę stanięcia w prawdzie przed Tobą. Przez Chrystusa Pana naszego . Amen

    Ps. Proszę ewentualnie napisać inspirujący do dyskusji tekst nt. katolickiej i chrześcijańskiej wspólnej drogi.

     

     

     
    Odpowiedz
  10. jorlanda

    Napiszę…

    będę zaszczycona mogąc włożyć trochę do tego wspólnego kosza myśli o chrześcijaństwie, Tylko muszę to trochę przemyśleć. Nic pochopnie.

    Pozdrawiam Pana serdecznie

    J.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code