Tezeusz1 rozpoczyna cykl pogadanek na tematy związane z tolerancja. Ja na blogu i w komentarzach opisałem tą problematykę bardzo dokładnie. Dlatego nie będę tworzył żadnego nowego specjalnego textu, tylko poprzestanę na wpisie podsumowującym. Wszystko co tu napiszę już było. No prawie bo na forum katolika2 odezwali się nacjo-tradycjonaliści straszący islamem i ich załatwię przy okazji, bo upał jest.
Głownie dlatego, że przypomniały mi się stare dobre czasy. Wyobraźcie sobie panel dyskusyjny -pełen tolerancji i pluralizmu rzecz jasna – Zenon Kliszko, Przymanowski, Urban, Putrament, Albin Siwak. To experyment myślowy, nie ważne czy by się ich dało zebrać wszystkich w jednym momencie. W każdym razie pluralistycznie i tolerancyjnie by się ze sobą zgadzali, bo poglądy mieli takie same w gruncie rzeczy. Podobnie te całe debaty są ustawione. Tamci się zgadzali z kierowniczą rolą partii, ZSRS, wyższością socjalizmu nad kapitalizmem itp. Tak samo tu wszyscy są zwolennikami tolerancyjności. A wypadało by zacząć od stwierdzenia, czy tolerancja ma sens. Ponieważ oczywiste jest, że nie ma więc dalsze spekulacje i rozpiski są pozbawione sensu.
Światopogląd teoretycznie.
Błędy
Już sam tytuł pogadanki mającej mieć miejsce 27 września wprowadza w błąd. I to raczej nie przypadkiem, ale celowo stosuje jakieś bliżej niesprecyzowane rozróżnienie między światopoglądem a religią. Rozróżnienie może być nieprecyzyjne, ważne, żeby od początku sugerować, że światopogląd to coś innego niż religia. Jest to jawny wpływ propagandy ateistycznej. Po raz kolejny muszę zacytować definicję światopoglądu z Wikipedii:
Światopogląd – względnie stały zespół sądów (często wartościujących), przekonań i opinii na temat otaczającego świata czerpanych z rozmaitych dziedzin kultury, głównie z nauki, sztuki, religii i filozofii.
Widać, że nawet w takim ujęciu światopogląd jest pojęciem szerszym, mieszczą się w nim podzbiory światopogląd religijny i niereligijny, zwany ateistycznym. Ja osobiście uważam, że ateizm ma wszelakie znamiona religii i tytułowe rozróżnienie ma jeszcze mniejszy sens. Ale niech mają.
Światopogląd – losowo.
Wyobraźmy sobie teraz, że mamy zbiór wszystkich zdań oznajmujących3, jakie mogą powstać. Jest on nieskończony, albo przynajmniej ogromny. Podzbiorem jego są zdania, które ktoś w ogóle wygłosił. Podzbiorem tego zaś są zdania, uważane przez kogokolwiek za prawdziwe. Dopiero te zdania stanowią element składowy światopoglądów. Liczba ludzi na Ziemi jest policzalna, acz ogromna, każdy w życiu może wypowiedzieć ograniczana ilość zdań. W praktyce te teoretycznie maxymalne liczby nie są osiągane, zaledwie mikre ułamki. Ludzie maja bowiem różne inne rzeczy do roboty, niż wypowiadanie zdań oznajmujących4. Podzbiorem tego wszystkiego są zdania uważane5 za konstytuujące światopogląd.
Widać więc, że ilość światopoglądów jest nieskończona, światopoglądów możliwych do zaistnienia jednocześnie – bardzo duża6. Te spostrzeżenia są ważne, pokazują możliwą skalę zjawiska. Z czym się możemy spotkać jeżeli ideolo pluralnościowe będzie się szerzyć.
Modelowanie
Dotychczasowe rozważania opierały się na zjawisku losowości a teraz zajmę się teorią pluralizmu: Oczywistym jest, że aby mówić o tolerancji światopoglądowej musimy mieć różne światopoglądy. Jak Kliszko toleruje Urbana, ten Przymanowskiego to nie znaczy że jest tolerancja ogólnie. Te same poglądy mają po prostu. Aby uniknąć takich problemów odwołam się do metod fizyczno-modelowych7. Aby mieć pewność, że mamy różne światopoglądy i możemy badać relacje tolerancji między nimi po pierwsze musimy wymyślić przykłady teoretyczne. Po drugie nie mogą te światopoglądy mieć elementów wspólnych. Oto przykład:
Światopogląd 1:
-
W dzień jest jasno a w nocy ciemno.
-
Trzeba przestrzegać ciszy nocnej, żeby ludzie mogli spać.
-
Na zielonym idziemy, na czerwonym stoimy.
-
Nie szczam znajomym na dywan.
-
W sklepie płacę za zakupy.
Światopogląd 2
-
W dzień jest ciemno a w nocy jasno.
-
Nie trzeba przestrzegać ciszy nocnej, ludzie nie muszą spać w nocy.
-
Na zielonym stoimy, na czerwonym idziemy.
-
Szczam znajomym na dywan.
-
W sklepie nie płacę za zakupy
Zresztą co tu dużo szukać wyobraźmy sobie szereg poglądów na ortografię, gramatykę, algebrę i ich poszanowanie. Np.: 2+2=7, szułf, fotografią mam Nowego. Co ja tu będę wywodził. Bez sensu. A może Grunwald w 387 roku był? Można patrzeć tu z grubej rury albo z cienkiej, tak czy siak wychodzi tolerancja słabo.8
Tolerancja
Teoretyczna podbudowa tolerancji legła w gruzach dawno, ale może ma ona jakąś wartość w praktyce? Można ograniczać znaczenie tego terminu, kilka przykładów:
-
poszanowanie czyichś poglądów, wierzeń, upodobań, nie różniących się od własnych – czyli po prostu swoich. Swoje szanujemy inne niekoniecznie. Zupełnie wypacza zjawisko.
-
poszanowanie czyichś poglądów, wierzeń, upodobań, różniących się od własnych, ale nie wszystkich – też niewiele daje poznawczo. Żadnych poważniejszych różnic być nie może.
-
poszanowanie czyichś poglądów, wierzeń, upodobań, różniących się od własnych, ale tylko zatwierdzonych – Doktryna Gangów: To samo co w punkcie 2 ale z taką różnicą, że różnice mogą być spore. Tak jak gangi dzielą się strefami wpływów tak ideologie zawierają ze sobą kompromis, na zasadzie podziału łupów. Ponieważ żaden nie jest tak silny żeby innych wykończyć przeto zawierają kompromis, dzieląc tort między siebie. Natomiast nowy się nie wciśnie bo załatwią go solidarnie. Dość popularne rozwiązanie, nie mające jednak nic wspólnego z encyklopedyczną definicją tolerancji. Poza powierzchownym podobieństwem rzecz jasna.9
Punktu czwartego nie ma, wspomnieć tu muszę o bezsensie terminu „neutralność światopoglądowa”, poświęciłem mu wpis na blogu10, stał on się też przedmiotem wnikliwej krytyki 11. Rozumienie jego jest dość dziwaczne w środowiskach ateistycznych:
Światopogląd ateistyczny jest: domyślny, naukowy, obiektywnie prawdziwy. Poza nim mamy zabobony ciemnych religiantów. Tylko niektóre mogą być tolerowane jako mało szkodliwe. Uznane za takie są werdyktem nieomylnego kolegium z forum Racjonalisty, Dawkinsa itp. Reszta piach.
Neutralność światopoglądowa oznacza nieskrępowany dyktat ateizmu.
Ta definicja forsowana byłą medialnie, parlamentarnie i jak się da. Ze stanowi ona manipulację i zaprzeczenie znaczenia terminu neutralnego to im nie przeszkadza. Zagadnienia postawione przez Redakcję Tezeusza wpisują się niestety w ten schemat. Jak już wspomniałem samo sformułowanie tytułu ukierunkowuje debatę w tym kierunku. Nie ma jasno i wprost sformułowanych postulatów wobec ateistów, żeby najpierw się wytłumaczyli z powyższych manipulacji, przeforsowali ustawę o oddzieleniu ateizmu od państwa i zademonstrowali wcielanie w życie zasad tolerancji na forum Racjonalisty. Karty zostały rozdane w sposób czytelny i wielokrotnie stosowany choćby w reżimowych mediach. Redakcja sformułowała zagadnienia poruszając się wewnątrz paradygmatu ateistycznego. Agnosiewicz, prof Środa itp będą nawijać o ciemnych moherach, reszta będzie się w zasadzie zgadzać łagodząc trochę ciemnotę, Terlikowski może coś chlapnie pełniąc funkcję listka figowego. Wiele było takich debat. Jeden człowiek nie poradzi bo będzie miał 5 minut, każdy z 5 oponentów też 5 i nazadają mu kwestii, że nie odniesie się bo fizycznie czasu zabraknie. Każda strona powinna mieć jak już nie równą liczbę dyskutantów (bo może 1 gościu być na tyle genialny że załatwi 5 innych) ale równa ilość czasu na pewno. Przy czym nie może być tak, żeby u nas siedział dywersant, że niby xiądz albo teolog ale akceptujący istotę konceptu wolnomyślnego.
Tacy dywersanci to prawdziwe nieszczęście. Słabe umysły są podatne na manipulacja które wtłacza reżimowe szkolnictwo wszelakich szczebli, w tym wyższe i doktoranckie. Szkolnictwo katolickie też przejęło jak widać te bzdury.12 Ateiści za warunek konieczny debaty uważają przyjęcie ich punktu widzenia, co czyni dyskusje z nimi bezsensownymi, przeto słusznym jest pogląd, że redakcja rozpisała scenariusz wedle typowego wzorce. Inaczej by nie była godna dyskusji jako mohery godne dorżnięcia.
Podsumowanie
Tego wszystkiego nie rozumieją środowiska nacjo-tradycyjne.13 Że zasadniczym problemem jest oparcie ideowe obecnej cywilizacji europejskiej na 3 poronionych płodach myśli ludzkiej: „tolerancji światopoglądowej”, „neutralności światopoglądowej”, „pluralizmie światopoglądowym”. Dlatego inwazja islamu jest nieuchronna, bo jest on wewnętrznie spójny, ludzie wiedzą, czego się po nim spodziewać. Opiera się na rozwiązaniach sprawdzonych przez setki lat. Tu jest problem a nie w kałachach. Kałachy nie powinny być nam straszne bo powinniśmy mieć własne, a nie mamy. A nie mamy bo jesteśmy rozbrojeni moralnie. Mówiąc mniej górnolotnie: zanik instynktu samozachowawczego. Normalnie na widok bestii pazurzastej to się albo broni, albo ucieka albo chowa itp. A tu „Tezeusz” funduje nam debatę z gremium zamierzającym wprowadzić dyktaturę światopoglądową. Jak ma być już dyktatura to wolę, żeby była dla mnie wygodna.
Właśnie obserwując inwazję islamu na Europę widać sprzężenie zwrotne: propagowanie 3xŚ miało uwalić Kościół, ale ludzie padają ofiarą propagandy, wierzą w te różności, nie traktują przedmiotowo. Są ogłupiali co ułatwia islamowi robotę.
Przypisy:
2http://dyskusje.katolik.pl/
3I pytające też. Uczuliły mnie na to wyskoki posła Palikota.
4Czynienie a nie kłapanie a światopogląd – te kwestia wymaga dalszych refleksji.
5Kto uważa? – to ma zasadnicze znaczenie. Jeden będzie uważał tak a drugi siak.
6Tyle, ilu ludzi żyjących jednocześnie.
7http://nowy.tezeusz.pl/blog/200875.html
8Zwracam uwagę że podobnie było z socjalizmem. Socjalizmy utopijne w XIX w padały jak muchy, normalny człowiek by wyciągnął z tego wniosek, że są słabe. Ci natomiast wysnuli, że jak na wielką skale to się uda.
9USA są doskonałym przykładem takiego rozwiązania. Indianie poszli do rezerwatów a ich ziemiami się podzielili zdobywcy i imigranci, stąd dzielnice włoskie, chińskie itp.
10http://nowy.tezeusz.pl/blog/201739.html
11Np. Jan Lewandowski; http://www.trinitarians.info/ateizm/art_307_Czy-moze-istniec-panstwo-neutralne-swiatopogladowo_.htm i inni.
12Zwykły kompleks „naukowości” rozszerzony przez chęć błyśnięcia w towarzystwie.
13Jak to oni 🙂
Trzy rozsądne tezy
Choć Smoka Eustachego nie czyta się "łatwo, prosto i
przyjemnie", nie jest to jeszcze powód, aby wzruszyć ramionami i przejść
do tzw. porządku dziennego, w którym królują wypróbowane
"autorytety", które "Tezeusz" zaprosił do dyskusji o
tolerancji.
Oto, jak zainspirowała mnie ta wypowiedź:
Pierwsza rozsądna teza: „Nie istnieje tolerancja absolutna: jeśli
coś tolerujemy, to tylko dlatego, że dysponujemy twardym zbiorem poglądów, z
którymi nigdy nie dyskutujemy, a tych którzy je kontestują bezwzględnie
potępiamy”.
Otóż ludzka inteligencja i wola nie mogą normalnie funkcjonować, jesli nie
będą opierać się na grupie poglądów – jakby "aksjomatów" – których
nigdy się kontestuje i zawsze przyjmuje za "oczywiste". Jeśli mój
rozmówca je zaatakuje, to żaden dialog z nim nie jest możliwy, bo to tak jakby
przekreślił moją własną tożsamość.
Ciekawe, że nawet prace z zakresu sztucznej inteligencji pokazują, że
samouczące się roboty muszą swoje umiejętności opierać na zbiorze podobnych
"aksjomatów", gdyż inaczej niczego nie będą w stanie pokojarzyć, ani
też skutecznie działać. W przypadku ludzi naruszenie wiary w jakiś
"aksjomat" powoduje ogromne zaburzenie w całej psychice, z którą nie
wszyscy potrafią dać sobie radę.
Doskonałym przykładem jest historia nawrócenia św. Ignacego z Loyoli:
potrzebował bardzo wielu miesięcy, aby ponownie dojść do siebie i odpowiednio „przeorganizować"
całą swoją psychikę.
Rzecz w tym, że różni ludzie i różne ludzkie społeczności mają różne zbiory
owych aksjomatów, tak że nie są w stanie tolerować "obcych" na
dłuższą metę. Tzw. fundamentaliści wszelkich opcji (w tym tez i z opcji
ateistycznych) niezmiernie rozbudowali listę swoich imponderabiliów, tak że
dyskusje z nimi są bardzo trudne, niekiedy wręcz niemożliwe. a z drugiej strony
barykady mamy postmodernistów, którzy swoje imponderabilia zawęzili maksymalnie
jak tylko się da – i doprowadzili siebie do stanu permanentnej dezorientacji
aksjologicznej.
Druga rozsądna teza: „Istnieją światopoglądy, które ogromna większość
ludzi uzna za niemożliwe do przyjęcia” (np. Światopogląd 2)
Ś.p. Leszek Kołakowski uczestniczył ongiś w
sympozjum marksistowski, na którym mówcy prześcigali się w dowodzeniu, że każdy
moralny pogląd jest względny. Zadał tylko jedno pytanie, po którym zapadła
głucha cisza: A w jakich to warunkach ustrojowych kopnięcie ciężarnej kobiety w
brzuch będzie uznane za dobry uczynek? No i zapadła na to głucha cisza…
Jeśli nawet jest bardzo trudno ustalić, z jakimi
poglądami ludzie zawsze się zgadzają (nawet w przypadku tak fundamentalnych
reguł jak Dziesięciu Przykazań różne religie i kultury mogą mieć swoje własne „wersje”),
to z pewnością łatwiej jest ustalić, jakie poglądy wzbudzą zawsze i wszędzie
ich stanowczy sprzeciw. Istnieje bowiem w każdym człowieku pewien niezmiennik,
zwany potocznie „ludzką naturą”, której naruszenie spowoduje zniszczenie
człowieka jako takiego. Tu jest ostateczna granica postawy „tolerancji”,
ponieważ nie można dać przyzwolenia na coś, co doprowadzi do zniszczenia którejś
z „dialogujących” stron.
Owszem, ustalenie tego, co do tego „twardego jądra”
należy nie jest proste. Kiedyś było to z pewnością przykazanie „nie cudzołóż”;
dziś zaś spanie każdego z każdym urosło do rangi niezbywalnego prawa człowieka!
Człowiek może przez moment naruszyć fundamenty swojej natury, ale ‘po jakimś
czasie” – niekiedy niestety bardzo długim, sięgającym kilku wieków – doprowadza
siebie do ruiny. Dowodem na to są historie upadłych cywilizacji.
Jest to paradoksalna sytuacja: zbytnie okrojone
uznanych za pewniki imponderabiliów prowadzić może do zguby człowieka, lecz
jeśli będzie ich za dużo, nie będzie możliwe porozumienie z innymi, to zaś prowadzi
do wojen i konfliktów. Istnieje zatem pewien optymalny poziom aksjomatów, który
jest formalnie bardzo trudny do ustalenia, choć intuicyjnie (poprzez „sumienie”)
jest oczywisty. Wydaje się, ze dialog zmierzający do ustanowienia pokoju między
wyznawcami wielu religii i światopoglądów powinien zmierzać do ustalenia,
jakich zasad wszystkie strony będą bezwzględnie przestrzegać i nigdy nie poddawać
ich w wątpliwość. Wszystkie zaś inne różnice powinny podlegać zasadzie
tolerancji.
Trzecia rozsądna teza: „Niemożliwe jest ustawienie ścisłych granic
między religią i światopoglądem”
Światopogląd odpowiada na najważniejsze pytania, jakie sobie człowiek
stawia: sens życia, przeznaczenie, tożsamość, stosunek do śmierci. Nie ma
człowieka, które sobie takich pytań nie stawia.
Owszem, te pytania są trudne i odpowiedzi na nie są obarczone błędem, tak
więc człowiek nie mogąc się z nimi uporać ma tendencję, aby od nich przynajmniej
na chwilę uciec. Już Pascal trafnie zauważył, że taką forma ucieczki jest praca
i rozrywka. A w bardziej drastycznych przypadkach – środki odurzające (w naszej
strefie geograficznej – siwucha itp. trunki).
Czasem jednak odpowiedzi są na tyle satysfakcjonujące, że przyjmuje je
większa grupa ludzi, całe społeczności. Z czasem te poglądy są w nieuchronny
sposób rytualizowane i instytucjonalizowane stając się religiami. W ten sposób mogą
być przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Religia nie musi zatem polegać na wierze w jakiegoś Boga czy też bogów: może
to być także ateistyczny materializm, którego „źródłem i szczytem” staje się
pierwszomajowa defilada. Bowiem wiara w stwórcze prerogatywy materii nie jest
wcale bardziej racjonalna od wiary w osobowego Stwórcę. Jest to prostu inna
odpowiedź na pytanie o sens życia i rolę człowieka, a jej przydatność
zweryfikuje samo życie (przypadki takie jak zawalenie się muru berlińskiego).
Człowiek bezreligijny nie istnieje: owszem najbardziej zbliżony do tego „ideału”
jest przepracowany niewolnik, rozchichotany widz czy też odurzony alkoholem
pijak. Nie sądzę jednak, aby to były ideały spełnionego człowieczeństwa…
Jeszcze jedna teza
Z inspiracji Smoka Eustachego 🙂
Czwarta rozsądna teza: "Neutralność światopoglądowa państwa
jest niebezpiecznym złudzeniem"
Zacznijmy od tego, że państwo jest efektem pewnego zbiorowego przekonania,
że oto pewna społeczność ma pewne wspólne wartości i wobec tego potrzebna jest
instytucja, która zapewniałaby ich rozwój oraz niezbędną ochronę. Otóż taka
społeczność (społeczeństwo, naród, plemię…) zadało sobie trud zbudowania
struktur państwowych dlatego, że odkryła, że coś ludzi łączy razem, że jest to
coś wyjątkowego i tego warto chronić. Gdyby tak nie było, to po kiego grzyba
tyle narodów walczyłoby o niepodległość? Dlaczego Bułgarzy przez pięć wieków
uporczywie nie chcieli zostać Turkami i upierali się przy własnym języku,
religii, kulturze i obyczajach? A my, czemu to nie chcieliśmy zostać Niemcami czy
też Rosjanami i bawiliśmy się w kolejne powstania? Gdybyśmy przekonali się do
asymilacji, wszystkim byłoby łatwiej i prościej…
Jeśli zatem u korzeni instytucji państwa stoją jakieś powszechnie uznawane i
wyznawane wartości, których miliony ludzi potrafią niekiedy bronić nawet z
narażeniem życia, to niemożliwa jest tolerancja dla poglądów, które się tym
wartościom jawnie sprzeciwiają. Gdyby bowiem uzyskały one prawo obywatelstwa, kontynuowanie
wysiłku utrzymania wspólnego państwa byłoby pozbawione sensu.
To prawda, że w (nie tak jeszcze odległej) przeszłości niejednokrotnie owe „wartości
państwowotwórcze” opierały się na ekspansji terytorialnej popartej przekonaniem
o „wyjątkowości” jakiegoś narodu i jego „wyższości” nad innymi. Taki zbiór
zbiorowych wartości musiał prowadzić do wojen i konfliktów. Taki właśnie toksyczny
zestaw wartości w przypadku imperium rzymskiego świetnie zdemaskował św. Augustyn
w „Państwie Bożym”, stawiając trafną diagnozę, iż jego genezą była chorobliwa
chęć sławy, dominacji i swoiście (tj. po pogańsku) pojętej „apoteozy” Rzymu.
Niemniej w dziejach ludzkości pojawiły się także próby struktur państwowych,
których wartości nie opierają się na ekspansji mającej na celu podporządkowanie
sobie innych ludów i narodów. Można tu wymienić zarówno kulturę chińską i hinduską,
jak i stosunkowo świeżą w dziejach ludzkości tradycję chrześcijańską. Zwróćmy
też uwagę na to, że cały przekaz tradycji żydowskiej też opiera się na
przekonaniu, że Naród wybrany ma osiąść na ziemi raz danej mu przez Boga i nie
usiłować podbijać wszystkich dookoła. Ma dać przykład i stać się w ten sposób
błogosławieństwem i inspiracją dla wszystkich innych pogańskich ludów i
narodów. Biblijny przekaz sugeruje bowiem takie państwo, którego racją
istnienia jest danie sąsiadom pozytywnego przykładu w jakiejś dziedzinie, tak
aby inspirowało ich do pozytywnych działań. Obrona i rozwój takiego właśnie „zbioru
wartości” jest jedyną rozsądną racją jego istnienia, bo jeśli się temu
sprzeniewierzy – czeka go szybki upadek i rozproszenie pośród innych narodów (paradygmatem
takiego scenariusza są to liczne niewole Izraela).
Powracając do naszego tematu, gdyby zatem państwo było całkowicie neutralne
światopoglądowo, byłoby nieprzydatne: ani swoim obywatelom, ani też sąsiadom i
w ogóle jakimkolwiek innym narodom, które zdobyły się na państwowotwórczy
wysiłek. Gdyby nie propagowało swoich wartości i nie broniło ich przed
profanacją – bardzo szybko zabraknie spoiwa, które powoduje to, że jego obywatele
czują się z nim związani i chcą go bronić. A jeśli nie chcą, to w końcu albo
opuszczą jego terytorium, albo też pozwolą się zaanektować komuś, kto złoży
lepszą ofertę.
Jeśli zatem w takim państwie jak polskie, którego wartości państwowotwórcze
są tak mocno zainspirowane przez tradycję chrześcijańską, ktoś domaga się – w imię
owej słynnej „neutralności” i „tolerancji” – czynnego propagowania homoseksualizmu,
usuwania krzyży z miejsc publicznych, zastąpienia instytucji rodziny czymś
mniej zobowiązującym czy też zabijania i produkowania ludzkich embrionów na
życzenie, musi liczyć się z tym, że znakomita większość świadomych obywateli
uzna to za zamach na tożsamość tegoż państwa. Identycznie rzecz się miałaby
także z sytuacją ograniczania wolności przemieszczania się czy też krępowania wolności
gospodarczej.
Jeśli państwo i jego prawo stanie po stronie wartości, których nie wyznają
jego obywatele, to staje się słabe i wrogie zarazem. Owszem, jeśli jego struktury
przenikną ludzie chcący zmienić społeczeństwo, które je powołało, za pomocą
jakichś socjotechnik i podporządkować innemu systemowi wartości, musi dojść do
zamętu i zaniku więzi społecznych. Z taką właśnie sytuacją mieliśmy do
czynienie za PRL-u i sami widzimy gołym okiem, do czego do doprowadziło.
Zgadzam się jak najbardziej z tezą Smoka Eustachego, że jeśli ktoś domaga
się od państwa „neutralności światopoglądowej”, najprawdopodobniej żąda od
niego rezygnacji z obowiązującego aktualnie zbioru wartości państwowotwórczych
i zastąpienia jej zbiorem obowiązującym w innej przestrzeni państwowej, bądź też
systemem aksjologicznym obecnym w głowie jakiegoś filozofa, ideologa lub też wizjonera.
Zwrot „neutralne światopoglądowe państwo” (czytaj także: „świeckie”, „tolerancyjne”,
„nowoczesne” itp. itd.) jest takim samym oksymoronem jak „zimny wrzątek” lub
też „okrągły kwadrat”. Wystarczy tylko podjąć wysiłek uniezależnienia się od nachalnej propagandy
serwowanej nam przez „mainstreamowe” media, aby to natychmiast zauważyć.