Podróżowanie w czasie

Podróżowanie przez Atlantyk stało się dla mnie pewnego rodzaju rutyną. Ewentualną rozrywką może być przelot linią lotniczą, którą jeszcze nie lecialem. Tytaj też powoli wyczerpują się możwośći. Przesiadkowe lotniska mają dość identyczne sklepy i nie różnią się zasadniczo. Jedyną różnicę stanowią sklepy z pamiątkami.

Samolot jest najszybszą i najNIEwygodniejszą formą podróżowania z kontynetu na kontynent (chyba że zapłacimy minimum 5 razy wiecej za bisnes klasę). Ogólnie wydawałoby się, że ogromne długodystansowe airbusy są przestrzenniesze. To zdecydowanie nie jest prawdą. Kolana zawsze dotykają krzesła na przeciwko i jeśli trafi sie na mało empatyczną osobę, która dodatkowo rozłoży swoje krzesło, 8 godzin lotu przebiega w dość zakleszczonej pozycji. Ciasnota i przekrecanie swojego ciala o centymetry w lotniczym krześle nie jest dla mnie najgorszym dyskomfortem. Wnetrze samolotu jest na tyle głośne, że aby porozmawiać z wspołpasażerem trzba dość wyraźnie podnieść ton głosu. W ten sposób monotonny szum wnętrza somolotu wypałnia się dodatkowo, odbijajcymi się jak echo, niezrozumiałymi głosami ludzi.

Lot do Europy jest przewaznie orgaznizowany późnym popołudniem. Tym razem wyleciałem około 18. W Europie w tym samym czasie jest noc, która powoli pochłania zachód i wpływa na ocean. Z drugiej strony samolot zbliża się do ciemnośći z pędkością sporo ponad 900 km/h. Za samolotowym oknem robi się całkowicie ciemno po dwóch pierwszych godzinach lotu. Wtedy przeważnie jesteśmy juz po samolotwej kolacji. Światła w kokpicie gasną, a okna są zasuwane. To będzie krótka noc. Ciemności wciąż przesuwają się na zachod a samolot przecina je w następne, niecałe 3 godziny swoim zawrotnym tępem na wschód. dwie ostatnie godziny lotu odbywają się przy zapalonych swiatłąch. Okna przeważnie są wciąż zamknięte bo dla oczu soczyste słońce w środku „biologicznej” nocy jest ekstremalnym szokiem. Serwowane jest śniadanie choć według mojego amerykańskiego czasu jest właściwie po pierwszej w nocy. Mój organizm jest przemęczony przysypianiem w niewygodnej pozycji i niespodziewany poranek czyni, że tracę poczucie czasoprzestrzeni mimo tego, że rozumiem co się stało i dlaczego za oknem jest dzień. Najbardziej kryzysowe godziny przychodą na lotnisku, na którym jest przesiadka. Organizm właściwie nie raegauje na kofeinę, zmęczenie staje się tak obciążające, że włąsciwie przestaje się w pewnym stopniu kontrolować to co się mówi i robi. Moje loty do Warszawy z innych miast Europy wymagają zawsze około 4 godzin wyczekiwania na następny lot. Jeśli podróżuje się samemu drzemka może byc ryzykowna, bo można zwyczajnie przespać swoje połączenie.

Lot do Warszawy to właściwie igraszka. Mijesca na nogi w regularnych liniach lotniczych w mniejszych samolotach jest zdcydowanie więcej. Przemęczenie powoduje, że prawie cały lot przesypiam. Ląduję około godziny 16 lokalnego czasu, nastęnego dnia. Pierwszą noc w nowym czasie przesypiam dość zwyczajnie. Organizm musi się zresetować. Po pierwszej nocy zaczyna się adaptacja czasowa. Podjadanie niedostępnych smakołyków w odwróconym systemie dni i nocy kończy się zazwyczaj blokadą ukłądu trawiennego. O północy kiedy moja cała rodzina i znajomi śpią ja według mojego czasu mam 16 i nie ma opcji abym zasnął. Kiedy zasypiam z nudów okolo 5 nad ranem, śpię zaledwie około 5 godzin bo wybudza mnie charmider mieszkania. Nie odczuwam żadnego głodu ponieważ moj organizm mysli , że jest środek nocy, na śniadanie pakuję w siebie tylko kawę i środki rozwalniające. Robię się głodny okolo 16.

Jeśli przylecę na około 2 tygodnie to po 5 dniach funkcjonuję właściwie w miarę dobrze. Regularny sen reguluje samopoczucie, pojawia się głód w lokalnych godzinach, system pokarmowy nadal szwankuje ale wiem, że to będzie wyzwanie całego mojego pobutu i wszystko wróci do normy jeśłi wpakiuję w siebie lokalne jedzenie z Ameryki Północnej. Jakkolwiek moj system strawienny byłby rozregulowany przez smaczne polskie jedzenie po powrocie na mój nowy kontynet potrzebuje około 24 godzin, aby wszystko wróciło do normy.

Tym razem moja podróż trwała zaledwie 7 dni i kiedy tylko przestawiłem się na nowy czas musiałm wracac z powrotem. Przelot powrotny odbywa się w ciągu dnia i nie jest tak męczący. Zmiana czasu płata figle i ląduję właściwie mniej więcej o tej samej godzinie i tego samego dnia co wyleciałem z Europy. Przemęczony wszelakimi zmianami (temperatura, woda, jedzenie, czas, tryb spędzanego dnia) organizm ma wyraźne poczucie powrotu do normalności. Co prawda ponowna zmiana godzin powoduje, że budzę się pierwszej nocy o 4 nad ranem ale za to lokalne jedzenie i woda działają jak balsam i po dwóch dniach jestem całkowicie sprawny.

Troszeczkę dłużej muszę popracować nad ustabilizowaniem psychiki. Podczas ostatniej 10 dniowej podróży odiwedziłem Pasłęk, Warszawę i Montreal. W każdym z tych miast mieszkałem i każde z nich w jakiś sposób mnie ukształtowało. Wspomnienia miejsc, ludzi, wydarzeń lekko nadwyrężyły mój umysł. Po powrocie śniło mi się podróżowanie, spóźnione i odwołane samoloty, planowanie nowych połęczeń i kiedy w końcu budziłem się, rzeczywiście zadawałem sobie pytanie, gdzie ja właściwie jestem.

Życie w nowym otoczeniu i przebywanie z ludźmi, których poznałem niedawno jest swego rodzaju typowym dla mnie środowiskiem. Taką swego rodzaju normą, w której musiałem się nauczyć funkcjonować. Zastanawiałem się, czy ja właściwie mam poczucie przynależności, teraz po tym jak właściwie w wieku 19 lat opuściłem mój rodzinny Pasłęk i do dziś nie mieszkałem nigdzie indziej dłużej. Wydaje mi się, że przynależę, do każdego z tych miejsc. Wszystkie te miejsca przemieszały się ze sobą, w każdym z nich znam ludzi, którzy są w jakiś sposób związani z miastami, w których mieszkałem. Grono moich najbliższych znajomych stanowią ludzie, którzy też żyli w prznajmniej dwóch czy trzech miastach/krajach. Przywiązanie i poczucie lokalności są dla mnie tymczasowymi doznaniami, odkrywanymi na nowo podczas każdej podróży w nowe i dawne miejsca.

Zdjęcia i nowinki na facebookowej stronie bloga – Koszula na lewą stronę

 

 

Komentarze

  1. zk-atolik

    Dom rodzinny i człowieczeństwo, czy……..

     Panie Tomaszu – dziękuję za interesujace relacje z podróźowania w czasie i przestrzeni. Natomiast najbardziej być moźe nie tylko mnie zaciekawiły osobiste doznania, wraźenia i odczucia, lecz nie te związane z róźnicami czasu i warunkami podróźowania, ale utoźsamaiane z miejscowościami i zapewne osobami, które zdecydował się Pan odwiedzić.

     Wiem, źe wybór tych miejsc nie był przypadkowy, ani chyba w pełni świadomy, lecz przede wszystkim powodowany, a nawet zdominowany jeszcze nie całkiem rozpoznawaną nostalgią – tęsknotą za Ojczyzną.

    A poniewaź nie tylko Pana, lecz wielu rodaków doczesne bytowanie i satus egzystencjalny nadal nie są dostatecznie określone, trwałe i ustabilizowane, ale wciąź zmienne i tymczasowe. Stąd owe rozchwianie i przykre doznania, odczucia nie tylko psychiczne, lecz i zapewne duchowe, bo wszyscy jesteśmy istotami duchowymi, rozumnymi i cielesnymi.

    Jeśli chodzi o odpowiednią formację osobowości, oraz właściwe i poźądane wychowanie człowieka – to wg. mnie najbardziej znaczącym czynnikiem nie jest miejsce pobytu lub zamieszkiwania osoby dorosłej, czy nawet jej specyficzne środowisko bytowania, lecz przede wszystkim to, co stanowi owo gniazdo, dla piskląt.

    Inaczej ci, co współtworzą klimat domu rodzinnego dziecka, czy rodzeństwa. Ich naturalne i najbardziej przyjazne, bezpieczne miejsce pobytu, wzrastania i rozwoju.

     Pozdrawiam Pana i źyczę jeszcze bardziej satysfakcjonujących i radosnych pobytów w Ojczyźnie – Zbigniew

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  2. zk-atolik

    Stanowić rodzinę i być u siebie, czy……

    Pytanie do osób dorosłych, a mających dylemat i nadal poszukujących optymalnego miejsca w źyciu doczesnym:  

    • Co w źyciu człowieka jest stanem najbardziej poźądanym i normą?……………

    A więc współ-źycie świadome i dobrowolne z osobami bliskimi i rodakami tj. stanowienie rodziny, wspólnoty i narodu i bycie u siebie, oraz wspólnie z innymi tworzenie w własnym państwie dobrobytu, oraz oazy bezpieczeństwa – czy to, co prezentuje sobą autor lub inne podobne osoby.

    Pozdrawiam wszystkich współtwórców i czytelników "Tezeusza" – Zbigniew

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code