Taki dzień

 Spoglądam w bok między drzewami na czerwone maki, na pola, na gospodarstwa. Pod nogami w trawie stokrotki. Tego dnia sklepieniem kościoła było pochmurne niebo. Ołtarz polowy, po jego bokach między innymi drzewami wysokie świerki. Ściany to głównie wysokie modrzewie. Pod jednym z nich stoję z synem. Żona i córki siedzą przed nami na prostych ławkach. Chyba pierwszy raz jestem w uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa na wsi. Zaprosiła nas przyjaciółka do Mszana, żebyśmy wspomnieli razem zmarłego przed dwoma laty jej męża. W świątyni parafialnej stojącej obok miejsca zgromadzenia uczestniczyliśmy w ostatniej mszy świętej w roku 1999, która zakończyła się tuż przed północą. Gdy się umawialiśmy na wspólnego sylwestra. Spytał mnie jej mąż, czy podobnie, jak nasz drugi przyjaciel, nie piję całkowicie alkoholu. Po tym, jak potwierdziłem, skomentował: Co ja też mam za przyjaciół? Później powiedział, że to było jego najlepsze powitanie Nowego Roku, jakie przeżył. Po północy nad jeziorem ulepiliśmy bałwana. Włożony w usta zrobione z patyka papieros palił się za sprawą podmuchu wiatru. To był nasz nietypowy milenijny fajerwerk.

Ksiądz w kazaniu połączył Kanę Galilejską z wieczernikiem. Widać w nim wiarę, że Duch Święty podpowie. Jak nie kaznodziei, to go słuchającym. Mi w jakimś momencie nasunęła się refleksja: Kielich goryczy w świecie, żeby zatęsknić za ciepłą herbatką w domu. Pan Jezus w Ewangelii pyta: Gdzie jest dla mnie izba? (Mt 14,14) Chciałoby się odpowiedzieć: Wszędzie! I zapewne tak jest, ale nie zawsze o tym pamiętamy. Makatki z Ostatnią Wieczerzą / znikły z naszych kuchni. Krzyże jeszcze wiszą. To jest Krew! To jest Ciało! Słońce nieśmiało między chmurami próbuje adorować Najświętszy Sakrament. Tradycyjne ustawianie procesji. Dziewczynki do sypania płatków kwiatów, dzieci, które niedawno przyjęły pierwszą komunię, chorągwie. Idziemy z żoną i dziećmi nie zawsze skupieni na modlitwie. Niedaleko od tej drogi z ojcem łapałem ryby. Płotki, leszcze i okonie. Pewnego razu podczas burzy zobaczyliśmy po drugiej stronie Drwęcy, jak piorun trafił w stodołę. Powstał prostopadłościan ognia. Nie zapominając o izdebce lubię wspólną modlitwę. Do takiej na świeżym powietrzu rzadko mamy okazję. Zdziwiony jestem, że okna w domach skromnie udekorowane. Nie ma kwiatów, wstążek, chorągiewek, tylko same obrazy, zdjęcia Jana Pawła II. Na zboczach widać łubiny. Po nie jeździłem z ojcem, żeby ustroić okno w naszym domu na dzień Bożego Ciała.

W tym czasie mamy kogo i co wspominać. Najpierw rocznicę śmierci: ojca mojej żony, potem mojej siostry, której nigdy nie widziałem i naszego przyjaciela, także urodziny poznanej w pociągu karmelitanki s. Grażyny OCD, mojej mamy i brata, w końcu udział w spotkaniach z Janem Pawłem II w 1997 r. w Zakopanem i w 1999 w Toruniu oraz wyniesienie ks. Jerzego Popiełuszki na ołtarze w 2010 r. Znajomy ksiądz dzwoniąc do przyjaciółki, gdy dotarła do niego wiadomość o śmierci jej męża, powiedział: Wiem wszystko, jestem z Tobą, modlę się. Dzisiaj była beatyfikacja ks. Popiełuszki. Umrzeć w taki dzień to szczęście. Potem słuchaliśmy jego kazania podczas mszy świętej pogrzebowej, które zakończył słowami: Jurek żyje! W krótkim czasie mogłem wysłuchać jego kazań po śmierci jego bliskich. W obu połączył nadzieję chrześcijańską ze zmarłych i naszym życiem. Po tych pożegnaniach doszedłem do wniosku, że dzięki takim kazaniom, aż chce się umrzeć. Lepsze jutro, owszem, ale po śmierci. Za życia zawsze jest teraz. O tym i nie tylko o tym, rozmawialiśmy przy obiedzie i kawie.

Dla mnie ten dzień zakończył się w pracy. W autobusie czytałem „Traktat teologiczny” Czesława Miłosza: jest mi dobrze w modlącym się tłumie. / Ponieważ oni wierzą, pomagają mi wierzyć / w ich własne istnienie, istot niepojętych. // Pamiętam, że zostali stworzeni niewiele niższymi / od niebieskich mocy. // Pod swoją brzydotą, piętnem ich praktyczności, / są czyści, w ich gardłach, kiedy śpiewają, pulsuje tętno zachwytu. // A najbardziej przed posążkiem Matki Boskiej, tak uformowanej, jak ukazała się dziecku w Lourdes. // Naturalnie, jestem sceptyczny… Kolejna kartka zapisana w pamiętniku, kolejna zerwana z kalendarza.

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code