Stwórz we mnie serce czyste

Rozważanie na Środę Popielcową, rok B
 
 

post.jpg

Wielki Post zaczyna się od obrzędów pokutnych. Tzw. Środa Popielcowa to oficjalny dzień rozpoczęcia drogi nawrócenia. Symbolicznym wstąpieniem na tę drogę jest obrzęd posypania głów popiołem podczas Mszy Świętej. Popiół uzyskuje się ze spalonych palm wielkanocnych. Kapłan wypowiadający nad głowami wiernych słowa: „prochem jesteś i w proch się obrócisz” zwraca uwagę na eschatologiczny aspekt naszego istnienia. Człowiek w swej wielkości i godności do jakiej powołał go Stwórca, powinien uznać, że są sprawy większe i godniejsze niż on. Proces nawrócenia to nie tylko akt religijny, ale też psychiczny i fizyczny. Wielki Post staje się więc szansą na przemienienie, na przygotowanie do spraw wielkich i tajemniczych, jakie będą miały miejsce podczas Świąt Wielkiej Nocy. Czy traktujemy poważnie taką coroczną szansę na rzetelną i skuteczną zmianę samego siebie? Czy post, modlitwa i jałmużna są jeszcze atrakcyjne i czy my sami uznajemy je za życiodajne?

popielec-wordpress-com.jpg

Jeszcze za czasów studenckich zdarzyła mi się górska przygoda, która miała wpływ na całe moje dalsze życie. Zaplanowany wyjazd w góry z przyjaciółmi nagle zmienił się w samotną wyprawę, podczas której zapadły w moim sercu ważne decyzje – powiedzmy „duchowe”. Miało być wesoło i towarzysko, stało się samotnie i dość niebezpiecznie. Osobiście uznałam to za jeden z najważniejszych momentów mojego nawrócenia, mimo że nie był to okres Wielkiego Postu. Dlaczego pojechałam w końcu sama w te góry? Bo mnie zdenerwowali ludzie, którzy obiecywali, że przed tym wyjazdem załatwią wszystkie swoje sprawy, żebyśmy mogli wyjechać bez oglądania się na obowiązki i bez patrzenia na kalendarz. Kilka dni przed wyjazdem usłyszałam, że trzeba przesunąć wyjazd, bo jeszcze egzaminy nie zdane, bo jeszcze coś tam nie załatwione z kasą na wyjazd. Tym razem nie ustąpiłam. Powiedziałam, że ja słowa dotrzymałam, ja mam wszystko zdane, załatwione, pieniądze odłożone na wyjazd. Wrzesień zaraz się skończy i nic z tego w końcu nie wyjdzie, jak tak dalej pójdzie. Jadę, choćby sama. I pojechałam. Akurat tym samym pociągiem jechała grupa studencka z mojego roku, więc podróż obfitowała w ciekawe rozmowy i zdarzenia.

Jednym z nich było nawrócenie pasażera, którego to dokonał Bóg przez słowa i charyzmę mojej koleżanki z roku. Na początku rozmowa z około czterdziestoletnim mężczyzną była wesoła i niefrasobliwa. Jak się dowiedział, że studiujemy teologię, żartował i zadawał typowe racjonalne podchwytliwe pytania, żeby nas podręczyć. Jedna z naszych koleżanek podjęła nutę i dość szybko wytrąciła mu z ręki wszystkie argumenty, doprowadzając do rozmowy na temat: czy Pan wierzy w Boga i czy chce Pan zmienić swoje życie? Facet zmienił się z człowieka zdystansowanego w człowieka skruszonego, to było coś niezwykłego. Widziałam coś takiego po raz pierwszy. Młoda dziewczyna z takim zapałem i żarliwością (aż mnie to zażenowało) mówiła do niego z mocą: Bóg Cię kocha i czeka na Ciebie, dlaczego zwlekasz, dlaczego nie chcesz się zmienić właśnie teraz, przecież to Twoja szansa!

Obserwowałam to do momentu, kiedy facet się rozpłakał i zaczął do niej szeptać. Wtedy uznałam, że chyba skończyło się przedstawienie, a zaczęło się coś głębiej dotykającego tych dwoje przypadkowo zetkniętych przez los ludzi. Kiedy spotkałam się znów z moją koleżanką ze studiów na wykładach, dowiedziałam się, że wymienili się telefonami i że ona pomogła mu spotkać się z księdzem. Człowiek ten przystąpił do spowiedzi po wielu latach życia poza Kościołem. Podobno nawrócił się dość radykalnie.

Taka była siła świadectwa i modlitwy jednej rzetelnej chrześcijanki. Dziś jest siostrą zakonną w jednej z franciszkańskich wspólnot.

W dzisiejszych czytaniach prorok Joel woła: „Nawróćcie się do mnie całym swym sercem, przez post i płacz, i lament. Rozdzierajcie jednak wasze serca, a nie szaty!” Na czym polega rozdzieranie serca? Czy tu chodzi o celowe dręczenie samego siebie, czy może raczej o wrażliwość na wezwanie Boga do tego, by wrócić tam gdzie nasze miejsce? Wrócić sercem do Boga jest o wiele trudniej niż zrobić to fizycznie. Można stać całe życie przy ołtarzu i sprawować modły, a serce nadal mieć nie rozdarte żalem i skruchą. Rozedrzeć serce oznacza przyznać się do tego, że nie jestem doskonały, że jeszcze wiele pracy nad sobą muszę wykonać z pomocą łaski, aby stać się choć trochę podobnym do Chrystusa i stać się miłym Bogu. Aby On mógł przez nas działać na rzecz Królestwa. Czy stać nas na taki wysiłek? A może wolimy jednak nie zmieniać zbyt wiele? Może jednak wolimy pozostać niewzruszeni wewnętrznie i poprzestać na tradycjach i obrzędach, żeby nikt się nie przyczepił, że nie pokutujemy? A na boku i tak robimy swoje po staremu, w końcu nikt nie widzi, że nie przestrzegamypostu… Tylko jakie jest wtedy nasze świadectwo?

wielkipost2.jpg

Dalsza podróż to było moje samotne wędrowanie po Bieszczadach, tych niskich dzikich, pełnych wilków i niedźwiedzi. Między schroniskami i bazami były dość duże odległości, trzeba było cały dzień iść, żeby znaleźć jakieś w miarę cywilizowane miejsce do przenocowania. Pierwszego dnia się zgubiłam. Szłam szlakiem z mapą według wskazań busoli. Nagle ścieżka zginęła w lesie nie wiadomo gdzie. Zamiast wrócić i znaleźć inną drogę, poszłam na azymut na skróty w kierunku bazy namiotowej, która była jakieś 6 km od miejsca w którym się zgubiłam. Wkrótce miał zapaść zmrok, dlatego nie chciało mi się wracać i postępować według normalnej do tej pory przyjętej przeze mnie procedury w przypadku zgubienia drogi. Weszłam w las. To był mój pierwszy błąd. Błąd, który był skutkiem zbytniej pewności siebie (czyt. pycha) i zwyczajnego lenistwa. Niestety coś mi się pomyliło i poszłam w przeciwnym kierunku. Kiedy się zorientowałam, że droga, na której stoję jest nie tą, o którą mi chodziło, lekko spanikowałam. Zapadała ciemność.

Zamiast rozbić namiot w wiosce albo poprosić o nocleg na jakimś podwórku, ja popełniłam następny błąd. Dlaczego? Bo złapałam stopa i pojechałam najdalej jak się dało w kierunku bazy. Zostało mi jakieś 3 km. Pomyślałam – co to jest 3km w ciemnościach, kiedy wiem gdzie iść? Co, ja nie dam rady???

Kierowca zapewniał mnie że do bazy jest bardzo blisko, tylko trzeba wejść na wzgórze i skręcić obok kapliczki, a potem iść jeszcze jakiś kilometr lasem. Błąd polegał na zbytniej pewności siebie i na zafiksowaniu się w czymś, co ja roboczo nazywam chorą ambicją, a co zazwyczaj ojcowie Kościoła nazywają brakiem pokory. Taka mieszanka wad potrafi skutecznie zdławić instynkt samozachowawczy i naturalną, nawet najbardziej uzasadnioną obawę przed porażką. Kiedy szłam pod górę, było prawie ciemno. Kiedy dotarłam do kaplicy, małej kamiennej kaplicy z figurą Matki Bożej, okazało się, że droga, która miała mnie zaprowadzić do bazy to rzeka błota. Zapadałam się po kostki, a skraj drogi był zbyt stromy, aby iść tamtędy w kompletnej ciemności. Zwyczajnie spanikowałam.

Nareszcie poczułam głęboki instynktowny strach. Zrozumiałam, że jestem w lesie, gdzie nocą wilki nie tylko wyją, ale też polują, gdzie ciężko będzie rozbić namiot w błocie, już nie mówiąc o rozpalaniu ognia, co wydawało było niemożliwe w tej sytuacji. Wtedy dopiero, kiedy rzeczywistość gór pokazała mi, żem głupia jak but, postanowiłam poprosić Boga o pomoc. Kaplica stała obok mnie i niemal zawołała: wejdź tu i nie bój się. To były proste cztery ściany z białego kamienia z wnęką, w której stała figura Matki Bożej. Przy jednej ze ścian stały jakieś drewniane skrzynie. Potwornie bałam się spać na ziemi, bo deszcz zaczął padać i las zaczął wydawać swoje nocne dźwięki, które zazwyczaj mnie nie straszyły, ale teraz jakoś czułam się nieswojo. Wspięłam się na ścianę, bo dach kaplicy był tak zbudowany, że między powałą a szczytem ścian było miejsce akurat na to, żeby się położyć. Nie powiem, żeby mi tam wygodnie było, bo prawie nie spałam, bojąc się spać z wysokości dwóch metrów. Ale mimo to ta noc czuwania na modlitwie p.t. Boże ratuj, i pełna myśli o mojej totalnej głupocie, zaowocowała w dość optymistyczny poranek. Jeszcze było ciemno, ale nad ranem usłyszałam kroki i rozmowy ludzi. Jakaś grupka szła drogą, ktoś zajrzał do kaplicy i stwierdził: o matko tu ktoś śpi! Ktoś odpowiedział: no to cicho bądź i nie budź, idziemy dalej. To mnie przekonało, że baza jest tuż tuż. Nie wiem skąd wiedziałam, że to są ludzie stamtąd. Zebrałam się szybko i ruszyłam w drogę jak tylko zrobiło się jasno. Faktycznie, droga okazała się dość przyjazna. Gdybym odważyła się pokonać 100 m po kostki w ciemności i w błocie, dalej odnalazłabym twardy suchy grunt. Baza była niemal za zakrętem, niecały kilometr od kaplicy.

indeks.jpg

Zanim ruszyłam w drogę, otworzyłam Pismo Święte. Szukałam jakiegoś psalmu na tę okoliczność, aby Bogu podziękować za to doświadczenie. I wtedy odkryłam na nowo Psalm 51, który znajdziemy w dzisiejszych czytaniach. Zwłaszcza przemówiły wtedy do mnie słowa:

Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej,

w ogromie swej litości zgładź moją nieprawość.

Obmyj mnie zupełnie z mojej winy    

i oczyść mnie z grzechu mojego.

 

Uznaję bowiem nieprawość swoją, 

a grzech mój jest zawsze przede mną.

Przeciwko Tobie zgrzeszyłem   

i uczyniłem, co złe jest przed Tobą.

 

Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste

i odnów we mnie moc ducha.                                                                                                                          

Nie odrzucaj mnie od swego oblicza                                                                                                                

i nie odbieraj mi świętego ducha swego.

 

Od tamtej pory zawsze, kiedy wejdę na jakiś szczyt albo osiągnę jakiś sukces, odmawiam ten psalm. Aby pamiętać o tej dotkliwej dla mojego „ego” przygodzie.

Potem jeszcze nie raz spotkała mnie w Bieszczadach trudna do przejścia droga i rozdroża, na których traciłam orientację. Ale nie popełniałam już błędów. Mówi się, że góry uczą pokory. Tak było. Mnie nauczyły.

Przełożyłam to i zawsze przekładam na doświadczenia duchowe. Czasami jesteśmy tak pewni siebie, pełni pychy i braku akceptacji dla własnych ograniczeń, że nie umiemy wejść na drogę nawrócenia, której lwia część wiedzie przez uznanie własnej słabości i oddanie steru Bogu. Pokuta i nawrócenie oznaczają przede wszystkim wewnętrzne nastawienie na poznawanie własnych wad i ograniczeń i na pozwolenie, aby Bóg dotknął nas i przemienił, zwłaszcza tam, gdzie nie chcemy nic zmieniać. Aby Bóg wyzwolił nas z grzechów lenistwa, pychy, braku pokory, braku wiary. Droga nawrócenia jest drogą ku wolności.

Stwórz we mnie serce czyste! – to zawołanie pełne ryzyka. Bo serce czyste nie pozwoli ci na ściemnianie, na kłamstwa i oszustwa, którymi karmisz się codziennie. Serce czyste pozwala żyć w prawdzie, co dziś nie jest ani popularne ani bezpieczne. Czy chcesz prosić Boga o prawdziwe nawrócenie i poddać się terapii wnętrza w gabinecie Jezusa Chrystusa?

Czy jednak odłożysz to na drugi rok? Na inne okoliczności?

wielkipost.jpg

 

12 Comments

  1. Kazimierz

    Jolu

    Pięknie to wszystko opisałaś, i te twoje przygody z błądzeniem, no to była szkoła…

    Psalm 51, zawsze jest dla mnie atualny, a powiązany z historią Dawida i Batszeby, uczy mnie Bożego miłosierdzia i przebaczania. Wyjasniłas też skąd popiół i co mówi ksiądz (sory, ale służba kapłańska dla mnie minęła wraz ze ST). Ale dalej nie wiem skąd taki pomysł na to aby to robic i co on daje ludziom? Z moich rozmów z różnymi ludźmi dochodze do wniosku, że nic nie daje, że to kolejny tradycyjny obrzęd, ciekawy, ale właściwie nic nie wnoszący, może poza garstka osób, które świadomie wierzą w Boga.

    Piszesz też o nawróceniu, wiem, że inaczej rozumiemy to słowo  bo dla mnie, nawócenie powinno równać się nowonarodzenie do Królestwa Bożego, ale przyjmuję, że człowiek powinien nawracać się ze swych złych dróg na Boże drogi, ale czy jest to możliwe, jeśli nie doznał nowonarodzenia z Ducha Bozego. Może powierzchownie, ale to i tak nic nie daje w drodze do piekła, może lepiej będzie wyglądać.

    Jestem ciekawy i zadaję pytania, bo chcę rozumieć coś, co kiedyś praktykowałem, a nie rozumiałem. Moja rodzina praktykuje, a nie rozumie, moi znajomi a nawet i pracownicy, a nie rozumieją, czy popielec i post muszą byc takie jakieś magiczne? Wszak magia nie jest dobra rzeczą. Postu też raczej większość nie przestrzega, a dlaczego on jest, po co , skoro nic nie daje? Czy są to martwe przepisy ludzkie, które nie dają życia, a może tylko jakims wybranym, co z resztą?

    Oh jakies mam takie nastawienie ciekawego i poszukującego, ale chciałbym choćby tym moim znajomym katolikom rozjaśnic w głowach o co tu chodzi, oprócz oczywiście przygotowania się do Wielkanocy, no właśnie a Wielkanoc, najpiękniejsze Święto, ale co po niej? Jakoś tak w kółko, ciągle to samo, a Jezus powiedział – j. 10 – (9) Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony – wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę. Przecież pasza to wzrastanie w poznanie – a nie chodzenie w kółko?

    Kazik

     

     
    Odpowiedz
  2. jorlanda

    Zwyczaje pokutne w chrześcijaństwie

    Środa Popielcowa ma taką nazwę od obrzędu pokutnego polegającego na ukorzeniu się i wejściu na drogę nawrócenia. Zewnętrznym znakiem tego jest posypanie głowy popiołem. Ksiądz sypiacy popiół wymawia słowa: Pamiętaj, że prochem jesteś i w proch się obrócisz. Albo: Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię.

    Obrzędy pokutne tego typu mają zwracać uwagę człowieka na dwie sprawy. Po pierwsze: człowiek jest prochem czyli ma początek i koniec, ktory od niego nie zależy, na który nie zasługuje i na co nie ma żadnego wpływu. To ma skierować uwagę ludzką na Boga – Pana życia i śmierci. Człowiek, który żyje ze świadomością, iż w każdej chwili może stanąć przed Stwórcą (bo śmierci nie można zaplanować) powinien nieustannie czuwać i trwać w wędrówce na drogach nawracania się.

    Po drugie: proces ten trwa całe życie. Kościół podczas Wielkiego Postu pokutuje, czyli oczyszcza się przygotowując się na Tajemnicę Paschalną. Pamiątkowe obrzędy mają przypominać to, czego uczył Chrystus, to co głosili prorocy starotestamentalni, mają być przypominaniem o tym wszystkim, czego uczy Pismo na temat pokuty i dróg nawrócenia.

    Ukorzenie się, sypanie głowy popiołem i wdziewanie worów pokutnych znane było w judaizmie, chrześcijaństwo przejęło część tych zwyczajów. Może faktycznie warto by bylo tutaj opisać więcej takich znaczeń. Może znajdę czas i to zrobię. Tym razem chciałam skupić się na treści Psalmu 51, który mi chodzi po głowie od paru dni. Póki co link do mądrzejszych ode mnie 😉

    Na początek popiół

    Tu nie ma żadnej magii. Chodzi o nastawienie serca, o świadome podjęcie wysiłku zmiany jakiegoś aspektu życia.

    Po to są obrzędy początku Wielkiego Postu. Popatrz na dzisiejsze czytania. Wezwanie do nawrócenia. Proste. I dobitne.

    Pozdrawiam JŁ

     

     

     
    Odpowiedz
  3. Kazimierz

    Jolu

    No jakoś nie mogę za bardzo dalej pojąc tego, gdyż raczej sa to starotestamentowe zwyczaje, a gdzie nauczanie NT?  Palenie palm, żeby na następny rok był popiół, aby sypać głowy wiernych (niekoniecznie wierzących), no chyba, że jest to jakas próba nawócenia ludzi do Chrystusa, ale przecież i tak jest im mówione, że sa dziećmi Boga i maja Ducha Świętego, a więc są zbawieni. Strasznie to wszystko zagmatwane.

    Co z tym co Paweł mówi, o nowym zaczynie?

    "Wyrzućcie więc stary kwas, abyście się stali nowym ciastem, jako że przaśni jesteście. Chrystus bowiem został złożony w ofierze jako nasza Pascha. Tak przeto odprawiajmy święto nasze, nie przy użyciu starego kwasu, kwasu złości i przewrotności, lecz – przaśnego chleba czystości i prawdy." I Kor. 5, 7-8. Biblia Tysiąclecia.

     

    Przasni jesteście, napełnieni Duchem Świętym, czystość i prawda – musze to zbadać, co będą jutro mówić ludzie, którzy byli dzis aby posypac ich głowy popiołem – będę rozmawiał co najmniej z 30, ciekawe no nie? Mam nadzieję, że coś kolwiek rozumieją. Czy wiedzą, że są nawym zaczynem, że nie sa pod zakonem, ale pod łaską?

    Niechaj was nikt nie odsądza od nagrody, zamiłowany w uniżaniu siebie i przesadnej czci aniołów, zgłębiając to, co ujrzał. Taki, nadęty bez powodu zmysłowym swym sposobem myślenia,


    Kol. 2.18 – Paweł i to mówi, kto jest zamiłowany w uniżaniu sibie, jest nadęty i zmysłowy – jak to się ma do udawanej pokuty? Do zwyczaju, tradycji? Usta szepczą modlitwę, a serce daleko…
     
    No i na koniec Izajasz – prorok – ewangelista –

     

    Właśnie w Iz 58:3 pada pytanie: "Umartwialiśmy siebie, a Tyś tego nie uznał?"


    Iz 58:5
    Czy to jest post, w którym mam upodobanie, dzień, w którym człowiek umartwia swoją duszę, że się zwiesza swoją głowę jak sitowie, wkłada wór i kładzie się w popiele? Czy coś takiego nazwiesz postem i dniem miłym Panu? No właśnie, hm, co dalej Bóg mówi?

    Iz 58:6 Lecz to jest post, w którym mam upodobanie: że się rozwiązuje bezprawne więzy, że się zrywa powrozy jarzma, wypuszcza na wolność uciśnionych i łamie wszelkie jarzmo  – hm, jak to zrobić, łatwo chyba nie pić alkoholu, czy powiedzmy nie upijać się – pytałem o to i to było głupie, nie będę grzeszył upilstwem w czasie postu – a potem będę? Nie będę palił papierosów 20 a 10 – i tak grzech i tak, co tu pokutnego?


    Iz 58:7że podzielisz twój chleb z głodnym i biednych bezdomnych przyjmiesz do domu, gdy zobaczysz nagiego, przyodziejesz go, a od swojego współbrata się nie odwrócisz. A tu ciekawy werset – podzielic się, nie odwrócisz, jestem ciekaw, czy taka postawę mają moi znajomi?


    Iz 58:8Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza poranna i twoje uzdrowienie rychło nastąpi; twoja sprawiedliwość pójdzie przed tobą, a chwała Pańska będzie twoją tylną strażą. Wow, uzdrowienie, tak, tak nie myle się – jeśli będę robił to, co powyżej 🙂


    9
    Gdy potem będziesz wołał, Pan cię wysłucha, a gdy będziesz krzyczał o pomoc, odpowie: Oto jestem! – No i pewność wysłuchania modlitwy, aż tak, że Bóg powie – oto Jestem – czy to nie wspaniałe – jak to się ma do sypania popiołem? Nie wiem…

    Kazik

     
    Odpowiedz
  4. elik

    Połączeni szczególną nicią.

    Rozmyślając nad tym, czym jeszcze może być Środa Popielcowa tj. początek w Kościele katolickim Wielkiego Postu i czasu pojednania, bądź nawracania, umacniania wiary i głoszenia Ewangelii.

    Chyba przede wszystkim wypada ustalić, dla kogo?……, dla jednych tylko pustym rytuałem, a innych dodatkowo jednodniowym uznaniem miałkości swoich życiowych wysiłków lub jednorazowym żalem za grzechy i być może postanowieniem poprawy. Nawet jeśli tylko tym, to taka refleksja wydaje się być absolutnie szczera.

    A to swoiste głosowanie obecnością można czytać, jak gremialne wyznanie, a nawet referendum w sprawie jakości życia – marne czy dobre, smutne czy radosne.

    Ponadto fenomen liczby wiernych pochylających głowy, do posypania popiołem jest raczej smutnym wydarzeniem. Ale intrygującym, a nawet krzepiącym, budującym może być to, że nawet okazjonalni wyznawcy Popielca jednak przychodzą, do wspólnoty wiernych w dniu, w którym czują się połączeni szczególną, lecz niewidoczną niciąwszyscy powstaliśmy z prochu i w proch się obrócimy.

    Szczęść Boże!


     
    Odpowiedz
  5. Jadzia

    ludzie są różni

     Sądze, ze aby pamiętac słowa, że z prochu powstalismy i tak naprawdę nie jestesmy niczym tylko czymś ulotnym, pełnym ograniczeń- do tego naprawdę nie jest potrzebny jeden dzień w roku. Są tacy co Srody Popielcowej nie uznaja a o tym pamiętaja codziennie i tacy którym posypuje się popiołem głowę ale na drugio dzień zapominają po co. Wszystko zalezy od człowieka a nie od rytuału.Udział w rytuale nie jest wykładnikiem wartości człowieka.

     
    Odpowiedz
  6. Kazimierz

    Post i próba wyjaśnienia

    Oto jedna z prób wyjaśnienia postu i chyba o takie próby mi chodzi, lecz prób takowych nie będzie, jeśli nie będzie pytających…

     

     
    Odpowiedz
  7. jorlanda

    To nie jest kwestia zrozumienia

    No jakoś nie mogę za bardzo dalej pojąc tego, gdyż raczej sa to starotestamentowe zwyczaje, a gdzie nauczanie NT?  Palenie palm, żeby na następny rok był popiół, aby sypać głowy wiernych (niekoniecznie wierzących), no chyba, że jest to jakas próba nawócenia ludzi do Chrystusa, ale przecież i tak jest im mówione, że sa dziećmi Boga i maja Ducha Świętego, a więc są zbawieni. Strasznie to wszystko zagmatwane.

    Zaczynasz się zachowywać jak faryzeusz wobec Jezusa, który tłumaczył Pisma w kontekście Dobrej Nowiny. To nie jest kwestia zruzmienia, tylko pogłębienia wiary i uświadomienia sobie znaczenia ewangelicznego wezwania: nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię! Cytujesz św. Pawła jak zwykle wyrywając z kontekstu jego wypowiedzi. On bazował na nauce Chrystusa, tłumacząc ją innym. Jeśłi tak się upierasz przy niedodawaniu czegokolwiek do nauki Chrystusa, przestań czytać Listy Apostolskie.

    Nie patrzę na postawy moich znajomych, bo to by znaczyło, że nie rozumiem wezwania Chrystusa. Jeśli już ma mnie coś zajmować w życiu mojej wiary to dawanie dobrego świadectwa a nie czepianie się innych, że go nie dają.

    Środa Popielcowa to dla mnie dawanie świadectwa. I kontunuwanie dobrych polskich tradycji CHRZEŚCIJAŃSKICH.

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  8. Kazimierz

    Jolu

    Proszę – faryzeusz, wyrywa wersy z kontekstu, nie no jesteś teologiem nie piekarzem – i rozumiem, że Biblięmasz w małym paluszku i w listach poruszasz się podobnie do mnie – w ich kontekstach, przesłaniu, nauce, niuansach i "rodzynkach" i nie trzeba robić długich wstępów, aby wyłożyć tę czy inną naukę. To zrobiłem w moim najnowszym blogu, bo jednak większość ludzi nie zna na tyle Biblii.

    Obawiam się, że rytuały  czy zwyczaje czy polska tradycja jest jedynie potwierdzeniem słów z Izajasza – 29.13 – ten lud zbliża się do mnie ustami (zwyczajami) ale serce ich jest daleko ode mnie.

    A tak swoja drogą jestem ciekaw, jak wygląda świadectwo (o którym piszesz), wiele pięknych świadectw złożyłaś na Tezeuszu, za które jestem ci wdzięczny, ale nie wiem jakie może być teraz w tym czasie?

    Pozdrawiam cię serdecznie – twój zachowujący się jak faryzeusz brat w Panu Kazik

     
    Odpowiedz
  9. elik

    Czym ma być post, jałmużna i modlitwa?…..

    Pani Jolu szczególnie dziękuję za to wielce wymowne wyznanie: Nie patrzę na postawy moich znajomych, bo to by znaczyło, że nie rozumiem wezwania Chrystusa. Jeśli już ma mnie coś zajmować w życiu mojej wiary to dawanie dobrego świadectwa a nie czepianie się innych, że go nie dają.

    Proszę zauważyć, jak wiele osób świeckich zamiast starać się poznać, zrozumieć i uznać nauczanie, czy wezwanie Jezusa Chrystusa, aby świadomie i dobrowolnie urzeczywistniać Jego człowieczeństwo, oraz Jego najwierniejszych wyznawców. Sugeruje się tym, co czynią inni, a szczególnie intencjonalnie wybrane, bądź nie zawsze słusznie napiętnowane osoby duchowne, czy nawet w ten sposób usiłują swoje zdecydowanie gorsze naganne postawy usprawiedliwiać, bądź rozgrzeszać lub dowartościowywać.

    Post, modlitwa i jałmużna – faryzeusze nie tylko przestrzegali tych praktyk, ale i skrupulatnie je realizowali. Traktowali je jednak jako cel sam w sobie, a nie jako środek do jego osiągnięcia.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  10. jorlanda

    @Elik

    W sumie to Pana wpis nieco wyżej zainspirował mnie do takiego wyznania. W zasadzie tego mi brakowało w moim rozważaniu, żeby podkreślić, że Środa Popielcowa i inne podobne rytualne nabożeństwa w Kościele pełnią funkcję przede wszystkim świadectwa wiary. Pokuta i nawrócenie to dość niepopularne postawy w dzisiejszej rzeczywistości polskiej… tak mi się wydaje.

    Pozdrawiam JŁ

     
    Odpowiedz
  11. jorlanda

    W obronie rytuału

    Nie powiedziałam, że jesteś faryzeuszem, ale że zachowujesz się podobnie. Może przesadziłam, ale tak mi się to skojarzyło, kiedy myślę o naszych sprzeczkach biblijnych. To było może bolesne dla Ciebie porównania. Ale ja się za piekarza nie obrażam. Lepiej piekę niż tłumaczę Biblię. Może kiedyś Cię poczęstuję ciastem, jak Bóg da.

    Biblię znasz lepiej niż ja, dlatego się czepiasz. Mam praktykę takich utarczek, bo mam takiego jednego biblistę w domu, który też mi nieustannie wypomina ignorancję. Nie żałuj sobie moje świadectwo odbywa się głównie w REALU, jak pewnie zauważyłeś moje ostatnie wpisy są rzadkie, coraz rzadsze. Codzienność zajmuje 99% mojego świadectwa. Więc jeśli chciałbys wiedzieć jak ono wygląda, pogadamy po tamtej stronie życia, bo w tym chyba nie będzie czasu.

    Dlaczego nie przywiązuję aż takiej wagi do sola scriptura? Nie jest tak, że w ogóle Pismo odkładam, czytam je codziennie i karmię się Słowem. Daje mi siłę i prowadzi w decyzjach. Poza tym pomaga się czasem powymądrzać na lekcjach, co pomaga z kolei uczniom zrozumieć, o co chodziło Chrystusowi. Ale nie podchodzę do Pisma literalnie, staram się czytać w kontekstach kulturowych i z pomocą Ducha Świętego. W ostatnich dwóch latach nauczyłam się więcej dzięki wspólnocie, w której Bóg mnie i mojego męża postawił. To Ruch Światło-Życie, gdzie czytanie Biblii i znajomość Pisma jest fundamentem formacji.

    Ale wracając do tematu rytów.

    Jak ja to postrzegam. Może przypomnij sobie mój dawny bardzo dawny tekst Obrzędy wtajemniczenia chrześcijańskiego drogą do Wewnątrz

    To takie naukowe nieco pisanie, mam nadzieję, że nie tylko chrzest, Komunię i bierzmowanie uda mi się kiedyś wziąć na warsztat. To jest to, co odkrywam w rytuałach. Patrzę na to szerzej niż tylko z biblijnego punktu widzenia. Rytuał jest metodą, formą dla ciała i psychiki – wejścia w sferę sacrum. Można to potraktować powierzchownie, ale można też sięgnąć głębiej i odkryć w czasie sprawowania obrzędów coś naprawdę głębokiego.

    Może dlatego się nie rozumiemy, bo Ty nieco inaczej określasz granice interpretacji Pisma. W sumie masz prawo.

    Pozdrawiam w pokoju

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code