Od czegoś trzeba zacząć

Pragnę się podzielić wieloma rzeczami, zacznę od tych, które robię najdłużej czyli tzw, “wiersze”. Czym są? Tym co czuję i widzę.

Bez Ciebie każde miejsce,
w którym ja jestem
jest obojętne, szare
bezbarwne,
nigdy nie jest piękne.

Wszystkie te miejsca, które odwiedzaliśmy,
które nauczyłem się podziwiać Twoimi oczyma,
dziś są tylko drobnym,
nic nie znaczącym elementem
urbanistyki.

Ty swą obecnością ożywiasz je,
jak sznurki ? lalki w teatrze,
nadajesz barw i zapachu,
dopełniasz je,
dodajesz smaku.

Bez Ciebie nic nie znaczą,
nawet jeśli wspomnienia,
próbują
naszkicować uśmiech na mej twarzy,
są nijakie.

17.04.2006r.

Bóg wyrzeźbił ją
na podobieństwo marzeń
by wodzić
zwabiać i urzekać.
Nadał jej skrzydła
by odleciała
w chwili uwieńczenia.
Gdzie jest jej dom
gdzie te dobre bramy
które tworzą
dolinę wśród pustyni.
Bóg ją uchronił
od niepiękna
i zarazy
by mnie skusiła
swym powabnym blaskiem.

27.02.2003r.

?Filozofia?

Filozofia sprawia, że żyję
podnosi rangę uczuć,
domniema, przejawia się
rozsądkiem i spokojem.
Pytania o sens?
Czym byłyby gdybym ja
nie potrafił ich zadać?
rozwinąć? Sprostować łuk?
Filozofia jest darem, logiką
teorią
(ponoć spisana na straty).
Czyżbym i ja?
Bo jej ufam, szukam,
trwam w niej?

Jak dziecko w przypadkowym
niedokończonym stosunku?!

29.10.2004r.

proszę Cię Boże
daj mi dziś siłę
bym mógł
uczynić to
czego wczoraj
nie zrobiłem
Chciałbym
zatańczyć z nią
choć jeden raz
tylko jeden raz
chciałbym w swych ramionach
znaleźć jej ciało
Boże ? Ty jeden wiesz
ile dla mnie znaczy
więc proszę pokieruj
scenariuszem
w stronę marzeń
nie mam już
pieniędzy
białych kopert
i natury
łapówkarza
więc przyjmij
w zamian
me szczęście

08.03.2003r.

Ulegamy rozkładowi
nienaturalnemu
na duszę i ciało
blado-czerwoni
wrażliwi na nasłonecznienie
promieniowanie
azbest
cierpimy jak Werter.

Nasze ciała
-ludzkie hotele
naszych dusz
wyremontowane na wylot
kremami.
Balsamujemy je
opalamy
a przecież tak niewiele
potrzeba
by być człowiekiem
atrakcyjnym

wystarczy kochać

08.08.2003r.

?Potrzeba pisania?

Potrzeba pisania
wydobywa mnie ze snu,
znęca się nade mną.
Nade mnę;
nad tym małym chłopcem,
który od lat taki pozostał,
tylko ciało się zmienia.
Potrzeba pisania
targa mną jak wiatr
starą gazetę po pustych ulicach,
ciągnie mnie za ręce
jak się ciągnie więźnia
skazanego na śmierć
choć jeszcze się nie narodził.
Opluwam bezsenność
zanurzoną w chęć snu
próbując przetłumaczyć,
że ja chcę spać.
Potrzeba pisania,
wciąż głodna, chłodna
na mój zmęczony skowyt.
Słodzę sobie smak czekoladą
ciemną jak noc
i myśli,
które w mym mózgu
wykonują maraton.
Potrzeba pisania
wyrywa mnie ze środka snu,
z wygodnego miejsca w tramwaju
(które i tak bym ustąpił staruszce)
bezlitosna jest
a jak potrzebna.

08.09.2003r.

Pocałunkiem zamykam na klucz,
na raz, na dwa, na cztery spusty
dwie Twe wargi
sporządzone na podobieństwo tego,
czego nie obejmę słowami.
Zdarza się również czasem,
że wypuszczam słowo, słowa
zdania beznadziejnie przypominające
szyk, sens i znaczenie.
Klucznikiem jestem bram,
które bez zamków, kłódek
mechanizmów przepoconych
stoją otwarte.
Dłonią wystawioną, gołą i pustą
w pustyni, gołym polu
wypatruję Ciebie.
Stoisz sto tysięcy kłosów pszenicy
przede mną
uzupełniając przestrzeń
swym delikatnym zapachem.
Zachodzi słońce, tęsknota
i Twój obraz zachodzi
za zachodem powietrza.

27.05.2006r.

Po wsze czasy upadać będziemy
i po wsze czasy o kolejny upadek
pewniej będziemy powstawać.
Nie złamało nas to przekleństwo
choć niepokój wprowadziło
w mieszkania naszych serc.
Nie przewrócił nas wicher obelg
i życzeń niepowodzeń z ust
najbliższych naszym więziom.
Wstaliśmy silniejsi o głos,
o włos uginający kręgosłup
pod ciężarem zmartwień.
Nie przewróciły nas słowa,
węzeł zawiązanych zdań
na skrzyżowaniu łez.
Ruszyliśmy w dalszą drogę
pełniejsi w płucach o pogodny wiatr
kołyszący nadzieję.
Jesteśmy bliżsi, o krok, o ruch
o jeszcze kolejny upadek…

09.06.2005r

***
Patrzysz na nas zza chmur,
na nas ? dzieło Twych rąk,
spoglądasz ostatnimi dziennymi
promieniami słońca
na zuchwałych wojowników.
Sprawdzasz jak żyjemy
w tym co nam zesłałeś,
posyłając iskrę zamysłu
na dwoje młodych
i szczęśliwych.
Dziękuję Co Boże teraz,
wiesz dlaczego właśnie dziś,
tego dnia, codziennego
Ty wiesz wszystko.
Dziękuję!
/07.06.2004r./

Dziękuję Ci za chwile,
które nigdy chwilami nie były,
uciekaliśmy do naszego ogrodu,
którego nikt nie zna.

Poznałem miłość ? nie taką samą jak inne,
(inne nigdy nią nie były),
nauczyłem się patrzeć na siebie
Twoimi oczami
by dostrzec siebie.

Nawet nie wiesz ile Ci zawdzięczam;
otwarte okno mego serca na świat,
burzliwe wojny z samym sobą,
radość popychającą me życie do przodu,
bezpieczne ramiona, piersi,
bezpieczne słowo,
poznałem tyle rzeczy, przed którymi
długo i uparcie
broniłem samego siebie.

17.04.2006r. ? Agnieszce Choszcz

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code