Pokora jest prosta

 Rozważanie na II Niedzielę Adwentu, rok C2
 

tezeusz_adwent_2015.jpg

 

Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał. (J 3, 30)

Pokora jest prosta. Pokora to stawanie w prawdzie o sobie samym. Pokora niweluje moje zbyt wygórowane mniemanie o sobie, ale też pokora podnosi mnie z fałszywego dołu (anuluje szept oskarżyciela, że jestem do niczego). Każda dolina nieprawdy o mnie samej ma być wypełniona Bożą prawdą o mnie.

Każda góra mojego wywyższania się zrównana z ziemią. Po prostu Jan Chrzciciel woła do mnie, abym stanęła w prawdzie o sobie samej, o mojej kondycji. Dopiero wtedy moje nawrócenie zadziała, zbudowane na prawdzie – nie na mrzonkach. Dopiero wtedy będę miała szansę ujrzeć zbawienie Boże – zobaczyć Jezusa. Zobaczyć Jego dzieła i czyny w prawdziwym świetle, zachwycić się Panem.

Czego potrzeba do tego pokornego wejrzenia w mojego ducha, moje emocje, mój umysł, moją wolę? Otwartości, pozwolenia Bogu, aby pokazywał i nazywał, co we mnie siedzi. Co jest do zmiany, co do usunięcia, co do wzmocnienia.

Otwartość niejedno ma imię – otworzyć się na Boga, ale i otworzyć się na drugiego człowieka. Czasami niezwykle trudno porozumieć się z innymi osobami. Niby mówimy tym samym językiem, a nasze słowa mijają się, nie trafiając do rozmówcy. Kiedyś zastanawiałam się, dlaczego tak jest, dlaczego nie mogę wytłumaczyć, o co mi chodzi, pomimo że wyrażam się jasno. I doszłam do wniosku, że winne jest zróżnicowanie pod względem wychowania, religii, kultury, lektury bądź jej braku. Po prostu moje słowa mają inne znaczenie, niż tej drugiej strony. Aby nastąpiła próba podjęcia konstruktywnego dialogu, należy zdefiniować pojęcia. Słowo tolerancja oznacza…., słowo akceptacja oznacza…, słowo wartości oznacza… Dużo czasu może upłynąć, nim uda się uzgodnić słownictwo i porozumieć się.

Podstawowym warunkiem jest wzajemny szacunek. Gdy usłyszę słowo klucz – katalizator wyzwalający zaprogramowaną reakcję, czy dam radę powstrzymać się od bicia na alarm, wytaczania ciężkiej artylerii? Wiem, że ciężko to osiągnąć, że bez prób nie da rady. Ale przecież mam te przeszkadzające góry rozwalać, mam te doły oddzielające mnie od mojego bliźniego zasypywać. Starać się i próbować zrozumieć. Choć przyznaję, że czasami zrozumieć nie sposób.

Mam też taką refleksję, że często dobrze dogaduję się z osobami o innych wartościach, na przykład religijnych. Super się gada na takie potoczne tematy, ale jak przyjdzie do wymiany opinii na tematy wiary, wartości – ściana. Dwa odrębne światy. Jeżeli ktoś nigdy nie dotknął sfery sacrum i jest zamknięty, to nie ma możliwości nawiązania jakiegokolwiek dialogu. Tam, gdzie wkracza wiara, robi się naprawdę trudno. Bo jak wyjaśnić to, że wierzę? Nie da się tego zmierzyć i zważyć. Jak wytłumaczyć komuś kolor zielony, gdy nigdy nie widział żadnego koloru?

Często powtarzam sobie, aby nie pozwolić nikomu zaszczepić we mnie nienawiści do nikogo. Aby nie dać się porwać tłumowi kamienującemu nierządnicę. Aby zawsze widzieć człowieka i oddzielać go od jego czynów. Człowiekowi należy się szacunek, złym czynom krytyka.

Aby to osiągnąć, muszę panować nad emocjami i używać rozumu. Emocje nie mogą rządzić moim rozumem. Proszę Boga, aby w moim umyśle był bezpiecznik, który ostrzeże mnie, gdy sprawy będą się szybko toczyły. Chciałabym umieć oddzielać emocje, nie dawać się podpuszczać nośnym hasłom. W decyzjach kierować się wartościami i kryteriami wypływającymi z mojej wiary.

Ostatnie dni przyniosły duże zmiany, świat mocno przyśpieszył. Czy zbliżamy się już ku wydarzeniom zapowiedzianym w Księdze Apokalipsy – nie wiem. Wojna na Bliskim Wschodzie, konflikt na Ukrainie. U granic Unii Europejskiej morze ludzi. Jak w takich czasach postępować, jak nie stracić depozytu wiary? Jak obronić wartości, w które wierzę? Na szczęście to nie ja decyduję w skali makro. W skali mikro zawsze staram się oprócz serca wysłuchać także rozumu. Nie podejmować decyzji pochopnie, nie dać się porwać emocjonalnym hasłom. Pomagać zawsze warto, ale zanim pomogę, patrzę, czy ten ktoś na pewno potrzebuje mojej pomocy, bo czasami ci, którzy nie dadzą rady krzyczeć ani prosić, potrzebują jej bardziej.

Kilka miesięcy temu na moim osiedlu paliło się mieszkanie, był wybuch, pożar zajął sąsiednie lokale. Wyglądało to strasznie. O drugiej nad ranem ludzie wybiegali boso w piżamach na podwórko. Zniszczonych zostało kilka mieszkań. To, w którym wybuchł pożar, spłonęło doszczętnie. Tak się złożyło, że poszkodowani byli rodziną osoby z mojej wspólnoty*. Przeprowadziliśmy zbiórkę pieniędzy, potrzebnych rzeczy, z sąsiednich wspólnot zgłosili się ludzie, którzy pomogli wyremontować mieszkanie, zbierane było wszystko od pościeli po meble. Dziś mieszkanie jest wyremontowane, skromne wyposażenie pozwala na zamieszkanie. Czy mogłabym pomóc sama? Nie. Pomagało kilkaset osób. Miasto dało rodzinie dach nad głową w hotelu robotniczym na czas remontu. W takich sprawach jedna osoba niewiele może, ale wspólne działanie sprawia, że dobre rzeczy się dzieją. Jak mawia administrator mojej wspólnoty: Pan Bóg jest dobry, damy radę.

Dobrze, jeśli nikt nie zostaje sam w takich sprawach, które przekraczają możliwości jednej osoby, jednej rodziny. Zazwyczaj znajduje się grono osób, które zaczynają zbierać pieniądze, pomagać, nagłaśniać. Wiele razy włączałam się w takie akcje, wspierając tak, jak mogłam. Dopóki jesteśmy razem, dajemy radę. Dlatego takie ważne jest, aby nikt nas nie podzielił. Jak mówił Jezus: królestwo wewnętrznie skłócone nie może się ostać.

Zatem nie możemy sobie pozwolić na wewnętrzne skłócenie w naszym kraju. Nawet jeżeli się nie zgadzamy w kwestiach kardynalnych, to szanujmy siebie nawzajem. Mam takie marzenie, że dwie przeciwstawne demonstracje przedstawiają swoje poglądy, a potem pozdrawiają się i rozchodzą spokojnie. Nie wszyscy jesteśmy jednakowi (świat byłby śmiertelnie nudny, gdybyśmy byli), mamy różne charaktery, doświadczenia, jesteśmy na różnych etapach życia, wiary. Nas nie stać na pokłócenie się ze sobą. Wokoło naszych granic krążą niebezpieczne wydarzenia, musimy trzymać się razem, bo razem mamy większe szanse, aby ocaleć.

 

Adwent_Bogd_06_12.jpg

 

Rozważania Niedzielne

Rozważania Rekolekcyjne 

 

Komentarz

  1. zk-atolik

    O pokorze i….

    Ludzkie istnienie tylko przeżywane szczerze ogniskuje się w pokorze tj. w świadomym pogodzeniu się z własnym losem, które ze swej natury jest już uznaniem Pana Boga. A więc i Jego adoracją, poprzez umiejętność znoszenia własnej ułomności, wręcz cnotę nie eksponowania własnej osoby. Choćby w kręgu osób bliskich, czy w miejscu pracy, także na forum Tezeusza.

    Ponieważ nasz dzień powszedni jest w dużej mierze kłamstwem i fałsz, w tym pozorne dobro przenika nasze codzienne życie, szczególnie w okresie przed i świątecznym. To co z tymi, co posługują się różnymi formami manipulacji i egzystują w totalnym zakłamaniu?…..

    Owszem żadne ludzkie życie nie jest, aż tak silne, aby pokorę w sposób radykalny urzeczywistniać tzn. byt doczesny uczynić całkowicie prostym i zwyczajnym. Dlatego postawa pokory musi mieć swoje uzasadnienie i może być prawdziwie i pomyślnie realizowana tylko wtedy, kiedy istnieje coś absolutnego, więcej jeżeli w naszej świadomości, a szczególnie w sercu istnieje Bóg.

    Wówczas pokora nie jest wyrazem małoduszności, ani pogardy wobec samego siebie. Wręcz przeciwnie jest czcią stworzenia wobec Stwórcy i tego, co w nas jest nieskończone, oraz w głębinach duszy zajmuje miejsce podobne, jak wielkoduszność i wspaniałomyślność, czy prawość, serdeczność i dobroć.

    Człowek naprawdę pokorny staje się przede wszystkim naśladowcą Jezusa Chrystusa i wyrazem podobieństwa, do Pana Boga, a przez to wiarygodnym chrześcijaninem – świadkiem świętości Jego Kościoła.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code