,

Rodzina – co to dzisiaj znaczy?

Wstęp do bloku tematycznego na stronie startowej

Definicja słownikowa: „Rodzina: małżonkowie i ich dzieci; ogólniej też osoby związane pokrewieństwem lub powinowactwem”.

Mama, tata, Ala i Ola, a do tego dom, kot i pies As. Takie obrazki odchodzą już do historii nie tylko dlatego, że wyrośliśmy z elementarza i zaczęliśmy czytać poważniejsze książki. Dziś gimnazjalista, zwłaszcza wielkomiejski, może mieć poważne kłopoty, gdy zostanie poproszony o narysowanie swojej rodziny w oparciu o podaną wyżej definicję. „Czy córka obecnego męża mojej mamy, czyli mojego ojczyma, urodzona w jego poprzednim małżeństwie, ale mieszkająca chwilowo z nami, bo jej matka wyjechała za granicę, to jeszcze moja rodzina?” – pyta zakłopotana nastolatka. I nie jest to wcale odosobniony ani szczególnie skomplikowany przypadek.
 
Czy rodzina to tylko więzy krwi i czy one są dzisiaj rzeczywiście najważniejsze? Z krewnymi spotykamy się na pogrzebach, czasami na weselach lub chrzcinach, ale są to najczęściej czysto formalne kontakty. Znacznie więcej łączy nas z ludźmi, z którymi pracujemy, mamy podobne zainteresowania czy wspólne cele. Z tymi „obcymi” mamy sobie więcej do powiedzenia, znamy ich możliwości i w gruncie rzeczy bardziej możemy na nich liczyć w trudnych sytuacjach.
 
Chwieje się tradycyjny model rodziny. Można oczywiście ubolewać nad rosnącą liczbą rozwodów, wolnych związków hetero- i homoseksualnych, dzieci z rodzin niepełnych itp. Można żałować dawnej rodziny wielopokoleniowej, w której dziadkowie przejmowali opiekę nad wnukami i przekazywali im ogromne życiowe doświadczenie. Trudno jednak poważnie spodziewać się, że zgodnie z życzeniami rozmaitych moralizatorów rozpadające się obecnie struktury odzyskają nagle pełnię swojego blasku.
 
Jaka zatem będzie rodzina XXI? Czy zapewni swoim członkom tak niezbędne do życia i pracy bezpieczeństwo? Czy będzie otwierać się i rozrastać w większe wspólnoty, czy też zamknie się i obwaruje, przekonana o własnej doskonałości? Co z dotychczasowych rodzinnych wartości uda się ocalić?

 

 

 

15 Comments

  1. jadwiga

    alez tak było zawsze

    "Chwieje się tradycyjny model rodziny. Można oczywiście ubolewać nad rosnącą liczbą rozwodów, wolnych związków hetero- i homoseksualnych, dzieci z rodzin niepełnych itp."

    Uwazam ze wcale sie nie chwieje. Ludzie zawsze byli tacy sami. Pozamałzenskie dzieci, fikcyjne małzenstwa tylko na papierze, kochanki, dzieci niby ze zwiazku a z kamerdynami itp – homosksualisci tez nie teraz dopiero przyszli na swiat. Po prostu wczesniej to wszystko było ukryte, zakamuflowane pod pokrywka normalnych zwiazków. Było wiecej zakłamania. Teraz jest wiecej jawnosci. I to wszystko.

     
    Odpowiedz
  2. zibik

    A no nie wczoraj, ale dzisiaj !

    Dziękuję Pani  za rozpoczęcie, zainicjowanie bardzo potrzebnej i koniecznej dyskusji.

    Rzeczywiście wiele spraw i zjawisk związanych z rodziną, obecnie nie stanowi nic nowego i szczególnego.

    Co nie znaczy, że wszystko jest cacy i OK albo, że nie pojawiają się coraz to nowe sprawy i niezwykle groźne zjawiska !

    Według mnie aktualne zagrożenia, dla wielu członków rodziny to np:  wzrastająca wypadkowość, mało lub bezdzietność, powszechne zabijanie dzieci i dorosłych (na niespotykaną dotychczas skalę uśmiercanie i unicestwianie istnień ludzkich), gwałtownie nasilajca się emigracja, również wewnętrzna, czy tendencje ogólnoświatowe, pseudopolityka prorodzinna etc.

    Następstwa i skutki to m.in.  tzw. niż demograficzny i depopulacja , wzrost frustracji i zachorowań, także konsumpcji używek, narkotyków i leków, powszechna destabilizacja, rozpad rodziny etc.

    Nie wystarczy wiedzieć, co w/w sprawy oznaczają, dla rodziny, czy nawet potencjału Narodu, w tym jego obronności, systemu ubezpieczeń, całej gospodarki, także dla Kościoła.

    Potrzeba nam pilnie indywidualnej i zbiorowej mądrości, roztropności, wyobraźni, odpowiedzialności, wrażliwości i wyczucia, a nad wszystko miłości i współdziałania, także solidarności, aktywności, mobilizacji, zamiast znieczulicy i obojętności.

    Aby niezwłocznie zreflektować się, opamiętać i wreszcie zauważyć, dostrzec, jak duchowo i kulturowo zmieniamy się, przekształcamy – na własne życzenie degradujemy się i ubożejemy my i nasze rodziny, społeczeństwo – cały Naród !

    Z poważaniem Z.R.Kamiński

     
    Odpowiedz
  3. jadwiga

    P. Zibik

    Według mnie aktualne zagrożenia, dla wielu członków rodziny to np:  wzrastająca wypadkowość, mało lub bezdzietność, powszechne zabijanie dzieci i dorosłych (na niespotykaną dotychczas skalę uśmiercanie i unicestwianie istnień ludzkich),

     

    Tyle ze dawniej gdy jeszcze nie było powszechnej opieki lekarskiej i epidemie ( cholera, dzuma, czarna ospa itp)- to chyba wiecej ludzi ginelo niz obecnie. Taki "pomór" zabijał całe wsie. Nawet nie zdajemy sobie sprawy jak zyło sie bez np antybiotyków i jakichkolwiek zasad higieny. To fakt, ze kobieta rodziła kilkanascioro dzieci, ale z tych kilkunastu przezywało kilkoro…..- czasem nawet jedno – dwoje.

    A jezeli chodzi o usuwanie ciazy – to odsyłam do literatury JAK CZESTO i w JAKI SPOSOB i w JAKICH WARUNKACH sie to dokonywało dawniej. Uwazam ze liczba wcale nie odbiegała od obecnej…..zmienił sie jedynie sposob i warunki. Chyba nie byłoby dobrze powrocic do poprzednich epok w "tej materii". Było, jest i bedzie.

     

    Następstwa i skutki to m.in.  tzw. niż demograficzny i depopulacja , wzrost frustracji i zachorowań, także konsumpcji używek, narkotyków i leków, powszechna destabilizacja, rozpad rodziny etc.

    Niz demograficzny jest tylko i wyłacznie skutkiem takiej a nie inneh polityki panstwa, brak po prostu zabezpieczenia bytu. Nawet zwierzeta w niebezpiecznych warunkach gniazd nie zakładaja. zachorowania sa jak wiadomo raczej mniejsze niz dawniej w koncu długosc zycia sie przeciez wydłuzyła.

     
    Odpowiedz
  4. ahasver

    Zmiany strukturalne.

    Ostatnio lektura pewnych tekstów Zygmunta Baumana skłoniła mnie do refleksji nad przyszłością rodziny jako instancji w społeczneństwie. To bardzo istotne rozróżnienie: Rodzina jest instancją egzystencjalną, a nie instytucją społeczną. Tradycyjny model rodziny, implikujący w pojęciu rodziny jej instytucjonalne uwarunkowania i pewne aksjologiczne, a także pragmatyczne struktury relacji pomiędzy jednostką społeczeństwa, rodziną i społeczeństwem opierał się na możliwości realizowania powinności (moralnych imperatywów, proceduralnych nakazów, pragmatystycznego nakazu pracy [wymiana jednostka – rodzina – społeczeństwo]) przez członka społeczeństwa za pośrednictwem rodziny. Rodzina jako instytucja społeczna zawierała istotne elementy ekononomiczno – gospodarcze (przydomowy warsztat pracy, rodzinne przedsiębiorstwa, dziedziczne zawody i umiejętności), a także lokacyjne (rodzina miała oficjalną siedzibę – duży, wielopokoleniowy dom). Tak zorganizowana instytucja wymagała egzekwowania pewnych wartości, hierarchii, podziału obowiązków; wpływało to bezpośrednio na zwiększenie zażyłości pomiędzy członkami rodziny, a także na ustawiczne poznawanie siebie i wzajemne kształtowanie. Taki model rodziny jako instytucji w czasach wymagających zwiększonej mobilności i kreatywności w relacjach pomiędzy pozostałymi członkami społeczeństwa, a także konieczność koegzystowania z członkami innych społeczności, innych kultur, innej tradycji, poza obrębem społeczności, w której skład wchodzi własna rodzina, w dzisiejszych czasach jest niemożliwy do utrzymania. Cóż zatem pozostaje? 

    CDN —————> Upierdliwy klient dzwoni… 

     
    Odpowiedz
  5. zibik

    @Jadwiga

    Sz. Pani Jadwigo mam nadzieję, że nie tylko mnie zdecydowanie bardziej interesuje to, co jest albo będzie, niż  to, co było dawniej

    Ponadto chyba opacznie zrozumiała Pani moje intencje, ja naprawdę nie chcę gloryfikować tego, co jest, a tym bardziej wracać do "poprzednich epok".

    Będę się z Panią spierał, czy to ,co jest dzisiaj musi być w przyszłości, według mnie absolutnie nie. Miło mi, że podobnie myśli Pan Bartosz i inne osoby.

    Pozdrawiam

     

     
    Odpowiedz
  6. ahasver

    Co dalej?

    C.D. (—————————————> Che che, przynajmniej więcej do kasy do kapsy wskoczy )

    Cóz zatem pozostaje?

    Kryterium pokrewieństwa jest obalone: Biologiczna więź, pochodzenie, tożsamość nieuwarunkowana pierwotnym wyborem człowieka jest niewystarczającym kryterium w wyborze kreowania kontaktów międzyjednostkowych. Większym oparciem niż rodzina dla wielu (choć nie dla mnie) stają się przyjaciele, a także środowisko związane z miejscem pracy; osoby, które zostały świadomie "wyselekcjonowane" podczas drogi do zawodowej kariery. Niejednokrotnie informacja o śmierci któregoś z członków rodziny dociera do człowieka n p. po powrocie z trwającej miesiąc delegacji na Haiti czy konferencji w USA. Informacje te nie wpływają już w sposób istotny na formy dalszej egzystencji; pozostaje trwający kilka dni smutek, kilka rzewnych wspomnień przy fotoalbumie i… tyle… Ważniejsza od rodziny staje się więź świadomie wybrana, a częstokroć właściwie …brak więzi. 

    Nie ma co moralizować i dramatyzować, załamywać rąk. Rodzina powoli staje się sprawą mało istotną. W coraz szerszym zakresie dzieci wychowują się poza rodziną, przewyższając intelektem swoich rodziców, a pod względem aksjologicznym tworząc niemożliwą do nadrobienia przez rodziców przepaść. I jest to fakt, a nad faktami nie ma co sentymentalnie biadolić. Celem szkół – poza edukacją – powinno być takie ukierunkowywanie (ustawiczne, trwające również podczas studiów wyższych) młodych ludzi na założenie własnej rodziny, aby … stać się dla swojego dziecka przyjacielem. Niemożliwa do utrzymania hierarchia i struktura wartości, śmierć wielkich familii, sztuczność relacji pomiędzy członkami na siłę utrzymywanej na wzór szlacheckich czasów rodziny zniechęcają tylko do kontynuowania dalszych kontaktów z dziesiątkami kuzynów i tysiącami dziwnych wujków i spsikanych panią walewską cioć. Rodzina – mała, zażyła, otwarta na mobilność swoich członków, powinna przekształcać się w instancję egzystencjalną, tzn. taką psychologiczno – duchową strukturę (mentalną), w której najistotniejsze będzie utrzymanie zwyczajnej, takiej jak pomiędzy pozostałymi członkami społeczeństwa więzi opartej na przyjaźni. Szacunek do Ojca i do Matki nie ulegnie zmianie, jeśli wychowanie młodego człowieka nadal będzie się opierać na budowaniu zamiłowania do własnego życia, rozbudowywaniu empatii, wiedzy o kruchości i niesamowitości ludzkiej psychiki, a także wiedzy o wrażliwości rodziców, świadków dojrzewania własnych dzieci. 

    Tradycyjna struktura i hierarchia rodzinna skazana jest na upadek, tak jak zdecydowana większość dawnych cnót i wartości. Nie ulegnie jednak tej naturalnej nihilizacji więź między rodzicami i dziećmi, a także rodzeństwem; Jest to jedyna więź pierwotna, która co prawda nie orzeka o byciu człowiekiem, ponadto nie jest konieczna do godnego etycznie życia, niemniej stanowi o wdzięczności i odpowiedzialności człowieka za drugiego człowieka, w taki sposób spotkanego w życiu.    

     
    Odpowiedz
  7. mroz.z.polnocy

    Panstwa

    Panstwa azjatyckie,afrykankie badz poludniowoamerykanksie nie prowadza praktycznie zadnje polityki opiekunczej,a jednak nie istije tam zjawisko nizu demograficznego.Ostatnio pzryjelo sieobwiniac za wszystko mityczne panstwo,ktore ma regulowac wszystko od a do z,wlacznie z wychowaniem dzieci.

    A problemem jest chyba lenistwo ludzi-ktorzy nauczeni zostali i dalej sa uczeni totalnej nieodpowiedzialnosci za los swoj i swoich bliznich.

     
    Odpowiedz
  8. mroz.z.polnocy

    Rodziny malodzietne lub

    Rodziny malodzietne lub bezdzietne,o minimalnej wiezi miedzy rodzicami i dzieckiem oraz o nieistniejacej wiezi wielopokolenowej-przy maksymalnej redkcji wartosci do elementow konsumpcyjncyh i hedonistyczntch,zostana zwyczajnie zdmuchniete przez rodziny wielodzietne,o silnych wiezaich rodzinnych,wielopokoleniowych i o ustalonym systemie wartosci,ktory wychodzi poza konsumpcjonizm i hedonizm.Przyklady juz istnieja w spoleczenstwach niemieckim,francuskim,szwedzkim,brytyjsskim czy amerykanskim.

     
    Odpowiedz
  9. zibik

    @Bartosz

    Jestem pełen szacunku i uznania za prezentowane nam osobiste przemyślenia, refleksje, wizje rodziny, a szczególnie za sympatyczy, realistyczny i dość optymistyczny,  ale minimalistyczny obraz, scenariusz jej przyszłości.

    Scenariusze wynikające z analiz demograficznych na przyszłość naszych rodzin sprawdzają się lepiej, niż prognozy pogody.

    Narody starzeją się w zastraszającym tępie, 2/3 europejskich rodzin nie ma żadnego potomka !

    Istotnym wydaje się pytanie, a jeszcze bardziej stosowna rada, odpowiedź –  jak skutecznie zatrzymać i odwrócić złe tendencje ?………

    Ponieważ aktualny kryzys rodziny ma wymiar polityczny, ekonomiczny, duchowy i moralny, wcale nie łatwo sensownie odpowiadać na w/w pytanie.

    Pozwolę sobie na dwie uwagi i sugestie :

    – zamiast dotychczasowej pseudopolityki prorodzinnej, niezwłocznie zmniejszać koszty utrzymywania rodziny, w tym podstawowe wydatki związane z wychowywaniem i edukowniem dzieci, młodzieży, także z ich wypoczynkiem i leczeniem

    – zamiast obiecywać cuda, skutecznie eliminować lub ograniczać obawy potencjalnych rodziców o przyszłość własnych dzieci, młodzieży i osób starszych

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  10. zibik

    Rodzina Bogiem silna !

    To konieczna i wielce pożądana przyszłość społeczeństwa, narodu. W takiej rodzinie najlepiej egzystować samodzielnie i razem, tworząc i pielęgnując trwałe więzi międzyludzkie m.in. przyjaźń i miłość

    Wspólnota rodzinna to źródło światła i elementarnego człowieczeństwa, przestrzeń przekazywania wartości, ośrodek właściwego wychowywania, podstawowe ogniwo ewangelizacji, właściwej formacji osoby, bastion samodzielnego i racjonalnego myślenia, doskonała platforma wspólnego i twórczego działania.

    Nie ma innego środowiska, społeczności, od której przyszłość człowieka na ziemi zależy bardziej, niż od rodziny.

    Rzeczywiście nasze lenistwo, głupota, lęk i bezbożnictwo to chyba najczęstsze i największe przeszkody, aby rodziny stawały się i były Bogiem silne.

    Szczęść Boże !

    Z poważaniem Z.R. Kamiński

     
    Odpowiedz
  11. ahasver

    Panie Zbigniewie
    Wydaje mi

    Panie Zbigniewie

    Wydaje mi się, że aktualna tendencja w ostateczności pozytywnie wpłynie na więzi międzyludzkie i międzypokoleniowe: Jakość relacji uzależniona jest od jakości życia, a nie od ilości ludzi na świecie. Zwłaszcza, że ludzi jest zbyt dużo, Ziemia pęka w szfach. Jedynym problemem jest problem ekonomiczny, z którym borykają sie państwa o rosnącej ilości osób starszych. Sądzę jednak, że jeśli stosunek osób starszych do osób ciągle pracujących będzie wynosił 1,5 – 1 i będzie on utrzymywany, do jakiejś większej zapaści ekonomicznej nie dojdzie. Aby ów stosunek utrzymać, należy prowadzić politykę nie tyle pro-rodzinną, ile pro-edukacyjną i pro-gospodarczą. Jesli nie pomylił się Pan i rzeczywiście stwierdził, że nie powinno się zwiększać wydatków na zaplecze socjalne związane z prowadzeniem polityki prorodzinnej, to zgodzę się z Panem: Są to rozwiązania mało efektywne i krótkoterminowe. Rozbudowa zaplecza socjalnego powinna ograniczyć się do refundowania leków i żywności dla biednych ludzi. Nadmierne przywileje socjalne nie sprawdzają się; nadmiernie obciążają kieszeń podatnika i  budżet państwa. Kraje Skandynawii o najbardziej na świecie rozwiniętej polityce socjalne powoli wyciągają wnioski z serwowania społeczeństwu tego typu egzystencjalnego Edenu: Po prostu nie stać ich na to. Rozwiązaniem przyszłości wydaje się jednak prowadzenie polityki edukacyjnej i pragmatycznej: Mała, jednopokoleniowa rodzina nie musi oznaczać – jak to Mroźny wiatr z północy sugeruje – tworzenia tygla społeczeństwa skupionego wyłącznie na konsumpcji. Patrzę w przyszłość optymistycznie dlatego, że tzw. "alarmy demografów" wcale żadnymi alarmami być nie muszą. Jasne, "róbmy" dzieci, ale normalnie, z umiarem. Jedno, dwójka, trójka, czwórka kochanych dzieci wystarczy, po cóż więcej. Przy niżu demograficznym wydatki na utrzymywanie emerytów będą zdecydowanie większe, ale wydaje mi się, że przy jakiejś dozie empatii nawet te kilka stówek odpalonych na dziadków i babcie do tragedii finansowej nie doprowadzi. Rzucić fajki, wypić kilka flaszek mniej, kupić fiata punto, a nie fiata stilo i cóż… Będzie się dało żyć!

    Szczęść Boże!

    ———————————————————————————————————————————————-

    Mroźny wietrze z Północy:

    Wzrost demograficzny w Stanach Zjednoczonych i innych krajach spowodowany jest tym, że ich na to stać. Dzieci są przeciętnie 10 razy droższe niż emeryci!!! Ponadto mam kilka pytań: W jakim sensie wielkie rodziny miałyby "zdmuchnąć" małe rodziny? I jak utrzymać strukturę opartą na hierarchii wartości i podziale obowiązków, których pełna realizacja we współczesnym świecie doprowadziłaby albo do powrotu dawnych, nieprawomocnych już ideologii albo do zapaści ekonomicznej Państwa? I ostatnie pytanie: Dlaczego małą rodzinę kojarzyć z konsumpcjonistycznym trybem życia? Owszem, małodzietność temu sprzyja, bo więcej kasy jest na pierdoły zamiast pieluch i wyprawek do szkół, ale nie musi tego determinować. Z resztą, fajnie jest wydać więcej pieniędzy na pokazanie swojemu jedynemu dziecku lub dwójce dzieci n p. fiordów w Norwegii niż na przyziemne materialne potrzeby. 

    Hiperborej. Z Północnego Wschodu.

     

     

     
    Odpowiedz
  12. Halina

    Rodzina aby zawsze była nią naprawdę.

    Sądzę, że pomimo wielu złożoności współczesnego świata, konfliktów i sprzeczności związanych z przemianami cywilizacyjnymi -rodzina nie staje się instytucją w zaniku, a tylko zmienia swoją strukturę i funkcje, przystosowując się do zmienionego społeczeństwa globalnego. Powstające na skutek tego zmiany, wywołują różne zjawiska nieznane dotychczas. Jednak wewnątrzne siły rodziny są zbyt potężne, by jakikolwiek nacisk zewnętrzny mógł ją zniszczyć jako instytucję. Działania państwa powinny zmierzać przede wszystkim do lepszej opieki nad matką i dzieckiem oraz skuteczniejszej pomocy rodzinom zagrożonym dysfunkcjami, stwarzając skuteczniejsze programy ,zorientowane na zapobieganie patologii i przemocy. Ludzkość jak dotąd nie wypracowała innej instytucji, która mogłaby w pełni skutecznie zastąpić rodzinę, gdzie dzieci powinny mieć oparcie w jej członkach, a cała rodzina powinna pełnic funkcję niwelatora wstrząsów, filtru i pomostu, który pomaga w adaptacji społecznej. Tylko wtedy szczęśliwe, młode stworzenie odczuwa miłośc, serdeczność opiekunów i bliskich, gdzie może zawsze się schronić ilekroć otoczenie poza domem powieje obcością.

     
    Odpowiedz
  13. zibik

    Odpowiedź !

    Panie Bartoszu !

    Aktualne tendencje, a więzi między osobami, w tym między Bogiem, a człowiekiem, czy międzyludzkie i międzypokoleniowe to temat sam w sobie b. piękny, obszerny, wieloaspektowy, interesujący i ciekawy. Podobnie  zależność relacji osobowych, od sposobu – stylu i jakości życia.

    Być może w/w wątki staną się niebawem, dla osoby kompetentnej  inspiracją, do ich rozwinięcia  i napisania stosownego artykułu, a później przedmiotem wspólnej medytacji i dyskusji na tym forum.

    Nie wiem dokładnie, jedynie domyślam się na jakiej podstawie wydaje się Panu, że : "aktualna tendencja w ostateczności pozytywnie wpłynie na więzi……"

    Bardzo chciałbym wierzyć w te słowa i zgodzić się z Panem, ale moje obserwacje skłaniają mnie do zupełnie innej oceny sytuacji i prognozy. Mam świadomość, że nasza wizja jest fragmentaryczna, a ocena rzeczywistości jest subiektywna, także jakości życia.

    Natomiast absolutnie nie mogę się zgodzić, ze stwierdzeniem, że : "Ziemia pęka w szfach", przecież póki co, nie brakuje nam ludziom, co nie znaczy innym stworzeniom terenów mało zaludnionych. To jest chyba bardziej, a może jedynie kwestia racjonalnego wykorzystywania – tego, co Bóg stworzył i wspaniałomyślnie nam istotom cielesno-duchowym powierza.

    Problemów, a raczej koniecznych, zaległych i pilnych spraw mamy ogrom, mnóstwo, nie tylko natury ekonomicznej, czy gospodarczej, jak niektórym politykom, decydentom, czy zwykłym obywatelom wydaje się.

    Polityka owszem jako służba, konieczna i racjonalna pomoc, profesjonalna dyplomacja  etc. jest potrzebna, ale nie stanowi jedyne antidotum na załatwianie, naprawianie, uzdrawianie wielu spraw indywidualnych, społecznych, narodowych, czy globalnych.

    Rzeczywiście zdecydowanie opowiadam się, przeciw nadmiernej i kosztownej, a tym bardziej zbędnej, wręcz szkodliwej  ingerencji funkcjonariuszy państwowych, nie tylko w sferze socjalnej, także gospodarczej, ekonomicznej, kulturalnej, religijnej, administracyjnej, urzędniczej, czy  biurokratycznej.

    Cieszy mnie niezmiernie to, że dość często publicznie wyznaje Pan swoje optymistyczne wizje, przekonania. Ponadto sugeruje umiar i rozsądek, a nawet życzliwość, empatię, wobec osób starszych, czy konkretną pomoc osobom potrzebującym.

    Przyłączam się ochoczo, do apelu : "Rzucić fajki, wypić kilka flaszek mniej………….."

    Szczęść Boże !

    Pozdrawiam

     

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code