Przyodziani w białe szaty

Rozważanie na XXXI Niedzielę Zwykłą, rok B1
 

Ci przyodziani w białe szaty – kim są? Skąd przybyli?

Błogosławieni znaczy święci i szczęśliwi. Kto z nas nie chce być szczęśliwy? Chyba nie ma takiego człowieka. Wszyscy szukają szczęścia. Dla wszystkich ludzi jest ono ważne. Większość oddałaby wiele, aby tylko być szczęśliwym. Każdy z nas ceni szczęście i chciałby je osiągnąć. Zabiegamy, szukamy, stawiamy sobie coraz to nowe cele, goniąc za choćby odrobiną tego szczęścia. Niemniej jednak każdy z nas inaczej rozumie bycie szczęśliwym.

Posiadanie pracy i dóbr materialnych jawi się jako największe szczęście. Nie trzeba wtedy martwić się o nic. Wszystko… no, może prawie wszystko można sobie kupić. Wszędzie można pojechać. Wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Wystarczy chcieć. Można wtedy posiąść także sławę i władzę. To, że można kimś rządzić, ustawiać go na swój wzór, przynosi radość i satysfakcję. To, że jest się rozpoznawalnym wśród tłumu, nie jest się anonimowym, jednym z wielu, przynosi zadowolenie. Można wtedy robić, co się chce, korzystając w nieograniczony sposób ze swojej wolności. Przecież wiadomo wszem i wobec, że będzie to wybaczone albo przynajmniej wytłumaczone. A jak jesteś młody i zdrowy, to cały świat jest twój. Żyć nie umierać, szczęście wieczne tu na ziemi. Ale… jak to zostało powiedziane niedawno w jednym z programów telewizyjnych: masz wszystko… szkoda, że tak mało czasu ci zostało…

Nawet gdy nie ma pracy, pieniędzy, sławy czy władzy, też człowiek chce być szczęśliwy. Szuka wtedy łatwiejszych form szczęścia. Zawsze można się czegoś napić, coś wziąć, spędzić czas przed komputerem, grając lub czatując w necie. Przez chwilę wydaje się, że złapało się to szczęście "za nogi", świat zrobił się piękniejszy, bardziej kolorowy, życzliwszy. Przez chwilę człowiek zatracił się w tym świecie, ale trzeba wracać znów na ziemię, na ziemię pełną zła, goryczy, gniewu, bólu, pustki. Tych chwil "szczęścia" jest coraz mniej, trzeba o nie coraz bardziej i silniej zabiegać, a powrót jest coraz boleśniejszy.

Czy takiemu szczęściu Jezus błogosławi? Czy takim szczęśliwym ludziom obiecuje wielką nagrodę w niebie? Czy spotkają się wśród tych przyodzianych w białe szaty? Ewangelia ukazuje nam Jezusa, który wyszedł na górę i naucza zgromadzony wokół tłum ludzi, pośród których są także apostołowie:

„Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.

Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.

Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.

Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.

Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.

Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.

Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie”.

Jezus błogosławi człowiekowi czystego serca, pokornemu, wrażliwemu, miłosiernemu, nie odpłacającemu złem za zło, pragnącemu sprawiedliwości i wprowadzającemu pokój między ludźmi, który w imię wyznawanych wartości potrafi cierpieć prześladowanie. Czy taki człowiek może być młody, zdrowy, mieć rodzinę, mieć pracę i dobra materialne, być sławny i sprawować władzę? Pewnie, że może. Jednak musi być gotowy na to, że w każdej chwili te dobra doczesne mogą się od niego odwrócić, może być ich pozbawiony. Niestety, trudno jest się ich pozbyć. Bo co wtedy zostaje? Pustka, złość, gniew, rozpacz, nieszczęście… W takich sytuacjach człowiek zapomina o błogosławieństwie. Tak jest dzisiaj, ale tak też było za czasów Jezusa. W młodzieńcu, który przychodzi do Jezusa (Mt 19,16-21), możemy rozpoznać każdego człowieka każdego czasu, który zbliża się do Boga świadomie czy nieświadomie i stawia pytanie o doskonałe życie tu na ziemi, o jego pełny sens. Takie pytanie odwołuje się do Dobra Absolutnego, jakim jest sam Bóg. To On nas powołuje, jest źródłem i celem życia człowieka. Wszystko, co człowiek posiada, jest to dla niego darem Boga, a największe bogactwo, jakie może posiadać, to przebywanie z Nim w Królestwie Niebieskim.

W innym miejscu (Łk 10,25-37) znawca Prawa pyta Jezusa, co powinien uczynić, aby mieć życie wieczne. Nauczyciel nie odpowiada wprost, ale zachęca do poszukania odpowiedzi, do podjęcia trudu. Uczony w Piśmie sam sobie odpowiada: "Będziesz miłował Pana, swojego Boga, całym swoim sercem, i całą swoją duszą, i całą swoją mocą, i całą swoją myślą, a bliźniego swego jak samego siebie". Jezus wskazuje tu miłość Boga i miłość bliźniego przypominając, że tylko bycie wiernym Miłości – Bogu prowadzi do życia wiecznego. Miłość bliźniego jest owocem miłości Boga. Ale z drugiej strony, jeśli człowiek nie kocha drugiego człowieka, którego widzi, nie może kochać Boga, którego nie widzi (por. 1 J 4,19-21). Nie jest łatwo kochać bliźniego swego jak siebie samego. Często okazuje się, że ludzie są egocentryczni, fałszywi, zapominają, nie chcą miłości i wykorzystują… Czy takich ludzi można kochać?

Matka Teresa z Kalkuty, mając na uwadze błogosławieństwa Jezusa, pisze:

Ludzie są nieracjonalni, nielogiczni, egocentryczni.

Nieważne – kochaj ich.

Jeśli czynisz dobro, przypiszą Ci ukryte egoistyczne cele.

Nieważne – czyń dobro.

Jeśli będziesz realizować swoje cele, spotkasz fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów.

Nieważne – realizuj je.

Dobro, które uczyniłeś, zostanie jutro zapomniane.

Nieważne – czyń dobro.

Uczciwość i szczerość uczynią Cię bezbronnym.

Nieważne – bądź szczery i uczciwy.

To, co budowałeś przez lata, może być zniszczone w jednej chwili.

Nieważne – buduj.

Jeśli pomożesz ludziom, będą urażeni.

Nieważne – pomagaj im.

Jeśli służąc światu, dasz z siebie wszystko, potraktują Cię kopniakiem.

Nieważne – dawaj z siebie wszystko.

Jezus błogosławi człowiekowi czystego serca, pokornemu, wrażliwemu, miłosiernemu, nie odpłacającemu złem za zło, pragnącemu sprawiedliwości i wprowadzającemu pokój między ludźmi, który w imię wyznawanych wartości potrafi cierpieć prześladowanie. Błogosławi… Ale czy taki wzór wytyczył tylko dla człowieka? A Sam? Czy droga błogosławieństw to także droga Jezusa?

Otóż całym bogactwem Jezusa jest Jego Ojciec. Wszystko, co Jezus robi, jest w odniesieniu do Boga – Ojca Przedwiecznego. To Jego wolę wypełnia pomimo przeciwności i niedogodności tego świata. O Nim Apostoł Piotr napisał: "On, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył. Gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie" (por. 1P 2,23). Choć był dręczony nie ze swojej winy, nie buntował się, nie krzyczał (por. Iz 53,7). Przyszedł na ziemię, aby wprowadzić nas wszystkich na drogę sprawiedliwości (por. Mt 5,20)… tak jak celnika (por. Łk 18,9-14). W swojej wrażliwości wzruszał się i płakał nad grobem Łazarza, nad grzechami Jerozolimy, czyli nad grzechami nas wszystkich. Jezus pochylał się nad trędowatymi, ulitował się nad jawnogrzesznicą, ciągle otoczony był przez chorych i potrzebujących. Był jak Pasterz doglądający swych owiec. Jego miłość i wrażliwość zaprowadziła Go aż na krzyż. Został pocieszony, bo dokonał naszego odkupienia. On – Syn Boży przyniósł człowiekowi odkupienie i dziecięctwo Boże. Jezus ma moc obdarzyć Królestwem Bożym nas wszystkich. Można powiedzieć, że osiem błogosławieństw jest jakby autoportretem Pana Jezusa, ale jest też wezwaniem do naśladowania Go.

Jezus pierwszy okazał postawę, która została opisana w błogosławieństwach, pokazał nam, co jest nagrodą za staranie się i życie nimi na ziemi. Jezus nie błogosławi trudności i nieszczęść, które spotykają człowieka; błogosławi znoszenie ich ze względu na Chrystusa, na Jego królestwo, czyli ze względu na prawdę w jej ostatecznym wymiarze, na prawdziwe dobro, ze względu na miłość. Błogosławieństwa odnoszą się zatem do ludzi, którzy żyją nadzieją i ta nadzieja daje im siłę przetrwania najtrudniejszych chwil. Święty Jan w swoim Liście (1 J 3,2) przypomina:

"Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy". Przypomina, jak wielką miłością obdarzył nas Bóg Ojciec. Już tu na ziemi jesteśmy dziećmi Boga. Jesteśmy wezwani do pełnienia Jego woli. To On wie, co dla nas najlepsze, co wartościowe. Naszym zadaniem jest słuchać i wypełniać w naszym życiu wolę Boga. Nasze życie i to. co się w nim dzieje, jest łaską, darem Boga dla nas. Każdy z nas, idąc przez to ziemskie życie, jest wezwany do pokładania nadziei w Bogu. Bóg jest święty. Krocząc pod górę naszego życia z postawą wpisaną w błogosławieństwa Jezusa oraz z nadzieją, my też się uświęcamy, stajemy się szczęśliwi, bo to On jest celem tej wędrówki.

Święty Jan kreśli także obraz życia wiecznego (Ap 7, 9-10) jako nagrody dla nas za to podążanie drogą błogosławieństw, która wiedzie pod górę i prowadzi na sam szczyt:

"Potem ujrzałem wielki tłum, którego nikt nie mógł policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy. I głosem donośnym tak wołają: «Zbawienie Bogu naszemu, Zasiadającemu na tronie, i Barankowi»".

To przebywanie przed tronem Boga, odzianie w białe szaty i palma w ręku jest największym szczęściem i radością dla człowieka wierzącego. Apokalipsa tak mówi o przebywaniu w chwale Boga, któremu wszyscy oddają hołd (Ap 7,12): «Amen. Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki wieków! Amen».

Taka perspektywa pozwala nam przeżywać właściwie Wspomnienie Wszystkich Zmarłych, szczególnie tych, którzy są nam bliscy. To, czego tutaj doświadczali, było jedynie przygotowaniem do życia prawdziwego. Przez śmierć zostali oderwani od ziemskich trosk, które przeżywali w nadziei na znalezienie sie wśród tłumu zgromadzonego na niebieskiej uczcie. Ta nadzieja także nam pozwala spokojnie stanąć nad ich grobami i łączyć się z nimi w modlitwie. Wszyscy wiemy, że życie, które mamy tu na ziemi, jest tylko krótkim epizodem w podążaniu ku wieczności. Podążając po ziemi cmentarnej, dzisiejszego dnia zdajemy sobie sprawę z kruchości i krótkości życia doczesnego, i z wartości cierpienia, które często poprzedziło odejście bliskich z tej ziemi. Zastanawiamy się nad tajemnicą śmierci i bólem rozstania. Aby tak było, trzeba drogę błogosławieństw uczynić drogą naszego życia i na tym szlaku odkryć w pełni jego sens.

W Uroczystość Wszystkich Świętych Kościół w czytaniach liturgicznych ukazuje nam rzeszę ludzi, którzy już zdobyli ten szczyt. W tym dniu swoje "imieniny" obchodzą ci wszyscy, którzy odpowiedzieli na powołanie Boga, ci wszyscy, którzy powiedzieli Bogu TAK. Są wśród nich ci, których my uznajemy za wielkich tego świata, ale są też tacy, o których wiemy tylko my: ja, ty. Żyli wśród nas, byli obok. Wszyscy oni zdają się mówić jednym głosem, aby nie sądzić, że świętość polega na robieniu wielkich rzeczy. Świętość to miłość przejawiająca się w robieniu codziennych, małych rzeczy. Jezus powiedział przecież, że jeśli potrafimy być wierni w małych rzeczach, to i w wielkiej też będziemy wierni (por. Mt 16, 10). Święci nie muszą mieć studiów, nie muszą robić żadnej kariery, nie muszą posiadać żadnych wielkich talentów, ale jedno muszą posiąść w stopniu doskonałym — kulturę codziennego życia opartą na miłości.

To z codziennej relacji z Bogiem i z drugim człowiekiem wyrastają święci. Cechują się oni życzliwością i zrozumieniem drugiego człowieka, kulturą słowa, dyskusji, ubierania się, kulturą bycia: miłości i wrażliwości, niesieniem pokoju i radości, zarażaniem pogodą ducha. To wszystko decyduje o wielkości człowieka, to wszystko idzie w parze z błogosławieństwem Jezusa. Pewnie, że nie jest łatwo. Pewnie, że człowiek nie jest ideałem. Pewnie, że naszemu życiu towarzyszy grzech. Ludzie święci to nie ludzie bez grzechu. Ludzie święci to ci, którzy przyjęli wybranie Pana Boga, weszli na drogę błogosławieństw, dbają o relacje z Jezusem i drugim człowiekiem. «To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku, i opłukali swe szaty, i wybielili je we krwi Baranka» (Ap 7,14). Ludzie święci to ci, którzy przyjęli Jezusa i przyniesione przez Niego odkupienie do swojego życia doczesnego, a krocząc drogą błogosławieństw, mają nadzieję na znalezienie się wśród tłumów zgromadzonych na uczcie niebieskiej u tronu Boga i Baranka.

Wszystkich_zmarlych.jpg

Rozważania Niedzielne

 

Komentarze

  1. zk-atolik

    Świętość

    @ALL

    Św. Jan nadzwyczaj zwięźle i trafnie, bo w jednym zdaniu definiuje śwętość "Każdy, kto pokłada w Nim nadzieję, uświęca się podobnie jak On jest święty."

    Żaden z wszystkich świętych, których dziś wspominamy, nie był doskonałym, ani bezgrzesznym, a wielu z nich dostatecznie wykształconym, kulturalnym, zamożnym, a nawet pobożnym. A jednak uświęcali się i stawali się świętymi, bo zawsze pokładali nadzieję w Bogu.

    • Co dla Ciebie znaczy świętość?…….

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz

Skomentuj zk-atolik Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code