Rozważanie walentynkowe

Ona i on poznają się jako młodzi ludzie, zaczynają rozmawiać, chodzić na mniej lub bardziej romantyczne spacery, dowiadują się o sobie coraz więcej, wreszcie decydują, że chcą rozpocząć wspólne życie, powiadamiają o tym rodzinę, rezerwują termin ślubu i salę weselną, poddają się stosownym obrzędom, a następnie żyją długo i szczęśliwie, otoczeni sporą gromadką kochających dzieci i wnuków, które na starość zapewniają im troskliwą opiekę…

Niewątpliwie, są takie pary i takie rodziny – i niech będzie ich jak najwięcej. Dobra, jakie niesie ze sobą przedstawiony powyżej tradycyjny model, obecny w nauczaniu Kościoła katolickiego i innych Kościołów chrześcijańskich, nie trzeba szczegółowo przedstawiać ani udowadniać. Problem w tym, że taki model bywa realizowany coraz rzadziej i coraz więcej osób nie mieści się zupełnie w jego ramach. Co więcej, te osoby wykraczające poza prosty schemat są bardzo rzadko uwzględniane albo całkowicie pomijane w duszpasterskiej działalności Kościoła katolickiego, zwłaszcza w Polsce.

Owszem, duszpasterstwo związków niesakramentalnych wywalczyły już sobie trwałe miejsce w polskim Kościele. Ale czy mamy na przykład duszpasterstwa singli? Czy bycie singlem próbuje ktoś pokazywać jako szczególne życiowe powołanie? Singiel to w najlepszym razie kandydat do małżeństwa, który nie dojrzał jeszcze do właściwej decyzji albo celibatariusz, który dla Boga wyrzeka się zaspokajania swoich seksualnych potrzeb. A przecież singiel – taki najprzyzwoitszy heteroseksualny singiel czy heteroseksualna singielka – to może być osoba, która potrzebuje duchowego wsparcia, gdy szuka proporcji między pracą i życiem osobistym, gdy chce przyczyniać się do wspólnego dobra niekoniecznie poprzez przedłużanie gatunku, a poza tym musi radzić sobie ze swoją seksualnością, osamotnieniem, niekiedy społecznym napiętnowaniem jako stara panna czy stary kawaler.

Inną grupą ludzi są niepełnosprawni – ci, którzy wybierają samotne życie, a także ci, którzy wchodzą w związki małżeńskie i wiedząc o dziedzicznych uwarunkowaniach swoich chorób, podejmują mniej lub bardziej odpowiedzialne decyzje o posiadaniu dzieci. Kościół w imię miłości bliźniego przypomina o niepełnosprawnych jako klientach Caritasu, ale nie pamięta już o ich seksualności, która staje się często powodem najbardziej dramatycznych walk z Bogiem. Dobrze byłoby, aby księża nauczyli się rozmawiać z chorymi i cierpiącymi o tych sprawach i aby mieli do zaoferowania coś więcej niż tylko zachętę do pokornego przyjęcia krzyża.  Dobrze też byłoby, aby na kazaniach czy podczas szkolnej katechezy mówili o godności czy wrażliwości niepełnosprawnych, pokazując bez sentymentalizmu, konkretnie, rzeczowo i z przekonaniem, jak istotne wartości wnoszą te osoby do społecznego życia.

Wczoraj dostałam sympatyczny mejl od osoby działającej w grupie „Wiara i Tęcza”, skupiającej gejów i lesbijki, którzy spotykają się w Krakowie, Poznaniu i Szczecinie na wspólnej modlitwie. Łatwiej tych ludzi potępiać za seksualne preferencje, niż zastanawiać się nad ich specyficznymi duchowymi potrzebami i nad tym, jak pogodzić ich nie tylko z Bogiem i Kościołem, ale także z heteroseksualnymi bliźnimi. Z mejla dowiedziałam się również, że nad ludźmi z „Wiary i Tęczy” opiekę duszpasterską sprawuje ksiądz Tomasz Puchalski z Kościoła starokatolickiego w Poznaniu oraz ksiądz rzymskokatolicki, którego nazwisko przez ostrożność nie zostało ujawnione. Przykre, że niektórzy katoliccy księża muszą w tajemnicy, a nawet z pewnego rodzaju wstydem czy zakłopotaniem zajmować się tym, co skądinąd nakazuje Ewangelia – troską o każdą zabłąkaną owcę.

W dniu św. Walentego marzy mi się więc z jednej strony, aby polski Kościół katolicki nadążał za społecznymi przemianami i dostrzegał (co nie znaczy: bezwarunkowo akceptował) całe bogactwo ludzkich historii, które nie mieszczą się w tradycyjnym modelu rodziny. Z drugiej strony życzę z całego serca polskim duchownym, zakonnicom, zakonnikom i księżom, aby potrafili bez rumieńca czy niezdrowej ekscytacji rozmawiać ze świeckimi o seksualnych potrzebach i zachowaniach oraz aby uwierzyli, że czysto medyczne informacje o funkcjonowaniu ludzkiego ciała często lepiej chronią od grzechu niż dziesiątki wzniosłych kazań o cnocie czystości.

 

Komentarze

  1. jadwiga

    bardzo ciekawy tekst

    Tekst wspaniały i interesujący. Rzeczywiscie brak całkowicie duchowego wsparecia dla tych samotnych, czy w jakis sposób  innych. Chciałabym tylko coś dorzucić.

    Mianowicie to – dlaczego coraz rzadziej jest realizowany model idealnej rodziny przedstawiony na początku.

    Ano dlatego, iż czasy się szybko zmieniają. Dawniej rodzina byla wielopokoleniowa, obecnie w miastach – w maleńkich mieszkankach jest to raczej niemożliwe. No…chyba, że ktos ma super willę, ale to nikły procent społeczeństwa.

    Druga sprawa. Dawniej kobieta zajmowała się tylko domem i dziećmi, byla często niewykształcona ( moja Babcia, która urodziła 4 dzieci ledwo umiała czytać i pisać). Taka kobieta patrzyła na meża jak na "pana i władcę" no bo żywił calutką rodzinę i żyła tylko dla niego i dzieci.Obecnie nauka rozwinęla się tak szybko, kobiety są wykształcone, studiują, robią doktoraty, jest mnóstwo ciekawych nowych zawodów – które dawniej nie istniały, a które są atrakcyjne dla kobiet – nawet bardziej niz opieka nad dziecmi. A to biotechnolog, informatyk, genetyk  itp – dawniej te zawody nie istniały, a teraz są silną konkurencją dla rodzenia dzieci.( tak tak!)

    Trzecia sprawa – zapewnienie bytu rodzinie – praca i poczucie bezpieczeństwa.

    I jakoś tak dziwnie Kościoł zupełnie nie zauważa tych przemian – podobnie jak pała niechęcią do wyświęcania kobiet w "swoim własnym łonie" – to pragnie by  te kobiety również istniały tylko w świecie – dom-dzieci.

    Ale świat idzie naprzód. I dobrze by było, aby Kościoł to zauważył i nad tym się zastanowił i dostosował swoje nauki. Cofnąć czasu się nie da.

     
    Odpowiedz
  2. ahasver

    W którą stronę iść?

    Dziewczyna, z którą żyję, studiuje dziennie rzeźbę, pracuje, wychowuje 5 letniego syna i pragnie drugiego dziecka. Ponadto opiekuje się królikiem i dwoma chomikami. Będzie robiła doktorat z zakresu sztuk plastycznych, ponieważ jest bardzo zdolna i nie wynika to z żadnych chorobliwych ambicji większości feministycznych singielek, z któych żadna na instytucie sztuki nie sięga tej młodej, 22 letniej dziewczynie do pięt. Tym, co bardziej cenię w Jej przypadku jest miłość, jaką otacza swoje dziecko i ogromna odpowiedzialność, z jaką wychowuje tego młodego, dzielnego człowieka, na dodatek wytrzymując z typem tak jak ja. To niesamowita istota i często myślę, że nie jestem Jej godzien.

    Też robię doktorat i uważam, że kryterium dzielności człowieka, jego wartości i godności jest to, W JAKI SPOSÓB RADZI SOBIE Z TYM, DO CZEGO PRZEZNACZYŁA GO PRZYRODA. Rozwój intelektualny człowieka nie polega na kreowaniu abstrakcyjnej logiki popartej mnogością encyklopedycznych faktów, tylko na PRAKTYCE ŻYCIA. Większość filozofów czy teologów w instytutach akademickich to zwykła filisterszczyzna i bufonada albo frustracja. Niestety…

    Liczy się tylko życie. Reszta przyjdzie sama. Jedni spełniają się w rodzicielstwie, inni, przez wzgląd na własną naturę, zostają samotnikami. Nie ma żadnego kryterium porównawczego między tymi skrajnościami, co z resztą zauważyła Małgorzata, stwierdzając, że nie wszyscy muszą służyć ludzkości przedłużając gatunek. A ja sam się waham, jestem w trakcie wewnętrznej przemiany i nie wiem, czy zostać z Basią i postarać się być głową rodziny, czy raczej powinienem pozwolić Jej – z czystej miłości – na znalezienie sobie kogoś bardziej godnego, a sam dokonać pokuty, oczyszczenia i zostać po prostu wolnym, samotnym kontemplatorem świata… 

    Obie możliwości rozdzierają mnie wewnętrznie. Serce wyrywa ku wilczej wolności i samotności, z drugiej strony – jakże nie chciałbym Jej zranić, choć tak ją czasami ranię, będąc z nią… Cóż mam czynić?

    Którą z dróg wybrać?

     

     
    Odpowiedz
  3. elik

    Kryteria człowieczeństwa – ludzkiego istnienia.

    Bartoszu Twoje osobiste wyznania i  zasadnicze pytania stawiane na forum nie tylko ujmują i inspirują zapewne wielu czytających, do połębionej refleksji, lecz również chyba uprawniają, do próby odniesienia się, zajęcia stanowiska i odpowiedzi. W moim odczuciu zasługują na dłuższą, szczerą i wzajemną konwersację, lecz chyba poza forum. Choć wymiana wybranych myśli, rady i próby odpowiedzi, także osobiste doświadczenia mogą być użyteczne, dla wielu innych osób.

    Nawet osoby mające, czy reprezenujące odmienne poglądy i przekonania zapewne wiedzą, że  zasadniczym i podstawowym kryterium człowieczeństwa – ludzkiego istnienia nie jest wiedza, inteligencja, posiadanie, ani zaradność, dzielność, godność, czy nawet honor, bądź podmiotowość, lecz stan ducha (wiara, usposobienie), mądrość (świadomość) i miłość w prawdzie. Osobną kwestią jest związek dwóch osób, czy relacje między istotami uduchowionymi, cielesnymi, wolnymi i rozumnymi.

    A zatem w życiu doczesnym konieczna jest przede wszystkim miłość i prawda (prawdziwość), w tym dobra wola (prawość), świadomość i właściwa wizja przyszłości – nie kierunek, lecz cel. A nawet w sytuacjach trudnych, wyjątkowych, krytycznych, tragicznych potrzebny jest również zdolność, do ofiary, heroizmu, determinacja, lecz nie tylko Twoja, a również Basi. Doskonale wiesz, że nie ma takich błędów, ani grzechów, których nie można się wyrzec, ani postawy, której nie można zrewidować i zmienić, nawet diametralnie. Byle natychmiast – niezwłocznie, zdecydowanie, bezwarunkowo, prawdziwie i wyraźnie. Bez tego, uważam, że – to tylko mimikra.

    Pozdrawiam Basię i Ciebie serdecznie.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code