Najtrudniejsza miłość: czy potrafię kochać swoich nieprzyjaciół?

41. Wieczór Biblijny w Kasince Małej

 
W sobotnie popołudnie rozważaliśmy następujący fragment Ewangelii:
 
Jezus powiedział do swoich uczniów: Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. (Mt 5,43-48)
 
Małgorzata: W tym fragmencie Ewangelii Jezus wzywa do radykalnej miłości wobec wszystkich: przyjaciół i nieprzyjaciół. Tutaj chodzi przede wszystkim o to, aby zrezygnować z naturalnej dla człowieka, a pierwotnej kulturowo zasady zemsty za czynione nam zło. Mściwość nie jest chyba obca nikomu, choć może się przejawiać w mniej lub bardziej subtelnej formie. Jeżeli ktoś doznaje krzywdy, to odczuwa też chęć rewanżu, nad którą warto oczywiście zapanować, bo chęć niekoniecznie musi się od razu przeradzać w czyn.
 
Dobrze, gdy każdy zastanawia się, ile jest w nim mściwości i to stara się przepracowywać. Trzeba jednak zwrócić uwagę na pułapki wiążące się współcześnie z tym radykalnym postulatem miłości bliźniego. Nie stosujemy już zasady „oko za oko, ząb za ząb”, której Jezus przeciwstawia się bardzo mocno. Lubimy jednak myślenie kontraktowe o swoim bliźnim: dopóki jest mi do czegoś przydatny, dopóki miło mi spęczać z nim czas, dopóki mogę dzięki niemu zarabiać, dopóki znajomość z nim jest prestiżowa, dopóki łączą nas interesy, uważam tego człowieka za przyjaciela, obdarzam go miłością i sympatią. Gdy natomiast ten człowiek przestaje pełnić pewne funkcje usługowe wobec mnie, to wtedy zostaje w sensie emocjonalnym czy nawet czysto praktycznym odsunięty na margines. To właśnie przypomina postępowanie celników i pogan.
 
Drugie niebezpieczeństwo wiąże się z pewnym relatywizowaniem i ujednolicaniem: wszyscy muszą być naszymi przyjaciółmi i wszyscy mamy się kochać niezależnie od poglądów, celów czy sposobu postępowania. To wizja raju na ziemi, w którym zostaje usunięta wszelka indywidualność. Ludziom, którzy nawołują do tego rodzaju miłości i chcą taką miłość często wymusić, nie chodzi o to, aby pokochać nieprzyjaciela, lecz aby z nieprzyjaciela zrobić sobie przyjaciela, aby go oswoić, obłaskawić, obciąć mu pazury itd.
 
Tymczasem Bóg „sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych”. Bóg nie jest relatywistą. Daje ludziom to, co jest im potrzebne do życia, niezależnie od tego, jacy oni są, ale nie pokazuje, że przestają być przez to sprawiedliwi i niesprawiedliwi, dobrzy i źli. Jeżeli mamy naśladować Boga w Jego miłości, to powinniśmy uszanować tę ludzką odmienność i wolność drugiego człowieka, którego zechcemy obdarzyć miłością bliźniego. Obraz słońca i deszczu przypomina także, że jeśli kochamy bliźniego, powinniśmy robić to w sposób naturalny, nie traktując tego jako coś nadzwyczajnego. Chodzi o to, aby nie popadać w pychę, która często łączy się w bardzo subtelny sposób z jakimś czynieniem dobra. Jak Bóg daje słońce i deszcz, które są nieodzowne dla życia, tak my powinniśmy po prostu pozwalać innym żyć koło siebie z całym ich bogactwem, nawet jeżeli są dla nas nieprzyjemni i wrodzy.
 
Dzisiaj chciałabym modlić się, aby każdy z nas potrafił w naturalny, prosty, ale i mądry sposób miłować swoich bliźnich, pozostawiając im wolność, jeżeli nie chcą być przez nas kochani: aby nauka społeczna Kościoła rozwijała się i pokazywała, na czym powinna polegać miłość bliźniego nie tylko na poziomie indywidualnym, ale i społecznym, jak to niedawno uczynił papież Benedykt XVI w encyklice Caritas in veritate; aby to, co zostanie napisane, nie tylko pozostawało na stronach książek czy gazet, lecz aby też pracowało w sercach ludzi.
 
Andrzej: Przyznam, że ta Ewangelia jest dla mnie jedną z najważniejszych w Piśmie Świętym. Jezusowe zalecenie naśladowania miłości Boga również w miłości do nieprzyjaciół, zradykalizowanie miłości bliźniego tak, aby ogarniała każdego człowieka, a zwłaszcza tych, którzy są w naszym życiu najtrudniejsi, jest dla mnie osobiście bardzo ważne. Mając życie bardzo bogate w wydarzenia i w działanie, w poważne wybory ideowe i w poważne upadki, wielokrotnie stawałem przed kwestią relacji wobec tych, którzy albo mnie skrzywdzili, albo których ja skrzywdziłem, wobec tych, którzy byli po prostu moimi nieprzyjaciółmi i nieraz wciąż są. Zajęcie właściwej postawy moralnej, religijnej jest tu sprawą kluczową, ponieważ nic tak człowieka nie zatruwa, nie oddala od Boga, od bliźnich i od siebie samego jak brak przebaczenia wobec naszych nieprzyjaciół.
 
Kim jest nieprzyjaciel? To jest ktoś indywidualny bądź podmiot zbiorowy, wchodzący w ruch kolizyjny z naszym życiem. Możemy go znać lub nie znać osobiście i po obu stronach może być nawet dobra wola, ale jest jakaś kolizja. W czasie wojny było na pewno wielu Polaków, którzy mieli dobrą wolę w stosunku do Niemców i wielu Niemców, którzy mieli dobrą wolę w stosunku do Polaków, ale znaleźli się w obiektywnym konflikcie i on sprawiał, że byli nieprzyjaciółmi, a gdy później konflikt zaogniał się, stawali się też osobistymi nieprzyjaciółmi. Dla wielu nie był to osobisty wybór, lecz wynik określonej sytuacji.
 
Także ja spotykam ludzi, którzy są ostrymi ateistami czy agresywnymi sekularyzatorami, którzy chcieliby chrześcijaństwo i Kościół katolicki znieść z powierzchni ziemi. Mogę ich lubić i szanować, ale obiektywnie oni są moimi nieprzyjaciółmi. Tak odnajduję to w sercu, w umyśle, w sumieniu. Muszę mieć jakiś stosunek do tych ludzi i nie chcę, żeby to była nienawiść. To jest miłość przez łzy, przez ból, miłość trudna, miłość, która ocala człowieka nawet na dnie moralnego i duchowego upadku, miłość emocjonalnie gorzka, ale przecież możliwa.
 
Jeżeli Jezus mówi o naśladowaniu Boga w miłości do złych i dobrych, sprawiedliwych i niesprawiedliwych, to moje osobiste doświadczenie jest takie, że miłować nieprzyjaciół można jedynie dzięki głębokiemu spotkaniu w modlitwie z samym Bogiem i czerpaniu z Jego łaski przebaczenia, z Jego laski miłości. W oparciu o samą ludzką naturę nie można udźwignąć przebaczającej miłości wobec tych, którzy nas skrzywdzili bądź zniszczyli cenne dla nas dobra, zabili nasze ukochane osoby, zdradzili nas albo uważają, że myśmy ich skrzywdzili. Tego może dokonać w nas jedynie łaska Boża.
 
Myślę, że sprawdzianem miłości i naszego bycia chrześcijanami jest właśnie ta trudna miłość nieprzyjaciół. Aby ona była realistyczna, trzeba mieć odwagę, przenikliwość i dobre duchowe rozeznanie, zdawać sobie sprawę z patologii, z tego, co jest grzeszne, słabe, co trzeba poddać osądowi moralnemu i religijnemu w innych czy w sobie. Nie ma prawdziwej miłości nieprzyjaciół bez takiego zdrowego osądu na gruncie sumienia i rozumu. Miłość nieprzyjaciół, która pozbawia się osądu moralnego i odwagi jego wypowiadania, zawsze w chwili próby okaże się miłością słabą i deklaratywną. Gdy zdaję sobie sprawę z powagi kolizji, z powagi wrogości, z powagi ewentualnego zła, które mój przeciwnik może uczynić, gdy wiem, dlaczego mój nieprzyjaciel nie może być moim przyjacielem, to dopiero wówczas moja miłość może być realistyczna i udźwignąć wszystkie kłębiące się emocje. Miłość nieprzyjaciół jest więc możliwa z jednej strony dzięki zakorzeniającej nas przez modlitwę. doświadczenie i refleksję miłości Boga, a z drugiej strony dzięki ocenie potencjalnego zła, jakie wynika z nieprzyjaznych działań.
 
Chciałbym modlić się, abym umiał jeszcze bardziej kochać swoich nieprzyjaciół –  tych, którzy mnie skrzywdzili osobiście, krzywdzą innych, zabijają Boga w sercach ludzi, chcą zniszczyć moją ojczyznę czy chrześcijaństwo, czy to, co kocham, obojętnie, skąd przychodzą, gdzie i kim są; aby była to miłość realistyczna, którą dzięki łasce Bożej ja i inni umielibyśmy udźwignąć.
 
 

16 Comments

  1. andrzej.chabros

    Najtrudniejszy i

    Najtrudniejszy i najistotniejszy element chrzescijaństwa. Pojecia wyjasniamy przez de-finiowanie czyli oznaczanie końców – określanie – o-graniczanie. Graniczna dla miłosci sytuacja (jesli miłość jest relacją międzyosobową…) to niewatpliwie miłość nie-przyjaciół (czyli nie-odwzajemniona np. może…). Dopoki nie odpowiemy sobie na pytanie na czym właściwie polega miłość nieprzyjaciół, nie wiemy czym jest miłość! Przypomina mi się pytanie zadane przez kolegę z roku na etyce: "Czy szatan jest osobą?" Bo jesli jest – to jakże go nie kochać?

    pzdr

    Andrzejek

     

     

     
    Odpowiedz
  2. Andrzej

    Szatan jest nie-osobą

     Andrzeju, 

    na pytanie: czy szatan – jako nieprzyjaciel Boga i człowieka – zasługuje na naszą miłość, tak jak zaleca ją Jezusa wobec nieprzyjaciół, odpowiadam: Nie. Ponieważ, Jezusowy nakaz miłości nieprzyjaciół odnosi się do osób, czyli zasadniczo wobec ludzi (Bóg, ani aniołowie nigdy nie są naszymi nieprzyjaciółmi).

    Szatana co prawda można uznać za "byt osobowy", ale radykalnie niepełny. Dlaczego? Osobą jest istota świadoma i wolna oraz zdolna do miłości, czyli czynienia dobra i bycia dobrem dla wobec innej osoby. Szatan posiada jedynie w pełni atrybut świadomości (choć i on jest przyćmiony), natomiast jego wolność jest niepełna i jednostronna: zdolna jedynie do czynienia zła. A o miłości w ogóle nie może być mowy. A właśnie zdolność do miłości jest konstytutywną i pierwszą cechą osoby: świadomość i wolność jako współkonstytutywne cechy pełnią rolę służebną wobec miłości.

    Dlatego w sensie ścisłym o byciu osobą decyduje jej – nieutracalna -zdolność do miłości. Czyli osobą jest byt zdolny do miłości (zakładającej świadomość i wolność). Szatan jako byt nieodwracalnie niezdolny do miłości osobą w sensie podmiotowym nie jest, choć posiada formalną strukturę osoby, będącą pozostałością jego pierwotnego zaistnienia stwórczego, właśnie jako pełnej osoby zdolnej do miłości.

    Dlatego np. J. Ratzinger mówi  o szatanie, że jest nie-osobą (Un-person), ponieważ przez odwrócenie się od Boga uległ w swoim bytowaniu nieodwracalnej perwersji. Według niego szatan jest wprawdzie bytem o osobowej strukturze, ale przez radykalny wybór w kierunku zła, stał się bytem anonimowym i pozbawionym własnego oblicza. 

    "Miłość" wobec szatana mogłaby mieć jedynie charakter "satanicznej" adoracji, wynikającej z fascynacji złem czy wprost opętania. Byłaby to miłość zła w postaci czystej. (Słowa miłość używam tutaj w cudzysłowie, jako daleką analogię do jego oryginału. Właściwsze byłoby chyba "pożądanie zła".)

    Prawdziwie ludzka i osobowa miłość jest możliwa jedynie między istotami zdolnymi do miłości czyli pełnymi osobami, nawet jeśli są oni naszymi nieprzyjaciółmi, albo ze względu na popełnione zło – choćby takie ikony zła jak Hitler, Stalin – w poważnym stopniu zniekształcili swoje człowieczeństwo i zredukowali osobowy charakter swego istnienia. Największe nawet zło, które czyni człowiek, nigdy nie zmienia radykalnie i perwersyjnie jego osobowego bytowania.

    Ponadto, miłość nieprzyjaciół ma też sens soteriologiczny (zbawczy). Jest udziałem w odkupieńczej miłości Chrystusa, który przez swoją śmierć na krzyży zbawia człowieka. W tym sensie nasz akt miłości nieprzyjaciół jest – dzięki koniecznej dla takiej miłości łasce Boga – próbą przemiany zła, jakim jest wrogość i nieprzyjaźń w dobro.

    Miłujemy nieprzyjaciół nie tylko dlatego, że tak jest moralnie i terapeutycznie lepiej dla nas, albo dlatego, bo tak każe nam Jezusa, ale przede wszystkim dlatego, by przerwać krążenia zła i poprzez cierpiącą miłość nieprzyjaciela otwierać go na Boga i wieczność. Miłość nieprzyjaciół służy też wprost nawróceniu i ocaleniu osób dla życia wiecznego. A szatan, jak wiemy, nie może być zbawiony, ponieważ jego odwrócenie się od Boga jest ostateczne i nie podlega zbawczemu aktowi Jezusa skierowanemu ku odkupieniu człowieka.

    Pozdrawiam Cię serdecznie

    Andrzej

     

     
    Odpowiedz
  3. andrzej.chabros

    osoby i nie-osoby

    Czy szatan jest nie-osobą czy nie jest osobą? Bo jeśli nie jest osobą, to może wcale nie istnieje? Jesli zła nie ma, bo jest tylko brakiem w bycie, to może zło szatana jest tylko brakiem w jego bycie osobowym – złym wyborem. Ale kim wobec tego jest szatan? I dlaczego Bóg z nim zagrał np. o Hioba? Czy gdyby szatan poddał się każe za swoje winy, to odkupiłby spowodowane przez nie zło?

     

    Pozdrawiam serdecznie

     

    Andrzejek

     
    Odpowiedz
  4. Andrzej

    Szatan istnieje i nie może odkupić swej winy

     Andrzeju,

    kontrowersje wokół pojęcia osoby szatana wyjaśniłem dość precyzyjnie w poprzednim komentarzu. Dodam tylko: to nie jest prosty układ zero jedynkowy. Można być istotą inteligentną i nie-osobą, która pierwotnie była osobą. I  w tym sensie niepełność osobowego charakteru bytu szatana nie jest argumentem na rzecz jego nieistnienia.

    Zło nie ma charakteru jedynie prywatywnego (zło jako brak dobra), ale też jest wyraźnym i zdecydowanym zaprzeczeniem dobra (K. Rahner). W tym sensie, choć- jak każde stworzenie –  szatan zachowuje dobroć swego istnienia, to jednak poprzez swoją decyzję radykalnego odwrócenia się od Boga, stał się bytem ontologicznie zasadniczo złym, w tym zakresie jaki zależy od wolnej decyzji rozumnego stworzenia. (M.in. K. Wojtyła w "Osobie i czynie" zajmuje się kwestią zmiany ontologicznej osoby ludzkiej pod wpływem jej dobrych lub złych czynów: analogicznie można to odnieść do szatana, choć u niego jedna fundamentalna decyzja była wystarczająca do radykalnej przemiany.)

    Warto też dodać, że kwestia szatana – o której tutaj rozmawiamy – nie jest zagadnieniem filozoficznym, ale teologicznym, czyli jest refleksją czynioną w duchu wiary w oparciu o Biblię, tradycję Kościoła i nauczanie Magisterium. To znaczy filozofować o szatanie można w różne strony i argumentować zarówno za jego istnieniem, jak i nie istnieniem, natomiast na gruncie katolickiej teologii taka swoboda nie jest już możliwa. Choć istnieją teologowie katoliccy, tacy choćby jak Herbert Haag, który swą słynną książką pt. "Pożegnanie z diabłem" (1974) zaprzeczył jego istnieniu i zainicjował wielką, trwającą do dziś, dyskusję w środowisku katolickim o szatanie. Moje stanowisko w tej sprawie jest raczej zbliżone do Magisterium Kościoła, czyli uważam szatana za realnie istniejącą quasi osobową istotę.

    W teologii katolickiej i filozofii chrześcijańskiej (E. Stein) przyjmuje się, że szatan jest upadłym aniołem, czyli czystą inteligencją duchową stworzoną przez Boga. Ponieważ anioł miał – w przeciwieństwie do człowieka jako istoty niższej ontologicznie i poznawczo – pełną świadomość ostatecznych konsekwencji swoich wyborów za lub przeciw Bogu, dlatego po dokonaniu przez niego wyboru przeciw Bogu i miłości, świadomość ta przekształciła ostatecznie jego strukturę ontologiczną, zamykając ją zupełnie i na wieczność w radykalnym oddaleniu od Boga, zwanym potępieniem.  Dlatego nie jest możliwe zbawienia szatana.

    Na gruncie czysto filozoficznym można by spekulować o relacji zwrotnej między ontologią czystego ducha i jego czynów wolności. I pewnie wynik tej spekulacji mógłby być różny. Natomiast na gruncie teologii spekulacja filozoficzna o ontologii szatana i przyczyn jego zaistnienia podporządkowana jest danym biblijnym. To znaczy, można wysuwać różne hipotezy jego zaistnienia, ale "produkt finalny" musi być właśnie taki: zły duch i jego mroczne zamiary wobec człowieka.

    Odnośnie biblijnej opowieści o Hiobie, to diabeł tam występujący jest raczej figurą literacką, niż realnym szatanem, którego działania opisał biblijny narrator. Choć w duchu wiary, możemy założyć, że Bóg w swej wszechmocy dopuszcza działanie szatana, trudniej natomiast jest uwierzyć, że je prowokuje. 

    Pozdrawiam Cię serdecznie

    Andrzej

     
    Odpowiedz
  5. zibik

    Jego Miłość nie ma granic !

    Witam Sz.Pana !

    Panie Andrzeju – Miłość, przez duże M, a nie m jak miłość, która od Boga pochodzi jest absolutna, doskonała i piękna. Ponadto nie ma granic, potrafi być w naszym rozumieniu szalona, to Jej zawdzięczamy ofiarę Jezusa Chrystusa i wszystko – dosłownie wszystko kim jesteśmy !

    Dlatego ma Ona moc sprawczą i zbawczą, nawet w przypadku największego drania, łotra, nikczemnika, cynika – grzesznika. Proszę uwierzyć naprawdę, także wówczas, kiedy my miłujemy m.in. bezwarunkowo, szczerze tj. prawdziwie, czyli mniej doskonale, ale podobnie, jak On. Naszych wrogów, agresorów, adwersarzy, bądź przeciwników, oponentów, czy kontestatorów Jego woli i nauczania, oraz  nauczania Jego Kościoła.

    Jego Miłość nie ma granic, a nasza?……

    Pozdrawiam Pana serdecznie i zachęcam, do coraz większej śmiałości i aktywności na forum "Tezeusza".

     
    Odpowiedz
  6. andrzej.chabros

    Figury literackie i zadania pedagogiki bibilijnej

    Andrzeju

    Jeżeli mamy być doskonali jak Ojciec, to chciałoby sie zapytać w którą stronę prowadzą nas bibilijne przypowieści. Czy postulat wybaczania i miłości do nieprzyjaciół nie skłania Cię do przyjecia przypuszczenia (choćby w trybie wątpiącym i to mocno…), że chodzi tu o przygotowanie do przebaczenia Lucyferowi?

     

    Pozdrawiam

     

    Andrzejek

     
    Odpowiedz
  7. Andrzej

    Pedagogia Boża ma swoje granice:)

     Andrzeju, 

    osobiście nie sądzę, żeby Bóg przygotowywał nas do ostatecznego pojednania ze złem i diabłem. Niektórzy teologowie chrześcijańscy i katoliccy (m.in. Orygenes, u nas ks. Hryniewiecz) głosili takie teorie, zwane apokatastaza. Ale Kościół katolicki zdecydowanie odrzuca teorię apokatastazy osobowej (dotyczącej ludzi potępionych i szatana) ponieważ jest ona sprzeczna z dogmatem o wieczności mąk piekielnych. A w 1954 Święte Oficjum oficjalnie potępiło poglądy G. Papiniego, głoszące wiarę w zbawienie szatana.

    Na gruncie mojej intuicji filozoficznej (zwł. etycznej) oraz teologicznej (zwł. eschatologicznej i zbawczej) wieczność piekła rozumianego jako wieczne niespełnienie poza Bogiem istot rozumnych (człowieka i szatana) jest etycznie dużo bardziej racjonalne i etycznie wspierające człowieka w "dobrym życiu", niż apokatastaza, która w zasadzie unieważnia jakąkolwiek finalność ludzkich wyborów etycznych i religijnych, skazując go na wieczny relatywizm, jeśli nie nihilizm. Apokatastaza proponuje zamiast dramatu ludzkiego losu, a dla niektórych tragedii, mydlaną operę nierzeczywistości i nieodpowiedzialności.

    Ja nie mam problemu z diabłem i jego losem. Pewną problematyczność i wątpliwość budzi we mnie sposób krystalizacji wiecznego losu człowieka w momencie jego śmierci. Zwykła sprawa: ktoś ginie błyskawicznie w wypadku samochodowym, a nie zdążył jeszcze odnaleźć Boga czy nawrócić się z poważnych grzechów. A wedle teologii katolickiej, przynajmniej tej zgodnej z Magisterium Kościoła, można domniemywać, że jeśli zmarł (zginął) w grzechu śmiertelnym, to – poza "nieobliczalnością" Bożego miłosierdzia – taki człowiek na niebo liczyć nie może.

    Sympatyzuję w tej sprawie trochę z teologami, którzy mówią o tzw. opcji fundamentalnej, czyli o tym, że decydujące dla wieczności człowieka będzie jego ogólne ukierunkowanie duchowo-moralne, a nie – jednak dość przypadkowy i punktowy – moment jego kondycji w chwili śmierci. Ale daleko mi w tej sprawie do dojrzałego i satysfakcjonującego poglądu.

    Podobnie trudny jest dla mnie problem wolności człowieka po śmierci. Piszę o tym tutaj: Czy po śmierci pozostajemy wolni?

    Pozdrawiam Cię serdecznie

    Andrzej

     

     
    Odpowiedz
  8. jadwiga

    ja może wtrace swoje trzy grosze

    Szatan nie jest osobą jak się dowiedziałam. Jakie uczucia powinno sie miec do niego? Nienawiści? Lęku? miłosci? czy zupełnie obojętne?

    I jeszcze jedno. Jezeli szatan nie moze sie nawrócic to po koncu swiata nastanie Królestwo Boze ze zbawionymi i swietymi w róznej hierarchii oraz królestwo szatana równiez z jakas tam hierarchia. I zadna fluktuacja nie bedzie juz mozliwa. I co dalej?

    Jezeli miłujemy tutaj na ziemi naszych nieprzyjacioł, ktorzy nas skrzywdzili, a którzy np beda potepieni to po koncu swiata idac tym tokiem myslenia nie bedziemy mogli juz nigdy ich zobaczyc czy sie z nimi spotkac.

    Wiec nie bardzo rozumiem po co takla miłosc?

     
    Odpowiedz
  9. Andrzej

    Ważne i trudne pytania

     Jadziu, 

    postawiłaś ciekawe i trudne pytania. Myślę, że właściwa postawa wobec szatana nie tyle powinna opierać się na uczuciach, ale na osądzie w wierze jego radykalnie złej istoty. Powinna to być daleko idąca ostrożność wobec jego działań w naszym życiu i przenikliwe rozeznanie jego obecności i działań szerzej. Z szatanem i jego podszeptami nie można podejmować też żadnych dialogów. Na pewno tej postawie rozumu i woli towarzyszy jakaś komponenta uczuciowa: niechęć, obrzydzenie, oburzenie, rezerwa, lęk, wstyd, itp. Czy można mówić o nienawiści do szatana? Można, w tym sensie, że nie akceptujemy i odrzucamy całkowicie celu jego istnienia i działań, jako radykalnie złych i wrogich wobec Boga i człowieka. Ale nie wiązałbym tak rozumianej nienawiści do szatana z jakaś silną spontaniczną i podsycaną emocją, bo mogłaby ona zatruć nas duchowo.

    Według nauczania Kościoła katolickiego, rzeczywiście po Sądzie Ostatecznym, nastanie pełnia królestwa Bożego, a obok niej pozostanie piekło, czyli przestrzeń – trudna do wyobrażenia dla nas – zamieszkała przez diabły i ewentualne osoby potępione. Nie jest znana potencjalna hierarchia piekła. Można domniemywać, że usytuowanie w hierarchii kręgów piekielnych będzie odwrotne niż w niebie, czyli "najwyżej" będą najbardziej źli: diabły, a potem ludzie.

    Nie wiemy, czy nieprzyjaciele, których kochamy lub staram się kochać zostaną potępieni, ponieważ o żadnym człowieku, nawet najgorszym zbrodniarzu, nie możemy tu na ziemi powiedzieć z niepowątpiewalną pewnością, że będzie potępiony. A miłość nieprzyjaciół ma na celu m.in. przemianę postawy i nawrócenie naszych nieprzyjaciół – jeśli źle czynią – oraz nie popadanie w grzech własny przez odmowę miłości bliźniego i przebaczenie jemu, bo np. nas skrzywdził. Nasza miłość nieprzyjaciół, która ma swe źródło w odkupieńczej miłości Chrystusa, ma niejako wyjednać łaskę nawrócenia dla naszych nieprzyjaciół, tak właśnie, by nawróciwszy się dostąpili nieba. I tam się spotkamy:) Natomiast, tak jak nie ma pewności, czy ktoś będzie potępiony, tak nie ma pewności, czy nasz nieprzyjaciel – choćbyśmy bardzo go kochali – nawróci się i nie będzie potępiony. Takie jest ryzyko chrześcijańskiej miłości.

    Pozdrawiam Cię serdecznie

    Andrzej

     

     
    Odpowiedz
  10. andrzej.chabros

    Racjonalne i etyczne

    Drogi Andrzeju,

    Racjonalne i etycznie wspierające czyli wychowawcze? Być może… Ale jakie sa właściwości algebry zadanej relacją miłości na dziedzinie bytów osobowych? Jest element największy (kocha wszystkich) i my mamy go naśladować (tzn. kochać także tych którzy nas nie kochają). Zarazem od miłości elementu największego (kochającego wszystkich) jest (są?) wyjątki, tzn. szatan, którego Bóg nie kocha. Można wyłączyć szatana jako nie-osobę, ale to trochę karkołomne w kontekście bibilijnych doniesień o jego doskonałości (Genesis). Swoją drogą ofiara Chrystusa jest pewnie moralnie wspierająca, ale czy racjonalna? Czy to nie sprawca grzechu pierworodnego powinien ponieść karę i w ten sposób odkupić winy ludzi i swoje? Trąci to oczywiście herezją, dlatego czytam historię średniowiecznych herezji, żeby wiedzieć co może się stać, ale… Jak sprawca grzechu pierworodnego mógłby odkupić swoją wine wobec Boga i ludzi? Po smierci mamy być doskonali, a to wyklucza brak wolności – tak mi się zdaje. To w związku z twoimi doniesieniami o odrobionych lekcjach z dogmatyki 😉

     

    Pozdrawiam serdecznie

     

    Andrzejek

     
    Odpowiedz
  11. Andrzej

    Twórcze myślenie religijne zawsze ociera się o herezje:)

     Andrzeju, 

    teraz tylko w jednej, ale ważnej sprawie: szatan nie był sprawcą grzechu pierworodnego człowieka. Owszem, szatan Ewie sugerował bunt przeciw Bogu, ale to Pierwsi Ludzie są odpowiedzialni za Upadek. Nigdy nie jest tak, ze człowiek pozbawiony jest odpowiedzialności moralnej, bo szatan podsunął mu jakąś pokusę. Może poza przypadkiem opętania, gdy człowiek jest okresowo i nieomal całkowicie we władaniu szatana.

    Pozdrawiam

    am

     
    Odpowiedz
  12. andrzej.chabros

    Twórczo lecz wybiórczo:)

    Uwódł kobietę… Uwiedziona była czy opętana? Konia z rzedem! Narty z wiazaniami! Ale cieszę się, że zaczałes dyskutować w prostych zołnierskich słowach, co pozwoli nam skupiwszy się na konkretach utonąć w nieporozumieniach;-). Jak jest w kodeksie z winą nakłaniajacego? Wszak prawo to minimum moralnosci.

     

    pozdrawiam

     

    Andrzejek

     
    Odpowiedz
  13. andrzej.chabros

    Ale ale!

    Powszechność – indywidualność. Pamiętasz? To był jeden z naszych pierwszych sporów. Tobie imponowała wtedy egzystencja heroiczna, a ja przekonywałem do modelu chińsko-japońskiego (nie sam z siebie – pewnie gdzieś podsłuchałem;-)) będąc uwiedziony przez roztopienie się w powszechnym obowiązku.

    Przymierze z narodem vs przymierze z konkretnym człekiem (życie wieczne jako stawka).  Ale kto chce zachować swoje życie ten je straci. Bunt pierwszych ludzi wobec prawa znajduje happy end w religii serca, która nie znosi Prawa, ale je wypełnia. Nie osiągniesz wszystkiego jesli wszystkiego nie oddasz.

    A kto się bardziej poświęcił dla ludzi niż Lucyfer wchodząc w konflikt z Summum Bonum? Kto więcej stracił? Kto bardziej (domniemując) cierpi? A przecież "każde cierpienie ma sens, prowadzi do pełni życia". Bez cierpień nie można nas wychować na dzieci boże prawdziwe. Syzyf? Prometeusz? Lucyfer? Czy Chrystus? Jeżeli mamy kochać nieprzyjaciół, to dlaczego z wyjątkami?

     

    Pozdrawiam serdecznie

     

    Andrzejek

     
    Odpowiedz
  14. Andrzej

    Rozum, wiara, opętanie, Upadek

     Andrzeju, 

    przyznam, że nie wiem, czy Ty żartujesz sobie czy rzeczywiście upominasz się o miłosierdzie dla diabła. Jeśli, żartujesz, to ok, możemy się pośmiać:) Natomiast jeśli mówisz poważnie, to powtórzę jedynie, co już powiedziałem: na gruncie filozofii możliwe są różne interpretacje i postawy wobec szatana, również takie jak Twoje, czyli broniące go, itd. Ale na gruncie wiary katolickiej postawa, której bronisz jest nie do przyjęcia, dla racji, które wcześniej przedstawiłem. 

    Odnośnie Twojego poprzedniego wpisu.

    W biblijnym zapisie kuszenia Ewy nie można raczej się dopatrzyć opętania. Oczywiście, jest jedynie mityczny obraz Upadku, ale jest ważną wskazówką egzegetyczną i dogmatyczną, której nie można lekceważyć. Argument filozoficzny – na usługach teologii – przeciw opętaniu Ewy i Adama można sformułować tak: Upadek i grzech pierworodny zakłada świadome i wolne działanie człowieka wbrew Bogu. Ta świadomość nie musi oznaczać wiedzy o wszystkich konsekwencjach czynu – taką miał jedynie upadły anioł – ale musi być dostateczna, aby była mowa o czynie ludzkim. Czyli, gdyby biblijna Ewa była opętana – pozbawiona czasowo wolnej woli – i Adam był opętany też, to gdyby w tym opętaniu sprzeciwiliby się Bogu, nie doszłoby do Upadku i zaistnienia grzechu pierworodnego.

    Pozdrawiam Cię serdecznie

    Andrzej

     
    Odpowiedz
  15. andrzej.chabros

    rozum, przebaczenie, miłość, miłosierdzie

    Nie żartuję. Chociaż konsekwencje przyjęcia niektórych propozycji czy sugestii mogą sie wydać zabawne. Czy zastanawiałeś się nad relacjami pomiędzy zakresami pojęć z tytułu mojego komentarza? Czy po prostu każda miłość jest przebaczająca a przebaczenie miłosierne? Zło jako brak w bycie. Zło jako pozór, złudzenie: gdyby nie upadek nie byłoby odkupienia i zbawienia… Najlepszą ilustracją dla przypowieści Chrystusa wydają mi się grafiki Eschera: Kto się wywyższa, będzie poniżony, kto rządzi ten służy, kto wchodzi – ten schodzi. Ekonomia zbawienia ma dla mnie posmak paradoksu i to własnie wydaje mi się w niej najbardziej pociągające intelektualnie. To jest chyba miejsce mistyki. A jaka jest właściwa, stosowna postawa wobec tego co mistyczne? Na codzień? W obrębie rozsądnego świata ugruntowanego w ekonomii?

     

    Pozdrawiam serdecznie

     

    Andrzejek, komentator

     
    Odpowiedz
  16. Jacob

    Ajajaj…

    Jeżeli zrobisz coś głupiego własną głową, będziesz wariatem, jeżeli sam siebie spoliczkujesz. Wobec tego, jeżeli ktoś wyrządzi ci krzywdę, pamiętaj, że wszystkie dusze są złączone i że ty i twój bliźni jesteście w rzeczywistości częścią jednego ponadosobowego Ja tak samo, jak twoja ręka, noga i głowa są częściami jednego ciała. Pamiętając o tym, czy możesz złościć się na samego siebie? 

    Rebe reb Szmelke (Jiri Langer 9 bram do tajemnic chasydów)

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code