Nasze prywatne stany wojenne – kiedy zło staje w służbie idei

Kwiczoły za moim oknem chętnie korzystają z jabłek sąsiada – owoców, które zdawały się być przeznaczone już tylko na zgnicie i podeptanie… (zdjęcia robiłem przed godzinką)

Do jakiego stopnia jesteśmy w stanie usprawiedliwiać zło ze względu na wytyczone cele, wizje, idee?… Rocznica stanu wojennego obudziła we mnie pytanie, które raz już zadał Leszek Kołakowski (a było to jeszcze przed mrocznym grudniem – w 1977 roku). Pytanie to jest głównym problemem każdego totalitaryzmu. Choć w odniesieniu do stanu wojennego warto zastosować małą uwagę: autorzy grudniowej nocy podjęli tak radykalne działania już chyba nie tyle w obronie jakiejś ideologii, co raczej w imię utrzymania własnej, partykularnie pojmowanej władzy. Zresztą nie mnie sądzić ich sumienia – co nie znaczy, że jestem zwolennikiem zamknięcia tych wydarzeń w ozdobnej ramce historii, która nikogo już do niczego nie zobowiązuje.

 

Smutny to fakt, że media publiczne nie chcą dziś głębiej pochylić się nad problematyką stanu wojennego i ogólniej – nad refleksją dotyczącą źródeł i ofiar sowieckiego systemu, emitując głupawe komedie na ten temat i sprowadzając wszystko do zamkniętego rozdziału, gdzie historia stanęła wobec „wyższej konieczności”. Owszem, politycy chętnie podejmują problematykę stanu wojennego, przy okazji licytując się często, kto był „bardziej” internowany. Przyznam, że zmęczony już jestem zarówno płytkimi hasłami „zgoda buduje”, jak też przeciwną postawą, którą można sparafrazować „budowanie musi dzielić”. A może warto wobec tego wrócić do postawionego na samym początku pytania?…

 

W gruncie rzeczy stajemy wobec starego jak świat pytania o istotę i usprawiedliwienie zła. Czy przemoc może być tłumaczona wyższą koniecznością? Owszem, może – weźmy przykład krnąbrnego dziecka lub osoby psychicznie chorej. Czy jednak przemoc wobec całej społeczności można poddawać podobnym kryteriom usprawiedliwienia? Albo podchodząc do tego problemu od strony prawdy: czy kłamstwo można czymkolwiek usprawiedliwiać? Owszem, można – jeśli np. zagrożone jest czyjeś życie. Źródłem usprawiedliwiającym może więc być tylko DOBRO. A jednak to właśnie kryterium dobra, wyrażane w poszanowaniu godności i wolności człowieka, staje się głównym fundamentem oskarżeń wobec systemu komunistycznego. Systemu, który nie spadł z kosmosu – który na długo przed sowietyzacją Eurazji kluł się w ludzkich sercach.

 

I tutaj dochodzę do pytania podstawowego (niech mi wybaczą patrioci i historycy, że wobec tej doniosłej rocznicy na chwilę odejdę od problemu narodowego): czy każdy z nas na co dzień nie wprowadza takich osobistych stanów wojennych? Czy nie wytaczam czołgów wobec współbrata w wierze, wobec rodaka, wobec bliźniego – narzucając mu wyłącznie moje rozumienie dobra? Zdaję sobie sprawę, że zgoda nie może być budowana za wszelką cenę, ale też najmniejsze nawet zło nie może być usprawiedliwione żadną „wyższą ideą” – obojętnie, czy jest nią patriotyzm, demokracja, czy krzewienie wiary.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code