Opowiadanie. LIST

 

                                              Być może nigdy bym nie zwrócił uwagi na tą jakże przecież dramatyczną scenę w Starym Testamencie, w której unoszone z największym wysiłkiem ku niebu ręce starca siedzącego na kamieniu, podtrzymywane są przez stojących przy nim dwóch innych mężczyzn, , przy czym wszyscy w olbrzymim napięciu obserwują zawziętą bitwę, toczącą się u podnóża góry, na której owi mężczyźni się znajdują.

Lecz po kolei …

Do drzwi zadzwonili parę minut po szóstej rano. Była środa. Właśnie przygotowywałem się do wyjścia do pracy. Gong drzwiowy wczesnym rankiem brzmi jednak inaczej niż zwykle. Brzmi niepokojem, drgnieniem serca. Takim jakie wywołuje awizo listu poleconego, gdy nie spodziewasz się znikąd żadnej ważnej wiadomości. A swoją drogą … może to kwestia wieku, stanu nerwów, tego co żeśmy już przeżyli, co za nami, i co przed nami … o czym jeszcze nie wiemy.

Byłem zdziwiony i jednak nieco przestraszony, gdy tuż po uchyleniu drzwi wejściowych, dwaj wielcy faceci, bezceremonialnie wpakowali się do mojego domu i gdy, w środku już, w przedpokoju, jeden z nich po machnięciu mi przed nosem jakąś legitymacją, spokojnie oświadczył;

Oto moje dokumenty , to legitymacja, a to nakaz przeszukania pana mieszkania, zatrzymania pana i doprowadzenia do dyspozycji prokuratora a także zatrzymania rzeczy mogących stanowić dowód w sprawie …

— W sprawie …? No właśnie, w jakiej sprawie ?!

— Wszystkiego się pan dowie od prokuratora. Jeszcze dzisiaj.

Funkcjonariusze zachowywali się profesjonalnie. Spokojnie, lecz stanowczo i zdecydowanie. Interesowała ich przede wszystkim zawartość mojego pokoju, a szczególności książki zalegające na półkach mojej biblioteki a także, nazbierane przez lata całe mojego uciekania od bibliotecznych porządków, różnorakie papiery, kserokopie artykułów, fotografie, foldery wydawnictw, etc. No i oczywiście laptop, ale jego nie przeglądali. Zabrali ze sobą. Jak się później dowiedziałem, to była właśnie owa rzecz która miała stanowić dowód w sprawie … i kto wie czy nie przesądzić o tym, że kolejne urodziny będę obchodził na koszt państwa, w szarym uniformie XL uszytym za moje podatki, i w ściśle „zamkniętym” gronie.

No … i mnie też oczywiście zabrali ze sobą. Zostałem przewieziony do najbliższej komendy Policji. Tam miałem czekać na rozmowę z prokuratorem. Strach mi przeszedł już w domu, później, w trakcie długiego oczekiwania na komendzie, pojawiło się wypełnione rezygnacją oczekiwanie , a teraz , w miarę jak coraz bardziej zbliżała się godzina prokuratorskiego przesłuchania, ogarniało mnie zaciekawienie. Co się stało, co się wydarzyło, co też oni do cholery, mogą ode mnie chcieć …

Prokurator weszła do „mojego” pokoju punktualnie o godzinie jedenastej. Pani w średnim wieku, bardzo kobieca, w ciemnozielonym kostiumie o chanelowskim kroju. I … o dziwo – była uśmiechnięta. Czułem jak moje zaciekawienie szybko ustępuje irytacji.

— Proszę pana, zaistniała przykra pomyłka, nieporozumienie. Otóż niespodziewanie, dosłownie przed chwilą, pojawiły się nowe okoliczności które pozwalają na jednoznaczne stwierdzenie, że czynności podjęte wobec pana były niekonieczne, no …, powiem wprost , były nieuzasadnione. To pomyłka. Ktoś pana pomylił z kimś innym. Ktoś pana błędnie wskazał. Ja nie mogę więcej mówić. Dobro śledztwa … pan rozumie …

Teraz moja irytacja gwałtownie ustępowała złości ale i wyraźnej uldze. Dużej uldze. To tak , jakby gwałtowanie spadał mi poziom adrenaliny w organizmie, jakby ciśnienie krwi pikowało w dół po potężnym zastrzyku. Kobieta widząc moją zmieniającą się twarz, szybko dodała;

— Niech pan usiądzie. Oczywiście jest pan wolny i za chwilę opuści pan tą komendę. Chciałabym jednak dodać parę słów od siebie już prywatnie, poza protokołem jak to się mówi:

Otóż, proszę pana, pracuję w swoim zawodzie już od wielu lat. Widziałam różnych, bardzo różnych ludzi i bardzo różne rzeczy. Niekiedy trudne do wyobrażenia i do opisania. Taka praca. Zanim jednak zostałam prokuratorem, przez dłuższy czas pracowałam jako psycholog, a właściwie tak się w moim życiu złożyło, że mam akademickie przygotowanie i psychologiczne i teologiczne. To mi się bardzo przydaje w mojej obecnej pracy. W ramach czynności służbowych w toku tego postępowania, w którym zdarzyła się ta przykra pomyłka w odniesieniu do pana, przeglądałam pańskiego laptopa. Czytałam pańskie teksty, te autorskie, bardzo osobiste. To one mnie skłaniają, żeby coś panu dać, coś panu przekazać wraz z laptopem, który wyda panu przy wyjściu oficer dyżurny. To jest list a właściwie, sporządzona przeze mnie kserokopia fragmentu listu. Wie pan … nie chcę na ten temat mówić za dużo. Nie ma takiej potrzeby. Wyjaśnię tylko, że jest to część listu człowieka, który przed laty został skazany przez sąd na dożywocie, za najcięższe przestępstwo. List ten napisał do swojej córki niedługo przed swoją śmiercią. Umarł w więzieniu. Córka nie utrzymywała z nim żadnych kontaktów. Nigdy go nie odwiedziła. Nie chciała go znać. Na pogrzebie nie była. Ten list trafił do mnie i … odmienił moje życie.

Dlaczego go panu przekazuję …? Pewnie gdybym nie przeglądała pana laptopa, to bym tego nie zrobiła.

Oto on.

„ … Zło jest niedaleko nas i do końca naszych dni będzie blisko nas. Tuż obok … Czujnie nas obserwuje i na nas czyha. Bo tak już jest. Taki jest nasz ludzki los, że jesteśmy w zasięgu zła. W sferze jego wpływu. Tak jest od zarania dziejów. Ludzki świat jest rzeczywistością w której zło jest obecne.

Nie możesz mieć do siebie pretensji, że ty je widzisz i że ono ciebie „widzi”. Że musisz z nim wewnątrz siebie walczyć. To, że ono się do ciebie dobiera, niepokoi cię, że nie możesz się uwolnić od poczucia jego obecności – wcale nie świadczy, że ty jesteś zła. Zło dobierało się do bardzo wielu świętych ludzi. Dręczyło ich mocno i oni również musieli z nim ciężko walczyć. Walczyli i zwyciężali. I ty zwyciężysz. Właśnie poprzez trwanie w modlitwie – w szczerej, płynącej z głębi serca modlitwie. Taka modlitwa jest więzią łączącą nas z Bogiem. Jest jak wzniesione ku niebu ręce Mojżesza podczas walki Izraela z Amalekitami. Dopóty, dopóki nasze ręce będą wzniesione – a więc, dopóty, dopóki poprzez szczerą modlitwę rozmawiamy z Bogiem, w modlitwie się Bogu oddajemy i dla Boga wyrzekamy się zła – zło będziemy zwyciężali. Taka jest prawda. Odwieczna prawda. Żywa więź z Bogiem – to właśnie jest nasze modlitewne oddawanie się Bogu w każdej sytuacji, w każdym czasie i miejscu. To właśnie jest ta niezwykła relacja stanowiąca o istocie chrześcijaństwa – stała i nieustanna – tu i teraz – a nie od czasu do czasu, od święta do święta, od niedzieli do niedzieli. I nie tylko w określonych miejscach, tam i tylko tam, a już nie gdzie indziej. Bóg jest Bogiem zazdrosnym … o każdą chwilę naszego życia – gdyż każda należy do Boga, każdy nasz oddech, każde nasze tchnienie należy do Boga. I każdym tchnieniem mamy trwać w Nim – w Nim być. Pamiętaj o słowach Św. Pawła; W Nim żyjemy, poruszamy się,  jesteśmy.  Kocham Cię bardzo.  Tata."

 

Gdyby nie to wszystko, być może nigdy bym nie zwrócił uwagi na …

 

 

 

 

koniec.

 

 

 

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code