Uzdrowić zranioną relację

Rozważanie na IV Niedzielę Adwentu, rok B2
 
 
 

We wstawaniu o 5.45 w środku zimy bez śniegu, gdy jest równie ciemno, jak po drugiej stronie księżyca, nie ma nic romantycznego. Dotkliwie odczuwa się słabość miejskiego ciała, wybitego z rytmu dobowego przez pracę i hałaśliwe tło miejskiego życia. Na wsi zapewne łatwiej wcześnie wstawać, bo łatwiej odpocząć, w nocy jest cicho i powietrze o poranku pachnie, a nie śmierdzi spalinami. Miejskie ciało, zaprowadzone siłą woli do kościoła na Roraty, stopniowo budzi się do życia pod wpływem pieśni śpiewanych gromko przez chór starszych kobiet. I nagle, stojąc w zamarzniętej świątyni, przypominam sobie, po co tu jestem! Przecież to już ostatnie dni przed narodzinami, towarzyszę brzemiennej Maryi tuż przed rozwiązaniem. Jestem tu, by czuwać przy Niej, bo Ona już czuje w swoim ciele nadchodzący czas.

W krótkiej chwili olśnienia tym prostym faktem, czuję się obdarzona wielką łaską, niczym tradycyjna doula – kobieta towarzysząca rodzącej. Doula nie jest położną – jest wierną towarzyszką, która swoim duchem, modlitwą, dobrym słowem ma wspierać proces narodzin. Przez krótką chwilę czuję się zatem wyróżniona niczym doula i myślę intensywnie o Maryi w ostatnich dniach przed narodzinami Jezusa. Czy się bała, czy czuła już nadchodzące bóle, czy nie martwiła się tym, że wciąż nie było znane miejsce, gdzie będzie mogła spokojnie urodzić, czy rozmawiała cały czas z Józefem, czy raczej milczała…? Może właśnie nad ranem, kiedy mnie jest tak trudno wstać, rodząca Maryja najbardziej potrzebuje modlitwy i uspokajającej pieśni?

Maryja przeżyła swój jedyny w swoim rodzaju Adwent. Była jedną z bardzo wielu ubogich kobiet Izraela, oczekujących z wiarą przyjścia Mesjasza, a potem okazało się, że Jej związek z Jego przyjściem jest ścisły, bezpośredni, najintymniejszy.  Maryja najpierw przyjęła, a potem zrodziła Słowo. Poprzez czuwanie z Nią w Adwencie, obok Niej, mamy szansę wejść w tę tajemnicę rodzenia Słowa. Każdy z nas jest powołany do tego, aby rodzić słowo Boże – kobiety i mężczyźni tak samo. W tym sensie – jakkolwiek może zabrzmieć to śmiało – także mężczyźni, chrześcijanie, są powołani do rodzenia. Są powołani do wydawania na świat Słowa, do tego, aby Słowo w nich kiełkowało, obradzało i wydawało swój owoc.

Uzdrowienie relacji między kobietami i mężczyznami, które jest tak wielką potrzebą współczesnego świata, uginającego się pod ciężarem przemocy i niezrozumienia wzajemnego obu płci,  nie dokona się bez odkrycia przez mężczyzn ich własnej, kobiecej strony. Może się to dokonać przez głęboką relację każdego mężczyzny z Maryją właśnie. Warto, by mężczyźni odkrywali dla siebie Maryję, nie jako obiekt czci, ale jak Przyjaciółkę, Mistrzynię modlitwy, Nauczycielkę wiary, Przewodniczkę prowadzącą do Chrystusa.

 Warto zauważyć, że wielcy święci mężczyźni XX wieku, jak Jan Paweł II, Josemaria Escriva czy Maksymilian Kolbe, byli z Maryją w wyjątkowej relacji. Dzięki Niej mieli szansę rozwinąć w sobie czułość, ciepło, zrozumienie, empatię dla bliźnich, troskę o nich. Wszyscy byli niesłychanie męscy i odważni, aż do brawury, ale też niesłychanie pełni empatii – cechy tradycyjnie przypisywanej kobietom. Gdyby było więcej takich świętych mężczyzn, feminizm czy tak zwana walka o prawa kobiet stałyby się zupełnie niepotrzebne…

Współczesne kobiety dźwigają na swych barkach zbyt wiele – pracę, dom, dzieci, życie religijne, społeczne i publiczne. Bardzo chcą utrzymać w porządku swoje relacje miłosne i rodzinne, ale wbrew ich wysiłkom one rozpadają się niczym domki z kart. Być może kobiety biorą na swoje barki zbyt ciężkie zadania, które je przerastają. Być może więcej powinny zostawić Jezusowi, bo to nie one są zbawicielkami. Żadna ziemska kobieta nie jest w stanie uzdrowić i zbawić żadnego ziemskiego mężczyzny. Jedynie Chrystus może to uczynić. Nie warto się nawzajem oskarżać. To nie mężczyzna jako taki jest chory, to nie kobieta jako taka jest chora – to relacja między nimi jest zraniona przez grzech. To zaburzenie relacji między nimi, a także zerwanie związku między duchowością i seksualnością (czyli oderwanie seksu od ducha) – dziedzictwo grzechu pierworodnego – czyni tak trudną ich miłość i współpracę.

Największym duchowym przełomem w nauczaniu Kościoła o kobiecie w XX wieku jest zerwanie z wykładnią podkreślającą winę i podległość kobiety. Ta wina kobiety była podkreślana przez całe stulecia, uzasadniając jej poniżenie i podległość.  Jan Paweł II zdecydowanie odrzucił tę wykładnię. Nauczał, że następstwa grzechu dotknęły relacji między kobietą i mężczyzną, zaburzając ich „jedność dwojga” przez złamanie zasady równości. Upośledzenie kobiety wpłynęło także na pomniejszenie godności mężczyzny. „W każdym wypadku, w którym mężczyzna jest odpowiedzialny za to, co uwłacza osobowej godności kobiety i jej powołania, postępuje wbrew swojej własnej godności i własnemu powołaniu” (JP II, Mulieris Dignitatem 10). Oznacza to, że mężczyźni i kobiety są powołani do tego, aby byli dla siebie PRZEDE WSZYSTKIM jak ludzie, jak brat i siostra, jak przyjaciel i przyjaciółka, a dopiero na samym końcu – jak oblubieniec i oblubienica. Są powołani do tego, aby siebie nawzajem chronić, siebie nawzajem prowadzić do Chrystusa, za siebie się modlić. Takimi słowami, jakimi modli się biblijny Tobiasz: Tyś stworzył Adama/i stworzyłeś dla niego pomocną ostoję – Ewę/jego żonę, i z obojga powstał rodzaj ludzki./I Ty rzekłeś: Nie jest dobrze być człowiekowi samemu/uczyńmy mu pomocnicę podobną do niego/ A teraz nie dla rozpusty/ biorę tę siostrę moją za żonę, ale dla związku prawego./Okaż mnie i jej miłosierdzie i pozwól razem dożyć starości!» (TB 8,6-7).

Niechaj mężowie zobaczą w żonie człowieka takiego samego, jak oni sami. I odwrotnie, niech żony zobaczą w mężu człowieka, z jego godnością i słabością. I niech pamiętają, że ich relację mogą uzdrowić nie oni sami, ale jedynie Chrystus, Syn Boży zrodzony z Niewiasty.


Rozważania Rekolekcyjne

Rozważania Niedzielne

 

Komentarze

  1. fizyta29

    Ważny tekst

    Przede wszystkim bardzo dziękuję z podjęcie tego tematu. Jestem mężem i ojcem rodziny i sprawy poruszone w tekście są mi bliskie. Płciowość człowieka jest ekspresją miłości Boga, który pragnie by kobieta i mężczyzna dopełniali się i przez wzajemną służbę i pielęgnowanie cnót takich jak roztropność, sprawiedliwość, umiarkowanie i męstwo. Każda z płci uczy się przyjmować te cnoty jako swoje w inny sposób: dlatego tak ważne są role rodzicielskie w rodzinie – bycie dobrą matką i dobrym ojcem. 

    Problem tkwi w tym, że współczesna kultura zagubiła znaczenie pielęgnacji cnót kardynalnych lekceważąc ich znaczenie w kształtowaniu płciowości człowieka w szczególności, jak i ogólnie w życiu społecznym. W pełni się z Tobą zgadzam, że relacja z Maryją może uzdrawiać to, co zostało wypatrzone przez optykę współczesnego świata. Każda ludzka relacja uczy odpowiedzialności a relacja do Bożej Rodzicielki jest o tyle cenniejsza, że na Maryi spoczywa szczególne błogosławieństwo Boga. 

    Piszesz wiele o roli kobiety i o tym, że kobiety często próbują robić zbyt wiele. Masz rację. Kobiety też muszą uczyć się roztropności: umiejętności korzystania z rad osób doświadczonych, zapobiegliwości i przewidywania zagrożeń. Może czasami ta nieroztropność wiąże się z pokusą dominacji.

    Patrzenie na siebie nawzajem POZA ludzką płciowością ma uzasadnienie w wizji eschatologicznej jaką przedstawił Chrystus. Uważam, że warto jest patrzyć na siebie samego, w introspekcji, poprzez soczewki Boga. Człowiek może w ten sposób odzielić to co narzuca nam w kontekście płciowości człowieka nasza kultura: wszystkie te schematy zachowań i oczekiwań. Jednak w życiu rodzinnym trzeba na siebie nawzajem  patrzeć jak na mężczyznę i kobietę ponieważ dzięki temu uczymy się siebie nawzajem. 

    A od Matki Bożej wszyscy możemy się uczyć – mężczyźni i kobiety. 

    Paweł Kozupa

    Klub Konserwatywny im. Św. Maksymiliana Kolbe

     
    Odpowiedz
  2. elik

    Związki i relacje osobowe.

    Pani rozważania są piękne i ujmujące, lecz naprawa, czy uzdrawianie, a nawet ochrona i umacnianie  związków i relacji osobowych we współczesnym świecie nie jest chyba, aż tak prosta, ani łatawa.

    Ponieważ jest stale kwestionowana, atakowana i zagrożona, oraz dotyczy Boga Trójjedynego i wszystkich ludzi bytujących, bądź wegetujących. Natomiast najbardziej wpływowi na świecie "naprawiacze i uzdrowiciele" tych związków i relacji to ludzie bezbożni albo nie uznający Matki Boga, ani wspólnoty Jego Kościoła.

    A pozostali w znacznej większości zwykle nie uczestniczą w Mszy Świętej, czy Roratach lub innych uroczystościach i obrzędach religijnych, dlatego nie doświadczają w pełni błogosławieństwa i miłości Boga, ani Jego Matki i zachwytu, czy owego olśnienia.

    Owszem Chrystus ich związki i relacje osobowe jest władny – może zmienić, naprawić i uzdrowić, a kto wg. Pani osłabiać, psuć lub niweczyć, niszczyć?…..

    Szczęść Boże!

    Pozdrawiam Panią serdecznie – Zbigniew

     
    Odpowiedz
  3. aaharon

    Warning!

    No toże może  troszkę muzy Black Sabbath o zranionych relacjach

    http://www.youtube.com/watch

    Troszkę słów z utworu powyżej…

    Ostrzeżenie

    Pierwszego dnia kiedy cię spotkałem
    Spogądałem wtedy w niebo
    A słońce zamieniło się w plamę
    I zawirowały straszliwe chmury
    Morze zaczęło drżeć
    A wiatr zajęczał
    To musiał być dla mnie znak

    Teraz cały świat się poruszył
    Ponieważ w moim sercu jest żelazo…

     

    Pozdrowienia z heavy landu

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code