, ,

Święci grzesznicy, albo o Tęsknocie śmiertelnych

adwent2008_500px.jpg

II Niedziela Adwentu

Wprowadzenie do Rekolekcji Adwentowych "Tezeusza" 2008

Dzisiejsze czytania

Rekolekcje Adwentowe Tezeusza

 Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, dla niego prostujcie ścieżki!

(Izajasz, 40,3, Marek, 1, 3) 

Twarz Innego mówi tylko jedno: Nie zabijaj mnie!

Emmanuel Levinas 

 
Tajemnica Adwentu
 
W Adwencie Kościół wzywa nas do nawrócenia, byśmy z czystym sercem mogli przeżyć misterium Wcielenia, czyli Boże Narodzenie. To Adwentowe wezwanie Kościoła jest wołaniem Ducha Świętego obecnego we wspólnocie wiernych, Piśmie Świętym, adwentowej liturgii i naszych sercach. Tak, sam Bóg pragnie naszego nawrócenia. Dlaczego? Bo chce naszego szczęścia. Zostaliśmy stworzeni, by realizować nasze najśmielsze marzenia, żyć w nieustannym natchnieniu i ekstazie, w dynamice szalonej i pogodnej miłości, bez lęku przed chorobą, śmiercią i złem. W każdym z nas tkwi wielki artysta, myśliciel i święty. A nasze dusze godne są tego, by mieszkał w nich sam Bóg, absolutna Miłość, Poeta świata.
 
Adwent ma rozbudzić w nas tęsknotę nie tylko za Nowonarodzonym, ale też powtórnym przyjściem Pana: „Celebrując co roku liturgię Adwentu, Kościół aktualizuje to oczekiwania Mesjasza; uczestnicząc w długim przygotowaniu pierwszego przyjścia Zbawiciela, wierni odnawiają gorące pragnienie Jego drugiego Przyjścia” (KKK, 524). W Adwencie chodzi więc o odkrycie siebie jako istoty słabej i kruchej, ale tęskniącej i spragnionej Nieskończonego i ostatecznego spełnienia w Królestwie. Bóg jest największą Tęsknotą śmiertelnych.
 
O nawróceniu: uciec z jaskini Platona i dostrzec Twarz Innego
 
Jeśli nie zawsze pamiętamy o swym cudownym i szczęściodajnym, prawdziwie boskim powołaniu, to dlatego, bo jesteśmy zranieni i pomęczeni grzechem, i tym pierwszym, czyli naszym wspólnym, i tym osobistym: moim i Twoim. Grzech, czyli wolny i świadomy akt odrzucenia Boga i przekroczenia Jego praw wpisanych w stworzenia, oddala nie tylko od Boga i obraża Go, ale też czyni nas smutnymi, zmęczonymi, zamkniętymi na to, co dobre, piękne i święte, również w nas samych. Nawrócenie od grzechu, jest więc powrotem do pełni prawdy o człowieku i Bogu.
Nawrócenie jest również znane w tradycji filozoficznej: Platon w swej słynnej metaforze Jaskini mówi o konieczności nawrócenia, czyli odwrócenia się od iluzji życia w świecie cieni i wyjścia – powrotu do życia w skąpanej słońcem prawdy rzeczywistości. Dla francuskiego filozofa Levinasa wezwanie do nawrócenia wyraża się poprzez apel do każdego, by w innym – drugim człowieku –dostrzegł Twarz, która mówi: „Nie zabijaj mnie!” To znaczy: nie niszcz, nie krzywdź, nie rań, nie poniżaj, nie używaj. To wezwanie dotyczy także mojej relacji do mnie samego i Boga.
 
Tak jak grzech, tak i nawrócenie jest ponadkonfesyjne i znane w każdej religii i głębokiej filozofii, bo wypływa z natury człowieka, który choć jest grzesznikiem pragnie jakiegoś rodzaju świętości, czystości, niewinności. W tym głęboko ludzkim, choć nierzadko przytłumionym, pragnieniu zawarta jest tęsknota do Boga i siebie jako dziecka Bożego.
 
Co mówi do nas Pustynny Prorok?
 
W dzisiejszej Ewangelii św. Marka pustynny prorok Jan Chrzciciel wzywa swoich współczesnych do przyjęcia chrztu nawrócenia i wyznania grzechów. Jak mówi Jan: „Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyka u Jego sandałów. Ja chrzczę Was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym.” Wyznać grzech. Co to znaczy? Dla nas, współczesnych, o których papież Paweł VI mówi, że największym dramatem i grzechem naszych czasów jest właśnie zapomnienie o grzechu? Zapomnienie o grzechu, jest drugą stroną zapomnienia o Bogu. Jeśli odrzucam Boga, lub żyję, tak jakby Go nie było, odrzucam też i grzech, bo grzech jest wpierw przewiną wobec Boga. Jednak, jeśli chcemy się nawrócić: a już sama chęć nawrócenia jest znakiem łaski Boga i naszego jej przyjęcia, to musimy zacząć od odrzucenia i wyznania swoich grzechów. Wyznanie grzechów, zanim – tak jak w przypadku katolików – stanie się częścią sakramentu pojednania, wpierw powinno być wewnętrznym dialogiem każdego z nas z Bogiem. Niekiedy pomaga też, jeśli porozmawiamy z kimś zaufanym o naszych słabościach i ograniczeniach.
 
Grzech, czyli drogi błądzących poszukiwaczy Absolutu
 
Grzech, rozumiany w sensie pozytywnym, jest też drogą szukania Absolutu, świadectwem ludzkiej tęsknoty do czegoś więcej niż codzienna rutyna. Tyle że jest to droga fałszywa. I to jest zawsze coś bardzo konkretnego: jeśli piję za dużo i ranię tym swych najbliższych i marnuję swoje życie, powinienem/powinnam ograniczyć picie lub zaprzestać, choćby było to trudne, poniżające czy wydawałoby się niemożliwe. Jeśli nie żyję w czystości, w wierności małżeńskiej lub celibacie duchownego: mam kochanka lub kochankę, zdradzam żonę lub jako ksiądz nie żyję w celibacie, to powinienem/ powinnam zakończyć ten związek lub czyny, albo zapewnić tej miłości godną jej pełnię poprzez małżeństwo. Powinienem/ powinnam tak zrobić, choćby miało mnie to boleć, bo jestem zakochany, czy zakochana, lub pogrążony w seksualnych nałogach. Jeśli okradam swoją firmę, wspólników, klientów, przyjmuję łapówki i je daję, nadużywam władzy i stanowiska dla korzyści osobistych, to powinienem/powinnam skończyć z tymi praktykami, choćby stanowiły ważne źródło utrzymania, i poszukać uczciwych sposobów zarabiania pieniędzy.
 
Jeśli jestem katolikiem/katoliczką, ale zaniedbuję praktyki religijne i modlitwę, nie żyję moralnością Dekalogu i Ewangelii, to muszę się zapytać siebie uczciwie: kim jestem? jaka jest moja wiara? kim jest dla mnie Bóg? Co powinienem/ powinnam uczynić? Jeśli źle mówię o swoich bliźnich, plotkuję, pomawiam ich, rzucam oszczerstwa, to choćby mnie język swędził, powinienem/powinnam serce i buzię zamknąć na kłódkę dla takich praktyk, które potrafią wyrządzać wielkie szkody, ranić ludzi, a nawet ich zabijać. Jeśli noszę w swoim sercu brak wybaczenia wobec kogoś, kto uczynił mi wielką krzywdę i zamykam się w swoje zranionej zawziętości, to choćby miało to początkowo być odczuwane jako utrata sensu życia, powinienem/ powinnam otworzyć się na łaskę przebaczenia i podjąć tę trudną, ale ozdrowieńczą decyzję, i powiedzieć, choćby w duchu swojemu krzywdzicielowi: „Przebaczam Ci, choć jest to dla mnie prawie niemożliwe.”
 
Podałem kilka przykładów tzw. grzechów ciężkich i śmiertelnych, które – jeśli są w pełni wolne i świadome – uniemożliwiają życie w łasce uświęcającej, czyli w radosnej i spontanicznej, naznaczonej szacunkiem i miłością relacji z Bogiem i bliźnimi. Oczywiście, ta lista jest znaczenie dłuższa i każdy w uczciwym rachunku sumienia może i powinien znaleźć własne grzechy, zwłaszcza te, które przez swoją systematyczność stały się ciężką kotwicą sumienia, zaciemniającą umysł i zamykającą serce w ponurym smutku, niekiedy maskowanym udawaną radością i zadowoleniem. Trzeba mieć też jasną świadomość: bez porzucenia grzesznego życia nie ma szansy na wejście na drogę głębokiego duchowego pokoju, szczęścia, stawania się darem dla innych, rozwinięcia pełni swych ludzkich talentów, czyli tego, co niekiedy nazywamy osiągnięciem ludzkiej i chrześcijańskiej dojrzałości.
 
Wąska kładka Błogosławieństw – czy tylko dla świętych?
 
Jeśli etap grzechów ciężkich mam już za sobą – albo nigdy ich w naszym życiu nie było – i znajduję się na drodze, którą św. Ignacy nazywa od „dobrego do lepszego” – choć i wówczas mogą zdarzać się sporadyczne upadki – to inne są moje grzechy i inaczej wygląda też moje nawrócenie. Można powiedzieć, że moją normą duchową i moralną nie jest już Dekalog, ale Kazanie na Górze i duchowość Błogosławieństw. Moją normą, wobec której dokonuję swojego rachunku sumienia jest wówczas Osoba, sam Jezus Chrystus. I wówczas pytam siebie: czy moje życie jest życiem według Jego Ewangelii? Czy upodobaniam się do Jezusa? Czy jestem miłosierny, ubogi duchem, czyniący sprawiedliwość, ofiarny wobec potrzebujących, chorych, słabych, bezbronnych, więzionych, gotowy cierpieć prześladowania, również śmierć, dla Królestwa?
 
I dalej: czy jestem mężny i gorliwy w dawaniu świadectwa Chrystusowi i pogłębianiu swojej chrześcijańskiej formacji? Czy kocham swoich nieprzyjaciół? Czy nie troszczę się nadmiernie o dobra doczesne? Czy modlę się na tyle często, osobiście i wytrwale, że modlitwa staje się oddechem mojego życia? Czy zachowuję swoje serce w czystości i umiarkowaniu, i nie ulegam jakimś nieuporządkowanym uczuciom i pragnieniom? Czy swoim życiem sprawiam, że moi bliscy i dalecy mają we mnie moralne i duchowe wsparcie, a przez to stają się ludźmi żyjącymi pełnią swego powołania i możliwości? Czy jestem człowiekiem dialogu, czyli swoją postawą i słowem, sprawiam, że inaczej myślący i wierzący, poszukujący czują się ośmieleni, by rozmawiać ze mną w duchu wzajemnego szacunku dla siebie i prawdy?
 
Pytania nawracającego się z grzechów lekkich i niedoskonałości są bardziej subtelne, ale są równie ważne, a być może ważniejsze, jak na etapie nawracania się z grzechów ciężkich. Wynika to z jednej strony ze znanego wszystkim postępującym na drodze chrześcijańskiej dojrzałości faktu, że czym człowiek staje się bliższy Bogu, tym bardziej i dotkliwiej przeżywa swoją grzeszność. Z drugiej zaś strony, chrześcijanin na drodze dojrzałości ma rosnącą odpowiedzialność za swoje siostry i braci, każdego człowieka, wie, że tym, co naprawdę zmienia świat, umożliwia nawrócenie i dobre czyny innych, jest jakość życia duchowego pojedynczego człowieka, w pierwszej kolejności mnie samego. Ta ważna duchowa intuicja, znana w różnych religiach, wyraża się w poprzez metaforę o przysłowiowych 10 sprawiedliwych, którzy utrzymują świat i całą ludzkość w istnieniu.
 
Nawrócenie: czy to jest w ogóle możliwe?
 
Nawrócenie jest trudne i niekiedy bolesne. Zwykle wydaje się nam, że jesteśmy zbyt słabi, zmęczeni, uwikłani, by się podnieść i zmienić swoje życie. Grzech, zwłaszcza głęboki i systematyczny, bardzo osłabia i uzależnia, ogłusza nas tak, że przestajemy doświadczać łaski nawrócenia. Normą chyba jest, że nawracamy się i upadamy, nawracamy i upadamy, a nasze życie staje się niezbyt chwalebną przeciętnością, na którą w końcu zrezygnowani godzimy się, pocieszając się, że przecież mogło być gorzej. Wielu z nas pragnie nawrócenia, choćby z przyczyn egoistycznych, by uleczyć się z nałogów, zranień, uwolnić z ograniczeń i smutku, by żyć pełnią życia. Ten motyw, jako początkowy, nie musi być zły, zwłaszcza, że to pierwsze podciągnięcie się z bagna może nas wzmocnić na tyle, że stajemy się zdolni do większej bezinteresowności wobec Boga i bliźnich.
 
Zafundujmy sobie trochę pustyni
 
Na koniec: bez względu na to, w jakiej sytuacji duchowej znajdujemy się dzisiaj, myślę, że warto skorzystać z okazji, jaką daje nam Adwentowy klimat oczekiwania na Boże Narodzenie. Znaleźć trochę spokojnego czasu, by pobyć w samotności, przyjrzeć się swojemu życiu, zadać pytanie o swoje najgłębsze pragnienia i przeszkody na drodze ludzkiego i chrześcijańskiego dojrzewania. Pomocą dla osobistej refleksji i modlitwy może być pewne wyciszenie i asceza: ograniczenie rozrywek, używek, nadmiernej pracy, oglądania telewizji, surfowania po Necie, itp. Niech zrobi się trochę pusto w ciągu dnia. Warto w tym czasie poczytać Biblię, zajrzeć do świątyni, wyjechać w góry lub do lasu, przeczytać dobrą religijną książkę czy obejrzeć film, posłuchać medytacyjnej muzyki, porozmawiać z kimś, kto prowadzi głębsze życie duchowe, skorzystać z dobrych rekolekcji w realu czy Necie, zrobić sobie dzień lub pory dnia całkowitego milczenia.
 
Jacy jesteśmy naprawdę?
 
Skorzystajmy z zaproszenia Jezusa: otwórzmy swoje serca i usłyszmy dzisiejsze wezwanie Jana Chrzciciela do wyznania swoich grzechów i nawrócenia. Nie wstydźmy się brzydoty swoich grzechów, nie zniechęcajmy swoją notoryczną słabością. Tak: jesteśmy słabi, poranieni, nieraz źli, krzywdzący innych i siebie, zbyt zmęczeni i pozbawieni nadziei na coś więcej niż codzienna rutyna. I Jezus o tym wie. Ale jesteśmy też inni: wielcy, wspaniali, piękni, mądrzy i czyści, zdolni do szaleństwa miłości i świętości. I gdzieś w głębi serca znamy takich siebie i pragniemy. W Adwencie w każdym i każdej z nas rodzi się Niemowlę. Poczujmy je w sobie. W modlitewnej kontemplacji doświadczmy samego/ samej siebie jako noszących brzemię boskości, jak matka Jezusa nosiła Go w swoim łonie. Wówczas grzech opadnie z nas jak łuska, a wołanie o nawrócenie stanie się naturalne jak oddech.
 
Sekret dobrego startu: Zacznij od modlitwy, czyli rozmowy. Choćby bolesnej.
 
[video:http://pl.youtube.com/watch?v=b1WhFL6dSsA]
 
Święci grzesznicy, albo o Tęsknocie śmiertelnych – wideo cz.I
 
[video:http://pl.youtube.com/watch?v=i_dhLtkrdsw]
 
Święci grzesznicy, albo o Tęsknocie śmiertelnych – wideo cz.II
 

 

Warto przeczytać:

Dariusz Piórkowski SJ, Wyjść na pustynię, żyjąc w mieście

Tomasz Ponikło, Zabawa z Janem Chrzcicielem

Jak się modlić?, opr. Dariusz Piórkowski SJ

st_john.jpg

 

21 Comments

  1. Kazimierz

    Nowonarodzenie

    W nawróceniu nie zauważam ( w tym tekście) słów do osób, które nie przeżyły nowonarodzenia z Ducha Świętego. A szkoda, bo nawet poeta pisał, że choćby Jezus wiele razy narodził się w żłobie, nic ci to nie da jeśli nie narodzi się w tobie.

    W naszym kraju zdaje się, że istnieje potrzeba zwiastowania o nowonarodzeniu, co da człowiekowi, że będzie walczył z grzechem, skoro i tak nie zna Jezusa, co to da , że będziemy mówili nie kradnij, nie, nie… owszem zatrzymamy go w zakonie, bał będzie się Boga i może jest to jakiś sukces. Ale skorzystanie z łaski Boga w celu odrodzenia życia jest o wiele bardziej potrzebne, aby jak Szaweł stać się Pawłem, aby opadły łuski z oczu i zatyczki z uszu na Boży głos, na Jego miłość.

    Tak wierzący, odrodzeni ludzie mamy badać swoje serca, przychodzić do Jezusa, aby oczyszczał nas swoją Świętą Krwią, abyśmy znaleźli w Jego ranach uzdrowienia dla naszych dusz i ciał. Pielgrzymka z Panem, przez drogi tego świata, to wypełnianie Jego woli, tak jak w tekście –  wobec innych ludzi , wobec samych siebie, wobec Boga. To życie w Jego łasce, jest życiem w bojaźni, zdrowej bojaźni nie przed potępieniem , ale z powodu tego kim jest Bóg Wszechmogący, Pan i władca wszechświata.

    KJ

     
    Odpowiedz
  2. zibik

    Słowa prawdziwe, czy wiarygodne świadectwo ?….

    Potrzeba rzetelnego informowania "TAK-TAK, czy NIE-NIE" zawsze istniała nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Dzisiaj wobec stale nasilającej się dezinformacji, także laicyzacji, indoktrynacji, manipulacji, czy innych form kłamstwa i oszustwa, staje się szczególnie cenna i potrzebna prawda, która nie od ludzi, ale od Boga pochodzi.

    Osobom poszukującym, wątpiącym, zmanipulowanym, bądź zdezorientowanym, zagubionym w gąszczu bardzo różnych informacji.  Pomocna, wartościowa i bardzo użyteczna może być nauka Jezusa Chrystusa, także nasze wiarygodne świadectwo. Rzetelna wiedza, informacja i racjonalna argumentacja, czy możliwie dokładna i obiektywna relacja, także mądra i dobra rada, czy stosowne wskazanie, pouczenie, przestroga etc.

    Trudno przecenić znaczenie nawrócenia (metanoi) – naszej wewnętrznej i duchowej przemiany, która może rozpocząć się i zaistnieć, w każdym momencie naszego życia.

    Nie wiem, jaki wpływ na ów proces przemiany mogą mieć głoszone, bądź napisane z miłością natchnione słowa, a jaki składane wiarygodne świadectwo ?……..módlmy się razem oby znaczący i istotny !

    Szczęść Boże !

    Z poważaniem Z.R.Kamiński

     
    Odpowiedz
  3. Malgorzata

    @FrancoBertone

    Nie kasujemy powyższego komentarza do wypowiedzi Kazimierza Juszczaka ufając, że wynika on z jakże cennego zamiłowania do teologicznej dyskusji. Prosimy jednak, aby w przyszłości taka dyskusja była prowadzona bardziej merytorycznie i z szacunkiem dla każdego partnera niezależnie od jego poglądów.

    Redakcja Tezeusza

     
    Odpowiedz
  4. FrancoBertone

    Do Kazimierza Juszczaka

    W porządku, to może bardziej merytorycznie: my katolicy otrzymujemy Ducha Świętego podczas chrztu świętego, nawet będąc małymi dziećmi. Resztę niech sobie pan Kzimierz Juszczak poczyta chociażby w Katechizmie Kościoła Katolickiego. A  nawet jak się coś mu nie zgadza z jego "prywatnymi" doktrynami, to niech nie sieje zamętu.

     
    Odpowiedz
  5. FrancoBertone

    Do Kazimierza Juszczaka część kolejna

    I jeszcze jedno: dziwnym trafem, już nie raz na tym portalu pan Kazimierz Juszczak swoim intelektem rozsądzaL, kto jest nowonarodzony, a kto nie. Skąd on to wie ? Może jasnowidź, ale wtedy zajmuje sie magią i okultyzmem. Nieważne, Wystarczy, że z kimś porozmawia lub przeczyta czyjśc wpis i juz rozsądza i już to wie, bóg jaki ?

     
    Odpowiedz
  6. Kazimierz

    Adwersarzu

    Odpowiem na twoje pytanie, chociaż twoje zaczepki nie przystoją (ze względu na prostactwo wypowiedzi) do tak szacownego portalu. Piszesz, że katolicy otrzymują Ducha Świętego przy chrzcie , rozumiem oczywiście, że niemowlęta Go otrzymują, a więc wszystkie, każde ochrzczone w KRK ma ducha Świętego, dobrze rozumuję.

    No więc gdyby tak było, to ja również powinienem Go dostać, potem kiedy rodzice mnie zaprowadzili do pierwszej komunii, to następny sakrament powinien mnie wzmocnić, potem bierzmowanie, a więc powinienem być pełen Ducha, a tu nic. Byłem jakiś dziwny, chyba nie, bo widzę mnóstwo takich samych jak ja, bez mocy Bożej, bez łaski rozpaczliwie szukających miłości, co nie gra.Dopiero kiedy rzeczywiście nawóciłem się do Boga całym moim 32 letnim wówczas sercem, otrzymałem rzeczywiście Ducha Świętego. A więc co ja byłem nie takim katolikiem, może moi rodzice, dziadkowie , chrzestni czy jeszcze co?

    Mozesz o moim nawóceniu poczytać tu – http://nowy.tezeusz.pl/blog/498.html

    Zachęcam, bo póki co rzucasz na lewo i prawo stwierdzenia, które wskazują, że nie czynisz żadnych wysiłków aby poznać człowieka, którego oskarżasz, sam będąc szczelnie zasłonięty fikcyjnym nazwiskiem , imieniem – tchórzliwe to , czyż nie?

    Pozdrawiam KJ

     
    Odpowiedz
  7. FrancoBertone

    trudno jest porzucić sektę, gdy już raz było się katolikiem

    Nie zamierzam dyskutowac, bo dyskusji nie byloby konca, a i tak Cie nie przekonam, jesli Ty sam z Boza pomoca nie wrocisz na wlasciwa sciezke porzucajac swoja sekte, a wczesniej robiac cos w tym kierunku (trudno sie przeciez przyznac, ze jest sie ponownie w bledzie, jak juz raz bylo sie katolikiem,  czyli w prawdziwym Kosciele zalozonym przez samego Pana Jezusa Chrystusa, jak w Twoim przypadku). Ty od razu oceniasz czlowieka i wiesz, ze jest on nowonarodzony, zbawiony itd. itp., a to tylko sam Pan Jezus moze ocenic. Ja natomiast zyczliwie wskazuje Ci Twoje bledy w rozumieniu Bozego Slowa.  Koniec, wiecej nie bede sie na ten temat wypowiadal.

     
    Odpowiedz
  8. Kazimierz

    Adwersarzu

    Zaczepka i ucieczka, jeśli ty jesteś katolikiem, to współczuje tej wspólnocie takich okazów. Twoja życzliwość jest jakoś dziwnie pojęta, raczej ty chyba robisz za Pana Boga. Dziękuję za twoje "szczere" rady ale nie skorzystam, jestem w Kościele, który Jezus ustanowił. I nie nazywa się on Zielonoświątkowy, bo to tylko struktura organizacyjna, ale jest nim wspólnota wierzących, odrodzonych ludzi z Ducha Świętego z różnych wspólnot (w sensie orgaznizacyjnym) i jeśli ten Kościół nazywasz sektą, to pożal się Boże, chyba straciłeś rozum.

    Pozdrawiam mimo wszystko KJ

     
    Odpowiedz
  9. FrancoBertone

    Tak, jak powiedzialem, nie

    Tak, jak powiedzialem, nie bede dalej na ten temat z Toba dyskutowal. Jesli moje slowa Cie dotknely, to trudno, ale taka byla moja intencja, wiec nawet nie przepraszam, bo to dla Twojego dobra. Zauwaz, ze tu na tym portalu nikt na Twoje przedstawiane doktryny nie reaguje (jak chociazby ksiadz Andrzej Miszk, choc raz zapytal Cie niedawno, zebys rozwinal temat i cos wytlumaczyl, ale Ty juz nie zrobiles tego, nie wiem nawet dlaczego), tylko ja jeden, ale juz tez tego wiecej nie zrobie. Mimo wszystko z modlitwa i przyjaznia, Franco

     
    Odpowiedz
  10. Kazimierz

    Odpowiadam

    Staram się zawsze odpowidać pytającym, a Andrzejowi odpowiedziałem, ale ty nie zrozumiałeś mojej odpowiedzi. Andrzej, gdyby miał dalsze pytania na pewno by je zadł. Zapewne zrozumiał mnie.

     
    Odpowiedz
  11. Andrzej

    O odrodzeniu z Ducha Świętego – wykładnia katolicka

     Kazimierzu! 

    Piszesz:

    "W nawróceniu nie zauważam ( w tym tekście) słów do osób, które nie przeżyły nowonarodzenia z Ducha Świętego."

    Przyznam, że nie bardzo rozumiem Twojego zdziwienia. Rozważanie o nawróceniu pisałem jako katolik i duchowny, i skierowane jest ono głównie do katolików, choć mogą z niego skorzystać też chrześcijanie innych wyznań, poszukujący, angostycy, a nawet ateiści – wszyscy ci, którzy pragną nawrócenia. Jeśli to nawrócenie ma przybrać kształt katolicki, to jest to pośrednio zaproszenie do przyjęcia Chrztu świętego.

    Katolicy, i szerzej chrześcijanie, są nowonarodzonymi z Ducha Świętego poprzez chrzest, podczas którego w człowieka zstępuję Bóg Trójjedyny: Ojciec, Syn Boży i Duch Święty – o którego tak szczególnie się dopominasz. "Chrzest jest to sakrament ponownych, oczyszczających i uświęcających narodzin w Duchu i w łasce Jezusa Chrystusa poprzez prawne i sakramentalne włączenie do Kościoła, gdzie zbawczotwórcze życie Jezusa Chrystusa jako nowy i jednocześnie najbardziej pierwotny początek upadłej w Adamie ludzkości znalazło już swoją niezniszczalną, sakramentalną i widzialną obecność w świecie" (MST, 51).

    W katolickiej teologii właśnie sakrament chrztu świętego jest nowym narodzeniem człowieka. W nim właśni chrzczony rodzi się na nowo i gładzone są indywidualne skutki grzechu pierworodnego. Kolejne sakramenty, takie jak bierzmowanie dopełniają chrztu świętego i umacniają bierzmowanego w jego drodze chrześcijańskiej dojrzałości i gotowości do bycia świadkiem Chrystusa. Jeśli ktoś po chrzcie poprzez grzech śmiertelny traci łaskę uświęcającą może odrodzić się na nowo poprzez sakrament pokuty i pojednania. I te „nowonarodzenia” z grzechu mogą się powtarzać.

    Konkludując: według katolickiej teologii człowiek dla i z Boga (tzn. również z Ducha Świętego) rodzi się raz, właśnie poprzez Chrzest święty. (Poza chrześcijaństwem Bóg ma swoje drogi dotarcia z łaską do człowieka.) Kolejne odrodzenia katolika w Bogu, w przypadku upadku w grzech i utraty łaski uświęcającej, dzieją się poprzez sakrament pokuty i pojednania.

    Kolejna sprawa, czyli rozumienie grzechu. Piszesz:

    "W naszym kraju zdaje się, że istnieje potrzeba zwiastowania o nowonarodzeniu, co da człowiekowi, że będzie walczył z grzechem, skoro i tak nie zna Jezusa, co to da , że będziemy mówili nie kradnij, nie, nie… owszem zatrzymamy go w zakonie, bał będzie się Boga i może jest to jakiś sukces. Ale skorzystanie z łaski Boga w celu odrodzenia życia jest o wiele bardziej potrzebne, aby jak Szaweł stać się Pawłem, aby opadły łuski z oczu i zatyczki z uszu na Boży głos, na Jego miłość."

    Inaczej rozumiemy grzech: Ty postrzegasz chrześcijańskie przykazania i uczynki analogicznie do żydowskiego (nie)przestrzegania Prawa, od którego wyzwolił nas Chrystus. Katolik widzi to zupełnie inaczej: grzech ciężki i śmiertelny jest nie tylko przekroczeniem nakazu moralnego, ale też utratą łaski uświęcającej, czyli żywej relacji z Bogiem. Dlatego nawrócenie się z grzechów: wyznanie i odrzucenia ich, jest nie tylko sprawą ważnego moralnego nawrócenia, ale też konieczną drogą powrotu do Boga. Nawrócenie, dla którego zawsze potrzebna jest inicjująca łaska Boga, jest również sprawą człowieka. Konkretnie: według teologii katolickiej, jeśli ktoś nawet wierzy w Chrystusa, ale żyje w grzechu śmiertelnym, nie egzystuje w żywej więzi z Bogiem, i jeśli umrze w grzechu śmiertelnym bez żalu i nawrócenia, to naraża się na potępienie wieczne, czyli życie na wieki poza Bogiem.

    Na koniec: Kaziu, wydaje mi się, że tym, czym dla katolików są sakramenty, zwłaszcza Chrzest święty, dla Ciebie jest czymś analogicznym „odrodzenie” z Ducha Świętego. Z katolickiego punktu widzenia odrodzenie to, jeśli jest pozaskramentalne, a dzieje się w kontekście chrześcijańskim, jest niepełne – gdyby było pozbawione Chrztu – i zupełnie niekonieczne, jeśli następuje po Chrzcie. Oczywiście, Bóg jest miłosierny, i możemy być pewni, że znajduje jakieś dobro we wszelkich pozaskaramentalnych odrodzeniach i nawróceniach, a nawet je inicjuje. Ale dla katolika to jest droga albo niekonieczna, albo/i niepełna, albo/i błędna albo/i uwikłana w grzech wcześniejszej apostazji.

    Nie dziw się więc, że przepowiadam Chrystusa jako katolik i zgodnie z katolickim rozumieniem spraw, w tym przypadku grzechu i nawrócenia, w kontekście zakładanego życia Bożego, dzięki sakramentowi Chrztu Świętego. Taka jest moja wiara i rozumienie tych spraw, wzmocnione dodatkowo kilkunastoletnimi studiami filozoficzno-teologicznymi.

    Ale Ty masz prawo wyrażać swój głos uzupełniający i uzasadniać go teologicznie. Ja natomiast, ze swej strony, jestem odpowiedzialny za przedstawienie najlepszego jakie potrafię uzasadanienia prawd katolickich i krytycznej oceny innych doktryn.

    Pozdrawiam Cię serdecznie

     
    Odpowiedz
  12. Kazimierz

    Dziękuję

    Wreszcie ktoś mi teologicznie tłumaczy te zawiłości (jak dla mnie) katolickiej teologii. Dziękuję ci Andrzeju, wieczorem "wgryzę" się w temat mocniej i postaram się jakoś ustosunkować.

    Pozdrawiam serdecznie KJ

     
    Odpowiedz
  13. FrancoBertone

    Kazimierzu, twoje slowa, uderz sie w pierś

    > Co do katolicyzmu, to jestem ciekaw jak ty (jeśli jestes zbawiony) tam funkcjonujesz? To trudno > pogodzić tyle tam zaszłości nie biblijnych i kultów, które myślę, że zasmucają Boga.
     
    Teraz, gdy przyznales sie, ze nie wglebiles sie w katolicka nauke, to jak w tym kontekscie brzmia Twoje powyzsze slowa? Chyba powinienes uderzyc sie w piers, przyznac sie do bledu i zglebic dokladnie nauke katolicka, zanim ja skrytykujesz. Zycze powodzenia.
     
     
    Odpowiedz
  14. FrancoBertone

    jeszcze raz słowa Kazimierza, bo skleiły się z moim wpisem:

    > Co do katolicyzmu, to jestem ciekaw jak ty (jeśli jestes zbawiony) tam funkcjonujesz? To trudno > pogodzić tyle tam zaszłości nie biblijnych i kultów, które myślę, że zasmucają Boga.

     
    Odpowiedz
  15. Kazimierz

    Franco

    No cóż , zdaje się, że nie rozróżnisz pomiędzy subtelną ironią a rzeczywistością. Nie mam juz zamiaru dyskutować z tobą, bo nie wnosisz w dyskusję nic merytorycznego.

     
    Odpowiedz
  16. FrancoBertone

    to są twoje słowa

    Oczywiscie, najlepiej tak powiedzieć, coż, może nie poznajesz swoich słów i trudno ci w to uwierzyć ? Najlepiej powiedzieć, ze to subtelna ironia, prawda ? Ty jesteś merytoryczny, ale krytykujesz, to czego zupełnie nie znasz, albo potem, gdy ks. Andrzej ci coś wyjaśnia, to się dziwisz, ze taka jest katolicka nauka, którą wcześniej krytykowałeś. Raz jeszcze pytam, tak się zachowuje PASTOR ? Tak się zachowuje ktoś, kto uważa się za zbawionego i nowonarodzonego, cokolwiek by to miało znaczyć ? Zastanów się bracie nad sobą.

     
    Odpowiedz
  17. zibik

    Rozmowa, czy polemika, racjonalny dyskurs, dialog ?….

    Bardzo dobrze, że stara się Pan odpowiadać pytającym, też tak czynię. A będzie jeszcze lepiej, jak postara się Pan również poznać, zrozumieć i uznać racjonalną argumentację innych – tych, co mają większe, bądź wspólne doświadczenie i widzą rzeczywistość zupełnie inaczej, niż Pan.

    Tekst napisany nie zawsze inspiruje do konwersacji, komentarzy, czy kolejnych pytań. A brak pytań nie jest równoznaczny ze zrozumieniem prezentowanych treści, poglądów, przekonań, czy omawianych wątków, a tym bardziej z  ich akceptacją.

    Milczenie, czy brak pytań, też ma swoją wymowę – no nie ?……..

     

     
    Odpowiedz
  18. zibik

    Warto czytać, poznawać i starać się zrozumieć – w czym rzecz !

    Cieszę się, że Pan również czyta moje posty. Jednocześnie jest mi bardzo przykro – bo ten poprzedni, który Pana nie usatysfakcjonował, akurat nie był adresowany bezpośrednio do Pana.

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code