Obrócić się by widzieć

 


Obrócić się by widzieć…

Obróciłem się , by widzieć , co za głos do mnie mówił ;

a obróciwszy się , ujrzałem siedem złotych świeczników , i pośród świeczników kogoś podobnego do Syna Człowieczego , obleczonego [ w szatę ] do stóp i przepasanego na piersiach złotym pasem . Głowa Jego i włosy – białe jak biała wełna , jak śnieg , a oczy Jego jak płomień ognia . Stopy Jego podobne do drogocennego metalu , jak gdyby w piecu rozżarzonego , a głos Jego jak głos wielu wód . W prawej swej ręce miał siedem gwiazd i z Jego ust wychodził miecz obosieczny , ostry . A Jego wygląd – jak słońce , kiedy jaśnieje w swej mocy . Kiedym Go ujrzał , do stóp Jego upadłem jak martwy , a On położył na mnie prawą rękę , mówiąc : « Przestań się lękać ! Jam jest Pierwszy i Ostatni i żyjący . Byłem umarły , a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze śmierci i Otchłani .

Te słowa z Apokalipsy 1 rozdziału przeszyły mnie sobotniego poranka niczym Boża strzała. Właśnie wybierałem się na kolejne dni Nowej Szansy do Kutna, aby tam głosić Ewangelię, miałem przygotowane zwiastowanie, Bóg tym co chciałem się podzielić do mnie mówi już długo i pokazuje w różnych kontekstach, tak, aby słowa o Abrahamie i doświadczeniu Moria czy dziwne spotkanie u Szymona trędowatego czy jeszcze rozterki uczniów idących do Emaus miało głęboki wydźwięk duchowy dla każdego. Tym razem miał być to nacisk na nawrócenie  do Chrystusa. To jest coś co mi wychodzi najlepiej, mam takie Boże namaszczenie, że gdy zwiastuję Ewangelię do osób, które nie oddały swego życia Panu, po takim zwiastowaniu chętnie wychodzą do modlitwy aby to uczynić. To jeden z darów Bożych, które manifestują się w mojej służbie właściwie od początku, czyli już 23 lata.

Jednak tego poranka Bóg mówi do mnie jeszcze tak, jak w zacytowanym fragmencie. Uderzyły mnie słowa zwłaszcza — obróciłem się i mam klucze śmierci i otchłani. — Bóg ożywił je w moim sercu i nagle wiele rzeczy stało się jasnych. Kiedy bierzemy do ręki Biblię, lub też wyświetlamy sobie ją na jakimś urządzeniu i patrzymy na ten fragment, zauważamy, że zanim Jan się odwrócił Jezus mówił już do niego. Jan określa to jako, zapadłem w zachwycenie  – będąc na zesłaniu na wyspie Patmos, będąc również w podeszłym wieku, miał około stu lat, nagle doświadcza czegoś, co może już zapomniał jakie jest wspaniałe. Zachwycenie, nie wiem, czy już przeżywaliście takie rzeczy, ale warto o to zabiegać.

Moje jedno z pierwszych zachwyceń było w 1995 roku, do Wspólnoty w jakiej wówczas byłem czyli do zboru na Miłej we Wrocławiu przyjechał gość, pastor Milewski (św. pamięci) znany on był z tego, że gdy on modlił się o ludzi, oni przeżywali dziwne rzeczy. Płakali, pokutowali a przede wszystkim leżeli na podłodze. To było dla mnie niesłychanie dziwne. Przez poprzednie dwa lata wychowywałem się na Śląsku i raczej tam wszędzie ludzie odrodzeni źle patrzyli na takie zjawiska. Słyszałem, to od diabła, Bóg tak nie działa, to zwiedzenie. Nie miałem specjalnie zdania na ten temat, ale byłem przerażony nieco. Kto z Wrocławia ten wie, że kościółek na Miłej nie należy do wielkich, ale tylko dzięki przybudówce, może się tam zmieścić około może na maksa 400 osób. Wówczas, zapchany był do końca.

Obserwowałem to, co się dzieje i przechodziłem różne stany umysłu i ducha, od wściekłości, co on wyprawia, jak on może, przez zdziwienie, a pastor, też w tym uczestniczy, gdyż stał obok niego i też się modlił wraz z nim? Nie rozumiałem, byłem pełen buntu, chciałem co chwila uciekać stamtąd, ale ciągle coś mnie trzymało tam, jakaś niewidzialna siła. Bóg mówił do mojego serca, przecież ufasz pastorowi, czy myślisz, że on mógłby coś dla tych swoich owiec złego zrobić? Serce krzyczało , no nie. Bóg mówił dalej, przecież jesteś pod okryciem mojej Krwi, czy może cię zły dotknąć? Nie, nie i nie na każdy argument za tym aby uciec. Długo to trwało, bo cała Wspólnota ustawiła się w kolejce do modlitwy, kazanie było wspaniałe, a potem modlitwa. W końcu po takiej walce z samym sobą, stanąłem na końcu kolejki i mówię w sercu, niech się dzieje co chce, Panie w Twoje ręce się oddaję. Przede mną każda jedna osoba , kiedy pastor Milewski położył na nią rękę osuwała się na podłogę i tak sobie leżała. Kościół był pełen leżących, niektórzy już wstawali , podnosili ręce ku Bogu i modlili się. Ja byłem przed, w sercu postanowiłem, ja nie upadnę, nie, nie, niech się modli, ale z padnięciem, nie ma mowy.

Kiedy nadeszła moja kolej, ów pastor, modlił się językami położył na mnie rękę i był ewidentnie już zmęczony, byłem wszak ostatni. Nic się nie stało, dzielnie stałem na swoich nogach i po krótkiej modlitwie odszedłem. Hm, byłem nieco zdziwiony, zmieszany, nic się nie stało i nie działo. Przełamałem swoją niechęć i bunt, to chyba były pierwsze moje odczucia. Że zwyciężyłem, że uprzedzenia wmawiane mi przez te dwa lata, nie zwyciężyły, ale mogłem w wolności sam dokonać wyboru. Cieszyłem się, że nic ani dobrego, ani złego się nie stało. Miałem w sercu wiele spraw do Pana, które wówczas były we mnie i czułem, że Pan to wysłuchał. Taka jedna modlitwa. Nabożeństwo się skończyło i wróciłem do siebie. Położyłem się spać i…

Po kilku godzinach, obudziłem się jakby w innym świecie, wpierw miałem ogromną pokutę, że nie ufałem w pełni Panu, płakałem i klęczałem na podłodze, wołałem do Pana, przebacz mi Panie, że chciałem odrzucić błogosławieństwo Twoje. Bóg na zewnątrz i wewnątrz mnie wręcz fizycznie mnie przepełniał. Czułem jakby wielki prąd mnie przeszywał w środku w każdej komórce, każdym mięśniu, ale to było takie miłe. Bóg pokazywał mi rzeczy, które chciał abym wyznał Jemu jako grzech, robiłem to, płakałem i wyznawałem, ale ta Jego obecność, ta słodka obecność, która wypełniała cały pokój ta niesłychana miłość i akceptacja, nigdy tak się nie czułem, chyba , że w czasie nawrócenia. Do rana trwało to spotkanie, czułem się taki szczęśliwy, taki kochany, taki Boży i święty. Czułem na swoich dłoniach i ciele Jego olej, Jego namaszczenie. Zauważyłem, że do kogo bym nie mówił, o kogo bym się nie modlił, to był niesamowicie dotykany przez Pana. Taki stan trwał około miesiąca. To było niesłychane. Teraz wiem, że to było coś, co Bóg mi dał abym posmakował, jak to jest chodzić w Jego namaszczeniu. Jak to jest usługiwać w Jego namaszczeniu. Nie o własnych siłach i we własnej mądrości ale w Nim.

To wówczas działy się cuda we więzieniu we Wołowie, kiedy tam pojechałem, nie mogłem nawet sam uwierzyć w to co się dzieje, każdy, kto po moim kazaniu chciał się do mnie zbliżyć leżał już kilka metrów przede mną, a koszula fruwała mi, jakbym był wentylatorem. To wówczas jeden z więźniów został uzdrowiony z gangreny, jego noga była czarna i miała być odcięta, ale położyliśmy swoje ręce na niego i za tydzień nie było śladu po chorobie. To wówczas grypsiarze i ci inni na moje zawołanie, które czułem od Pana porzucili podział i zjednali się z tymi innymi, to był cud, widziałem to wszystko i uczestniczyłem w tym . Nauczyłem się też, że jeśli chcę skutecznie usługiwać ludziom, to muszę chodzić w Bożym namaszczeniu, nie ma innej drogi. Kaznodzieja nawet najlepiej wykształcony i wspaniały erudyta może ludzi pobudzić na poziomie intelektu czy emocji, ale na głębokości ducha nie ma dostępu, lecz jeśli usługuję z głębi Bożego Ducha, to serca ludzkie  i ich dusze są pociągnięte do Pana i wówczas mogą dziać się znaki i cuda, które są trwałe i na trwale zmieniają ludzkie serca, bo otwierają je na Pana.

Tamte doświadczenia i późniejsze zmieniły moje postrzeganie skutecznego zwiastowania Ewangelii, wiem dziś, że bez Bożego namaszczenie nie ma sensu stawać za kazalnicą. Bez Bożego posłania, nie ma sensu zabierać ludziom czasu, czy to w mowie, czy w piśmie czy jeszcze jakkolwiek. Takich doświadczeń, jak to Jan nazwał zachwyceniem, miałem wiele w swoim życiu z Panem. Te doświadczenia sprawiają, że musimy się zatrzymać, odwrócić się i skupić się nad tym, co Pan do nas mówi i co chce z nami robić. Nie ma mowy, abyśmy biegnąc w innych sprawach mogli słyszeć dobrze Pana. Musimy się zatrzymać, uspokoić, zaufać, uwierzyć, otworzyć się na ponadnaturalne spotkanie, na nową jakość, na cuda. Każde spotkanie bliskie z Nim, to zmiany, których możemy w ogóle nie rozumieć, bo On pracuje nad nami. Śpiewamy często, Ty jesteś garncarzem, a jam gliną jest, ale kiedy Pan zabiera się za tą nasza gliniastą strukturę, to protestujemy, albo włącza nam się alarm legalizmu i mówimy, nie Panie to nie od ciebie.

Na końcu tego cytatu z Apokalipsy czytamy słowa, które mnie w tę sobotę mocno uprzytomniły, to Jezus ma klucze śmierci i otchłani (piekła). Dopiero, kiedy Duch Boży, będzie mógł mnie używać w swojej służbie, a ja jako Jego narzędzie całkowicie Jemu się poddam, to wówczas On może użyć tych kluczy. Ludzie, którzy nie znają Chrystusa są niewolnikami grzechu, który ich trzyma w otchłani, który trzyma ich w stanie śmierci duchowej. Są żywi w ciele, ale martwi w duchu, dlatego też tylko On ma moc ich wskrzesić. Nie ja, ale On. Jestem w swojej służbie całkowicie zależny od Niego, co On robi, to ja robię, i nie inaczej. Tej zależności musi się uczyć każdy, kto chce czynić wolę Bożą. Jezus o sobie mówił, że czyni wolę Ojca, nie własną. I jeśli my czynimy wolę Jego, to On będzie czynił co zamierzył. Aby na każdym, który doświadczy Jego dotknięcia objawiły się dzieła Boże. To wspaniałe, że mogę w tym uczestniczyć, że On zaprosił mnie do współpracy, mnie grzeszne naczynie.

Czyż to nie jest wspaniałe? Przecież i ty i ja możemy w rzeczywisty sposób doświadczać Pana w Jego łasce nie tylko zmieniającego nasze życie, ale przez nas zmieniającego życie innych ludzi, tych, których On wybrał. Kiedy wezwałem do modlitwy o nawrócenie, posilenie, wzmocnienie, dwukrotnie po każdej usłudze, niewielu było tych, którzy z tej myślę około stu osobowej grupy uczestników spotkania w Kutnie nie skorzystała z tego. Wierzę, że nawet ci , którzy zostali na swych miejscach przeżywali łaskę Bożą i dziś są posileni i zachęceni do dalszego życia z Panem. To wspaniałe, że nie żyjemy w wierze w ideologię, religię, trendy filozoficzne, które są zewnętrzne i odległe, ale nasza wiara wypływa z naszego serca, w którym zamieszkuje Chrystus, który pewnego dnia przyszedł do nas i odpowiedział na nasze pragnienie, który obdarzył nas łaską i miłością i dlatego nasza wiara jest integralną częścią nas samych, bo osoba w którą wierzymy żyje w nas, poza nami, wokół nas i napełnia cały wszechświat swoją miłością, łaską i wolą. I Ten stwórca świata kocha nas tak mocno, że to zamieszkanie w nas okupił ceną własnej śmierci na krzyżu Golgoty, i stał  się ofiarą za nasze grzechy, za nas, grzeszników. Jemu niech będzie wszelka chwała i cześć w Chrystusie Jezusie.

 

Wasz w Panu Kazik 


 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code