W świecie

 Rozważanie na V Niedzielę Zwykłą, rok C1

Dzisiejsze czytania

Zadaniem ludzi świeckich, z tytułu właściwego im powołania, jest szukać Królestwa Bożego, zajmując się sprawami świeckimi i kierując nimi po myśli Bożej. Żyją oni w świecie, to znaczy pośród wszystkich razem i poszczególnych spraw i obowiązków świata, i w zwyczajnych warunkach życia rodzinnego i społecznego, z których niejako utkana jest ich egzystencja. Tam ich Bóg powołuje, aby wykonując właściwe sobie zadania, kierowani duchem ewangelicznym przyczyniali się do uświęcenia świata na kształt zaczynu, od wewnątrz niejako, i w ten sposób przykładem zwłaszcza swego życia promieniując wiarą, nadzieją i miłością, ukazywali innym Chrystusa.

Z Konstytucji dogmatycznej o Kościele „Lumen gentium”

 

Czy apostołowie byli duchownymi? Zgodnie z katolickim nauczaniem Jezus przekazał apostołom władzę nad Kościołem, a ta z kolei jest przekazywana poprzez kolejne pokolenia biskupom i kapłanom. Nauka o sukcesji apostolskiej oddziałuje na wyobraźnię tak mocno, że skłonni jesteśmy postrzegać tę relację jako obowiązującą w obie strony. Wskutek tego zapominamy, że apostołowie – przynajmniej do chwili powołania ich przez Jezusa – byli zwyczajnymi, może nawet nieszczególnie religijnymi ludźmi, którzy w codziennym trudzie zmagali się z otaczającym światem, aby zarobić na chleb powszedni. Podobnie zresztą zmagali się z codziennością wczesnochrześcijańscy biskupi i prezbiterowie. Bracia protestanci pamiętają o tym na pewno lepiej.

Przejeżdżając wieczorem wiejską uliczką, widzę niewielki sklepik, przy którym stoją tanie, na ogół kilkunastoletnie samochody. Okoliczni mieszkańcy, przeważnie robotnicy budowlani robią ostatnie zakupy po całym dniu ciężkiej pracy. Myślę sobie, że dzisiaj Jezus zatrzymałby się właśnie w takim miejscu, zagadałby, co słychać, poradziłby coś – i tutaj szukałby swoich apostołów. Albo wybrałby przystanek, na którym pracownicy jakiegoś centrum handlowego czekają zmarznięci na przyjazd ostatniego autobusu. Albo przysiadłby w kawiarence koło uniwersytetu, rozmawiając ze studentami o kłopotach z zaliczeniem sesji i ze znalezieniem zatrudnienia na słynnej umowie śmieciowej.

Pierwsi apostołowie zostawili wszystko i poszli za Nim. Lecz wezwanie, na które odpowiedzieli, nie było obietnicą wniebowstąpienia wraz z Jezusem ani nawet nie zapowiadało łatwiejszego życia. Jezus zapraszał, by uczniowie podążali za Nim w skwarze i kurzu, często nie wiedząc z rana, gdzie będą mogli wieczorem zasnąć i czy znajdą coś do zjedzenia. Przemieszkiwali w cudzych domach, wczoraj tu, jutro tam, stale w drodze i w napięciu między eschatologiczną nadzieją, a przyziemnymi ludzkimi obawami i egzystencjalnymi troskami. Niewiele różnili się od współczesnych migrantów, którzy wyruszają w nieznane, chcąc zapewnić lepsze życie sobie i swoim bliskim. Gdzieś w świecie…

Tak, w świecie, bo apostołowie byli ludźmi jak najbardziej świeckimi. Warto, abyśmy jako świeccy katolicy przypominali sobie o tym jak najczęściej, a zwłaszcza wtedy, gdy przychodzi nam ochota przenoszenia na duchownych odpowiedzialności za naszą wiarę, za nasz Kościół, za nasze spotkanie z Jezusem. Jezus jest blisko, pomaga Szymonowi i jego towarzyszom, ale ani On, ani nasz proboszcz, biskup czy papież nie wykona za nas tego, co należy wyłącznie do każdego z nas. Tylko ty, tylko ja, tylko każdy z nas indywidualnie może podjąć decyzję, aby wypłynąć na głębię, aby żyć wiarą i odważnie dzielić się nią w otoczeniu nie zawsze przyjaznym.   

To prawda, że przez wiele stuleci rola świeckich w Kościele katolickim była ograniczona, zmarginalizowana. Apostolstwo świeckich odkryto jednak na nowo i doceniono podczas II Soboru Watykańskiego, co znalazło wyraz w soborowych dokumentach. I to już bardzo dużo. Mamy przynajmniej do czego się odwoływać, jeżeli jako świeccy zechcemy pójść za Jezusem i realizować swoje apostolskie powołanie, podejmując jednocześnie swoje zadania w świecie: w rodzinie, w szkole, w pracy zarobkowej, w biznesie, w działalności społecznej czy politycznej itp.

Nasze apostolskie powołanie może się zrealizować i sprawdzić przede wszystkim we współbyciu i współdziałaniu z innymi ludźmi. Jezus przekonywał poprzez konkret: Szymon Piotr padł Jezusowi do kolan, gdy zobaczył łodzie pełne ryb, ponieważ ten widok poruszył go zapewne bardziej niż całe dotychczasowe nauczanie Mistrza. I w tym musimy naśladować Jezusa! Możemy oczywiście rozmawiać z ludźmi o Bogu, zachęcać do czytania Pisma św., uczestniczyć w akcjach ewangelizacyjnych, ale naszą najważniejszą rolą jest codzienne życie według zasad Ewangelii i codzienne poddawanie się ludzkim ocenom w bliskich profesjonalnych, koleżeńskich czy rodzinnych kontaktach. Jeżeli nasza wiara będzie dla nas drogowskazem, jeżeli z niej będą wynikały nasze decyzje i stosunek do innych osób, to nie musimy zbyt wiele mówić o Bogu. Wystarczy, że będziemy dobrymi rodzicami, mądrymi nauczycielami, sprawiedliwymi szefami, rzetelnymi dziennikarzami. Mądrzy poznają nas po owocach i zainteresują się, skąd one pochodzą.

Naszym asem atutowym jako świeckich jest to, że ludzie nie widzą w nas reprezentantów instytucji Kościoła, któremu często nie ufają. Mówiąc we własnym imieniu i żyjąc na własny rachunek, możemy być niezastąpionymi apostołami dla tych, którzy kierują się hasłem: „Jezus tak, Kościół nie”. Nie uchroni nas to oczywiście od przykrych komentarzy czy drwin, ale nawet w obronie Jezusowego Kościoła będziemy bardziej wiarygodni i przekonujący niż osoby duchowne. Nasze życiowe doświadczenie, wynikające z bezpośredniego zaangażowania w sprawy tego świata bywa też na szczęście coraz częściej doceniane w polskim Kościele.  Coraz częściej słychać mądre głosy duchownych, którzy zauważają, że świeccy są bardziej skuteczni w nauczaniu młodzieży, w duszpasterstwie przedmałżeńskim i rodzinnym, w rozmaitych duszpasterstwach środowiskowych. 

W Orędziu na 47. Dzień Środków Społecznego Przekazu papież Benedykt XVI zachęca do wyraźnej obecności chrześcijan w portalach społecznościowych. Oto nasze współczesne łowiska! Tu właśnie, o czym chyba nikogo z czytających te słowa nie trzeba przekonywać, możemy dawać świadectwo osobistej wiary, podejmując rzetelny i cierpliwy dialog z ludźmi o najróżniejszych poglądach, dając poczucie bliskości i wspólnoty naszym współwyznawcom, a także sprawiając, że w realu zechcą oni odkrywać nowe sposoby podążania za Jezusem poprzez modlitwę, udział w Eucharystii, pielgrzymki, działalność charytatywną itp. 

Ale czy to wszystko nie za trudne? Chętnie odsunęlibyśmy od siebie wielką odpowiedzialność za to, jaki obraz Boga i chrześcijaństwa pokażemy innym poprzez własne życie, i czy nowina, jaką im zaniesiemy, będzie rzeczywiście dobra. Trochę w tym zwykłego lenistwa, tchórzostwa czy po prostu wygodnictwa. Ale też dobrze, gdy będąc świadomi osobistego apostolskiego powołania, od czasu do czasu mamy ochotę powiedzieć jak Szymon: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny”. To znak, że zdajemy sobie sprawę z powagi apostolskiego zadania. 

Zapraszam do przeczytania:

Dar apostolstwa

Jezusowy coaching

 

Rozważania niedzielne

 

7 Comments

  1. maria

    W świecie

    Tadeusz Bartoś na łamach dzisiejszego "Magazynu Świątecznego" porusza ten sam temat, ale nieco inaczej: "Księża, zdejmijcie sutanny. Zacznijcie żyć życiem zwykłych ludzi. Polubcie ich, nawet jesli są wam obcy".

     

     
    Odpowiedz
  2. Malgorzata

    Księża, nie uciekajcie w popłochu

     Rzeczywiście, Tadeusz Bartoś porusza ten temat inaczej.

    Założenie mojego tekstu było takie, aby pokazać apostolską rolę świeckich, nie przeciwstawiając ich księżom. Wszyscy przecież jesteśmy w jednym Kościele i każdy ze stanów – duchowny i świecki – ma tu swoją rolę do spełnienia. Te role śą odmienne, ale powinny się uzupełniać.

    W swoim tekście napisałam zresztą – a w tym kontekście warto to powtórzyć – że każdy z nas bierze osobistą odpowiedzialność za to, czy wypłynie na głębie i zechce dawać świadectwo swojej wiary. Tej odpowiedzialności nie wolno nam przerzucać na katechetę, proboszcza, biskupa, papieża.

    Przeprowadzona przez Tadeusza Bartosia krytyka księży może do pewnego stopnia stanowić uzupełnienie mojego tekstu, pokazuje bowiem przyczyny nieufności wobec księży jako grupy społecznej i przedstawicieli instytucji Kościoła. Fakt, że taka nieufność istnieje i może nawet nasila się, sprawia jednocześnie, że apostolska rola świeckich staje się tym ważniejsza.

    Nawiasem mówiąc, w wypowiedzi Tadeusza Bartosia poruszyło mnie tak naprawdę jedno zdanie:  "Na szczęście instynkt samozachowawczy zadziałał skutecznie – po kilku latach uciekłem w popłochu".

    Drodzy Księża! Czasy są trudne dla Was, duchownych, czeka Was na pewno wiele zmian, czeka nas wspólnie wiele zmian, nasze wzajemne relacje w Kościele są bardzo dalekie od ideału – ale nie uciekajcie w popłochu! Jezus, idać na krzyż, nie kierował się instynktem samozachowawczym… 

     
    Odpowiedz
  3. eskulap

    >> Czy apostołowie byli

    >> Czy apostołowie byli duchownymi?

    >>apostołowie – przynajmniej do chwili powołania ich przez Jezusa – byli zwyczajnymi, może nawet nieszczególnie religijnymi ludźmi

    Myślę, że kapłaństwo apostołów nie rozpoczyna się w momencie powołania.
    Ich pełne i świadome kapłaństwo zaczyna się w chwili zesłania Ducha Świętego.
    Istotą kapłaństwa jest głoszenie nauki Jezusa – Ewangelii.
    Wiemy, że jeszcze za życia Jezusa inni liczni uczniowie (nie apostołowie) chodząc po dwu odwiedzali miasta głosząc Dobrą Nowinę. Czy byli kapłanami? Myślę, że tak. Czy byli zwykłymi ludźmi? Na pewno.

    Kiedy Jezus został pojmany apostołowie rozpierzchli się. Wiemy też, że zwątpili. To bardzo ludzkie. Cóż innego mogli zrobić? … Nic. Rzeczą ludzką jest zwątpić, zaprzeć się i zdradzić. Potem gdy przyjmują spływające na nich łaski Ducha Świętego stają sie kapłanami.

    Ksiądz Tischner mówił "Czasami się śmieję, że najpierw jestem człowiekiem, potem filozofem, potem długo, długo nic, a dopiero potem księdzem”.

    Mój kolega lekarz w dalekim kraju powiedział mi kiedys coś takiego :
    -"Wiesz, czasami mówię moim niektórym pacjentom o Ewangelii" 
    -"Zbyszek, bawisz się w księdza?"
    -"Nie, mówię im dlatego, że być może to jest jedyny raz w ich życiu kiedy mogą o niej usłyszeć".

     
    Odpowiedz
  4. Malgorzata

    niestosowność

     Pani Mario!

    Zestawianie odejścia Tadeusza Bartosia z zakonu i ustąpienia Benedykta XVI z urzędu papieża uważam za bardzo dużą niestosowność. Tyle na razie.

    Pozdrawiam

    M. F.

     
    Odpowiedz
  5. maria

    Nie wiem, o co autorowi

    Nie wiem, o co autorowi chodziło – to jedno zdanie – może zbyt szczere albo do końca nieprzemyślane? Najprościej odczytując – chyba o własny stan emocjonalny. Popłoch można zrozumieć jako bardzo silny lęk. Jeśli mam rację, decyzja o opuszczeniu struktur zakonnych była słuszna – powiedzmy, gdy mamy wybór zwariować, albo zachowac zdrowie psychiczne, rozsądniej jest wybrać to drugie. Z pierwszego nikomu nic dobrego nie przyjdzie. Autor mógł to ująć inaczej, np. "dla życia wiary, niezbędna jest siła zarówno ciała, jak i ducha". Jeśli jakaś sytuacja nie daje szans ani w bliższej, ani w dalszej perpektywie na zachowanie takiej równowagi, to pozostaje opuścić to miejsce, grupę, strukturę religijną itd. Nie wiem, czy się Pani ze mna zgadza? Ale to jest rozsądne i odpowiedzialne. Przykazanie miłości uczy, że miarą miłości bliźniego jest miłośc własna.
    Z tego jednego zdania trudno więcej wyciśnąć. Autor musiałny je rozwinąć.
    Niewątpliwie takie decyzje w dzisiejszych czasach są trudniejsze niż zmiana zwykłej pracy, zawodu czy miejsca zamieszkania. To jest przejście z jednego świata do drugiego nadal oddzielonych ugromnym dystansem. Nawet internet tych światów do siebie nie zbliżył. O tym dystansie pisze p.Bartoś.
    Pani pisze o odpowiedzialności świeckich. Moim zdaniem Kościół jej nie oczekuje lub oczekuje tylko w sposób deklarytywny. Nie orientuję się, jaka jest obecna sytuacja Tezeusza. Czy jest wspierany przez Kościół?

    Cytat o sile ciała i ducha pochodzi z tego oświadczenia:

    http://info.wiara.pl/doc/1452614.Benedykt-XVI-podjal-decyzje-o-rezygnacji-z-urzedu

     

     
    Odpowiedz
  6. maria

    Mnie jest trudno o tak

    Mnie jest trudno o tak zdecydowane wartościowanie trudnych życiowych decyzji podejmowanych przez ludzi. Za mało mam danych, żeby wyrokować. Kryterium religijnego autorytetu znowu mnie wydaje się niewłaściwe. A tak nawiasem mówiąc ma Pani mocno dydaktyczno-wychowawcze odniesienie do rzeczywistości. Pozdrawiam.

    Krytycy decyzji Benedykta porównują ją z decyzją Jana Pawła II – "mimo podobnych sugestii Jan Paweł II nigdy się na abdykację nie zdecydował dając pokaz wielkiej wiary i siły ducha w zmaganiu się ze słabościami ciała. Posłuszny Bogu dźwigał swój krzyż do końca."
    Trudno zaakceptować ludzką podmiotowość.

     
    Odpowiedz
  7. wykeljol

    Drodzy Księża! Czasy są

    Drodzy Księża! Czasy są trudne dla Was, duchownych, czeka Was na pewno wiele zmian, czeka nas wspólnie wiele zmian, nasze wzajemne relacje w Kościele są bardzo dalekie od ideału – ale nie uciekajcie w popłochu! Jezus, idąc na krzyż, nie kierował się instynktem samozachowawczym

    Pełna zgoda Małgoprzato!! Przyłaczam się gorąco do apelu.

    Pani Mario, da się dostrzec róznice, między rezygnacją Benedykta z urzedu najwyzszego w Kościele(dla dobra tego Koscioła,), urzędu obciażonego nieprównywalną do żadnej innej odpowiedzialnoscią, z urzędu pełnionego heroicznie przez 7 trudnych lat, w trudnym dla Koscioła czasie, w dodatku gdy się ma 86 lat i ciało i umysł nie są już takie sprawne, a moze nawet bardzo chore, choć nie na wózku,  a w dodatku rezygnacja ta następuje  latach nadludzkiego wysiłku pełnienia nad podziw dobrze tej  funkcji,  po rozwiązaniu wstydliwych, bolesnych palących problemów, a w dodatku resygnując z papiestwa, Benedykt nie występuje przez to z kaplaństwa i strukturalnego kościoła, a tylko idzie na emeryturę(bardzo późną i bardzo zasłużoną), jak każdy biskup –  a decyzją opuszczenia zakonu i kapłaństwa przez zakonnika Bartosia w kwiecie wieku, gdyż kapłaństwo i zakon stanowiło  dla niego pewien dyskonfort. Nie oceniając obu decyzji- trzeba jednak zobaczyć różnicę.

    A tak nawiasem mówiąc ma Pani mocno dydaktyczno-wychowawcze odniesienie do rzeczywistości

    NIe wydaje mi się też Pani Mario ani uprzejme, ani uzasadnione łajanie pani Małgorzaty za wyrażenie opinii w dododatku mocno uzasadnionej w sposób oczywisty (argumentacja papieska nie przystaje do argumentacji p. Bartosia. nie z powodów językowych, lecz z powodów mertorycznych. Kto jak kto, ale Pan Bartoś świetnie włada językiem i wie, co mówi. Jesli coś powiedział to znaczy, że  chciał to tak powiedzieć, a nie że się niezręznie wyraził. On się wyraża zazwyczaj bardzo zręcznie, a nawet pięknie). NIeuprzejme też wydaje i się wogóle, a zwlaszcza na tym potralu,  używanie argumentu ad personam. Przy wszystkich Pani zastrzeżeniach i watpliwościach.  Pozdrawiam

     
    Odpowiedz

Skomentuj Malgorzata Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code