Po drugiej stronie tęczy

Rozważanie na VI Niedzielę Wielkanocną, rok C2
 
 

„Jeśli mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać.”

Tylko miłość uzdalnia do zachowania nauki Jezusa. Tylko miłość daje siłę potrzebną do zachowywania przykazań. Rozum, moralność, etyka – nie wystarczą. Liczy się serce, pasja, upór. Gdy jesteśmy zakochani, to dla tej drugiej – kochanej – osoby zrobimy wszystko albo prawie wszystko z przyjemnością, bez przymusu. Nawet jeżeli będzie to czynność żmudna czy męcząca, to ona się jakoś tak sama robi, od niechcenia. Podobnie jest z nauką Jezusa. Dla ludzi zakochanych w Jezusie zachowywanie słów Syna Bożego nie stanowi problemu, nie trzeba się specjalnie napinać. „Jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” – dlaczego? Bo dla kogoś, kto kocha, nie ma już obowiązku, tylko jest przyjemność. I tego życzę Wam, drodzy czytelnicy i sobie: wskoczyć na ten poziom, kiedy życie przestaje się składać z drobiazgów, a zaczyna być przygodą z Jezusem.

„A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem”

Dzisiejsi chrześcijanie – a przynajmniej większość, jakich znam – są smutni, pozbawieni iskry. Zapomnieliśmy o Duchu Świętym. Nie modlimy się do Niego. Niedobrze, bo to Duch Święty daje moc, napełnia radością, charyzmą, ogniem. On sprawia, że ocy błyszczą i chce się nam chcieć.

Może to jest właśnie największe zwycięstwo szatana, że zapomnieliśmy o Duchu Świętym, który sprawia, że przestajemy się lękać, podnosimy głowy i stajemy prosto na własnych nogach.

Niedawno byłam na bierzmowaniu. Nastrój uroczysty, piękny wystrój, doskonała organizacja. Do sakramentu było długie półroczne przygotowanie. Tylko jakoś tak smutno to się wszystko odbyło. Większe poruszenie sakrament bierzmowania wywołał wśród osób towarzyszących niż u samych bierzmowanych. Taki trochę obowiązek, odbębnienie, bez radości, bez błysku w oczach.

Może nie zanotowałabym takiego kontrastu, gdyby nie to, że miesiąc wcześniej byłam na rekolekcjach charyzmatycznych, prowadzonych przez o. Jamesa Manjackala*. Przez trzy dni od rana do wieczora konferencje, modlitwy, śpiewy. A trzeciego dnia wieczorem o. James nakładał na każdego ręce (1500 osób), prosząc Ducha Świętego, aby przyszedł. I większość (a może nawet wszyscy) doświadczyli obecności i mocy Ducha Świętego. Wcześniej nie zdarzyło mi się doświadczyć takiej miłości i pokoju. Przez dwa dni byłam tak przepełniona radością, mocą, że wszystko było proste i możliwe.

Uderzyła mnie jedna rzecz – przez trzy dni rekolekcji ludzie na korytarzach zabiegali sobie drogę, potrącali się, podobnie jak w dużym skupisku osób na małej zamkniętej przestrzeni. A po przyjściu Ducha Świętego tłum znikł. Ludzi było tyle samo, ale ruch do wyjścia odbywał się płynnie, bez potrącania, zakorkowania. Myśmy zaczęli zauważać dookoła innych ludzi i współdziałać. To było niesamowite, jak z półtoratysięcznego tłumu wyłoniła się wspólnota – może na jeden wieczór, może na jeden dzień, ale to znaczy, że tak można. Podobne doświadczenia miało zapewne wielu z Was podczas wydarzeń 5 lat temu – gdy zmarł Jan Paweł II. I miesiąc temu – po katastrofie samolotu pod Smoleńskiem. Wtedy tłumy pod kościołami, na placach, przy ulicach zmieniły się we wspólnoty ludzi. Ludzi, którzy zauważali się nawzajem. Zgoda, to przemija. Codzienność usypia. Ale gdyby tak nie przeminęło? Gdyby tak mogło nie przeminąć? Duch Święty przychodzi tam, gdzie jest zapraszany, gdzie jest chciany. Takie szczególne wydarzenia wytrącają z równowagi, wyrywają z rytmu codzienności. Ktoś powiedział: budzą z uśpienia. Wtedy zatrzymujemy się, zastanawiamy. Coś się w nas otwiera, Duch Święty może się do nas dostać, może się z naszym wnętrzem skomunikować. A może On cały czas w nas jest. tylko codzienność zagłusza Jego fale.

Fale, na których nadaje bez ustanku depesze do nas.

Gdybym tylko mogła albo umiała dostroić się do częstotliwości fal Ducha Świętego na dłużej niż dzień, dwa. Byłoby super. To zupełnie inna jakość życia. Życia z iskrą, ogniem w oczach, mocą, radością, pokojem. A może tu na ziemi nie da się cały czas być zestrojonym z Duchem Świętym? Może dopiero po drugiej stronie tęczy jest to w pełni możliwe?

"Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka."

Pokój – piękny stan umysłu, sumienia, psychiki. Pokój Jezusa jest głęboki, przenika na wskroś przez całego człowieka. Kiedyś czytałam o takim porównaniu: człowiek napełniony pokojem jest jak nurek. Nad powierzchnią wody może szaleć burza, padać deszcz. Gdy nurek zanurza się w głąb wody, to stopniowo doświadcza coraz większego spokoju. Nawałnica zostaje na powierzchni. Im głębiej, tym ciszej, tym spokojniej. Taki jest właśnie człowiek pełen pokoju Jezusa – w środku spokojny, choć na zewnątrz może trwać burza.

* Ojciec James Manjackal MSFS urodził się w 1946 roku w Indiach, gdzie wstąpił do Zgromadzenia Misjonarzy Św. Franciszka Salezego i otrzymał święcenia kapłańskie w 1973 roku. Był wykładowcą w seminarium i wiódł wygodny tryb życia, gdy gruźlica nerek nieoczekiwanie przykuła go do szpitalnego łóżka. Będąc w szpitalu, przyjął chrzest w Duchu Świętym i doświadczył osobistego spotkania z Jezusem. Cudownie uzdrowiony fizycznie i duchowo zaczął pracować dla Jezusa i Jego Królestwa. Głosi rekolekcje charyzmatyczne. Więcej:

Rekolekcje w Białymstoku

PLIKI Z WCZEŚNIEJSZYCH KONFERENCJI: o.James Manjackal MSFS

 

Rozważanie Niedzielne 

1210594300.jpg

Obrazek ze strony: ichtis.info

 

 

Komentarze

  1. Kazimierz

    Duch Święty

    Bardzo mi się podoba, to co napisałaś, jestem pewien, że tego czego potrzebujemy w naszym kraju, to właśnie obecności Ducha Świętego. Nie na jeden dzień, nie na trzy, ale chodzenia w Duchu Świętym.

    Powiem więcej, potrzebujemy, nawiedzenia przez Ducha Świętego, po pierwsze, aby serca nienawrócone mogły nawócić się do Pana. Po drugie, aby ci, którzy ostygli na nowo zapłonęli ogniem Bozym, po trzecie, aby ci, którzy chodzą z Duchem mogli służyć Bogu w Jego mocy.

    Więc wołajmy do Ducha Świętego – przyjdź i napełnij nasze serca, przyjdź i zmień nasz kraj, przyjdź i zwróć serca naszych bliźnich do Boga, do Syna. Tak bardzo Ciebie potrzebujemy! Tak bardzo potrzebujemy widzieć Boga w działaniu, jak uzdrawia, jak wyzwala, jak zmienia – przecież On zawsze jest taki sam, dlaczego w Polsce tak mało tego widać?

    http://www.youtube.com/watch?v=BYU9PhXGHH0&feature=related

    http://www.youtube.com/watch?v=kQ-InFgNJXA&feature=related

    http://www.youtube.com/watch?v=vcVTC4g0dxk&feature=related

    Pozdrawiam serdecznie Kazik

     
    Odpowiedz
  2. zibik

    Życie doczesne!

    To, że obecna sytuacja wielu osobiście dotyka, dotyczy i potwornie boli, a u innych wyzwala strach, lęk, gniew i inne emocje, a nawet porusza zatwardziałe serca, mniej wrażliwe sumienia i zmusza, do pogłębionej refeksji to bardzo dobrze. Jednak wiele osób nadal preferuje konsumencki, luzacki styl życia, troszczy się głównie o to, aby było dostatnio, łatwo, wygodnie i przyjemnie. Dlatego nagminnie unika bólu i cierpienia, nie podejmuje trudnych wyzwań, a w chwilach trudnych chętnie nadużywa środków znieczulających, oszałamiających, uśmierzających etc. Statystyki wypadków spowodowanych nadużywaniem alkoholu i być może innych środków odurzających są alarmujące i chyba nie wymagają komentarza.

    Dlatego mam wątpliwość, czy tylko codzienność nas usypia?…….., a może jeszcze bardziej coś innego? …….

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  3. zibik

    Ukryty w światłości!

    Sz.Panie Kazimierzu!

    Cytuję :"Tak bardzo potrzebujemy widzieć Boga w działaniu, jak uzdrawia, jak wyzwala, jak zmienia – przecież On zawsze jest taki sam, dlaczego w Polsce tak mało tego widać?"

    Szukamy oparcia, lecz przede wszystkim rzeczy, które możemy poznawać, podziwiać, dotykać, doświadczać, czuć lub rozumieć, uznawać i przyjmować. Ponadto poszukujemy sensu i programu istnienia, sposobu (metody) zapanowania nad owym programem. Nie jest to wg. mnie jednak droga, która prowadzi do Pana Boga.

    Bóg Trójjedyny jest dla nas ukryty w światłości i niedostępny, przez swoją boskość i bliskość. Możemy iść obok Niego nie dostrzegając Go, niczym młodzieńcy zdążający do Emaus. Jego istotę zawsze przysłania tajemnica, jakiś szczególny "welon", czy "kurtyna". Może to być rodzaj "rozrzedzonej" ciemności, dla naszych oczu jest On zbyt jasny, by mógł być zauważony.

    W świecie doczesności nigdy nie zaznajemy w pełni spokoju, wprawdzie postrzegamy rzeczy, znajdujemy oparcie u innych, doświadczamy ich przyjaźni, miłości, oraz uczucia radosnego i uszczęśliwiającego istnienia. Jednak poza nimi wszystkimi szukamy – czegoś innego, ukrytego i tajemniczego. Wg. mnie nie potrafimy właściwie bytować, bez Boga, ale i z Nim współżyć nam trudno.

    Tak wiele i lekko rozprawiamy, piszemy o Panu Bogu, czy to dobrze?……

     
    Odpowiedz
  4. fizyta29

    Duch Swiety a materia

    Duch Sw potrzebuje naszych glow, naszych serc. W opisie z Dziejow Apostolskich plomyki ognia spoczely na glowach przebywajacych w Wieczerniku – nie w przestrzeni pomiedzy nimi.

    A byly to "glowy" starajace sie zrozumiec Tajemnice Zmartychwstania. Tego wysilku i skupienia brakuje w dzisiejszym swiecie …

     

     

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code