Szczęście w proszku

Władza przedstawiona antyutopiach i dystopiach bardzo często oferuje mieszkańcom swoich światów pozornie łatwy i skuteczny sposób na ucieczkę od wszelkich ludzkich zwątpień. Wystarczy jedna chwila, by jednostka mogła zapomnieć o swoich codziennych, bardziej lub mniej istotnych, bolączkach — potrzebna jest jedynie maleńka pastylka lub szklanka napoju. Nikt nie oferuje jednak cudownego rozwiązania za darmo. Ceną życia bez trosk bardzo często jest wyrzeczenie się własnej indywidualności i niepowtarzalności oraz rezygnacja z myślenia, stawiania pytań i wymagań, na czym korzystają osoby sprawujące kontrolę w przedstawionym świecie, który najczęściej przyjmuje postać totalitarnego państwa. 

Soma to narkotyk przyjmowany powszechnie przez bohaterów najsłynniejszej chyba antyutopii. Odgrywa ona główną rolę w tworzeniu niezmąconej szczęśliwości Nowego wspaniałego świata Aldousa Huxleya (1930). W tej rzeczywistości ludziom pozostało jedynie ciało (gr. soma) i doznania cielesne, gdyż nawet myślenie okazało się niepotrzebne. Choć jedną z oficjalnie głoszonych państwowych zasad jest kult nauki, to jednak postęp cywilizacyjny musi mieć pewne granice, inaczej mógłby ulec zachwianiu idealny z punktu widzenia władzy status quo. Pomaga w tym właśnie soma, niszcząc w zalążku u inteligentniejszych i wrażliwszych jednostek pragnienie buntu czy choćby stopniowego wprowadzenia zmian.

Soma jest przyjmowana w formie tabletek lub jako dodatek do lodów czy napojów. W sytuacjach zagrożenia stosuje się także jej opary. Dzięki somie obywatele nie odczuwają stanów lękowych i depresyjnych. Przyjmowanie narkotyku jest dla mieszkańców Republiki Światowej naturalne. Małe dzieci w trakcie warunkowania poddawane są hipnopedii (po zakończonej edukacji przyswojone sentencje przyjmują postać aksjomatów) i dziesiątki tysięcy razy wysłuchują w trakcie snu zdań: „Jeden sześcienny centymetr i znika ponury sentyment”, „Lepsza mikstura niż awantura”, „Gram o właściwej porze najlepiej dopomoże”, czy „»Było« i »będzie« mnie nie posiędzie. Gdy tylko zażywam gram, nieustanne »dzisiaj« mam”. Soma eliminuje zatem także poczucie upływu czasu — po zażyciu środków chemicznych akceptowanych i zalecanych przez władze odczuwają wyłącznie swoją obecność w teraźniejszości, dzięki czemu ustają ich frustracje. 

Bohaterom soma towarzyszy bez ustanku. Noszą ze sobą fiolki ze specyfikiem, aby móc go użyć w dowolnym momencie. Soma jest tak bliska ludziom, że ma to odbicie w języku, którym się posługują. O Benicie Hooverze, jednym z bohaterów powieści, znajomi mówią, że „idzie przez życie, nawet nie dotykając somy”, ponieważ jest sprawia wrażenie, jakby żadne negatywne emocje nie miały do niego dostępu.

W sposób rozdzielania somy zaangażowane jest państwo. O tym, jakie dawki somy przypadną pracownikom, decyduje się odgórnie. Dzienna porcja wynosi cztery półgramowe tabletki, w sobotę robotnicy otrzymują ich więcej, bo aż sześć — jak inaczej mogliby zagospodarować bez lęku czas wolny od pracy? Mustafa Mond, jeden z władców świata, w rozmowie z Dzikusem, Helmholtzem i Bernardem tłumaczy przyczyny decyzji, dla których rozdawane są takie, a nie inne ilości somy. Istnieje oczywiście możliwość, by ograniczyć dzień pracy, spełniając postulaty robotników z niższych kast. Byłoby to jednak nieracjonalne. Gdy niegdyś próbowano wprowadzić takie działanie, okazało się, że ludzie, nieprzyzwyczajeni do wolnego czasu, zaczęli masowo przyjmować somę. Trzeba było zatem powrócić do starych zasad. Mustafa Mond mówi o somie tak: „[ma ona] wszystkie zalety chrześcijaństwa i alkoholu, żadnej z ich wad. (…) Uwalniamy się od rzeczywistości, kiedy tylko zechcemy, i takoż wracamy, bez bólu głowy i bez potrzeby mitologii”.

Działanie na bohaterów rozmaitymi rodzajami chemii to motyw popularny w antyutopiach i dystopiach (…). Przyjmowanie rozmaitych napojów lub pigułek zazwyczaj nie jest wymuszane na obywatelach siłą. Władza najczęściej stwarza odpowiednie warunki, a oni sami tego zaczynają pragnąć, bo tak jest łatwiej. Początkowo sięganie po różne specyfiki pomaga w akceptacji nowej rzeczywistości, później staje się to nawykiem bądź obowiązkiem, o odrzuceniu którego nikt poważnie nie myśli. Środki chemiczne mają pomóc w powszechnym uznaniu wprowadzanego przez władcę modelu sprawowania władzy za słuszny i bezdyskusyjny. Można przyjąć, że poniekąd stanowią też skutek uboczny — czy nawet pewnego rodzaju wentyl bezpieczeństwa (np. surogat gwałtownych namiętności u Huxleya) — istnienia samego systemu, działający jednak na jego korzyść.

W Nowym wspaniałym świecie Mustafa Mond mówi wprawdzie o somie, ale sądzę, że jego słowa dobrze opisują społeczne skutki przyjmowania także podobnych specyfików w innych rzeczywistościach: „A jeśli [istnieje] szczelina czasu w spoistej substancji [ludzkich] rozrywek, zawsze pozostaje soma, rozkoszna soma, pół grama na popołudnie, gram na weekend, dwa gramy na podróż na przewspaniały Wschód, trzy na mroczną wieczność na księżycu; wracając, znajdą się już po drugiej stronie szczeliny, bezpieczni, na twardym gruncie codziennej pracy i rozrywek”. A skoro tak, to może jednak należy szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie, czy opisywane przez antyutopistów życie naprawdę jest aż tak złe, jak w założeniu ma się wydawać, i czy różni się aż tak bardzo od codzienności, którą serwuje nam nasz świat — który wszak nie jest ni dystopią, ni antyutopią. Bo chyba nie jest, prawda? 

Rozszerzona wersja tekstu dostępna jest tutaj:
http://odystopiach.blogspot.com/2011/01/szczescie-w-proszku.html.

 

Komentarze

  1. jadwiga

    co prawda nie czytałam

    ale nasuwa się refleksja

    Dzienna porcja wynosi cztery półgramowe tabletki, w sobotę robotnicy otrzymują ich więcej, bo aż sześć — jak inaczej mogliby zagospodarować bez lęku czas wolny od pracy?

    Czy stale trwajaca "szczęśliwość" nie byłaby koszmarem nie do zniesienia?

    Czy w krainie wiecznej szczęsliwosci nie potrzebna byłaby "anty-soma"?

     
    Odpowiedz
  2. udobrzanska

    Zachęcam do lektury!

    Polecam tę książkę, to jedna z moich ulubionych. Myślę, że może się Pani spodobać.

    Teoretycznie właśnie o to chodziło, by pokazać, że świat totalnej szczęśliwości byłby nie do znisienia. Po blisko 80 latach od napisania okazuje się jednak, że dziś balansujemy poniekąd na granicy takiej rzeczywistości: nie chodzi tu tylko o chemię jako taką (antydepresanty, alkohol, różnego rodzaju narkotyki lub tp.), ale raczej o wcale nierzadką potrzebę ucieczki od realnego życia, polegajacej na bezrefeksyjnym wypełnianiu swojego czasu i zagłuszaniu SIEBIE nawałem rozrywek (uzależnienia od imprez, Internetu, nowinek technologicznych, pogrążanie się w serialowym świecie) ze szkodą dla sfery emocji oraz intelektu.

    Te kilka zdań oczywiście rysuje problem w sposób bardzo powierzchowny, ale chciałam mniej więcej zaznaczyć kierunek, w którym może pójść analiza powieści. Szczerze zachęcam do lektury!

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code