Opowiadanie. Lustro

 

 

 

                                       Czego ty chcesz. Czego ty do jasnej cholery chcesz … Człowieku, męczysz mnie. Daj sobie spokój i mi również daj w końcu spokój. Są rzeczy o których się nie chce … o których może nawet nie powinno się rozmawiać. I tak nie jestem w stanie ci tego wszystkiego dokładnie opowiedzieć, opisać, wyjaśnić – swoich myśli, swoich doznań, swoich przeżyć, swojego strachu i załamania … To jest niemożliwe. Po prostu niemożliwe. To było już parę lat temu. Mówił to wszystko mocno podniesionym głosem, był zdenerwowany, pobladł. Nie po raz pierwszy mi odmawiał, tym razem jednak robił to w sposób dający do zrozumienia, że już nigdy mi nie powie tego co bardzo chciałem wiedzieć. Do opowiedzenia czego nakłaniałem go bezskutecznie przy różnych okazjach od długiego już czasu.

Ta myśl wyprowadziła mnie z równowagi. Zapewne też udzieliło mi się w jakiś sposób jego zdenerwowanie i zniecierpliwienie. W nagłym przypływie złości, chcąc zakończyć tą rozmowę, zatrzymać samochód i wysiąść, wysiąść z niego choć na chwilę, gwałtownie zahamowałem. Zbyt gwałtownie. Zanim ta myśl przemknęła, usłyszałem potężny huk i odczułem takież samo uderzenie w tył samochodu. Zdążyłem jeszcze tylko uświadomić sobie, że auto zepchnięte uderzeniem z pasa drogi, spada w dół stromego w tym miejscu i wysokiego uskoku pobocza …

Najpierw poczułem silny zapach jakichś środków chemicznych. Tak, to były środki czystości. Dopiero później otworzyłem oczy i zobaczyłem kobietę przecierającą mopem plastikową wykładzinę podłogi. Jasne, byłem w szpitalu. Tuż przy łóżku na którym leżałem, na krześle, z głową opartą o ścianę i z rozdziawioną lekko gębą, spał Paweł. No chwała Bogu. Chwała Bogu, że jest cały. No bo przecież gdyby tak nie było to by tu nie spał na tym krześle z tą głupio rozdziawioną gębą. Poczułem ulgę i ucieszyłem się. Ze mną też chyba nie było tak źle. Wszystko było na swoim miejscu. No … noga była w gipsie i górna część głowy zabandażowana. Noga pewnie złamana, ale głowa była. Była na miejscu. Na swoim miejscu – dodała głowa. No proszę, nawet chce mi się żartować.

— No, dobrze, bardzo dobrze, uśmiechasz się – Paweł z otwartymi już oczami wpatrywał się we mnie uważnie. Dobrze – dodał wyraźnie zadowolony. Mieliśmy szczęście, cholerne szczęście, ty porąbany nerwusie.

Wiedziałem, zawsze wiedziałem, że ja bardzo lubię tego faceta, że niewątpliwie to jest mój najlepszy przyjaciel, że znam go przecież od zawsze i że ja jestem rzeczywiście, cholernym porąbanym nerwusem, skoro swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem potrafię narażać bezpieczeństwo a nawet życie swojego przyjaciela.

— Wybacz Paweł, wybacz. Jest mi głupio, bardzo głupio.

Zamilkliśmy obydwoje.

Poczułem własne łzy. Zamknąłem powieki żeby choć trochę je ukryć.

Po długiej chwili Paweł zaczął mówić. Cicho, szybko, jakby chciał się prędko pozbyć tego co ma do powiedzenia.

— Posłuchaj, Zło przychodzi podstępnie, nawet nie wiesz kiedy. Nim zdążysz się zorientować, już cię trzyma w swoich szponach. Trzyma cię tak, że już najczęściej jest za późno, żebyś się od tego uwolnił … od tak sobie , łatwo, bez żadnych problemów. Zło jak już cię dopadnie, jak tobą zawładnie, już się w tobie osadzi – to nie odchodzi w prosty, łatwy, banalny sposób. Czasami już w ogóle nie odchodzi i niektórych prowadzi do samego końca, do zatracenia.

W 2009 roku, jak pamiętasz, rzadko się widywaliśmy, nie umawialiśmy się a nasze spotkania były przypadkowe. Ja się wówczas z nikim nie spotykałem, nie umawiałem, prawie z nikim nie rozmawiałem. Cała moja aktywność, całe moje codzienne życie polegało na tym, że chodziłem do pracy a po pracy biegiem do domu i do komputera. Byleby tylko prędzej wejść w sieć. Włączyć się i poczuć się … jak mi się wydawało, u siebie. Poczuć się tak, jak się czujesz zaraz po tym jak walniesz setę wódki, na raz, jednym ciągiem. Wówczas czujesz przecież wyraźnie, jak po chwili coś ciepłego, no i takiego … takiego … rozłazi się po twoim mózgu, po twoim ciele. Wyraźnie czujesz ulgę, odchodzi jakieś napięcie. Robi się jakoś lepiej … Przynajmniej tak ci się wydaje. Tak … Zło przychodzi przez fałszywe, kłamliwe poczucie, że jest ci lepiej …

Paweł zawiesił głos, patrząc przygasłym wzrokiem gdzieś daleko ponad moją głową. Broda mu lekko drgała, jakby ostatnie słowa jeszcze nie zdążyły się przecisnąć przez ściśnięte gardło.

Po chwili zaczął mówić dalej ;

— Po jakimś czasie – bardzo prędko to nastąpiło – wiele rzeczy było już dla mnie obojętnych. Dom nie istniał. Byłem tam tylko fizycznie, ciałem, tyle, że spałem i jadłem, a i tak najczęściej z talerzem przed ekranem telewizora. Praca się nie liczyła. Właściwie dochodziłem w niej do siebie, po nieprzespanych nocach przesiedzianych w internecie. Żona, rodzina … sam wiesz, sam wiesz jak to się skończyło. O tym nie muszę ci przecież mówić. Zresztą to była taka prosta zależność. Takie błędne koło. Im gorzej było pomiędzy mną i Krystyną tym bardziej ja uciekałem od tego problemu w internet i w związku z tym było jeszcze gorzej. Tyle tylko , że jak już było całkiem źle, to dodatkowo jeszcze zacząłem się upijać. A bardzo prędko wódka była już prawie codziennie; wódka i internet, internet i wódka. I tak prawdę mówiąc nic więcej, tylko to.

I dopiero wówczas, gdy któregoś dnia po przyjściu z pracy, przeczytałem na leżącej w kuchni kartce: „Dłużej tak żyć się nie da. Nie dałam rady” a pusta szafa i brak rzeczy Krystyny potwierdzały, że się z domu wyprowadziła – uświadomiłem sobie, że coś tracę, coś bardzo ważnego, że ją tracę i tracę wiele lat naszego wspólnego życia, dobrego życia, normalnego życia. Te lata kiedy było wszystko inaczej, kiedy byliśmy ze sobą i dla siebie, kiedy jedno dla drugiego gotowe było oddać wszystko. Nagle uświadomiłem sobie, że ktoś albo też coś mi to wszystko zabiera, że zostałem okradziony, ogołocony ze wszystkiego … To była niespodziewana i silna refleksja. Dotychczas się we mnie nie pojawiała. Odniosłem wyraźne i bardzo silne wrażenie, że ktoś celowo spycha mnie w coraz większe zło, że staczam się bezwolnie, coraz bardziej zmieniając w piekło życie i swoje i Krystyny. Łykając silne depresanty, w łazience, przestraszyłem się swojego odbicia w lustrze… Było … Potem piłem przez cały tydzień. Nie byłem w stanie ponownie spojrzeć w lustro …

No a co było dalej, przecież wiesz. To ty mnie przecież znalazłeś.

To fakt. To ja go znalazłem. Zupełnie przez przypadek. W niedzielę, na wieczornej Mszy Św, było kazanie o przyjaźni. Po prostu; o przyjaźni. Podczas tego kazania pomyślałem o Pawle. Od dawna nie miałem z nim kontaktu. Jakoś tak … Ani on ani ja , żeśmy do tego nie dążyli. Zupełnie nie wiedziałem co się z nim dzieje. A przecież mieszkał tuż, tuż. Idąc z kościoła wystarczyło skręcić w boczną ulicę, żeby się znaleźć przed jego domem. Dzwonek pozostawał bez odpowiedzi, w oknach było ciemno. Nikt nie otwierał. I wówczas zupełnie bezwiednie nacisnąłem klamkę drzwi wejściowych. Drzwi się otworzyły. W przedpokoju świeciła się słaba żarówka. Cisza. Jedne z bocznych drzwi były otwarte. Paweł leżał na podłodze obok stołu w całości zastawionego brudnymi naczyniami i butelkami po wódce. Leżał na odłamkach potłuczonego lustra. Pod ścianą, na komputerowym stoliku stał włączony duży laptop. Paweł wyglądał strasznie. Był bezwładny. Śmierdział wódką na odległość. Na moje słowa i potrząsanie , reagował powtarzając jedynie słabym głosem, w kółko bezmyślnie i bez świadomości, te same słowa; „widziałem diabła … widziałem diabła …”    Zadzwonilem po pogotowie ratunkowe.

— No tak, Paweł –  pytałem pośpiesznie, kując żelazo póki gorące – ale dlaczego powtarzałeś ciągle, że widziałeś diabła, dlaczego aż do teraz nie chciałeś ze mną na ten temat rozmawiać, dlaczego leżałeś na rozbitym …

— Bo widziałem! I więcej na ten temat nigdy już nie rozmawiajmy. 

W tej chwili do sali weszła pielęgniarka – Proszę pana, proszę pana, zaraz będzie wieczorna wizyta lekarska. Proszę się już z przyjacielem pożegnać.

 

koniec.

 

 

Komentarze

  1. Kazimierz

    Janie

    Ciekawie piszesz, czy to twoje, czy z jakieś książki?

    Kiedyś ten problem i mnie dotyczył, ale dzięki Bożej łasce i cuowi Chrystusa poprzez moje nowonarodzenie odszedł na zawsze. Tak, diabeł jest realny nie tylko dla ludzi uzależnionych, ale dla każdego. Dlatego też trzeba mieć się  na baczności i powiem za Pawłem – "mocni w wierze sprzeciwcie się diabłu, a ucieknie od was"    Jak. 4,7

    Kazik

     

     
    Odpowiedz
  2. jantadeusz

    Pozdrawiam Kazimierzu

                           w ten słoneczny (tutaj)  dzień i Ciebie i wszystkich na Tezeuszu. Tutaj już bardzo  wyraźnie widać początki jesieni. To piękna pora roku. Spacery po parkach dostarczają oszałamiających wrażeń.

    Tak, Zło, to przez duże "Z", osobowe Zło, jest realne dla wszystkich. Tylko, że wielu jeszcze o tym nie wie.

    I ja uważam, że wiara (więź z Bogiem) jest ratunkiem przed Złem.

    Teksty "opowiadań" są moje, autorskie. Dotyczy to wszystkich tekstów publikowanych przeze mnie na Tezeuszu, przy których nie są wymienione źródła. Jeżeli korzystam z cudzych tekstów, wyraźnie to zaznaczam.

    Jeszcze raz wszystkich pozdrawiam i wszystkim życzę dobrego dnia.

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code