Westchnienia z labiryntu

Dawno, dawno temu, gdy młodsi Czytelnicy uczyli się dopiero mówić albo w ogóle nie było ich na świecie, zaczynałam pracę jako nauczycielka w liceum. Ileż miałam wspaniałych ideałów, ileż miałam wiary, że nie ma przypadków beznadziejnych i że to raczej pedagog, a nie uczeń jest winien, gdy dochodzi do porażki… Dziś myślę w gruncie rzeczy podobnie. Tyle że wtedy na pierwszej w moim życiu radzie pedagogicznej, zaciskając zęby i gapiąc się ponuro w podłogę, podniosłam rękę, aby zagłosować za usunięciem ze szkoły jednego z uczniów. Lubiłam tego trochę pogubionego, trochę skrzywdzonego przez bliskich chłopaka. Wiedziałam, że nasze liceum było dla niego szkołą ostatniej szansy i że decyzja, którą współtworzę, w najlepszym razie zmieni radykalnie jego życie.

Nie wiem dokładnie, jakie były jego dalsze losy. Ale nie mam poczucia winy. Wtedy też nie miałam. Trzeba się było z chłopakiem pożegnać, aby ratować innych uczniów przed jego demoralizującym wpływem i aby dać im możliwość uczestniczenia w lekcjach, które będą dostarczały solidnej wiedzy, a nie będą koncentrowały się głównie wokół wybryków jednej rozchwianej emocjonalnie osoby.

W takich sytuacjach nie ma wygranych ani przegranych. Nie ma też poczucia satysfakcji ani dobrze spełnionego obowiązku. Tak przynajmniej wyglądało to zawsze z mojej perspektywy osoby podejmującej tego rodzaju trudną decyzję i/lub odpowiadającą za jej wykonanie. Chociaż rozumiem, że ci, których dotyczą niepomyślne dla nich rozstrzygnięcia, mogą to odczuwać zupełnie inaczej.

*

Do wnętrza instytucji, którą współtworzę, wkradło się zło, a gdy panoszy się coraz bezczelniej, trzeba działać szybko i skutecznie, żeby zminimalizować zniszczenia. Nie mogę pozwolić sobie na luksus bezradności i hamletyzowania. Nie wolno mi nawet nadstawiać drugiego policzka, bo to zostałoby uznane za słabość i zachęciłoby do dalszych ataków już nie tylko na mnie osobiście, ale na tych, za których jestem odpowiedzialna.

Przeciwstawiając się złu, muszę do pewnego stopnia przejmować jego metody. Choć wolałabym uważać się za uosobienie łagodności i prostolinijności, teraz staram się przede wszystkim odpowiadać precyzyjnymi ciosami na zadawane ciosy, na kłamstwa, szantaże, donosy. Jeszcze jeden telefon, e-mail, rozmowa z wrogo nastawionym człowiekiem, jeszcze jedno wyjaśniające pismo urzędowe… Nad tym, czy słusznie uznano mnie za bulterierkę, będę zastanawiać się później.

Dlaczego nie udało się pójść drugą milę z ludźmi, którzy dziś stali się zagrożeniem dla mojej (i nie tylko mojej) kilkuletniej pracy? Dlaczego nie udało się w drodze dojść do zgody w myśl ewangelicznych zasad? Na takie refleksje również przyjdzie czas później. Niestety, raczej nie dla dobra tych, z którymi trzeba się rozstać. Dla tych głównie, którzy pozostają, którzy słusznie oczekują, że pracodawcy zapewnią im elementarne poczucie nie tylko finansowego bezpieczeństwa i których może uda się chronić przed złem lepiej niż dotychczas.

*

Staże pracownicze z Powiatowego Urzędu Pracy. Obecnie 844 zł stypendium stażowego miesięcznie, tzn. 120 % zasiłku dla bezrobotnych. Stażystom nie wolno podjąć żadnej pracy, która wiązałaby się z dodatkowym wynagrodzeniem. W zamian mają zapewnioną ochronę socjalną (ubezpieczenie, praca tylko w systemie jednozmianowym bez nadgodzin, sobót czy niedziel, prawo do 2 dni urlopu w miesiącu itp.) oraz perspektywę, że organizator stażu zatrudni ich na podstawie umowy o pracę.

Niskie stypendium stażowe jest mało atrakcyjne dla młodzieży, zwłaszcza gdy ma wciąż parasol ochronny ze strony rodziny. Toteż niektórzy stażyści zaczynają funkcjonować według zasady: jaka płaca, taka praca. Pracodawca, dla którego dobre wyniki pracy są często kwestią przetrwania, mógłby wprowadzić finansowe dodatki motywacyjne, ale tego zabrania prawo. Kwadratura kola. Albo inaczej: zaproszenie do tak czy inaczej realizującej się demoralizacji. A nad tym wszystkim czuwają urzędnicy, którzy najbardziej cenią sobie święty spokój i porządek w papierach – bo rzeczywistej troski o dobro stażystów czy przedsiębiorców jakoś nie udało mi się zauważyć.

Dwójkę tegorocznych byłych już stażystów Fundacji Tezeusz oraz Antykwariatu i Księgarni Tezeusza wybraliśmy starannie. Znali wcześniej warunki pracy w Tezeuszu, a obowiązki, których mieli się podjąć, nie były dla nich zaskoczeniem. Co więcej, jeszcze przed kilkoma miesiącami mieli przyjaciół wśród pracujących w Tezeuszu rówieśników. Niestety, z czasem zaczęło dochodzić do coraz ostrzejszych konfliktów na tle osobistym, ale także z powodu formułowanych przez stażystów oczekiwań lub ich niechęci do podejmowania określonych zadań. Jako organizatorzy stażu zdecydowaliśmy się naruszyć warunki umowy stażowej, licząc się ze wszystkimi przykrymi konsekwencjami takiego kroku i nie zatrudniać tych dwojga ludzi. Byli stażyści zapowiadają, że spotkamy się w Sądzie Pracy. Reszta zespołu odetchnęła z ulgą, choć niektórzy bardziej przewidujący obawiają się, że wskutek kierujących się swoistą logiką urzędniczych działań także ich miejsca pracy mogą być teraz zagrożone… 

 

16 Comments

  1. Jadzia

    trudno komentować

    i cokolwiek napisac nie znając historii opowiedzianej z drugiej strony.

    No cóz ja w życiu postępowałam calkowivie odwrotnie, zawsze biorac strone skrzywdzonego cz łowieka. Czy mi to wychodzilo na dobre? Zapewne nie, niemniej mam czyste sumienie, że nie krzywdziłam. Zapewne w Twojej historii zagłosowałabym przeciwko wywaleniu tego ucznia ze szkoly i zapewne wtedy wywalono by mnie:)

    Wielokrotnie w pracy stałam po stronie czlowieka którego zwalniano. Fakt, że nie natrafilam nigdy na kogos kogo by karnie chciano zwolnic i kto by wyjątkowo szkodzil, jakoś na tego typu sytuacje nie natrafiaam. Nigdy nie ratowalam grupy tylko czlowieka. Mimo, że z pozycji ( glowna księgowa) wynikaloby coś przeciwnego.

    Zastanawiam się dlaczego tak sie różnimy i co wplywa po któtej sie stoi stronie. Oczywiscie nie wiem jacy to ludzie byli o ktorych piszesz, ale nie ma czerni i bieli w życiu, sa tylko rózne odcienie szarości. Nie ma jednoznacznego zla i dobra.

     Niestety, z czasem zaczęło dochodzić do coraz ostrzejszych konfliktów na tle osobistym, ale także z powodu formułowanych przez stażystów oczekiwań lub ich niechęci do podejmowania określonych zadań. Jako organizatorzy stażu zdecydowaliśmy się naruszyć warunki umowy stażowej, licząc się ze wszystkimi przykrymi konsekwencjami takiego kroku i nie zatrudniać tych dwojga ludzi.

    No i cóz i oni naruszali przepisy, i Wy jak widać rownież.

    A tak na marginesie z moich doświadczen sądy pracy naogol stoja po stronie pracownika. Ja wygralam kiedyś w sądzie pracy z pracodawcą, który mnie bezpodstawnie zwolnił. Do niego nie wrociłam, wybralam odszkodowanie.

     
    Odpowiedz
  2. Malgorzata

    Jadwigo! Dziękuję, że

    Jadwigo! 

    Dziękuję, że zadalaś ważne pytanie o to, co ma wpływ, po której się stoi stronie.

    Nie chcę zbytnio uogólniać, więc odwołam się do mojego doświadczenia. Również zdarzało mi się w różnych okresach życia, w rozmaitych sytuacjach i w rozmaitej formie stawać po stronie słabszych, krzywdzonych, zaszczuwanych itp. Co dziwniejsze, nigdy nie wyszło mi to na złe. Nigdy zresztą nie myślałam wowczas za bardzo o osobistych konsekwencjach swoich decyzji i nigdy nie czułaam się po fakcie męczennicą czy ofiarą. 

    Jeżeli chodzi o ucznia, o którym piszę, to mogłam swobodnie głosować inaczej i nikt nie miałby do mnie o to pretensji. Tyle że tamta sytuacja nie wymagała odwagi, lecz rozsądku.

    No więc dlaczego nie staję w tym wypadku po stronie skrzywdzonych? Ano, staję – bo skrzywdzeni to w tym wypadku koleżanki i koledzy opisywanych przeze mnie stażystów, to Andrzej Miszk jako szef Tezeusza, to wreszcie ja osobiście, choć to ostatnie najłatwiej by mi było darować. 

    I drugi ważny czynnik: jestem odpowiedzialna za Tezeusza i za spory już zespół pracujących w nim ludzi, więc muszę myśleć kategoriami całości, czy mi się to podoba, czy nie. Zdaję sobie sprawę, że stażyści, o których piszę, mieli swoje plany, ambicje, potrzeby itp. i że te oczekiwania nie zostały zaspokojone. Mieli też swoje prawa, które chcą egzekwować, ale nie bardzo chcieli pamiętać o obowiązkach. Prywatnie zresztą życzę tym ludziom wszystkiego najlepszego, a zwłaszcza by umieli odnaleźć się na trudnym rynku pracy – ale u innego pracodawcy.

    Podsumowując: inaczej patrzy się z punktu widzenia przełożonego czy innej osoby odpowiedzialnej za grupę ludzi, inaczej z punktu widzenia szeregowego członka grupy, który nie ma realnego wpływu na kluczowe decyzje, inaczej wreszcie z punktu widzenia osoby patrzącej na sprawę z zewnątrz.

    Co do sądów pracy, to podzielam Twoją opinię – też dwukrotnie wygrałam, wprawdzie nie z pracodawcą, a z ZUS-em. Te sądy funkcjonują wedlug schematu, że pracodawca jest zły i gnębi pracowników, a pracownicy są zawsze w gorszej sytuacji. A przecież pracodawca to także ten, który niekiedy z ogromnym wysiłkiem i ryzykiem tworzy miejsca pracy… I w wielu wypadkach dba o dobro swoich pracowników, choć nie zaspokaja ich wszystkich oczekiwań.

     

     

     
    Odpowiedz
  3. Halina

    Dawniej, a dzisiaj..

    Dawno, dawno temu,

    Dawno, dawno temu tak bywalo, teraz uczen jest w nieco innej sytuacji.Kiedys w sklad Ciala Pedagogicznego wchodzily czesto osoby przypadkowe bez specjalizacji w dziedzinie pedagogiki i zadnej wiedzy z zakresu psychologii rozwojowej dzieci i mlodziezy. Dlatego kazdy uczen obarczony dysleksja , dysgrafia uchodzil za nieuka, autyzmem- za nienormalnego, a ten ktory w sposob burzliwy przechodzil okres dojrzewania i rozchwiane emocje stanowia tutaj norme., podejrzewany byl o zle intencje.Po co bylo sobie delikwentem zawracac glowe, szczegolnie, ze taki mlodzieniec jest dosc inteligentny i widzi nieporadnosc ze strony nauczyciela, ktory chcialby miec tylko swiety spokoj, by wtlaczac w mlody umysl czesto zupelnie dla niego malo interesujace i niepotrzebne informacje.

    Na takiej podstawie, nalezaloby dzisiaj skreslic z listy uczniow znaczna czesc mlodziezy. Ale nie jest to na szczescie czesto praktykowane.Co prawda szkola nie nalezy do miejsc w ktorym  resocjalizuje sie mlodziez, ale to przed pedagogami, szkolnym psychologiem, cala kadra pedagogiczna stoja na co dzien duze wyzwania, by sprostac wymaganiom wspolczesnej mlodziezy.

    Warto wiedziec

    Dyrektor szkoły nie może usunąć ze szkoły ucznia, jeże-
    li ten nie będzie miał możliwości uczęszczania do innej
    szkoły. Np. jeśli w danej miejscowości jest tylko jedno li-
    ceum, kolejne jest położone 20 km dalej, ale sytuacja
    materialna rodziny ucznia jest na tyle trudna, że nie by-

    łoby stać go na dojazdy, dyrektor nie może go wyrzucić.

    Uczeń objęty obowiązkiem szkolnym, a zatem
    nie mający ukończonych 18 lat, na wniosek
    dyrektora szkoły może być przeniesiony
    przez kuratora oświaty do innej szkoły

    Skreślenie ma znamiona postępowania administracyj-
    nego, czyli dyrektor jest zobowiązany do zgromadzenia
    wszelkich niezbędnych dokumentów, np. uchwały rady
    pedagogicznej i opinii samorządu, dowodów, zeznań,
    oświadczeń oraz wydania decyzji na piśmie. Na decyzji
    o skreśleniu musi być umieszczona informacja o możli-
    wości odwołania się od niej.do rzecznika praw ucznia lub/i kuratorium
    Decyzja o skreśleniu z listy uczniów, do wydania której
    stosuje się reguły postępowania określone w kodeksie
    postępowania administracyjnego, może być podjęta je-
    żeli zostało przeprowadzone postępowanie administra-
    cyjne, w którym zebrano dowody, dokładnie wyjaśniono
    stan faktyczny, a wydane rozstrzygnięcie uwzględnia in-
    teres społeczny i słuszny interes obywatela oraz zawie-
    ra stosowne uzasadnienie.
    O czym jest mowa w ust. 2 o systemie oswiaty.
     
    Szczegolowe zasady usuwania uczniow musza byc precyzyjnie sformulowane w statucie. Tymczasem wiele statutow reguluje te kwestie bardzo ogolnie. W niektorych mozna przeczytac: Uczen moze byc skreslony z listy uczniow za razace naruszenie regulaminu uczniowskiego" Taki przepis nie moze byc podstawa do dokonania skreslenia, poniewaz jest zbyt ogolny, zaklada nadmierna dowolnosc w uznawaniu , kiedy naruszenie jest razace, a kiedy jeszcze nie.
     
     
     
     
    Odpowiedz
  4. aaharonart

    Małgorzato

     Małgorzato. Myślę że kluczem jest to zdanie które cytuję z Twojego bloga:

    Dwójkę tegorocznych byłych już stażystów Fundacji Tezeusz oraz Antykwariatu i Księgarni Tezeusza wybraliśmy starannie. Znali wcześniej warunki pracy w Tezeuszu, a obowiązki, których mieli się podjąć, nie były dla nich zaskoczeniem. Co więcej, jeszcze przed kilkoma miesiącami mieli przyjaciół wśród pracujących w Tezeuszu rówieśników.


    Mieli przyjaciół wśród pracujących rówieśników ale czy stali się przyjaciółmi pracodawców ?  

     

    Czy przyjmujac kogoś do pracy można przewidzieć czy ten ktoś będzie w stanie się z nami zaprzyjaźnić ? Czy podczas pracy w Tezeuszu pracodawca stara się zaprzyjaźnić z tymi którzy u niego pracują a jesli tak to w jaki sposób to czyni ?

    Znalazłem też w Twoim blogu pytanie :

    Dlaczego nie udało się pójść drugą milę z ludźmi, którzy dziś stali się zagrożeniem dla mojej (i nie tylko mojej) kilkuletniej pracy?

    Myślę że odpowiedzi należy szukać właśnie w umiejętności budowania przyjaźni między pracodawcą a pracującymi stażystami.

    Może tam ,  gdzie zawiązuje się prawdziwa przyjaźń , tam łatwiej jest ofiarować coś komuś ponad to,  co zostało zawarte w umowie . Oczywiście są zawsze jakieś granice przyjaźni między pracodawcą a pracującym. Jednak tam gdzie ta przyjaźń jest maleńka albo jej zupełnie brak, albo gdy jest pozorna, tam pozostaje nam jedynie opierać się na zasadach i obowiązkach między pracodawcą a pracującym. Myślę że wiele uwagi przykłada sie dziś do papierowej umowy a mało do tej która powinna być spisywana na tablicy ludzkich serc które się dopiero poznają …

    Tak myślę …

     

    Wiem że jest Ci ciężko . To widać . Myślę że dźwigasz więcej niż ktokolwiek w tym dziele Tezeusza , a pragnienie bycia blisko tych,  których na przyjaźń prawdziwą  nie stać w Tezeuszu , wzrasta w Tobie z każdą zapisaną literą …


    PS. Napisałem dużą czcionką z troski o wzrok . 

    I to jest forma przyjaźni . Uwzględnić czyjąś kondycje …

     
    Odpowiedz
  5. Malgorzata

    @Aharon

     Aharonie!

    Ani pracodawca nie zatrudnia pracowników, aby budować z nimi przyjacielskie relacje, ani pracownik nie przychodzi do zakładu pracy, aby szukać przyjaźni z pracodawcą. Jeżeli tak jest i jeżeli któraś ze stron relacji pracownik-pracodawca zaczyna to uważać za ważny cel tej relacji, to albo mamy do czynienia z jakimś deficytem emocjonalnym (np. niedojrzałością), albo z zamaskowaną probą instrumentalizacji. 

    Pracodawca oczekuje od pracownika przede wszystkim rzetelnego wywiązywania się z obowiązków, a pracownik – rzetelnej zapłaty. Najważniejsze, aby na tym polu obydwie strony grały fair. Jeżeli zasady gry zostaną naruszone, powstaje konflikt. I to wszystko. Przykro mi, że jest to mało sentymentalne. Na pocieszenie dodam, że gra fair nie wyklucza wzajemnej życzliwości, dobrych manier itp. Można nawet powiedzieć, że te czynniki sprzyjają kształtowaniu się i utrwalaniu dobrych relacji w miejscu pracy. 

    PS. Zauważyłeś zapewne, Aharonie, że sama stosuję najbardziej typową czcionkę, jaką administrator portalu przewidział dla komentarzy. Nie ma więc potrzeby urządzania demonstracji. Chyba że chcesz podkreślić, jak bardzo  – by nie powiedzieć: krańcowo – różni się nasze rozumienie przyjaźni… 

     
    Odpowiedz
  6. Jadzia

    przyjaźń i praca

    Nie za bardzo rozumiem o co chodzi z ta przyjaźnią w pracy. Autorka ma rację, ze pracodawca wcale nie musi przyjaźnić się z pracownikiem , takie relacje nawet byłyby niezdrowe, bo jednych pracowników traktowałby lepiej innych nieco gorzej i to psułoby atmosfere. Nie wyobrazam sobie, tak jak robi to Aharonek –  pracodawcy zaprzyjaxnionego z 200 pracownikami na identycznych zasadach. 

    Natomiast intryguje mnie inne zdanie 

    Dwójkę tegorocznych byłych już stażystów Fundacji Tezeusz oraz Antykwariatu i Księgarni Tezeusza wybraliśmy starannie. Znali wcześniej warunki pracy w Tezeuszu, a obowiązki, których mieli się podjąć, nie były dla nich zaskoczeniem. Co więcej, jeszcze przed kilkoma miesiącami mieli przyjaciół wśród pracujących w Tezeuszu rówieśników. Niestety, z czasem zaczęło dochodzić do coraz ostrzejszych konfliktów na tle osobistym, ale także z powodu formułowanych przez stażystów oczekiwań lub ich niechęci do podejmowania określonych zadań.

     No właśnie. Byli stażystami i znali PRACOWNIKÓW RÓWIESNIKÓW. I popadali w konflikty. Nie wiadomo zas kto stał za tymi konfliktami stazysci czy pracownicy.Pracownicy zatrudnieni byli na innych zasadach stażyści na innych. To moglo rodyic konflikt.

     
    Odpowiedz
  7. aaharonart

    Małgorzato

    Małgorzato dziękuję za podzielenie się , swoimi wyjaśnieniami. Teraz rozumiem Cię lepiej oraz to dlaczego Ci ludzie odeszli stało się dla mnie bardziej jasne. Poprostu sztywno trzymaliście się zasad zawartych w umowie i nic poza umową spisaną na papieże nic was nie łączyło ze sobą. Jeśli źle zrozumiałem proszę o poprawę mojego zrozumienia umowy bądż przyjaźni…

    miłego dnia:)

     
    Odpowiedz
  8. aaharonart

    Jadwiga i dobre pytanie

     Jadwiga stawia dobre pytanie cytuję :

     Nie wiadomo zas kto stał za tymi konfliktami stazysci czy pracownicy.Pracownicy zatrudnieni byli na innych zasadach stażyści na innych. To moglo rodzić  konflikt.

     

     

     

     
    Odpowiedz
  9. Jadzia

    aaharonku

    Jadwiga stawia dobre pytanie cytuję :

    Nie wiadomo zas kto stał za tymi konfliktami stazysci czy pracownicy.Pracownicy zatrudnieni byli na innych zasadach stażyści na innych. To moglo rodzić konflikt. 

    Tak…i nie dokonczyłam bo cos na Tezeuszu nawalilo. Wiec ko ńcze. Mógl byc konflikt pomiędzy pracownikami i stażystami. o co? O wszystko. O finanse, zakres obowiązków, nawet o usmiech pani Małgorzaty. gdy oczekuje się na ewentualny etat – ludzie stosują wszelakie chwyty, rowniez z klamstwem, oczernianiem ze np ktoś złośliwie zepsuł komputer, ukradł kubeczki i łyżki ( te dwa przykłady z życia wziete).Tak, że naprawdę trudno osądzac o co w tym przypadku chodzi. Walka o etat niszczy przyjaxń i dobre stosunki w pracy.

    Pytanie zasadnicze po co Małgorzata zdecydowała się na stażystów?

     
    Odpowiedz
  10. aaharonart

    Jadwigo

    Dziękuję Ci za Twoje spostrzeżenia Jadziu.

    Jak powiedziała Małgorzata do mnie  –  nic  nie zrozumiałem . Nie ma więc  sensu ciągnąć dalej temat .

    Chyba masz rację pisząc :

    …naprawdę trudno osądzać o co w tym przypadku chodzi. 

    Pozdrawiam Cię .

     

    aharonek

    🙂

     
    Odpowiedz
  11. aaharonart

    Nie ma spokoju …:)

    Jadwigo .  Nie chcę uchodzić za człowieka który zna odpowiedź na wszystkie pytania czy tematy które ktoś podaje na Tezeuszu. Myślę że na Tezeuszu są osoby o wiele bardziej znające się na Biblii ode mnie i to u nich powinniśmy szukać wyjaśnienia kwestii o którą Ci chodzi . Ja jak powiedziała Małgorzata , nie wiele rozumiem:),  więc nie będę się wypowiadał na te tematy . Aby jednak nie pozostawiać cię zupełnie bez odpowiedzi szukał  bym wzmiankę o pedofilii . W księdze która nie wchodzi co prawda w kanon ksiąg natchnionych wg Judaizmu tj w 1 Mch i 2 księga Machabejska , ale znalazły się natomiast w kanonie Katolickim  Biblii (  patrz np. Biblia Tysiąclecia czytamy :

    W 2 Księdze Machabejskiej (4,12) to niebezpieczeństwo jest oczywiste: „Umyślnie bowiem pod samym zamkiem wybudował gimnazjum i najlepszych młodzieńców zachęcił do włożenia greckiego kapelusza". Jednakże wiele tłumaczeń biblijnych błędnie rozumie słowa: hypotasson hypo petason. Zamiast „włożenia greckiego kapelusza" powinno być: „uwieść pod grecki kapelusz". Św. Hieronim bardzo dobrze zrozumiał seksualny sens tych słów i przetłumaczył in lupanaribus pomrę, tzn. „zaprowadzić do burdelu".

    . gimnazjum znane było z tego, że uprawiano w nim pedofilię, dorośli mężczyźni byli czynni homoseksualnie, chociaż odpowiedni ustęp (1 Mch 1,48) odnosi się przede wszystkim do pedofilii: „żeby synów swoich pozostawiali bez obrzezania i żeby dusze swoje brukali wszystkim, co jest nieczyste i światowe". Cel: „W ten sposób mieli zapomnieć o Prawie i zarzucić wszystkie jego nakazy".

    Tora napisana jest świętym językiem – leszon hakodesz. Judaizm zwraca wielką uwagę na sposób wyrażania myśli w mowie i w piśmie. W języku liczy się nie tylko treść, ale także forma. To że w Biblii hebrajskiej  nie ma mowy o pedofilii nie znaczy wcale że do takich aktów ohydnych  nie dochodziło./  Dochodziło i to na wielka skalę .

    Oprócz praw  danych przez Boga  stosowano niestety również wśród żydów przebywających w niewoli Babilońskiej   niecódowne normy etyczne i moralne,  które w ciągu wieków przeniknęły również nawet do zasad które Chrystus nazywa faryzejskimi  …Włos może zjeżyć się na głowie  gdy czyta się że w Babilonie po wygnaniu za rządów Nabuchodonozora w 597 pne, upadło prawo w Izraelu  , prawo wypisane na tablicy ludzkiego serca.  Babilon był zdumiewająco niemoralną stolicą starożytnego świata. Przez 1600 lat kwitła w niej największa na świecie populacja Żydów która każdego dnia podupadała a życie Boże zaczęło uchodzić z Izraelskiej moralności …

    Jako przykład ich zła, kapłani babilońscy mówili, że obowiązek religijny mężczyzny obejmował regularny seks z prostytutkami świątyni. Powszechnie tolerowano bestialstwo. Więc Babilończyków nie interesowało, czy ktoś  żenił się z 3-letnią dziewczynką. 

     
    strona poniżej dział B
     
     
     
     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  12. elik

    Jest prawo, lecz nie ma sprawiedliwości…..

    Kwadratura koła, a może przede wszystkim coraz większy chaos i powszechny brak dobrej woli, wzajemności, życzliwości, oraz praworządności w państwie, bo jest prawo, lecz nie ma sprawiedliwości, solidarności, ani wybitnych polityków, czy dobrych gospodarzy, zarządców i zawsze wymaganej przede wszystkim, od nich – wiary w Boga, kultury osobistej, także prawości, przyzwoitości i odpowiedzialności.

    Domyślam się, że to, co nie tylko Pani często przeszkadza, wręcz uwiera jest konsekwencją i następstwem absurdalnych pomysłów i decyzji ludzi conajmniej mało kompetentnych, a stanowiących obecnie większość w strukturach władzy w RP.

    Pani enigmatyczne sformułowania np.: „wkradło się zło”, czy wzmianka o „atakach personalnych”, bądź „porażce” – chyba nie ułatwiają czytelnikom dostateczne rozeznanie zaistniałej sytuacji i właściwe zrozumienie istoty rzeczy.

    Dlatego proszę zbyt emocjonalnie, ani pochopnie nie oceniać cudzych intencji, oraz predyspozycji i zdolności intelektualnych, takich osób, jak dobrze Pani znany nasz brat i przyjaciel Aharon.

    Pozdrawiam Panią serdecznie i życzę pomyślnego rozwiązania zaistniałej sytuacji, oraz zakończenia powstałego konfliktu – Zbigniew

    Ps. Prawdopodobnie będąc Pani podwładnym, też miałbym kłopoty i nikłe szanse na awans.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code