Pochyleni?

Rozważanie na Uroczystość Chrztu Pańskiego,rok B2
 
 

Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie.

Ciekawe, ile osób, podczas lektury słów dzisiejszej Ewangelii zastanawia się, czy są godne „aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów” i jak wiele jest osób, którym z trudem przychodzi pochylenie głowy przed kimkolwiek. Wydaje mi się, że wcale nie jest tak źle i większość ludzi ma w sobie wiele pokory, która powoduje, że ich przekonanie o własnej nieomylności i potędze nie jest przesadne. Owszem, zdarzają się takie liczne przypadki, ale chyba mimo wszystko nie jest ich aż tak wiele, by można mówić, że światem zawładnęli nieomylni, przekonani o swej wszechwiedzy osobnicy i że zatraciliśmy umiejętności wzajemnego uczenia się od siebie, pokory. A może się mylę? Może jest ich coraz więcej i tylko własnemu szczęściu zawdzięczam, iż owych „nieomylnych” nie spotkałem aż tak wielu? Faktycznie, moje obserwacje nie zawsze napawają mnie szczególnym optymizmem, ale staram się nie uogólniać i nie tworzyć pesymistycznych wizji. A może powinienem? Może z naszą pokorą jest coraz gorzej, może coraz mniej dobra widzimy w innych i coraz mniej wad dostrzegamy u siebie?

***

Jan Chrzciciel był świadomy mocy danej mu przez Pana, ale wiedział także, że nadejdzie ktoś od niego o wiele potężniejszy, ktoś, kto dokona dla zbawienia ludzi o wiele więcej i będzie dysponował o wiele większą mocą. Można się nawet zastanawiać, czy jego pokora nie była przesadna, ale chyba jednak nie. Jan wiedział doskonale, jaki jest, kim jest i z Kim przyjdzie mu się spotkać.

„Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym”.

Jan miał rację. Jednak Jego nadejście wcale nie oznaczało anulowania tego, co Jan osiągnął do tej pory, a moc Janowego chrztu została nawet wzmocniona.

„W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili, gdy wchodził do wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie. A z nieba odezwał się głos: Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”.

***

Czasami zastanawiam się, czy przepełniony pokorą Jan spodziewał się, że może, jak sam twierdzi – nie jest godzien „schylić się i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów”, ale będzie mu dane ochrzcić Jego Syna, że On także będzie pokorny. Czasami zastanawiam się też, czy nasi współcześni kapłani równie pokornie jak Jan potrafią podejść do świata i czy przypadkiem wielu z nich nie utraciło pokory i na pewno wiedzą, jacy są, kim są i z Kim przyjdzie im się spotkać. Zastanawiam się w takich chwilach także nad tym, jacy my dziś jesteśmy, czy wszyscy nie tracimy pokory, czy zawsze potrafimy uczyć się od innych i czy często nie tracimy przypadkiem umiejętności szukania w innych Boga. Obawiam się, że te pytania nurtować będą mnie ciągle i zawsze będzie mi towarzyszył niepokój.

A przecież wszyscy jesteśmy Jego umiłowanymi dziećmi. Czy zawsze o tym pamiętamy? Czy zawsze pamiętamy o tym, że od każdego z nas możemy się czegoś nauczyć, że w każdym z nas możemy spotkać Boga? Wszyscy jesteśmy dla siebie, dla siebie nawzajem, dla Niego. Czy mamy w sobie tyle pokory, aby szczerze powiedzieć o kimś, że nie jesteśmy godni „schylić się i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów”? Czy idziemy przez życie pochyleni? Może warto każdego dnia przypominać sobie o postawie Jana, o chrzcie Jezusa, o własnym chrzcie i pamiętać o ich pokorze. Wszyscy jesteśmy Jego umiłowanymi dziećmi, ale niekoniecznie… jesteśmy godni.

jn1full.jpg

Rozważania Niedzielne

 

Komentarze

  1. elik

    Umiłowane dziecko Boże.

    Tyś jest mój Syn umiłowany…. to chyba jedno z bardziej ujmujących i wzruszających zdań z Biblii. Ponieważ nie ma wspanialszego momentu w życiu człowieka – jak ten, kiedy rodzice mówią swojemu dziecku, że je kochają i są z niego bardzo dumni.

    Bóg Ojciec daje nadzwyczajne świadectwo o swoim Synu Jezusie Chrystusie. Jego słowa mówią nam, że całe życie Jezusa, to wszystko czego dokonał – było wypełnieniem woli Ojca.

    Czy jeśli będziemy w swoim życiu starali się wypełniać wolę Bożą tj. urzeczywistniać człowieczeństwo Jezusa Chrystusa, oraz naśladować Jego Matkę, czy Jana Chrzciciela albo inne osoby błogosławione i święte to będziemy mieli szansę stać się umiłowanym dzieckiem Bożym?….

    Pytanie zupełnie inne do autora tekstu: jak można zrównywać, czy w jakim celu zestawiać dwie tak diametralnie różne postawy?…..

    Przecież zupełnie czym innym jest serwilizm tj. "pochylanie głowy przed kimkolwiek", niż to, co swoją postawą prezentuje Jan Chrzciciel.

    Natomiast wobec uporczywie kwestionowanych, czy kontestowanych wybranych spraw, przez Pana Kazimierza. Chyba jednak warto osoby mniej zorientowane zachęcić, do bardziej rzetelnego i wnikliwego rozpoznania, czym naprawdę jest sakrament chrztu dziecka w Kościele RK?…..

    Wg. mnie jeśli wybrane fragmenty Pisma Świętego nie są właściwie rozpoznawane, interpretowane i rozumiane albo rola i znaczenie dziedzictwa wielu pokoleń chrześcijan, czyli ich kultury, tradycji, obyczaju, etc., także sakramentu chrztu dziecka w rodzinie, czy innych słusznych praktyk w wspólnocie Kościoła RK. To w bytowaniu doczesnym człowieka, a szczególnie w dziecka, młodzieży rozwoju, wychowywaniu, doskonaleniu można wykazywać złą wolę i nie chcieć dostrzegać ich sensu, ani nie uznawać doniosłej roli i znaczenia.

    Panie Boże dziękuję za Twojego Syna Jezusa Chrystusa, którego w Swojej łaskawości i dobroci ofiarowałeś, abyśmy istoty ludzkie rozumne i wolne zawsze wiedzieli, jak winniśmy rozpoznawać, postępować (wybierać, decydować) i współżyć z innymi osobami w codziennym życiu.

    Szczęść Boże!

     

     
    Odpowiedz
  2. Kazimierz

    Dziećmi?

    Autor pisze – "A przecież wszyscy jesteśmy Jego umiłowanymi dziećmi"    i powtarza – "w każdym z nas możemy spotkać Boga"  – o ile tekst piękny i porywający, o tyle jednak te stwierdzenia nie bardzo są zgodne ze Słowem Bożym.

    Otóż Jan wyraźnie mówi, że dziećmi Boga są – J.1  (12) Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego – (13) którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili. W tej samej Ewangelii czytając rozmowę Jezusa z Nikodemem dowiadujemy się o istocie tych narodzin. Rozddział 3; Biblia mówi o dzieciach Bozych i dzieciach tego świata. Warunkiem zrodzenia się z Boga jest narodzenie na nowo z Ducha Świętego – czyli oddanie swojego życia Chrystusowi Panu, który umarł za grzechy człowieka i zmartychwstał ku jego usprawiedliwieniu. Powierzenie życia Bogu w wolnym akcie pokuty i Łaski Boga, dokonuje się  w świadomy sposób przez wiarę, przez człowieka który poszukuje Boga. Nie może on odbyć się w akcie chrztu niemowląt, bo one są nieświadome i bez wiary.

    Dlatego też pisząc wszyscy jesteśmy dziećmi Boga, należałoby skierować te słowa, do faktycznych dzieci Boga, a tak niestety mamimy osoby, które tego nie doświadczyły i powodujemy fałszywną pewność czegoś, co nigdy nie stało się ich udziałem. Wydaje się, że to jest najwięszy błąd w polskim katolicyźmie, fałszywa wiara w bycie dzieckiem Boga. Ci z czytelników, którzy przeżyli swoje nowonarodzenie fatycznie i autentycznie doskonale wiedzą o czym piszę. Doskonale ten fakt opisuje Paweł apostoł w Rz. 8.14-17 – gdzie wyraźnie widać w tym fragmencie, że po pierwsze Duch z którego dziecko Boże się zrodziło – prowadzi, po drugie upewnia w synostwie, po trzecie świadczy o tym  – Duch Boży nie człowiek. Każda osoba zrodzona z Ducha Bożego jest pewna swojego zbawienia i dziedzictwa w Bogu. Ale ten sam Paweł nieco wczesniej mówi, że kto nie ma Ducha Chrystusowego , ten nie jest Jego – Rz. 8.9

    Teza, że w każdym z nas możemy spotkać Boga, jest tezą New Age, nie biblijną. Pewnie, że wszyscy jesteśmy stworzeniami Bożymi i w każdym z nas Bóg "zainstalował" pragnienie poszukiwania dobra, sprawiedliwości, piękna i nade wszystko poszukiwania Boga i zapewne autor miał to na mysli, jednak mówiąc o obecności Boga w człowieku, który nigdy Go do swego życia nie zaprosił jest nie na miejscu.

    Ale nic straconego, każdy kto pragnie niech przyjdzie do ChrystusaPana, a On przyjdzie i zamieszka w nim (i nie pisze tu o Hostii), ale o prawdziwej obecności Boga w człowieku – J.14,16 Ja prosić będę Ojca i da wam innego będzie, i Ojciec mój umiłuje go, i do niego przyjdziemy, i u niego zamieszkamy;

    Pozdrawiam Kazik J

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj elik Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code