Richelieu czy św. Mikołaj? Czyli o Kościele i polityce

18 listopada 1965 r. biskupi polscy skierowali do biskupów niemieckich list zredagowany przez abpa Bolesława Kominka, w którym obok prośby o uznanie granic na Odrze i Nysie znalazły się pamiętne słowa: ?Przebaczamy i prosimy o przebaczenie?. Słowa te zdenerwowały polskich komunistów. Biskupów okrzyknięto zdrajcami. De facto zakwestionowali oni główną linę propagandową partii, która przez podsycanie antagonizmów polsko-niemieckich starała się uzasadnić dobrodziejstwo i nieuchronność sojuszu z sowiecką Rosją, jednak znakomita większość Polaków jak i Niemców przyjęła słowa biskupów z ogromną wdzięcznością. Jedni i drudzy wiedzieli bowiem, że bez wyciągnięcia ręki na zgodę mur wrogości wyrosły na Odrze i Nysie już wkrótce może uczynić współżycie obu narodów nieznośnym. Odważne słowa polskich biskupów ten właśnie mur rozbiły.

Po odzyskaniu suwerenności (w roku 1989) biskupi polscy nigdy nie wypowiadali się na tematy społeczne w równie dobitny sposób. Nie robił tego także Papież-Polak Jan Paweł II, który choć nie stronił od tematów społecznych, często spotykał się z władzami państwowymi, a nawet wygłosił przemówienie w polskim parlamencie (11 czerwca 1999), nigdy nie zabierał głosu na temat bieżących sporów politycznych. Część komentatorów doszukiwała się wprawdzie rozmaitych aluzji politycznych w wypowiedziach papieskich dotyczących życia nienarodzonych, wychowania dzieci i młodzieży, ładu moralnego w Europie czy pokoju na Bliskim Wschodzie, jednak każdy, choć trochę obeznany z Ewangelią odbiorca wiedział, że adresatem papieskiego przesłania nie są w pierwszym rzędzie głowy państw ani nawet światowa opinia publiczna, ale przede wszystkim sami katolicy, który zawsze spodziewają się, że ich papież przypomni im chrześcijańską wizję człowieka i porządku społecznego.

Jeśli zatem porównamy wzajemne oddziaływanie Kościoła i polityki w czasach komunizmu i w okresie wolnej Polski, łatwo dostrzeżemy różnicę. W czasach pogardy Kościół pełnił rolę rzecznika praw obywatelskich, upominał się o wolność sumienia i wyznania, a nawet, jak w przypadku wspomnianego listu biskupów, pełnił rolę dyplomaty. Nie chciał pełnić roli politycznej, ale reżym totalitarny widział w nim politycznego wroga, kierował przeciw niemu machinę propagandową i tajne służby. Mimo tych szykan, a być może także z powodu tych szykan, kardynał Wyszyński uznawany był powszechnie za interrexa i naród, gdyby tylko mógł, chętnie zastąpiłby Gomułkę i Gierka właśnie Wyszyńskim.

W wolnej Polsce rola Kościoła w życiu społecznym zupełni się zmieniła, zmieniała tak dalece, dodajmy, że niektórzy wręcz tęsknią za epoką PRL. Tymczasem w warunkach demokracji społeczne zadania Kościoła są inne. Kościół nadal obecny jest na forum publicznym, w mediach stał się nawet o bardziej widoczny, jednak w swojej misji społecznej zdecydowanie unika angażowania się w bieżące spory polityczne, aby móc tym lepiej, w myśl postanowień ostatniego soboru, pełnić swoją misję duchową, stricte religijną. Tak przynajmniej wygląda to w teorii, gdyż w praktyce, jak wiadomo, różnie bywa.

Posłużmy się przykładem. W chwili upadku komunizmu polski Kościół cieszył się blisko 90% poparciem społecznym, jednak w ciągu zaledwie kilku lat poparcie to spadło do 40%, a to m.in. za sprawą wielu duchownych, którzy w kampanii wyborczej roku 1993 pozwolili sobie na niedwuznaczne komentarze polityczne. Dzisiaj poparcie dla Kościoła znowu jest bardzo wysokie, sięga nawet 74%, zapewne po części dlatego, że hierarchowie przestali krytykować polityków, przestali się do nich umizgiwać, a nawet, o dziwo, dość często muszą się bronić przed ich zalotami.

Według najnowszych badań CBOS zaledwie 4% Polaków życzy sobie większej obecności Kościoła w życiu politycznym, aczkolwiek prawie połowa Polaków chciałby, żeby wskazania katolickiej nauki społecznej w większym stopniu kształtowały sumienia liderów społecznych i politycznych. To oczekiwanie jest być może spowodowane pewnym rozczarowaniem dla idei liberalnych i socjalistycznych, a także poczuciem bezradności wobec fali korupcji, ale jego źródłem jest zapewne także papieskie orędzie społeczne, które wielu Polaków uznaje za słuszne i możliwe do spełnienia.

Blisko połowa Polaków (42%) chciałaby, żeby Kościół silniej zaangażował się działalność charytatywną, jedna czwarta Polaków (26%), żeby silniej oddziaływał na polu edukacji dzieci i młodzieży, i tylko co szósty Polak (16%) marzy o tym, żeby Kościół w większym niż dotąd stopniu formował moralność ogółu społeczeństwa. Marzenia Kościoła, jak łatwo się domyślić, są nieco inne. Kościół hierarchiczny, jak wspomnieliśmy, wyrzekł się pokus kardynała Richelieu i zgodnie z oczekiwaniem większości Polaków nie chce mieszać się w politykę, chce natomiast, podobnie jak wielu Polaków, pełnić misję socjalną, nazwijmy ją “misją św. Mikołaja”, to znaczy rozwijać działalność charytatywną, jednak o wiele bardziej pragnie formować sumienia samych chrześcijan, zarówno tych, którzy nie lubią kardynała Richelieu, tych, którzy widzą w św. Mikołaju największego ze świętych, a także tych, którzy w powyższych sprawach mają całkiem odrębne poglądy.

Dla magazynu ?Widzialne i niewidzialne? w Radiu Kraków, niedziela, 17 września 2006, godz. 11.30.

 

5 Comments

  1. Anonim

    ?jednak znakomita

    ?jednak znakomita większość Polaków jak i Niemców przyjęła słowa biskupów z ogromną wdzięcznością. Jedni i drudzy wiedzieli bowiem, że bez wyciągnięcia ręki na zgodę mur wrogości wyrosły na Odrze i Nysie już wkrótce może uczynić współżycie obu narodów nieznośnym…?

    Te słowa uważam za mitologizowanie przeszłości… Otóż jeszcze dziś szereg osób (w zeszłym roku robiłam mały sondaż) nie umie przyjąć bez drgnienia serca ówczesnego wyznania winy uczynionego w ich imieniu). A zresztą list członków Episkopatu Polski z dnia 10 lutego 1966 r. skierowany do “polskich duszpasterzy i wiernych” świadczy dobitnie o tym, że trzy miesiące wcześniej wydane orędzie do biskupów niemieckich nie znajdowało powszechnego zrozumienia.
    Zacytuje fragment tego listu z 1966 r. – biskupi pisali: ?… Rozumiemy, że wszystkie elementy naszej sąsiedzkiej przeszłości polsko-niemieckiej z minionych wieków, a zwłaszcza pełne grozy i potworności ostatnie przeżycia wojenne, wzmogły niezwykle zainteresowanie Listem, z którym zwróciliśmy się do katolickich biskupów i ich wiernych w krajach niemieckich. Zainteresowanie to ogarnęło w naszej Ojczyźnie szerokie kręgi społeczeństwa. Dlatego uważamy za swój doniosły obowiązek zwrócić się z tymi słowami do wszystkich, którzy na nie oczekują. […]?
    I dalej: ?…Wśród polemiki, która powstała wokół najpoważniejszych zagadnień, choć sama nie zawsze była utrzymana na należytym poziomie, wysunęły się na czoło sprawy, do których trzeba teraz powrócić, gdy mija napięcie uczuć nieopanowanych; pozwala to bowiem na spokojnie spojrzenie prawdzie w oczy. Rozważmy:
    1. Stosunek Biskupów polskich do naszych granic;
    2. Pytanie, w czyim imieniu przemawialiśmy, oraz:
    3. Wielki problem, który zamknięty został w słowach: …?.

    Jak to ma się do Twego, Autorze, twierdzenia, że ?…jednak znakomita większość Polaków…?

     
    Odpowiedz
  2. KrzysztofMadel

    Pani Wando,
    przyznaję, że

    Pani Wando,
    przyznaję, że mam niewielkie pojęcie o nastrojach w Polsce po ogłoszeniu ww. listu, bo w tamtych czasach dopiero szykowałem się do przyjścia na świat. Słuchałem jednak wykładów prof. Ryszarda Terleckiego, a także czytałem kilka biografii kard. Wyszyńskiego i na tej podstawie nabrałem przekonania, że to m.in. nawałnica koministycznej krytyki pod adresem biskupów spowodowała, że Polacy zaczęli jednak utożamiać się z tym listem. Pamiętam także przemówienie Helmuta Kolha (bodaj sprzed roku z Gniezna), w którym dowodził on, że bardzo wielu katolików w Niemczech w ogóle nie wiedziało o wymianie tych listów, a on sam uważał, że sprawa granicy na Odrze i Nysie oraz pojednania z Polakami jest na 10. miejscu na liście najważniejszych zagadnień społecznych. Niemniej, chadecy niemieccy (było nie było duża partia) przyjęli ten list z zadowoleniem.
    Innymi słowy, nie kwestionuję, że w Polsce opór społeczny istniał, chcę jedynie powiedzieć, że partia chciała na tym oporze perfidnie wygrać swój interes, ale Polacy to zrozumieli i tym chętniej opowiedzieli się za listem.
    Byłoby świetnie, gdyśmy w archiwach IPN znaleźli jakieś badania sondażowe z tamtego okresu, ale najprawdopodobniej ich nie znajdziemy, bo polska socjologia, w tym socjologia ubecka, była wtedy w powijakach.
    k.m.

     
    Odpowiedz
  3. Anonim

    Szanowny Księże,

    otóż

    Szanowny Księże,

    otóż ja także nie znam tamtych lat z autopsji… Ale staram się słuchać w sprawach historycznych osób kompetentnych i nie przekazywać innym opinii ukształtowanych na jednorodnym źródle.
    W tym konkretnym przypadku zwrócenie uwagi na ów dokument z 1966 r. stało się wynikiem prywatnej dyskusji nt. kreowania świadomosci historycznej na potrzeby określonych działań politycznych.

    I trudno przyjąć – a mnie to wykazywał jeden z Księdza współbraci – że przesiąknięci jesteśmy tym zmitologizowanym obrazem naszych (polskich) dziejów. Trudno od nich się oderwać zwłaszcza w obszarze postępowania środowiska indywidualnie nam drogich.

    Ale z każdym odnalezionym lub zauważanym, albo na nowo odczytanym dokumentem może ulec zmianie obraz określonego wydarzenia, jego przyczyn i następstw. Jednak w obrębie publicznej świadomości funkcjonują najczęściej i najdłużej pierwotne interpretacje… Tylko czy to wyklucza starania o upowszechnienie tych blizszych współczesnym osiągnięciom…?

     
    Odpowiedz
  4. KrzysztofMadel

    Pani Wando,
    z tego co Pani

    Pani Wando,
    z tego co Pani mówi wynika, że wierni nie przyjęli listu biskupów “z ogromną wdzięcznością”, ale wręcz przeciwnie, mieli biskupom za złe, że taki list powstał – czy tak? Nie jestem historykiem, ale wydaje mi się, że taka ocena nie jest adekwatna. Po pierwsze, zarówno wtedy, jak i dzisiaj różne środowiska reagowały różnie. Po drugie, większość wiernych w tamtym czasie niewiele o tym liście wiedziała, ale wiedziała, że kiedy komuniści biskupów krytykują, to znaczy, że o coś ważnego idzie i trzeba być z biskupami. Ci zaś, którzy list znali, znali go przede wszystkim z drugiej strony, to znaczy z ust samych komunistów. Bodaj “Perspektywy” przedrukowały tekst i opatrzyły zgryźliwym komentarzem. Recepcja pierwotna była na pewno inna niż chcieli sami biskupi.
    Wydaje mi się też, że ogół społeczeństwa czuł od samego początku, że komunizm jest czymś znacznie gorszym niż hitleryzm. Dzisiaj wiemy, że ofiar komunizmu było więcej, wtedy tego nie wiedziano, ale proszę mi wierzyć na nawiązanie dobrych stosunków z Niemcami już wtedy czekano, a dobre stosunki z Rosjanami traktowano jako groźny mit. Wszyscy, nawet prości ludzie, wiedzieli na podst. kilku ostatnich wojen, czego się spodziewać po Rosjanach, a czego po Niemcach, i większość z nich zawsze wybrałaby tych osatnich.

    I na koniec anegdotka. W czasie stanu wojennego milicja zatrzymuje Polaka i żąda okazania dowodu. – Jaki dowód? Nie mam żadnego dowodu. – Jak o to pan nie ma dowodu, przecież jest stan wojenny, pan musi mieć! – Jest stan wojenny? czyli wojna? Pierwsze słyszę… No to skoro jest wojna, to wyślijcie mnie, panowie milicjanci, na roboty przymusowe do RFN…

     
    Odpowiedz
  5. Anonim

    Ja pamiętam – w

    Ja pamiętam – w przeciwieństwie do poprzedników – tamten czas. Byłem co prawda dzieckiem, ale nie zapomnę tłumów zgromadzonych w moim mieście, na Pomorzu, z okazji powitaniu Wyszyńskiego przyjeżdżającego na wizytację. Widziałem na własne oczy jak entuzjastycznie go witano, jak mężczyźni nieśli (dosłownie) samochód z przybyłym hierarchą siedzącym w środku. Czy wszyscy do końca wiedzieli o co tak naprawdę chodzi i skąd ten entuzjazm? Pewnie nie, jednak jak pisze Krzysztof wiedzieli na pewno, że “że kiedy komuniści biskupów krytykują, to znaczy, że o coś ważnego idzie i trzeba być z biskupami”. I społeczność lokalna pokazywała, że z biskupami jest.
    Pamiętajmy, że był to okres obchodów milenijnych Państwa Polskiego. Komuniści organizowali obchody konkurencyjne do kościelnych. Przeciętny obywatel był mocno zdezorientowany, o co w tym wszystkim chodzi. Z jednej strony wrzeszczący za pojednawczy list na Kardynała Gomułka, a z drugiej ramy zaaresztowanego przez władze obrazu Matki Boskiej objeżdżające cały kraj i list biskupów informujący o oddaniu w niewolę Maryi całego narodu. Niewolę niemiecką – sowiecką przeżyło przecież tak wielu zupełnie niedawno. Naprawdę, można było dostać kociokwiku… ale podświadomie było wiadomo, że trzeba raczej trzymać z kościołem niż z czerwonymi.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code