Pewien przedsiębiorczy człowiek, zawsze pełen świeżych pomysłów, tryskający humorem i entuzjazmem sprawiał wrażenie, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Zawsze w ruchu, spieszący na spotkanie albo wracający od któregoś z klientów swojej dużej firmy budowlanej. Zawsze z rozdzwonionym telefonem, otoczony wianuszkiem interesantów. Odważniejsi przyjaciele mówili: „Nie pędź tak, bo na własny pogrzeb tak czy owak zdążysz”. Zachęcali do umiaru, realizmu, poskromienia zbyt wybujałego apetytu na życie. Organizm dawał ostrzegawcze sygnały. Któż by tam jednak przejmował się takimi ostrzeżeniami? Chyba tylko nieudacznicy i fajtłapy, którzy nie zrobią w życiu niczego sensownego, a egzystując dzięki talentom innych, potrafią im tylko psuć nastrój? Gdy ów człowiek dość młodo zmarł na zawał serca, w jego nekrologu znalazły się słowa: „Żegnaj, wielki optymisto!” Wkrótce rodzina poznała dokładnie wysokość pozostawionych przez zmarłego kilkusettysięcznych długów. Wdowa musiała sprzedać duże luksusowe mieszkanie, a syn jeszcze przed maturą zaczął ciężko pracować, aby wystarczyło i dla wierzycieli, i na chleb.
Albo taka opowieść, która wyda się zapewne znajoma ludziom pracującym w szpitalach czy hospicjach. Mężczyzna w średnim wieku zachorował na raka. Nawet wówczas, gdy choroba uniemożliwiła mu samodzielne funkcjonowanie, zaprzeczał jej istnieniu. Mimo że był człowiekiem ochrzczonym i uważał się za katolika, nie dopuszczał do siebie myśli o tym, że wkrótce przyjdzie mu stanąć przed Bogiem, więc należałoby wykorzystać pozostały czas na uporządkowanie kilku zabałaganionych w życiu spraw, pojednanie z bliskimi itp. Ponieważ pieniądze były zawsze dla niego ważne i nawet nieźle umiał je zarabiać, do końca sądził, że życie i zdrowie uda mu się kupić poprzez kosztowne prezenty dla lekarzy czy pielęgniarek.
I jeszcze coś o kobietach, aby parytet został zachowany. Otóż pewna pani, zanim obudziła się w pustym mieszkaniu, do którego trafiła nie wiadomo jak i nie wiadomo z kim po kolejnej alkoholowej imprezie, była wybitną studentką, a później cenioną i szybko awansującą pracownicą dużej firmy. Gdy uznała, że jej zarobki i kariera osiągnęły odpowiedni poziom, wyszła za mąż, urodziła dziecko – i tak szybko, jak to było możliwe, wróciła za swoje biurko poważnej szefowej, domowe obowiązki przerzucając na męża, a z coraz większymi stresami radząc sobie przy pomocy coraz większej ilości używek. Nie zauważała lub nie chciała zauważać, że wokół niej maleje krąg przyjaciół, a najbliżsi przestali ją nawet informować o bieżących problemach. Długo nie mogła uwierzyć, że doszło do rozwodu, że inna kobieta wychowuje jej dziecko, że kierownictwo postawiło ją przed wyborem między leczeniem odwykowym a zwolnieniem z pracy.
Jeżeli czujesz się tymi opowieściami zażenowany/a czy zniesmaczony/a, jeżeli uważasz, że nie odnoszą się zupełnie do Twojego życia, przypominasz Piotra, który nie chce słuchać o przykrych rzeczach, bo psują mu one tak pięknie układającą się wizję przyszłości. Podobnie jak Piotr jesteś zapewne energiczny/a, rzutki/a, zaradny/a. Jesteś znakomitym kandydatem czy kandydatką na lidera i zdajesz sobie sprawę, jak ważny dla wspólnego działania okazuje się właściwy duchowy klimat, jak łatwo zarazić czarnowidztwem, a trudno rozbudzić oraz podtrzymywać zapał i odwagę. Dlatego gdzieś na boku – w komentarzu lub w osobistej rozmowie – zechcesz mnie może przekonywać, że nie wypada, że trzeba mówić i pisać o sukcesach, o ludziach, którym powiodło się, którzy zrealizowali swoje marzenia, a swoimi życiowymi pasjami zdołali zarazić innych.
Przyznam, że zgadzam się z tym w bardzo dużej mierze. Nie przepadam za czarnowidztwem i podobnie jak większość ludzi lubię historie z happy endem. Szczęśliwe zakończenie i najlepiej brak kłopotów po drodze chciałabym widzieć zwłaszcza w tych sprawach, w które jestem osobiście zaangażowana, w których mam swój mniejszy czy większy udział, które bezpośrednio lub pośrednio oddziałują na całość mojego życia. Niekiedy chciałabym tego tak bardzo, że robię wiele, aby uśpić własną czujność, ignoruję nieprzyjemne ostrzeżenia, oszukuję siebie albo pozwalam, aby mnie oszukiwano. Albo nawet do tego nakłaniam jak Piotr mówiący do Jezusa: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”. Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie, bo nie może przyjść na mnie, bo nie chcę porażek, cierpienia, śmierci, bo nie chcę widzieć zła i nieszczęścia, bo pragnę raju tu i teraz, natychmiast, a nie w jakiejś odległej i bliżej nieokreślonej przyszłości.
Jakże bliski, zadziwiająco bliski współczesnemu człowiekowi wydaje się Piotr, którego życie sprzed dwóch tysięcy lat opisuje Pismo św.! Może dziś przekonywałby, że krzyż należy usunąć z przestrzeni publicznej, aby nie sprawiał dyskomfortu tym, którzy woleliby o nim zapomnieć. Może uważałby, że wiara w Boga powinna pozostać prywatną sprawą chrześcijanina, kultywowaną gdzieś „na boku”. Może namawiałby do w porę przeprowadzonej aborcji, która pozwoli uniknąć problemu dzieci z zespołem Downa i nie miałby nic przeciwko eutanazji w przypadku osób, których jakość życia nie wydaje się zadowalająca. Może wreszcie propagowałby rozmaite wizje szczęścia, które człowiek może osiągnąć wyłącznie własnymi siłami.
Na pewno w każdym razie Piotr nie czyniłby nam wyrzutów z powodu naszych rozmaitych ucieczek przed życiowymi trudnościami czy rozterkami. Nie nakłaniałby do bolesnego niekiedy stanięcia twarzą w twarz z rzeczywistością, do ograniczenia egoistycznych potrzeb, a zwłaszcza potrzeby samooszukiwania się w imię pozornego spokoju, do podjęcia ciężkich i poważnych wyzwań, do zmniejszenia konsumpcji i tempa życia, do ascezy nie tylko w sferze materialnej, ale także w zakresie emocji, poszukujących coraz obfitszych i bardziej wyrafinowanych pokarmów. Do takiej drogi natomiast zachęca Jezus, psując wielu z nas dobry humor…
Autorki skojarzenie, a nawet przeświadczenia, supozycje….
Skąd u Pani – takie skojarzenie postawy i zachowań Piotra z nadzwyczaj specyficzną grupą osób, którym nie tylko przeszkadza krucyfiks, bądź krzyż w miejscach publicznych, czy afirmacja wiary w Boga Trójjedynego i szereg innych znaczących, bądź istotnych, dla chrześcijan symboli, spraw i rzeczy?….
Ponadto akurat takie przeświadczenie, że Piotr będąc uczniem znakomitego Nauczyciela, który trafnie napominał: "nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie" i umiejętnie, oraz skutecznie wychowywał Piotra , także innych swoich podopiecznych, wyznawców – nie czyniłby….., nie nakłaniałby…., albo nieuprawnione supozycje, że; może uważałby, czy namawiał…..
Szczęść Boże!
Zibik, Elik, Baron
Panie Zbigniewie, ta nowa ksywa rzeczywiście do pana pasuje.
Tak właśnie pan się zachowuje, jak baron, pouczając innych i poatrząc na nich z góry. Może i pan baronem jest, ale tu na Tezeuszu zapewne nie.
Ciekawe ze zwraca pan uwagę Małgorzacie, że spróbowała przenieśc sytuację biblijna do naszych postaw, czyli wskazała na zastosowanie Słowa Bozego, broniąc jakby Piotra, choć Jezus mu wyraźnie powiedział "szatanie" – bo jego myślenie było ludzkie, nie Boze.
KJ