O sojuszniku i wrogu kobiet

Normal
0
21

Feministyczne środowiska z upodobaniem lansują się na samozwańczych rzeczników praw kobiet w „patriarchalnym społeczeństwie zdominowanym przez mężczyzn”. Co jakiś czas usłyszeć można niewybredne wypowiedzi feministek, niektórych publicystów lub polityków na temat opresji wobec kobiet mającej swe źródło w chrześcijaństwie i nauczaniu kościoła jak np. Kazimierza Kutza sprzed kilku dni, który stwierdził, że „kościół traktuje kobiety jak zwierzęta do rodzenia dzieci”.

 

Niniejszy artykuł na ma celu z jednej strony ukazać rewolucyjny charakter nauczania Pisma Świętego na temat seksualności oraz ochrony godności kobiet. Z drugiej zaś wskazać na propagandowy i antykobiecy charakter feminizmu, który odrzucając autorytet Bożego Słowa pozbawia współczesne kobiety ochrony, czci, poczucia bezpieczeństwa oraz odziera je z piękna, seksualności i… kobiecości. 

 

Starożytny judaizm (a po nim chrześcijaństwo) całkowicie zmienił rangę kobiety wynosząc ją z usłużnej wobec mężczyzny, seksualnej roli do statusu partnerki, przyjaciela, doradcy. W czasach gdy kobiety w ościennych kulturach traktowane były w sposób całkowicie przedmiotowy (na zasadzie „wykorzystać i zostawić”) judeo-chrześcijański światopogląd jako jedyny przedstawiał związek jednego mężczyzny i jednej kobiety jako dożywotnią miłosną więź przymierza.

 

Kiedy więc judaizm nauczał, że wszelka aktywność seksualna powinna znajdować swój wyraz w małżeństwie – zmienił w ten sposób świat. Zastosowanie Tory zakazującej pozamałżeńskiego seksu było absolutną obyczajową rewolucją i spowodowało dynamiczny rozwój oraz dominację zachodniej cywilizacji. Społeczeństwa, które nie wyznaczały moralnych granic dla seksualności były tłamszone w swoim rozwoju. Niestety we współczesnych zachodnioeuropejskich demokracjach coraz bardziej zauważalny jest powrót do starożytnego pogaństwa, które eksponowało seks na widoku publicznym (w sztuce, religii, obyczajowości) znosząc wszelkie ochronne bariery, zarówno wobec mężczyzn, kobiet, jak i całego społeczeństwa. To co obecnie nazywa się „seksualną wolnością”, „wyzwoleniem ciała” w rzeczywistości jest pogardą i największym wrogiem kobiecości. Współczesna feministyczna kultura nienawidzi kobiet, występuje przeciwko nim. Feminizm jest światopoglądem, który reprezentuje ideowe postulaty, dążenia pewnej grupy kobiet,  które w znacznej mierze doskonale wiedzą, że seksualna rewolucja była rewolucją rozwiązłych mężczyzn, dla rozwiązłych mężczyzn, dokonaną przez rozwiązłych mężczyzn. Mało który „seksualny rewolucjonista (lub rewolucjonistka)” lubi jednak rozmawiać o skutkach tych obyczajowych zmian. Doug Wilson (Fidelity, s. 47.) napisał na ten temat: "W latach sześćdziesiątych, w czasach seksualnego infantylizmu często byliśmy nawoływani aby ‘czynić miłość, nie wojnę’ (make love, not war). Założeniem tego stwierdzenia jest, że uprawianie miłości jest zawsze czymś pokojowym, bez względu na to z kim idziesz do łóżka… (jednak) końcem seksualnych rewolucji jest zawsze przelanie krwi. Skutkiem seksualnej rozwiązłości naszego narodu jest ponad 38 milionów aborcji. Spoglądając na to z innej perspektywy oznacza to 38 milionów orgazmów, 38 milionów tymczasowo zaspokojonych mężczyzn, 38 milionów miło spędzonych chwil, które zakończyły się tragicznie dla uciążliwego ‘produktu ubocznego’.

 

Zachęcam do zapoznania się z poniższym porównaniem i do wyciągnięcia wniosku: kto w rzeczywistości broni interesów i godności kobiet: Pan Bóg czy feministki? Oto kilka tematów przedstawionych z perspektywy Biblii i „obrończyń kobiet”:

 

1. Miłość do kobiety

 

Biblia:  Mężowie, miłujcie żony swoje, jak i Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie” (List do Efezjan 5:25). Tak też mężowie powinni miłować żony swoje, jak własne ciała. Kto miłuje żonę swoją, samego siebie miłuje” (List do Efezjan 5:28). Mężowie, miłujcie żony swoje i nie bądźcie dla nich przykrymi” (List do Kolosan 3:19).

 

Feminizm: Małżeństwo to instytucja patriarchalna i opresyjna wobec kobiety. Służy głównie interesom mężczyzn i celowi jakim jest utrwalanie ich dominacji w rodzinie oraz społeczeństwie.

 

2. Cześć dla kobiety

 

Biblia: Podobnie wy, mężowie, postępujcie z nimi z wyrozumiałością jako ze słabszym rodzajem niewieścim i okazujcie im cześć, skoro i one są dziedziczkami łaski żywota, aby modlitwy wasze nie doznały przeszkody” (1 List Piotra 3:7).

 

Feminizm: Biblia to szowinistyczna książka zachęcająca do pogardy wobec kobiet. Określanie ich „słabszym rodzajem niewieścim” to legitymizowanie nierówności, przejaw samczego samowywyższenia i niesprawiedliwej generalizacji.

 

3. Trwałość związku

 

Biblia: „Pilnujcie się więc w waszym duchu i niech nikt nie będzie niewierny żonie swej młodości! Gdyż kto jej nienawidzi i oddala ją – mówi Pan, Bóg Izraela – plami swoją szatę występkiem – mówi Pan Zastępów. Pilnujcie się więc w waszym duchu i nie bądźcie niewierni!” (Księga Malachiasza 2:13-16).

 

Feminizm: Religia judeo-chrześcijańska utrwaliła w zachodniej kulturze brak szacunku wobec kobiety. To idee rewolucji moralnej oraz seksualnego wyzwolenia są ochroną jej godności, nie zaś małżeństwo. 

 

4. Piękno kobiety

 

Biblia:  Twoja głowa jest jak Karmel, a włosy twojej głowy jak purpura. Król jest zaplątany w twych lokach. Jakże jesteś piękna i jakże pełna wdzięku, miłości przerozkoszna! Twoja postać podobna jest do palmy, twoje piersi do winogron. Pomyślałem: Wespnę się na palmę, zerwę wiązkę jej daktyli! Niech mi będą twoje piersi jak winogrona, a tchnienie twoich nozdrzy jak woń jabłek, a twoje podniebienie jak wyborne wino, które gładko spływa, zwilżając wargi i zęby” (Pieśń nad pieśniami 7:6-10).

 

Feminizm: Tego typu stwierdzenia to seksizm. Komplementy podkreślające fizyczne walory oraz seksualną atrakcyjność kobiet to przejaw ich uprzedmiotowienia oraz zdziczenia samych mężczyzn, którzy zamiast mózgiem „myślą penisem”. Mężczyźni powinni raczej skupiać się na pięknie, wartości kobiecego intelektu, nie zaś na jej walorach zewnętrznych.

 

5. Wierność jednej kobiecie

 

Biblia:Pij wodę z własnej cysterny i wodę świeżą z własnej studni! Czy twoje źródła mają wylewać się na zewnątrz, a twoje strumienie na place? Do ciebie samego mają należeć, a nie do obcych równocześnie z tobą! Niech będzie błogosławiony twój zdrój, a raduj się z żony twojej młodości! Miłej jak łania, powabnej jak gazela! Niech jej piersi zawsze sprawiają ci rozkosz, upajaj się ustawicznie jej miłością!” (Ks. Przysłów 5:15-19).

 

Feminizm: Żony, nie pozwólcie się tak traktować. Nie bądźcie obiektami seksualnego pożądania dla waszych mężów. Łóżko to przede wszystkim miejsce czytania książek Agnieszki Graff, Manueli Gretkowskiej i Kazimiery Szczuki.

 

6. Ozdoby i zapach kobiety

 

Biblia: „Oczarowałaś mnie, moja siostro, oblubienico, oczarowałaś mnie jednym spojrzeniem swoich oczu, jednym łańcuszkiem ze swojej szyi. Jak piękna jest twoja miłość, moja siostro, oblubienico, o wiele słodsza jest twoja miłość niż wino i droższa woń twoich olejków niż wszystek balsam. Patoką opływają twoje wargi, oblubienico, miód i mleko są pod twoim językiem, a woń twoich szat jest jak woń Libanu”. (Pieśń nad pieśniami 4:9-11)

 

Feminizm: Zachwyt mężczyzn nad zapachem i biżuterią kobiet ma charakter poniżający wobec ich walorów intelektualnych. Powyższy opis utrwala kulturowe stereotypy. Łańcuszki na szyi, woń olejków, balsamów, ubrań są w jednakowym sensie pożądanymi atrybutami mężczyzn.

 

7. Atrakcyjność kobiety

 

Biblia: „Weselmy się i radujmy się, i oddajmy mu chwałę, gdyż nastało wesele Baranka, i oblubienica jego przygotowała się; i dano jej przyoblec się w czysty, lśniący bisior, a bisior oznacza sprawiedliwe uczynki świętych” (Apokalipsa św. Jana 19:5-8). „I widziałem nowe niebo i nową ziemię; albowiem pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły, i morza już nie ma. I widziałem miasto święte, nowe Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga, przygotowane jak przyozdobiona oblubienica dla męża swego” (Apokalipsa św. Jana 21:1-2).

 

Feminizm: Kobieta nie jest choinką. Żony nie powinny się przyozdabiać i starać się być atrakcyjne dla mężów. Równość oznacza, że im mniej widzialnych różnic między wami tym lepiej. Jeśli malujesz usta, paznokcie, zakładasz biżuterię i spódnicę by zadowolić jego, to oczekuj, że on zrobi sobie makijaż dla ciebie.

                       

8. Niemoralność kobiety

 

Biblia:Gdyż wargi cudzej żony ociekają miodem i gładsze niż oliwa jest jej podniebienie, lecz w końcu jest gorzka jak piołun, ostra jak miecz obosieczny. Jej nogi schodzą do śmierci, jej kroki zdążają do krainy umarłych, abyś ty nie wkroczył na ścieżkę życia; a że niestałe są jej drogi, ty tego nie wiesz” (Przysłów 5:3-6).

 

Feminizm: Biblia sprzeciwia się prawie kobiety do orgazmu. Tłamsi seksualne potrzeby mężatek. Jest przyczyną wielu psychicznych zaburzeń wśród kobiet, które stosują jej pouczenia. Ocenianie w kategoriach moralnych dobrowolnej seksualnej aktywności dwojga dorosłych ludzi jest średniowiecznym ciemnogrodem, generowaniem strachu i poczucia winy. Kochaj i pozwól kochać innym. Nie oceniaj kogokolwiek, kto szuka szczęścia i seksualnego spełnienia w inny sposób niż ty.

 

Normal
0
21

9. Ochrona dziewczynek (i chłopców)

 

Biblia: „Bo Ty stworzyłeś nerki moje. Ukształtowałeś mnie w łonie matki mojej. Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje i duszę moją znasz dokładnie” (Ps 139:13-14). „Słuchajcie mnie, wyspy, i uważajcie, wy, dalekie narody! Pan powołał mnie od poczęcia, od łona matki nazwał mnie po imieniu” (Iz 49:1). „Wybrałem cię sobie, zanim cię utworzyłem w łonie matki, zanim się urodziłeś, poświęciłem cię (…)” (Jer 1:5). „A skądże mi to, że matka mojego Pana przyszła do mnie? Bo oto, gdy dotarł do uszu moich głos pozdrowienia twego, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie” (Łk 1:43-44). „Oto panna pocznie i porodzi syna, i nadadzą mu imię Immanuel, co się wykłada: Bóg z nami” (Mt 1:23). „Nie zabijaj” (Wj 20:13).

 

Normal
0
21

Feminizm: Płód płci żeńskiej (i męskiej) może być usunięty jeśli kobieta uzna taki zabieg za korzystny dla siebie. Tłumaczenie: Jesteśmy za prawem kobiet do zabijania dziewczynek (i chłopców) jeśli jeszcze nie zdążyły się narodzić i nie są chronione państwową ustawą. Państwo powinno dopuszczać do uśmiercania niektórych ludzi na życzenie ich rodziców. Szczególnie tych ludzi, którzy są na wczesnym etapie życia, nie wyglądają jak ich matki i są od nich zależni. Nie należy ich nazywać ludźmi, a mordujących kobiet – matkami

 

10 Comments

  1. aaharon

    Twarzą w twarz. Lustrem w lustro

    Prawdziwie piękna kobieta budzi się z pięknem na twarzy. Prawdziwie piękna kobieta jest
    opalona, wydepilowana, zgrabna, czarnorzęsa, czerwonousta, gładkoskóra, jedwabistowłosa,
    wymanicurowana, wyperfumowana, naobcasowana, bujnopierśna od urodzenia, ot tak, po
    prostu. To właśnie ten Barthesowski mit, który podaje się za naturę. Dzieło sztuki, godziny
    ciężkiej pracy, które mówią: nie ma nas, albo jesteśmy niechcący.
    Makijaż jako strażnik
    Broni powierzchni mojej twarzy przed Potworem. Gdyż czasem zdarza się, że w lustrze odwiedza
    mnie Monstrum. Trudno powiedzieć, skąd przychodzi. Najpewniej jednak z wewnątrz. „Jedyna
    Okrutna Prawda o Twojej Wrodzonej Brzydocie„ „ tak mi się uprzejmie przedstawia i recytuje szybko
    tajemnicze zalecenie: „Torebkę papierową na głowę włóż i wolnym ruchem czołgaj się w kierunku
    najbliższego klasztoru„. A ja zawsze mu wierzę. Uciekam od lustra, by wylać kwartę histerycznych łez
    w poduszkę i przekląć rodziców, którzy nie raczyli wykonać badań prenatalnych.
    Oczywiście po jakimś czasie (dnia trzeciego na przykład) podnoszę się, odwalam kamień i dzielnie
    siadam znowu przed wrogim zwierciadłem. Będę siedzieć przed nim tak długo, dopóki nie uda mi się
    oswoić potwora. Najpierw zmieniam mu imię: Groźny Przypadek Nagłego Samoodkochania. Ideał lubi
    zmieniać się w karykaturę. Ta urocza asymetria linii brwi, czy cokolwiek innego, staje się nie do
    zniesienia, drażni, wyprowadza z równowagi, wydobywa całą moją nienawiść. Skoro dotyczy to innych
    obiektów, czemu nie miałoby dotyczyć i mnie? Czyż nie jestem obiektem swoich, jakże zmiennych,
    uczuć? Gorzej, że tu rozstanie może się naprawdę skończyć źle. Trzeba więc ratować małżeństwo.
    Strategii jest wiele. Szukanie refrenów, cyniczna zgoda na fałsz, wiara, że to wytwór jest prawdą,
    analiza przyczyn utraty miłości… Jeśli zaś uda mi się nałożyć gruby makijaż, przysłonię jeden
    komunikat innym: na warstwę pogardy narzucę warstwę wiary.

    Makijaż transwestyty
    Make up: poprawić, naprawić, udawać, skompletować, wypełnić, spełnić, reperować, harmonizować,
    przystosować, adaptować, …malować się. Maquillage: u/szminkowanie (się), u/malowanie (się), przen.
    s/fałszowanie, podrabianie, za/maskowanie.
    Nasze tradycyjne metafory umiejscawiają prawdę pod spodem. Pod warstwą pozoru, ładu czy chaosu.
    Ale pod spodem. Maluję się – a więc jestem „pozorna„, powierzchowna, sztuczna, nieprawdziwa,
    jestem wieczną aktorką, żyję w teatrze, ciągle pod okiem publiczności. Jestem być może hipokrytką.
    Cynicznie zaczynam zauważać, że nawet moja płeć jest przebraniem… Niby tak. Ale tym bardziej tak,
    że dla świata tylko moja płeć jest przebraniem. A zatem natura ludzka, moja natura także, jest męska?
    Wypacykowana twarz transwestyty to czysta melancholia. Tęsknota za niemożliwym pięknem, za
    nieprawdziwą płcią. Na twardą powierzchnię męskiej prawdy nakładamy fałszywe kolory, pozorne
    freski urody kobiecej. W efekcie powstaje czysta groteska. Widać grubą rysę, szczelinę, jaka tworzy
    się między rolą, przepisem na płeć a twarzą. Widać smutek aspirowania. A może jest to groteska
    radosna? Bo ona właśnie wyzwala spod władzy mitu udającego naturę, jak powiedziałby Barthes.
    Może kobiecość to coś, co mieszka poza płcią biologiczną? Może trzeba pamiętać, że maska pełni
    funkcję podwójną: skrywania i ujawniania, że jest medium wyzwalającym szczególne siły?

    dalej?

    Makijaż jako rytuał kosmogeniczny, Makijaż jako przemoc  , makijaż jako maska, makijaż kopciuszka, makijaż z pod znaku Eris, makijaż jako mumifikacja, makijaż jako znak rozszczepienia, makijaż na sztalugach …

    tekst Katarzyna Bratkowska

    fotografika aharon*

     

     

     

     
    Odpowiedz
  2. aaharon

    Piosenka

    youtu.be/0s2PXR2F3ro 

    a* 🙂

     

    Makijaż jako rytuał kosmogeniczny
    Kosmetyka „ kosmetikos, kosmein, kosmos: ład i porządek.
    Być może nawet prawo. Jak pisze w Akcie kobiecym Lynda Nead: „Jeżeli kobiece ciało definiuje się
    jako coś nieopanowanego, coś o nieostrych zarysach i popękanej powierzchni, z czego wyciekają
    obrzydliwości i brud, to można uznać klasyczne formy sztuki za magiczny regulator, pozwalający je
    ogarnąć, na moment zalepić dziury i zszyć poszarpane rany. Efekt tej operacji jest jednak
    powierzchowny, peryferie są nadal niebezpieczne i trzeba je ciągle od nowa poddawać dyscyplinie
    sztuki„. Obrzydliwości, czyli peryferie. Wszystko to, co nie zostało zakreślone przez stylus. Nead
    cytuje Derridę: „Kwestia stylu to zawsze rozpatrywanie ważności jakiegoś spiczastego przedmiotu.
    Niekiedy po prostu pióra. Ale także sztyletu, a zatem puginału. Posługując się nimi można zapewne
    zaatakować to, do czego filozofia odwołuje się pod mianem materi lub macierzy, by naciąć tam
    znamię, zostawić odcisk lub nadać kształt […] Styl może więc również chronić swą ostrogą przed
    przerażającą, oślepiającą, śmiertelną groźbą (tego), co się uobecnia […]„.
    Makijaż to stylus par excellence. Za pomocą ołówka, pędzelka, szminki nadajemy chaosowi ciała
    formę twarzy, wyciskamy na niej piętno, które staje się przepustką do świata ludzi. Oczywiście męska
    twarz nie wymaga podobnych zabiegów. Męskiemu ciału chaos nie grozi. Bez makijażu (czasem
    odpowiedniego wyrazu) ktoś mógłby dostrzec czystą semiozę, jako symptom, objaw naszej
    chaotycznej, niepewnej wewnętrzności.
    Tak jak opisał to (przytoczony w Janionowych Transgresjach) Rilke: „Ale ta kobieta, ta kobieta:
    zupełnie wtoczyła się w siebie, całym ciężarem zapadła twarzą w dłonie. […] Zacząłem stąpać cicho,
    skoro ją ujrzałem. […] Kobieta w nagłym przestrachu poderwała się zbyt ostro, zbyt prędko „ i twarz
    pozostała w rozwartych dłoniach. Ujrzałem tam tę twarz, jej pustą formę, z nieopisanym wysiłkiem
    przykułem się do tych dłoni, aby nie zobaczyć tego, co się od nich oderwało. Groza mnie zdjęła na
    widok twarzy od środka, ale jeszcze więcej bałem się nagiej rany, tej głowy bez twarzy„. Jak w wielu
    innych przypadkach, newralgiczne miejsca kultury dotyczą obu płci, z tym, że płci pięknej jakoś
    dziwnie dotyczą bardziej. Czy jest to prawda i pozór, czy odwrotnie: pierwotny chaos i kosmos jako
    wytwór kultury „ wszystko da się znaleźć w twarzy kobiety.

    Makijaż jako przemoc
    To, co nakładamy na powierzchnię, powinno być wiarygodne. Albowiem żadna kobieta (ta, która
    dobrze słuchała lekcji o urodzie) nie zgodzi się na piękno sztuczne. Piękno to coś, z czym należy się
    identyfikować. Słyszymy (ha, oby!): „Jesteś piękna!„, a nie na przykład: „Masz piękno!„. Gdyż płeć
    piękna jest w końcu piękna z natury! Prawdziwie piękna kobieta budzi się z pięknem na twarzy.
    Prawdziwie piękna kobieta jest opalona, wydepilowana, zgrabna, czarnorzęsa, czerwonousta,
    gładkoskóra, jedwabistowłosa, wymanicurowana, wyperfumowana, naobcasowana, bujnopierśna od
    urodzenia, ot tak, po prostu. To właśnie ten Barthesowski mit, który podaje się za naturę. Dzieło
    sztuki, godziny ciężkiej pracy, które mówią: nie ma nas, albo jesteśmy niechcący. To fundamentalna
    różnica między maską a makijażem. Maska nie udaje natury, maska od natury odróżnia. Co można
    sprawdzić u Lévi-Straussa. Pamiętam moją rozpacz, kiedy to, przyjrzawszy się nachalnie mojej
    twarzy, pewna (oj, niesympatyczna) dziewczyna, zaszczebiotała na cały głos (przy kolegach!): „A po
    co ci tyle pudru?„. Jeśli więc kryje się w makijażu przemoc, to nawet nie w godzinach kosmetycznych
    zabiegów, ale w konieczności ich ukrywania.
    Makijaż jako maska
    Marzenie! Maska mediumiczna, która wyzwala ze mnie moce dotąd nieznane. Maska, która mnie
    zabezpiecza, zasłania, pozwala być sobą, uwalniając od spojrzeń innych, pozwala być inną,
    uwalniając od spojrzenia na siebie, pozwala grać. To też może być makijaż. Różnica leży nie w
    obrazie, ale w stosunku do niego.
    Maski nie ukrywam. Maskę obnoszę, ale jako maskę. Na balu noszę suknię z teatru: tańczę, dygam,
    kłaniam się, żądam spełniania moich kaprysów, wszystko zgodnie z maską epokowej sukni! Mój
    kolega w podobnej sukni robi to samo i czuje się chyba równie dobrze. Jesteśmy bardzo wdzięczni,
    uroczy, kobiecy. Dobra byłaby też jakaś la masque na co dzień. Żeby nie męczyć, nie zużywać twarzy.
    Twarz odsłaniałoby się tylko przy szczególnych okazjach, w odpowiednim gronie. W końcu skąd ta
    fascynacja kwefem? Jasne, że to opresja. Ale i ratunek przed nią. Tam gdzie przede wszystkim się
    patrzy, i przede wszystkim na kobiety, tam trudno nie zamarzyć czasem o przysłonięciu. Nawet jeśli
    jest to fałszywy trop. Ale najbardziej podobałaby mi się maska wojenna. Hillary Clinton w rytualnej, na
    przykład czarno-czerwonej masce bierze udział w telewizyjnej przedwyborczej debacie z Mister
    Giulianim (też pomalowanym!). A następnego dnia gazety rozpisują się na temat semiotycznych i
    estetycznych walorów makijażu kontrkandydatów.
     

    Makijaż Kopciuszka
    Zbliża się godzina rozpoczęcia balu. Siedzę przed lustrem i czekam, aż Dobra Wróżka ześle mi
    natchnienie. Jeszcze nie. Odchodzę zrobić sobie herbatę, zebrać pędzelki, przygotować się do rytuału
    przemiany. Wracam i czekam, czekam, gapię się, myślę i czekam. Wreszcie czuję zbliżające się
    natchnienie. Z zapałem zabieram się do pracy. Maluję. Maluję, maluję, maluję… Skończyłam! Teraz
    zaś jedyne co mi pozostało, to ponieść moje cenne dzieło między ludzi, nim wybije dwunasta. Nim
    kareta okaże się wulgarną dynią. Bo makijaż Kopciuszka się zużywa, szczególnie w tańcu, przy
    jedzeniu, piciu, ocieraniu twarzy z potu, zużywa się też od spojrzeń.
    Kiedy tak biegnę na bal, muszę się spieszyć, czasem niosę urodę jak wodę w łyżce i czuję na karku
    dyszący oddech… potwora. Jeśli staranny makijaż (i ten wewnętrzny) mu się podda, mogę nie zdążyć.
    Na balu jest wiele obcych luster, a moja uroda jest niepewna, nietrwała, ulotna. Stworzona w
    domowym lustrze, może w innych stać się karykaturą, może zniknąć. Czasem z Kopciuszka zmieniam
    się w Świteziankę. Im bardziej Książę pokocha mnie przed dwunastą, tym bardziej go znienawidzę.
    Zdradzi mnie z fantazmatyczną nocną boginką, ze mną samą, i ja będę musiała w tej zdradzie
    uczestniczyć.

     

    Tekst Katarzyna Bratkowska.

    a*

     

     

     
    Odpowiedz
  3. aaharon

    Makijaż z pod znaku Eris

    Makijaż spod znaku Eris
    Był, może jeszcze jest, krem marki „Eris„. Eris, to według Kopalińskiego: „uosobienie waśni,
    niezgody, rywalizacji, współzawodnictwa. […] Ogólnie […] jest to Zatarg, Spór […]. Gdy Zeus
    postanowił rozpętać wojnę trojańską, aby ulżyć Ziemi, jęczącej pod brzemieniem tylu ludzi, posłał Eris
    na ślub Peleja i Tetydy, gdzie wznieciła spór między boginiami o to, która z nich jest najpiękniejsza, co
    doprowadziło do Ťsądu Parysať i do wojny„. Krem to oczywiście tylko podkład pod makijaż, ale z
    takim podkładem nie żyje się łatwo. Krem „Eris„ wsącza się do mózgu i poucza, że nie istnieje nic
    poza rynkiem seksualnym i że Parys stoi na każdym rogu, a właściwie świat składa się jedynie z
    Parysów oraz konkurencji. To nic nowego.
    Trzydzieści lat temu, w tekście pod znamiennym tytułem O celibacie, Dana Densmore napisała:
    „Powinnyśmy być czarujące i pociągające nawet dla mężczyzn, którzy nas nudzą czy napawają
    wstrętem, nawet dla obcych, którzy mogą nas podrywać; tkwi w nas obawa, że możemy wydać się
    wulgarne i odpychające choćby najbardziej ohydnej kanali„. Tak też przemawia reklama. W końcu
    rynek seksualny, jak każdy inny rynek, opiera się na konkurencji. Na nieustającym konkursie. Na
    dysjunkcjach: albo ja albo ona. Czyli albo ona albo on. „No i dobrze, w końcu dlaczego Pani nie chce
    podjąć rywalizacji?„ „ jak mawiają niektóre terapeutki. Bo przecież rywalizacja to dojrzałość.
    A już zupełnie cudownie by było, gdybym mogła nie tylko upiększyć siebie, ale jeszcze spaskudzić
    „przyjaciółki„ (na rynku występują zdecydowanie w cudzysłowiu). Agatę ochlapać błotem, o Kazi
    nagadać świństwa, a Basi do butelki po szamponie wlać krem depilacyjny! Ale niestety jeszcze jedna
    mała chmurka na horyzoncie wymarzonego szczęścia: piękno to przepisy (głównie te głęboko
    zasiedziałe w głowie), przepisy to towar robiony na zamówienie. Towar na zamówienie spokojnie po
    ulicy sam spacerować nie może. Za dużo chętnych. Można to też przedstawić inaczej. Jesteś
    „brzydka„ „ znaczy nie starasz się. „Tooo jest kobieta?!„ „ jak zapytywał znad okularów,
    prychając przy tem wujcio Parys (i to, o zgrozo, niepiękny). Jesteś „ładna„ „ znaczy starasz s ię. „To
    jest kobieta!„ „ jak wykrzykiwał szarmancko prychając, a może całując, w rączkę tenże sam
    brzuchato-łysy wujaszek P. A biedne dziewczę zastanawiało się, czego woli uniknąć. Zwłaszcza jeśli
    do wyboru jest tylko towar ponętny i towar felerny.
    Groteska to sytuacja, w której bohater musi wybrać między dwiema możliwościami, ale w odróżnieniu
    od konfliktu tragicznego (w którym obie są słuszne), każda z nich jest równie beznadziejna. Hi, hi, ha,
    ha. Czyli nic śmiesznego. Córką Eris jest Lethe „ bogini zapomnienia. Jak pisze Mary Daly, jest to
    amnezja wymuszona przez wzajemny konflikt, zapomnienie o żywiołowej, podstawowej, pierwotnej
    „kobiecej dzikości„. I w tym zapomnieniu dzikość musi zmienić się w złośliwość, a złośliwość musi
    zwrócić się przeciwko innym kobietom.

     

     

     

     
    Odpowiedz
  4. Halina

    Uroda

    Kiedy ap. Piotr pisał: " Ozdobą waszą niech nie będzie to, co zewnętrzne, trefienie włosów, złote klejnoty lub strojne szaty, lecz ukryty wewnętrzny człowiek z niezniszczalnym klejnotem łagodnego i cichego ducha, który jedynie ma wartość przed Bogiem"-1 Ptr 3; 3-4 nie negował troski o wygląd zewnętrzny, lecz wskazywał na źródło prawdziwego piękna. Ono jest ozdobą i promieniuje na zewnątrz. Nie jest uzależnione od trendów mody (np.zjawiska typu " lalka  Barbie"), które prowadzą najkrótszą drogą do rodzenia się kompleksów i depresji młodych dziewcząt. Wierząca kobieta nigdy nie będzie równać się z tym straszliwym kiczem , raczej też jest pozbawiona chęci wpasowania się za wszelką cenę w aktualny, kulturowy kanon piękna-uzalezniony od mód, trendów i kaprysów. Nie każdy makijaż  służy leczeniu własnych fobii czy urojeń, często jest naturalną odpowiedzią dbania o siebie. Urodę należy pielęgnować i podkreślać, posługując się ćwiczeniami fizycznymi, dietą , stosownym ubiorem, makijażem, który nie musi być jakąś psychologiczną maską. Człowiek , który ma zdrową osobowość potrafi wyznaczyć we wszystkim zdrowe granice. To chyba naturalne, że człowiek ma potrzebę dbania o swój zewnętrzny wygląd. Kwestia tego jak wyobrażamy sobie dbanie o siebie, zależy już  od nas samaych i od naszego poczucia piękna. Obraz ciała jest wynikiem i wyrazem ludzkiego wnętrza i niechże każdy będzie piękny na swój niepowtarzalny sposób.

     
    Odpowiedz
  5. Jadzia

    aaharonku:)

    Bo przecież rywalizacja to dojrzałość.
    A już zupełnie cudownie by było, gdybym mogła nie tylko upiększyć siebie, ale jeszcze spaskudzić
    przyjaciółki (na rynku występują zdecydowanie w cudzysłowiu). Agatę ochlapać błotem, o Kazi
    nagadać świństwa, a Basi do butelki po szamponie wlać krem depilacyjny! Ale niestety jeszcze jedna
    mała chmurka na horyzoncie wymarzonego szczęścia: piękno to przepisy (głównie te głęboko
    zasiedziałe w głowie), przepisy to towar robiony na zamówienie. 

     

    Łuuuu – tak się jakoś w moim zyciu dziwnie składa, że moje konflikty są z reguły z męzczyznami , natomiast z kobietami o dziwo nie ma ich wcale……

     
    Odpowiedz
  6. aaharon

    Makijaż na sztalugach

     
    Moja prababka przez całe życie zmieniała coś w mieszkaniu. Poprawiała, dekorowała, upiększała.
    Pradziadek miał tego dość. Wyjeżdżając w ważnych sprawach zapowiedział jej, żeby nie ważyła się
    już niczego więcej przestawiać. Po jego wyjeździe prababka wzięła młotek i ukradkiem, myśląc, że
    nikt nie widzi, porozbijała kafle na piecu. Kafle pękają „ trzeba wezwać zduna. Przyszedł zdun. A
    skoro już był, prababka namówiła go przy okazji do trochę większej roboty. Pradziadek zastał piec
    stojący sobie spokojnie… w zupełnie innej części mieszkania. Nie mówiąc już o drzwiach. Dzisiaj
    prababka byłaby zapewne zapaloną dekoratorką wnętrz.
    Zapałowi do makijażu i kosmetyków trudno się dziwić. Twarz to najbliższe, leżące wręcz pod ręką,
    płótno. Przestrzeń zapraszająca do twórczości.
    Często jedynej. Ale przez to nie mniej ważnej. I można
    uprawiać ją na co dzień. Próbować coraz to nowych koncepcji, posiłkując się magazynami urody,
    eksperymentować z twarzą, ale i z psyche. Bawić się z liniami i z kolorami. Mieć tę przestrzeń i ten
    czas wyłącznie dla siebie. Delikatnie wklepywać kremy, wygładzać puder i róż, głaszcząc policzki
    pędzlami, smarować usta szminką, czy choćby błyszczykiem, łaskotać kredką…
    To wszystko zabiegi autoerotyczne. O ile ich źródłem jest miłość, a nie nienawiść do swojej twarzy,
    czyli do siebie. Twarz sama w sobie może stać się dla nas kamieniem, a makijaż rzeźbą. Wtedy
    konieczne jest dokładne wniknięcie w swoje rysy. Żeby nie stać się rzeźbiarzem partaczem, o którym,
    w zupełnie innym zresztą kontekście, pisze Jolanta Brach-Czaina: „[…] partaczem jest rzeźbiarz,
    który nie widzi co podpowiada mu kamień, i gwałcąc tworzywo wymusza na nim własne widzimisię
    […]„. Dzięki wsłuchaniu się w rytmy swojej twarzy rozszczepienie na podmiot i przedmiot, klientkę
    rynku i towar zmienia się niepostrzeżenie w przekroczenie tej opozycji. Kobieta staje się wolnym
    podmiotowym obiektem swojej własnej twórczości, twarz polem autokreacji, a makijaż swoistą
    odmianą autoportretu.
    Albo jeszcze inaczej: cenię, identyfikuję się z tym, co jest moim wytworem, moim dziełem. Nie z tym,
    co „wrodzone„. Świrszczyńska jest w tym zaskakująca:" „Nie ja zrobiłam/ swoje ciało./ Donaszam
    łachy po rodzinie,/ obcy mózg, owoc przypadku, włosy/ po babce, nos/ zlepiony z kilku umarłych
    nosów./ Co mnie łączy z tym wszystkim?/ Co mnie łączy z tobą, który lubisz/ moje kolano, cóż ja/ mam
    wspólnego ze swoim kolanem?/ Na pewno/ wybrałabym inny model" [Grube jelito]. Poza makijażem
    Ostatnio oglądaliśmy w Centrum Sztuki Współczesnej film „ rozmowy z Gilles Deleuze’m. Gilles
    Deleuze
    wydał nam się piękny. Łącznie ze swoimi strasznymi, nie obcinanymi nigdy pazurami.
    Powiedział: „Chciałbym być niezauważalny„. Jego twarz była zapewne dla niego samego tylko
    receptorem i narzędziem komunikacji. Podobnie jak dla jednej z profesorek filozofii, która przeciąga
    ręką po twarzy, tak jakby to była dowolna inna część ciała.
    Kiedy budzę się rano, moja twarz w poduszce to same mięśnie, kości, skóra. Ciało bez znaków,
    znaczeń i napięć. Mięso prawie. Ślepe jeszcze jak szczeniak. Jak wyglądałoby moje życie, gdybym po
    obudzeniu się nigdy nie napotkała lustra? To pytanie z gatunku: co się dzieje po śmierci? A może
    wystarczyłoby już nigdy więcej nie spojrzeć? Nie sądzę, żebym to kiedyś sprawdziła. Bo na pewno
    musiałabym sprawdzić, jak wyglądam jako osoba nie patrząca do lustra. Trudno.
    Ale Gilles Deleuze przynajmniej częściowo i niechcący wyjaśnił mi, na czym polega to inne piękno.
    Opowiadał o refrenie. Że u niektórych kompozytorów to są zaledwie dwie, trzy nuty. I trzeba umieć je
    usłyszeć. Wtedy poczujemy się jak u siebie. Znajdziemy piękno. Jako grę pomiędzy powtarzalnym i
    niepowtarzalnym, regularnym i nie regularnym. Symetrycznym i asymetrycznym. Systemowym i
    indywidualnym. Są więc wizerunki jak sezonowe przeboje. Łatwo wpadające w ucho dzięki długim,
    melodyjnym refrenom. Refreny tych twarzy są długie, a rymy częstochowskie. Do tego zresztą dąży
    większość sztampowych makijaży. Są też twarze, w których napięcia są większe, a refren ogranicza
    się do tych dwóch, trzech nut. Te dają najwięcej radości po długim obcowaniu. Twarz jest tu dziełem
    rozwijającym się w czasie. Nie kwiatem, który więdnie, ale mapą życia, biografią, czy raczej
    samoistnym, ruchomym bioautoportretem. Widać ślady dawnych bitew na murze, radosne cięcia
    zmarszczek po odniesionych zwycięstwach, myśli poukrywane w plisach i falach morskich. Żeby
    zobaczyć twarz jako powierzchnię zapraszającą do dialogowych rozpoznań trzeba jednak, choć na
    chwilę, wyzwolić spojrzenie spod władzy normatywnych, estetycznych porównań. Spojrzeć na nią jak
    na materiał, w którego fałdach ukrywa się człowiek. Nawet nie płaszcz na ducha, ale to, co czyni
    niewidzialne widzialnym. I niestety łatwiej jest to zauważyć, kiedy ten człowiek akurat jest
    mężczyzną… przynajmniej na razie.

    tekst
    Katarzyna Bratkowska

    Fotografika aharon*

     
    Odpowiedz
  7. Jadzia

    witaj aaharonku:)

    Po jego wyjeździe prababka wzięła młotek i ukradkiem, myśląc, że
    nikt nie widzi, porozbijała kafle na piecu. Kafle pękają trzeba wezwać zduna. Przyszedł zdun. A
    skoro już był, prababka namówiła go przy okazji do trochę większej roboty. Pradziadek zastał piec
    stojący sobie spokojnie… w zupełnie innej części mieszkania. Nie mówiąc już o drzwiach. Dzisiaj
    prababka byłaby zapewne zapaloną dekoratorką wnętrz. 

     

    Hmmm o ile mi wiadomo piec nie może stać tam gdzie się komu podoba ale tam gdzie jest porzewód wentylacyjno-spalinowy. A jezeli nawet jest takowy w innej części mieszkania to nie zawsze można sie w niego podłączyc:)

    Jak wyglądałoby moje życie, gdybym po
    obudzeniu się nigdy nie napotkała lustra?

    Zdarzały mi się takowe sytuacje na wyjazdach. I wcale nie byłam przez to nieszczęśliwa. Raczej byłam bardziej wolna, gdyz byłam taka jaka jestem a nie "ułożona" w jakiś sposób przez wizerunek w lustrze.I nie musiałam się dostosowywac do tego wizerunku.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code