Ojciec wiary

Rozważanie na II Niedzielę Wielkiego Postu, rok B1
 

Wyrastają dziś przed nami dwie góry: wzniesienie w krainie Moria i góra Tabor w Galilei.

Nie bardzo wiadomo, gdzie było to pierwsze wzniesienie. Niektórzy twierdzą, że to Wzgórze Świątynne w Jerozolimie. Jednakże wówczas było już na tym miejscu miasto, którego król Melchizedek czcił Jedynego Boga; zaś gromadka wędrująca ku krajowi Moria nie spotyka na swej drodze żadnych miast, a wzgórze, cel ich wędrówki jest dzikie, skaliste, porośnięte krzewami niezdatnymi nawet na podpałkę. Wiemy tylko, że było o trzy dni drogi od Bet- Szeba, w której zamieszkiwał wówczas Abraham. Góra Tabor też nie jest pewnym miejscem, ale prawdopodobnym i istniejącym do dziś. Ważne jest, co dzieje się na tych wzniesieniach, choć wydarzenia te dzieli kilka tysięcy lat.

Skupię się dziś na wydarzeniach, jakie były udziałem Abrahama.

* * *

Abraham, gdy ruszył w drogę do kraju Moria, był już bardzo stary. Z Panem łączyła go zażyłość od kilkudziesięciu lat: zawsze dawał wiarę Jego Słowu i gotów był aktywnie wejść w Jego zamiar. Przeważnie wejść w zamiar Boga znaczyło dla niego – wyjść: z rodzinnego kraju, z obozowiska, z miejsca wieloletniego postoju i pójść w nieznane. Do ziemi, którą On wskaże. Do tej pory wędrówka łączyła się z obietnicami -wspaniałymi obietnicami: objęcia na własność żyznej ziemi, do której Pan zaprowadzi ród Abrahama oraz posiadania licznego potomstwa. Gdy Abraham wyruszył po raz pierwszy- z cała rodziną i z niepłodną żoną, uwierzył obietnicy i szedł raźno. Gdziekolwiek nie zaszedł, wzrastał w dostatki; jeśli musiał walczyć – zwyciężał; gdy mieszkał wśród obcych – miał ich szacunek i miłość.

Obietnica potomstwa powtórzyła się kilka razy, ale czas mijał, potomka nie było i Abraham zwątpił – był przekonany, że dobytek i błogosławieństwo przejmie sługa urodzony w jego domu. Pan znów cierpliwie zapewnił go, że nie sługa, lecz prawy syn przejmie jego schedę; że potomstwo jego będzie tak liczne jak gwiazdy na niebie. Sara jednak postarzała się, przekwitła i nie urodziła syna. Mimo że tak długo czekali i tak bardzo pragnęli. Zwątpili boje: Sara wiedząc, że już nie może zajść w ciążę, dała Abrahamowi nałożnicę, aby Obietnica mogła się spełnić. I Hagar urodziła syna, Ismaela. Ale Ismael nie był synem Obietnicy,

Po trzynastu latach Pan znów interweniował. Zażądał od Abrahama przymierza krwi – obrzezania mężczyzn w całym jego obozowisku, a przede wszystkim w jego rodzie teraz i zawsze. Obrzezanie miało być rękojmią wierności z obu stron. Wraz z tym żądaniem Pan raz jeszcze zapewnił, że Sara urodzi syna i wskazał konkretny termin – za rok. Prawie stuletni Abraham i dziewięćdziesięcioletnia Sara, oboje przekwitli i bliscy grobu, potraktowali to zapewnienie jak żart: rozbawiła ich taka możliwość, mimo że w sercach ich tliła się ciągle nadzieja. Po ludzku było zupełnie niemożliwe, ale czy jest coś niemożliwego dla Boga? I oto stuletniemu starcowi narodził się Izaak.

I oto dziewięćdziesięcioletnia Sara karmiła piersią niemowlę – i śmiała się ze szczęścia. To cudownie narodzone, tak oczekiwane dziecko stało się światłem ich życia; sprawiło, że odmłodnieli. Dopiero teraz wiedzieli, co to znaczy kochać! Jakaż wdzięczność i szczęście musiały ich przepełniać, jak musiała wzrosnąć ich ufność i wierność wobec Boga! Pan spełnił obietnicę, gdy już prawie nie było nadziei! Obdarował ich nieskończenie bardziej, niż gdyby dziecko urodziło się wcześniej, gdy byli młodzi i byłoby to naturalne.

Chciałoby się rzec – i żyli długo, i szczęśliwie. Ale to nie jest baśń.

Nagle – cios! Abraham został wystawiony na próbę. On, który zawsze chętnie odpowiadał na Głos Pana, słyszy, że ma ofiarować syna, światło oczu, obiecanego dziedzica, na ofiarę całopalną. To znaczy własnymi rękami podciąć mu gardło na kamieniu ofiarnym, a jego ciało spalić na miłą Bogu woń. I ma to zrobić daleko stąd. W miejscu, które Bóg wskaże. Brzmi to jak złowieszcze echo pierwszego powołania – pójścia do Ziemi obiecanej, którą wskaże Bóg.

Wszystko nagle rozpada się w pył. Wszystko nabiera innego znaczenia. Gaśnie naturalna radość i szczęście, serce zamiera. A jednak Abraham spokojnie zaczyna szykować się do drogi.

* * *

 

Szukając sensu tego wydarzenia, niektórzy powiadają, że wśród ludów, z jakimi stykał się Abraham w swojej wędrówce, był zwyczaj ofiarowania pierworodnych dzieci; toteż Bóg, poddając go tej próbie, chciał przekazać swemu Wybranemu, że nie wolno zabijać dzieci na ofiarę.

Tak, bywało, że ofiarowywano wówczas pierworodne dziecko – pod budowę domu, aby użyźnić pola, aby wygrać wojnę lub podziękować za wygraną. Ale nie dotyczyło to ani Abraham, ani jego rodu. To pouczenie właśnie Abrahamowi nie było potrzebne. Nigdy żaden z jego przodków nie praktykował i nie pochwalał tego zwyczaju. Przez całe swoje wędrowne, pasterskie życie Abraham nie miał żadnego powodu, żeby złożyć w ofierze dziecko (gdyby je posiadał). Nie odczuwał nigdy nawet takiej pokusy. Pan, wzywając go do tej ofiary, także nie podał żadnego powodu. Mało tego: ofiara taka stała w jawnej sprzeczności z powodem, dla którego Izaak się narodził! Toteż nie przemawia do mnie takie wyjaśnienie.

Niektórzy mówią, że milczenie i natychmiastowe działanie Abrahama bez pytań i wątpliwości miało źródło w jego posłuszeństwie. I posłuszeństwo to zostało nagrodzone; uniesiona nad synem ręka ojca zatrzymana; w miejsce chłopca został podarowany baranek. Tak więc sens tej opowieści sprowadza się do nakazu, aby zawsze bez szemrania być posłusznym Bogu.

To wyjaśnienie także do mnie nie przemawia. Wydaje się, że posłuszeństwo to o wiele za mało.

Abraham nic nikomu nie powiedział? Cóż i komu miał powiedzieć Abraham, skoro tylko on słyszał głos Pana? Przecież Sara nie pozwoliłaby zabrać dziecka! A inni uważaliby, że oszalał. Albo że to diabelska sztuczka – kuszenie do zbrodni dzieciobójstwa. Nie wiadomo, co by zrobił Izaak, gdyby się dowiedział, jaki cel ma ta wędrówka.

Dlatego Abraham milczał i zajął się stroną praktyczną zadania: przygotował drwa, żar do rozpalenia ognia i – ostry nóż. Zabrał kilku służących i – ofiarę.

* * *

Trzy dni drogi to cała wieczność, gdy niesie się w sercu samotnie taką tajemnicę. To, co wtedy czuł i myślał Abraham, jest niedostępne słowom; toteż ten, kto spisywał opowieść, nie mógł o tym mówić. Opowiada tylko, co się działo. Można się jednak domyślać, że każdy krok ku Górze był bólem, każda minuta przybliżająca ofiarowanie udręką. A jednak starzec szedł spokojnie i nie cofnął się ani razu.

Sługi zostawił pod górą, bo to, co się tam miało stać, było przeznaczone tylko dla ojca i syna. Na pytanie chłopca o zwierzątko ofiarne nie skłamał mówiąc, że Bóg sam upatrzy sobie baranka, mimo pewności, że barankiem jest jego syn.

Boży nakaz jest niepojęty rozumiem: złożyć na ofiarę jedynego syna, z którego miało narodzić się mnóstwo! Syna, którego obiecał mu Pan na samym początku wędrówki i podarował go nieomal pod tej wędrówki koniec! Jest niepojęty sercem: oddać na całopalną ofiarę jedyne, ukochane, cudem narodzone dziecko! Czy wierzyć Obietnicy, czy raczej zniweczyć marzenie o rodzie, zabijając syna nadziei w imię miłości do Boga? I czy naprawdę tak powinna objawiać się miłość? A może Abraham udawał tylko, że idzie złożyć ofiarę ufając, że Pan coś wykombinuje i nie będzie to konieczne? Wtedy po cóż ta długa droga? I czy gdyby Abraham tak myślał, związałby dziecko i podniósł nóż, zabijając je już w zamiarze, zamiast rozejrzeć się wcześniej za barankiem? Zadanie, jakie stanęło przed Abrahamem, jedyne takie w Świętych Dziejach, było zwieńczeniem wszystkiego, co dotychczas czynił. Było szczytem tego, co może dać z siebie człowiek w relacji z Bogiem.

Zadanie to wymagało, by Abraham wzniósł się ponad ludziki rozum i serce; by przekroczył logikę i uczucie, i pomieścił w sobie sprzeczność: pewność, że nie straci dziecka i zostanie Ojcem Mnóstwa, zgodnie z Bożą obietnicą, a jednoczesne niepodważalne przekonanie, że idzie zabić na ołtarzu syna, skoro Bóg tego pragnie; niezachwianą gotowość do złożenia ofiary z najdroższego dziecka, które jest sensem jego życia i niezachwianą pewność, że je zachowa. Spokój w bólu to znak, że Abraham do końca gotów był na ofiarę z dziecka i do końca wierzył, że go nie straci.

Pan wezwał Abrahama do heroicznego aktu wiary, do którego patriarcha powoli dorastał. Do aktu, który jest ponad wszelkie rozumowanie, ponad wszelką skuteczność, ponad uczucie, ponad posłuszeństwo.

Wezwał go do najtrudniejszego, najwyższego aktu wiary: do wejścia w paradoks, w dynamiczne rozdarcie, w jednoczesne Tak i Nie. I nie chodzi tu tylko o logiczną sprzeczność. Paradoks wiary przepływa przez krew i przeszywa serce. Dotyka zarazem największej miłości i największego cierpienia; największego przerażenia i największej nadziei; największego bólu utraty i największej radości odzyskania utraconego. Takie wydarzenie musi przemienić tego, który w nie wszedł; przenosi go w porządek nadprzyrodzony. Wprowadza go w milczenie, zbliża do Boga poza słowem, poza pojęciem, poza uczuciem.

To jest apogeum Abrahamowego życia. Potem mu już tylko przyjdzie pochować Sarę, zapewnić synowi żonę i może odejść w pokoju.

Dla tych trzech dni, dla tego, co wydarzyło się na wzniesieniu w krainie Moria i jednocześnie wydarzało się w jego sercu, nazwany jest Abraham Ojcem Wiary. I chyba to jest sens opowieści o Abrahamie. Wiara, która wzrasta przez zanurzenie w paradoksie, wiara, którą Bóg umacnia przez dramatyczne doświadczenie rozdarcia, wiara, która nie tylko pozwala przejść suchą stopą nadziei przez morze rozpaczy, ale wprowadza w Boże życie. Daje pokój i milczenie. I miłość, jakiej nic innego dać nie może.

Panie wierzę. Umocnij moją wiarę.

Duccio_di.jpg

Rozważania Niedzielne

 

5 Comments

  1. Kazimierz

    Abraham, Sara

    Warto zauwazyć kilka prawd, Abraham dozył 175 lat, a więc nie do końca kiedy rodził się Izaak był to jego schyłek zycia, tym bardziej, ze gdy zmarła Sara w wieku 127 lat, Abraham wziął kolejną zonę i spłodził jeszcze 6 synów.  

    Na pewno był to wazny akt, wskazujący na późniejszą ofiarę Chrystusa, rozmyślając nad złozeniem w ofierze Izaaka, mozemy pojąć jak czuł się Ojciec, kiedy Jezus umierał w pohańbieniu na krzyzu Golgoty. Tam juz nie było innej ofiary, ale do końca i do śmierci. 

    Na pewno jednak my dziś, którzy zasługujemy na śmierć za swoje grzechy mamy Baranka, który został złozony na ołtarzu – Jezusa Chrystusa. Dlatego tez mozemy korzystać z łaki Boga, podobnie jak Abraham, który pomimo strasznego wyroku, wierzył, ze Bóg wzbudzi z martwych Izaaka. Hebr, 11-17-19

    KJ

     

     

     

     

     
     
    Odpowiedz
  2. wykeljol

    Oczywiście, Panie

    Oczywiście, Panie Kazimierzu, pamiętamy te prawdy. Jednakże zarówno Sara, jak Abraham uważali się za niezdolnych do spłodzenia i urodzenia dziecka, gdy im to zostało zapowiedziana rok wczesniej. Proszę zwrócić uwagę, że po tym dramatycznym wydarzeniu w kraju Moira, niewiele już się Abrahamowi przydarzyło. To znaczy niewiele WAżNYCH rzeczy. Nie ma juz żadnej walki ani wewnętrznej, ani zewnętrznej, praojciec dopilnowuje tylko, zeby zakupic grobowiec rodzinny(a więc mysli o mozliwosci pochowania siebie i swojego potomstwa z Sarą, która zmarła wczesniej); nie ma tu juz żadnego napięcia, żadnej dynamiki. Jeszcze wybór żony dla Izaaka jest ważny- ten ród bowiem jest zwiazany z błogosławieństwem. i to Izaak przejmuje CAŁĄ ojcowską schedę. Ale zadanie przywiezienia spokrewnionej z nim kobiety, jako żony dla syna powierza już Abraham słudze. Sam nie słyszy rozkazu"Wstań i idź po żonę dla Izaaka". JUż się nachodził. CHoć  wziął po smierci Sary żonę, Keturę i nieoczekiwanie zdolny był do spłodzenia jeszcze kilkorga dzieci,  nie ma nic o tym, że ją kochał, że był tam jakiś dramat,  że potrzebna była w tym małzeństwie Boża interwencja. Wszystko szło naturalnym torem, rola Abrahama, jako Partiarchy i ojca wiary wyczerpała się wczesniej. Synowie Ketury nie odgrywaja żadnej roli w dziejach Rodu. Są później wzmianki o Ismaelu i walkach miedzy potomstwem przyrodnich braci, oni obaj odgrywają ważne role w Historii Świętej, ale i tu- tylko  potomstwo Izaaka nazywane z imienia przejmuje Boze błogosławieństwo i rozrasta sie w Naród Wybrany. Pięcioksiąg opisuje wyłącznie dzieje potomków Izaaka, nie jakiegokolwiek dziecka Abrahama. Tak więc na narodzeniu i ofiarowaniu Izaaka wyczerpała się Święta Relacja, a wiec i niezwykłośc Abrahama. CHoćby i żył jeszcze lat 500 i płodził synów i córki- nie wpływa to juz na jego Rolę w historii. I -oczywscie!- ta historia jest tak ważna z perspektywy chrzescijaństwa, bo jest pre-figurą Śmierci i Zmartwychwstania, Ale o tym już nie pisałam, bo to wymagałoby interpretacji dzisiejszej Ewangelii i rozbudowania jej w kierunku Najważnieszego Wydarzenia. Nie to było moim zamiarem. CHcialam sie dokopać sensu w tamtym wydarzeniu z jego pozycji, w jego czasie.

    Bardzo dziekuje za cenne uwagi i dopowiedzenia i pozdrawiam serdeczne! 🙂

    JEW

     
    Odpowiedz
  3. januszek73

    cierpienie

    W tym temacie nasuwa mi się jedno spostrzeżenie, mianowicie "Bóg wystawia na próblę". Zachodzi pytanie co to znaczy ? Dla mnie znaczy tyle co: dopuszcza cierpienie, dopuszcza pokusy (co nie znaczy, że Bóg kusi), dopuszcza cierpienia w wierze, np: opuszczenie, oschłości lub tzw. "ciemną wiarę". No i tak sobie pocierpiuję ale to nie znaczy, że nie ma Boga przy mnie :-). On non stop jest, ale i tak to nie zabezpiecza przed cierpieniem, bo Bóg to nie jest swoista "tabletka przeciwbólowa", to nie jest znieczulacz cierpień psychicznych, chociaż Bóg może przyjść i na krótką chwilę je zabrać. Myślę, że takie usilne uciekanie od cierpienia, nawet za pomocą Boga, typu: "on mnie uzdrowi, da mi wszystko o co poproszę", jest taką hipochondrią religijną. Znam paru takich ludzi, to hipochondrycy psychiczni ale nie tylko, bo traktują też tak Boga, np. modlą się prawie wyłącznie o zdrowie i inne życiowe sprawy. Jezus wspominał o tym, żeby przygotować się na krzyże w życiu, żeby te "krzyże" podnieść i nieść z Nim a wtedy będą miały wartość. Cierpienie ma więc wartość a sztuczne uciekanie od cierpienia może je pogłębiać. Bóg może dopuszczać takie cierpiania, które będą służyły na większą chwałę Jego o czym wspomniał Jezus, gdy uzdrowił niewidomego od urodzenia. W kościele katolickim jest cała teologia cierpienia ,co nie znaczy, że jesteśmy zachęcani do cierpień, cierpienia. Jesteśmy zapraszani do cierpienia ze współcierpiącym Jezusem, który tak cierpiał i można założyć, że bardzo się smuci w niebie (współcierpi), gdy widzi tak wielu pogubionych ludzi, którzy nie rozpoznają Jego głosu.

     Jeszcze o jednym ale odpowiednie przyjęcie cierpienia rozwija, no tak bo przecież, żeby rozwijać się np. fizycznie trzeba wiele cierpieć lub np. umysłowo, nauka bywa bardzo uciążliwa. Każdy w życiu musi ponieść jakieś ofiary dla rozwoju. Tak jest i nikt tego nie zmieni, tylko jest problem z obrażaniem się na Boga, gdy dopuszcza próby, ale i tak w kościele było tysiące ludzi, którzy potrafili pomimo ciężkich prób wytrwać w wierze. Tyle ich było i będzie, bo Bóg powołuje również męczenników za wiarę a największym męczennikiem był Jezus. Jeszcze na koniec ale Bóg Ojciec nie wydał swojego Syna na zabicie, to sam Syn przyjął niesłuszną karę aby pokazać, jak bardzo nas kocha i identyfikuje się z naszym cierpieniem a co my z tym cierpieniem robimy to inna sprawa, ale z reguły stosujemy różne uniki a najczęściej obrażamy się na Boga, gdy dopuszcza cierpienie.

     
    Odpowiedz
  4. beszad

    Mocny wstrząs jako zabieg wychowawczy?

     Zatrzymałem się nad tą konkluzją, która bardzo poetycko i esencjonalnie klamruje ten problem:  "Wezwał go do najtrudniejszego, najwyższego aktu wiary: do wejścia w paradoks, w dynamiczne rozdarcie, w jednoczesne Tak i Nie. I nie chodzi tu tylko o logiczną sprzeczność. Paradoks wiary przepływa przez krew i przeszywa serce. Dotyka zarazem największej miłości i największego cierpienia; największego przerażenia i największej nadziei; największego bólu utraty i największej radości odzyskania utraconego."

     

    I kiedy sam się nad tym pochylam, za każdym razem czuję w sobie to samo rozdarcie. Czasem próbowałem sobie tłumaczyć, ze przecież nie musi to być dokładna relacja – ze chodzi o jakąś hiperbolę, metaforę, czy jeszcze inny zabieg literacki. A moze to wszystko rozgrywało się w głębi Abrahamowego ducha? Moze to tam został przez niego wzniecony ten stos i tam próbował ofiarować syna?… Ale nawet gdy uda mi się jakoś pozszywać to moje rozdarcie podobnymi zabiegami interpretacyjnymi, to znowu ze zdwojoną siłą wraca do mnie przerazająca dosłowność tego zdarzenia. Dlaczego taką drogą Bóg prowadzi człowieka? Moze właśnie dlatego, aby nim mocniej wstrząsnąć?…

     

     

     

     
    Odpowiedz
  5. zk-atolik

    Wierny jest Bóg i…..

    W tym rozważaniu nt. Ojca Abrahama postawy wobec Boga, a szczególnie ukrytego zamysłu Boga wobec człowieka, mimo poznania wielu faktów i aspektów opisywanego zdarzenia, pojawia się kluczowe pytanie:

    • Dlaczego taką drogą Bóg prowadzi człowieka?…..

    Sądzę, że tak jest ponieważ znajomość nawet najdrobniejszych szczegółów – nigdy człowieka dociekliwego dostatecznie nie usatysfakcjonuje, jeśli nie pozna odpowiedzi na to pytanie: dlaczego?

    W życiu codziennym nurtują nas różne sprawy i pytania bez odpowiedzi: Dlaczego się coś wydarzyło? Jak to się ma do całości? Jakiemu celowi coś służyło? Do czego doprowadziło? i inne.

    Chcemy poznać i zrozumieć głębszy sens faktów, a nawet przeniknąć ukryty zamysł Boga. Odkryć sens, czy  przyczynę albo rozumność (racjonalność) tego, co nam, czy komuś się przydarzyło.

    Kiedy uznamy to nadzwyczajne oświadczenie, że; "Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusy, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać" (1Kor10,13)

    To wówczas uwalniamy się, od wszelkich istotnych obiekcji, czy wątpliwości i stajemy się pewni podobnie, jak Abraham, że zaufanie Panu Bogu nie jest jedną z opcji, lecz człowieka jedyną możliwością, chociaż w chwili Bożej próby tak trudną.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code