Od domu do domu na akordeonie

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

MicrosoftInternetExplorer4


/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}

Wiele z moich marzeń się spełniło. Zawsze kiedy kolejne przechodzi próg mojej rzeczywistości w pierwszej kolejności pojawia się fascynacja, radość, ale na tym się nie kończy. Spełnione marzenie przebudowuje otoczenie z poziomu surrealistycznego w realistyczny. Staje się w pewnym sensie żywą tkanką, która nabiera zwyczajnej uciążliwości, stawia bariery i przynosi zmiany. Czasami marzenie odchodzi do lamusa – spełnione nie ma już tej wartości, staje się powszedniością.

Surową ceną marzenia wyjazdu z Polski jest okrojony do wirtualności kontakt z przyjaciółmi. Przyjaźń to dla mnie wartość podstawowa. To ona nauczyła mnie być sobą, szanować siebie i wierzyć w to, że warto marzyć. Zdawać by się mogła, że ostatecznie przyjaźń podcięła gałąź, na której siedziała. Nic z tego – gałąź opadła, ale okazało się, że przyjaźń jak siedziała dalej siedzi.

Pozostaje jednak tęsknota – siostra pamięci. Tęsknota przywołuje obrazy, których brakuje. Pamiętam, że w pierwszych tygodniach dawała ona o sobie znać w bardzo ciekawy sposób. Spacerując po mieście, siedząc w metrze wiele razy widziałem znajome sylwetki, twarze, zdawałem się rozpoznawać niektóre osoby po głosie. Wszystkie były nad wyraz prawdziwe i dopiero w zbliżeniu przemieniały się w obcych ludzi. W końcu postanowiłem, że nie będę się zbliżał. Pomyślałem, że skoro moja dusza potrzebuje kontaktu z nimi wszystkimi, a mój mózg potrafi to jakoś przetworzyć w obraz to niech tak zostanie. Z daleka podglądałem ich chód, gesty, mimikę. Co więcej Sergio miał podobnie – codziennie wieczorem mogliśmy opowiadać sobie kogo kto dziś spotkał na mieście. Przestrzeń naszych mózgów powoli wypełniają nowo napotkane osoby, nowe znajomości i pewnie z tego powodu trudniej spotkać warszawskich przyjaciół w drodze do sklepu.

Czasami, zwłaszcza gdy jest dużo czasu na rozmyślanie, za oknem pada taki identyczny, iście warszawski deszcz, w domu wyczuwa się tą obniżoną letnią temperaturę, zegarek wybija te same sekundy, a ulica pulsuje nadchodzącym i odchodzącym szumem samochodów milknącym na chwilę na czerwonym – zdaje mi się, że jestem na Blaszanej. W moim rowerowo, akwariowo, komputerowo, sypialno-jadalnym, garderobianym pokoiku na Pradze. Szum samochodowy, szczególnie dokuczliwy w deszczu dobiega z Śląsko-Dąbrowskiego i Wybrzeża Helskiego. Dmucham sobie z Patrykiem papierosowym dymem na naszym więziennym balkoniku. Ciężkie pochmurne powietrze wciska dym do domu – na co pomrukuje i marudzi Sergio. Hera udaje, że te pomruki to zaproszenie do zabawy i zrzuca na przyspawany do Sergia McBook równie białą piłeczkę basebolową. Ja i Patryk przewracamy oczami i podśmiewujemy się. Paulina za chwilę zawoła swoim melodyjnym głosem – Chłooopcyyy – zostało jeszcze trochę deserku, czy ktoś reflektuje …

Zawsze dziwił mnie ten głęboki płacz Jakuba na lotnisku, za każdym razem jak przylatywał i odlatywał do Korei. Zawsze uważałem, że to jest dodatkowe zwracanie uwagi, Jakubowa maniera. Teraz wiem, że prawdopodobnie będę ryczał tak samo. Słono i głośno. Mimo całej globalizacji, nowych przyjaciół, polskiego chleba , śledzi, pączków za rogiem na Montrealskim Verdun – to brakuje całej otoczki. Tęsknota za dnia raczej wyciszana, buszuje w nocy. Trudno opisać to co śnię. Jest to jakby przerażająco wielki akordeon czasowo – geograficzny. Rozciąga się i przenosi mnie do Europy, mamy we Włoszech, rodzeństwa w Wielkiej Brytanie, rodziny i przyjaciół w Polsce. I nagle zawraca i płynnie oddala mnie od nich i umiejscawia tu w Ameryce Północnej. Trudno mi się w tym odnaleźć, tracę jakby grunt pod nogami. Bo właśnie – gdzie jest teraz mój grunt? Czuję tą odległość przerażającą mnie, Waszą noc i mój dzień. I ściska mnie w żołądku i łzy płyną same z siebie.

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code