Od pocieszenia do ocalenia

Rozważanie na Środę II tygodnia Adwentu, rok B2
 
 
 

Jezus mówi dzisiaj o sobie, że jest ukojeniem i pokrzepieniem. Zwraca się do obciążonych, utrudzonych, zbolałych na duszy. I można się na tym zatrzymać. Przeżyć Adwent jako wołanie o Mesjasza Pocieszyciela. Kilka dni temu zabrzmiały inne słowa z Księgi Izajasza: „Pocieszcie, pocieszcie mój lud”, co na stałe weszło do adwentowego chorału „Rorate caeli”: Consolamini, consolamini, popule meus.

Bóg jako Pocieszyciel, a wiara jako pocieszenie, to koncepcja dość silno osadzona w świadomości wierzących. I oczywiście nie jest tak, że nie ma swego teologicznego fundamentu. Wiara też jest pocieszeniem, a po Mesjaszu Pocieszycielu czekać będziemy na Ducha Pocieszyciela. Na etapie pocieszenia nie wolno jednak pozostać. Nie do tego bowiem potrzebna jest wiara. Taka wiara, a właściwie religia – jak słusznie zauważył Marks – może stać się „opium ludu”: „Religia jest westchnieniem uciśnionego stworzenia”.

Pocieszenie jest dla mnie oznaką bezradności. Pociesza się wtedy, gdy nie można okazać rzeczywistej, konkretnej pomocy. Pocieszyć, to podtrzymać kogoś na duchu, dodać otuchy w trudnej sytuacji. W pocieszeniu nie ma nic o zmianie tej sytuacji. Pocieszenie takiej zmiany nie zakłada, a jeśli nawet, to w bardzo odległej perspektywie. Do tego czasu trzeba jakoś przetrwać, bo przecież „jakoś to będzie”. Takie myślenie jest nieobce wielu środowiskom w Kościele, dobrze się ma także w naszej ludowej pobożności, w której dominuje „łez padół”, gdzie schodzi Bóg, by osuszyć nam łzy. Ale On otrze z naszych oczu „wszelką łzę”, nie pozwalając, byśmy mieli powody do płaczu.

W modelu „pocieszenia” można zapewne znaleźć jedno z wyjaśnień fenomenu środowiska skupionego wokół „Radia Maryja”. Skupia ono w dużej mierze ludzi, którzy swoje doświadczenie egzystencjalne postrzegają bardzo negatywnie – jako swoisty ucisk polityczny, społeczny, ekonomiczny, życiowy. Świat postrzegają jako zagrożenie, co przejawia się w braku stabilizacji ekonomicznej, utracie poczucia bezpieczeństwa w świecie liberalnym i pluralistycznym, kwestionowaniu przez świat oczywistych dla nich norm etycznych i społecznych. Wiara, a także wspólnota podobnie do nich przeżywających i wierzących, daje im nie tylko pocieszenie, ale daje im siłę do przetrwania, oporu wobec świata, a nawet prób przemiany (także politycznej) tego świata. Jak każda wizja wyrastająca z negatywnego doświadczenia, ta również przekształca się w teologię wyzwolenia, która nie chce czekać na Paruzję, ową zmianę ostateczną, ale domaga się zmian doczesnych i bardziej natychmiastowych. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, iż taka religia może się pomieszać z polityką, a konkretny porządek społeczno-polityczny zostanie wzięty za emanację Królestwa Bożego.

Przyjście Boga w tajemnicy Narodzenia nie jest pocieszeniem. Cito veniet salus tua, tzn. „szybko nadejdzie twoje zbawienie” – kontynuuje chorał adwentowy. Między pocieszeniem a zbawieniem zionie głęboka przepaść. Zbawienie to radykalne ocalenie człowieka. Owszem, zbawienie ani nie proponuje ani nie obiecuje natychmiastowej zmiany sytuacji. I jej – w znaczeniu dotykalnym – nie zmienia. Po Bożym Narodzeniu wcale nie będzie lepiej, po świętach świat wróci „do normy”. Będzie tak jak było albo przynajmniej będzie tak jak będzie, czyli niewiele inaczej. Ale z drugiej strony: Bóg, stając się człowiekiem, wszedł świat i nieodwracalnie zmienił nasze relacje z Bogiem. I w Bożym Narodzeniu to właśnie wspominamy i świętujemy: radykalną inność naszego życia, inność człowieka odkupionego, który już nie potrzebuje (taniego) pocieszenia, bo wie, że jego sytuacja to nie stan „uciśnionego stworzenia”, ale stworzenia już odkupionego, wyzwolonego, ocalonego, zbawionego, bez względu na to jak bardzo „uciśnione” wydaje się i jest nasze ziemskie życie.

Nie ma to jednak nic wspólnego z „banalną lekkością bytu”. Słowo „paraklet”, którym Nowy Testament określa Ducha Świętego nie oznacz tylko – jak w Septuagincie – pocieszenie człowieka w stanie przygnębienia, ale oznacza adwokata, asystenta, który przychodzi z czynną pomocą. Tak trzeba też czytać Jezusowe zaproszenie do niesienia Jego słodkiego jarzma i dźwigania lekkiego brzemienia. To jest owa paradoksalna pomoc, z którą Bóg przychodzi: tylko Jego ciężary czynią lekkim, tylko Jego jarzma wyzwalają. Bóg przychodzi z pomocą, a nie (wyłącznie) z pocieszeniem.

pocicha.jpg

Rozważania Rekolekcyjne

 

Komentarze

  1. ahasver

    Piękne słowa…

    Mądre słowa. Rozróżnienie pocieszenia i ocalenia jest fundamentalne, właściwie jego akcentowanie mogło by pomóc w zrozumieniu, że Bóg nie proponuje człowiekowi wikingowskiego nieba, gdzie w rzekach płynie piwo, a zwierzyna sama kładzie się na ruszt, tylko nieraz nieprzyjemne okoliczności potrzebne do tego, aby człowiek wzrastał w byciu-sobą. Szkoda, że zdecydowana większość wiernych przyjmuje wikingowską opcję.

     
    Odpowiedz
  2. krok-w-chmurach

    “oznacza adwokata,

    "oznacza adwokata, asystenta, który przychodzi z czynną pomocą. " – a to oznacza nasz wkład w to, co się z nami i wokół nas dzieje, a nie prośbę "stoliczku nakryj się.". A drugiej strony – wielkie zaufanie, aby nie wpadać  w rozpacz, gdy wszystkie czysto "ludzkie" starania zawodzą, a Bóg wydaje się być zajety "kimś innym" na drugim końcu świata.

    Dziękuję za to rozważanie – jedno z tych, które zapadają w pamięć i myśl, do której można wrócić, gdy jarzmo zaczyna ciążyć.

     
    Odpowiedz
  3. elik

    Pocieszenie, fenomen i zgodność stanowisk.

    Dziękuję ks. Dr hab. Andrzejowi za wyjątkowo ubogacający, refleksyjny i wielowątkowy tekst, także za osobiste przemyślenia i odniesienia m.in. , do takich istotnych spraw i pojęć, jak pocieszenie, czy choćby fenomen środowiska w znacznej mierze, choć nie tylko moherowego tzn. oficjalnie i bezkarnie zniesławianego, wyśmiewanego, deprecjonowanego itp., lecz nie przypadkowo skupionego wokól ks. T. Rydzyka i dzieł głównie z jego inspiracji powstałych i nadal powstających.

    Ów fenomen wg. mnie nie jest należycie postrzegany i traktowany, ani tym bardziej doceniany, przez zbyt wielu ludzi. W tym – co wypada zauważyć aktualne najwyższe władze w RP, także – co może zdumiewać, a nawet gorszyć szczególnie ludzi prawych, pobożnych i dobrej woli, przez wybrane osoby duchowne Kościoła RK.

    Taka szczególna zgodność stanowisk wybranych osób świeckich i duchownych w kwesti m.in. obecności znaku krzyża w miejscach publicznych, czy owego fenomenu – może stanowić zdecydowanie większe zagrożenie, dla wspólnoty Kościoła RK, niż ewentualne pomieszanie religi z polityką.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  4. mal

    Publikacje na Tezeuszu

    Mam nadzieję i pragnęłabym częściej czytać teksty księdza na łamach księdza bloga na Tezeuszu, także jeśli byłyby one połączone z blogiem Labolatorium Więzi. Pozdrawiam.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code