Tak, szatan istnieje i ma się dobrze

43. Wieczór Biblijny w Kasince Małej

Podczas dzisiejszego Wieczoru Biblijnego dzieliliśmy się przemyśleniami na temat następującego fragmentu Ewangelii:
 
Jezus wyrzucał złego ducha [u tego], który był niemy. A gdy zły duch wyszedł, niemy zaczął mówić i tłumy były zdumione. Lecz niektórzy z nich rzekli: Przez Belzebuba, władcę złych duchów, wyrzuca złe duchy. Inni zaś, chcąc Go wystawić na próbę, domagali się od Niego znaku z nieba. On jednak, znając ich myśli, rzekł do nich: Każde królestwo wewnętrznie skłócone pustoszeje i dom na dom się wali. Jeśli więc i szatan z sobą jest skłócony, jakże się ostoi jego królestwo? Mówicie bowiem, że Ja przez Belzebuba wyrzucam złe duchy. Lecz jeśli Ja przez Belzebuba wyrzucam złe duchy, to przez kogo je wyrzucają wasi synowie? Dlatego oni będą waszymi sędziami. A jeśli Ja palcem Bożym wyrzucam złe duchy, to istotnie przyszło już do was królestwo Boże. Gdy mocarz uzbrojony strzeże swego dworu, bezpieczne jest jego mienie. Lecz gdy mocniejszy od niego nadejdzie i pokona go, zabierze całą broń jego, na której polegał, i łupy jego rozda. Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; a kto nie zbiera ze Mną, rozprasza. (Łk 11,14-23)
 
Małgorzata: Jezus uzdrawia człowieka niemego, wypędzając z niego złego ducha, więc dokonuje czegoś dobrego. Wiemy, że Jezus jest Synem Bożym, więc czyni to Boską, dobrą mocą. Tymczasem zostaje posądzony, że działa mocą Belzebuba. Oczywiste dobro zostaje nazwane złem. I dla mnie jako współczesnego człowieka jest to bardzo ważne przesłanie. Największemu dobru, jakie przynosi ze sobą Jezus, przypisuje się zło. Widać, że już wtedy mogła nastąpić taka biegunowa zmiana w ocenie wartości.
 
To ostrzeżenie dla nas, gdyż w naszych czasach relatywizujemy wiele spraw świadomie bądź nieświadomie, nie przywiązując do tego zbyt wielkiej wagi. Często w ocenie innych ludzi doszukujemy się złych intencji ich dobrych działań. Przygotowani przez „mistrzów podejrzeń”, przeprowadzamy psychoanalityczne dociekania albo tropimy szkodliwe przesądy, albo budujemy spiskową teorię dziejów. Byle tylko zdyskredytować człowieka i jego dokonania.
 
Podobnie rzecz się ma z normami naszego postępowania. Niby wiemy: „Nie zabijaj!” Tymczasem statystyczne badania pokazują, ile osób jest skłonnych godzić się na eutanazję czy aborcję albo chętnie poparłoby karę śmierci. Obowiązuje zasada: „Nie kradnij!”, a wiele ludzi podważa ją chociażby na obszarze prawa autorskiego i nie widzi w tym żadnego zła.
 
Często zachowujemy się jak tłum, który oczekuje od Jezusa znaku, aby Go wypróbować. My chcemy takich prostych znaków na poziomie estetycznym. To, co jest bardziej barwne i krzykliwe, co nam bardziej odpowiada, kupujemy chętnie, nie oceniając moralnych wartości tego czy jakichś dalekosiężnych konsekwencji. Tutaj myślę na przykład o różnych odradzających się przejawach magii, o New Age z całym targowiskiem duchowych próżności, także o jak najbardziej profesjonalnych terapiach psychologicznych, które tylko doraźnie i powierzchownie załatwiają nam życiowe problemy.
 
Ważne jest też to, co Jezus mówi na końcu tego fragmentu: „Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; a kto nie zbiera ze Mną, rozprasza”. Trzeba się opowiedzieć albo za dobrem Jezusa, albo za złem szatana i nie ma trzeciej drogi. Podobne postawienie sprawy znajdujemy zresztą wielokrotnie na kartach Ewangelii: jeżeli jesteśmy z Jezusem, to nasza droga może być trudna, ale wybieramy Królestwo Boże, a jeżeli jesteśmy z Belzebuem, oznacza to potępienie, rozproszenie, chaos, zagładę.
 
W tym kontekście nabierają też wagi słowa: „Gdy mocarz uzbrojony strzeże swego dworu, bezpieczne jest jego mienie”. Myślę, że bycie z Jezusem wymaga bycia silnym – przez bliskość z Bogiem, ale również poprzez jasne określenie sobie, co jest w moim życiu dobre, a co złe, co jest wartościowe, a co bezwartościowe, co zagraża najistotniejszym dla mnie wartościom. Może się to kojarzyć brzydko z wizją oblężonej twierdzy, ale wydaje mi się, że Jezus nie chciałby w nas widzieć liści na wietrze, unoszonych raz w tę, a raz w tamtą stronę. Jeżeli mamy być z Nim, to lepiej, abyśmy byli silni, rozumiejący, co się dzieje koło nas, przygotowani na niebezpieczeństwa.
 
Andrzej: Dla Jezusa i Jego współczesnych istnienie złych duchów było namacalną rzeczywistością. Dla wielu dzisiejszych chrześcijan istnienie szatana, upadłego anioła, duchowej inteligencji czystego zła nie bardzo jest tak oczywiste. Osobiście wierzę w istnienie zła osobowego, w aktywną obecność szatana w ludzkim życiu. Celem szatana jest stworzenie własnego królestwa zła, wtrącanie ludzi w rzeczywistość oddzielenia od Boga w tym życiu i ostatecznie w wieczności.
 
Jezus dokonuje cudu, przywracając pewnemu człowiekowi mowę. Tłum reaguje na dwa przewrotne sposoby: albo uważa, co jest paradoksalne, że sam diabeł wyrzuca siebie (za tym stoi wizja hierarchii diabłów i wyższy diabeł wyrzuca niższego), albo domaga się od Jezusa znaku z nieba, który miałby potwierdzić, że Jezus nie jest Belzebubem, lecz kimś wysłanym przez Boga. W obu tych przewrotnych opiniach i żądaniach wyraża się głęboka nieufność do Jezusa. Przypomina to grzech przeciwko Duchowi Świętemu: widzimy wyraźne działanie Boga, a mówimy, że jest to działanie złego ducha albo widzimy działanie Jezusa i mówimy, że to za mało, bo chcemy jakby certyfikatu od Trójjedynego Boga, a gdybyśmy dostali takie superpotwierdzenie, to chcielibyśmy kolejnego i w nieskończoność.
 
Jezus mocą Bożą wyrzuca złe duchy i to znaczy, że jest pośród nas królestwo Boże. Czyni ten cud, owszem, kierując się zdrowiem fizycznym i duchowym człowieka, ale też po to, aby zaświadczyć o miłości Boga do swoich dzieci i że On jest tym oczekiwanym Mesjaszem.
 
Ciekawe jest to sformułowanie: „Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; a kto nie zbiera ze Mną, rozprasza”. W innym miejscu mamy: „Kto nie jest przeciw nam, jest z nami”. To są uzupełniające się zwroty. Warto pogłębić sobie przynajmniej ten z dzisiejszej Ewangelii. „Kto nie jest ze Mną – to ten, kto widząc, kim jestem, co czynię, że uzdrawiam, że głoszę królestwo Boże, zaprzecza temu, odrzuca Mnie, żąda nowych znaków”. To nie jest prosta wątpliwość powiedzieć o Mesjaszu, że jest diabłem. To jest tak naprawdę bycie w mocy tego diabła. Żeby Bogu, żeby świętemu człowiekowi powiedzieć: „Działasz cuda mocą diabła”, samemu trzeba być kuszonym przez złego ducha do zaprzeczania obecności Boga w Jezusie Chrystusie czy w dziełach miłości Jezusa.
 
Jeżeli tłum kieruje się takim podszeptem szatana, to daje się wodzić, tradycyjnie mówiąc, na pokuszenie, jest zakładnikiem diabła. Człowiek może być zakładnikiem diabła, może ulegać pokuszeniom do złego. Najbardziej się to przejawia w odrzucaniu Boga, w takich mętnych koncepcjach, które mają tego Boga zateizować, w odrzucaniu wiarygodnych świadectw o Bożej miłości, o Bożych cudach, w odrzucaniu rozeznania duchowego co do Jezusa i chrześcijan. Poznajemy, że ktoś jest kuszony przez złego ducha, jeżeli ewidentnie, z uporem nie dostrzega Boga, jeżeli odrzuca Boga na różne sposoby. To nie jest zwykła niewiara – bo bywają ateiści czy agnostycy bardziej wierzący i żyjący bliżej Boga niż niektórzy chrześcijanie – ale taki rodzaj pogardliwej pychy wobec Boga i człowieka, zamknięcia się, nieraz w rozpaczy, nieraz umysłowej sztywności i fanatyzmu. Dostrzec też można rodzaj amoku w takim człowieku, perfidii, przewrotności, braku zatrzymania, nieopanowania nad sobą i tym, co się mówi i czyni. Nieraz, gdy te objawy są szczególnie nasilone, mamy do czynienia z realnym opętaniem przez złego ducha: osobiście spotkałem kilka osób wyraźnie opętanych.

Bywa, że ludzie religijni ulegają diabłu: można to rozpoznać poprzez widoczny rys fanatyzmu, braku wrażliwości moralnej wobec innych, pychy, jakiejś dziwnej głuchoty i upartego dowodzenia jedynie swoich racji. Tacy ludzie prowadzą do ciągłych kłótni i konfliktów, są agresywni, podejrzliwi wobec tych, którzy mają inne poglądy, posądzają innych o niecne intencje, itp. Owocem ich działań jest niezgoda, rozłam, wzajemna niechęć i podejrzliwość, a głoszony przez nich Chrystus w istocie przeraża ludzi. Te złe owoce wynikają nieraz z ludzkich ułomności, ale, gdy staje się to szczególnie destruktywne, szalenie aktywne, niepowstrzymane, to można wówczas mówić o wspieraniu tych ludzkich słabości przez złego ducha. 
 
Teraz coś osobistego. Jedenaście lat jako jezuita, ćwiczyłem się podczas rekolekcji, podczas całego życia jezuickiego w ignacjańskim rozeznawaniu duchów, które jest dla mnie sprawą fundamentalną. Cały dzień funkcjonuję w rozeznawaniu duchów. Nie zawsze mamy do czynienia z szatanem. Najczęściej jest to zwykła ludzka pokusa do złego. Ja też jestem kuszony przez złego ducha i chroniony przez dobrego ducha, przez aniołów, przez samego Jezusa, przez wstawiennictwo świętych. Ulegam nieraz pokusom złego ducha. W mojej młodości mogły to być akty opierania się Bogu i Jego łasce miłości czy nawrócenia.
 
Na obszarach, za które jestem odpowiedzialny, staram się rozeznawać, jakie duchy działają w rozmowach, w spotkaniach, w ludzkich postawach. Interweniuję głównie wówczas, gdy widzę, że jakiś zły duch sieje wyraźny zamęt, rozłam, zaprzecza Bogu, bluźni wobec Boga, gdy jest to uparte, złowrogie, pogardliwe, niszczące, rozbijające. Obojętnie wówczas, czy ktoś czyni to deklarując coś przeciw Bogu czy z Bogiem na ustach: owoce są ważne. Jeżeli nie potrafię wypędzić takiego złego ducha, nie dysponuję cudowną mocą Jezusa czy egzorcysty, to po wypróbowaniu różnych sposobów na ograniczenie tego złego ducha mogę go jedynie przepędzić z przestrzeni, w której się zadomowił. Nie ma bowiem większego zła dla pojedynczych osób i społeczności, niż pozwolić diabłu zdominować się. 
 
Wracam teraz do sprawy tłumu. Moje doświadczenie ze współczesnymi ludźmi jest takie, że w zdecydowanej większości również my, wierzący zachowujemy się jak ten tłum. Nie mamy często pojęcia, że działają dobre i złe duchy. Robimy to, co podpowiadają nam emocje, ideologie, kaprysy, uprzedzenia. Jako zbiorowość i jednostki mamy bardzo słabe rozeznanie duchowe. Gdy mamy do czynienia ze złym duchem, najczęściej go nie rozpoznajemy. Takie rozeznanie wymaga głębokiej modlitwy, zjednoczenia z Jezusem, trzymania z Kościołem, miłości Boga, miłości człowieka, miłości Kościoła, ciągłej czujności wobec złego ducha, aby nie był skuteczny, aby nie tworzył swojego królestwa, aby nie wpędzał ludzi do piekła, aby nie zamykał im wrót wieczności, aby nie opętywał ich, aby nie rozbijał wspólnot, nie niszczył przestrzeni wzajemnego zaufania i miłości. Uczenie się tego rozeznawania wydaje mi się kluczową obecnie sprawą dla chrześcijan. Dzisiejsza Ewangelia na pewno w tym pomaga, abyśmy idąc za przykładem Jezusa, doskonalili się w tej najważniejszej umiejętności naszego życia, zwłaszcza jeżeli mamy odpowiedzialność za innych ludzi.
 
Chciałbym się dzisiaj modlić, aby trzeźwe uznanie istnienia dobrych i złych duchów towarzyszyło naszemu chrześcijańskiemu życiu; abyśmy potrafili w naszym życiu to, co idzie dobrego od Boga, odkrywać, twórczo odczytywać, wzmacniać, pokazywać; abyśmy też umieli odczytywać to, co idzie od złego ducha, który wiedzie nas do zguby, do śmierci wiecznej, do zniszczenia w nas życia Bożego; abyśmy temu złemu duchowi w nas, w naszych wspólnotach, w kulturze umieli się przeciwstawiać mocą Bożej miłości, stanowczości, łaski.   
 
 

Komentarze

  1. jadwiga

    interpretacja to sliska sprawa

     Jezeli przyjmiemy dosłownie ze niemy był niemy tylko dlatego ze był opetany przez złego ducha , a gdy zło go opusciło zaczał mówic – mozna skrzywdzic wiele niewinnych chorych osób. W niektórych srodowiskach przyjmuje sie to dosłownie –  do dzis pokutuje poglad ze choroba jest skutkiem grzechu lub skutkiem opetania. Taki chory jest odrzucony i niemalze przeklety w takowym srodowisku, nie dosyc ze cierpi na skutek niezawinionej choroby, to dodaje sie do tego stosunek społeczenstwa do niego – wykluczenie – czasem nawet i jego rodziny. 

    Pamietajmy wiec ze taka interpretacja winna byc naprawde ostrozna.

    Przypomina mi sie ksiażka Marschalla Bruce "Cud Ojca Malachiasza".

    W skrócie – pod kosciołem zebrze sparalizowany człowiek. Ktokolwiek porzechodzi daje mu jałmuzne i miłe słowo. Sparalizowany tez sie usmiecha i dziekuje. Kazdy go zna – ludzie bardzo lubia publicznie okazywac swoje miłosierdzie – to podnosi ich "ego". 

    Miasteczko odwiedza Ojciec Malachiasz. Spojrzawszy na spartaliżowanego – zapytuje "czego pragniesz?". Człowiek odpowiada – "Byc zdrowym, moc chodzic, poruszac sie". Ojciec Malachiasz dokonuje cudu uzdrowienia. Sparalizowany człowiek jest uzdrowiony ma proste sprawne nogi i rece. Goraco dziekuje Ojcu Malachiaszowi, wszyscy zbiegają sie aby byc swiadkami cudu. 

    Ojciec Malachiasz opuszcza po jakims czasie miasteczko. Cud tez jakos został zapomniany – tylko ten człowiek nie moze sobie znalezc miejsca w zyciu. Nie chce mu sie pracowac, albo nie umie, bo nigdy nie pracował. Siada dalej pod kosciołem ale juz nikt zdrowemu człowiekowi nie daje jałmuzny nikt sie tez nie usmiecha. Uzdrowiony paralityk staje sie przerazliwie samotny, poniewaz proba zebractwa przez zdrowego drazni ludzi. Jest zagubiony.

    Po jakims czasie miasteczko znów nawiedza Ojciec Malachiasz. Spotyka uzdrowionego, który jest przerazliwie smutny i nieszczesliwy. "Co uczynic dla ciebie – nieszczesliwy człowieku?" – zapytuje Ojciec Malachiasz.

    Człowiek spoglada na swojego uzdrowiciela i odpowiada: "Zrób aby było tak jak przedtem. Przed uzdrowieniem".

     
    Odpowiedz
  2. Andrzej

    Głębsza intencja Ewangelisty i samego Jezusa

     Jadziu, 

    masz rację, że należy być ostrożnym przy dosłownym traktowaniu tego typu Ewangelii, gdy kwestia choroby – w tym przypadku niemożności mówienia – jest utożsamiana z opętaniem. Nie rozstrzygniemy, czy w tym konkretnym przypadku osoba uzdrawiana była rzeczywiście opętana i chora, czy jedynie chora, a relacjonujący to cudowne zdarzenie Ewangelista Łukasz nazwał to w charakterystycznym dla jego czasów i środowiska języku. Nieraz opętanie jest połączone z jakąś chorobą czy okresową niemożnością cielesną, innym razem nie. Dziś jesteśmy raczej skłonni przyjmować, że większość chorób cielesnych ma swoje źródła psychosomatyczne, niż pochodzi od złego ducha i opętania. Choć z drugiej strony coraz bardziej podkreśla się psychiczny, a nawet duchowy wpływ na ciało człowieka, jego zdrowie i choroby.

    Natomiast, warto wsłuchać się w głębszą intencję samej Ewangelii: czyli właśnie przewrotną reakcje tłumów na czynione przez Jezusa cuda i Jego odpowiedź. Zakwestionowanie świętości Jezusa i Jego boskiego pochodzenia, a wręcz postrzeganie w Jego osobie i czynach znamion działania diabła. Ta kwestia, która zresztą próbujemy z Małgorzatą rozważyć, wydaje mi się centralna dla tego fragmentu Ewangelii.

    Pozdrawiam Cię serdecznie

    Andrzej

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code