Najpierw masło, potem morały

Praca –> pieniądze -> wolność

1 maja – Święto Pracy – wydało mi się dobrym dniem na podsumowanie mojej prawie trzyletniej przygody z biznesem, czyli tworzeniem i rozwijaniem Antykwariatu i Księgarni Tezeusza. Tak, jestem człowiekiem pracy, współtworzę świat pracy i ten świat stał się dla mnie ostatnio kluczowym doświadczeniem i wyzwaniem. Pracę zdefiniuję tu prosto: jako metodyczny i codzienny wysiłek, którego zasadniczym, choć nie jedynym celem, jest zdobycie materialnych środków do życia swojego i bliskich. Praca jest zawsze wpierw zarabianiem pieniędzy. Królestwem konieczności. Coraz częściej  niewolnictwem. Dobrze jest, jeśli staje się też istotnym źródłem ludzkiej godności i szacunku społecznego, inspiracją do rozwoju, służbą innym, wymiana darów, budowaniem społeczeństwa obywatelskiego, patriotyzmem, twórczością, radością czy nawet formą modlitwy. Jednak, jak mawiał Bertold Brecht: „Najpierw masło, potem morały!” Te wszystkie dodatki i uwznioślenia stają się możliwe, jeśli dzięki pracy możemy przetrwać: my i osoby, za które jesteśmy odpowiedzialni.

Brak pracy, zwłaszcza długotrwały, normalny człowiek doświadcza jako cierpienie i poniżenie, utratę godności osobistej i szacunku społecznego. Bezrobotny to człowiek społecznie i duchowo chory, a brak pracy w swojej istocie to choroba. Praca to zdrowie. I przekleństwo: „W pocie czoła będziesz zdobywał chleb”. Żeby przetrwać musimy robić coś użytecznego dla innych, by inni chcieli zrobić i dać nam coś, czego potrzebujemy. Tę wymianę wzajemnych pożytków regulujemy poprzez pieniądz. Nie wszyscy są ludźmi pracy. Niektórzy nie muszą pracować, np. ci, którzy żyją z kapitału. Inni nie mogą: głęboko niepełnosprawni, ich opiekuni, matki z wielodzietnych rodzin. (Oczywiście, uważam, że matki i opiekunowie w sensie szerokim też są ludźmi pracy: wykonują codziennie szereg zaplanowanych czynności z konieczności – zwykle powiązanej wprost z miłością – i choć nie dostają za to pieniędzy, jeśli chcieliby powierzyć te czynności „obcym”, musieliby za nie zapłacić).

Osobiście należę do tej grupy ludzi, która – gdyby nie musiała – nie pracowałaby zarobkowo, oddając się aktywności twórczej, bez myślenia, czy ktoś za to zapłaci. Moja twórczość intelektualna i pisarska, rozpoczęta dość późno, nigdy jednak nie stała się sprzedawalna na tyle, aby z niej się utrzymać. Nigdy też chyba nie umiałbym tworzyć, myśląc o pieniądzach, więc ta droga – łącząca niezależność myślenia i zarabianie – była dla mnie zamknięta. Nie jestem też człowiekiem, który szukałby trwałego bezpieczeństwa za cenę bezkrytycznej lojalności wobec jakiejś grupy: kościelnej, partyjnej, akademickiej, biznesowej czy mafijnej. Kilka lat temu zrozumiałem z pełną i gorzką jasnością, że jeśli mam przez resztę swojego życia robić to, co naprawdę chcę i być rzeczywiście niezależny, muszę stworzyć samodzielne i produktywne przedsięwzięcie biznesowe, które stworzy materialną bazę dla moich twórczych i społecznych pasji.  Po trzech latach, mogę powiedzieć, że się udało: zrobiłem biznes, który przetrwał, ma szansę rozwoju i wkrótce umożliwi mi pełną wolność: nie będę już więcej musiał zarabiać na życie codzienną pracą. Rzadki luksus. Upragniony przez wielu, doświadczany przez nielicznych. Nawet jeśli jest to złudzenie, jeśli wszystko może się jeszcze wydarzyć, jeśli nie będzie możliwe, bym stał się całkowicie bezpiecznym „rentierem”, moje życie nie będzie zdominowane przez konieczność zarabiania. Większość swego czasu, uwagi i energii będę mógł poświęcić sprawom „królestwa wolności”.


Czy to egoizm?

Moralistów czy ludzi naiwnych może nieco dziwić tak szczerze egoistyczny początek: autor nic nie pisze o dobru publicznym, służbie społeczeństwu, duchowych aspektach biznesowego doświadczenia czy  choćby wartości płynącej z tworzeniu miejsc pracy Tak, to wszystko jest ważne, istnieje po części w moim sercu i namyśle, ale jestem zbyt zmęczony, by ukrywać swój pierwszy motyw: tak ciężko harowałem przez ostatnie trzy lata, by nie musieć pracować zarobkowo przez resztę życia. Tak, chciałem wpierw wyzwolić się z królestwa konieczności, bolesnego i nieraz poniżającego mozołu, by móc otworzyć bramy królestwa wolności i móc robić, co naprawdę chcę i lubię. Zbyt dużo mnie to kosztowało, żebym nie miał odwagi bycia sobą na dobre i złe czy żebym chciał za wszelką cenę tworzyć i wmawiać innym jakiś idealny obraz swojego „ja”.  Nie ma i chyba nigdy nie było we mnie zgody na kondycją człowieka upadłego, trudzącego się w pocie czoła byle tylko przeżyć. Zawsze uważałem, że nasze miejsce jest w raju i że w walce o przetrwanie, jakkolwiek by ją uszlachetniać, zawsze jest coś poniżającego, a nawet upodlającego. Owszem, jeśli przyjmiemy to wyzwanie z całkowitą pokorą i z uznania konieczności uczynimy miarę naszej wolności, to praca zarobkowa może stać się drogą do królestwa wolności, a nawet do Nieba (tak sądziła Simone Weil). Miałem w swoim życiu kilka okresów, gdy tak właśnie przeżywałem swoją pracę, ale albo warunki dla tej pracy były zabezpieczane przez organizację kościelną czy polityczną, albo byłem wówczas w więzieniu, albo były to krótkoterminowe zajęcia.

 Na razie na boku zostawiam zasadniczy dylemat moralny: czy moje życie powinno raczej służyć wyzwoleniu innych z królestwa konieczności poprzez pokorę albo poprzez zdobywanie środków umożliwiającym innym samorealizację poza rynkiem? Czy egoistyczny wybór osobistego „wyzwolenia”, stawiany na plan pierwszy nie jest de facto rezygnacją z ewangelicznego radykalizmu? Wydaje się, że odpowiedź powinna być oczywista, ale dopóki trwa życie, również moje i wiele może się jeszcze wydarzyć, również w zakresie moich wyborów moralnych, nie mogę ujednoznacznić oceny swojego wyboru. Mówiąc językiem prudencjalnym: po prostu wziąłem odpowiedzialność za siebie i swoich bliskich w zakresie spraw materialnych, teraz i na przyszłość. A zamysł, aby stworzyć strukturę organizacyjno-finansową, która umożliwia przeżycie bardziej ze stworzonego kapitału i własnej pomysłowości, niż z codziennej pracy, nie musi być jednoznacznie moralnie zły, jeśli tylko nie realizuje się on kosztem krzywdy innych osób. Choć w głębi ducha jakiś głos mówi mi, że na razie, zyskawszy tak wiele, coś ważnego utraciłem, może bezpowrotnie. Ale o duchowych kosztach robienia biznesu napiszę w kolejnych tekstach.

 

Trochę liczb

Żeby moja opowieść zyskała nieco więcej realizmu, ciała i krwi, kilka zdań o moim przedsięwzięciu. Antykwariat i Księgarnia Tezeusza po dwóch latach stał się liderem na internetowym rynku książki używanej, a po trzech latach jedynym z liderów na rynku książki antykwarycznej. Dysponujemy średniej wielkości księgarnią internetową. Łącznie oferujemy około 100 tys. tytułów książek używanych (42 tys.), nowych (55 tys.) i antykwarycznych (3 tys.). Zakupy w naszych sklepach zrobiło już ponad 60 tys. klientów, sprzedaliśmy ok. 120 tys. książek, w większości unikalnych. Nasze obroty rosną rocznie o ok. 40%. W roku 2013 wyniosły ok. 1 mln 250 tys. (z czego sama książka ok. 1 mln 50 tys. zł), a w roku 2014 planujemy wpływy na ok. 2 mln zł (z czego sama książka ok. 1,6 mln). Strategicznym celem AiK Tezeusza jest posiadanie w ofercie wszystkich wartościowych książek po polsku i w obcych językach – nowych i używanych – w różnych formatach z ostatnich 65 lat oraz dużą ilość cennych antyków. Naszym zasadniczym klientem są Polacy w kraju i za granicą, okazjonalnie sprzedajemy też obcokrajowcom poprzez Amazon. Obok szerokiej wartościowej oferty naszą specyfiką jest szczególna troska o wysoki poziom obsługi.

Kluczem do sukcesu są w naszej branży dobre i duże zakupy księgozbiorów książki używanej i kolekcjonerskiej. Jako jedyna firma w branży w Polsce wyspecjalizowaliśmy się w zakupach dużych (od 1 tys. do 25 tys. i więcej książek) księgozbiorów prywatnych i instytucjonalnych, kupowanych w całym kraju. Można powiedzieć, że jesteśmy antykwariatem, który nauczył się kupować najlepsze, najcenniejsze merytorycznie i handlowo księgozbiory w Polsce. (Prowadząc biznes w górach na prowincji, trzeba było znaleźć unikalny sposób na zakupy książek na odległość. Z konieczności staliśmy się w tym mistrzem). Dzięki rozmachowi zakupowemu, rygorystycznej selekcji zakupów (odpowiadamy pozytywnie tylko na ok. 2% ofert, a wystawiamy tylko najlepsze i dobre tytuły) i dużym możliwościom wystawienniczym (miesięcznie potrafimy wprowadzić do sieci ok. 8 tys. tytułów książki używanej i 10-20 tys. tytułów książki nowej) możemy rzeczywiście „mieć wszystko” dziś czy w niedalekiej przyszłości. Większość książek sprzedajemy w umiarkowanych cenach, ale oferujemy też dużą pulę książek unikalnych i kolekcjonerskich w wysokich cenach. Szerokość oferty, dynamiczny wzrost ilości tytułów, synergia książki nowej i używanej, unikalny kontakt z klientem (np. jesteśmy dostępni telefonicznie codziennie od godz. 7.00 do 23.00), szybka i bezpieczna wysyłka, reklamacje załatwiane pozytywnie w 100% zawsze z korzyścią dla klienta sprawiają, że klienci do nas masowo wracają i robią coraz większe zakupy. Wybaczają nam też nieuniknione błędy i wpadki. Dla wielu stajemy się jedynym miejscem, w którym mogą dostać to, czego pragną. Sprzedażowo odnotowujemy ciągły wzrost; nawet obecnie, gdy wchodzimy w tak zwany niski sezon w branży, odnotowujemy miesięcznie wyższe sprzedaże (głównie dzięki książce używanej) niż w grudniu – najlepszym miesiącu w branży i w ogóle w handlu. W firmie pracuje 12-18 pracowników. Ich liczba zależy głównie od skali planowanych prac, związanych z wystawianiem książek na platformach handlowych. Posiadamy od przeszło 2 lat swój oryginalny sklep, który sprzedaje coraz więcej i efektywniej, ale Allegro wciąż jest dla nas dominującym kanałem sprzedaży (ok. 60-70% wartości sprzedaży).

 

Z moich doświadczeń

Poniżej przedstawię kilkanaście zasad i doświadczeń, które stały się moich udziałem podczas pierwszych trzech lat rozkręcania interesu. Być może stworzą one plan moich kolejnych tekstów.

  1. Własny biznes nie jest dla każdego. Szansę na sukces, a przynajmniej przetrwanie, mają tylko najzdolniejsi i najbardziej zdeterminowani. (W Polsce tylko 1 na 100 dorosłych prowadzi rzeczywiście samodzielny biznes, a 80% przedsięwzięć biznesowych upada podczas pierwszych 3 lat).
  2. Prowadzenie biznesu wymaga szeregu komplementarnych zdolności, z których najważniejsze to: żywa inteligencja i dyspozycja do ciągłego uczenia się, silny charakter, odwaga cywilna, wybitna zdolność do ryzyka, ponadprzeciętna odporność na stres,  gotowość do ciągłych zmian i niespodzianek, zdolność do kompromisów, również moralnych, talent biznesowy lub/i handlowy ogólny lub w określonych dziedzinach, w przypadku biznesów specjalistycznych zwykle konieczna jest wysoka kompetencja dziedzinowa. Liderzy branży zwykle mają pewien rys szaleństwa. 
  3. Koszty osobiste związane z własnym biznesem, zwłaszcza na początku są ogromne: nieustanny stres, brak wystarczającego kapitału, a potem pieniędzy na pokrycie bieżących kosztów, niepewność jutra i przetrwania, kilkunastogodzinna praca bez urlopów przez pierwsze kilka lat, rezygnacja z większości swoich zainteresowań i pasji, ciągłe kłopoty z pracownikami, kontrahentami, klientami, urzędami itp. Aby skuteczniej zagospodarować dom na potrzeby firmy, musiałem wyprowadzić się z niego i wynająć inne mieszkanie na kilka lat 20 km dalej. W przypadku brania kredytów i leasingów – niepewność rentowności inwestycji i poczucie pewnego zniewolenia na wiele lat. Dla ludzi o wrażliwym sumieniu i przywiązaniu do własnego idealnego ja prowadzenie biznesu jest trudną lekcją urealistycznienia własnego obrazu i utratą „niewinności”, choćby iluzorycznej. Może to prowadzić nawet do poważnych kryzysów tożsamościowych. Osobiście nie poleciłbym zakładania biznesu większości ludzi, których znam. Nawet gdyby sobie poradzili, koszty osobiste mogłyby okazać się dla wielu nie do udźwignięcia, a pewne ich możliwości zostałyby utracone bezpowrotnie. Ja sam jeszcze nie potrafię powiedzieć, czy uda mi się „powrócić” do siebie głębszego. 
  4. Biznes wymaga pewnej dozy determinacji, a nawet bezwzględności wobec innych. To jakby ciągła wojna, w której masz za mało żołnierzy, za mało karabinów, za mało sprzętu i jedzenia, a ciągle jesteś pod ostrzałem. Musisz wybierać, komu wpierw dać „posiłki”, czyli komu wpierw zapłacić, bo zawsze brakuje, kogo wysłać na pewną śmierć (zwolnić z pracy, zachęcić do odejścia), jak zachować w sobie i innych wolę zwycięstwa, gdy wszystkie plany wydają się nierealizowalne, a inwestycje nierentowne. Aby przetrwać, biznes kieruje się głównie logiką siły: płacisz wpierw tym, którzy najbardziej mogą ci zagrozić – słabsi muszą poczekać, zwalniasz wpierw tych, którzy najbardziej firmie szkodzą czy ją osłabiają lub po prostu przestają być potrzebni, nawet jeśli wcześniej byli użyteczni, bo przeszłe zasługi w zasadzie nie liczą się, jeśli przychodzą lepsi, a ktoś przestaje się rozwijać. Z czasem usłyszysz o sobie, zwykle od zwolnionych pracowników, że jesteś sk…nem, ch…m, diabłem, że nie zasługujesz na miano człowieka itp.
  5. Od początku młody biznes jest ofiarą sępów, czyli tych, którzy chcą zarobić na samym twoim istnieniu lub korzystają z braku doświadczeń początkującego. W moim przypadku instytucje państwowe i kontrolne nie zaszkodziły mi wprost prawie wcale. Natomiast podatki, złe wprawo, ZUS tworzą duże koszty, które uważam za haracz płacony państwu, odbierający firmom, zwłaszcza na starcie dużo środków, czasu i nerwów. Banki, instytucje pożyczkowe i leasingowe albo nie chcą pożyczać początkującym, albo zwykle dają im „drogie” pieniądze, czyli wyżej oprocentowane, niż oferta dla dojrzałych biznesów i czy zadłużonego państwa. To – z małymi wyjątkami – wampiry w majestacie prawa: dają życie i wysysają krew, czyniąc z ciebie niewolnika. Pracowników na początku musisz przepłacać, bo nie jesteś w stanie zapewnić im perspektywicznego bezpieczeństwa zatrudnienia: trudniej zdobyć dobrych ludzi na początku biznesu, płacisz więc więcej i słabszym, byle tylko ktoś pracował. Cały czas też musisz uważać, by nie stwarzać okazji do kradzieży lub nieefektywnego wykorzystania czasu pracy. Błędy pracowników potrafią zmniejszać przychody firmy od 10-20% miesięcznie. Kontrahenci żerują zwykle na twoim braku doświadczenia: dominują tu firmy telekomunikacyjne, informatyczne, ubezpieczeniowe, agencje reklamowe i pozycjonerskie. Są też firmy, które wprost specjalizują się w półlegalnym wyłudzaniu pieniędzy od innych firm, np. firmy pseudoprawnicze pozywające małe sklepy internetowe z powodu domniemanych braków w regulaminach sklepu. W szóstym miesiącu działalności zostałem zasypany 15 pozwami od takich naciągaczy. Gdybym przegrał wszystkie sprawy, być może musiałbym zwinąć interes, a przynajmniej usiadłby na mnie komornik.
  6. Główną czynnością umysłową przedsiębiorcy jest liczenie: liczysz nakłady, opłacalność, wpływy, straty, procenty itp. Uważam, że sukces biznesowy zależy przynajmniej w połowie od umiejętności ciągłego adekwatnego analizowania finansowego każdej aktywności w twoim biznesie. I musisz mieć to w głowie: ja mam wszystkie najważniejsze liczby duże i małe w głowie – znam na pamięć sprzedaż z każdego miesiąca z ostatnich trzech lat, uzyskiwane realne marże z danych zakupów, koszty opłat na Allegro, zarobki pracowników, średnie ceny książek w różnych dziedzinach czy typach, mam w głowie prognozy spadków sezonowych sprzedaży książek, inne dla używanej, inne dla nowej, potrafię z ilości i wartości wystawień książek w danym dniu czy miesiącu obliczyć, za ile sprzedamy te książki w ciągu najbliższych 6, 12 i 18 miesięcy. To są tysiące cyfr, setki wzorów. Możesz mieć to na papierze czy w kompie, ale najważniejsze, żebyś to miał w głowie: tylko dzięki temu możesz optymalizować każdą decyzję i oceniać efektywność każdej czynności. Kto tego nie potrafi lub psychicznie nie wytrzyma tego cyfrowego nacisku, nie poradzi sobie w samodzielnym prowadzeniu interesu. Dobrze jest, jeśli przedsiębiorca znajduje pewną przyjemność w swoich obliczeniach i tworzeniu prognoz – pomaga to w znoszeniu tego nudziarstwa.
  7. Najważniejszy, oprócz potencjału osobistego przedsiębiorcy, jest pomysł biznesowy, który z czasem staje się bardziej spójną całościową wizję przedsięwzięcia i strategią realizacji celów.  Udany biznes wprowadza coś nowego na rynek: albo w zakresie produktu czy usług, albo wydobycia nowych możliwości z dotychczasowych produktów czy usług, albo zaproponowania nowych procesów optymalizujących działania biznesowe. Mój pomysł na biznes był i jest bardzo prosty: chcę przez Internet zaoferować Polakom w kraju i za granicą każdą książkę (i produkty zbliżone: CD, DVD, gry itp.) nową, używaną, kolekcjonerską, papierową i e-book, którą są zainteresowani. Unikalność mojego pomysłu polega na wysokiej jakości i szerokości oferty, a także na synergicznym połączeniu korzyści sprzedaży książki używanej i nowej. Dużemu biznesowi trudno jest stworzyć dynamicznie rozwijający się dział książki używanej i kolekcjonerskiej, natomiast małe i średnie biznesy – takich jest większość polskich antykwariatów stacjonarnych i internetowych – nie potrafią działać na dużą skalę, a zwłaszcza pozyskiwać i opracowywać do sprzedaży internetowej dużych i cennych księgozbiorów, stanowiących warunek konieczny wysokiej jakości oferty. Wyspecjalizowanie się w sprzedaży e-commerce i rezygnacja ze sprzedaży stacjonarnej sprawia, że od początku znajdujemy się na najbardziej rozwijającym się rynku i mamy szansę ciągłego podnoszenia naszych kompetencji handlowych tam, gdzie najbardziej się to opłaca i zwraca.
  8. Ludzie są ważni. Bardzo ważny jest ktoś, komu możesz w pełni zaufać i kto pomoże ci w pierwszym okresie. Trudno jest prowadzić biznes samemu, a już niemożliwe jest jego rozkręcenie na większa skalę w pojedynkę. Dla mnie największym oparciem i pomocą na starcie oraz podczas tych pierwszych 3 lat była Małgorzata, która zajmowała się na początku obsługą klienta, sprawami administracyjno-księgowymi, urzędami, kadrami. Potrafiła tez zastąpić mnie w prowadzeniu portalu i Fundacji tak, abym mógł się w pełni poświęcić firmie, a jednocześnie, żeby nie utracić dorobku naszej i innych działalności twórczej i społeczno-kościelnej. Choć Małgorzata nie ma żyłki handlowej i biznesowej, świetnie się sprawdza w funkcjach szeroko pojętego zaplecza, a jest tych spraw sporo. Dzięki jej mrówczej aktywności ja mogę zajmować się w zasadzie tylko sprawami ważnymi, zapewniającymi firmie rozwój, nie zaniedbując tyłów, które też są konieczne, gdyż niedbałość o różne sprawy mogłaby doprowadzić do poważnego zagrożenia firmy, a nawet do jej upadku.
  9. Pracownicy. Mój pogląd na temat pracowników i ich funkcji  w firmie ewoluował. Wpierw myślałem, że ważne jest, aby po starannej selekcji wybierać najlepszych i starać się ich utrzymać w firmie tak, aby rotacja – zwłaszcza na ważniejszych stanowiskach – nie była wysoka. Mój biznes jest stosunkowo prosty, nie trzeba jakichś wielkich wcześniejszych kompetencji, w zasadzie prawie wszyscy pracownicy, łącznie ze mną, uczą się swojej pracy dopiero w firmie. Wysoko specjalistyczne prace: informatyczne, serwerowe, sieciowe, księgowe itp. wykonują firmy zewnętrzne. Prawidłowość, którą teraz dostrzegam, jest taka: na każdym etapie firma potrzebuje innego rodzaju ludzi i zdecydowana większość pracowników, również tych ważnych z pierwszego okresu, nie odnajduje się na kolejnych etapach. I trzeba ich zwolnić albo zachęcić do odejścia. Moja firma rozwija się zdecydowanie szybciej, niż większość jej kluczowych pracowników. A jednocześnie, czym firma jest bardziej rozwinięta i dojrzała, przychodzą coraz lepsze aplikacje i bardziej odpowiedni ludzie. Obecnie współpracuje ze mną 12-18 pracowników, z których kilku ma znaczenie kluczowe i kompetencje unikalne, zdobyte m.in. przez 2 lata pracy w mojej firmie: jest to specjalista ds. zakupów i kierowniczka główna, wcześniej odpowiedzialna za Biuro Obsługi Klienta. Te dwie kluczowe osoby są odpowiedzialne za najistotniejsze działania firmy i dopóki będą się rozwijać, ich obecność w firmie jest cenna – choć wciąż są to osoby zastępowalne. Ważny jest średni szczebel kompetencji: pracownicy odpowiedzialni za wycenę książek i wysyłkę. Dobrej wyceny książek używanych i kolekcjonerskich trzeba się uczyć minimum 6 miesięcy, a wysoką kompetencję nabywa się po 2 latach intensywnego wyceniania i obserwacji sprzedaży. Dobrym wysyłkowym staje się pracownik po 6 miesiącach pracy. Osobom wystawiającym książki na platformach handlowych wystarczy 2-4 tygodnie dla nabycia podstawowych kompetencji, a dobry „wystawiacz”, umiejący szybko i dobrze wystawiać trudne książki, potrzebuje ok. 6 miesięcy., by zyskać ten poziom kompetencji. Większość młodych ludzi – a z nich składa się moja ekipa – wypala się po 3-24 miesiącach pracy. Z różnych powodów pogarsza się jakość ich pracy i motywacji, mają nadzieję, że gdzie indziej „trawa jest bardziej zielona” itd. Po 3 latach dostrzegam większe korzyści rotacji pracowników szczebla podstawowego, a nieraz wyższego i kierowniczego. Obecnie za cenne i przyszłościowo obiecujące uważam 5-10 osób i w nie najbardziej inwestuję: korzystniej jest związać je z firmą, niż szukać i zamieniać je nowymi. Na obecnym etapie firmy najbardziej potrzebowałbym przynajmniej 1 bardziej utalentowanego handlowca z umiejętnościami analizy finansowej, specjalistę w e-commerce oraz 1 informatyka pracującego nad informatyzacją procesu wystawiania książek.
  10. Pieniądze w biznesie są ważne. I zawsze jest ich za mało. Wielką sztuką w biznesie, zwłaszcza na początku, jest z niczego robić coś. Ja startowałem, mając kilka tysięcy na koncie, małą własną biblioteczkę, podręczny laptop, kilka mebli, użyczony na potrzeby firmy kupiony na kredyt dom nam wsi. Moje własne aktywa materialne, nie licząc domu, wynosiły na starcie ok. 10 tys. zł. Obecnie, po 3 latach szacuję je na ok. 1 – 1,2  mln zł. (Pasywa, czyli kredyty, leasingi itp. też są, ale zdecydowanie mniejsze). Sam dokładnie nie wiem, jak to się stało: po prostu starałem się, inwestując np. 1 tys. zł, uruchamiać obrót wartości np. 20 -40 tys. zł i wszystkie nadwyżki – poza bieżącą konsumpcją – inwestowałem w firmę. Ze względu na intensywne inwestycje – głównie w środki obrotowe, zwiększanie zatowarowienia i powierzchni oraz wyposażenia magazynów, a także w ciągłą modernizację informatyczną sklepów – przez pierwsze trzy lata firma zawsze miała większe wydatki niż wpływy. Dopiero teraz zaczynamy równoważyć obie kolumny. Ważne jest, że wreszcie kumulują nam się  pozytywne efekty różnych inwestycji z ostatnich 3 lat: np. nasz własny sklep zaczął zarabiać poważniejsze pieniądze dopiero po 2 latach! Dopiero od 3 miesięcy nie muszę się nieustannie reklamować, pozycjonować, rabatować, by dużo z niego sprzedawać. Inwestycja w książkę nową i otworzenie księgarni internetowej zaczęła zwracać się dopiero po roku. Ta sama zasada jest z innymi inwestycjami. Coraz mniej przepłacamy i coraz skuteczniej oszczędzamy. Jako coraz większy partner możemy z kontrahentami liczyć na lepsze warunki współpracy. A mając większe doświadczenie w rentowności różnych inwestycji, lokujemy pieniądze tam, gdzie najlepiej się zwracają. Mamy tez dostęp do znacznie tańszych kredytów niż na początku, dzięki czemu mogliśmy pozbyć się dokuczliwych drogich pożyczek z pierwszego okresu działalności. Obniżyliśmy znacznie koszty obsługi pasywów i ich proporcję do aktywów firmy. Poradziliśmy sobie ze spadkami sezonowymi: w naszej branży niski sezon zaczyna się w drugiej połowie kwietnia i trwa do września (nie liczę specyficznego rynku podręczników). Po prostu kupujemy i wystawiamy 2 razy więcej książek używanych w tym roku, niż w zeszłym, a dzięki temu neutralizujemy spadki sezonowe, dochodzące nawet do 30-40% latem.
  11. Globalne spojrzenie i kapitał kulturowy. Nawet w inicjowaniu i prowadzeniu małego biznesu niezwykle istotny jest kapitał kulturowy przedsiębiorcy, czyli aktywna wiedza o rzeczywistości, dostrzeganie głębszych procesów i związków z różnych dziedzin, pewne globalne spojrzenie. Ja jestem z wykształcenia filozofem i teologiem, i wszechstronnie oczytanym – głównie w humanistyce i naukach społecznych – samoukiem. Z kulturą masową mam kontakt głównie poprzez film i Internet. Nie mam żadnego wykształcenie ekonomicznego, a przedmioty ścisłe, zwłaszcza matematyka były moją zdecydowanie słabsza stroną. Nie oglądam telewizji, nie słucham radia, telefon włączam wtedy, gdy sam chcę zadzwonić, korzystam głównie z Internetu, mieszkam w górach na wsi, nie funkcjonuję systematycznie w żadnym wielkomiejskim środowisku, nie jestem w żadnym szeroko pojętym układzie. Natomiast dużo w życiu przemyślałem, przeczytałem, brałem udział w kluczowych doświadczeniach polityczno-społecznych w latach 80-tych, mieszkałem w dużych interesujących miastach, działałem w unikalnych, elitarnych środowiskach, uczyłem się na dobrych uczelniach w Polsce i za granicą. I to wystarczyło, aby po 2-3 latach zostać liderem w niszowej branży, jaką jest internetowy handel książką używaną i antykwaryczną oraz stać się lepszym sprzedawcą niż pozostali antykwariusze w Polsce, ulokowani głównie w dużych miastach. I aby mieć jednocześnie realistyczną wizję rozwoju wprowadzającą nową jakość na polskim rynku książki. Zastosowane przeze mnie elementy kapitału kulturowego są niezwykle proste, wydają się być wiedzą oczywistą. Dla mnie samego niezrozumiałe jest, dlaczego inni na to nie wpadli czy tego nie realizują.

Ciąg dalszy nastąpi

Przeczytaj również:

Nieświęty biznesmen rozważa Ewangelię

 

 

36 Comments

  1. Jadzia

    i to jest takie fajne?

    Takie fajne to ma być? Robienie pieniedzy dla samych pieniedzy bez zadnej ideologii?

    Nie widzę w tym nic fajnego, Zreszta zależy co kto lubi. I nie chodzi mi tutaj o zadną ideologie typu religia, pomoc ludziom itp.  Oczywiscie trzeba mieć srodki aby zyć. Ale w Twoim opisie pasją – jest robienie pieniedzy dla samych pieniedzy – czysty handel.Cały Twój długi tekst temu służy. .No ale jeżeli Cie to pasjonuje i cieszy ..nie oceniam. Mnie akurat pasjonuja  zupełnie inne rzeczy. Juz jako mala dziewczynka  najbardziej nie lubiłam zabawy w sklep.

     

    Niby twierdzisz, że wszystko po to by miec srodki dla swojej pasji. Ale z tekstu wcale to nie wynika.

    Aha…i jeszcze jedno. Napisałes

    tak ciężko harowałem przez ostatnie trzy lata, by nie musieć pracować zarobkowo przez resztę życia. Tak, chciałem wpierw wyzwolić się z królestwa konieczności, bolesnego i nieraz poniżającego mozołu, by móc otworzyć bramy królestwa wolności i móc robić, co naprawdę chcę i lubię.

    Czy naprawdę sądzisz, ze harówka przez 3 lata i zyski jakie osiagnąłes pozwola Ci bez tej harowki przez reszte zycia robić to co chcesz i lubisz?

    Pamietaj, żyjemy w Polsce. W Polsce gdzie jest inflacja. Ten ogromny zysk nagromadzony przez harówke trzech lat może za jakis czas, gdy przestaniesz "harować" starczyc jedynie na – pudełko zapalek. Tak juz bywało.

     
    Odpowiedz
  2. Halina

    Czynnik ludzki i poziomy zaangazowania

    Praca –> pieniądze -> wolność

    "…zrobiłem biznes, który przetrwał, ma szansę rozwoju i wkrótce umożliwi mi pełną wolność: nie będę już więcej musiał zarabiać na życie codzienną pracą. Rzadki luksus. Upragniony przez wielu, doświadczany przez nielicznych. "

    "..Tak, chciałem wpierw wyzwolić się z królestwa konieczności, bolesnego i nieraz poniżającego mozołu, by móc otworzyć bramy królestwa wolności i móc robić, co naprawdę chcę i lubię."

    "..Praca jest zawsze wpierw zarabianiem pieniędzy. Królestwem konieczności. Coraz częściej  niewolnictwem.."

     

    Arbeit macht frei, geld macht frei? Nein-die Wahrheit wird euch frei machen

    Czy pieniadze dają wolnosc? Moim zdaniem nie. Jesli w ich posiadaniu poszukujemy drogi do realizacji swoich marzen o wolnosci-mozemy sie rozczarowac. Wystarczy spojrzec na okratowane okna, czujniki, kamery, zabezpieczenia na podjazdach. Predzej czy pozniej stanie sie to koniecznoscia, by zwiekszyc poczucie bezpieczenstwa i wolnosci..Mysle, i wiem, ze czesto, to wlasnie bogaci ludzie odczuwaja najgorsze symptomy nedzy i upodlenia zycia " w raju"..Dlatego ludzie coraz czesciej okazuja zainteresowanie swiatem wewnetrznym, w ktorym to miesci sie nasze poczucie bezpieczenstwa i wolnosci.

    Personalizm prudencjalny opiera sie na zasadach proporcji. Trudno krytykowac ludzi, ktorzy biora odpowiedzialnosc za innych i prezentuja takowe postawy. Jest to przeciez tworzenie swiata o jakim wszyscy marzymy. Poczucie odpowiedzialnosci za innych,tej finansowej rowniez, to niewatpliwie kwestia najwyzszej wagi. Szczegolnie, gdy jest sie rodzicem . Jak moje dzialania i zaniedbania moga wplywac na innych? I tak, przenoszac to na grunt zawodowy-kazdy pewnie kieruje sie  etyka zawodowa. Prawnik musi wykorzystywac prawo do walki o  sprawiedliwosc, pedagog, psycholog swoja wiedze i doswiadczenie dla dobra innych. Biznesmen, prowadzac swoje interesy powinien pamietac o potrzebach innych.

    Dziwic moze jedno. Autor zdaje sie nie brac pod uwage, ze praca zawodowa , ktora jest rowniez zrodlem zarobkowania-jest dla wielu przede wszystkim wpierw SATYSFAKCJA. Zadowolenie, nie jest li tylko kwestia etyczna. Jezeli nie chcemy przysparzac sobie nowych cierpien-staje sie ono kwestia koniecznosci.

    Musze jednak przyznac, ze trudno byloby mi sie zdobyc na praktyczne sugestie, dotyczace stosowania wartosci moralnych w handlu, poniewaz tak wazna role odgrywa w nim wspolzawodnictwo. Dlatego zwiazki miedzyludzkie widocznie sa tak kruche .Niemniej nie widze powodu, dla ktorego konkurencja nie mialaby byc konstruktywna. Kluczowym czynnikiem jest tu chyba motywacja wszystkich zainteresowanych. Jesli jednak konkurencji przyswiecaja dobre intencje, rezultaty-choc niechybnie ci, ktorzy straca beda cierpiec-nie musza byc szkodliwe. Moj znajomy powiada ,ze realia w handlu sa takie jakie sa i trudno oczekiwac, ze biznesmen postawi na pierwszym miejscu ludzi, a na drugim zysk. Ja jednak poznalam kilku chrzescijanskich biznesmenow, ktorzy nie zapominali, ze zysk nigdy nie uswieca wszystkich srodkow.I nie jest to naiwny idealizm. Tak uczy historia. Wiekszosc pozytywnych zmian spolecznych wyrasta z troski o innych. Wystarczy pomyslec jak zniesiono niewolnictwo. Sposob w jaki rozwijala sie ludzkosc, wskazuje na to, ze motorem wszelkiego postepu-sa idealy.Choc nie sadze, by kazdy mogl i powinien prowadzic, jak Mahatma Gandhi- zycie nedzarza.

     
    Odpowiedz
  3. Jadzia

    tak Halino

    Czy pieniadze dają wolnosc? Moim zdaniem nie. Jesli w ich posiadaniu poszukujemy drogi do realizacji swoich marzen o wolnosci-mozemy sie rozczarowac. 

    I masz rację. Nie wiem jednak czemu w ostatnich czasach "robi sie" z postaci biblijnych, ewangelicznych, przedsiebiorców, włascicieli spółek… i pochwala za dobre funkconowanie tychze.Jeszcze nie tak dawno tu na Tezeuszu ktos pisał, że sw. Piotr mial spółkę rybacka, ktora świetnie prosperowala, ostatnio czytuje na "DEONIE", że sw Józef był przedsiebiorca

    http://www.wwwwww.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,642,swiety-jozef-przedsiebiorca.html

    gdzie wyraźnie pisze, że

    Prowadząc zakład stolarski, św. Józef sprawdził się jako dobry przedsiębiorca, gdyż cieszył się poważaniem lokalnej społeczności. Musiał nie tylko ciężko pracować, ale odznaczał się zapałem, wytrwałością i cierpliwością, gdyż te cechy są niezbędne, by stworzyć nowe przedsiębiorstwo i utrzymać je

     

    Nie chcę byc wredna, ale – jak tak dalej pójdzie –  niedlugo dowiemy się, ze Jezus zarabiał majac tantiemy w zwiazku z głoszonymi naukami , że pobierał je za głoszone Slowo Boże – a Judasz właśnie poszedl po te tantiemy o wartości 30 srebrników. Nie zdziwiłabym sie gdyby ktos gdzies tak napisał.

     
    Odpowiedz
  4. rzusto

    To bardzo odważny tekst i

    To bardzo odważny tekst i domyślam się, że dość dobrze oddaje realia. To co mnie w nim fascynuje to, z jednej strony sukces przedsięwzięcia i zaraz obok niesamowity koszt społeczny i osobisty jego realizacji. Zastanawiam się, czy chciałbym pracować w AiK, w którym podejście do pracownika jest w moim odczuciu dość autokratyczne.

    Moje wyobrażenie o tym jak funkcjonuje AiK było całkiem inne. Wydawało mi się na początku, że AiK to taka "społeczna" firma, która od samego pomysłu na zarabianie pieniędzy po formy działania i realizacji założeń służy innym celom niż zabezpieczenie minimum potrzeb finansowych jej założyciela. Jestem zaskoczony, że tak niszowa działalność musi kierować się tak wysokimi rynkowymi "standardami", w których człowiek (pracownik) jest tylko środkiem do osiągnięcia finansowej korzyści. Za to akurat nie oskarżam. To w sumie daje mi świadmość, jak może wyglądać rynkowa rzeczywistość wielu tzw. społecznych przedsiębiorstw.

    Wydawało mi się jednak, że AiK ma zabezpieczyć byt Fundacji Tezeusza. Umożliwić jej okresy przetrwania w suchcych bezgrantowych miesiącach, a może nawet zabezpieczyć środki na realizację zadań, o któtych grantodawcy nie pomyśleli, a które warto realizować. Może i tak jest – tylko, że autor tekstu nie chciał o tym powiedzieć. Mam nadzieję, że autor tekstu pominął też kilka innych ważnych wątków, które z poziomu promocyjnego jego tekstu, nie poziomowałyby go tak kontrowersyjnie, a może konkurencyjnie …

     
    Odpowiedz
  5. jorlanda

    Zastanawiający tekst…

    Dawno mnie tak nie zastanowił i nie zadziwił tekst o polskich realiach w prowadzeniu własnej działalności zawodowej (czyli biznesu) w Polsce. Myślę, że tak szczerze napisany tekst jest cenny. Andrzeju, jestem pod wrażeniem.

    Jednocześnie współczuję ogromu trudności jakie przeżywacie. Nie do końca jestem za rozwiązaniami tego typu: najpierw kasa, potem finansujemy marzenia. Ale niestety takie są realia.

    Pozdrawiam życząc (mimo wszystko) powodzenia w powrotach do "głębokiego siebie". Mój wybór odbył się zupełnie w drugą stronę 😉

    J.

     
    Odpowiedz
  6. eufemia

    Nie chciałabym być Twoim pracownikiem

    Tekst  jak z przykładowej korporacji. Traktowanie ludzi jako pionków. "Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść". Biznes w nienajlepszym wydaniu. Forsa zrobiona w 3 lata, ale jakim kosztem? Nawet o swoich najbliższych współpracownikach piszesz pogardliwie…

     
    Odpowiedz
  7. Andrzej

    Kilka rozwinięć

     Dziękuję za Wasze komentarze. Rozumiem, że dla niektórych, może wielu tekst miejscami może wydawać się zaskakujący, czy wręcz szokujący. Ale chciałem w skondensowany sposób, bez wchodzenia w niuanse, oddać rzeczywistą wewnętrzną logikę tworzenia biznesu od podstaw, bez żadnego wsparcia i taryfy ulgowej. Chciałem też pokazać doświadczenie przedsiębiorcy jako rodzaj radykalnego przeżycia granicznego. Nie oznacza to, że inni przedsiębiorcy nie myślą o tym inaczej i potrafią od początku zachowywać wysokie standardy etyczne i łączyć je z wysoką efektywnością biznesową. Przypuszczam jednak, że dość trafnie ujmuje pewne rysy wspólne dla wielu. Poza tym, w prywatnych rozmowach i uczciwym namyśle przedsiębiorcy, rzeczywistość ta przedstawia się niejednokrotnie znacznie gorzej.

    Biznes nie jest dla pięknoduchów czy ludzi o trwałej mentalności pracownika najemnego czy etatowego, czy korzystającego z pomocy społecznej lub innej: tego typu ludzie, a jest ich większość, z  małymi wyjątkami, nie mają większego pojęcia skąd realnie biorą się pieniądze, które jakaś firma czy instutucja wypracowuje. Pozostawieni sami sobie zwykle nie potrafiliby przetrwać, czyli stworzyć samodzielnie pożyteczne usługi czy produkty, za które ktoś inny dałby im na chleb.

    Przetrwanie w biznesie jest, zwłaszcza u początków, zwykle bardzo dramatyczną, brutalna walką, o której jakieś pojęcie mają jedynie ci, którzy sami przez to przeszli i przetrwali. Aby oddać surowość tej logiki i klimatu specjalnie w tekście użyłem narracji naturalistycznej: pokazałem ten świat, jakby bez Boga i poza łaską. Rzeczywistość jest zawsze bardziej złożona: tych, którzy chcą poznać dylematy moralne i narrację przenikniętą łaską odsyłam do mojego wcześniejszego tekstu o firmie „Nieświęty biznesmen rozważa Ewangelię” .

    Was z całego tekstu najbardziej zainteresował wątek relacji do pracowników. To jest obszar etycznie i efektywnościowo ważny, ale nie kluczowy z punktu widzenia zasadniczych celów biznesowych. Najważniejszym dobrem etycznym jakie ofiarowuje się pracownikom w firmie jest sama możliwość pracy, która pozwala im zarabiać, rozwijać jako ludziom i profesjonalistom. Nie jest to jednak dobro dawane bezwarunkowo. Firma nie jest miejscem, w którym mówi się ludziom: „Dobrze, że jesteś” i wystarczy, abyś się starał. Przeciwnie: stawia się określone warunki, nieraz trudne i wymagające, precyzyjnie określa się zasady których spełnienie warunkuje sens obecności danego pracownika. Dobrze prowadzona firma, która osiąga efekty na rynku dba o swoich pracowników i stara się wydobyć z nich to, co najlepsze. To oznacza szacunek dla nich jako osób, sprawiedliwe traktowanie, zadbanie o ich wypłaty, możliwość rozwoju. Jeśli jednak firma chce mieć na wypłaty musi wypracowywać wpływy, które je umożliwią.

    Pracownik zwykle nie rozumie w pełni, ani nie interesuje się skąd pracodawca ma pieniądze na jego/jej wypłaty, ale chce ją dostać. Z punktu widzenia pracodawcy, pracownik, który nie wypracowuje wpływów umożliwiających przetrwanie i rozwój firmy, nie ma racji bytu w firmie i zagraża miejscom pracy innych. Pewien nieunikniony instrumentalizm w traktowaniu pracowników wynika więc wprost w logiki biznesowej. Nie oznacza on jednak braku szacunku dla nich jako osób. Czy oblewając kursanta kursu na prawo jazdy, ponieważ nie radzi sobie jeszcze z prowadzeniem auta, pozbawiamy w ten sposób szacunku jako osoby ludzkiej? Nie, przeciwnie, w sposób odpowiedzialny troszczymy się o jego/jej zdrowie i życie oraz bezpieczeństwo i życie innych użytkowników drogi. Oblanie nieprzygotowanego kursanta w tym przypadku jest wysokiej jakości aktem etycznym ze strony egzaminatora (zakładam oczywiście sprawiedliwość oceny i danie wszelkich szans, żeby kursant wykazał się tym, co potrafi). Taka porażka nie jest prawie nigdy ostateczna: nie odbiera szansy kolejnym, bardziej obiecującym próbom. Jest bolesną lekcją, która uczy i chroni życie tej osoby i innych. Być może rzadko myślimy o tym właśnie w ten sposób.

    Podobnie jest w biznesie, który stanowi obszar o ogromnym potencale etycznym, stwarza dobro, która w ogóle umożliwia życie. Tak jak matka daje życie (z pomocą ojca) dziecku i szerzej możliwość istnienia rodzaju ludzkiego, podobnie biznes (rozumiany istotowo jako wytwarzanie wszelkich dóbr i usług) umożliwia materialne i biologiczne życie wszystkim ludziom na Ziemii. To wielkie dobro, które nawet jeśli bywa często nadużywane, nie przestaje być dobrem podstawowym i upragnionym.

    Tomek przywołuje wizję „firmy społecznej”,  miękkiej formy biznesowej czy fundacyjnej: na pewno takie przedsięwzięcia istnieją i mogą być nawet efektywne, realizując jednocześnie wprost pewne cele etyczne i społeczne. Mogą to być firmy których pierwszym celem jest dobro samych pracowników. Miałbym dwie uwagi w tej sprawie: Po pierwsze, jeśli projektowi zaczyna brakować pieniędzy na wypłaty dla ludzi, to po prostu tracą oni pracą, bez względu na jak szlachetne intencje przyświęcały przedsięwzięciu. Dramat ludzi, którzy tracą wówczas prace jest wówczas taki sam jak w firmie czysto biznesowej, a może większy, bo mieli większe marzenia i oczekiwania. Po drugie, nie zawsze jest możliwe stworzyć projekt „firmy społecznej”: w przypadku AiK Tezeusza, którego jednym z celów jest wspieranie Fundacji i portalu Tezeusz.pl, nie było możliwe stworzenie takiego typu firmy na terenie Kasinki Małej i okolic, której pracownikami byliby ludzie podzielający ideały Fundacji. Tutaj po prostu ludzie chcą dostać pracę i nie interesuje ich wejście w obszar aksjologii Fundacji, czy działania woluntarystyczne natchnione ideałami.

    Postaram się kontynuować i rozwijać niektóre wątki przedstawione w tekście w kolejnych szkicach. Mam nadzieję, że pozwoli to na wyjaśnienie różnych kwestii.

    Andrzej

     
    Odpowiedz
  8. Halina

    Jadwiga

    No przeciez.. o tej wolnosci, pieniadzach i marzeniach za nie kupionych. Pewnie, ze mamy racje 🙂 Tak jak piszesz. Pieniadze sa niezbedne jako srodek do zycia i kazdy " orze, jak moze", a przede wszystkim chce. Nie sa one w zadnym wypadku, jak sugeruje autor droga do wolnosci i srodkiem do spelniania marzen. Pieniadze dotycza wartosci policzalnych i przeliczalnych. Juz niekoniecznie w chrzescijanskim, ale w ludzkim swiecie istnieja rzeczy i dobra, ktorych nie da sie przeliczyc. Godnosc, szczescie, wiara, milosc, radosc, dobrostan psychiczny etc. Kazdy kupuje co chce i u kogo chce. Mozna byc czlowiekiem z kasa , a i bez kasy z klasa:) Albo jedno i drugie, albo nic. I tak moze byc. Coz to za marzenia, ktore mozna kupic? Czlowiek ma jeden zoladek i nie tak duzo potrzeb jak mysli. Jest tyle piekna wokol za frico albo za grosze. I bardzo nieladnie jest myslec, ze czlowiek, ktory ledwo wiaze koniec z koncem czy wykonuje nawet najskromniejsza praca,  przyczynia sie do dobra spolecznosci w mniejszym stopniu niz np. lekarz, nauczyciel,  inzynier czy mnich..Jako studentka nie mialam zadnych znajomosci w obcym miescie, daleko od domu itp itd. Nie bylam wyjatkiem.Potrafilismy zarabiac na zycie grajac na instrumentach, malujac czy spiewajac w klubach. W koncu kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. To byl calkiem niezly biznes:) 

    .."niedlugo dowiemy się, ze Jezus zarabiał majac tantiemy w zwiazku z głoszonymi naukami , że pobierał je za głoszone Slowo Boże – a Judasz właśnie poszedl po te tantiemy o wartości 30 srebrników. Nie zdziwiłabym sie gdyby ktos gdzies tak napisał."

    Byloby niedobrze..poki co Jezus jako przyklad przedsiebiorcy wszechczasow.:)  I zalety- na ktore warto zwrocic uwage..

    umiarkowanie, zwracanie uwagi na najskromniejszych,odmowa służenia pieniądzowi – „Żaden sługa nie może dwom panom służyć,  odmowa kultu image’ u ,miłowanie własnych wrogów

     

    http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/firma-praca-i-kariera/art,24,przedsiebiorca-wszech-czasow,strona,2.html

     
    Odpowiedz
  9. herman

     Odnosząc się do

     Odnosząc się do powyższych komentarzy chciałoby się powtórzyć za Szekspirem "no one loves the messenger who brings bad news. " ( co w wolnym przekładzie mniej więcej brzmi : nikt nie darzy miłością posłańca złych wieści ).   

    Autor opisuje być może brutalną, nie mniej jednak chyba w znacznym stopniu prawdziwą rzeczywistość funkcjonowania małych firm, szczególnie w polskich warunkach. Bezwzględnie przychylam się do tezy, iż pieniądze poszerzają obszar wolności. Problem pojawia się wówczas kiedy ich zdobywanie staje się obsesją i wartością nadrzędną. Należałoby doświadczyć organoleptycznie obu stanów, posiadania i nieposiadania, aby przekonać się jaka rzeczywistość sprzyja bardziej naszej wolności i godności. Myślę, że dla większości przy odrobinie szczerości wobec siebie samych odpowiedź brzmi jednoznacznie. 
    Andrzeju gratuluję sukcesu ufając, że uda Ci się „powrócić” do siebie głębszego jak to ująłeś z właściwą sobie szczerością. 
    Pozdrowienia
     
    Odpowiedz
  10. Halina

    @ Tomasz

    Pan Tomasz napisal:

    Zastanawiam się, czy chciałbym pracować w AiK, w którym podejście do pracownika jest w moim odczuciu dość autokratyczne.

    Rozumiem, ze odnosi sie pan do wlasnego komentarza?, poniewaz mi osobiscie nic nie wiadomo na temat podejscia do pracownikow w A i K.

    Jako osoba , ktora osobiscie doswiadczyla obydwu finansowo stanow skrajnych, a obecnie cieszy sie umiarkowaniem-wyrazam swoje zdanie na temat stosunku pieniadza wzgl. wolnosci.

    Bezwzględnie przychylam się do tezy, iż pieniądze poszerzają obszar wolności. Zalezy jaka wolnosc ma pan na mysli. Wolnosc wewnetrzna o ktorej ja pisze nie ma nic wspolnego ze stanem posiadania. Mamy nadzieje, ze to czy tamto nas uszczesliwi. Widzimy to zarowno w bogatych i biednych krajach. Wszedzie na wszelki wyobrazalny sposob ludzie staraja poprawic sobie swoj los. I nie tylko ja odnosze takie wrazenie, ze mieszkancy panstw rozwinietych, mimo ich przemyslu,sa w pewnym sensie mniej usatysfakcjonowani. W krajach mniej rozwinietych jest mniej leku i obaw. W istocie tylko nieliczni potrafia korzystac ze swoich bogactw, przed tym chronia nas nauki Jezusa. Biznesmen zazwyczaj zyje ciagle w rozdarciu pomiedzy obawami o zysk, bo z tym zwiazana jest przyszlosc jego i najblizszych. Widze to prawie na codzien, to wewnetrzne rozdarcie, dylematy moralne, atmosfera niepokoju, wyobcowania.

    Czesto przypominam sobie o tym paradoksie, ze psychologiczne i emocjonalne cierpienie-tak czesto towarzyszy materialnemu dobrobytowi.Duzo mowi sie w kregach chrzescijanskich o Zasadach Sprawiedliwego Handlu -Fair Trade.

     
    Odpowiedz
  11. Jadzia

    Andrzej – niezbyt trafne porownanie

     Z punktu widzenia pracodawcy, pracownik, który nie wypracowuje wpływów umożliwiających przetrwanie i rozwój firmy, nie ma racji bytu w firmie i zagraża miejscom pracy innych. Pewien nieunikniony instrumentalizm w traktowaniu pracowników wynika więc wprost w logiki biznesowej. Nie oznacza on jednak braku szacunku dla nich jako osób. Czy oblewając kursanta kursu na prawo jazdy, ponieważ nie radzi sobie jeszcze z prowadzeniem auta, pozbawiamy w ten sposób szacunku jako osoby ludzkiej? Nie, przeciwnie, w sposób odpowiedzialny troszczymy się o jego/jej zdrowie i życie oraz bezpieczeństwo i życie innych użytkowników drogi.

    W pierwszym przypadku człowieka traktujesz przedmiotowo. Jest przedmiotem potrzebnym, albo nie – do wypracowania zysku w firmie. Nie patrzac na jego sytuację.

    Drugi przypadek – który porównujesz, jest przeciwieństwo pierwszego. Egzaminator oblewa kursanta nie aby był zysk w firmie ale dla samego czlowieka, aby nie spowodowal wypadku i aby nie byl kaleka albo się nie zabił.

    A zastanawiam sie po co ta tematyka na Tezeuszu? Osoba zainteresowana znajdzie to w ka zdym podręczniku ekonomii.

     
    Odpowiedz
  12. Kazimierz

    busines

     Dziękuję Andrzeju za ten tekst.To ważny głos, którym się dzielisz.

    Ja prowadze firmę ( w tej chwili 3 firmy, a w niedługim czasie kolejną) już od 16 lat. Co prawda, ty na razie nie musisz nieśc jeszcze ciężaru rodziny, dzieci, żony, ale masz inne osoby, które sa dla ciebie tymi, za które niesiesz odpowiedzialność egzystencjonalną, jeśli można to tak określić. 

    Kibicuję Tezeuszowi i twojej działalności od początku, cieszy mnie bardzo rozwój i sukces jaki odnosisz. Tak jak piszesz , nie jest łatwo dziś prowadzić biznes wogóle, a osobie o wyostrzonych moralach jeszcze trudniej. 

    Jednak zgadzam się z tobą, że uniezależnie się od pracy u kogoś, za pensję ku wolności realizacji własnych planów, jest krokiem ku dojrzałości. Większość bohaterów biblijnych było samozatrudnionych – Amos, hodował sykomory, Abraham był bogatych handlowcem, Mojżesz pasterzem, Pawła rodzina zajmowała się wytwarzaniem namiotów, on sam w niektórych momentach wracał do tego zajęcia, Piotr był rybakiem, Lidia wytwarzała purpurę, Józef "ojciec" Jezusabył cieślą. Sam Jezus równiez do czasu powołania był cieślą. Nie wolno nikomu zapome on żył normalnym, choc bezgrzesznym życiem. 

    Niektórzy krytykują osiągnięcie wolności poprzez biznes, dlaczego? Jesli ja po 16 latach pracuję obecnie 4-5 godzin dziennie i moge zajmowac się wzniosłymi celami, budować Królestwo Boze, zapewniać moim dzieciom dobrą edukację i rozwój, dbać o zonę, aby zajmowała się tym, co na prawdę lubi, wspierać różne inicjatywy Boze finansami, czy jest w tym coś złego? Bez tak rozwiniętych działań nie byłoby zadnej mozliwości. W tym roku mija 38 rok moje pracy zawodowej, pracowałem jako robotnik w przemysle, kierownik, brygadzista itp. Ale od momentu mojego nawrócenia Pan Bóg poprowadził mnie ku wolności w tym aspekcie, a od 16 lat realizuję ambitne plany Boze poprzez biznes. Wykorzystując środki do zapewniania bytu mojej rodzinie i czynienia dobra dla ludzi dając im pracę i realizując przerózne projekty skierowane do róznych grup społecznych.

    Uwazam, ze osoba, która potrafi dobrze zarządzać finansami poprzez biznes, jest gotowa do "prawdziwej wartości" bo za słowem powiem, jeśli kto nie jest uczciwy w niesprawiedliwej mamonie, temu Bóg nie powierzy tej prawdziwej wartości, a zeby wogóle wypracowac ten aspekt, trzeba się nim zająć. Tą prawdziwą wartością jest budowanie Królestwa. Łuk. 16,9-11. Ja właśnie tego doświadczam, wierzę, ze przez ten proces powinno przejśc większośc Bozych przywódców, aby rozumieć i doświadczyć. Bóg tak wymyslił, ze istnieją pieniądze i one moga być wielkim błogosławieństwem, ale tez przyczyną morderstw, pobić, gwałtów i wszelkiego zla. 

    Pan Jezus tez nie zył z powietrza i jego uczniowie, ale korzystali z bogactw niwiast, które ich błogosławiły dobrami. Łuk. 8,1-3 i nie ma co tu się gorszyć, tak, bogate kobiety "utrzymywały" "zespół Jezusa", unikanie tematyki finansów nie prowadzi do niczego dobrego. A zycie z pensji jest i tak dla większości ludzi czymś normalnym i oczywistym. Paweł apostoł zachęca, aby korzystać z wolności i jezeli kto moze i ma zdlności niech z tego korzysta. Wiele pisałem na ten temat po co Bóg daje majątek,  najprostsza konkluzja, aby mając zawsze wszystkiego pod dostatkiem kazdy mógł łożyć na każda dobrą sprawę – 2 Kor. 9,8

    Andrzeju, powodzenia, następne zapewne kroki, to dywersyfikacja przychodów, inwestycje w Królestwo Boze (choc Tezeusz jest wspaniała inwestycją w Królestwo) itp. Życzę zatem powodzenia i mam nadzieję, ze teraz będziesz więcej pisał 🙂

    Kazik

     

     

     

     

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  13. herman

     Pani Halino na wstępie

    Pani Halino na wstępie muszę zauważyć, że znowuż jak niegdyś wzięła mnie pani za kogoś innego. Powtórzę więc, że poza imieniem i pierwszą literą nazwiska nie mam nic wspólnego z sympatycznym panem Tomaszem Szóstkiem, z którym zapewne mnie pani myli. 

    Nie mogę odnieść się więc do pierwszej części pani komentarza, gdyż nie dotyczy mojej wypowiedzi. 

    Natomiast pani pytanie "…jaką wolność ma pan na myśli ? " skierowane jest prawdopodobnie do mnie.  

    Jakiś czas temu przy okazji dyskusji chyba nawet tutaj na forum Tezeusza starałem się forsować pogląd na temat integralności ludzkiego umysłu, gdzie w tej samej przestrzeni  funkcjonuje myślenie, doświadczenia, pojęcia w tym również pojęcie wolności. Do dzisiaj mój punkt widzenia w tym względzie nie zmienił się dlatego dzielenie wolności na zewnętrzną, wewnętrzną etc. uważam o tyle pożyteczne o ile służy celom poznawczym albo dydaktycznym. 

    Ja mówię o wolności, która jest wypadkową różnych doświadczeń, między innymi doświadczenia posiadania czy nie posiadania. Zresztą w takim kontekście umieścił ją autor wiodącego tekstu. 

    Pani mówi o wolności  w aspekcie bardziej uduchowionym, trochę w moim przekonaniu jednowymiarowym i oderwanym od realu, cytuję "Wolność wewnętrzna o której ja pisze nie ma nic wspólnego ze stanem posiadania".  Mój punkt widzenia co prawda bardziej prozaiczny i "down to earth" w moim przekonaniu pozostaje jednak bliższy rzeczywistości. To nie jest sprawa moich preferencji czy poglądów a raczej próba odniesienia się do stanu faktycznego.

     

    Pomimo że jestem sporadycznym komentatorem w Tezeuszu postanowiłem dla uniknięcia podobnych konfuzji w przyszłości  zamieścić swoje archiwalne zdjęcie z końca lat 80 tych.

     

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  14. Kazimierz

    Ps.

     Nie wiem, czy ci, którzy mają kąsliwe uwagi mają tę świadomość ze moga pisać w Tezeuszu, dzięki własnie waszej pracy 🙂

    KJ

     

     

     

     
    Odpowiedz
  15. Halina

    p.Tomasz S

    Eh, te lata osiemdziesiate. I wzrok byl tez inny:) Osobiscie nie mam nic przeciwko takim pomylkom:) Chociaz pan Tomasz jest bardzo sympatyczny, to fakt:)

    Prosze wiec obydwu panow o rozgrzeszenie…w tym temacie

    Pani mówi o wolności  w aspekcie bardziej uduchowionym, trochę w moim przekonaniu jednowymiarowym i oderwanym od realu, cytuję "Wolność wewnętrzna o której ja pisze nie ma nic wspólnego ze stanem posiadania". 
     

    Nadal podtrzymuje swoje zdanie, ze wolnosc nie ma nic wspolnego ze stanem posiadania pieniedzy, czy inaczej mowiac statusem materialnym czlowieka. Mowie o wolnosci w aspekcie psychologicznym , ktory jest bardzo realistyczny..Oczywiscie istnieje wolnosc prawna, fizyczna, ale mnie chodzi o sama istote wolnosci kazdego czlowieka-wolnosc moralna, wolnosc sumienia, wolnosc podejmowania suwerennych decyzji. Ogolnie- radosc bycia czlowiekiem stworzonym na wzor i podobienstwo Boze, nie moze byc z zalozenia uzalezniona od rzeczy zewnetrznych. Tym bardziej takich jak grubosc portfela. Czasem bardziej wolny jest biedak , ktory potrafi przetrwac bez zabawek cywilizacji. Umie sam wyhodowac, zasiac, przetworzyc, uszyc -zyjac w zgodzie z natura i z samym soba( chocby zycie mnichow) od biznesmena, ktory gubi po drodze swoje " ja" darowane przez Boga, realizuje wlasne ambicje , przechodzi z jednego uzaleznienia w drugie-nawet nie zauwazajac tego. Dla spokoju sumienia przeprowadzi kilka akcji charytatywnych, owszem pomoze biednym. Pytanie tylko czy pozbawiony tego wsparcia jakim sa pieniadze-potrafilby zachowac wiernosc tak jak Hiob. Tego na pewno nie wiemy, dopoki sie nie przekonamy na wlasnej skorze .Wolnosc-to bycie panem siebie, niezaleznie od sytuacji zewnetrznych. Albo wiec czuje sie ja wewnatrz, albo nie. Pieniadze byc moze daja wolnosc w przestrzeni ekonomicznej ,ale nie psychologicznej. Wolnosc psychologiczna, a wiec ta prawdziwa niezaleznosc ( wolna wola)-nie jest stanem, ktory mozna posiasc za pieniadze. W tak rozumianej wolnosci, chodzi o to, by nie przwiazywac sie. Robiac biznes mozemy bardzo latwo stracic poczucie wlasnej wartosci. Dziwne, majac sporo pieniedzy zauwazylam, ze tak naprawde nic wartosciowego nie mozna kupic. Owszem mozna je rozdac ubogim, jak zalecl Jezus bogatemu mlodziencowi. Tylko kto to tak naprawde po latach harowki i wyrzeczen potrafi? Ja nie. Wiec moze zamiast gromadzic, lepiej sie stopniowo wyzbywac? Odlozyc rozsadna miare na zabezpieczenie wlasne i bliskich, ale nie owo zabezpieczenie jest gwarantem poczucia wolnosci. Moze wzglednego spokoju, wzglednej stabilizacji ,ale nie wolnosci.i szczescia…

    pozdrawiam i jesli moglabym polecic

    Zycie w micie, czyli jak nie trafic do raju na niby i zyc w harmonii ze swiatem Wojciech Eichelberger, Beata Pawłowicz

    http://www.psychologia.net.pl/ksiazki.php?level=307

     
    Odpowiedz
  16. rzusto

    @Halina

    Ja nie czuje sie urazony 🙂 W zasadzie jestem zadowolony, bo przy okazji dwa komplementy otrzymalem.

    Napisalem, ze mam odczucie co do tego jakie jest podejscie do pracownikow w AiK. Zdaje sobie sprawe, ze to nie jest malenka firma, ale pewnie nie na tyle duza aby wszyscy, ktorzy pracuja w niej bezposrednio sie nie znali.

    Wiem, ze wciaz mam naiwne podejscie do swiata. Pewnie tez dlatego moje wlasne zycie zawodowe jest zawile i pewnie dlatego tez trudno pogodzic mi sie z rzeczywistoscia jaka stworzyl i w jakiej funkcjonuje Pan Andrzej.

    Z drugiej strony trudno mi uwierzyc, aby lokalna firma, ktora odnosi takie sukcesy tak malo zwracala uwage na czynnik ludzki. Moze moje odczucia to wynik retoryki autora tekstu? 

     

     
    Odpowiedz
  17. Halina

    @ Tomasz

    Dziekuje:) Zauwazam wiecej zalet, ale moze przesada juz bedzie z mojej strony tak komplementowac mezczyzne:) To nie naiwne podejscie do swiata. Po prostu, byc moze tworzy pan przyjazna rzeczywistosc dla innych, a nie wszyscy sa w stanie to wlasciwie ocenic czy docenic. Ja moge ze swej strony tylko dodac, ze pracowalam wiele lat w zespole. W zasadzie caly czas pracuje w zespole. I wiem na pewno, ze styl kierowania zespolem, jest podstawa jego trwalosci  Ludzie, ktorzy sie nawzajem wspieraja i ktorym dobrze sie ze soba pracuje, pomimo oczywistych roznic-nie wypalaja sie tak szybko. Dobry zespol ma  zmienny i dynamiczny charakter, czyli przechodzi przez kilka etapow, przez swoisty cykl rozwojowy. A kazdy etap wynika z poprzedniego i jest na nim budowany. To w gestii szefa jest by zapewnic takowa plynnosc rozwojowa i dobra atmosfere. Zamiast ciaglych rotacji, gdy de facto zespol jest na etapie " ciaglego tworzenia", nic dziwnego, ze kontakty sa tak powierzchowne. Czasem trzeba zaczekac i zwolnic tempo dla dobra czlowieka. Wspolczesnie odchodzi sie od stylu autarytarnego- nawet , gdyby mial on ojcowski charakter 🙂 na rzecz stylu partypacyjnego. Umocowanie zespolu , ksztaltowanie wzajemnych relacji opartych nie na strachu czy rywalizacji,  lecz na zaufaniu, to zdolnosci, ktore zalicza sie do kompetencji emocjonalnych. To buduje kreatywnosc wszystkich , chec dzialania i poczucie odpowiedzialnosci za wlasna praca i firme( zaklad pracy)

    pozdrawiam, zyczac dalszych sukcesow -pomimo roznych zawilosci:)

     
    Odpowiedz
  18. Andrzej

    Eksploracja różnych obszarów egzystencji

    Cieszę się, że tekst wywołał ciekawą dyskusję, krytyczne uwagi. Dziękuję zwłaszcza tym, spośród Was, którzy odnieśli się ze zrozumieniem do opisu tego niełatwego doświadczenia i po prostu ucieszyli się, że komuś się coś udaje. Kaziu, Tomasz S., Jola, częściowo Tomek Szostek, docenili obiektywną wartość dokonań, a jednocześnie poznawcze walory tekstu. Jadwiga i Halina raczej nie ucieszyły się, raczej zniesmaczyły i wybrały poetykę komentatorstwa moralistycznego. Tomek skupił się głównie na wątku relacyjnym. I choć nie podzielam tej – w moim przekonaniu zawężonej nieco optyki, – rozumiem jej krytyczny sens: to jest jakieś autentyczne wołanie o człowieczeństwo i życie Ewangelią na każdym obszarze życia, również w biznesie. Słabością tej poetyki wydaje się być brak głębszego zrozumienia złożoności i dramatyzmu budowania od zera firm i instytucji.

    Kluczem sensownej oceny tworzonych firm i instytucji jest ich obiektywna wartość, czyli wielorakie dobro jakie wnoszą one do życia społeczności, w których funkcjonują. Ta wartość, w dużym stopniu jest niezależna od intencji twórców tych dzieł, które żyją swoim życiem oceniane przez ludzi w nich uczestniczących i z nich korzystających. Dla ludzi o szerszych horyzontach jest oczywiste, że każda nowopowstała firma, która daje ludziom miejsca pracy i rozwoju, a innym cenne usługi czy produkty jest po prostu ważnym dobrem, którego rozwojowi należy sprzyjać w interesie szerszego dobra wspólnego. W przypadku AiK Tezeusza ponadto jest ważne, że stwarza on obecnie w ogóle możliwość materialnego i społecznego funkcjonowania portalu Tezeusz.pl oraz daje szanse jego utrzymania i rozwoju w przyszłości. Gdyby firma nie powstała i nie przetrwała, portal od kilku lat nie istniałby już, tak jak wiele innych inicjatyw społecznych, którym zabrakło środków na utrzymanie. Małgorzata i ja nie mielibyśmy pieniędzy, sił i czasu, aby się tym zajmować, nawet, gdybyśmy bardzo chcieli.

    Przyznam, że prezentowany przez niektóre osoby sposób myślenia na blogach/komentarzach Tezeusza – naznaczony albo idelogicznym dogmatyzmem, albo jałowym moralizatorstwem, czy gorzkim restentymentem – rodził we mnie bolesne pytanie o sens utrzymywania tego skądinąd wartościowego dzieła pełnego cennych osób i ich twórczej pisarsko, intelektualnie i duchowo aktywności. Od 10 lat, pomimo zwątpień, odpowiadałem sobie: OK, warto to kontynuować, godząc się z pokorą na różne ograniczenia i mielizny. Również moje własne. Gdy np. Jadwiga protestuje przeciw poruszaniu takiej tematyki, jak w tekście powyżej, w portalu Tezeusz.pl to mi po prostu ręcę opadają: właśnie takich tekstów najbardziej nam potrzeba, i jest ich zdecydowanie za mało w portalu, i szerzej w katolickich i chrześcijańskich mediach.

    W Tezeuszu najcenniejsze są właśnie teksty i komentarze eksplorujące różne obszary egzystencji, zwłaszcza te trudne, słabo komunikowalne, wstydliwe, przemilczane. Temat pracy, pieniędzy, radzenia sobie z integracją życia jako walki o przetrwanie z wiarą w człowieka i Boga wydaje sie być jednym z najwazniejszych duchowych wyzwań naszych czasów. Ewangelia Jezusa dlatego właśnie jest tak inspirująca i wiarygodna, bo Jezus wciąż zadaje pytania i daje głębokie odpowiedzi, jak integrować mozół życia doczesnego z wiarą w Królestwo Boże. Jak żyć Bogiem pozostając człowiekiem z krwi i kości. 

     

     
    Odpowiedz
  19. Halina

    pan Andrzej

    Jadwiga i Halina raczej nie ucieszyły się, raczej zniesmaczyły i wybrały poetykę komentatorstwa moralistycznego.

    Nie wiem czy panu o moje wpisy chodzi, jezeli tak, to ich ocena pod wzgl. merytorycznym jest zdumiewajaca. Rozumiem, ze moje wpisy sa w pewnym sensie dla pana niewygodne, poniewaz posiadam  kompetencje , ktore umozliwiaja mi radzenie sobie z prawie kazda manipulacja…Jezeli w ten sam " sprawiedliwy" sposob ocenia pan swoich pracownikow, to mamy jasnosc. Wypadaloby raczej rzeczowo odniesc sie do moich wpisow na temat  wolnosci , ktora ponoc oferuja nam pieniadze. Nie jestem zainteresowana pana osobistymi sukcesami czy niepowodzeniami. To sa raczej tematy "kozetkowe". Jest to forum dyskusyjne i interesuja mnie ciekawe tematy, a takowe mozna wydobyc nawet z nieciekawych tekstow..Mysle, ze nie ma nic gorszego od samobojczych goli, to tak na marginesie. 

     
    Odpowiedz
  20. Jadzia

    nie odwracajmy “kota do góry ogonem”:)

     Jadwiga i Hanna raczej nie ucieszyły się, raczej zniesmaczyły i wybrały poetykę komentatorstwa moralistycznego. 

     

    Trudno abym cieszyła się z czyichs sukcesów, które zdobywane są kosztem drugiego czlowieka.

    Przeciez napisaleś

     Musisz wybierać, komu wpierw dać „posiłki”, czyli komu wpierw zapłacić, bo zawsze brakuje, kogo wysłać na pewną śmierć (zwolnić z pracy, zachęcić do odejścia), jak zachować w sobie i innych wolę zwycięstwa, gdy wszystkie plany wydają się nierealizowalne, a inwestycje nierentowne. Aby przetrwać, biznes kieruje się głównie logiką siły: płacisz wpierw tym, którzy najbardziej mogą ci zagrozić – słabsi muszą poczekać, zwalniasz wpierw tych, którzy najbardziej firmie szkodzą czy ją osłabiają lub po prostu przestają być potrzebni, nawet jeśli wcześniej byli użyteczni, bo przeszłe zasługi w zasadzie nie liczą się, jeśli przychodzą lepsi, a ktoś przestaje się rozwijać. Z czasem usłyszysz o sobie, zwykle od zwolnionych pracowników, że jesteś sk…nem, ch…m, diabłem, że nie zasługujesz na miano człowieka itp.

    Czy to jest takie wspaniale, takie dobre, aby sie z tego cieszyć? I zyczyć dalszych "sukcesów"? Wybacz, ale inaczej zostałam wychowana i mam inne wartości.

    W przypadku AiK Tezeusza ponadto jest ważne, że stwarza on obecnie w ogóle możliwość materialnego i społecznego funkcjonowania portalu Tezeusz.pl oraz daje szanse jego utrzymania i rozwoju w przyszłości. Gdyby firma nie powstała i nie przetrwała, portal od kilku lat nie istniałby już, tak jak wiele innych inicjatyw społecznych, którym zabrakło środków na utrzymanie.

    Proszę nie manipulowac. Znam dużo portali , stron  internetowych istniejących na darmowych serwerach ( chociażby moja strona http://www.jadzia.art.pl ) i prowadzenie tego naprawde nie jest czyms nadnaturalnym i kosztownym. Nie potrzeba do tego całego biznesu prowadzonego kosztem innych ludzi.Wystarczą dobre chęci i nieco umiejetnosci dotyczacych samodzielnego tworzenia stron internetowych ( ja sama sobie strone robie, kosztem jest jedynie mój czas).

     

     

     
    Odpowiedz
  21. herman

     Pani Halino,  każdy z

     Pani Halino,  każdy z nas nosi w sobie swoje własne doświadczenie wolności.  

    W moim przekonaniu pełna wolność w rozumieniu potocznym nie istnieje. Wszyscy jesteśmy w mniejszym lub większym stopniu opleceni siecią wzajemnych zależności i zobowiązań. 
    Jako człowiek wierzący rozumiem pani punkt widzenia i zgadzam się z nim. Chociaż można byłoby zapytać. Jak się ma moralność do wolności w takim ujęciu jakie pani proponuje ? O ile chrześcijanin zapytany czy moralność ogranicza jego wolność upora się z tak postawionym pytaniem w miarę szybko odpowiadając, że prawdziwie wolnym jest ten, który czyni to co jest słuszne a nie ten, który czyni cokolwiek chce,  o tyle osoba niewierząca może mieć problem z taką interpretacją. 
     
    Jeszcze tak na marginesie. To "inne spojrzenie" o którym raczyła pani wspomnieć, to chyba odprysk mojej reakcji na wiadomość o porozumieniach okrągłego stołu.
     
    Pozdrawiam
     
    Odpowiedz
  22. Halina

    Panie Tomaszu

    To, ze wolnosc niejedno imie ma i dla kazdego czlowieka moze miec inna tresc- zgodzilismy sie chyba juz wczesniej. Inaczej widzi ja dorosly, inaczej nastolatek, a jeszcze inaczej dziecko.. Ja nie moge zmienic zdania, bo kazde doswiadczenie wolnosci czy zniewolenia odczuwamy wewnatrz, tak jak pan to we wczesniejszym poscie sam napisal:

    Jakiś czas temu przy okazji dyskusji chyba nawet tutaj na forum Tezeusza starałem się forsować pogląd na temat integralności ludzkiego umysłu, gdzie w tej samej przestrzeni  funkcjonuje myślenie, doświadczenia, pojęcia w tym również pojęcie wolności. Do dzisiaj mój punkt widzenia w tym względzie nie zmienił się dlatego dzielenie wolności na zewnętrzną, wewnętrzną etc. uważam o tyle pożyteczne o ile służy celom poznawczym albo dydaktycznym.

    To, ze kazdy inzczej jej doswiadcza, opatrznie rozumie- nie oznacza, ze takowej wolnosci nie ma. Dla jednego, jak pan czyta beda nia pieniadze. Dla drugiego Chrystus. Trzeci wolnosc swojego sumienia upatruje w etycznym postepowaniu. Jestesmy powolani do wolnosci, wiec jak moze jej nie byc?. " Bo wy do wolnosci powolani zostaliscie tylko pod pozorem tej wolnosci nie poblazajcie cialu,ale sluzcie jedni drugim w milosci"-Gal 5.13. Gdzie umiescimy pieniadze w sferze ciala czy ducha? Tylko czlowiek swiadomy wolnosci jest w stanie realizowac swoje zycie w bogaty i wartosciowy sposob. Zarabiajac przy tym uczciwe pieniadze. Wolnosc uwalnia od toksycznych relacji, chorych ukladow, zgnilych kompromisow, niezdrowych zaleznosci.Gdy jestesmy prawdziwie wolni w srodku i znamy granice swej wolnosci-" wszystko mi wolno,lecz nie wszystko jest pozyteczne"-1.Kor.10;23, wtedy nawet zewnetrzna niewola nie jest tak uciazliwa. Taka wolnosc wnosi do zycia swiezy powiew nadziei, uwalnia od wielu przymusow  i uswiadamia, ze ptaki maja swoja wolnosc, wiatr swoja, a chrzescijanin ma ja w Chrystusie. Aspektow wolnosci jest wiele i temat moglby pewnie byc dyskutowany przez wiele godzin.

    Chociaż można byłoby zapytać. Jak się ma moralność do wolności w takim ujęciu jakie pani proponuje ? (..)osoba niewierząca może mieć problem z taką interpretacją.

    Tak sie ma jak Dekalog do etyki, na ktorego podstawach opiera sie cala wspolczesna etyka. Tak sie ma jak wolnosc wyboru miedzy dobrem,a  zlem. W etyce wszystko zalezy od tego, by sie doskonalic eksplorowac samego siebie. Ludzie nie tylko zywia pragnienie, by sprzyjac pomyslnosci wlasnej, lecz okazuja takze praktyczne zainteresowanie pomyslnoscia innych. Gdyby czlowiek zas sprzyjal pomyslnosci wlasnej na niekorzysc innych, wowczas w etyce jest to dzialanie zle. Jest to nic innego, jak chrzescijanska zasada " nie czyn drugiemu, co tobie niemile".Taka mysl przewodzi w calej etyce Kanta, Leibniza, kontynuuja ja racjonalista Wolf, empirysci jak Hutcheson i Hume. To motyw dobra kieruje wola, ale tez pozostaje wolnosc do wyboru zla. Wola zas potrzebuje motywow, ktore ja pobudzaja. Kto odczuwa szacunek do prawa moralnego posiada w rzeczy samej motyw, aby byc moralnym i swoje chcenie dobrowolnie determinujemy. Dobrowolne, podejmowanie odpowiedzialnosci oznacza, ze tego chce, a nie powinienem. Jestem z kims, poniewaz wybieram te osobe w wolny sposob, bez przymusow, nakazow i naciskow. Nie dlatego, ze jej potrzebuje do osiagniecia swoich jakichs celow. Mam wtedy szanse, ze zostane podobnie wybrana i traktowana przez mojego partnera. Kiedy sa male dzieci wolnosc nasza ograniczamy rowniez w sposob dobrowolny. Czasem jeden partner przejmuje wieksza czesc  obowiazkow na siebie, by ten drugi mogl sie rozwijac. Ale wtedy wspolnie zastanawiamy sie jak to zrobic. To wymaga ustalen, negocjacji, dobrej woli, umiejetnosci-obdarowywania..

    ps. moj oslabiony wzrok, o ktorym wspomnialam-nie ma nic wspolnego z jakimikolwiek odpryskami . Bardzo przyziemna przypadlosc..

    pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  23. rzusto

    Dalsza dyskusja ucieszyla

    Dalsza dyskusja ucieszyla mnie. Zdaje sie ze teraz Halino, bedziesz blizej moich przeczuc co do relacji pracodawca-pracownik w AiK. Lekkosc opiniowania ludzi przez Andrzeja zaczyna mnie fascynowac. Bardzo przypomina mi ono w swojej formie przemawianie z ambony. Co w sumie jest w tym przypadku dosc zrozumiale i zarazem interesujace. 

    Ciesze sie, ze Andrzej wspomnial ze istnienie AiK jest nierozrwalne z istnieniem portalu Tezeusz. Zaczalem popadac w paranoje i zastanawiac sie czy czasami my wszyscy nie uczestniczymy w jakims projekcie, ktorego nadrzednym celem jest tylko i wylacznie nabijanie kasy. Teraz mam jasnosc ze to robienie pieniedzy ma szerszy sens.

    Jadwigo, mysle ze teraz to naprawde Andrzejowi rece opadly. Mysle, ze on sam moze sie o wiele lepiej wybronic z oskarzen o zbednosc srodkow finansowych w prowadzeniu portalu. Andrzejowi pewnie nie wypada tego powiedzic, ale mimo tego, ze na swojej stronie prezentujesz ciekawa sztuke, to poziom obydwu przedsiewziec jest nieporownywalny. Prowadzenie portalu Tezeusz – kosztuje – i to zapewne sporo. 

     
    Odpowiedz
  24. Jadzia

    Tomaszu Szóstek

    Jadwigo, mysle ze teraz to naprawde Andrzejowi rece opadly. Mysle, ze on sam moze sie o wiele lepiej wybronic z oskarzen o zbednosc srodkow finansowych w prowadzeniu portalu. Andrzejowi pewnie nie wypada tego powiedzic, ale mimo tego, ze na swojej stronie prezentujesz ciekawa sztuke, to poziom obydwu przedsiewziec jest nieporownywalny. Prowadzenie portalu Tezeusz – kosztuje – i to zapewne sporo. 

     

    Po pierwsze, nie zamierzałam porownywac mojej strony z Tezeuszem. Chcialam tylko pokazac, ze można calkiem darmowo stronke zrobic.  Srona Tezeusza i moja mają zupełnie inne cele wiec porównanie jest bezcelowe.. Napisałam zresztą, ze znam wiele portali na darmowych serwerach – to raz.

     

    Po drugie – w Tezeuszu jest mnóstwo podstron, linków odnośnikow, tekstow, owszem. Ale tylko tekstów, bez żadnych bajerów i wodotryskow – co jest najtrudniejsze  –  a sam tekst zmieniac i wprowadzać nie jest ani trudne ani pracochłonne. Są nawet programiki, które formatują tekst z Worda na HTML. No może wybór ewentualnych tekstów może  być pracochłonny, to się zgodze. Ale nie jest to takie kosztowne – chyba, z e Tezeusz płaci autorom za dany tekst, lub przedruk – ale to już inna sprawa.

    Są także na Tezeuszu  formularze, te na ktorych wpisujemy nasze komentarze – fakt tego akurat nie umiem bo nie było mi potrzebne, ale jak wiem trudne to nie jest. Podobnie administrowanie forum ( bylam kiedyś adminem i nie zauważyłam aby to bylo takie obciązające).

    Wierz mi Tomaszu aby prowadzić portal nie trzeba zakladać biznesu i przebierać w pracownikach jak ulęgalkach.

     

     
    Odpowiedz
  25. Halina

    Tomasz

    Lekkosc opiniowania ludzi przez Andrzeja zaczyna mnie fascynowac. Bardzo przypomina mi ono w swojej formie przemawianie z ambony. Co w sumie jest w tym przypadku dosc zrozumiale i zarazem interesujace. 

    Czy ja wiem…czlowiek , to nie produkt, zeby tak go lekko opiniowac. Mozna sie bardzo pomylic. Ani nie jestem zniesmaczona, ani zafascynowana. Po prostu, mam inna wizja i doswiadczenie w relacjach-szef-podwladny. I tyle.

     
    Odpowiedz
  26. herman

    Pani Halina

     Pani Halino.

    Sama semantyka zwrotu "wolność wewnętrzna" narzuca sposób myślenia o niej. Wskazuje, że mamy do czynienia z wolnością, która jest ograniczona przez to co w stosunku do niej pozostaje na zewnątrz. Tak widzę wolność o jakiej pani pisze. Nieskażona, doskonała i niedostępna, zamknięta w czymś na podobieństwo kokonu . Dla dokładniejszego zbadania doskonale nadająca się, aby ją wyabstrahować i umieścić na płytce Petriego, dokładnie sobie z każdej strony obejrzeć, poddać różnym procedurom, jak zmienną w matematycznym działaniu podstawić w różnych sytuacjach i przeanalizować wynik. Ona istnieje tak jak dla Platona istniała idea doskonałego np. koła.
    Mnie bardziej interesuje wolność, że tak powiem in situ, organicznie niemal zrośnięta z ciałem. bombardowana nieustannie milionami impulsów i zmysłowych wrażeń, wystawiana na pokusy zniewalana i deptana zawsze jednak gotowa aby się upomnieć o swoje prawa.
     
    Gwoli wyjaśnienia jeszcze słów parę o " innym wzroku".
    Rok 89 był dla mnie kluczowy. Podejmowałem wówczas wiele decyzji, które miały zaważyć na moim życiu + oczywiście wszystkie sprawy polityczne jakie dokonywały się w Polsce i w które byłem emocjonalnie niezwykle mocno zaangażowany. Kiedy wspomniała pani o "innym wzroku" w kontekście tego pamiętnego dla mnie czasu, pomyślałem przyznaję z pewną dozą egocentryzmu, niedowierzaniem a zarazem uznaniem, że wprawnym okiem wytrawnego psychologa wyłowiła pani z tej archiwalnej fotki jakiś ślad desperacji, która w tamtym czasie mnie dosięgła.
     
    Pozdrawiam
     
    Odpowiedz
  27. Malgorzata

    @Tomek Szóstek

    Ucieszył mnie zarówno tekst Andrzeja, napisany po długim okresie przerwy w pisaniu, jak i to, że Andrzej znalazł czas i chęci, by odpowiedzieć na komentarze. Wiem, że ten tekst jest ważnym krokiem na drodze jego życiowych poszukiwań. Jest próbą pokazania prawdy o pewnym bardzo trudnym egzystencjalnym doświadczeniu, a także próbą – wstępnego przynajmniej – rozliczenia z samym sobą za ostatnie kilka lat.

    Nie zamierzałam komentować tego tekstu ani brać udziału w toczącej się wokół niego dyskusji. Uznałam, że jestem zbyt blisko opisanych spraw i w dużej mierze w nich współuczestniczę, o czym Andrzej był uprzejmy ciepło wspomnieć. Jednak wpis Tomka Szóstka poruszył we mnie taką strunę, która nie chce zamilknąć.

    Tomku,

    postanowiłam Tobie osobiście dedykować tę wypowiedź co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, jesteś jedynym spośród komentatorów tego tekstu, z którym ja i Andrzej mieliśmy okazję spotkać się w realu, a nawet współpracować przy jednym z Tezeuszowych projektów. Dlatego zdziwiło mnie i trochę zabolało, gdy napisałeś, że zacząłeś zastanawiać się, czy wszyscy nie uczestniczymy w projekcie, którego celem jest nabijanie kasy. Rozumiem, że ludzie miewają rozmaite myśli, niekiedy dość straszne i obrzydliwe, ale nie wszystkimi chyba wypada się dzielić, jak nie każdego, kto budzi naszą złość, wypada opluwać czy targać za włosy. Wszak uważamy się za ludzi cywilizowanych…

    Proszę nie udawać, że tekst Andrzeja pojawił się gdzieś w medialnym kosmosie i został napisany przez biznesmena, o którym wiadomo tylko tyle, ile zechciał o sobie napisać. Andrzej pisze na portalu, którego jest założycielem i kilkakrotnie ratował go od unicestwienia w dramatycznych okolicznościach (wybór drogi biznesowej uważam też za taką dramatyczną okoliczność!). Wszyscy komentujący (może z wyjątkiem Tomasza S., nie wiem) znają od lat historię Andrzeja i Tezeusza, co przynajmniej teoretycznie powinno dawać podstawy do jakiegoś kredytu zaufania. Więc skąd, Tomku, to podejrzenie? A może powinnam się przyzwyczaić, bo rozmaite finansowe insynuacje pojawiają się na tym portalu dość często, począwszy od pomysłu, że spędzamy wakacje w górach, defraudując pieniądze jakichś mitycznych fundatorów, przez sponsoring ze strony bliżej nieokreślonych ciemnych sił politycznych, po taki właśnie pomysł jak Twój, że wykorzystujemy naiwnych gości portalu do niecnych biznesowych celów… ? Tak, takie rozwiązania są teoretycznie możliwe i zapewne stanowiłyby niezłą kanwę filmu czy dzieła literackiego. Tyle że Tezeusz to bardzo konkretne owoce, które warto brać pod uwagę wypowiadając się o jego twórcy.

    Zresztą właśnie Ty, Tomku, jako jedyny poza Kazimierzem złamałeś konwencję przemilczania przeszłości, robiąc aluzję, że sposób przemawiania z ambony jest w przypadku Andrzeja zrozumiały. I to jest drugi powód, że właśnie Tobie dedykuję ten komentarz. Zawsze uważałam Cię za człowieka o nieprzeciętnej wrażliwości. Dlatego zachęcam Cię, żebyś zamiast stosować dość niewyszukane argumenty ad personam, postarał się raczej zrozumieć dramat człowieka, który po latach pobytu w zakonie, po osiągnięciu na tej drodze istotnego duchowego rozwoju, nie z własnej woli musiał zejść z tej drogi, ale nie obraził się, lecz wybrał inną ambitną drogę zapewnienia sobie materialnej niezależności po to, aby móc nadal rozwijać się duchowo i wspomagać rozwój duchowy innych; jednakże idąc tą drogą, miewa bolesne poczucie, że stracił kontakt ze swoją duchową głębią, ze swoimi duchowymi korzeniami – to jest rzeczywiście interesująca historia dla wrażliwych i rozumnych…

    Na zakończenie chciałabym Cię uspokoić, że AiK Tezeusza istnieje właśnie po to, aby jego twórcy nie musieli podejmować rozmaitych gier ze sponsorami czy z gośćmi portalu, aby mogli pisać to, co uznają za słuszne i ważne, nie licząc się z ilością kliknięć czy ze statystykami wejść do portalu. Między innymi dzięki temu, że zdecydowaliśmy się zarabiać na portal własną pracą i osiągnęliśmy na tym polu niezłe rezultaty, o czym pisze Andrzej, możemy na przykład bez obawy narażenia się dużej części katolickiego środowiska zapraszać na portal gejów, organizować bez przeszkód rekolekcje ekumeniczne czy realizować inne inicjatywy, kontrowersyjne dla wielu naszych współwyznawców.

    Dziękuję też wszystkim innym komentatorom, którzy dotychczas zabrali głos w dyskusji. Wasze uwagi dały Andrzejowi i mnie wiele do myślenia. Także nad sensem naszych dalszych Tezeuszowych działań i nad formułą portalu w przyszłości. Być może trzeba będzie ją wkrótce zmienić tak, aby lepiej niż dotychczas służyła przede wszystkim osobom, które podobnie jak my nie boją się duchowego rozwoju i nie chcą w nim ustawać…

     
    Odpowiedz
  28. herman

    Małgorzata

     Pani Małgorzato, chcę rozwiać pani wątpliwości. Nie jestem wyjątkiem, znam historię Andrzeja i tego portalu. Przed laty bardziej aktywnie brałem udział w dyskusjach na tym forum, teraz sporadycznie. W dalszym ciągu jednak od czasu do czasu odwiedzam Tezeusza. Przeczytałem  tutaj wiele interesujących rzeczy, ale niemało bzdur i niedorzeczności. 

    Dzisiaj próg mojej tolerancji na absurdy został przekroczony. Cóż to za szaleństwo? To co zostało tutaj powiedziane na temat Andrzeja i jego venture absolutnie zdumiewa mnie i nie będę ukrywał, że dotyka w bardzo negatywny sposób. 
     
    Zdziwiony jestem tym, iż osobie mającej odwagę postawić na szali swoją przyszłość, podejmującej ogromne finansowe ryzyko, które w razie niepowodzenia literalnie grozi życiową klęską, komuś uzależniającemu swoje plany i ambicje od powodzenia tegoż przedsięwzięcia odmawia się prawa do decydowania i rozsądzania czy zatrudnione osoby posiadają odpowiednie kwalifikacje i motywację do pracy, aby firma się rozwijała i przynosiła zyski. Padają oskarżenia o manipulację.  
    Jeżeli ktoś rozpoczyna tzw. działalność gospodarczą to istotnie wkracza na pole walki.  I nie ma nic zdrożnego w stwierdzeniu, że bitwy wygrywa się z najlepszymi żołnierzami. 
    Krytycy jakby trochę zaślepieni świętym oburzeniem ( czy aby tylko?) w ogóle nie chcą dostrzec żadnych korzyść społecznych jakie  niesie za sobą przedsiębiorstwo AiK Tezeusza. Mam tu na myśli choćby  stworzenie kilkunastu miejsc pracy, co przy dzisiejszym bezrobociu nie pozostaje chyba bez znaczenia. 
     
    Zastanawia mnie i smuci zarazem ten brak przychylności w naszym kraju dla biznesowych przedsięwzięć. Do tej pory składałem taki stan rzeczy na karb braku oświeceniowych tradycji i lat spędzonych pod sowieckim butem, dzisiaj trudno mi się ustrzec od przekonania, że za tym brakiem kryją się jednak bardziej przyziemne motywy. 
    Pozdrawiam
     
    Odpowiedz
  29. Halina

    Panie Tomaszu

    Czy aby pan na pewno zastanowil sie nad swoja interpretacja moich wpisow? Nie wiem kto i co narzuca sposob panskiego myslenia. Nic na to nie poradze, ale zeby dyskutowac o wolnosci, trzeba wpierw wiedziec czym ona jest. Nie dopracowano sie jednej definicji wolnosci. Mozna ja rozpatrywac z punktu widzenia filozofii, etyki, praw obywatelskich, wolnosci slowa, wolnosci pozytywnej, negatywnej etc. A nastepnie sprobowac porozmawiac o jej praktycznym zastosowaniu, w zyciowym wymiarze. Wtedy mozna zapytac czym jest wolnosc dla alkoholika, bezdomnego, gospodyni domowej, artysty, nastolatka, skazanca, weterana wojennego etc.

    Wolnosc wewnetrzna wskazuje, a wlasciwie polega na kierowaniu sie w podejmowaniu dzialan w slowach, przekonaniach wlasnym wyborem, ze swiadomoscia, ze ponosze odpowiedzialnosc, za to, co rzeczywiscie czynie, mowie, pisze. Wolnosc zewnetrzna, to nic innego, jak warunek, ktory albo temu sprzyja, albo nie. Pomimo zniewolenia zewnetrznego, mozna zachowac wolnosc wewnetrzna. Taki piekny przyklad to ojciec Kolbe, Korczak i im podobni. Wolnosc, to mozliwosc, a nie wartosc nadrzedna czy absolutna, bo tez i czlowiek absolutem nie jest. Mozliwosc wyboru dobro/ zlo. Ale pisalam juz o tym. Im lepiej poznajemy to, co faktycznie dobre, tym wolniejszym jest sie czlowiekiem. Wolnosc ma tez granice, jej granica, to wolnosc mojego blizniego. Wolnosc polega na wlasciwym doborze srodkow, do moralnie wartosciowego celu. Dla chrzescijanina celem tym jest Zbawienie. Nie tyle wiec zdolnosc wybierania, ale tresc wyborow. Wolnosc wewnetrzna z zasady jest z jednej strony wolnoscia od ( namietnosci, pokus), z drugiej do -stawia sobie za cel uzyskanie autonomii wewnetrznej.

    " Wolnosci nie mozna tylko posiadac, nie mozna jej zuzywac. Trzeba ja stale zdobywac przez prawde"- Jan Pawel II

    Chyba nikt piekniej nie wyspiewal wolnosci od Marka Grechuty

    http://www.youtube.com/watch?v=N6DyDVGrDAo

    pozdrawiam

     

     
    Odpowiedz
  30. Andrzej

    Cóż mogę powiedzieć…

     
    Małgorzata z właściwą dla niej delikatnością i stanowczością napisała, co myśli i czuje. Ma prawo być zaskoczona i zraniona postawą niektórych komentatorów, zwłaszcza Tomka Szóstka. To właśnie Małgorzata od kilku lat dźwiga główny ciężar odpowiedzialności za portal, wspierając jednocześnie firmę. Codziennie ją widzę, jak od godziny 6 rano do 22 w nocy, prawie bez odpoczynku pracuje w portalu i firmie, niewiele dbając o siebie. Przygarnia w katolickim portalu gejów, „heretyków”, różne osoby z pogranicza, stara się z rozwagą i odwagą chronić i zagospodarowywać przestrzeń trudnego dialogu i spotkań, inspirować do pisania tekstów, itp. Bez jej wiary i niestrudzonej aktywności portal nie przetrwałby, a ja nie poradziłbym sobie z budowaniem firmy.

    Każdy kto zna polski katolicyzm wie, jak trudno jest budować z katolikami przestrzeń otwartą dla Innego. Każdy kto zna „polskie piekiełko” wie, że prawie cudem jest współtworzyć w tym kraju przestrzeń spotkania ludzi dobrej woli przychodzących z tak różnym bagażem z wielu życiowych dróg i zakrętów. Wiem, jak Małgorzata cieszy się z każdego dobrego tekstu, nowego autora, udanej rozmowy, owocnych rekolekcji – gdyby nie jej ofiarność, wiele tekstów nie powstałoby w ogóle, lub ugrzęzło w niebycie z powodu różnorakich trudności. Tezeusz nie jest jakimś ogromnym dziełem, ale jak na autorski – obecnie – projekt dwóch osób zapraszających innych do współuczestnictwa, myślę, że przez 10 lat sporo dobrego zrobiło dla wielu ludzi. Wiele wartościowych i twórczych osób wniosło w tę przestrzeń bezcenny wkład.

    Dla mnie Tezeusz jest ważną częścią mojego życia, można powiedzieć nawet domem. Po ostatnim tekście, obmyślanym przez kilka miesięcy, pisanym z drżącym sercem, ja się poczułem, jakbym po długiej, znojnej wędrówce, powrócił do tego domu, opowiedział historię swojej wędrówki i został w moim własnym domu opluty przez niektórych domowników. Jestem wędrowcem zaprawionym w bojach, przechodziłem dużo gorsze próby. Ale w tych dniach coś we mnie pękło. Doświadczyłem jakiegoś radykalnego bezsensu tego projektu. Ludzie, którzy przez lata uczestniczą w trudnym, ale pięknym eksperymencie potrafią, jak coś im nie pasuje do własnej wizji rzeczywistości, z pogardą, brakiem elementarnego szacunku, zwykłego ludzkiego zrozumienia opluwać tych którzy ten dom zbudowali i troszczą się o niego. Tezeusz niczego ich nie nauczył, w niczym nie zmienił, okazał się być jedynie przestrzenią do realizacji egoistycznych kaprysów i potrzeb, bez brania realnej współodpowiedzialności za duchowy i materialny kształt projektu.

    Rozmawialiśmy o tym z Małgorzatą. Damy sobie trochę czasu, by przemyśleć i przemodlić to doświadczenie, ale też cały projekt Tezeusza. Osobiście myślę, że dotychczasowa formuła wyczerpała się i trzeba, albo portal wygasić, albo istotnie zmienić. Wypracowywane przez AiK Tezeusza środki za jakiś czas mam nadzieję umożliwią nam różne decyzje rozwojowe. Proszę też osoby, które nie są zdolne do elementarnego szacunku dla gospodarza-autora o nie wchodzenie z komentarzami na mojego bloga: to jest mój dom, przezroczysty, wystawiony na widok publiczny, ale jednak dom. 

     
    Odpowiedz
  31. eskulap

    @A.M.

    Panie Andrzeju,

    dziękując za to, że jest Tezeusz, chciałbym – w kontekście pańskiej powyższej deklaracji o wygaszeniu lub radykalnej zmianie Tezeusza – zwrócić uwagę na pewną istotną różnicę.

    Myślę, że jest Pan jej świadom, jednak w rozważaniach i modlitwie warto się jej przypatrzeć.

    Różnicę między Panem jako właścicielem Tezeusza, jego infrastruktury, profilu i idei a Tezeuszem jako duchową wspólnotą spotykających się tutaj ludzi.

    Są to nie tylko piszący. Podejrzewam, że na każdego piszącego przypada co najmniej dziesięciu regularnie czytających i kilkudziesięciu sporadycznie zaglądających tu ludzi.

    Nie jest Pan właścicielem tej duchowej wspólnoty, chociaż to dzięki Panu ona zaistniała.

    Nie jestem przeciwnikiem zmian, martwi mnie natomiast ewentualność wygaszenia.

    Nie wiem też w jakim kierunku powinien rozwijać się Tezeusz. Ja znajduję tutaj strawę duchową, jest to dla mnie zielone pastwisko. Dostrzegam jego ograniczenia, dołki, płycizny i słabości, ale przychodzę by się posilić. Nie jest też Tezeusz osią mojego religijnego życia (dla nikogo być chyba nie powinien) ale jest dobrą przystanią.

    pozdrawiam,
    Eskulap

     

     

     
    Odpowiedz
  32. Andrzej

    Właścicielem Tezeusza jest Bóg

      
    Dziękuję Panu za ten głos troski. Nie jestem i nie czuję się właścielem Tezeusza. W sensie prawnym portal należy do Fundacji Tezeusz. W sensie fundamentalnym wlaścicielem portalu, rozumianego jako pewna duchowa przestrzeń łaski, jest Bóg. Ewentualne wygaśnięcie portalu – możliwość która odpowiedzialnie też musi być brana pod uwagę, bo nic ziemskiego nie istnieje wiecznie – nie oznacza zamiaru likwidacji, ale  zaniechanie jego utrzymywania materialno-organizacyjnego, w praktyce oznaczałoby to wycofanie swojego udziału w pracy dla portalu Małgorzaty i mojej, ze względu np. na wybór innego rodzaju aktywności czy służby. Portal wygasłby wówczas samoistnie, bo nie sądzę, żeby jego obecni uczestnicy czy czytelnicy byli w stanie go utrzymać i kontynuować jego Misję. Ponieważ jednak właścicielem portalu jako przestrzeni łaski jest Bóg, nic nie jest przesądzone, bo nie znamy Jego woli i sposobów ewentualnego ocalania tej przestrzeni choćby za pośrednictwem innych osób.
     
    Opcja wygaszania portalu, choć brana pod uwagę, nie jest jednak zasadnicza. Raczej myślimy o kontynuacji, ale z pewnymi istotnymi zmianami.
     
    Pozdrawiam Pana serdecznie
     
    Andrzej
     
     
     
     
     
     

     

     
    Odpowiedz
  33. rzusto

    Droga Malgorzato i Drogi

    Droga Malgorzato i Drogi Andrzeju,

    jestem jak najbardziej daleki od tego, ze portal powstal w celu zarabiania pieniedzy. Odnioslem sie do Twojego komentarza Andrzeju, w ktorym zaznaczyles, ze AiK wspiera dzialalnosc portalu Tezeusz, bo tego calkowicie zabraklo mi w Twoim tekscie blogowym. Wspomnialem o mojej paranoi – w formie zartu – wyglada na to ze bardzo niezrecznego, skoro wszyscy zrozumieli go calkowicie inaczej. Bylem rowniez poruszony tym, ze Twoj wpis blogowy Andrzeju, skupia sie prawie wylacznie na zabezpieczeniu Twojego bezpieczenstwa finansowego. Wlasnie dlatego, ze Was znam i wogole sporo pracowalem w sektorze, w ktorym i Wy pracujecie, uderzylo mnie to, ze tak bardzo w Twoim tekscie zostal pominiety watek, glownej idei powstania AiK. To rozwinelo sie dopiero w komentarzach do tekstu, czesciowo za pomoca rowniez moich spostrzezen. Powtorze raz jeszce. Jestem przekonany o susznosci dzialania portalu Tezeusz i jego wspierania ze srodkow AiK.

    Jest mi przykro, ze spowodowalem u Ciebie Malgorzato tak nieprzyjemne uczucia. Chce przypomniec, ze uwazam Cie za niezwykla osobe. Troche moze i to spowodowalo, ze bylem szorstki i oschly w komentarzach do tekstu Andrzeja. Wiem ile troski i czasu poswiecasz temu portalowi. Mialem odczucie, po tekscie Andrzeja, ze on Ciebie nie docenia. Wiele razy uskarzalem sie na to w rozmowach z Sergio. Dlatego tak bardzo akcentowalem czynniki relacyjne. Brakowalo mi Twojego glosu w tej sprawie. Wszystko wskazuje na to, ze sie mylilem. Przepraszam.

    Andrzeju. Mam pewna trudnosc w akceptacji tego w jaki sposob wypowiadasz sie i opiniujesz innych ludzi. Malgorzata przekonala mnie, ze zartowanie w tym kontekscie z Twojej przeszlosci jest bardzo nie na miejscu. Zagalopowalem sie w niecheci do czesci Twoich spostrzezen. Przepraszam, to co zrobilem bylo brzydkie i niesmaczne. Mam nadzieje, ze mi wybaczysz.

     

     

     
    Odpowiedz
  34. Malgorzata

    @Tomek Szóstek

    Tomku,
    dziękuję za słowa wyjaśnienia i za słowo “przepraszam”, które nikomu chyba nie jest łatwo wypowiadać.
    Wszyscy wyciągniemy z pewnością naukę z tej dyskusji, a mam nadzieję, że w przyszłości będziemy jeszcze niejednokrotnie spotykać się i tak czy inaczej współdziałać w atmosferze większego wzajemnego zrozumienia.
    Pozdrowienia dla Ciebie i Sergio
    M. F.

     
    Odpowiedz
  35. eskulap

    @Andrzej

    >>"Ewentualne wygaśnięcie portalu – możliwość która odpowiedzialnie też musi być brana pod uwagę, bo nic ziemskiego nie istnieje wiecznie – nie oznacza zamiaru likwidacji, ale zaniechanie jego utrzymywania materialno-organizacyjnego, w praktyce oznaczałoby to wycofanie swojego udziału w pracy dla portalu Małgorzaty i mojej, ze względu np. na wybór innego rodzaju aktywności czy służby. "

    Panie Andrzeju,

    dziękuję za odpowiedź. Rozumiem Pana stanowisko i zasadniczo zgadzam się z Pana logiką, dlatego  spokojnie ufam, że podejmie Pan wolną i dobrą decyzję.

    Nie znamy skali wysiłku organizacyjnego wkładanego przez Pana w utrzymanie portalu, ale przypuszczam, że pochłania on sporo energii psychicznej i niemały koszt finansowy. Abstrahując, o ile można, od tego ciężaru i trudności, chcę dać tutaj wyraz ‘oczywistej oczywistości’ – Tezeusz przynosi dobre owoce.

    pozdrawiam,

    Eskulap

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code