pracuję, pracuję i nic?

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

MicrosoftInternetExplorer4

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}

Dziś chcę ugryźć temat, który towarzyszy mi w Montrealu od samego początku. W sumie to chyba wierci mi dziurę w brzuchu, z którą to dziurą wciąż się mierzę. Kiedy już nawet sobie jakoś z nią radzę to zawsze znajdzie się ktoś kto mi o niej przypomni. Przeważnie prostym pytaniem. Czy masz tam jakąś pracę?

Zdaje się, że i ja i wszyscy naokoło przywykliśmy do mojej przeprowadzki za ocean. Wymiana informacji ze znajomymi z Polski skupia się teraz na tych najważniejszych. Codzienność odznaczana na Facebooku coraz częściej przyciąga uwagę tylko kilkorga znajomych z Montrealu. Po za jednym ostatnim wyjątkiem, jakim był mój post o znalezieniu pierwszej pracy w Montrealu. Wywołał on lawinę gratulacji po jednej i drugiej stronie oceanu. Dostałem pozycję animatora dziecięcego. Praca w zawodzie, w znanym sobie środowisku. Na pierwszy kontrakt w Kanadzie po prostu rewelacja.

Tylko, że abym mógł pracować z dziećmi potrzebuję zmienić wizę i to zajmie jakieś 90 dni ze 180 dniowego kontraktu. Dała o sobie znać rzeczywistość migracyjna. Nie tylko ona, ale także sam kult pracy. Rozumiem, że zarabianie pieniędzy jest ważne ale dlaczego, aż tak determinuje moją rzeczywistość? Nawet ten blogowy wpis jest chyba pewną formą tłumaczenia się. Sorry ale jednak jeszcze nie teraz. No i po za tym dlaczego jeszcze nie teraz? Czy ja w ogóle coś robię w tym kierunku? Jak mi idzie z tą pracą w Montrealu?

Myślę, że idzie mi ciężko. Nie dlatego, że nic się nie dzieje. Dzieje się sporo, nawet czasami za dużo. Tylko, że dzieje się inaczej. W Warszawie ostatnimi czasy z pracą szło mi dosyć udanie. Oprócz szczęścia, którego miałem sporo dosyć dobrze wyspecjalizowałem się w rynku pozarządowym. Praca nie leżała na ulicy i trzeba było się napracować, aby dostać coś ciekawego. Doświadczenie wielu ciekawych projektów, kontakty jakie one przyniosły zaczęły prowadzić do wymiernych efektów. Perspektywy rysowały się ciekawie.

Życie przyniosło trochę zaskakujący scenariusz. Trafiłem tutaj w świat, który wciąż za bardzo nie rozumie mnie, ani ja jego. Do tego moja praca w Polsce opierała się na języku. Tutaj robię co mogę, aby odnaleźć się w tej dwujęzycznej rzeczywistości i wciąż mi wiele brakuje. Żyję troszkę pod presją, jaką serwuję sobie pozycją Sergia. W końcu on jest doktorem na McGill – a ja? Zdarzyło się, że dano mi do zrozumienia, że ja mam ładną buzię. Cały nasz status tutaj opiera się tu na jego statusie. On zajmuje się poważnymi badaniami nad rakiem, a ja bawię się w wolontariat.

Ta zabawa wymaga jednak ode mnie sporo energii. Pracuję w dwóch miejscach i do tego non stop uczę się francuskiego. Powoli zaczynam funkcjonować w dwóch obcych językach co jest koszmarnym obciążeniem. Te same rzeczy zajmują mi ze trzy razy więcej czasu niż zajmowałyby mi w Polsce. Od roku jestem na samym początku tej drogi, mimo, że pokonałem już tak wielką odległość. Do tego prowadzę dom. Codziennie organizuję jego ograniczony budżet i potrzeby. W pustych ścianach stworzyliśmy wspólnie miejsce, które jest naszą twierdzą. Trudności życia migracyjnego zaczynają się za jego drzwiami. Powrót do domu czyni nas zawsze weselszymi i to wymagało wiele pracy. I udało się zaledwie w kilka miesięcy.

W sumie codziennie robię coś, aby kiedyś zacząć zarabiać pieniądze. Codziennie wydaje mi się, że mógłbym zrobić jeszcze więcej. Nie zawsze mi się chce, nie zawsze mogę, nie zawsze rozumiem jak, nie zawsze jestem w stanie, nie zawsze umiem, nie zawsze wiem. Przeważnie właśnie nie wiem.

Tydzień zajęło mi zrozumienie zasad i umówienie wizyty na badania lekarskie, niezbędne do zmiany wizy. Zdaje się, że wszystko jest ok. ale nie jestem pewien. Trudno mi sobie wyobrazić wywiad lekarski, mam nadzieję, że nie strzelę dużej gafy. Każde małe wyzwanie jest tutaj jak góra lodowa – to co muszę przejść, aby je zrealizować kryje się pod wodą. To chyba jedna z najważniejszych kwestii, która towarzyszy mi dzień w dzień. Wszystko jest nowe: słowa, zachowania, nazwy, zwyczaje, problemy, zasady. Nie mam pojęcia ile czasu mi zajmie w tych warunkach odbudowanie pozycji zawodowej. Jedno jest pewne, jeśli ktoś mnie pyta o moje perspektywy zawodowe. Na pewno mogę odpowiedzieć .

– Pracuję nad tym

 

Komentarze

  1. elik

    Dla kogo i z kim pracujemy?…..

    Dziękuję Panu za kolejne bardzo ciekawe osobiste doświadczenia i wyznania skłaniające, do pogłębionej refeksji, a szczególnie za te słowa: "Trudności życia migracyjnego zaczynają się za jego (mieszkania, domu) drzwiami."

    Praca (trud i wysiłek) temat rzeka – proszę zauważyć, że nie jest bez znaczenia – dla kogo pracujemy, ani – z kim współpracujemy, czy – za ile?…..lub – w jakich warunkach?…..

    Osobną i wg. mnie wyjątkowo frapującą kwestią jest owa "inność" i "trudności", czyli dostrzegana odmienność, także konieczność przystosowywania się, a nawet dublowanie, dwoistość, czy wielość zajęć, o których był Pan uprzejmy napisać.

    Często wydaje się nam, że odczuwamy dokuczliwy brak tego, z czym Pan obecnie spotyka, zderza się, bądź konfrontuje tj.  rzeczywistymi zmianami, a nieraz pozornymi atrakcji, odmiennościami, rozmaitościami, bo mamy w nadmiarze owej stabilizacji, przewidywalności, tzn. rutyny i powszedniości dnia. Jednak okazuje się, że nadmiar tych wcześniej pożądanych  "atrakcji i nowości" może być nie tylko uciążliwością, lecz trudnym doświadczeniem i wyzwaniem.

    Ponadto mam wątpliwości : – czy nasza relacja z innymi osobami tj. owa "wymiana" w życiu doczesnym, nawet na emigracji powinna ograniczać się, do przekazu "informacji" w telefonie, skype, czy na "Facebooku"?……

    Pozdrawiam Pana serdecznie i życzę dalszych sukcesów w pokonywaniu owych trudności, w innych realiach i nowoczesnym świecie.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code