Na krawędzi pomyślanego, czyli o sensie filozofii

Kilkanaście lat temu przez prawie rok żyłem jak mnich pustelnik w jednym z polskim eremów. Myślałem wówczas, że w zamilkłej samotności dożyję reszty swych lat. W ostatnim czasie przypomina mi się tamto pustelnicze życie. Kończę aplikację, by przenieść się z Europy do Ameryki, by tam filozofować przez kilka lat. Kiedyś chciałem tam jechać, potem nie bardzo, a teraz po prostu powiedziano mi: świetnie, że nie chcesz jechać, dlatego tym bardziej nadajesz się, by tam pojechać. To są te szczyty jezuickiej mistyki:) Zresztą nie dziwię się, że jezuickim przełożonym tak zależy na filozofach, nawet tak nieopierzonych jak ja: na ich miejscu też nie miałbym zmiłowania. Współcześnie myślenie prawdziwie filozoficzne jest rzadkością, można powiedzieć, że jest prawie nieobecne nawet wśród samych filozofów, a coż dopiero szerzej, gdzie większość z nas błąka się w mgłach powierzchownego relatywizmu z naiwnym uporem niewinnych niemowląt. Żyjemy wciąż w jaskini Platona i zabijemy każdego lub uznamy za szaleńca tego, kto powie nam, że rzeczywistość jest inna, a my jesteśmy w błędzie, czyli powierzchowni. Kilka miesięcy intensywnej pracy zajęł mi powrót po kilku latach przerwy do żywiołu filozoficznej myśli, tak by uznać, że takie zagadnienia jak: nieskończoność, totalność myślenia, realność bytów czy pozadyskursywne źródła etyczności są sprawami realnymi, od których coś zależy. Filozofia skazuje na radykalną samotność. Nie tylko z powodu intensywnej pracy i konieczności nieomal ciągłego niepokojącego myślenia – to dotyczy wszystkich twórczych profesji – ale też dlatego, że filozofia odkrywa rzeczywistość zupełnie nieoczywistą, która burzy poczciwość zdrowego rozsądku twoich bliźnich, a wpierw twojego własnego.

Od kilku tygodni zmagam się z problemem myślenia poza myśleniem, czyli jak myślimy, gdy nie myślimy i dlaczego dopiero wtedy, gdy nie myślimy stajemy się etyczni. I żeby sensownie pomyśleć ten problem, trzeba jednocześnie przestać myśleć, i w tym nie-myśleniu odkryć prawdę. Inaczej mówiąc: czy myślenie jest radykalnie przeciw dobru? czy może być sojusznikiem dobra? To tylko jeden z przykładów filozoficznego tańca na krawędzi. O tym się nie da rozmawiać z ludźmi. A jednocześnie od rozstrzygnięcia prawdziwości tego zagadnienia ma podobno zależeć być albo nie być człowieka, i przyszłość ludzkości. I ja myślę, że częściowo rzeczywiście tak jest. Właściwie nie ma obecnie żadnej etyki, która jedynie mocą swej prawdy wspierałaby kruchość ludzkiego pragnienia dobra. I najwięksi współcześni myśliciele doskonale zdają sobie z tego sprawę. Ludzkość jest intelektualnie nieomal bezbronna w kluczowych zagadnieniach swego losu, a jednocześnie nie ma o tym większego pojęcia i coraz większą determinacją chce wycisnąć z polityki, wojen i ekonomii elementarny ład, żebyśmy choć nie pozabijali się masowo. Nie wierzę, by filozofia mogła samotnie ocalić człowieka. Ale w przymierzu z głęboką wiarą właśnie filozofia – i w pewnym, choć innym sensie może też szuka – jest pierwszym sojusznikiem człowieka. Gdy mocuję się z tym, co dzieje się z myślą, która nie myśli, gdy próbuję pomyśleć myśl, która nie myśli i zdać sprawę z tego, myślenie staje się modlitwą, a jednocześnie w tym, co wówczas pomyślane zawarte jest światło i energia, która rozświetlić może prawdę ludzkich czynów i natchnąć je pragnieniem dobra.

Wracając do pierwszych zdań o eremickim powołaniu. To nie był przypadek. Filozof ze swej istoty jest pustelnikiem. Rozmowy, które toczy są ważne, podobnie jak relacje, które nawiązuje i przez które toczy się żywioł myślenia, bo współmyślenie jest zawsze jakąś rozmową przyjaciół i tworzy przyjaźń. Ale codziennością filozofa jest samotność, to w samotności rozgrywa się pierwszy bój o sens i realność świata nie-oczywistego, na krawędzi po-myślenia.

Oczywiście, to tylko część mego życia. Przychodzi Wielki Post i jako duchowny mocą Bożą wzywam do nawrócenia i głoszę Ewangelię. Co wówczas, gdy stają na ambonie, dzieje się z wiedzą o filozoficznych zmaganiach na krawędzi? Dzieje się coś dobrego. Okazuje się, że największym sojusznikiem filozofii jest Trójca Święta:) której przecież nikt nie rozumie, to właśnie Jeden-Trójjedyny jest do pomyślenia jedynie tam gdy myślenie dobiega kresu. Sojusznikiem filozofii jest każdy napotkany człowiek, który nie może pojąć siebie do końca i sam jest dla siebie zagadką, i który bardziej niż chleba spragniony jest prawdy o sobie, zakrytej w mroku. Filozofia uduchawia spojrzenie: patrzysz na ludzi, którzy mówią jedynie o pracy w Dublinie, a właściwie to o Mega-Pracy, bo to jest tak egzystencjalnie-emigracyjnie-metafizycznie nabrzmiałe), słuchasz ich, i wiesz, że są nieśmiertelni i rozmawiają z tobą o tym, co namacalne i zwykle, bo chcą, żeby wróciło to do nich inaczej: jako kruchość dobra, godności, tajemnica tęsknoty, ale wstydzą się – jak to faceci – mówić o takich sprawach, więc z godną podziwu monotonią jak modlitewną mantrę powtarzają to, co wie każdy, by oddać cześć niewidzialnemu.

 

7 Comments

  1. Anonim

    [i]Od kilku tygodni zmagam

    [i]Od kilku tygodni zmagam się z problemem myślenia poza myśleniem, czyli jak myślimy, gdy nie myślimy i dlaczego dopiero wtedy, gdy nie myślimy stajemy się etyczni. I żeby sensownie pomyśleć ten problem, trzeba jednocześnie przestać myśleć, i w tym nie-myśleniu odkryć prawdę. Inaczej mówiąc: czy myślenie jest radykalnie przeciw dobru?[/i]

    Albo tego nie rozumiem albo zdanie to jest sprzeczne w sobie. Chyba że to jakiś koan 🙂

    [i]
    I żeby sensownie pomyśleć ten problem, trzeba jednocześnie przestać myśleć, i w tym nie-myśleniu odkryć prawdę. [/i]

    Jednocześnie myśleć i nie-myśleć? Przemyśleć sprawę niemyśląc? A może chodziło o doświadczenie nie-myslenia, pozbycia sie mysli i otwarcia się umysłu na dobro – nieskażone niedoskonałą ludzką racjonalnością?

     
    Odpowiedz
  2. Anonim

    Są różne sposoby ucieczki

    Są różne sposoby ucieczki od braku miłości, można po prostu przestać myśleć i zracjonalizować- że to jest oto filozofia, mam wpływ na losy świata!
    Powiem szczerze, że jest to smutne, a nawet przerażające.

     
    Odpowiedz
  3. Andrzej

    PP,

    dziękuję za ciekawy

    PP,

    dziękuję za ciekawy komentarz. Jesteś na dobrym tropie, choć sprawa jest nieco bardziej skomplikowana:) Jeśli ten problem bliżej Cię interesuje zajrzyj do książki Emmanuela Levinasa “Całość i Nieskończoność”. Opracowuję właśnie krytycznie I rozdz. książki Levinasa, gdzie on odkrywa etykę jako wyjście poza skończone myślenie w pustkę ku Nieskończoności, jako szczególnemu “gwarantowi” dobra.
    Pozdrawiam Cię serdecznie.

     
    Odpowiedz
  4. Anonim

    To miłe co piszesz.

    To miłe co piszesz. Przeczytałam Twoją wypowiedź i poczułam, że jestem w domu wśród swoich. Czy myślenie jest radykalne przeciw dobru? Myslenie tylko wtedy jest przeciw dobru gdy zawiera elementy zła. Tak to widzę. A zawiera elementy zła gdy czegoś się nie wie. Co zrobić by wiedzieć? Rozmawiać z Bogiem. Robię to.

     
    Odpowiedz
  5. Anonim

    Czy nie myślenie starczy,

    Czy nie myślenie starczy, czy nie należałoby nie myśleć.
    I czytać Ewangelię w myślach, czy należy patrzeć na kolor i widzieć go nie szukając jego nazwy, jest jeden ten tu.
    Czy nie należy nie myśleć i rzucić się w zupełną działalność dla drugiego człowieka.
    I czym jest sztuka, co ze zmianami jakie doznajemy gdy tworzymy. Dokąd to prowadzi i czy tędy droga. Jak
    suche drzewo może być samo od siebie zielone, przecież nie może czy dobro w nas nie jest wołaniem do Boga.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code