Sens cierpienia – próba namysłu
Piszę ten tekst, wywołany do tablicy przez Eskulapa, który napisał tak –
„Prosiłbym by napisał Pan o sensie cierpienia
Przechodząc obok ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: "Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym – on czy jego rodzice?" Jezus odpowiedział: "Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże …" J9
w zacytowanym fragmencie cierpienie ‘służy’ objawieniu się chwały Boga, objawia się ona przez cud uzdrowienia
Proszę napisać jak Pan myśli, jaki jest sens cierpienia bez chwały i happy endu – zdradzanych, mordowanych, wykorzystanych, cierpienia dzieci i ludzi niewinnych, Bóg cierpi w nich i z nimi, dlaczego? Jaki jest sens zabijanego dobra. Czyż nie szkoda tych ludzi tu na ziemi? Tak jak żal by rozeszli się głodni, więc Chrystus rozmnaża chleb…”
Spróbuję zatem się ustosunkować, do tak ważnej kwestii , jaką zapewne jest cierpienie i jego sens. Dziękując jednocześnie Eskulapowi, za bardzo ciekawy temat do rozważania.
Wiele dzieł literackich, muzycznych, obrazów i tym podobnych pokazują cierpienie i ważne związane z nim chwile. Cierpienie towarzyszy człowiekowi od chwili utracenia raju i jest jakby nieodłącznym elementem ludzkiej egzystencji. Chorujemy, trapią nas bóle, cierpimy z powodu śmierci najbliższych, Cierpimy masowo, grupowo, w samotności. Cierpimy fizycznie, psychicznie, duchowo. I właściwie jedynie teolodzy podejmują się poszukiwania sensu w cierpieniu, inne nauki stwierdzają je i ewentualnie podejmują próby leczenia. Czy to medycyna jeśli chodzi o cierpienie fizyczne, czy psychologia i psychiatria jeśli chodzi o cierpienie psychiczne. Gorzej z cierpieniem duchowym, czasami nie wiemy co z nim zrobić, ale zawsze lepiej zgłosić się do jakiegoś doradcy duchowego.
Cierpienie fizyczne – to chyba najpospolitsze cierpienie i dotykające wszystkich ludzi. Każdy cierpi z powodu bólu, choroby, niepełnosprawności związanej np. ze starością. Cierpimy do śmierci ciała włącznie. Śmierć ciała jest końcem cierpienia człowieka tu na ziemi i kończy konsekwencje życia w ciele śmierci, ciele Adama. Jest ona konsekwencją nieposłuszeństwa pierwszych ludzi, podobnie jak cierpienie ciała w czasie życia. Bóle podczas porodu, ciężar pracy, walka z chwastami, to nie tylko te chwasty rośliny – ale w każdym wymiarze. Łatwość wybierania zła zamiast dobra obserwujemy u człowieka już od najmłodszych lat. Małe dziecko, lubi bardzo robić na opak, nie słuchać rodziców, możemy mówić w ten sposób się uczy, ale jednak zobaczmy, że zło bez pracy nad dobrem zawsze będzie tryumfować.
Na świecie, to zło powstrzymuje Duch Święty, o którym Paweł mówi – II Tes. 2,6-10; ale przyjdzie czas jak czytamy, że On odejdzie, mówiąc dosadniej ze swoim Kościołem. Mowa tu oczywiście o paruzji, chyba sobie nie wyobrażamy (odrodzeni duchowo), że Duch Święty mógłby nas zostawić odejść z naszych serc? Jest to też nadzieja, że Kościół nie będzie musiał brać udziału w tych strasznych rzeczach (1 Kor. 15,22-24), jakie się dziać będą na ziemi, kiedy szatan będzie rządził, a Ducha Świętego nie będzie. Lecz to będzie tylko chwila, i powróci Pan Jezus wraz ze swoim Kościołem na ziemię, aby rządzić – Apok. 20,1-6 – tak więc dbajmy o to, aby mieć udział w pierwszym zmartwychwstaniu, lub też jeśli żyć będziemy, abyśmy byli pochwyceni przez Pana.
Również ta sama zasada dotyczy zła w nas, jeśli nie mamy Ducha Świętego, to nie należymy do Boga, nie mamy pieczęci odkupienia i zło jest normą dla nas, gdyż On nas nie powstrzymuje w naszym mikro świecie duchowym. Jesteśmy egoistami i egocentrykami, żyjącymi dla siebie i każde cierpienie odczuwamy w niewyobrażalny sposób. Nie spotkaliśmy Chrystusa i nie przejęliśmy się Jego cierpieniem, jakie za nas doświadczył. Nie utożsamiamy się z Nim i nie czerpiemy od Niego siły, aby trwać w Nim. Nie jesteśmy w stanie niczego nauczyć się z cierpienia, bo rozżalamy się nad sobą, myśląc , że niesprawiedliwie cierpimy. Obwiniamy Boga, bierzemy Go za sadystę, bo nie widzimy swojej winy, ani winy innych.
Ale kiedy oddamy swoje życie Chrystusowi, to Duch Święty pokaże nam sens cierpienia, pokaże nam, że tak na prawdę, to cierpienie miało jeden cel – przyprowadzić nas do Boga, który jest źródłem życia, szczęścia, miłości, zdrowia. I choć nasze dolegliwości nie zawsze ustają, jednak miłość Boża powoduje, że widzimy sens, dla którego żyjemy, widzimy, że żyjemy dla Boga i żyć będziemy zawsze z Nim.
Cierpienie psychiczne – w tym wypadku zdaje się, że największym cierpieniem jest bezsens istnienia. Np. osoba porzucona przez współmałżonka, zdradzona i poniewierana zostając sama zauważa, że nie ma sensu życia. Kiedy nie ma jeszcze dzieci, to całkiem zdaje się, nie widzi sensu. Jako ludzie realizujemy się w rodzinach, w małżeństwach, kiedy spędzamy życie z kochającym partnerem. I właściwie większość z ludzi w tym upatruje swoje szczęście. Kiedy pytam rocznie setki ludzi, co daje największą satysfakcję z życia, właśnie rodzina, dzieci stają na pierwszym miejscu. Lecz co, jeśli tego zabraknie, kiedy dziecko zginie w wypadku samochodowym, kiedy małżonek stanie się osobą niepełnosprawną, kiedy my sami zachorujemy np. na depresję czy schizofrenię?
Życie dla siebie, czy najbliższych może być egoistyczne, jednak z drugiej strony osoby wrażliwe na innych, często doświadczają odrzucenia, oszustwa, deprawacji i wyzysku wobec siebie. Szukają wsparcia, starają się pomagać innym, często jednak bez wzajemności, czy też nawet bez podziękowania. Naturalny altruizm pcha je do wspierania, ale z drugiej strony naturalny egoizm drugiej strony może je wykorzystywać. Cierpienie psychiczne najczęściej przeżywane jest w samotności, kiedy rodzic np. wyczekuje swoich dzieci, które o nim nie chcą pamiętać, gdzie osoba chora i niedołężna mieszkając w DPS (Dom Pomocy Społecznej) wygląda przez okno swoich pociech, wnuków, a oni nie mają czasu. Wówczas przeżyte życie, zdaje się nie mieć wartości, bo przecież koniec się liczy, a nie początek, czy środek.
Dziecko odrzucone przez rodziców, wychowywane czy to w „bidulu” czy w rodzinie zastępczej, cierpi i tęskni. Wyobraża sobie, że może kiedyś, to on czy ona przygarnie ich, i da im życie, aby mogli razem być i cieszyć się sobą, cieszyć się każdym dniem, lecz nie wie, że oni już dawno nie są zdolni do miłości dla tej osoby, gdyż już są inne dzieci, gdyż niedorozwój np. umysłowy powoduje zanik podstawowych odruchów miłości i empatii. Czy można obwiniać o to Boga, czy raczej za Nałkowską powiemy – „ludzie ludziom zgotowali ten los”.
Cierpienie duchowe – można by w jednym zdaniu ująć, tęskna za Bogiem, za Jego miłością, częstokroć nieuświadomiona. Nawet wołamy często – o Jezu, o Boże – a nie wiemy, że tak naprawdę jest to wołanie naszej duszy o społeczność z Bogiem, o relację z Nim. Tak bardzo jej potrzebujemy, tak bardzo za nią tęsknimy, że czujemy się zagubieni. Jednak boimy się jej. Boimy się oddać życie Jezusowi, bo stracilibyśmy (tak myślimy) swoją tożsamość, możliwość wybierania, możliwość dokonywania zła. Tak często słyszę, Ja mam czas , jak się zestarzeję, to pomyślę o Bogu, a w domyśle (będę żył jak chcę, papieroski, alkohol, dziewczyny, imprezki) jak z tego zrezygnować, jak żyć bez tych uciech. Poza tym ,kombinatorstwo, omijanie prawa…. Po co być takim świętoszkowatym, nikt mnie nie będzie lubił, a ja taki zabawowy.
Bóg, to tam Gwiazdka, no urodził się Jezus, potem Wielkanoc, jakieś pogrzeby, komunie i śluby, no i takie tam. Ale co On ma do mojego życia, ono jest ok., ja się dobrze czuję w nim. Niczego nie trzeba zmieniać, byle mi było dobrze w tym życiu, a potem, kto to wie co będzie. I zdaje się, że Bóg powinien jako Stwórca nam zapewnić klawe życie, obsypywać dobrem niezależnie, jak to życie prowadzimy, wszak jesteśmy niby Jego.
Jednak, gdy przychodzi kryzys, śmierć, choroba, niemoc – gdzie jesteś Mikołaju, miało być tak dobrze, ci chrześcijanie mówią, żeś taki dobry i pełen miłości, a gdzie ta miłość do mnie?
Hiob, Dawid, Izajasz, Pan Jezus, Apostołowie i miliony chrześcijan – zdają się mówić, Bóg nie jest Mikołajem, a wiara w Niego nie jest religią, ale relacją. Idąc z Jezusem idziesz pod prąd, ale wiesz dokąd idziesz. Jesteś mieszkańcem Królestwa Bożego, nie tej ziemi, tu jesteś pielgrzymem. Życie z Jezusem nie polega na wypełnianiu zakonu (prawa), przykazań czy czego tam jeszcze. Życie z Jezusem to relacja pełna miłości, odkupionego człowieka z grzechu i śmierci do życia wiecznego. I nie o wiarę tu jedynie chodzi , ale o realne doświadczenia – doznanie Boga i doznanie drugiego człowieka.
Oni cierpieli, tak, na ludzki sposób cierpieli, odrzuceni, mordowani, sponiewierani, chorzy w beznadziejnych sytuacjach. Jednak to co ich łączyło, to perspektywa nieba. Jakub mówi – poczytujcie sobie za najwyższą radość, bracia moi, gdy rozmaite próby przechodzicie – Jak. 1,2 ; Piotr – „lepiej jest jeżeli taka jest wola Boża, cierpieć za dobre niż złe uczynki” 1 Ptr. 3,17; Hebr. 2,18 – a że sam przeszedł przez cierpienie i próby , może dopomóc tym, którzy prze próby przechodzą – mowa o Jezusie – i stąd płynie nadzieja, że nie mamy Chrystusa, który nas nie rozumie, ale żyjąc tu na ziemi, doświadczył wszystkiego i dziś może nas wspierać w każdym czasie i każdej sytuacji. Bo On przeszedł nawet śmierć i ją pokonał – dla nas! I my w Nim – „I Ja daję im żywot wieczny, i nie giną na wieki, i nikt nie wydrze ich z ręki mojej. Ojciec mój, który mi je dał, jest większy nad wszystkich i nikt nie może wydrzeć ich z ręki Ojca.” (Ewangelia wg św. Jana 10:28-29)
W Nim też, znajdujemy sens wszelkiego cierpienia , cierpienia które powoduje tęsknotę za doskonałością, za życiem, dobrem, za zdrowiem, za miłością – to cierpienie może znaleźć ukojenie tylko w Nim, tu na ziemi i tam na zawsze z Nim.
Apok. 21 – 3 I usłyszałem donośny głos mówiący od tronu:
"Oto przybytek Boga z ludźmi:
i zamieszka wraz z nimi,
i będą oni Jego ludem,
a On będzie "BOGIEM Z NIMI"
4 I otrze z ich oczu wszelką łzę,
a śmierci już odtąd nie będzie.
Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu
już [odtąd] nie będzie,
bo pierwsze rzeczy przeminęły".
5 I rzekł Zasiadający na tronie:
"Oto czynię wszystko nowe".
I mówi:
"Napisz:
Słowa te wiarygodne są i prawdziwe".
6 I rzekł mi:
"Stało się.
Jam Alfa i Omega,
Początek i Koniec.
Ja pragnącemu
dam darmo pić ze źródła wody życia.
7 Zwycięzca to odziedziczy
i będę Bogiem dla niego,
a on dla mnie będzie synem.
Króciutko jeszcze tylko odpowiem na zadane pytania – mordowane dzieci idą prosto do Boga, a więc idą do wiecznego szczęścia , zapewne Bóg nie jest obojętny na ich cierpienie, tak jak nie był obojętny na śmierć Szczepana, Król, królów podniósł się z tronu na widok śmierci swojego sługi – w ten sposób od razu ten był u Niego – Dz. Ap. 7,55-56. Bóg nie interweniuje dlatego, moim zdaniem że i tak największym dobrem dla wierzącej osoby jest bycie z Nim. A próby i doświadczenia na ziemi mogą wypalać w naszych sercach żużel grzechu – 1 Ptr. 4,12-16
12 Umiłowani! Temu żarowi, który w pośrodku was trwa dla waszego doświadczenia, nie dziwcie się, jakby was spotkało coś niezwykłego,
13 ale cieszcie się, im bardziej jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, abyście się cieszyli i radowali przy objawieniu się Jego chwały.
14 Błogosławieni [jesteście], jeżeli złorzeczą wam z powodu imienia Chrystusa, albowiem Duch chwały, Boży Duch na was spoczywa.
15 Nikt jednak z was niech nie cierpi jako zabójca albo złodziej, albo złoczyńca, albo jako [niepowołany] nadzorca obcych dóbr!
16 Jeżeli zaś [cierpi] jako chrześcijanin, niech się nie wstydzi, ale niech wychwala Boga w tym imieniu!
KJ
Poszukiwanie sensu w cierpieniu
I właściwie jedynie teolodzy podejmują się poszukiwania sensu w cierpieniu, inne nauki stwierdzają je i ewentualnie podejmują próby leczenia. Czy to medycyna jeśli chodzi o cierpienie fizyczne, czy psychologia i psychiatria jeśli chodzi o cierpienie psychiczne.
Problem ludzkiego cierpienia i nadanie mu sensu, poruszany jest jak najbardziej przez psychologię i inne nauki.. Można podać wiele przykładów, ale ten nie wymaga komentarza. Twórcą logoterapii jest V. E Frankl, polega ona na pomocy w znalezieniu sensu życia komuś, kto dramatycznie zwątpił w jakikolwiek sens swojego cierpienia. W książce Homo patiens do autora jako psychoterapeuty zwraca się starszy pan z prośbą o pomoc.Jest w głębokiej, trwającej blisko trzy lata depresji. Powodem tego stanu była śmierć ukochanej żony. Ów pan był lekarzem i na wstępie zaznaczył , iż leki może zaaplikować sobie sam. Nie chcę -powiada, przy pomocy leków zagłuszać świadomości, że po jej śmierci moje życie straciło sens. Po chwili rozmowy Frankl zorientował się, iż istotnym problemem jego rozmówcy jest fakt poczucia bezsensu tego cierpienia. Zadał mu więc pytanie: Czy pan może wyobrazić sobie sytuację odwrotną?. To znaczy pan umarł, a żona pozostała i cierpi. Zapadło dłuższe milczenie, po chwili starszy pan uświadamia sobie, że sytuacja, którą przeżywa ma jednak sens. Jego ukochanej, najdroższej istocie został zaoszczędzony ból i cierpienie. Od tego momentu jego cierpienie nabrało sensu. Człowiek w rożny sposób wypełnia sens swojego życia i cierpienia w nim. Realizuje swoją duchowość -orientując się na Boga, transcendencję , żyje wartościami-( miłość, dobro, prawda) w sposób etyczny.
cierpienie nie ma sensu
Cierpienie samo w sobie nie ma żadnego sensu. Cierpienie jako takie jest brakiem, jest pozbawione treści, więc także i sensu.
Człowiek stara się znaleźć przyczynę cierpienia, jego zależność metafizyczną, skąd się bierze, dlaczego jest wpisane w nasz świat? Jest to usilna próba nadania cierpieniu jakiegoś sensu, bo przecież jest ono dla ludzi niejako stanem permanentnym, wpisanym w ludzką naturę.
Szkopuł w tym, że nie jesteśmy w stanie nadać cierpieniu żadnego sensu. Żadna ludzka myśl ani siła nie jest i nie bedzie w stanie usensowić cierpienia. Tylko Bóg mógł nadać cierpieniu (w które wpisuje się także śmierć) sens, POPRZEZ SWOJE ZMARTWYCHWSTANIE. Jezus Chrystus nadał cierpieniu sens pokonując je swoim powstaniem z grobu. Wyzwolił tym samym i nas ku szczęściu. Poprzez swoją ofiarę cierpiętniczą złączył się z nami w naszym cierpieniu, związał nas wierzących ze swoją męką i tym samym także ze swoim zmartwychwstaniem. Tylko zmartwychwstając z Chrystusem (w Chrystusie) jesteśmy w stanie pokonać cierpienie i odnaleźć sens.
Tomasz
Zgadzam sie , ze chrzescijanstwo moze odpowiedziec najglebiej na pytanie o sens cierpienia. Jednak Chrystus na pytanie o ludzkie cierpienie nie odpowiada wprost. Czlowiek slyszy Jego zbawcza odpowiedz w miare jak sam staje sie uczestnikiem Jego cierpien. Bol ma swoja wartosc. Cierpienie, to dojrzewanie-dopoki nie przekroczy ludzkiej miary. Czlowiek, ktory wyrasta ponad siebie, dojrzewa do samego siebie, zdobywa wewnetrzna wolnosc, mimo zewnetrznej zaleznosci, jaka jest cierpienie. Cierpienie ma sens zawsze, gdy chodzi o " cos"
Cierpienie sensowne jest zawsze ofiarą. Podany przkład kochającego malzenstwa. Jest to pewien rodzaj transcendowania cierpienia. Przyczynia sie do rozwoju moralnego na plaszczyznie wyznaczonej przez czlowieka wartosci.
Nie kazdy czlowiek chce istniec za wszelką cenę, ale to czego naprawdę moze chciec- to zyc z sensem.
pomimo cierpienia
Chyba rozumiem twoją intuicję, ale nie do końca się z nią zgadzam. Z dwóch powodów.
Po pierwsze człowiek nie jest w stanie być uczestnikiem cierpień Boga, ponieważ Jego cierpienie to nie tylko cierpienie Jezusa podczas męki i ukrzyżowania, to przede wszystkim cierpienie zdradzonej Miłości. Miłości, która jest nieskończona i my tutaj nie jesteśmy w stanie takiej miłości ofiarować drugiej osobie.
Bóg wchodząc w relacje z człowiekiem pochyla się (i w tym samym momencie udziela łaski) nad nim, uniża się (w osobie Jezusa-Człowieka), ponieważ człowiek nie jest w stanie sam z siebie wejść na poziom relacji z Bogiem. Dopiero po tym pierwszym kroku Boga, człowiek wyrusza ku Niemu stając się świętym. Ale człowiek staje się świętym MIMO cierpienia, a nie przez cierpienie.
Ku czemu zmierzam? Cierpienie nie jest wartościowe samo w sobie. Samo w sobie jest puste, jest niebytem. Dopiero nasza postawa wobec cierpienia, to że potrafimy je przyjąć z pokorą, ofiarować lub też z nim walczyć, aby nie popaść w cierpiętnictwo – taka postawa dopiero nasz uszlachetnia, a nie cierpienie w samo w sobie.
Trzeba pamiętać, że nie jesteśmy powołani do cierpienia, ale jesteśmy powołani do świętości POMIMO cierpienia.
w temacie…
Panie Kazimierzu,dziękuję
Panie Kazimierzu,
dziękuję bardzo za rozważania, które Pan napisał. Czytam je i probuję zrozumieć. Chciałbym nawet napisać komentarz ale na razie temat mnie przerasta. Jeszcze raz dziękuję za pańskie świadectwo.
serdecznie pozdrawiam,
Eskulap
“wszystko stało się drogą co było cierpieniem”
Po pierwsze człowiek nie jest w stanie być uczestnikiem cierpień Boga, ponieważ Jego cierpienie to nie tylko cierpienie Jezusa podczas męki i ukrzyżowania, to przede wszystkim cierpienie zdradzonej Miłości. Miłości, która jest nieskończona i my tutaj nie jesteśmy w stanie takiej miłości ofiarować drugiej osobie.
Bóg z definicj jest wieczny; nie może cierpieć ani umrzeć , ponieważ cierpienie jest znakiem ograniczenia, dlatego potrzebował wcielenia. Tak zwane cierpienie Boga jest symbolem. Cierpienia i śmierć -czy one własnie nie wyznaczają naszą tożsamość.? Nie wiem czy nieskończona miłość cierpi. Nie potrafię się do tego odniesć. Udział w cierpieniu Chrystusa możemy mieć na tyle, na ile jesteśmy w stanie złączyć się w swoim cierpieniu z Jego cierpieniem. Chrystus doświadczył w swoim ciele, w psychice i w duszy różnego rodzaju cierpienia, przeżywał lęk, zagubienie, przygnębienie, smutek. Doświadczał lęku społecznego, bólu niezrozumienia, wyśmiania, opuszczenia przez najbliższych.
On cierpiał za swoją miłość. Taka zraniona miłość ma moc uzdrawiania, ponieważ jest miłością wcieloną, która wnika w ludzką słabość-czuje i żyje naszym bólem. Rany są znakiem bólu, ale są one również otwarciem ścian naszego ciała, przełamaniem barier pomiedzy nami, a światem nas otaczającym,. Rany są otwarciem, poprzez które przechodzą nasze przeżycia, nasze słabości, nasze wartości. Są kanałem komunikacji pomiędzy jedną, a drugą osobą. Ale muszą być odkryte i leczone.
Nie oznacza to, że musimy doświadczac tego samego bólu co druga osoba. Sposób w jaki dana osoba cierpi jest jedyny i niepowtarzalny, zależy od jej doświadczeń i od zasobów jakie posiada, ale równoczesnie nasze doświadczenia nie są aż tak odmienne, żeby nie była możliwa komunikacja, współgranie uczuć i przeżyć.
Cierpienie nie jest wartościowe samo w sobie. Samo w sobie jest puste, jest niebytem. Dopiero nasza postawa wobec cierpienia, to że potrafimy je przyjąć z pokorą, ofiarować lub też z nim walczyć, aby nie popaść w cierpiętnictwo – taka postawa dopiero nasz uszlachetnia, a nie cierpienie w samo w sobie.
Nie twierdzę, że każde cierpienie uszlachetnia, albo jest jedyną drogą do świętości. Ale nie da się go z życia wyeliminować czy uniknąć. Cierpienie niewinnych dzieci, możemy połączyć z niewinnym cierpieniem Chrystusa. Wiele tracimy patrząc na cierpienie , ale i wiele możemy zyskać. Możemy odkryć nowe zasoby siły, by zrobić coś dla innych, by zmniejszyć ich ból-chociaż własnych bliskich nie potrafiliśmy utrzymać przy życiu.
Są cierpienia poprzez które dojrzewamy i które "pomagają pomagać" tym, którzy doświadczają bólu. Im bardziej świadomie obchodzimy się z naszym cierpieniem, tym bardziej jesteśmy wrażliwi na ból innych.
Pewnie każdy rodzic bez sekundy wahania oddałby cały ten duchowy rozwój, gdyby mógł przy sobie z powrotem mieć swoje dziecko. Ale nie możemy wybierać.
Sensu cierpienia nie da się wytłumaczyć, można go tylko " odnalezc"i "przeżyć "od wewnątrz.. Dobrze oddaje istotę rzeczy myśl Ks. Twardowskiego : Wszystko stało się drogą, co było cierpieniem.
Trzeba pamiętać, że nie jesteśmy powołani do cierpienia, ale jesteśmy powołani do świętości
POMIMO cierpienia.
Pełna zgoda.