, ,

Symbole religijne – brama ku Bogu

"Nauka o symbolach ma zarówno wielu zwolenników, jak i przeciwników – z jednej strony spotyka się pogląd, że świat symboli to świat przebrzmiałych, zapomnianych pojęć, którymi nie warto w dzisiejszych czasach zaprzątać sobie głowy, z drugiej strony uważa się symbolikę za klucz do zrozumienia wszelkich zagadnień kultury współczesnej. Człowiek potrzebuje symboli, aby sprowadzić niewyobrażalne pojęcie do zrozumiałego, uchwytnego poziomu, aby móc się nim posługiwać." Hans Biederman, Leksykon symboli

Słowo σύμβολον sýmbolon oznaczało niewielki, rozłamany na pół przedmiot z gliny, kości, drewna lub metalu, jak np. tabliczka lub pierścień. Połówki stanowiły znak rozpoznawczy dla dwóch osób, które łączyła jakaś więź – przyjaźń, pokrewieństwo, interesy, obowiązki, uczucia. Czasownik συμβάλλω symbállo oznaczał "zbieram" lub "porównuję, składam, łączę".

Symbol zatem to znak rozpoznawczy dla dwóch stron. Coś co ma je połączyć, skłonić do współpracy, być dowodem zaufania, kiedy się nie znają. Jak to się ma do symboli religijnych, a konkretnie do symboli chrześcijańskich?

Posługiwanie się symbolami religijnymi towarzyszy ludzkości odkąd człowiek uświadomił sobie, że nie otacza go tylko i wyłącznie materia, ale też duchowe siły i moce. Symbole jakie tworzył człowiek – tworzył odkrywając prawdę o świecie sacrum – pomagały mu trwać w obecności czegoś niepojętego, przerażającego i fascynującego jednocześnie. Symbole miały też stać się potem znakami rozpoznawczymi członków określonych wspólnot religijnych, znakami trwania przy pewnych prawdach i wartościach, przy konkretnej tradycji. Niektóre z nich przetrwały do dziś, niektóre stały się martwe. Ale ich moc i siła nadal trwa we wspłlczesnej kulturze, i to nie tylko popularnej. Ale wróćmy do religii.

Dziś mówi się, że symbole religijne są w poniewierce, albo traktuje się je jak przeżytki z czasów zabobonu i ciemnogrodu. Symbole religijne, które mają przybliżać Boga – mówi się – uznawane są za coś niepotrzebnego, za jakąś taką ozdobę, która może być ale i być jej nie musi. 

Chciałabym się nie zgodzić z takimi poglądami. Uważam, że to nie jest prawidłowa obserwacja.  To powszechne, czesto bezradnie komentowane jako upadek obyczajów i wszelkiej moralności:  "symbole mamy gdzieś" nie potrafi się obronić przed faktami panoszącymi się tuż przed naszymi oczami.

Symbole religijne mają przypominać, że jest jednak szansa na nasz ludzki kontakt z czymś nieludzkim – w znaczeniu boskości i absolutnego istnienia. Podam kilka przykładów z mojego katolickiego podwórka. choćby z dzisiejszej mszy – mamy dziś święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Parafi jest pod wezwaniem właśnie Wniebowzięcia, zatem z tej okazji odprawia się tzw. 40 godzinne nabożeństwo (adoracja Najświętszego Sakramentu i okolicznościowe nabożeństwa oraz czuwani grup parafialnych plus uroczyste zakończenie procesją, w której uczestniczy cała parafia). Jakie to ma znaczenie?

Druga rzecz – dziś ludzie do kościoła przynosili bukiety ziół, kwiatów i traw, zbóż i płodów rolnych. Często przynoszą całe kosze róznych rzeczy do poświęcenia. Śpiewa się pieśni maryjne np. "Chwalcie łąki umajone". Na koniec każdej mszy, przynajmniej w mojej parafii, kapłan udzielał specjalnego błogosławieństwa dla wiernych. Oczywiście kapłan ubiera też specjalny ornat z wizerunkiem Matki Boskiej, kazanie jest poświęcone temu wszystkiemu co wiąże się z Jej osobą.

To wszystko są znaki, symbole i komunikaty. Znaki trwania przy wartościach jakie realizowała w swoim życiu Maryja, symbole wierności nauce Kościoła, wierności Jezusowi. A wszystko po to, aby stworzyć uroczystą atmosferę, która jakby porwie dusze i umysły uczestniczących w liturgii i nabożeństwie ku Bogu.

Czy to jest puste i niepotrzebne? Czy to jest cos, czego mogłoby by nie być? Niektórzy twierdzą, że nie potrzebują tego.

Zatem proszę inny przykład.

W moim domu bardzo dbamy o to, aby posiłki spożywać razem. Kiedy tylko możemy siadamy do nakrytego obrusem stołu, na którym nawet zwykłe kanapki z serem i herbata stają się smaczniejsze. Często udaje nam się pomodlić, porozmawiać, pośmiać się razem albo i pokłócić. Ale łączy nas ta wspónota – bo symbolem jest ten wspólny stół i poiłek. NAsz rodzicielski przekaz do dzieci – chcmy być z wami i spędzać z wami czas, siądźcie z nami, mimo że jesteśmy z różnych światów jesteśmy przecież wspólnotą, rodziną.

Znaki i symbole jakie otaczają nas w codziennym życiu i w życiu religijnym powinny się łączyć i uzupełniać. Powinniśmy je pielęgnować, dbać o ich znaczenie o to, by je rozumieć i odkrywać ich prawdziwe przesłanie. Zwykły gest podania ręki, czy zwyczajowe "niech będzie pochwalony" do księdza czy siostry zakonnej, przeżegnanie się przy przydrożnym krzyżu (symbolu pamięci o Bogu, pamiątki po jakimś zdarzeniu w tej okolicy) – to są nitki osnowy sieci Sacrum, która nas otacza niewidzialną Obecnością.

Człowiek sam nie odkryje Boga, potrzebuje symboli i znaków.

Po to byli prorocy, o których niejednokrotnie Biblia mówiła – znaki obecności Boga (Jego gniewu, miłości, sprawiedliwości, itd.) Po to są teksty tak tajemnicze jak np. Apokalipsa czy Księga Koheleta czy Hioba. Wiele jest symboli w Piśmie, kóre nawzajem się uzupełniają – to jak detektywistyczna zagadka – odnaleźć ich sens i przesłanie, i wcielić w życie w tym całym chaosie znaków i symboli innych tradycji i religii.

 

Nie lekceważmy siły symboli i gestów, znaków obecności Boga (np. sakramentów). One często stają się dla zagubionego człowieka bramą ku Bogu. Wystarczy znaleźć drugą połowę.

 

 

14 Comments

  1. Kazimierz

    Jolu

    Z chęcią odniosę się do polemiki, prosze uważaj to za zapowiedź.

    Mam jedynie jedną uwagę na teraz, gdyż jak czytam ciebie wobec mnie, to zauważam pewną schematyczność, zakładasz, że jestem typowym protestantem, jak to piszesz "sola scriptura" Biblia i jej prawda jest ważna i pewnie najważniejsza dla mnie, ale jak większośc protestantów również uważam, że objawienie postępuje i poznajemy coraz więcej, dlatego, że Bóg objawia nam prawdy o sobie. Natomiast różnice pomiędzy nami mogą być dwie ; pierwsza to taka, że uważam, że nam do poznania jakie mieli apostołowie jeszcze wiele brakuje i to jest w dużej mierze wyznacznik – dochodzenie do apostolskiego poznania i objawienia, jak też chodzenia w mocy Boga i Jego namaszczeniu, jak to chodzili apostołowie.

    Po drugie, dla mnie poznanie Boga, rozwój objawienia nigdy nie może kolidować z prawdami biblijnymi, nie chodzi o literówki, słowa, ale przesłanie. Jeśli biblia nic nie mówi, ani nawet nie sugeruje, o tak ważnej sprawie jak kult Marii, to tego dla mnie nie ma. Ba patrząc na przykazania, ST gdzie występował już kult królowej niebios, zastanawiam się nad korzeniami tegoż kultu we wspólczesnych kręgach chrześcijańskich.

    Co do symboli, zgadam się, że krzyż, ryba itp, to symbole chrześcijaństwa, ale już kult, czy oddawanie im czci, to bałwochwalstwo.

    Póki co pędzę do pracy, na kolejne wykłady – miłego dnia życzę – Kazik

     
    Odpowiedz
  2. Kazimierz

    Jolu

    Dziś dorzucę jedynie jedną mysl, przeczytaj prosze II Królewską 18.1-4 i zauważ, że tam pojawia się wąż miedziany, który skąd inąd miał ogomna rolę w marszu Izraelitów po pustyni do ziemii obiecanej.

    Każdy kto na niego spojrzał, był uzdrowiony, no i nade wszystko Bóg kazał go sporządzić, ku uzdrowieniu wtedy.

    Co się stało, symbol, jeszcze raz powtarzam, króy Bóg kazał uczynic, i który zadziałał uzdrowieńczo, stał się sidłem. Co człowiek robi, bałwana z czego się da – spalali mu kadzidła i nazwali Nechusztan, on miał już swoje życie. Zapewne każdy Izraelita powiedziałby, że przeciez to jest wspomnienie o Bogu, który ich wyprowadził z Egiptu, czegosię czepaiasz, ale Hiskiasz się czepiał i zniszczył go, bo to się Bogu nie podobało.

    Póki co do następnego wpisu – Kazik

     
    Odpowiedz
  3. jadwiga

    symbole sa dla rozpoznania nie po to by je czcic

    Człowiek sam nie odkryje Boga, potrzebuje symboli i znaków.

    Znaków tak, ale tych od Boga. Natomiast odkrywając symbol, smiem twierdzic ze odkryje jedynie sam symbol a nie Boga.Odkryje to co napisalam ponizej – to co chce sie mu przez sybmol "wtłoczyc" ale nie Boga.

    Poza tym symbol jest dla rozpoznania sie jakiejs grupy, wspolnoty a nie istnieje po to by go czcic.

    A wszystko po to, aby stworzyć uroczystą atmosferę, która jakby porwie dusze i umysły uczestniczących w liturgii i nabożeństwie ku Bogu.

    Nie, nie porwie ku Bogu. Porwie ku temu czemu ma słuzyc czyli tak jak w systemach totalitarnych – tam tez posługieano sie piesniami symbolami – aby własnie ZAMKNAC umysł na Prawde i Boga a otworzyc na to co ma sie w ten umysł wtłoczyc.

    Dlatego nie biore udziału w takich uroczystosciach – gdyz mnie to odsuwa od Boga

    I jeszcze chciałam dodac – czy Jezus posługiwał się jakimis symbolami? Nosił jakies łańcuszki, wisiorki?Symboliczne stroje? Czy z Apostołami gral i spiewał symboliczne piesni? Czy wreszcie kiedykolwiek powiedział aby Jego Matke, którą kochał – aby ja czcic jak swiętą na równi z  Bogiem Ojcem?

    Ja sobie czegos takiego nie przypominam.

     

    Jezeli zas tak bardzo trzymamy sie Słowa Bożego i traktujemy jako zyciowa wskazówkę – to trzymajmy sie go dokładnie, a nie dodajmy do Słowa cos co nam w danej chwili "pasuje" i jest z jakichs powodów "wygodne". Nie wiem czy Bóg jest zadowolony, że "wnosimy poprawki" w Jego imieniu.

    Owszem symbolike dla rozpoznania stosowali pierwsi chrzescijanie. Ale dlaczego? Dla rozpoznania, gdyż byli przesladowani i musieli sie ukrywac. Dzis nie trzeba się ukrywac i nie potrzeba sie rozpoznawac.

     
    Odpowiedz
  4. jorlanda

    Dopowiedzenie

    Miniaturkę o symbolach i ich znaczeniu muszę nieco rozwinąć. Będę to robić w komentarzach.

    Nie traktuję Cię, Kazimierzu jako "typowego protestanta". Reaguję po prostu na Twoje słowa, a kim jesteś i jaka jest Twoja droga, to inna rzecz. Chyba nie mogę z tym dyskutować, w co i jak kto wierzy. To tajemnica i niewiadoma, w końcu i tak nic nie jest pewne na drogach Pańskich.

    Akurat kult Maryi, uzasadnienia którego w Biblii próbuje się szukać z większym lub mniejszym powodzeniem, jest dobrym przykładem obecności symbolicznego myślenia wśród ludzi wierzących. Maryja jest pewnym symbolem, a różne barwy wiary i kultu związanego z jej osobą to już kwestia lokalnych kolorytów chrześcijaństwa. Pamiętam jakie ogromne wrażenie zrobiła kiedyś na mnie wystawa misyjnych pamiętek w klasztorze ojców franciszkanów w Niepokalanowie, gdzie ze zdumieniem spotkałąm Matkę Boską w różnych szatach. Wiedziałam, że w każdym kraju inaczej się Ją ubiera 😉 to w sumie naturalne. Ale widząc Marię czarnoskórą w afrykańskiej szacie, czy inną w sukni japońskiej typu kimono, czy rzeźbę matki Jezusa w tradycyjnym stroju chińskim (a pod jej stopami typowo chiński smok) – dotarło do mnie, że ona, jej osoba to niezwykle nośny symbol wartości, znak-przesłanie na temat macierzyńskiej twarzy Boga.

    Potem zaczełąm szperać trochę w internecie, aby pooglądać wizerunki Marii jakie ludzie tworzą w różnych krajach, gdzie panuje jej kult. To niesamowite, ile potencjału twórczego ma człowiek wierzący! Matka Boga stała się w krajach misyjnych ikoną samego Stwórcy, poprzez Nią ludzie docierają do Niego. To tak jakby obrazy i posągi, wyobrażenia stawały się witrażem, przez który światło może przenikać w nieco inny niż naturalnie sposób. Po to, by w ogóle je zauważyć. Zresztą cała filozofia ikony opiera się na takim przekonaniu, że twórca w modlitwie i akcie twórczym (nie Stwórczym ale Twórczym) uczestniczy w odsłanianiu tajemnicy Boga, aby inni mogli w niej uczestniczyć. Wiem, że nie wszystkie wizerunki postaci świętych są godne uwagi, czasem nawet zniechęcają do patrzenia na siebie (heh znam takie obrazy i figury, ża od patrzenia na nie zęby bolą). Ale tworzenie ich nie zakłada od razu bałwochwalstwa. Jest raczej aktem tęsknoty za sacrum, wyrazem oddania talentu na usługi wspólnoty wierzących, i chyba wynika z pragnienia przybliżenia tresci wiary, a nie z chęci oddalania ludzi od Boga czy ułatwiania im zapominania o Nim.

    To nie jest bałwochwalstwo – ludzie klęczący przed posągami czy przy kaplicach nie oddają czci bałwanom, jak twierdzisz. Wiosną serce mi rosło, kiedy wracając z pracy z radością mijałam przydrożne kaplice Matki Boskiej, przy których siedzieli ludzie odmawiający naboeństwo majowe. Nie modlili się do posągu, ale spotykali się w miejscu poświęconym, aby oddać cześć Bogu, dać świadectwo wiary w coś więcej niż tylko "tu i teraz".

    Inny przykład – taki z pogranicza sacrum i profanum – ten nieszczęsny "warszawski krzyż smoleński". Ludzie się kłócą, walczą, jest konflikt, sytuacja politycznego wykorzystywania symbolu w sposób perfidny. Symbol p.t. krzyż staje się znakiem pewnego rozłamu. Gdyby ludzie nie mieli w sobie czegoś w rodzaju pokładów "symbolicznego myślenia" całej sprawy by nie było, inaczej by się na pewno potoczyła. I to nie tylko o ludziach wierzących mówię. Również ci, którzy ten krzyż i modlących się pod nim opluwają i szydzą z nich – oni też tkwią po uszy w symbolicznym myśleniu. Gdyby tak nie było, nie przeszkadzałoby im to. Ot przeszliby obojętnie jak obok słupka na parkingu czy pierwszej lepszej latarni ulicznej. Nawet by się nie śmiali. Bo obok kościołów różni ludzie przechodzą mimo i nie rusza ich tłum modlących się tam. Symbol religijny postawiony w miejscu świeckim drażni i porusza, wyzwala reakcję. Nie można przejść obojętnie obok niego. I tak jest (wg mnie oczywiście, nie musicie się z tym zgadzać) z tym krzyżem, który to symbol dodatkowo obciążony jest znaczeniem katastrofy smoleńskiej.

    I jeszcze jeden przykład – gesty religijne. Pamiętam kiedy byłam dzieckiem i nastolatką ludzie zwracali uwagę na to, aby przeżegnaćsię, kiedy mijali kościół, kaplicę lub przydrożny krzyż. Uczyli nas tego w domu i w szkole, jako znaku szacunku do miejsca uświęconego kultem lub obecnością Boga. Miało to też być świadectwo wiary – jestem chrześcijaninem. Teraz ten zwyczaj zanikł. Nie widuję już tak często ludzi wykonujących znak krzyża w autobusie, na ulicy, w tramwaju. Symboliczne myślenie schodzi do podziemia naszych myśli i wrażeń. Ale trwa i jest obecne i wybucha w najmniej oczekiwanym momencie.

    Polecam książkę autorstwa znakomitego historyka religii Mircea Eliade p.t. "Obrazy i symbole". I lekturę "Słownika mitów i tradycji kultury" Władysława Kopalińskiego. Często wracam do tych książek, aby nie zapomnieć, że otacza mnie świat znaków, które nie tylko mówią i szeptają dyskretnie, ale czasem wręcz wrzeszczą – otwórz oczy!

    Pozdrawiam JŁ

     

     
    Odpowiedz
  5. Halina

    Myślenie symboliczne związane jest z bogatą wyobraźnią

    charakterystyczne szczególnie dla artstów i filozofów, zdolnych do abstrakcyjnego i intelektualnego określenia tego, co symboliczne, więc nie do końca poznawalne, chociaż odczuwalne. Geniusz artystów polega na symbolicznym ujęciu idei istotnej dla człowieka i kultury. Dojrzały artyzm przekształca myślenie symboliczne w myślenie symbolami. Myślenie symboliczne, jest to świadome używanie funkcji myślenia do abstrakcyjnego ujmowania wieloaspektowej rzeczywistości oraz różnych przeżyć. Czy kult posągów i obrazów Matki Boskiej jest dobrym przykładem  myślenia symbolicznego. Według mnie nie, ponieważ łatwiej opierać się bezrefleksyjnie na symbolach widocznych niż odkrywać symbole wewnętrzne, którymi są odwieczne wzorce chrześcijańskiej duchowości i duszy ludzkiej. Bardzo często te symbole, które zamykają w wąskim  lub specyficznym klimacie kultu wokół samego symbolu, z czasem zaczynają pełnić rolę idola czy bożka, czyli symbolu pustego, martwego, o wartości zastępczej. I tak własnie jest z kultami, choćby nie wiem jak temu zaprzeczać. " Idoliczny" charakter martwego symbolu wynika z tego, że daje on ZŁUDZENIE transcendencji. W chrześcijaństwie obok personifikacji Jezusa Chrystusa-symboliczny obraz całości, doświadczenie pełni wyraża Królestwo Niebieskie.

     
    Odpowiedz
  6. krok-w-chmurach

    I jak zwykle konieczna jest

    I jak zwykle konieczna jest rozwaga. Piszesz: "Nie lekceważmy siły symboli i gestów, znaków obecności Boga (np. sakramentów). One często stają się dla zagubionego człowieka bramą ku Bogu. Wystarczy znaleźć drugą połowę" A ja dopowiadam – pamiętajmy o Tym, na Którego wskazują symbole. W przeciwnym razie nasza wiara będzie wiarą w religię, a nie w Boga. Symbole mają wartość tylko w powiązaniu ze Słowem.

     

     
    Odpowiedz
  7. Kazimierz

    myslę podobnie jak Inka

    Tak, Inka dobrze to ujęła, ja osobiście widze to tak, że symbol dla nieodrodzonego serca może byc drogowskazem, ale raczej częściej jest pułapką (warto obejrzeć fragment "ogniem i mieczem", kiedy to panna (Scorupko) ogląda się w lustrze i rozmarzona mysli o swoim narzeczonym, nagle zauważa obraz z Marią i zawstydza się i zasłania go, by powócić do marzeń. Tak to niestety działa.

    Ja kiedyś, jeszcze długo przed nawróceniem "gościłem" obraz z Marią, pamiętam tę katasrofalną chwilę. Wynajmowałem wówczas mojej dorosłej siostrzenicy mieszkanie obok mojego. Ona rozwódka z dwójką dzieci, lubiąca wesołe życie (wówczas), ja porozbijany życiowo mający problem z alkoholem. Przynieśliśmy ten obraz, ona miała go dobę i ja też. Modliłem się do niego, klęczałem przed nim i miałem nadzieję, że coś wymodlę.

    Jednak pod koniec musiałem z żałością stwierdzić, że to tylko kawałem drewna pomalowanego, który ni jak mi pomóc nie może. Śmieszne to wszystko było, z takim namaszczeniem niesiony, jakby nie wiem czym był (drewno i farba), a ja jak głupi pomyslałem nosze to i myslę, że to coś świętego. Jak poznałem Pana, to było mi ogromnie wstyd, że ludzkie pomysły na Boga, tak bezrefleksynie przyjmowałem, chociaz wszystko krzyczało we mnie, jesteś idiotą, co ty robisz, zwróć się do Boga żywego.

    Chwała Bogu, że mnie wyciągnął z bałwochwalstwa, a nie jest to wcale takie łatwe. Jeden ksiądz, który przeżył nowonarodzenie, mówił mi, że miał taka schizmę, że nawet w kinie kłaniał się przed obrazem kinowym, tak miał wyuczony instynkt oddawania czci obrazom. Były kleryk mówił mi, że do niego prawda ewangelii dotarła, kiedy szedł w pochodzie za relikwią jakiegoś świętego, a Bóg przemówił do niego i zapytał – za czym ty chodzisz, czy ta kość to ja Bóg?Komu oddajesz chwałę – człowiekowi i to zmarłemu, jego fragmentowi, a mnie nie czcisz? Wstrząsneło to nim tak bardzo, że zrezygnował z seminarium i szukał Boga prawdziwegi i znalazł i żyje i służy Nieśmiertelnemu. Mógłbym wiele takich przykładów przytaczać. Chociaż mi osobiście pomogły trzy nagie krzyże widniejące na jednym z Kościołów , dały mi one do myslenia, dlaczego trzy, dlczego nagie, później zrozumiałem tę prawdę, że Jezus żyje i nie ma Go na krzyżu.

    Pozdrawiam serdecznie Kazik

     
    Odpowiedz
  8. Kazimierz

    Gratulacje

    Droga Jolu, z okazji urodzin Twojego dzieciątka, życzę ci samych Bożych błogosławieństw, zdrowia w poporodowych chwilach i radości z całej rodzinki – Niech Wam Dobry Bóg Błogosławi – Kazik Juszczak

    Ps. a to moje dzieci

     

     
    Odpowiedz
  9. leszek.s

    Braki w świadectwie?

    Czytałem uważnie świadectwo nawórcenia Kazimierza i nie zauważyłem nic o synu tylko o trzech córkach.

    Młody mężczyzna wyglada na dorosłego. Czyżby jakaś luka w pamięci u wielebnego?

    Świadectwo pisane było 3 lata temu a chłopak na zdjęciu wyglada na trochę więcej.

    Może Kazimierz uzupełni świadectwo o tym jak przyszedł na świat jego syn i co z matką oczywiście.

     
    Odpowiedz
  10. krok-w-chmurach

    Kazimierzu, jest

    Kazimierzu, jest rzeczywiście pewne podobieństwo w naszym podejściu do symboli religijnych. Jednak ja chciałam  podkreślić, konieczność pamiętania, Kto się za nimi kryje. Trochę mnie to zabolało, że osoba wierząca może powiedzieć, że obraz Matki Bożego Syna jest "kawałem drewna pomalowanego."  Myślę również, że to nieprawda, że sam obraz nie pomaga. Owszem, pomaga. Nie czyniąc cudów, lecz kierując naszą uwagę ku Temu, Którego atrybutem są cuda. Ludzie czasem potrzebują przedmiotu, aby zwrócić się od Osoby. Droga rozwoju duchowego często zaczyna się od nierozumienia Boga i przywiązania do symboli, które wykorzystywane bez kalkulacji czy manipulacji są pewnym stopniem w drodze ku Bogu. Dlatego stwierdzenie, ze wizerunek Maryi jest kawałem drewna, jest dla mnie na przeciwnym biegunie.

    Nie wiem, co jest śmiesznego w fakcie, że obraz Maryi lub Krzyż jest niesiony z namaszczeniem. To symbole. Nie znam zasad Twojej wiary, ale czy Twoim zdaniem Najświętszy Sakrament , który uobecnia całą tajemnicę zmartwychwstania też nie zasługuje na cześć? A sakramenty?

    Symbole religijne (jeśli tylko nie są traktowane instrumentalnie lub cynicznie wykorzystywane do manipulacji ludźmi) są częścią mojej wiary. Stanowią również pomoc dla nas zagubionych, szukających Boga, z pokora przyjmujących swoją niewiedzę i niewystarczalność.

    Twój krzyk, gdy chciałeś zwrócić się do Boga żywego, nie przekreślał obrazu ani innego symbolu. Trzeba patrząc na obraz widzieć, że Bóg poprzez niego zwraca się do nas. Bóg zniża się do nas i do naszego sposobu percepcji. Wielkość Boga wobec naszej ograniczoności.

    I jeszcze coś: Bóg jest wśród nas, w zdarzeniach, w ludziach. Nie ma Go w obrazie, albo raczej obraz nie jest Bogiem, jednak obraz wskazuje na Niego.

    Tekst z Mateusza 23,16-19 pokazuje,co jest istotne, a przecież  nie każe usuwać przedmiotów.

    Odwzajemniam pozdrowienia  

     
    Odpowiedz
  11. krok-w-chmurach

    Jolu, serdeczne gratulacje.

    Jolu, serdeczne gratulacje.

    Niech mały Szymon rośnie na chwałę Boga, otoczony Jego opieką i obdarzony wszelkimi łaskami!

     

     

     

     
    Odpowiedz
  12. Kazimierz

    Inko

    Nie chciałem cię urazić, przepraszam jeśli cię to zabolało, co napisałem.

    Zauważ, że jednak Bóg do mnie też przemóiwł przez symbol, co pisałem wcześniej przez trzy nagie krzyże, zasatnawiam się, że myslę, że Bóg może użyc wszystkiego czego tylko chce (nawet oślicy w przypadku Bileama) do tego aby człowieka nawrócić z grzesznej drogi.

    Pozdrawiam Kazik

     
    Odpowiedz
  13. krok-w-chmurach

    Kazimierzu, wiem, że nie

    Kazimierzu, wiem, że nie było twoją intencją obrażenie kogokolwiek. A moje odczucie odnosiło się bardziej do samego stwierdzenia, niż do ciebie. Jak zwykle problem leży w specyfice dyskusji w Sieci, braku kontaktu wzrokowego itd.

     
    Odpowiedz
  14. jorlanda

    Drewniane Madonny mają moc 😉

    … to jakoś tak szło…

    Polsko-ruska madonna, polsko-starocerkiewna, z gorejącego złota, z żywego srebra i drewna…

    Tyle pamiętam z tej piosenki śpiewanej kiedyś w Beskidzie w środku burzy w pewnej bazie namiotowej wokół której wilki biegały i wyły jak szalone.

    A tu link do całości: Madonna grupa Bez Jacka

    Do mnie kiedyś przemówiła (symbolicznie rzecz jasna) ikona matki Boga. Wisiała w starej zdezelowanej kaplicy w Bieszczadach. Tam postanowiłam nocować, bo mnie noc zaskoczyła. W świątyni nie godzi się spać pod powałą… powiecie… Świątynia to teżtylko symbol, znak obecności Boga, miejsce mające przypominać o Jego istnieniu i szczególnej obecności. Dlatego dobrze i bezpiecznie mi tam było. Czy to myślenie zabobonne? Czym ona się różńiła od pierwszej lepszej szopy na uboczu czy wieży obserwayjnej w lesie? W tej światyni pozbierałam myśli, odsapnęłam i po całonocnym czuwaniu (dosłownie jak kura na grzędzie) pod dachem do świtu, w końcu drogę odnalazłam do następnej bazy. Od tamtej pory jakoś przychylniej patrzę na te malowane na drewnie smutne i poważne ciemnolice Matki Boskie.

    Tak przekornie napiszę co mi się OD RAZU skojarzyło i "odczuło" po Twoich słowach Kazimierzu (o modlitwach do kawałka drewna). Może tych kilka modlitw do tego symbolicznego wizerunku to było to, co Ci pomogło? Kto wie. Zapytaj Ją kiedy już tam będziesz po drugiej stronie.

    Dziękuję wszystkim za życzenia. Zbieram siły i pomysły na nowe teksty.

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj krok-w-chmurach Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code