Sztuka gromadzenia skarbów

50. Wieczór Biblijny w Kasince Małej

 
Czas szybko mija i już mamy jubileusz – PIĘĆDZIESIĄTY WIECZÓR BIBLIJNY W KASINCE MAŁEJ. Nie wybieraliśmy specjalnie tekstu na tę okazję. Jak zwykle omawialiśmy to, co podpowiedziały nam codzienne czytania Kościoła katolickiego.
 
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje. Światłem ciała jest oko. Jeśli więc twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie w świetle. Lecz jeśli twoje oko jest chore, całe twoje ciało będzie w ciemności. Jeśli więc światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność». (Mt 6, 19-23)
 
Małgorzata: Dzisiaj rano zwróciłeś mi uwagę na to, że ludzie tutaj w Kasince bardzo dużo czasu, energii, wysiłku poświęcają swoim domom. Na naszej uliczce jest na przykład taki dom, w którym właściwie nikt nie mieszka. Został zbudowany przez ludzi, którzy są gdzieś na drugiej półkuli i zarabiają duże pieniądze, a potem przywożą je lub przysyłają, żeby ten dom móc remontować. Wciąż w niego coś wkładają, a on wciąż niszczeje, wciąż się tam coś psuje i wymaga uzupełnienia. Na pewno dla tych bardzo ciężko pracujących ludzi jest to właśnie taki skarb, do którego rwie się ich serce z nadzieją, że być może kiedyś powrócą i spędzą tutaj swoje ostatnie lata życia. Czy rzeczywiście powrócą? Trzeba im życzyć jak najlepiej, ale w życiu bywa różnie. Nie wiadomo, czy nie spotka ich jakiś wypadek, przeciwności losu, choroba itp. A jeżeli nawet wrócą, to będą już pewnie starzy, coraz bardziej chorzy i zniedołężniali, aż w końcu umrą. Można by powiedzieć, że ci ludzie lub im podobni zyskują dobre warunki wtedy, gdy już trzeba z tego życia odejść. Taka perspektywa – przekonanie, że ludzkie życie jest bez sensu, bo człowiek cały czas coś gromadzi i ulepsza, a gdy jest u szczytu swoich osiągnięć, to musi umierać – prowadzi wprost do rozpaczy.
 

Ankieta_ID=201609#

Jezus odsłania zupełnie inną perspektywę. Mówi, że tutaj mole zżerają i rdza niszczy, ale powinniśmy sobie gromadzić skarby w niebie, aby nic im nie zagrażało. Pokazuje, że tutaj się sprawa nie kończy i ta perspektywa nie jest taka smutna i beznadziejna, jaką zarysowałam w opowieści o ludziach budujących dom, w którym spodziewają się na starość umrzeć. Ale co to znaczy: „gromadźcie sobie skarby w niebie”? Zaczęłam się nad tym zastanawiać i to nie jest takie proste. Potrafimy wyobrazić sobie nasze codzienne zabieganie, gromadzenie skarbów czy to w postaci domu, czy konta bankowego, czy kolekcji dzieł sztuki, czy czegokolwiek innego tu na ziemi, lecz gromadzenie skarbów w niebie nie jest takie oczywiste, a może nawet wydawać się niezrozumiałe.
 
Z pomocą przychodzi obecna w drugiej części tego fragmentu metaforyka światła. Znów przypomina mi się nieszczęsny dom, o którym wspomniałam wcześniej. Od czasu do czasu bywa tam zapalane światło, aby pokazać ludziom, że nie jest to puste miejsce, pozostawione na pastwę złodziei. Zresztą wielu z nas tak robi, że wyjeżdżając zostawiamy w domu światło. Można powiedzieć, że takie światło jest częścią ciemności. Ono niczemu nie służy: nikomu nie wskazuje drogi, nikomu nie pomaga odnaleźć jakichś przedmiotów, nikomu nie ułatwia pracy. Służy właściwie tylko temu, aby odgrodzić zgromadzone przez nas dobra od innych ludzi, aby budować barierę między naszym majątkiem, naszym stanem posiadania a innymi ludźmi. Zapalając takie światło, podsycamy w sobie wiarę w złą i ciemną stronę drugiego człowieka, który może przyjść i narobić szkody w naszym domu.
 
Jeżeli takie światło, które jest ciemnością, hodujemy w sobie, to nie gromadzimy skarbów dla nieba, nie idziemy kierunku, który Jezus wskazuje. Inaczej jest natomiast – tutaj odwołam się do mojej ulubionej metafory – jeżeli zapala się komuś światło na jego drodze. Jeżeli mamy w sobie światło, które wynika z naszej wiary w Boga, w prawdę, w dobro, w piękno, w drugiego człowieka, jeżeli niesiemy to światło i dzielimy się nim z innymi, wówczas gromadzimy sobie skarby, które są w niebie. I kiedy przyjdzie czas, aby z tego świata odejść, to świadomość, że zapaliliśmy światło innym ludziom, że zrobiliśmy coś dobrego, że w ludzkich sercach spowodowaliśmy wartościowe zmiany, będzie właśnie takim skarbem, który zgromadziliśmy w niebie na życie wieczne. Wtedy będziemy mogli odchodzić z tego świata ze spokojem, bez rozpaczy albo nie budząc rozpaczy w innych.
 
Andrzej: Dzisiejsze słowa Jezusa uderzają w czuły punkt człowieka współczesnego, ale także historycznego, bo człowiek dążył zawsze do materialnego bezpieczeństwa, do pozycji społecznej, którą dawały mu pewne dobra. Za czasów Jezusa były to stada zwierząt, terytoria, niewolnicza praca innych ludzi. Dzisiaj jest to przede wszystkim pieniądz, za który można prawie wszystko kupić. Natomiast Jezus zna naszą skłonność, abyśmy z tego, co jest naturalne, czyli z zabezpieczania siebie, swoich bliskich czy rodziny, przechodzili dalej, abyśmy z tego, co jest środkiem do wieczności, czynili cel, tworzyli sobie cielca. Dlatego polaryzuje: mówi o skarbie czysto ziemskim i skarbie niebieskim. Skarbem jest to, co absolutne albo zabsolutyzowane. I prawdą jest, że większość z nas mogłaby się uderzyć w piersi za nadmierną zapobiegliwość materialną. Ileż czasu wkładamy w to, ileż serca, ileż namysłu! Zawsze nam mało i mało.
 
Ja tego nie lubię. Nie lubię współczesnego materializmu i konsumpcjonizmu, a najbardziej nie lubię tego w sobie. Zawsze, gdy miałem nadmiar pieniędzy i nadmiar materialnych dążeń, to się z tym źle czułem. Pan Bóg zasadniczo chronił mnie od tego. W związku z tą Ewangelią chciałbym zrobić rachunek sumienia. Zawsze było we mnie dążenie, aby być zabezpieczonym, ale spotykało się ono z innym dążeniem – do życia dla jakiejś utopii, jakichś ideałów. W młodości były to ideały społeczne i polityczne: wolności, solidarności, pokoju. W zasadzie cała moja młodość to było życie w ubóstwie między jedną pracą a drugą, między jednym więzieniem a drugim. Nie byłem w stanie zapracować na przyzwoite utrzymanie, biedowałem, nie dojadałem, zresztą jak wielu ludzi z mojego pokolenia, którzy swoje życie poświęcali ojczyźnie czy wolności tego kraju. Miałem też taki epizod, gdy chciałem może nie tyle zarobić szalenie, co zawalczyć mocniej w biznesie. Czym pewniej biznes mi szedł, czym więcej miałem pieniędzy, tym gorzej się czułem. Stąd na całe życie pozostało mi doświadczenie, żeby być ostrożnym i zawsze stawiać na pierwszym miejscu inne sprawy: etyczne, poznawcze, egzystencjalne czy artystyczne, żeby iść za intuicją nieba. Nawet jeżeli jest się niewierzącym, to można uznawać pewne niebo, a tym bardziej, jeżeli jest się wierzącym. Traktowanie spraw materialnych jako środek, nawet z pewną nonszalancją, z pewnym lekceważeniem jest konieczne dla zdrowia psychicznego, dla zdrowia moralnego, dla życia duchowego.
 
Raz udaje mi się lepiej, raz gorzej, ale wciąż jest to coś, z czym muszę się zmagać. Największą pomocą w zmaganiu z naszym lękiem przed ubóstwem, z naszym pragnieniem bezpieczeństwa materialnego jest inna pasja. To jest właśnie ten skarb w niebie. To jest właśnie życie w prawdzie, w miłości, w ofiarności, życie  jako dar dla innych, poświęcenie się. Każdy tutaj ma inny charyzmat. Jedni poświęcają się dzieciom, inni twórczości, inni kaznodziejstwu, ktoś zajmuje się działalnością charytatywną, posługą wobec ubogich czy niepełnosprawnych. Każdy ma swoje powołanie, ale robienie czegoś dla innych jest tym niebem, jest podstawową nieegoistyczną radością, że angażujemy się w jakieś dobro wspólne, dobro drugiego człowieka.
 
Moje doświadczenie podpowiada, że gdy człowiek tak postępuje, nie ma problemu z pieniędzmi, nie ma problemu z utrzymaniem. Może być różnie, raz biedniej, a raz bogaciej, ale zasadniczo dobra ziemskie traktowane jako środki mają zdolność do nieprzeszkadzania w naszym życiu duchowym i moralnym, w wyższych aspiracjach i zawsze ich jakoś wystarcza. Nasze doświadczenie w Domu Tezeusza, z portalem i Fundacją jest takie samo. Cały czas musieliśmy do tego dokładać, pracować i znowu dokładać. Teraz zaczyna się to jakby wyrównywać. No i co? Przez parę lat dokładaliśmy, teraz zaczyna być lepiej, może za kilka lat wyjdziemy na zero albo zawsze będziemy na minusie. Ale to nie przeszkadza w ogóle żyć. Zawsze potrafiłbym, mam nadzieję, spakować się w jeden plecak czy w jedną torbę i rozpocząć wszystko od nowa. W wieku lat 45 nie posiadam niczego poza kilkoma ubraniami i paroma książkami. Tak mnie Bóg obdarzył, że nie zdążyłem zebrać przez 45 lat niczego. Teraz, gdy robię Fundację, wszystko jest własnością Fundacji: samochód, wynajęty dom czy cokolwiek innego. Dla mnie to jest olbrzymia wolność, że nie mam prawie niczego na własność.
 
Wracając do metaforyki oka jako światła ciała, myślę, że jest ona integralnie związana z pierwszą kwestią. Pragnienie steruje naszym postrzeganiem rzeczywistości. Jeżeli jest ważne dla nas ciągłe zabezpieczanie się materialne, nadmierne, neurotyczne, na pograniczu chciwości, pazerności, chorego egoizmu, to każdego człowieka postrzegamy pod takim kątem, na ile jest on użyteczny dla naszego mnożenia pieniędzy, mnożenia dóbr, naszych egoistycznych zaspokojeń. Pragnienie materialnych dóbr zaciemnia światło naszego oka. Czym bardziej jesteśmy wolni od materialnych pragnień, czym bardziej traktujemy je jako środki w swoim życiu, tym oko jest wolniejsze, tym bardziej przez to jasne oko możemy widzieć ludzi bezinteresownie, w ich pięknie i dobru, nie zinstrumentalizować ich, nie czynić z nich marionetki czy elementu naszego życiowego planu. Ucieszyć się każdym człowiekiem jako darem Boga. Ucieszyć się samym Bogiem bezinteresownie, bez oczekiwań, że On mi coś da. Ucieszyć się tym latem, tą piękną pogodą, ale też nie martwić się, że ciągle leje. Widzieć świat w wolności od lęku przed tym, że jak nie będę miał na dziesięć lat do przodu zabezpieczonego konta czy domu, czy nie wiadomo jeszcze czego, to wówczas przyjdzie koniec świata. Nie, koniec świata przychodzi, gdy grzęźniemy w chciwości, w pazerności, w materializmie, w zawężaniu własnych horyzontów, w niepostrzegania siebie i innych jako daru pewnej wzajemności. Choroba naszego oka to jest chciwość, lękliwość. Ludzie, którzy cały czas pracują, żeby zarabiać, którzy cały czas wznoszą i remontują domy, którzy cały czas zmieniają samochody, a czynią to nadmiernie, zachowują się w sposób chory. Za czasów Jezusa było to chore, teraz jest to hiperchore, tylko często nie wiemy o tym, ponieważ prawie wszyscy w naszym otoczeniu robią to i my też w dużym stopniu jesteśmy w to uwikłani. Rzadko spotykam ludzi mających wolność w tych sprawach.
 
Ja jestem bardzo nonszalancki wobec pieniędzy. Zwykle mi ich w życiu nie brakowało, ale też specjalnie się nimi nie przejmowałem. Jestem człowiekiem w czepku urodzonym albo takim, który zawsze spada na cztery łapy. Robię w życiu to, co chcę, a jest to luksus rzadki chyba dla większości ludzi. Natomiast kiedy się z kimś spotykam, to zaczynam mówić o sprawach materialnych, o możliwościach pracy, o finansach, o samochodzie i o podobnych rzeczach. Tak się zawsze zastanawiam, po co ja to robię. A to jest przepustka do serc wielu ludzi, do jakiejkolwiek konwersacji z ludźmi. Mnie to nie interesuje, ale z kolei te sprawy, które mnie interesują, ich nie interesują. To jest moja słabość, że temu ulegam. Ale może jest to taki sposób, żeby być w ogóle z wieloma ludźmi, bo inaczej zapanowałoby głuche milczenie i w ogóle by się człowiek nie spotykał.
 
Chciałbym modlić się o wolność duchową, egzystencjalną od pieniędzy, od materialnych dóbr, o umiejętne korzystanie z nich, o cieszenie się i dzielenie się nimi, co jest bardzo ważne; aby mieć czyste oko, aby widzieć siebie i innych, widzieć Boga, widzieć przyrodę, zwierzęta w niepragamtyczny sposób jako dar miłości Boga dla nas; aby cieszyć się tym, wzrastać w miłości, dobroci, wzajemnym ofiarowywaniu się. I to jest szczęście. Uwolnić się od lęku przed brakiem materialnego zabezpieczenia, uwolnić się od pożądliwości i chciwości – to czyni nas po prostu szczęśliwymi. A pieniądze przyjdą same, jeżeli pracujemy, jeżeli robimy coś pożytecznego i dobrze ocenianego. Pieniądze przychodzą pośrednio za to, że pracujemy, kim jesteśmy i czemu służymy.      
 
 

6 Comments

  1. jadwiga

    Andrzeju

    Za czasów Jezusa były to stada zwierząt, terytoria, niewolnicza praca innych ludzi. Dzisiaj jest to przede wszystkim pieniądz, za który można prawie wszystko kupić.

     

    No własnie. Jezus nie krytykował wcale niewolniczej pracy innych ludzi na rzecz "panów". Ba…w ST Bóg nawet dzieli ludzi i na wolnych i niewolników różnicujac kare w Prawie za zabicie wolnwgo i niewolnika.

    Czy pieniądz jest gorszy jezeli podlega tak wielkiej krytyce? Smiem twierdzic, że pieniądz jest znacznie "lepszy" niz wykorzystywanie niewolniczej pracy drugiego człowieka, jako swojej własnosci.

    Czytajac Ciebie dalej – czy o taka Polskę walczyłes jaka jest teraz? Chyba jednak nie.

    Trzeci aspekt, z jednej strony piszesz ze

    W zasadzie cała moja młodość to było życie w ubóstwie między jedną pracą a drugą, między jednym więzieniem a drugim. Nie byłem w stanie zapracować na przyzwoite utrzymanie, biedowałem, nie dojadałem, zresztą jak wielu ludzi z mojego pokolenia, którzy swoje życie poświęcali ojczyźnie czy wolności tego kraju.

    a zaraz później

    Ja jestem bardzo nonszalancki wobec pieniędzy. Zwykle mi ich w życiu nie brakowało,

    To znaczy które słowa sa prawdziwe? Te pierwsze czy te drugie?

    I dalej

    Nasze doświadczenie w Domu Tezeusza, z portalem i Fundacją jest takie samo. Cały czas musieliśmy do tego dokładać, pracować i znowu dokładać. Teraz zaczyna się to jakby wyrównywać. No i co? Przez parę lat dokładaliśmy, teraz zaczyna być lepiej,

    Nie rozumiem, jezeli zyłes w ubóstwie to Z CZEGO dokładałes?

    Zawsze potrafiłbym, mam nadzieję, spakować się w jeden plecak czy w jedną torbę i rozpocząć wszystko od nowa. W wieku lat 45 nie posiadam niczego poza kilkoma ubraniami i paroma książkami. Tak mnie Bóg obdarzył, że nie zdążyłem zebrać przez 45 lat niczego. Teraz, gdy robię Fundację, wszystko jest własnością Fundacji: samochód, wynajęty dom czy cokolwiek innego. Dla mnie to jest olbrzymia wolność, że nie mam prawie niczego na własność.

    Nie masz rodziny. A rodzina to cos takiego jak ODPOWIEDZIALNOSC. Trzeba dzieciom zapewnic bezpieczenstwo i aby było co do garnka włozyc. Za czasow Jezusa – niewolnicza praca innych. Dzisiej pieniądz, dzieła identycznie. Ale Jezus niewolnictwa nie krytykuje a pieniadz tak. Nie rozumiem.

     

    Ludzie, którzy cały czas pracują, żeby zarabiać, którzy cały czas wznoszą i remontują domy, którzy cały czas zmieniają samochody, a czynią to nadmiernie, zachowują się w sposób chory.

    Przykro mi ale nie znam takich ludzi. Wszyscy zyja normalnie zabezpieczajac minimun swojego bytu i najblizszych. To tylko mały procent ludzi o których piszesz.

    A pieniądze przyjdą same, jeżeli pracujemy, jeżeli robimy coś pożytecznego i dobrze ocenianego. Pieniądze przychodzą pośrednio za to, że pracujemy, kim jesteśmy i czemu służymy.    

    Najpierw trzeba te prace miec. Pieniadze w przeciwienstwie do "manny biblijnej" z nieba nie spadają.

    Na koniec uwaga. Zle działaja wpisy i cytowanie w komentarzach. Nie da sie zniesc kursywy.

     
    Odpowiedz
  2. zibik

    Dobra trwałe, czy dobra trwałego użytku?…

    Sz.Państwo !

    Dziękuję za poruszenie i przypomnienie niezmiernie istotnych kwestii, oraz wciąż aktualnych, kluczowych i żywotnych spraw i zagadnień. Rzeczywiście obecnie bytujemy w czasie nie tylko totalnego chaosu i bałaganu pojęciowego, lecz również coraz bardziej nasilającego się ubóstwa i jednocześnie  kultu wobec mamony.

    Dobra trwałe, czy dobra trwałego użytku?…………Przecież dobra trwałe, o których jest mowa w Piśmie Świętym nie są tożsame z dobrami trwałego użytku, a tym bardziej z innymi rzeczami materialnymi, konsumpcyjnymi, czy walorami pieniężnymi.

    Wielu z nas pomija, nie chce znać, bądź buntuje się i ignoruje, lekceważy te słowa : "Nikt nie może służyć dwom panom, gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego kochał, albo przywiąże się do jednego, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie."

    A następstwa i skutki są m.in. takie, że coraz częściej nie odwzajemniamy Jego miłości, a nawet świadomie i dobrowolnie oddalamy się, od Pana Boga i Jego Kościoła, a bardziej służymy złemu Duchowi i mamonie, niż Jemu i naszym bliźnim.

    Tytułem dopowiedzenia w/w spraw dedykuję, pod rozwagę pasterzom i coraz większej, także bardziej światłej trzódce "Tezeusza" i te słowa :

    "Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę! Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze." (Łk 12,32-34)

    Wyznam szczerze, że nadal sprawia mnie wiele trudności i kłopotu to zalecenie : " Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę".

    Zapewne podobnie, jak wielu z was należę, do osób, czy nawet pokolenia wywodzącego się z rodzin niezbyt zamożnych i będących stale na dorobku. Nigdy nie zaznałem dobrobytu egzystencjalnego, ani potrzeby wyzbywania się mienia, własności, wręcz przeciwnie zawsze doświadczam wraz z całą rodziną ich dokuczliwy brak, bądź niedostatek.

    A przecież obecnie na świecie, także w UE i RP jest sporo osób majętnych i zdecydowanie więcej ludzi biednych i zadłużonych – potrzebujących pomocy i jałmużny.

    Szczęść Boże !

     

     
    Odpowiedz
  3. jadwiga

    Zibiku

    Masz racje, świeta rację!!

    Ale zauwaz kto wprowadza kult materialnego dobrobytu? Ano…sam koscioł katolicki. Zauwaz od najmłodszych lat dziecko przyprowadzane do koscioła CO WIDZI? Malenkie dziecko na co zwraca uwagę? Na cos błyszczacego –  Ano złote wota, złoty koscioł, złota monstrancję, kielich złoty –  piękny bogato haftowany ubior księdza. A jak pojedzie jeszcze np na Pielgrzymke ze szkoły np na Jasną Górę i zacznie zwiedzac skarbiec? A jak idzie do Pierwszej Komunii? Piekne balowe suknie widzi dookoła wsród złotego koscioła. A gdzie Pan Jezus ? Z czym dziecku kojarzy sie koscioł? Z bogactwem. Nie z Jezusem, nie z Bogiem, ale z bogactwem.

     

    A wiec nie wylewajmy pomyj na lud boży tylko pomyslmy rozsądnie, skąd sie to wzięło.

     
    Odpowiedz
  4. zibik

    Kult Boga Trójjedynego , czy materialnego dobrobytu?…..

    Droga Jadziu !

    Chyba mamy diametralnie różne doświadczenia, odczucia i skojarzenia z miejsc opisywanych i wskazanych, przez Ciebie. Gdzie zwykle mamy sposobność osobiście rejestrować zmysłami i doświadczać całym swoim jestestwem to, co jest wyrazem majestatu Pana Boga, także m.in. natchnionego Duchem Świętym ludzkiego rozumu, talentu, a nieraz geniuszu.

    Wg. mnie będąc, a tym bardziej uczestnicząc w liturgii mszy świętej w najpiękniejszych świątyniach i nie koniecznie najbardziej okazałych, czy katolickich. Trudno nie zauważyć bogactwo gestów, znaków, kolorów, ornamentów, kształtów, kompozycji etc. i nie usłyszeć brzmienia organów, a zatem docenić wkład tj. zaangażowanie trud i wysiłek wielu osób nie tylko wielkich, wybitnych, a nawet genialnych. Wcale nie rzadko dziedzictwo wielu pokoleń różnych twórców, artystów i rzemieśników.

    Ponadto trzeba mieć świadomość, że poznawane i podziwiane unikalne dzieła sakralne, w tym perełki kultury chrześcijańskiej są m.in. wyrazem ofiarności i hojności ludu bożego, przede wszystkim owych biblijnych wdów.

    Kult materianego dobrobytu wg. mnie dawniej i teraz przede wszystkim rozpowszechniają i wprowadzają możnowładcy, politycy, przywódcy państw tj. bezbożnicy i materialiści. Ponadto inne osoby, którym wiara w Boga Trójjedynego, także Jego adoracja – kult sakramentów, czy metafizyka, bądź kultura chrześcijańska są czymś nie koniecznie potrzebnym, a tym bardziej najważniejszym i priorytetowym. 

    Okazałość i wystrój świątyń może wydawać się wybranym osobom nawet zbytkiem, bądź czymś obcym i jak rozumiem Ciebie – źródłem kultu materialnego dobrobytu.

    Mam nadzieję, że wyjątkowa wyobraźnia u dzieci chroni je skutecznie, przed owym domniemywanym deprawującym wpływem świątyń – miejsc sakralnych.

    Z moich obserwacji wynika, że łatwiej i częściej deprawują się dzieci, których rodzice świadomie zaniedbują, bądź unikają uczestnictwa w mszy świętej.

    Szczęść Boże !

     
    Odpowiedz
  5. jadwiga

    Zibiku

    Ja piszę o małym dziecku, które wejdzie do koscioła ( budynku przez małe "k") i co zobaczy i jak zareaguje emocjonalnie. Rozumowo zareaguje znacznie pozniej, ale ta pierwsza "lekcja" pozostanie w pamieci dziecka ( patrz skarbiec chociazby na Jasnej Górze strzezony przez jak mi wiadomo spuszczane na noc grozne psy)

    Nie wiem tez które dzieci sie bardziej deprawują czy te które od dziecka chodzą na Mszę czy takie które nie chodzą. Chyba w tym nie ma reguły.

     

    Ponadto trzeba mieć świadomość, że poznawane i podziwiane unikalne dzieła sakralne, w tym perełki kultury chrześcijańskiej są m.in. wyrazem ofiarności i hojności ludu bożego, przede wszystkim owych biblijnych wdów.

     

    Czy Bóg żąda od na złota? To MY LUDZIE wymyslilismy aby czcvzac Boga to złoto dawac. To nie był wmysł Jezusa.

     
    Odpowiedz
  6. zibik

    Okazywanie czci Bogu !

    Droga Jadziu !

    Przede wszystkim Pan Bóg pierwszy nas umiłował, szanuje i uznaje naszą wolną wolę, dlatego niczego nie żąda, a Syn Człowieczy – Jezus Chrystus niczego nie wymyślał.  Przecież będąc na Ziemi i przebywając wśród różnych ludzi m.in. czynił cuda (uzdrawiał), nie potępiał, lecz odpuszczał grzechy (winy), a nawet złoczyńców usprawiedliwiał, przed Ojcem. Nauczał i wychowywał tj. wyjaśniał, radził, wskazywał, tłumaczył, etc., także ustanowił nowe prawo i ukazywał, obnażał zło. Ponadto zawsze stanowił z Ojcem jedno i do końca wypełniał Jego wolę.

    Owszem ludzie wymyślają bardzo różne rzeczy, także popełniają błędy, lecz to, co jest natchnione Duchem Świętym, święte i wartościowe, ponadczasowe, dobre i piękne – wyrazem dobrej woli człowieka i ludzkiego geniuszu, czy świadomym i dobrowolnym postanowieniem, bądź wiekodusznym gestem  wspólnoty Kościoła – chyba trudno nazywać wymysłem?…….

    Domyślam się, że Ciebie Jadziu i zapewne wielu innych ludzi przyzwyczajonych, do socjalistcznego prostactwa, popkultury, także nędzy i biedy może razić ów przepych, a tym bardziej rozdźwięk między afirmacją Pana Boga, a naszym codziennym i grzesznym życiem, a nieraz  cynicznym, wyrachowanym, podłym i nikczemnym. 

    Jednak pytam się Ciebie – czy nasi przodkowie, a teraz my współcześni katolicy i chrześcijanie, także wyznawcy innych religii jesteśmy w stanie przesadnie odwzajemniać Jego Miłość, a tym bardziej przesadzać w oddawaniu tego wszystkiego bogactwa, jakim nas obdarzył, które przecież jest Jego, a zatem również w okazywaniu należnej czci majestatowi Boga Trójjedynego?….

    Wystarczy zmówić paciorek, czy nisko ukłonić się Jemu?…..

    Ps. Mnie osobiście bardzo nie podobają się zbyt uproszczone, niby nowoczesne, awangardowe formy w kulturze, czy muzyce, architekturze nie tylko sakralnej.

    Szczęść Boże !

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code